Kiedyś będziesz mój - Rozdział 31

Złapał ją mocno za rękę i odepchnął, patrząc na nią lodowato.
- Co to, kurwa, było? – warknął, mocniej zaciskając palce na jej skórze.
Skrzywiła się, ale dzielnie wytrzymywała jego spojrzenie.  
- No co? Udajesz świętego? I co ty tutaj robisz, do cholery? Znowu chcesz porozmawiać ze swoim Ideałem?
Cofnął się, mocno zaciskając szczękę.
- Nie twój interes.
- Serio? Jeszcze niedawno zwierzałeś mi się ze swojego parszywego życia bez tej idealnej, nieskazitelnej dziewczyny, której nie zamierzasz oddać serca, ale będziesz do niej wzdychał do usranej śmierci!
Zmrużył oczy, nie mając zielonego pojęcia, do czego dąży ta dziewczyna.
- Zżera cię zazdrość?
- Jasne, chciałbyś – zakpiła. – Jest mi ciebie żal, bo zamiast skorzystać z tego co masz, próbujesz sięgnąć po to, co jest nieosiągalne.  
Wywrócił oczami, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.
- Tak uważasz? Naprawdę? – zadrwił, kolejny raz mrożąc ją spojrzeniem. – Już zapomniałaś, jak mi mówiłaś o jakimś kolesiu, który woli twoją przyjaciółkę?  
- Zamknij się!
- No co? Podwójne odrzucenie boli, prawda?
Zacisnęła usta w wąską linię, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie ruszało go to. Może, gdyby była to Patrycja… W innym wypadku, pozostawał niewzruszony. Monika mogła robić i mówić niestworzone rzeczy, ale nigdy nie przyznały jej racji.
- Nie masz o niczym pojęcia.
- Odnoszę zupełnie inne wrażenie. Po co mnie pocałowałaś?
- Może miałam taką ochotę.  
- To już jej nie miej, bo nie jestem dla ciebie.
- Ostatnio mówiłeś coś zupełnie innego.
- Pewne sprawy miały się inaczej.
- Och, Idealna postanowiła dać ci szansę i pozwoliła potrzymać się za rączkę? – zakpiła, za co miał ochotę ją udusić. – Co ona ma w sobie takiego cholernie cudownego, że nie potrafisz wyrzucić jej z głowy?
- Jest twoim przeciwieństwem, wystarczy?
- Czyli?
- Nie pcha mi się do łóżka.
- Serio? Takie dziewczyny jeszcze istnieją?
- Ty zawsze korzystasz z okazji, prawda?
Westchnęła ciężko, kręcąc głową.
- Myślisz, że mnie zranisz?
- Nie mam takiego zamiaru. Wystarczająco mocno, sama siebie krzywdzisz.  
- Nie będzie twoja – powiedziała dobitnie. – Takie dziewczyny nie chcą być z typami twojego pokoju.
- Skąd to możesz wiedzieć?
Odwróciła wzrok.
- Jeszcze nie zauważyłeś, że oboje do siebie pasujemy? Ranimy ludzi, na których nam zależy. Myślimy, że możemy zmienić pewne rzeczy, ale ktoś już na nas postawił krzyżyk.  
- Co ty bredzisz, do cholery?
Podniosła na niego wzrok, a po jej policzku spłynęło kilka łez.  
- Ja już swoją szansę straciłam. Ty też ją stracisz – mruknęła cicho, a potem odeszła.
Wciąż stał w tym samym miejscu, w którym zatrzymała go blondynka i zachodził w głowę, o co może jej chodzić. Ten jej nagły przejaw czułości, trochę go zaniepokoił, bo nie chciał, aby ktokolwiek to widział. Znajdował się na terenie Patrycji, a więc i wielu innych osób, który mogły okazać się wystarczająco bardzo życzliwe, aby zdać szczegółową relację brunetce.  
Nie mógł się nad tym zastanawiać i wciąż stać, więc ściągnął płaszcz i ruszył w stronę szatni. Musiał wyczyścić umysł i skupić się tylko na tym, aby pokazać Patrycji, że ma w sobie jeszcze resztki dobrego faceta.



Klęczała na zimnej posadzce w łazience, znajdując się niedaleko szatni. Łzy zasłaniały jej cały obraz przed oczami. Żołądek zwijał się w supeł za każdym razem, kiedy jej myśli uciekły w stronę Moniki i Artura. Zaciskała mocno pięści, a potem pochylała się nad muszlą, bo czuła potworne mdłości. Okropna żółć w gardle wyciskała kolejne łzy.  
To miał być piękny wieczór, wręcz przełomowy. Miała przepięknie zatańczyć. Zdobyć wiele komplementów. Usłyszeć oklaski. A co najważniejsze, Ligocki miał dać jej główną rolę, tym samym zapewniając dodatkowe pieniądze, które były jej cholernie potrzebne.  
Opuściła z hukiem deskę, a potem ukryła twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem.
Wszystko musiało się pokomplikować! A przecież dawał jej sygnały! Tyle razy mówił, że rani ludzi, że ona nie jest dla niego i co? Miał rację! Weszła w tą znajomość na własną odpowiedzialność, licząc, jak jakaś smarkula, że zakocha się w niej, a ona będzie w stanie go zmienić.  
Wyszło na odwrót.  
Zmienił ją i uzależnił od siebie.
Oparła się plecami o kafelki i westchnęła ciężko, próbując złapać oddech.
Nie była w stanie stanąć na własnych nogach i wyjść na scenę. Cała siła, jaką w sobie miała, gdzieś wyparowała. Czuła się bezradna, więc tylko wpatrywała się w drzwi, licząc na jakiś cud. Przez głowę przemknęła jej nawet myśl, że to nie mógł być on…  
Usłyszała pukanie, ale nie odpowiedziała. Po krótkiej chwili ciszy, nasiliło się. Ktoś złapał za klamkę, ale zamknęła drzwi na zasuwkę, więc nie mógł wejść. Postanowiła przesiedzieć w łazience cały występ i poczekać, aż wszyscy opuszczą budynek, aby na nikogo się nie natknąć.  
Gdyby spotkała kogoś znajomego… Nie, nie potrafiłaby mu wyjaśnić, dlaczego zrezygnowała z takiej szansy.  
- Patrycja! Patrycja!!!  
Podciągnęła kolana pod brodę, zakrywając uszy dłońmi.  
- Patka!  
Głos Eweliny, jak i Wojtka, przeplatały się ze sobą. Chodzili po całym korytarzu i ją wołali, a ona wciąż siedziała cicho.  
- Boże, zamknęła się w łazience? – zapytała spanikowana blondynka.
- Ktoś tam na pewno jest. Szukałaś wszędzie?
- Tak! Cała grupa Igi jej szuka!
- Kurczę, co się z nią stało? Przecież nie mogła zapaść się pod ziemię! – Kolejne pukanie bez jakiegokolwiek odzewu ze strony Patrycji. – Kto tam jest?!
- Może pójdę po portiera, co?
- Wyważę je.
- Oszalałeś?! – zapiszczała. - Każą ci pokryć wszystkie koszty! Stać się na to, bogaczu? – zadrwiła.
- Ewelina!
- Dobra, idę już! Tylko czekaj na nas!
- Okej.
- Wojtek, mówię poważnie.
- Ja też!
Opuściła ręce, oplatając nimi nogi i oparła podbródek o kolana. Przymknęła oczy, nie mogąc powstrzymać kolejnych łez, które spływały jej po policzkach.  
Dlaczego jej to zrobił? Czy nie pokazała mu, że wolałaby szczerość niż takie mydlenie oczu? Co mu dały te wszystkie kłamstwa? Nawet się ze sobą nie przespali!
- Patka! Wiem, że tam jesteś! - Zacisnęła mocno usta. – Otwórz te cholerne drzwi! Słyszysz? – Zacisnęła dłonie w pięści. – Słyszysz? – powtórzył. - Za piętnaście minut macie być na scenie! Rozumiesz to?!
„Wszystko stracone” – pomyślała, już godząc się z porażką.
- Wyważę je!
- Zostaw mnie w spokoju! – zawołała płaczliwie. – Idź stąd!
- Patka, wyjdź!
- Nie!
- Musisz być na scenie!
- Nie!
- To twoja szansa! – Cisza. – Patka, naprawdę je wyważę, do cholery! Patka!
Głośny huk sprawił, że ze strachu szerzej otworzyła oczy. Kolejne uderzenie było mocniejsze i sprawiło, że drzwi prawie wyszły z zawiasów. Przełknęłam z trudem ślinę, powoli podnosząc się z posadzki. Przytuliła plecy do ściany i czekała, nawet nie siląc się na szukanie wymówek.  
Zamek odskoczył, upadając na podłogę, a drzwi otworzyły się i stanął w nich Wojtek. Już na pierwszy rzut oka, wyglądał na wściekłego.
- Co to ma być?! – wybuchł, obejmując całe pomieszczenie dłońmi.
- Nic – mruknęła w odpowiedzi, zsuwając się na podłogę.  
Kucnął i uważnie przyjrzał się jej twarzy.
- Dlaczego płaczesz?
Odwróciła wzrok.
- Żyję. Możesz już iść.
- Co się dzieje?
- Nic. Przecież ci już powiedziałam.
Westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy.
- Stresujesz się tym występem? Przecież Ligocki nie pożre cię żywcem, tylko dlatego, że w tak krótkim okresie nie nauczyłaś się baletowych sztuczek.
Starła palcami łzy i uśmiechnęła się cierpko.
- Naprawdę myślisz, że z takiego błahego powodu wylewałabym z siebie morze łez? Nie uważasz, że to trochę przesadzone?
- W takim razie – zaczął, sadowiąc się wygodnie na posadzce – powiedz mi, co się stało.
Pokręciła stanowczo głową, nawet nie wyobrażając sobie, jak mówi ledwo poznanemu chłopaki, że została zraniona przez jakiegoś idiotę.  
Nie, nie i nie!
- Nie dam rady wyjść na scenę.
- Bo?
- Po prostu. Nie i już.
- Gdzie leży problem? Wstydzisz się Ligockiego?
Wywróciła oczami.
- Dlaczego tak się go uczepiłeś? Na tym świecie żyje o wiele więcej osób, które mnie stresują.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
- Nie mogę zatańczyć. Nie dzisiaj.
- Nie można tego przełożyć. Klamka zapadła. Występujesz dzisiaj. – Zerknął na komórkę i westchnął. – A dokładnie, to za jedenaście minut.  
- Ewelina dostanie główną rolę, czyli tak, jak z góry było założone. Żadna krzywda mi się nie stanie, jeśli zostanę wykluczona z tego spektaklu – kłamała. – Jakoś przeżyję.
Wojtek zmrużył oczy.
- Czy na sali jest osoba, której nie chcesz widzieć?
- Skąd to założenie?
Wzruszył niedbale ramionami.
- Ewelina coś wspominała, że minęła na korytarzu jakiegoś kolesia, z którym się rzekomo spotykasz.  
- Yhym.
- To o niego chodzi, tak?
- To dość… skomplikowana sprawa – odpowiedziała, łamiącym się głosem.
- Co zrobił?  
Wypuściła głośno powietrze z płuc, patrząc na Wojtka, który nie zamierzał odpuścić.  
- Przeceniłam go – wydusiła z siebie. – Bywa.
- A dokładnie?  
- Nie jestem jedyną dziewczyną w jego życiu, której poświęca tak dużo uwagi.  
Łzy znowu zaczęły płynąć, a Patrycja nie potrafiła nad nimi zapanować, całkowicie się im poddając. Objęła się mocno ramionami, ignorując mokre policzki.
- I akurat dzisiaj dowiedziałaś się o tym, tak? – Pokiwała głową. – Co za skurwiel! – Brunetka skrzywiła się mimowolnie. – Wybacz – dodał przepraszająco.
Spuściła głowę.
- To wszystko mnie przerasta.
- Pozwolisz mu na to?
- Na co?
- Na zniszczenie sobie życia?
- To tylko jeden spektakl.
- Zniknęłaś na bardzo długo. Ostatnim razem. – Zagryzła wargę. – Większość osób o tym pamięta. Jeśli zrobisz to po raz kolejny, na stałe wykluczą cię ze wszystkich przesłuchań. Nie będzie odwrotu.  
- Nie możesz mnie zmusić, abym wyszła na scenę i skompromitowała się na oczach ludzi, którzy we mnie wierzą! Tam są moi przyjaciele! Nie mogę im kolejny raz pokazać, że nie daję rady, rozumiesz?
- Nie możesz? A jednak to robisz!
- Ty nic nie rozumiesz! – zdenerwowała się, zaciskając dłonie do bólu. – Uwielbiam taniec, ale nie wykrzeszę z siebie niczego…  
- Udowodnij to! – Pokręciła gwałtownie głową. – Udowodnij samej sobie, że dasz radę i jesteś ponad to!
- Nie…
- Patka – powiedział wolno, łapiąc ją za dłonie i spoglądając głęboko w oczy – jesteś ponad to. Uwierz w to.  
- Nie mam siły – szepnęła, starając się odepchnąć jego dłonie. – Nie wywieraj na mnie presji.
- Ktoś musi.
- To koniec. Nie chcę tego!
Położył dłonie na jej ramionach, a potem ujął jej twarz w dłonie. Wpatrywała się w niego ze strachem.
- Poradzisz sobie – powiedział wolno. – Wyjdziesz na scenę i pozwolisz muzyce mówić za siebie. Wyrzucisz z głowy wszystkie myśli i staniesz się melodią, wyczuwalnym rytmem. Będziesz słyszała tylko muzykę i to jej się poddasz.  
- Wojtek, ja nie…
- Dasz radę. Wierzę w ciebie.
W jego oczach zobaczyła swoje odbicie. Nie przypominała siebie. Była bezbronną i bezsilną dziewczyną, która nie potrafiła zapanować nad własnym życiem. Zamiast wyjść naprzeciw wszystkim przeciwnościom, chowała się przed światem.  
Pomógł jej wstać i jeszcze raz złapał ją za dłonie, dodając otuchy. Nie wiedziała nawet czemu, ale chwilę później, tuliła się do niego, czując, jak znika jedna tysięczna ciężaru z jej serca, a gdzieś głęboko w środku, pojawia się iskierka nadziei.  
Przecież imię bruneta nie jest nazwą końca jej świata.  



Siedział zamyślony i patrzył na pustą scenę, na którą padało światło tylko jednego reflektora. Znalazł takie miejsce, aby nie mieć wokół siebie nikogo. Po tym, co zobaczył w przedsionku teatru… Mógłby zrozumieć wszystko, naprawdę, ale ten pokaz jaki zrobiła Monika tylko jeszcze bardziej go zasmucił.  
Chciała mu udowodnić, że może mieć każdego, ale czy to nie było tak, że ten facet, mógł mieć każdą?
Nie był sam pewien, co go bardziej poraziło. Fakt, że blondynka całowała się z innym, czy może to, że tym innym był Artur. Artur, który spotykał się z Patryszją i próbował zbliżyć się do niej, powoli uzależniając ją od siebie.  
Westchnął, czując dyskomfort w żołądku.  
Nie miał pomysłu na rozwiązanie tej sprawy. Szczerze wątpił, aby którakolwiek ze stron wiedziała o tym wszystkim. Owszem, Patryszja miała złe przeczucia i kazał jej je rozwiać, a wyszło coś takiego…
Rozejrzał się wokół i wtedy go zobaczył. Siedział sam, kilka rzędów niżej.  
Po co przyszedł? Aby jeszcze bardzie zamydlić oczy brunetce? Całkowicie ją od siebie uzależnić? Sprawić wrażenie, że troszczy się o nią?  
Zacisnął szczękę, z ledwością powstrzymując się, aby nie podejść do Artura i nie kazać mu wyjść. Jego obecność mogła wiele spraw pokomplikować, a on już nie chciał widzieć zdołowanej Patryszji, która rezygnowała nawet z tańca przez złamane serce.
Musiał to wszystko przemyśleć i podjąć jakieś kroki, bo jeśli brunetka się zakocha… jeśli już się zakochała… Nie, wolał o tym nie myśleć.  
Patryszja była mądra, nie mogłabym popełnić takiego błędu.



Człowiek w całym swoim życiu, dokonuje wielu złych wyborów. Ignoruje sygnały ostrzegawcze, rady innych i brnie w coś, co tak naprawdę nie ma absolutnie żadnego sensu. Pewne znajomości warto zakończyć, nawet jeśli dopiero się zaczęły. Niektórzy ludzie nie zasługują na uwagę, szacunek i czas.  
Patrycja odnosiła wrażenie, że gdzieś umknęła jej ta życiowa lekcja.  
Poznała Artura na tyle, aby od razu stwierdzić, że przyniesie więcej smutku i łez niż szczęścia. To nie był typ faceta, który się zakochuje i obsypuje swoją dziewczynę płatkami róż.  
Za to pasował do niego opis zwykłego i egoistycznego dupka, który myśli, że może zdobyć każdą. Liczy do woli złamane serca i chełpi się nimi, jak ostatni…
Wzięła głębszy wdech, przyciskając pięści do czoła.  
Od kilku minut starała się uspokoić, bo musiała wyjść na scenę i spróbować zatańczyć to, na co tak ciężko pracowała z Eweliną. Jeden incydent nie mógł przekreślić jej marzeń. Wojtek miał rację.  
Smutek zamieniła w złość, bo to zawsze napędzało ciało do działania. Nie miała innego wyjścia. Musiała się wściec na Artura, aby poczuć adrenalinę płynącą w żyłach. Musiała mu udowodnić, że nie przejmuje się niczym, chociaż fakt, że tą inną była jej najlepsza przyjaciółka…
Czuła się podwójnie zraniona, bo jak miała spojrzeć w oczy Monice? Pewnie obie o sobie nie wiedziały i każda z nich myślała, że jest jedna jedyna.  
Opuściła powoli ręce i wypuściła wolno powietrze z płuc. Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, więc obróciła głowę i uśmiechnęła się blado do Eweliny, która zerkała na nią z troską.
- Damy radę – szepnęła, a chwilę później wyszły na scenę.



Sposób, w jaki Patrycja pojawiła się na scenie nie wzbudził pozytywnych odczuć w Monice. Pochyliła się do przodu i oparła się dłońmi o kolana.  
Coś było nie tak.
Muzyka wcale nie obudziła brunetki, bo kiedy Ewelina wprawiła swoje ciało w ruch, Patrycja wciąż stała nieruchomo na scenie.  
Piosenkę przerwano, a po chwili ponownie włączono.
Tym razem było o wiele lepiej, ale blondynce ciągle coś nie pasowało. Patka nigdy nie tańczyła z takim wzburzeniem i nigdy, przenigdy, nie sprawiała wrażenia tak agresywnej na scenie. Zlała się całkowicie z tekstem piosenki i płynęła razem z nim. Ewelina była dodatkiem do tego wszystkiego, bo całą robotę odwalała brunetka ze swoją taneczną charyzmą.
Zawsze miała talent, ale to, co pokazywała na scenie… Jakby obudziła w sobie nieznaną siłę, która pozwoliła jej zatańczyć inaczej niż zawsze.
W tym wszystkim, było coś jeszcze. Monika przyjrzała się uważniej przyjaciółce i zobaczyło jeszcze jeden czynnik tego wspaniałego występu.  
Patrycja płakała.
Żal ścisnął serce blondynki i sprawił, że chciała do niej pobiec i mocno przytulić.  
Nie wiedziała, co się u niej dzieje… Nie rozmawiały ze sobą od tygodni. Zdawkowe rozmowy o niczym i ta wieczna zazdrość Moniki o Ariela, podczas, gdy Patrycja najwyraźniej wzdychała do kogoś innego.
Poczucie winy, jakie ją ogarnęło, raz na zawsze wymazało jej z głowy Ariela w objęciach przyjaciółki. Nie zrobiłaby tego. Nie ona. Od mydlenia oczu i zaciągania facetów do łóżka, była ona sama. Patka nie dałaby rady. Nie mogłaby, bo przecież od razu się zakochiwała i oddawała serce.
Pytanie: komu tym razem je dała?

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3159 słów i 17232 znaków.

Dodaj komentarz