Kiedyś będziesz mój - Rozdział 17

Siedział w pustym mieszkaniu, bo chociaż miał inne plany dotyczące spędzenia wieczoru, wszystko szlag trafił, kiedy zobaczył śmiejącą się Patrycję w towarzystwie Kacpra.  
Zgrzytnął zębami i rozsiadł się wygodniej na kanapie, gapiąc się obojętnym wzrokiem w ekran laptopa, gdzie widniało zdjęcie innego motocykla, który mógł wylicytować.  
Naprawdę, nie miał zielonego pojęcia, dlaczego od dwóch godzin był taki wściekły i chciał upić się do nieprzytomności, tak jak za czasów Młodego…  
Odchylił do tyłu głowę i wziął głęboki wdech, a potem kolejny i jeszcze jeden. Musiał się natychmiast uspokoić, jeśli chciał być trzeźwy i niczego nie zniszczyć. Rozpamiętywanie brata w samotności, jeszcze w takim stanie w jakim był, mogłoby wpędzić go w niepotrzebne kłopoty, których unikał jak mógł.  
Tylko po co Kacper wyrwał się z tym cholernym zaproszeniem? Nie mógł jeszcze trochę poczekać? Zainteresować ją przez rozmowę, a potem pożegnać się i pójść? Wolał od razu się narzucić. Obiecał sobie, że następnym razem w niczym mu już nie pomoże, a już na pewno nie poda dziewczyny jak na tacy.
Komórka zawibrowała w jego kieszeni, więc niechętnie wyjął ją i zerknął na wyświetlacz.
„Stary! Ona jest niesamowita!” – pisał Kacper.
Zacisnął szczękę aż do bólu, a następnie rzucił komórkę na stół.  
Musiał oczyścić swój umysł, a rozmyślanie o Patrycji i Kacprze… z pewnością nie należało do najlepszych rzeczy. Postanowił skupić się na motocyklu, więc pochylił się do przodu i w napięciu czekał, aż licytacja dobiegnie końca.
Zaciskał tak mocno pięści, aż zbielały mu kłykcie.
Tym razem musi wygrać.



Brunetka od dobrych piętnastu minut, śmiała się cały czas. Za każdym razem, gdy próbowała napić się kawy, Kacper mówił coś tak rozbrajającego, że musiała odstawiać kubek na stolik, aby niczego nie rozlać.  
- Jesteś… - Znowu musiała się roześmiać, bo wygiął usta w podkówkę jak mały chłopczyk, a potem sam parsknął śmiechem. – Nie wytrzymam z tobą!
Udawał, że zerka na niewidzialny zegarek na swoim nadgarstku.  
- Jeszcze musisz się ze mną pomęczyć z godzinkę.
- Czemu akurat godzinkę?
- Abym mógł zaliczyć to spotkanie jako randkę.
Zagryzła usta, odwracając wzrok. Poczuła na policzkach gorąco, ale nie czuła się z tego powodu skrępowana. Kacper był miły i na swój sposób… nawet czarujący. A te oczy! Mogłaby w nie patrzeć godzinami, tym bardziej, kiedy były takie roześmiane i pełne blasku.
- Randka wymaga zgody obu stron – powiedziała wesoło.
- Zgodziłaś się.
- Na spotkanie przy kawie.
- Przykro mi, ale przekształciło się ono w randkę.
- Bo?
- Nie chodzi się na zwykłe spotkania ze ślicznymi dziewczynami.
Pokręciła głową, niedowierzając w te słowa.
- Musisz się bardziej wysilić!
Zrobił zabawną minę, udając, że się zastanawia.
- Zabrzmiało tandetnie? - Skrzywiła się nieznacznie, twierdząco kiwając głową. – Jestem zmuszony wymyśleć coś lepszego, ale cokolwiek nie powiem, zabrzmi banalnie.  
Podparła głowę dłonią, opierając łokieć o stolik.  
- Nic na siłę – mruknęła, uśmiechając się do niego delikatnie. – Nie oczekuję serenad pod oknem, co swoją drogą byłoby dość zabawne, bo mam przekochaną sąsiadkę, która uwielbia takie ekscesy.  
- Yhym. Musicie mieć bardzo barwne życie osiedlowe.
Wzruszyła ramionami.
- Co kto woli.
- No dobrze, ale wróćmy do tańca. Dlaczego?
- Dlaczego: co?
Uśmiechnął się szeroko.
- Dlaczego tańczysz?  
Zamyśliła się na chwilę, a jej usta mimowolnie wygięły się w półuśmiech.  
- Ludzie robią różne rzeczy, aby zapomnieć. I chociaż tu nie chodzi o kwestię samego zapominania, to podczas tańca można poczuć się wolnym. Inni osiągają ten stan upijając się do nieprzytomności albo ćpając, a jeszcze inni wdają się w bójki, albo w ryzykowne sporty. Jest wiele sposobów, aby przestać myśleć i w moim odczuciu, taniec jest w tym najlepszy.
Kacper zmarszczył brwi, a potem podrapał się po głowie.
- Spotkało cię coś przykrego?
- Nie – odpowiedziała pewnie. - Znaczy się, nic wyjątkowego – poprawiła się, omijając sprawę ojca i jego śmierci. Nie czuła, żeby ten facet był godny jej zaufania. Dopiero co go poznała. - Codziennie ludziom zdarzają się mało przyjemne rzeczy. A im bardziej ktoś się przejmuje, tym gorzej to przechodzi.
- Sam mam swoje hobby, ale nie traktuje go jako odskoczni. Mało rzeczy mi w życiu nie wychodzi. – Skrzywił się. – No dobra, moje relacje z kobietami są naprawdę kiepskie, ale z reszty życia jestem zadowolony. Mam fajną pracę, przyjaciela, no i całkiem normalną rodzinę. – Odchylił się na krześle. – Tak naprawdę, niewiele potrzeba mi do szczęścia.
- Być może dlatego, że jest mężczyzną.
Westchnął.
- Nie mogę się z tym zgodzić.
- Dlaczego?
- Znam kogoś, kto nigdy nie był szczęśliwy, a również jest mężczyzną.
Upiła łyk kawy i chociaż była już chłodna, nie wzdrygnęła się.
- Każdy, chociaż raz w życiu był szczęśliwy.
- Nie on. – Sposób, w jaki wymówił te słowa sprawił, że atmosfera stężała.
- To ktoś bliski?
- Przyjaciel.
- I nic z tym nie robisz?
Kacper zrobił zszokowaną minę, gapiąc się na nią w totalnym osłupieniu.
- Ja?
- A niby kto inny? – zapytała zdumiona. – Przecież jesteś jego przyjacielem – wytknęła mu.
Zmieszał się, ale tylko na chwilę.
- Zmiana tematu – zarządził. – Temat Ponuraka zostawimy sobie na inny dzień, dobrze?
- Byłby zadowolony, że tak o nim mówisz?
Zbladł.
- Uznajmy, że nie było tematu, okej?
Cofnęła rękę i uśmiechnęła się słabo.
- Boisz się go?
- Nie – odpowiedział szybko.
Wybuchła śmiechem.
- Kim on jest, że wzbudza w tobie taki strach?
- To nie strach, po prostu… - Westchnął ciężko. – Kiedy go poznasz, o ile w ogóle pozwolę ci na to, od razu zorientujesz się o co chodzi.
Nie podobały się jej te słowa.  
… o ile w ogóle pozwolę ci na to.
Że co?
- Nikt nie przyjaźni się z potworem, a właśnie robisz z niego własnego przyjaciela.
Nie miała pojęcia, dlaczego nie potrafi utrzymać języka za zębami. Musiała się przyczepić, bo kiedy tylko wyobraziła sobie, że Ariel albo Monika, obgadywaliby ją za plecami… Nie, nawet nie chciała o tym myśleć! Przyjaźń to przyjaźń.  
Zapadła cisza.  
Patrycja w spokoju dopiła swoją kawę, chociaż była już niesmaczna. Unikała wzroku Kacpra, bo czuła się poniekąd winna, że tak na niego naskoczyła.  
- Masz rację. Zachowałem się jak dupek.
Zaskoczona, uniosła jedną brew do góry.
- Ale jak to mówią? Z kim przystajesz, taki się stajesz – powiedział, a potem wybuchł śmiechem, co ostatecznie rozładowało napiętą atmosferę. Nawet brunetka zaśmiała się cicho. – Powiedziałaś, że taniec daje ci wolność… Tylko, że to wszystko kłóci się z faktem, że każdy tancerz należący do konkretnej grupy, musi nauczyć się kroków.
- Tu nie chodzi oto, że poprzez tańczenie byle jak, czuję się wolna. Chodzi o samo uczucie. – Uśmiechnęła się. – Co czujesz, kiedy grasz?
- Frajdę.
- I tylko tyle? – zapytała zawiedziona. – Żadnej nutki ekscytacji, determinacji czy chęci bycia najlepszym?
Skrzywił się.
- I znowu wracamy do tematu mojego przyjaciela, bo widzisz… - urwał na chwilę, skupiając wzrok na pustym kubku po kawie. – To nie jest, że nie lubię wygrywać, bo to naprawdę fajne uczucie, ale nie mam żadnego parcia na to. Lubię grać. Tylko tyle.
- Oboje gracie?
- Tak.
- I w ogóle nie interesuje cię rywalizacja?
- To coś innego!  
Roześmiała się.
- No tak, przecież przekazano wam w genach, aby rywalizować o bycie samcem alfa w stadzie – powiedziała rozbawiona. – I na jakim etapie jesteś?
- Jestem betą. Chyba.
Przeczesała dłonią włosy, próbując nie parsknąć śmiechem.
- To kto jest alfą?
- A jak myślisz? – zapytał z wyczuwalnym sarkazmem. – Cholera. Nawet, gdy go nie ma obok, czuję się tak, jakby był. – Przetarł dłońmi twarz, gwałtownie poważniejąc. – Ale o takich sprawach chyba nie rozmawia się na pierwszej randce, prawda? - Pokręciła przecząco głową. - W takim razie, wróćmy do twojego tańca.  
- Co chciałbyś jeszcze wiedzieć?
- Można cię gdzieś zobaczyć?
Zarumieniła się.
- Nie jestem żadnym eksponatem, ale jutro mam otwarte przesłuchanie w teatrze, więc gdybyś był zainteresowany to…
- Jasne! Super!
Zawstydził ją swoją reakcją, ale uznała ją za dobry znak.  
- Będzie dużo ludzi?
- Niekoniecznie. Mało kogo obchodzą takie rzeczy – powiedziała smutno. – Teatr umarł i chociaż próbuje wstać z klęczek, nie wychodzi mu to.
- Dużo osób chodzi o teatru.
- Naprawdę? – zadrwiła. – Wśród znajomych… Dobra, to złe porównanie, bo większość moich znajomych tańczy i to nie tylko na parkiecie teatru. Wystarczy, że zastanowisz się nad miejscem, gdzie najwięcej ludzi chodzi.
Wzruszył niedbale ramionami.
- Siedzą w domach.
- Gdyby jeszcze tak było… Przesiadują w knajpach, klubach albo tracą czas przed telewizorem, oglądając ogłupiające filmy i seriale.  
- Jesteś ambitna.
Znowu twarz zaczęła ją palić, więc spuściła głowę, próbując zakryć się włosami.  
- I na tym polega większość moich problemów.
- To znaczy?
Wybuchła śmiechem.
- Ale to nie jest temat na pierwszą randkę.
Pokiwał głową, śmiejąc się pod nosem.



Było już dostatecznie późno, gdy Marcin został oderwany od projektu, jaki zlecił mu wujek. Całokształt przekraczał jego kompetencje, jak i umiejętności, ale chciał udowodnić wszystkim, że nie bez powodu przyjechał do Warszawy i potrafi osiągnąć wszystko, gdy tylko tego zechce.  
Komórka nie przestawała dzwonić, doprowadzając go do szału. Na samym początku jeszcze liczył, że dzwoniła Patrycji, a serce rosło mu w piersi na samą myśl, ale kiedy tylko telefon odezwał się znowu, serce zamieniło się w okropnie ciężki kamień.  
Podenerwowany, podreptał do kuchni i zanim chwycił komórkę, spojrzał na migoczący wyświetlacz, na którym widniało imię siostry brunetki.  
Po co dzwoniła? Czy Patrycja powiedziała jej o zerwaniu? Jak to przyjęła?  
Był naprawdę ciekaw i w jakiś sposób tęsknił za małą Olą, która była taką typową, szaloną nastolatkę, na dodatek tak upartą, że potrafiła zawsze postawić na swoim.  
Nie był w nastroju do żadnych rozmów, więc wyciszył tylko dzwonek w telefonie i wrócił do biurka, aby ponownie zająć się projektem, a raczej jego szkicem.  
Uniósł palce nad klawiaturą i zamarł.
Upartość Oli przypomniała mu o Patryku i o jego ciągłych telefonach. Chciał, żeby wrócił. Naprawił wszystko z Patrycją i wrócił.
Opuścił dłonie na kolana i odepchnął się stopą od podłogi, obracając krzesło w stronę okna. W szybie zauważył swoje mizerne odbicie, więc szybko odwrócił się w stronę komputera i wrócił do pracy.
Gdyby tylko wszystko było tak proste…



Ariel leżał w łóżku od godziny i nie potrafił zasnąć. Blondynka spała w pokoju, gdzie zazwyczaj spali jego rodzice, podczas nieczęstych wizyt. Gdyby nie stan, w jakim się znajdowała, pewnie odwiózłby ją do domu. Bał się, żeby nie zrobiła żadnej głupoty, a już na pewno, żeby znowu nie wylądowała z przypadkowym facetem w łóżku.  
Cały czas próbował zrozumieć, jak tak krucha dziewczyna potrafi się zdobyć na uprawianie seksu z całkowicie obcym facetem.  
W każdej intymności potrzebne było zaufanie, co oznaczało, że Monika nikomu nie ufała. Szła na żywioł, co wcale nie było dobrą opcją.  
Przymknął powieki, marszcząc brwi.
Co go obchodziło z kim sypiała? Dlaczego tak go to trapiło? Jako dorosła, mogła robić wszystko, więc skąd te myśli?
- Ariel?
Zaskoczony, gwałtownie otworzył oczy i uniósł się na łokciach, gapiąc się na Monikę, która stała w drzwiach, próbujących obciągnąć jeszcze bardziej w dół krótkie spodenki, które od niego pożyczyła. Były wystarczająco długie, aby sięgały jej kolan.
Wyglądała…  
Próbował skupić swój wzrok na jej twarzy, ale chyba już zaczynał rozumieć o co chodzi tym wszystkim facetom, którzy najbardziej wolą dziewczyny w swoich ubraniach.  
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał, zapalając lampkę.
Zagryzła wargę, nie patrząc na niego.
- Nie… Znaczy się… tak – plątała się. – Nie chcę być sama.
Gapił się na nią w kompletnym szoku.
- Czyli?
- Mogę spać z tobą? – zapytała cicho, błagalnym głosem.  
Takiego pytania nie spodziewał się, więc milczał dłuższą chwilę.
- Przecież jeszcze niedawno mówiłaś, że nawet gdybym był ostatnim…
- Nieważne – mruknęła. – Zapomnij o tym.
Już chciała się odwrócić i odejść, ale Ariel podniósł się do pozycji siedzącej i mocno nachylił się do przodu, łapiąc ją za rękę w ostatniej chwili.  
- Hej! Gdzie idziesz? Przecież żartowałem!
- Nie mam nastroju do takich głupich żartów – powiedziała markotnie, patrząc mu odważnie w oczy.
- Przepraszam, okej?
- Yhym.
- Mam pójść spać na podłogę?
- Nie musisz – szepnęła, podchodząc bliżej łóżka.
W pokoju zrobiło się duszno albo zdawało mu się.  
Z dużym ociąganiem, przesunął się na jedną stronę łóżka, robiąc wystarczająco dużo miejsca blondynce do spania. Nawet wydzielił jej większą część kołdry, więc jakie ogromne było jego zaskoczenie, kiedy zgrabnie wsunęła się pod kołdrę i ułożyła obok niego.  
- Boisz się ciemności? – zapytał bez złośliwości.
- Nie. – Westchnęła ciężko, a potem z lekkim wahaniem, podniosła głowę i położyła ją na ramieniu Ariela. Praktycznie wstrzymał oddech, kiedy jej dłoń objęła go mocno w pasie. – Nienawidzę samotności.
Cieszył się, że zawsze spał w pidżamie, bo inaczej mogło być mu trudniej. Może, gdyby Monika była brzydka lub nie w jego typie, dałby radę to wytrzymać, ale kiedy zawsze w jej obecności świerzbiły go dłonie? Miał wykorzystać jej bliskość i okazać się takim dupkiem, jak wszyscy faceci, z którymi sypiała?
- Coś nie tak? – zapytała cicho.
- Te przytulanki są konieczne?
- Nie – mruknęła płaczliwie, próbując się od niego odsunąć, ale niespodziewanie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. – Co robisz? Przecież…
- Próbowałem rozładować atmosferę.
- Jesteś w tym kiepski.
- A ty, marudna.
Dźgnęła go palcem w bok, więc syknął cicho.
- Przestań taki być – szepnęła rozkazująco.
Wywrócił oczami, ciesząc się, że go nie widzi, po czym sięgnął dłonią do lampki i wyłączył ją.  
- Dobranoc.
- Ariel?
- Tak?
- Czy ja jestem trudna?
- W jakim sensie?
- Wydaje mi się, a przynajmniej mam takie wrażenie, że to ja spaprałam znajomość z Łukaszem.  
- Niby dlaczego?
- Może, gdybym była bardziej otwarta, wyrozumiała i taka do rana przyłóż. Podobno faceci lubią takie.
Westchnął ciężko.
- Musisz być sobą. Udawanie kogoś, kim nie jesteś… to nigdy nie wyjdzie ci na dobre.
- Nazwał mnie dziwką.
Ariel znieruchomiał, czując wzbierający gniew. Zmusił Monikę, aby na niego spojrzała, po czym warknął cicho.
- Czemu cię tak nazwał?
- Sama nie wiem. Rzucał się o wszystko. – Zacisnęła mocno usta. – Był zazdrosny o ciebie i nie podobało mu się, że nie rozpowiadam wszystkim studentom, że spotykam się z nim.  
- Co?! Moment… z kim ty się spotykałaś?
Blondynka spojrzała na niego skruszona.
- Ja… tylko nie wkurzaj się za bardzo, dobrze? – Już chciał jej odpowiedzieć, że przecież jest dorosła i może sama podejmować decyzje, ale powinna robić to dobrze i z głową. – Łukasz jest doktorantem. Mam z nim jedne ćwiczenia i…
- Spotykałaś się ze swoim nauczycielem? – wykrztusił zszokowany Ariel. – Monika!
- Wpadliśmy sobie w oko i… jakoś poleciało – zaczęła się tłumaczyć. – Zresztą, wiem, że to był fatalny błąd.  
- Chociaż tyle – mruknął kwaśno.
- On nie potrafił albo nie chciał zrozumieć, że mógłby mieć kłopoty przez nasz związek.  
- Mogłaś zostać nawet wydalona z uczelni! Jesteś na ostatnim roku i robisz taki cyrk?  
- Oj, Ariel… ty nic nie rozumiesz!
Przestał ją obejmować i obrócił się na bok, unosząc się na łokciu. Spojrzał jej prosto w oczy, próbując doszukać się pewności siebie, jaką posiadała dziewczyna, która jeszcze kilka dni temu potrafiła zwyzywać go od najgorszych. Ciemność, niewiele pozwoliła mu zobaczyć, ale wystarczyło mu, że była z nim w jednym łóżku, całkowicie bezbronna i krucha.
- Wytłumacz mi, co on takiego miał, że wskoczyłaś mu do łóżka? – zapytał, ale gdy tylko zauważył, jak blondynka się krzywi, dodał: - Przepraszam za mój brak taktu, ale nie jestem przyzwyczajony do nowej wersji ciebie.
- Nowej? – pisnęła. – Zawsze taka byłam.
- Nigdy nie pozwoliłaś mi się poznać z tej lepszej strony.
- Nikomu na to nie pozwoliłam – poprawiła go. – Czuję się bezpieczniejsza, kiedy mam maskę na twarzy.
- Czemu?
- Możemy o tym porozmawiać innym razem?
- Jasne – odpowiedział pewnie. – Co z tym Łukaszem?
- Ciężko mi to wytłumaczyć, ale myślałam, że ktoś kto ma względnie dobrą posadę, samochód i mieszkanie, będziesz kimś odpowiednim do stworzenia związku.
- I?
Opadła na plecy, obracając głowę w jego stronę.
- Przeliczyłam się. Jak zawsze.
- Chcesz stabilizacji?
- To głupie słowo.
- Dlaczego?
- Musisz zadawać tyle pytań? – zapytała sfrustrowana. – Czuję się, jak przesłuchaniu FBI.
- Nigdy cię nie przesłuchiwało, więc skąd wiesz? – mruknął wesoło, ale od razu jęknął, bo blondynka uderzyła go pięścią w brzuch. – Za co mnie bijesz?
- Jesteś dla mnie okrutny.
Rozbawiony, nachylił się nad nią, uśmiechając szeroko.
- Dopiero mogę taki być.
Przyśpieszony oddech blondynki zmroził go na krótką chwilę. Myślała, że ją pocałuje? Zaskoczony, odchrząknął, a potem sam opadł na plecy i zagapił się w sufit.
- Ariel?
- Tak?
- Uważasz, że jestem ładna?
- Nie odpowiem na to pytanie – odpowiedział automatycznie, zamykając oczy. – Dobranoc.
- Dlaczego? – Nie odezwał się, a kiedy Monika ponownie przytuliła się do niego, dodatkowo zakładając nogę na jego uda, był przekonany, że oszaleje. – Ariel? Dlaczego? – Próbował panować nad sobą, a dokładnie to nad reakcjami swojego ciała. Niewiele mu brakowało, aby pocałować blondynkę, skoro tak bardzo garnęła się do tego. – Odpowiedz – naciskała.
Westchnął ciężko.
- A jak odpowiem, dasz mi spać?
- Yhym.
- Wszystko z tobą w porządku. Dobranoc.
- Co to znaczy?
Jęknął z irytacji, otwierając gwałtownie oczy.
- Nie zadawaj mi takich pytań – odpowiedział zły.
- Dlaczego się złościsz?
Dlaczego, gdy tylko chciała, potrafiła się zachowywać jak mała dziewczynka, która nie ma zielonego pojęcia o świecie? I dlaczego, akurat w jego łóżku?
- Dobranoc – powtórzył stanowczo.
Objęła go mocniej w pasie, podciągając udo niebezpiecznie wysoko. Położył na nim dłoń, próbując je zepchnąć w dół, ale to tylko pogorszyło sprawę.
- Monika – jęknął.
- Co?
- Jestem facetem, do cholery.
- No i?
- Podobno nie chcesz się ze mną przespać, zapomniałaś?
Potulnie zabrała nogę, ale uścisk wokół pasa nie zelżał.  
- Przepraszam – szepnęła skruszona. – Czyli mogę ci się podobać?
- Jeśli zaraz nie pójdziesz spać, zamknę cię w łazience – zagroził. – Dobranoc – powtórzył kolejny raz.
Zapadła cisza, więc w duchu odetchnął z ulgą. Ciąg pytań się urwał, więc wreszcie mógł pójść spać.
- Dziękuję – usłyszał jeszcze, co go tylko niepotrzebnie rozmiękczyło, więc objął ramieniem blondynkę, przyciągając ją mocniej do siebie.
„Przynajmniej mam czyste sumienie, więc rano mnie nie zabije” – pomyślał.  



Noc była bardzo chłodna, ale Patrycja nie mogła spać. Stała na balkonie, obejmując się mocno ramionami, jednocześnie myśląc o przesłuchaniu, od którego nerwy skręcały jej żołądek. Nie chciała dać plamy, bo przecież długo nie trenowała. Może i znowu potrafiła się rytmicznie poruszać, ale musiała też zachwycić jury gracją, taktem oraz pomysłowością.
Przypomniała sobie rozmowę z Kacprem i mimowolnie, uśmiechnęła się. W ogóle, wydawał się być całkiem w porządku, chociaż miał dziwny problem z przyjacielem. Może tylko wydawało się jej, ale odnosiła wrażenie, że żył w jego cieniu i całe jego życie było związane właśnie z nim.
Ale miała szansę przekonać się już wkrótce, czy tak naprawdę jest, bo wziął od niej numer, a ona podała mu go bez zbędnego gadania.  
Przez krótką chwilę pomyślała o Arturze, ale szybko zepchnęła go w sam kąt swojej głowy.  
Zaprosił na turniej, ale nie przyszedł - co to miało znaczyć?
Westchnęła cicho, a potem spojrzała w niebo i uśmiechnęła się, widząc pierwsze płatki śniegu, migoczące w świetle ulicznych lamp.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3763 słów i 21236 znaków.

1 komentarz

 
  • Margo1990

    Poszedł szybko no kolejną część ;)

    23 wrz 2017

  • elorence

    Będzie jutro :)

    23 wrz 2017