Kiedyś będziesz mój - Rozdział 42

- Czego chcesz? – rzucił zimno Artur, otwierając puszkę z piwem i siadając obok Anity, która zdążyła się już dawno rozgościć, nawet nie prosząc o zaproszenie.  
- Jak widzę, wciąż lansujesz się na zimnego drania – mruknęła kwaśno, wyciągając mu z dłoni piwo i odkładając je na stół. – Wolałabym, żebyś był trzeźwy podczas tej rozmowy.
- Gówno mnie to obchodzi. – Już chciał sięgnąć po puszkę, ale blondynka chwyciła go mocno za nadgarstek, mrożąc go wzrokiem. – Kurwa, nawet nie można się napić we własnym mieszkaniu.
- Sądząc po wspaniałym wystroju, znowu masz problemy.
- Chuj ci do tego.
- Nie odzywaj się tak do mnie.
- To po co, kurwa, przyjechałaś? – Spojrzał na nią zimno. – Nie jesteś mi potrzebna do szczęścia wraz ze swoimi wyrzutami.
- Nie przyjechałam tutaj po to, aby obarczać cię winą za cokolwiek – powiedziała cicho, spuszczając głowę. – Mój psychiatra zasugerował, że taka konfrontacja po latach dobrze mi zrobi.
- Po co?
- Wciąż nie poradziłam sobie z wieloma rzeczami i jak widzę, ty również.
Pokręcił głową, bo ostatnią rzeczą jakiej pragnął, była wizyta byłej dziewczyny, którą tak mocno kochał i równie mocno krzywdził.
- Ciągle jestem tak samo pojebany, więc nic nie ugrasz. - Zauważył łzy w jej oczach. – I nie waż mi się płakać. Mam serdecznie dosyć twoich ckliwych przemówień, odnośnie tego, jaką bylibyśmy zajebistą parą, gdybym nie był popierdolony, rozumiesz? – warknął zimno. – Ogarnij się albo spierdalaj.
Wiedział, że ją zranił, ale nie mógł zbyt długo wpatrywać się w oczy kobiecie, której…
Gwałtownie wstała, popychając nogą stół. Puszka przewróciła się, a piwo zaczęło się rozlewać. Ze złości, wzięła ją do ręki i rzuciła w niego.  
- Dlaczego musisz to robić?! – krzyknęła zapłakana. – Nie masz uczuć czy co?! Tyle razy mnie zraniłeś i dalej nie ogarnąłeś, że nie robi się tego ludziom, którym na tobie zależy?! – Odwrócił wzrok, więc wcale nie zdziwił się, gdy złapała go za ramię i potrząsnęła jego ciałem. – Nie możesz być z kamienia!  
Również wstał, łapiąc ją za nadgarstki i praktycznie miażdżąc jej ręce. Zawyła z bólu, ale nie puścił jej. Buzowała w nim taka złość, że gdyby była kimś innym… nie potrafiłby się pohamować i podniósłby na nią rękę, jak wtedy.
- Spierdalaj, zrozumiałaś? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie zamknąłeś przeszłości, prawda? – zapytała, próbując mu spojrzeć w oczy. – Obwiniasz się nie tylko o dziecko, ale i o swojego brata. – Odepchnął ją od siebie z taką mocą, że prawie przewróciła się na stolik. – Pokaz sił, tak?! Myślisz, że poprzez agresję zagłuszysz wyrzuty sumienia?!
- Nie waż się… - zaczął, celując w nią palcem. – Doskonale wiesz, że bardzo łatwo mnie wkurwić i trudno powstrzymać! Trzymaj się ode mnie z daleka i wypierdalaj z mojego mieszkania!
Przyzwyczaił się do ranienia ludzi, więc nie dziwił się, że z taką łatwością wypowiedział słowa, które normalnie nie przeszłyby mu przez gardło – oczywiście, gdyby był normalny.  
- Nie wyjdę stąd, dopóki nie zrozumiesz, że na pewne sprawy nie mamy wpływu! Sama wzięłam te tabletki! Nie wpychałeś mi ich do gardła!  
- Kurwa, Anita, liczę do trzech!  
- Nie wyjdę stąd, rozumiesz?! Nikt nas nie rozliczy z przeszłości! Musimy sami to zrobić i nie masz prawa udawać, że jest w porządku, bo jest do dupy!
- Kto ci pozwolił tutaj przyjechać, co?! Myślisz, kurwa, że kilka rozmów z jakimiś popierdoleńcem z tytułem doktora, załatwi sprawę?!  
- Byliśmy młodzi i głupi! Kiedy wreszcie to do ciebie dotrze?!
Pokręcił głową, zaciskając dłonie w pięści. Liczył w głowie do dziesięciu. Musiał się uspokoić, bo rozmowa zaczęła kierować się w kierunku, z którego nie będzie ucieczki.  
- Który normalny facet gardzi własnym dzieckiem, a potem grozi dziewczynie, że ją, kurwa, zostawi?! Znasz takiego dupka?! Bo ja tak! Codziennie na niego patrzę i mam ochotę rozpierdolić mu ryj!  
Widział, że zaczęły trząść się jej dłonie i chociaż łzy spływają po jej policzkach, jeszcze się trzymała. Zaczęły wzbierać w nim litość, więc zaczął gapić się na plamę piwa na podłodze.
- A, która normalna dziewczyna kupuje sobie tabletki i faszeruje się nimi, aby zabić dziecko?! – Chlipała cicho pod nosem. - Nie przeszło ci przez myśl, że to właśnie JA przyczyniłam się do śmierci naszego dziecka?!  
- Nie musiałabyś tego robić, ale zmusiłem cię do tego! Dałem pieprzone ultimatum! Co, kurwa, zapomniałaś?!
Kątem oka widział, jak ociera dłońmi policzki. Pragnął ją przytulić, ale nie mógł. No, kurwa, nie było szans.
- Byłam równie głupia co ty! Boże, kiedy wreszcie to zrozumiesz?!
Zaśmiał się drwiąco.
- Powiedziałem ci już, że masz wypierdalać! Nie będę wracał do tej zjebanej przeszłości! Kurwa, dziewczyno, prawie cię zabiłem!  
Spojrzał na nią lodowato, a ona zaniosła się płaczem. Jego oczy zaszkliły się i chociaż starał się panować nad sobą to wiedział, że wymięknie.  
- Nie winię cię za to… - Spuściła z tonu, uginając nogi w kolanach. – Nie myślałam… nie brałam pod uwagę… W głowie miałam tylko twoje słowa, że… nie chcesz mnie takiej, że nie chcesz nas. Chciałam, żebyś mnie kochał… Ubzdurałam sobie, że kilka tabletek załatwi sprawę. – Podniosła na niego wzrok, a w nim coś pękło. – Kiedy leżałam na podłodze i zwijałam się z bólu, marzyłam, abyś był przy mnie. Zamykałam powieki i modliłam się, abyś pojechał za mną i wpadł do mojego pokoju, wziął w ramiona i powiedział, że to tylko żart, że damy radę… przetrwamy to razem. – Upadła na kolana. – Ale ciebie nie było. Była sama. Czułam, jak coś rozrywa mnie do środka… Ból był nie do opisania, a ty… - Ukryła twarz w dłoniach, a on zamrugał, zdając sobie sprawę, że również płacze. – Tak bardzo cię kochałam – łkała.
Bez zastanowienia podszedł do niej i padł na kolana. Od razu wziął ją w ramiona i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej, czując, że sam właśnie rozpada się na kawałki.



Wracał z pracy, bo kolejny raz musiał zostać po godzinach, aby dopracować projekt, który już prawie stracił. Przeklinał w myślach kolesia, któremu powierzył kilka spraw. Nie podołał, chociaż podkładał w nim wielkie nadzieje. Musiał go zwolnić, bo nie potrzebował takiego żółtodzioba, który przyczyniłby się do strat firmy.
Komórka zaczęła dzwonić, więc odebrał od razu.
- Tak?
- Cześć – powiedziała zapłakana Patryszja.
Zmarszczył brwi.
- Co jest?
- Rozmawiałam z Moniką.
- I?
- Ariel, ona… wściekła się. Mówiłam ci… Jest tak zazdrosna o ciebie, że…  
- Że jak?!
- Boże, mówiła takie okropne rzeczy, a przecież jesteśmy przyjaciółkami! Powinniśmy się wspierać, pomagać, stać za sobą murem!  
Nie panował nad sobą, więc nie był nawet zaskoczony, jak samochód za nim zaczął trąbić, bo wymusił pierwszeństwo.  
- Co dokładnie jej powiedziałaś?
- O Arturze i jak to wyglądało z mojej strony… Podeszłam ostrożnie do tematu, ale ona od razu wpadła w szał, rozumiesz? – Brunetka zaczęła łkać w słuchawkę. – Wściekła się niemiłosiernie, że wolał mnie od niej…
- Przecież, kurwa, z nią sypiał – warknął.
- Chyba dla samego sportu…
- Ja pierdolę. Ktoś go powinien sprać na kwaśne jabłko! - Ostro zahamował, bo tym razem to ktoś inny wcisnął się przed niego. - Jedź, kurwa – mruknął pod nosem, dodając gazu. – Pokłóciłyście się?
- Zagroziła mi, że jeśli będę z Arturem to prześpi się z nim, żeby… Boże, ona nic nie rozumie!
Trybiki w jego głowie zaczęły ostro pracować. Wiedział, co powinien zrobić, bo najwyraźniej nic nie docierało do tej blond idiotki.  
- Kurwa, skończyło się gwiazdorzenie – warknął. – Jadę do niej i, kurwa, pożałuje.
- Ariel! Nie!
- Co nie? Ktoś musi jej wreszcie pokazać, że jest pieprznięta.  
- Ariel…
- Przepraszam, Patryszja, ale muszę to zrobić – powiedział, a potem rozłączył się, rzucając komórkę na boczne siedzenie.  
Zacisnął mocno szczękę, doskonale wiedząc, że ma tylko dziesięć minut, aby zapanować nad własnymi emocjami i nie zabić tej kretynki, która na swojej drodze niszczyła wszystko co dobre.



Blondynka właśnie wkładała naczynia do zlewu. Dłonie drżały jej od chwili, kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi w mieszkaniu Patrycji. Po policzkach płynęły łzy, bo nienawidziła siebie za te wszystkie paskudne słowa, które skierowała w stronę przyjaciółki z powodu pieprzonej zazdrości.
Oparła się dłońmi o zlew i zaczęła wyć.  
Brzydziła się sobą, a przecież musiała jakoś to wszystko naprawić. Artur miał rację. Powinna dać sobie spokój z Arielem i pielęgnować przyjaźń, bo przecież nie miała absolutnie żadnego prawa, żeby oskarżać Patkę o kłamstwa i robienie jej na złość. Brunet od samego początku wzbudzał w niej mieszane uczucia i doskonale wiedziała, jaki jest, kiedy wchodziła mu do łóżka. Takich jak ona miał kilka, więc dlaczego poczuła się tak urażona, gdy dowiedziała się, że dziewczyną jego marzeń jest jej własna przyjaciółka?
Wzniosła oczy ku sufitowi, próbując pozbyć się łez, które uparcie cisnęły się do oczu.  
Usłyszała głośne pukanie do drzwi, więc szybko otarła dłońmi policzki i poszła do przedpokoju, aby otworzyć.  
Została prawie staranowana, bo gdy tylko uchyliła drzwi, Ariel popchnął je nogą i wtargnął do mieszkania, od razu zabijając wzrokiem blondynkę. Zatrzasnął za sobą drzwi i zgrzytnął głośno zębami.
- Co to, kurwa, miało być?! – Zaskoczona otworzyła szeroko usta, nie wiedząc co ma powiedzieć. – Upadłaś tak nisko, żeby jedynej przyjaciółce jaką masz, wbijać nóż w plecy?! Co z ciebie za człowiek?!  
- To nie tak…
- A jak, kurwa?! – zagrzmiał. – Znosiła twoje humorki, pieprzenie się z obcymi facetami, tygodnie milczenia i ani razu nie wytknęła ci tego, że jesteś pojebaną idiotką, która kompletnie nie szanuje uczuć innych ludzi! Co jest z tobą nie tak, do cholery?!
Nigdy nie spodziewała się takiego wybuchu po Arielu. Stał wzburzony, a jego oczach widziała ciskające pioruny.  
- Nie wiem… Ja…  
- Czego nie wiesz, co?!  
- Nie krzycz na mnie – poprosiła cicho, bo w jej oczach znowu pojawiły się łzy.  
- Co? Masz jeszcze czelność prosić mnie o cokolwiek?!
- Ariel – szepnęła łamiącym głosem, wyciągając w jego stronę ręce, ale odepchnął je.  
- Myślisz, że jak zaczniesz płakać i gapić się na mnie poprzez łzy, to zmięknę?! Chyba całkowicie cię pogięło! Nic na mnie nie działa! – Zgrzytnął zębami. - Skończyło się wykorzystywanie mojego dobrego serca!
- Ja nie…
- Nie? – Roześmiał się drwiąco. – Cały czas to robisz!  
- Bo ja… Ariel, ja cię…
- Nawet nie waż się wypowiadać tych słów, kurwa! Nie chcę tej twojej zjebanej miłości! Ulokuj ją w jakimś debilu, z którym pójdziesz do łóżka! Mnie w to nie mieszaj!
Poczuła się tak, jakby dostała w twarz.
- Nie możesz… - zaczęła, kręcąc głową.  
- Masz tydzień, aby pojechać do Patrycji i błagać ją o wybaczenie. Nie wiem, co zrobisz, ale, kurwa, masz się postarać! Padnij nawet na kolana, gówno mnie to obchodzi, masz ją przeprosić!
- A ty…
- O mnie zapomnij, rozumiesz?! Przestałem dla ciebie istnieć!
- Nie! – Złapała go za rękę, ale wyrwał się z uścisku. – Ariel, nie!
- Straciłaś swoją ostatnią szansę!
- Ariel! - Odwrócił się na pięcie i wyszedł. – Ariel!!! – krzyknęła głośniej, wybiegając za nim na klatkę.  
Nie zareagował na jej wołanie.  
Wróciła do mieszkania i zamknęła ostrożnie drzwi, a potem oparła się o nie czołem i zaczęła głośno płakać.  



Dochodziła trzecia w nocy, a on nie potrafił zasnąć. Spał na kanapie, podczas, gdy ona zajmowała łóżko. Od godziny, gapił się w sufit i myślał, jakby wyglądało jego życie, gdyby był normalnym facetem. Anita z pewnością urodziłaby to dziecko. Może nawet pobraliby się? Może nie byłby to od razu ślub kościelny, ale zwykły cywilny, który też spełniłby oczekiwania blondynki. Byłaby bardzo szczęśliwa.
Uśmiechnął się blado pod nosem, ale szybko spoważniał, zdając sobie sprawę, że nie cofnie czasu, a oni już nigdy nie będą razem.
- Śpisz?
W pierwszej chwili, chciał udać, że w istocie tak jest, ale ciekawość zwyciężyła.
- Masz kogoś?  
Doskonale słyszał, jak westchnęła cicho.
- Tak.
- Jesteś z nim szczęśliwa?
- Tak.
Wziął głębszy wdech.
- Planujecie dzieci?
- Artur – szepnęła ostrzegawczo.
- Wiem, debilne pytanie, ale chcę żebyś odpowiedziała.  
- Tomek bardzo naciska, bo to typowy tradycjonalista. Widzi we mnie żonę i matkę swoich dzieci. – Chociaż Anita odpowiedziała, że jest szczęśliwa to nie wyłapał w jej głosie radosnych tonów. – Na początku odwlekałam wszystko w nieskończoność, ale kończy mu się cierpliwość.  
- Chce odejść?
- Tak.
- Dlatego przyjechałaś?
- Tamte wydarzenia, chociaż to było tak dawno temu, wciąż pozwalają mi normalnie funkcjonować. Uwielbiam dzieci, ale myśl, że kolejny raz nosiłabym w sobie taką malusieńką kruszynkę… - Głos się jej załamał. – Tabletki, które wtedy połknęłam, wywołały u mnie poronienie. W najgorszym wypadku, historia może się powtórzyć, a tego nie będę potrafiła znieść.  
- Rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie.
- Wie o mnie?
- Nie.
- Masz zamiar mu kiedykolwiek powiedzieć?
Westchnęła głośno.  
- Myślę, że nie będzie w stanie pogodzić się z myślą, że miałam dziecko i dobrowolnie z niego zrezygnowałam… To naprawdę ciężki temat.
- Kochasz go?
- Dlaczego pytasz?
- Chciałaś urodzić nasze dziecko, bo mnie kochałaś. Z nim musi być podobnie, skoro przyjechałaś tutaj i rozdrapałaś stare rany. – Nabrał ostrożnie powietrza do płuc. – Jesteś silna, czego nie można powiedzieć o mnie.
- Nic się nie zmieniłeś, wiesz? – Miał wrażenie, że uśmiechnęła się, zadając to pytanie. – Nie potrafisz zapanować nad emocjami i ciągle uciekasz w alkohol, po którym robisz się jeszcze bardziej agresywny.  
- Taki już jestem.
- Nie pracujesz nad sobą.
- Nie widzę potrzeby.
Zapadła cisza.  
Zamknął oczy, chcąc jak najszybciej zasnąć, bo dowiedział się wszystkiego, czego pragnął. Anita miała kogoś i była w miarę szczęśliwa. Chciała mieć normalne życie. Zasługiwała na to.
- Jak jej na imię?
Otworzył gwałtownie oczy.
- Co?
- Widzę, jak to mieszkanie wygląda. Ilość alkoholu w lodówce powinna wzbudzić w tobie wyrzuty sumienia. Wszędzie walają się puste puszki po piwie. Gdyby to był inny problem, pewnie obiłbyś komuś twarz, a tutaj chodzi o dziewczynę, której najwyraźniej nie możesz mieć, prawda?
- Anita, nie zaczynaj – poprosił ją, czując jak wszystkie mięśnie jego ciała się napinają.  
- Opowiedziałam ci o sobie, więc mógłbyś przestać grać takiego durnia i opowiedział mi o niej.
- Nikogo nie ma – skłamał.
- Jakoś ci nie wierzę.
Zacisnął mocno szczękę, a potem warknął cicho.
- Musisz być taka upierdliwa?
- Kiedyś, kochałeś mnie za to – przypomniała, co wywołało w nim niechciane emocje. – Nie możesz tak zamykać się w sobie, bo pewnego dnia eksplodujesz.
- Nie baw się w psychiatrę, dobra? – mruknął niemiło. – Nie chce mnie, więc na chuj drążyć temat?
- Nawet, mimo bycia dupkiem, wciąż masz w sobie urok, więc co poszło nie tak?
- Nic. Dobranoc.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Co się stało?
Złorzeczenie na nią w myślach nic nie dawało. Anita zawsze była uparta, ale po co kazała mu mówić o Patrycji?  
- Sypiałem z jej przyjaciółką. Zadowolona?
- Żartujesz sobie?!
- Nie, kurwa. – Przełknął z trudem ślinę. – Mojemu przyjacielowi spodobała się Patrycja, więc nie chcąc zepsuć naszej przyjaźni, przespałem się z przypadkową dziewczyną. Nie skończyło się na jednym razie.
- I wciąż spotykałeś się z tą dziewczyną przyjaciela?
- Nie byli razem, ale zawsze kradłem mu dziewczyny i sypiałem z nimi. Nie chciałem, aby tym razem skończyło się tak samo. Nie wiem, co ona ma w sobie, ale nie mogę… Kurewsko źle to zabrzmi, ale nie potrafię bez niej być.
- Kochasz ją.
- Nie – warknął sfrustrowany.
- Kochasz. Nie kłam.  
Wypuścił ze świstem powietrze z ust.
- Nawet, jeśli tak jest, to co z tego? Nienawidzi mnie.  
- Sam sobie na to zapracowałeś, więc teraz musisz zrobić coś, aby znowu cię zechciała.  
- Już ktoś kręci się wokół niej.
- Masz mało czasu.
- To nie jest takie proste…
- Owszem, jest – przerwała mu. – Myślisz, że ona sama do ciebie przyjdzie, a ty będziesz siedział tutaj i zalewał się w trupa? Pokazałeś jej, że nie jesteś jej wart, więc zrób coś, aby zmieniła zdanie.  
- Głupie gadanie – mruknął pod nosem, robiąc się senny. – I tak dowiem się, kim jest ten debil i zafunduje mu kilka ciosów pięścią w twarz.
- Czemu? – zapytała zaskoczona. – Nikt inny nie ma prawa na nią spojrzeć? Należy do ciebie? Jest twoją własnością? Czy ty kiedykolwiek zrozumiesz, że nikogo siłą nie zmusisz do związku? Obijanie twarzy jakiemukolwiek facetowi z jej otoczenia, nie sprawi, że zapunktujesz u tej dziewczyny.  
- Nie pozwolę żadnemu…
Otworzył szerzej oczy, widząc, jak Anita siada na skraju kanapy i zatyka mu dłonią usta.  
- Pozwolisz, rozumiesz? Jeśli nie da ci drugiej szansy, musisz uszanować jej wybór i pozwolić jej być szczęśliwą. Kochasz ją, więc powinieneś chcieć ją uszczęśliwić. – Chciał coś powiedzieć, ale pokręciła głową. – Nie możesz szantażować i bić ludzi, Artur. Nie jesteś już zbuntowanym nastolatkiem, tylko dorosłym mężczyzną. Dziecinne zachowania nie są dla ciebie.  
Złapał ją za nadgarstek i odciągnął dłoń od swojej twarzy.
- Tylko ona potrafi zapanować nad moimi emocjami. Nie pozwolę, aby ktokolwiek odebrał mi moje prywatne lekarstwo.  
Blondynka zamrugała kilka razy powiekami.
- Uspokaja cię?
- Tak.  
Uśmiechnęła się niemrawo, a on nie wiedział, dlaczego tak nagle posmutniała.
- Czyli odnalazłeś swój sens życia. Gratulacje. – Wstała. – Dobranoc, Artur.
Chciał coś dodać, ale nie potrafił. Zmiana nastroju blondynki trochę wyprowadziła go z równowagi, chociaż sam jeszcze nie doszedł do siebie, a raczej, nie dotarło do niego, że naprawdę zakochał się w Patrycji.
Kurwa, jak to brzmi.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3387 słów i 18830 znaków.

Dodaj komentarz