Kiedyś będziesz mój - Rozdział 12

Siedziała na skraju kanapy i patrzyła na śpiącego Artura, co chwilę przygryzając wargę i przekrzywiając głowę. Był przystojnym mężczyzną, bo ciężko było nazwać go chłopakiem. Spał bez koszulki, więc zauważyła, że ma ładnie umięśnione ramionami, plecy i ręce, bo przecież jest koszykarzem. I te włosy, choć w nieładzie, dodają mu jedynie uroku. No i zarost. Była ciekawa, czy kłułby ją przy całowaniu.
Podciągnęła kolana pod brodę i obejmując rękami nogi, zachodziła w głowę, dlaczego akurat ten chłopak pojawił się w jej życiu? Nie wpychał się na siłę, bo spotkali się przypadkiem, a on nigdy nie wyglądał tak, jakby tylko na nią czekał. Zresztą, do niczego i tak nie doszło, bo najwyraźniej nie spełniała jego wymagań. Ani razu nie rzucił w jej stronę głupim komplementem, już nie mówiąc o taksowaniu spojrzeniem. Nie mogła się zdecydować, czy to co powiedział podczas ich wspólnego tańca, ma jakiekolwiek znaczenie.
Jesteś niesamowita.
Kilka razy powtórzyła te słowa w myślach, ale wciąż miały ten sam, nijaki wydźwięk, jakby zamiast kropki było niewidzialne „ale”. Ale co? Nie tak piękna jak te, z którymi się umawiał? Zbyt zamknięta w sobie? A może chodziło o jej byłego? Owszem, w samochodzie pozwoliła sobie na trochę szczerości, ale powinien być zadowolony. Nie owijała w bawełnę ani nie wylewała rzewnych łez. Przedstawiła mu fakty. Tylko tyle.
Zamruczał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok, przytulając głowę do poduszki.
Może i był mężczyzną, ale w tamtej chwili, wyglądał jak bezbronny chłopiec. Było w nim coś takiego, czego nawet nie potrafiła nazwać. Z jednej strony jej imponował, bo nie wyglądał na kogoś, kto kiedykolwiek się poddaje. Odważny, pewny siebie, bystry, mądry i zabawny, a na dodatek atrakcyjny.
„Monika parsknie śmiechem, gdy dowie się, że między nami nic nie zaiskrzyło” – pomyślała, uśmiechając się krzywo.
- Ale ja bredzę – skomentowała cicho, powoli opuszczając stopy na podłogę.
Musiała się trochę nagimnastykować, aby wstać i przejść do kuchni. Nie chciała złamać Arturowi ręki albo nogi. Nawet nie miała pewności, czy podczas snu nie uderzył głową w stolik. Przymknęła za sobą drzwi i skierowała się do łazienki, aby przemyć twarz i umyć zęby. Rozczesała nawet włosy, pozwalając im ułożyć się w fale. Nie wyglądały źle, ale efekt końcowy mógł być lepszy.
W kuchni, postanowiła zrobić śniadanie. Wyciągnęła jajka, mąkę, mleko i zerknęła przez okno. Zepsuty samochód wciąż stał zaparkowany na chodniku, więc naleśniki mogły choć w malutkim stopniu rozjaśnić dzień Arturowi.
W myślach, dziękowała Arielowi za pomoc. Zabiłaby się, gdyby miała zaproponować komukolwiek niejadalny pasztet i konserwę. Od nowego miesiąca postanowiła bardziej kontrolować wydatki, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy, a z czasem, oddać przyjacielowi całą sumę, którą wydał na jej zakupy.
Samo przygotowanie ciasta było banalnie proste. Z powodu braku blendera oraz zbyt dużej głośności miksera, wymieszała wszystko łyżką. Smażenie wymagało już większej wprawy, bo jedyna patelnia jaką miała, lubiła przypalać wszystko, co nie było mięsem – taki miała kaprys.
Najlepszą patelnię do naleśników zniszczyła na plecach Ariela. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie tamten dzień. Już nie pamiętała, dlaczego mu się oberwało. Wiedziała tylko, że oboje mieli z tego niezły ubaw.
I w jednej chwili, zapragnęła wrócić do dawnej siebie.



Kawa stygła od dwudziestu minut, a Marcin jedynie zaciskał palce na kubku i gapił się przez okno na Warszawę. Był ranek, a słońce próbowało walczyć z ciemnymi chmurami zwiastującymi deszcz, a może nawet burzę. Wujek wynajął mu mieszkanie – nowoczesne, czyste, piękne, ale przeraźliwie puste i zimne. Na nic zdało się kilkugodzinne grzanie kaloryferami, ustawionymi na maksymalną temperaturę.
Czuł chłód, wdzierający się nie tylko pod ubrania, ale wprost do jego serca.
Znów tęsknił.
Obudził się sam w pustym łóżku i przypomniał sobie o Patce oraz jej stylu spania. Zawsze spała na kołdrze, ponieważ wiecznie było jej gorąco. Wielokrotnie musiał w nocy wstawiać, żeby wyciągnąć spod niej kołdrę i ponownie ją okryć. Z czasem, przyzwyczaił się do tego, a w nowym miejscu, zaczęło mu tego brakować.
Pościel nie pachniała nią, ale jakimś proszkiem do prania. Była twarda, zbita i chropowata. Przespał całą noc, ale obudził się zmęczony. Nawet kawa nie smakowała tak, jak zawsze. Wszystko było inne, niewłaściwe, nijakie.
Zacisnął szczękę, patrząc lodowatym wzrokiem na ciemną ciecz. Nie mógł zmusić samego siebie do wypicia tego świństwa, więc podszedł do zlewu i wylał kawę, a potem odstawił kubek. Umył ręce i poszedł do przedpokoju. Stanął przed lustrem i poprawił krawat, który cały ranek uciskał mu szyję.
- To tylko początek. Początki są zawsze trudne. Dasz radę – mówił do swojego odbicia, ale chociaż bardzo chciał uwierzyć, nie potrafił.
Nie mogło go opuścić dziwne wrażenie, że ten wyjazd był jedną, wielką pomyłką. A dla niego i tej wolności, o której marzył, zrezygnował ze wszystkiego.



Artur zaczął się przewracać z boku na bok. Coś mu nie dawało spać. Wkurzony, próbował nakryć twarz poduszką, ale wtedy poczuł znajomy zapach, aż zaburczało mu w brzuchu. Usiadł na podłodze i rozejrzał się wokół, przeczesując dłonią włosy.
Pościel na kanapie była rozkopana, a Patrycji nigdzie nie było, przynajmniej nie w zasięgu jego wzroku. Wziął głęboki wdech, po czym mimowolnie uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że czuje zapach smażonych naleśników. Od razu wstał i wyszedł z pokoju, a gdy tylko otworzył drzwi, usłyszał jeszcze cichy śpiew, któremu bliżej było do kociego miauczenia.
Postanowił najpierw pójść do łazienki i jakoś się ogarnąć. Znowu umył zęby palcem, a włosy zmoczył wodą i ułożył.
Jeszcze nie wymyślił planu odnośnie zepsutego samochodu. Nie miał żadnego pomysłu na odholowanie, naprawę i niezauważony zwrot na jego stałe miejsce do parkowania, czyli kawałek chodnika tuż pod oknem pana Milowskiego.
Sfrustrowany, wyszedł z łazienki i poszedł do kuchni, gdzie spotkał go niecodzienny widok. Ta słodka dziewczyna, wciąż była w swoim pidżamie w te cholerne misie i smarowała naleśniki dżemem, co chwilę nucąc głośniej nieznaną mu piosenkę. Miała dobry humor. Chociaż ona jedna.
- Cześć – mruknął, siadając przy niewielkim stole, wciśniętym w sam róg kuchni.
Patrycja odwróciła głowę w jego stronę, uśmiechając się słodko.
- Cześć, panie Śpiochu. – Posłała mu kolejny uśmiech. – Jak się spało?
- Masz całkiem sporo poduszek.
- Moi przyjaciele nocowali u mnie parę razy i zapomnieli ich zabrać z powrotem.
- Czyli masz przyjaciół? – zapytał oszołomiony.
Roześmiała się, kręcąc głową, jednocześnie zawijając naleśniki.
- A mam. To takie nieprawdopodobne?
- Nie. Po prostu, z tego co zauważyłem, próbujesz walczyć sama ze sobą, a ich przy tobie nie ma. To mnie dziwi. Skoro są twoimi przyjaciółmi, to gdzie teraz są?
Znieruchomiała, a uśmiech znikł z jej twarzy równie szybko, jak się pojawił.
- Trochę nadużyłam ich cierpliwości – odpowiedziała cicho, a potem niespodziewanie postawiła przed nim talerz z naleśnikami. – Jedz, póki są ciepłe.
Postanowił nie drążyć tematu, bo jednoznacznie dała mu do zrozumienia, że więcej mu nie powie. Nie zamierzał się narzucać.
Sama również nałożyła sobie dwa naleśniki i zaczęła jeść. Nie wyglądała na głodną, jedynie skubała palcami brzegi ciasta, marszcząc co chwilę brwi. Intrygowało go, o czym myśli, ale wolał nie burzyć jej wewnętrznego spokoju. O tak, była spokojniejsza niż przy ich pierwszych spotkaniu.
- Smakują? – zapytała, podnosząc na niego wzrok.
- Tak. Bardzo dobre.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado i wróciła do jedzenia.
Zjadł wszystko, cały czas zastanawiając się nad prawdziwym życiem Patki. Kim była? I czy taniec był naprawdę jest pasją czy hobby, skoro nieudolnie szło jej samo tańczenie? Miała w sobie to coś i była urocza, ale czy to wystarczało, żeby…
Potrząsnął głową, odgarniając głupie myśli i odsunął od siebie pusty talerz.
- Dzięki – mruknął, uśmiechając się nikle. – Dobre było.
Patrycja wstała od stołu i zabrała talerz, zostawiając swoje naleśniki oskubane ze wszystkich stron. Zmarszczył czoło, główkując, jakie myśli mogą ją tak pochłaniać, że odmawiała sobie jedzenia. Podniósł się z krzesła i podszedł do zlewu, gdzie zmywała talerz. Stanął obok niej, dobierając w głowie odpowiednie słowa.
- Dziękuję, że mnie przygarnęłaś.
Zastygła, wolno odkładając talerz na prowizoryczną suszarkę i zakręcając kurek w wodą. Obróciła się w jego stronę, patrząc na niego pytająco.
- A ja ci dziękuję za wczorajszy wieczór. Naprawdę, dobrze się bawiłam – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
- Będę się zbierał.
Jej oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu.
- Już? – szepnęła.
- Muszę załatwić holowanie i dobrego mechanika, który w miarę szybko naprawi tego grata. Przed dwunastą muszę odstawić samochód na jego miejsce.
Pokiwała głową. Przyjrzał się jej uważnie. Wydawała się być smutna.
- Jasne. Powodzenia.
Chciała się odwrócić i pewnie wrócić do pokoju, albo zrobić cokolwiek, ale poczuł się winny.
- Patrycja – zaczął, zawieszając głos – mogę ci się jakoś odwdzięczyć za śniadanie?
Otworzyła usta, po czym od razu je zamknęła, przygryzając wargę. Chyba wahała się, albo nie potrafiła znaleźć słów, aby wypowiedzieć swoje myśli na głos.
Zamarł, kiedy nagle odważnie spojrzała mu w oczy i stanęła na palcach, kładąc niepewnie dłoń na jego klatce piersiowej. Przysunęła się bliżej i pocałowała go.
Nie zamknął oczu, będąc w kompletnym szoku. Gdy się odsunęła, zobaczył na jej twarzy niemiłe zaskoczenie. Zmarszczyła brwi, mocno zaciskając usta. Czuł się winny, więc postanowił się wytłumaczyć.
- Wybacz, ale nie nadaje się do związków. Krzywdzę ludzi.
Pokręciła głową, a potem podeszła do stołu i zabrała swój talerz. Lekko trzęsły się jej ręce, gdy otwierała szafkę pod zlewem i wrzucała naleśniki do kosza. Pusty talerz wypadł jej z rąk i wpadł do zlewu.
- Przydatna informacja – powiedziała cicho.
- Patrycja…
- Spoko. Zrozumiałam – przerwała mu, wręcz brutalnie. – Nie wiem, co ja sobie myślałam, skoro od początku tego nie chciałeś. No nic. Idę się przebrać.
Wyszła z kuchni, zostawiając go w kompletnym szoku.
Nie błagała, nie prosiła. Nawet nie zapłakała. Może zrobiło się jej smutno, ale ukryła to przed nim.
Przetarł dłonią twarz, a potem sam poszedł do pokoju. Patrycja stała przed otwartą szafą i wybierała ciuchy. Nawet na niego nie spojrzała. Chciał się odezwać, ale czuł, że zrobiłby z siebie jeszcze większego idiotę – był tego pewien, więc odpuścił. Ściągnął ze stolika swoją koszulkę i wciągnął ją przez głowę. Brunetka cały czas go ignorowała, zajęta sobą.
Sfrustrowany, poszedł w stronę niewielkiego przedpokoju i ubrał swoją skórzaną kurtkę. Ubrał buty i kiedy już chciał się wrócić do pokoju, aby wyjaśnić Patrycji, dlaczego jest dla niej dupkiem, stanęła przed nim. Założyła ręce na piersi i wpatrywała się w niego z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy.
- Czasami działam zbyt impulsywnie. Przepraszam za tamto.
- To ja…
- Zapomnijmy o tym – wpadła mu w słowo, próbując się uśmiechnąć, a potem w pośpiechu ubrała kurtkę i założyła buty. – Wyjdę z tobą, bo lecę na trening.
- Okej.
W kompletnej ciszy, wyszli z mieszkania i zeszli na dół. Nie odezwała się do niego, tylko czasami zerkała na niego kątem oka. Miał wyrzuty sumienia, chociaż nie powinien, bo postawił sprawę jasno, a ona nie buntowała się, tylko przyjęła wszystko ze stoickim spokojem.
Wyszli z kamienicy, zatrzymując się dopiero na środku chodnika. Artur chciał coś powiedzieć, ale kiedy spojrzał na brunetkę, poraził go jej radosny uśmiech.
- Będę trzymała kciuki za tego grata – powiedziała, odgarniając z twarzy włosy, które rozwiewał jej wiatr na wszystkie strony.
- Podobno, stare samochody mają duszę. Ten widocznie ma kryzys wieku średniego.
Oboje się zaśmiali.
- Może.
- Lepiej uciekaj, bo się spóźnisz.
- Trzymaj się. Pa!
- Cześć!
Pomachała mu na pożegnanie, a potem odwróciła się na pięcie i poszła. Zaskoczony, odprowadził ją wzrokiem do pierwszego zakrętu, za którym zniknęła. Spojrzał na samochód i ogarnęło go dziwne uczucie.
Pierwszy raz od bardzo dawna, odrzucił dziewczynę, której się podobał.
Potrząsnął głową, a potem wyciągnął komórkę ze spodni i wybrał szybko numer przyjaciela. Odebrał prawie od razu.
- Stary, co się z tobą działo całą noc?! – napadł na niego Kacper. - Dzwoniłem do ciebie setki razy!
- Wypadło mi coś.
- Co dokładnie? Kolejna panna?
- Mniej więcej – odpowiedział zmieszany. – Mógłbyś przyjechać, bo mam samochód do odholowania.
- Miałeś wypadek?!
- Nie. Nie chciał mi odpalić.
- Gdzie jesteś?
- Wyślę ci smsem adres, okej?
- No dobra – weschnął Kacper.  
- Do zobaczenia!
- Artur?
- Tak?
- Stało się coś? Masz dość niewyraźny głos…
Brunet spojrzał w stronę, gdzie odeszła Patrycję i westchnął ciężko.
- Nic. Zmęczony jestem.
- Dobra. Będę jak najszybciej się da.
Rozłączył się, a potem wsiadł do samochodu i odchylił się na fotelu, wlepiając wzrok w nieokreślony punkt przed sobą. Zaczął bawić się kluczykami, cały czas myśląc o tym, że spławił dziewczynę. Przecież miał plan na wieczór i zrezygnował z niego z niewiadomych powodów.
Ta dziewczyna była jedną wielką niewiadomą. Nie była dla niego seksowna i nie próbowała z nim flirtować. Urzekała go jej naturalność, ale brakowało mu wyrazistości w jej osobowości.
Wściekły, zacisnął szczękę, a potem rzucił kluczyki na fotel pasażera.
I tak się już nie spotkają.



Jechał wolno, próbując skupić się na nowym otoczeniu. W radiu leciała piosenka, która tylko jeszcze bardziej przypominała mu o Patrycji.

“You can tell by the way, she walks that she’s my girl,  
You can tell by the way, she talks she rules the world.  
You can see in her eyes that no one is her chain,  
She’s my girl, my Supergirl.”

Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i docisnął pedał gazu.
Nie podobało mu się, że znowu musiał przyznać Patrykowi rację. Dopiero po dłuższym czasie zaczynał tęsknić.

“And then she’d say, that nothing can go wrong,  
When you’re in love, what can go wrong?  
And then she’d laugh the night turns into the day,  
Pushing her fears further along.”

A może to wcale oto nie chodziło? Ale o ten cholerny telefon w nocy od przyjaciela? Co on mu wtedy powiedział?
„Widziałem ją z kimś. Świetnie się bawili. Chyba ostatecznie poradziła sobie z twoim odejściem. Zresztą… wsiadła do jego samochodu, a doskonale wiesz, jaka ona jest. Gdyby go dobrze nie znała, nie pozwoliłaby się odwieźć do domu.”
Nie potrafił ogarnąć swoich uczuć, w żaden cholerny sposób. Był wkurwiony do granic możliwości i zamiast pojechać do pracy, miał ochotę pojechać na drugi koniec Polski, aby znaleźć tego… Próbował się uspokoić, ale im dłużej myślał o tym, że jego Patrycja w każdej chwili może związać się z innym, wpadał w furię.
- Kurwa! – warknął, gdy niespodziewanie samochód przed nim zahamował, a on w ostatniej chwili wcisnął hamulec.
Zaczął szarpać się z krawatem, bo znowu czuł, że się dusi.

“And then she’d say: It’s OK, I got lost on the way  
But I’m a Supergirl and Supergirls don’t cry.  
And then she’d say: It’s all right, I got home late last night  
But I’m a Supergirl and Supergirls just fly.”

Przymknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech.
Musiał w spokoju przetrawić wszystkie nowe informacje, a co najważniejsze, musiał się dowiedzieć, czy Patrycja wróciła do tańca. Może ten facet był tylko jej nowym partnerem? Przecież nie mógłby być zazdrosny o kogoś, kto tylko z nią tańczy.
Tak, to na pewno był jej nowy partner. Nikt szczególny.
Z tą myślą, pojechał dalej.



Siedziała na sali, tuż przed lustrem i słuchała muzyki, próbując się odprężyć.
Spędziła z Arturem bardzo miły wieczór i jeszcze milszą noc. Żałowała, że pozwoliła sobie go pocałować, bo przecież nie dawał jej żadnych sygnałów. Dobrze się bawili, ale to nie oznaczało, że będą randkować, całować i sypiać ze sobą.
Próbowała przed nim udawać, że jest wszystko w porządku, ale czuła się odrzucona. Nie miała pojęcia, co zrobiła źle, skoro nie potrafiła go zainteresować sobą. Chodziło o ubrania? Brak kompletnego makijażu? A może miał inne upodobania? Może wolał blondynki? Albo rude? Albo te z większymi tyłkami czy piersiami?
Przygryzła wargę, a potem niespodziewanie uśmiechnęła się do siebie i opadła na plecy, wprost na podłogę. Przeczesała dłońmi włosy i westchnęła cicho.

„Yes, she’s a Supergirl, a Supergirl,  
A Supergirl, my Supergirl.”  

Mimo wszystko, pomógł jej znów być sobą. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może jeszcze się spotkają?

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3189 słów i 17723 znaków.

2 komentarze

 
  • Margo1990

    Bomba kiedy kolejna część????



    A co z drugim opowiadaniem również czekam na kontynuację :)

    17 wrz 2017

  • elorence

    @Margo1990 Kolejny będzie już dziś, a tamto opowiadanie... weny mi brakuje na dokończenie drugiej połowy rozdziału :)

    17 wrz 2017

  • Nicole

    Rozdzial przecudowny, uwielbiam twój styl i to jak piszesz. Masz talent i powinnaś go wykorzystać. Będę czekać aż kiedyś wydasz książkę, z chęcią ja przeczytam ???? Pozdrawiam ????

    16 wrz 2017

  • elorence

    @Nicole Bardzo Ci dziękuję za te cudowne słowa! :)

    16 wrz 2017