Remont cz 4

Remont cz 4Rozmawiając z majstrem na górze o jakimś wyimaginowanym problemie technicznym, dotyczącym rzekomego wybrzuszenia, udawałam skupienie, lekko kiwając głową.

Domyślałam się, że to tylko pretekst. Ale nagle, nieoczekiwanie zachwiałam się, a deska pod moją stopą faktycznie drgnęła. Stanisław, jakby tylko na to czekał, pochwycił mnie w ostatniej chwili. Jego duże, spracowane dłonie w jednej chwili spoczęły na mojej piersi i pośladku – bezceremonialnie, pewnie, jakby dokładnie wiedział, co robi, jakby ten ruch był wcześniej zaplanowany. Jego palce zagłębiły się w miękkość mojego ciała przez cienki materiał letniej spódniczki, niemal od razu wyczuwając koronki stringów.

Zamarłam. Całe moje ciało zesztywniało, a potem ogarnął je dreszcz. Czułam na sobie ten  dominujący dotyk, jednocześnie oburzający w swej bezczelności i… niesamowicie podniecający. Z dołu dotarł do mnie stłumiony chichot chłopców.

– Majster, trzymaj paniusię tak, żeby nie zleciała! Ha ha… – Głos Bandziorka niósł się echem.

I tak też mnie trzymał: pewnie i mocno. Czułam jego silne ręce, niczym imadła, jedną zaciśniętą na pośladku, niemal wbijającą się w niego, drugą na piersi, której sutek natychmiast stwardniał pod naciskiem męskiej dłoni.

Wpił się nimi, jakby sprawdzał jędrność mojego ciała. Ale też jakby badał... moją  uległość. Miałam wrażenie, że zaraz rozerwie materiał bluzki, odsłaniając wszystko... Czułam jego oddech na swoich włosach, a zapach potu i męskiej skóry uderzył mnie z siłą, która niemal odebrała mi dech.

– Proszę mnie puścić… – wydusiłam z siebie, starając się, by mój głos brzmiał nieśmiało, niemal błagalnie, choć w środku czułam narastające podniecenie, niczym gorącą falę rozlewającą się po moim brzuchu.

W tej jednej chwili zdałam sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazłam. Na tej chybotliwej desce, na wysokości, byłam od niego całkowicie zależna. Jakby zdana na jego łaskę. W jego władzy.  Bez szans na ucieczkę, bez możliwości stawienia oporu. Wiedział o tym doskonale. I wykorzystywał tę chwilę do końca, delektując się nią. Mocno trzymał mnie za pupę i za biust, pewnym, męskim chwytem, który mówił: „Teraz jesteś moja. Na chwilę, ale moja.” Była to zdecydowana, niekwestionowana męska dominacja. Miałam poczucie, że mógł mnie teraz dotykać do woli, niemal bezkarnie, na oczach jego młodych, wygłodniałych pomocników. Z pewnością chciał im zaimponować. I z pewnością dopiął swego – z dołu, niczym szmer drapieżników wpatrujących się w zdobycz, dotarły do mnie półszeptane komentarze chłopców. Niemal z nabożnym zachwytem.

– No to wpadła w jego łapska! – Głos Janusza, zwykle nieśmiały, był teraz pełen nieukrywanego podziwu i zazdrości. Jego intonacja zdradzała, że marzy o tym, by być na miejscu Stanisława.

– Pomacał sobie, aż miło! Kurwa, chciałbym być na jego miejscu! Jakbym ja tak mógł… – dodał Bandziorek, a w jego głosie pobrzmiewała czysta frustracja, niemal żal. Czułam ich wzrok na swoich plecach. Domyślałam się, że ich wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach.

Janusz i Bandziorek stali jak zahipnotyzowani.  

– Już paniusię puszczam – rzucił w końcu Stanisław. W jego oczach, które spotkały moje na krótką chwilę, błysnęła satysfakcja. Nie omieszkał jednak na odchodne, zanim jego duże, spracowane dłonie mnie ostatecznie opuściły, niby mimochodem, pomasować mojej pupy z nonszalancką, niemal bezczelną pewnością siebie. Poczułam jego palce które, jakby chciały zapamiętać każdy centymetr.  

Wywołał tym gorąco, które rozeszło się po moim ciele.

Zaczęłam ostrożnie schodzić po drabinie, każdy szczebel wydawał się wibrować pod moimi stopami, jakby rezonując z narastającym we mnie napięciem. Wiatr znowu uniósł moją spódniczkę, która zafalowała niczym flaga w niepewnej pogodzie, odsłaniając coraz więcej. Poczułam chłód powietrza na moich udach, a potem nagle – szarpnięcie. Ostry, nieprzyjemny dźwięk rozdarcia materiału przeszył powietrze. Moja spódniczka zaczepiła o jakiś wystający gwóźdź i porwała się na samym środku! Rozdarty materiał odsłonił chłopcom jeszcze więcej.

Schodziłam potwornie speszona, czując, jak intensywny rumieniec wpełza mi na twarz, aż po same skronie. Jednocześnie, wewnątrz mnie, rosło dzikie, nieokiełznane podniecenie.  Czułam na sobie ich spojrzenia, które niczym rentgen prześwietlały moje ciało, przenikając przez cienki materiał. Ich szepty, tym razem głośniejsze, bardziej zuchwałe. Docierały do mnie niezawodnie, każde stłumione słowo.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 822 słów i 4762 znaków, zaktualizowała 7 lip o 16:15.

2 komentarze