Kiedyś, poza granicą czasu

Wieczorem, kiedy leżałem w łóżku, do głowy zaczęły przychodzić mi różne myśli. Głupie, mądre, nudne i interesujące.  
Jedną z nich była myśl o rodzinie. O mamie, zwykle uśmiechniętej, krzątającej się po kuchni.  
O tacie, zwykle zapracowanym, a jak nie w pracy, to pijącym z kumplami albo grającym w karty z typami od pokera.  
Tata był nałogowym hazardzistą. No właśnie był... Nie widziałem go, kiedy był. Zauważyłem, kiedy zniknął.  
Pewnego dnia wróciłem ze szkoły. W domu wszystko normalnie. Mama była w pracy, tata też.  
Zasiadłem do odrabiania lekcji, a o 17 wróciła mama. Tata zjawił się w domu o 19.  
- Tomek, chodź tu. Mam sprawę do ciebie. - powiedział po powrocie.  
-Co jest? - powiedziałem niechętnie, siadając koło niego na kanapie.  
Myślałem, że chce na mnie nakrzyczeć, bp tak zwykle wyglądały nasze rozmowy.  
- Co byś powiedział na wspólny wypad na ryby? Tak tylko ty i ja.  
Jutro rano byśmy wyjechali, a wrócili pojutrze, w czwartek.  
- A moja szkoła? poza tym, ty lubisz wędkować?
- Naukę nadrobisz, a nie musimy koniecznie wędkować. Pograłbyś na gitarze przy ognisku, nauczyłbyś mnie.  
Zjedlibyśmy kiełbaski, poszli na spacer do lasu. A ty kiedyś spałeś w namiocie? Wiesz jak to jest?
Po chwili zastanowienia zgodziłem sie.  
Poszedłem do swojego pokoju, a zamykając drzwi usłyszałem, jak mama chwali tatę za ten pomysł.  
Nazwała to integracją ojca z synem.  
Nazajutrz o 10 wyjechaliśmy z domu, a po 3 godzinach byliśmy nad jeziorem Białym.  
Mają tam ośrodek wypoczynkowy, ale po co to komu. Mi podoba się pomysł z namiotem.  
Rozstawiliśmy ten prowizoryczny dom poszliśmy do lasu na krótki spacer.  
Tata pokazał mi drzewo na którym dawno temu wyrył scyzorykiem imię mamy, Teresa i serduszko.  
- Zabrałem ją tu na 3 randkę. – uśmiechnął się, po czym poszliśmy dalej.  
Pochodziliśmy trochę po lesie, potem zwiedziliśmy pobliskie miasteczko, aż o godzinie 17 wróciliśmy do namiotu.  
- Nie wiedziałem, że grasz – powiedział tata jedząc kanapkę, kiedy zacząłem brzdąkać na jego gitarze.  
-Mało o mnie wiesz – spojrzałem na niego spode łba.  
-Słuchaj – nachylił się nade mną – Chciałbym naprawić te stracone lata. Te, kiedy spotykałeś mnie na ulicy, a ja napity nie wiedziałem kim jesteś. Od dzisiaj nie pije.  
-Ta, mówiłeś tak miesiąc temu – Zagrałem kolejny akord.  
- Ale to już naprawdę jest ten dzień. Patrz – Wyszedł z namiotu i wyrzucił do jeziora butelkę po małej wódce.  
- Symbolicznie – Powiedział widząc mój wzrok
- Zanieczyszczenie środowiska się zwiększa.  
- Ale rodziny się jednoczą – podszedł i przytulił mnie- Zobaczysz, naprawimy stracony czas.  
Usiedliśmy w namiocie i jedząc kanapki, tata opowiadał mi o swoim dzieciństwie, podbitym w podstawówce oku i kilku dziewczynach, od których nie mógł się opędzić. Dowiedziałem się o nim rzeczy, jakich nigdy mi nie mówił. Ten wyjazd to był jednak dobry pomysł. Poczułem, że mam tatę.  
Przegadaliśmy kilka godzin, i o godzinie 23;35 poczuliśmy senność. Miałem ochotę dalej słuchać taty ( pierwszy raz od 14 lat, bo pijackie mamrotanie mało mnie obchodzi ) ale musieliśmy iść spać. Zapakowaliśmy się do śpiworów.  
Noc minęła spokojnie. Słyszeliśmy świst lekkiego wiosennego wiatru, szum drzew i wody. Było ciepło. Na zewnątrz i w moim sercu, bo fajnie odzyskać tatę.  
, Rano ok. 6 obudziłem się i nie zastałem taty w namiocie. Pomyślałem, że siedzi już z wędką i łowi szczupaki, ale wędka została na swoim miejscu. Nasza łódka też.  
Wyszedłem i rozejrzałem się po brzegu. Żadnych śladów taty. Przeszukałem okolice namiotu, ale nic nie znajdując postanowiłem zapuścić się w las.  
Krzycząc " tato! " przemierzałem leśne ścieżki, zbaczałem z nich błądząc po krzakach, ale taty jak nie było, tak nie ma. Znalazłem szczęśliwe drzewo rodziców, a pod nim tatę.  
- Tata? – podchodziłem powoli, myśląc, że jednak się upił i zasnął pod drzewem. Ale butelki też nigdzie nie ma. Zbliżyłem się dotknąłem zimnego policzka. Popatrzyłem na zamknięte powieki, chciałem wyczuć niewyczuwalne już walenie serca i choć lekki oddech z jego ust. Nic, Jedyne co znalazłem, to rana z której ulała się krew.  
- Kurna – złapałem się za głowę, ocierając łezkę i próbując powstrzymać wulkan, jaki miał zaraz we mnie wybuchnąć.  
-Kocham cię – powiedziałem stojąc już zalany łzami. Odzyskałem go wczoraj, a po kilku godzinach straciłem. Dlaczego?
Usiadłem koło niego i zacząłem opowiadać o swoim życiu. Jego dusza już mnie nie słyszy, ale mogę mówić. Wczoraj opowiadał on, teraz ja.  
Ale kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu, wróciłem do namiotu, zwinąłem go. Ale nie wiedziałem, jak wrócić do domu. Co do taty, to wyjąłem z bagażnika łopatę. Zdecydowałem, że skoro umarł tu, w tak szczęśliwym i znaczącym dla niego miejscu, to niech tu zostanie.  
Z bagażami wyszedłem na ulice i złapałem stopa. Zatrzymał się jakiś facet, na oko 35 lat.  
- Gdzie jedziesz? – zapytał otwierając drzwi granatowego Volsvaggena Golfa.  
- Zamość. Po drodze pan ma?
- Da się załatwić. A co robisz sam w środku lasu? – Uważnie obserwował jezdnię, wydawał się miły.  
Podwiózł mnie pod sam dom. Podróż byłą przyjemna, jego koledzy byli fajnymi chłopakami.  
Mama wybiegła przed dom, kiedy mnie zobaczyła.  
- A gdzie tata? – Uściskała mnie. – I kim są ci panowie?
- Dzięki. Możecie już jechać – powiedziałem do chłopaków.  
Kiedy odjechali, mama dalej patrzyła na mnie jakby przeczuwała złe wieści.  
-Znalazłem go nieżywego pod drzewem, gdzie wyrył twoje imię – spuściłem głowę.  
Mama zmieniła smutny wyraz twarzy na płacz. Po chwili oboje staliśmy przytuleni na podwórku. W naszych głowach krążyły myśli Kto i Dlaczego?

- I rano wstałeś, poszedłeś go szukać, a potem znalazłeś go przy tym drzewie? – zapytała mama, kiedy już emocje opadły.  
-Tak. Fajnie było. Gadaliśmy, wygłupialiśmy się, a od razu musiał iść z tego świata.  
-Chyba miałam dobry pomysł z tym wyjazdem. – powiedziała mama i położyła mi rękę na policzku – Będzie dobrze, musimy się trzymać razem.  
Na pierwszy rzut oka wyglądałoby to okej, ale kiedy mama poszła do drugiego pokoju wzięła w dłoń ich zdjęcie ślubne i zaczęła płakać nad nim. Przymknąłem drzwi do pokoju, w którym była. Sam poszedłem do swojego pokoju i zacząłem wspominać wczorajszy wieczór. Było fajnie. Najlepszy dzień z tatą w moim życiu. I ostatni.  
Następnego ranka zjedliśmy z mamą śniadanie. Wzięła sobie urlop żeby odreagować tę całą sprawę. Tata pewnie teraz jadłby ze mną rybę, ale jemy z mamą grzanki. Jednak ryba z tatą byłaby o niebo lepsza. Nie chodzi o smak, chodzi o atmosferę. O to, żeby jak to tata nazwał " naprawić stracony czas ". Aktualnie, czas który nam zabrano.  
Kiedy kończyłem ostatnia grzankę, pod dom podjechał samochód, którym wczoraj podwiózł mnie facet, który z niego wysiadł.  
- Dzień dobry. Wpadłem zobaczyć, jak się czuje mały. Był jakiś taki smutny, więc pomyślałem… - mówił przez drzwi, dopóki mama nie powiedziała.  
-To nie pana sprawa. Proszę stąd odjechać.  
- Może mógłbym jakoś pomóc? – Po tym mama otworzyła drzwi, żeby spławić gościa. Ale ten mówił:
- Pani też nie wygląda najlepiej. Co się stało? – Jego głos uspokajał mamę, słuchała go i wpatrywała się, jakby był aniołem zesłanym przez Boga, żeby ukoić jej ból po stracie męża.  
- Niech pan wejdzie = zaprosiła go.  
-Rafał – przedstawił się i podał jej rękę.  
- Teresa – powiedziała i poprowadziła gościa do salonu.  
Mama z Rafałem zaczęli rozmawiać. Łatwo jest wygadać się obcemu. Pewnie dlatego ludzie chodzą do psychologów.  
Mama opowiedziała mu historie o tacie, o tym jaki był, i wspomniała coś o mnie. Rafał zawołał mnie do siebie. Skoro mama mu zaufała po kilku minutach, chyba też mogę zamienić z nim kilka słów.  
- Tęsknisz za nim, co? – powiedział, kiedy usiadłem obok na kanapie.  
- Wiesz, pierwszy raz pojechaliśmy gdzieś razem. Czułem się fajnie, zbliżyliśmy się do siebie. Opowiedział mi o sobie, ale ja nie zdążyłem opowiedzieć o moich pasjach, problemach, o mojej filozofii życiowej. Nie zdążyłem mu się wygadać.  
- Kiedyś będziesz miał szanse. Wiesz, jak wyobrażam sobie niebo?
- Ja myślę, że to spokojne miejsce.  
- Lepiej. Wszyscy są szczęśliwi, ich marzenia są spełnione. Maja tam taki swój świat i żyją wiecznie. Możesz podejść do kogoś, kto został ci tak nagle odebrany i dokończyć zdanie wypowiedziane do połowy. Możesz na nowo pokochać osobę, która zginęła w wypadku. Powiedzieć komuś, ile dla ciebie znaczy. Odwiedzić przyjaciela, który zostawił cię w jeden dzien. Tam nie ma zabójców, wrogów, panów i niewolników, czy nawet kataklizmów i klęsk żywiołowych wliczając wypadki.. Jest wszechobecna radość i pokój. Nie ma problemów, za ojca robi nam Bóg i Jezus. Pomagają nam i tu, i tam. Gorzej jest z tymi, którzy nabroili w przeszłości. Ale nas to nie dotyczy. Moim zdaniem każdy powinien Mie druga szanse, aby naprawić błędy. Dokładnie tak, jak uczynił to twój tata. Ale nie bój się i nie obwiniaj, nie mogłeś nic zrobić. W niebie mu opowiesz to, czego nie zdążyłeś.  
Popatrzyłem na mamę. Z oka poleciała jej łezka. Chyba wzruszyła ją opowieść Rafała.  
Rafał lekko ją objął. Nie protestowała. Przytulił ją do siebie. Płakał mu na ramieniu. A on szeptał jej do ucha:
- Nie bój się. On cię nie zostawi. Być może stoi teraz obok ciebie. Nie martw się.  
Wyszedłem z pokoju. Chciałem żeby mogli na spokojnie pogadać.  
Poszedłem do swojego pokoju i wziąłem się za książkę. Ale ciągle myślałem o jednej rzeczy : Mama zwykle nie ufa ludziom spotkanym na ulicy. Nawet gdy ktoś pyta o godzinę odpowiada szybko i tak samo się oddala. A temu chłopakowi zaufała od razu. Ale ma coś w sobie. Nawet ja po rozmowie z nim czuje się jakoś inaczej.  
- Czytasz? – Nie zauważyłem Rafała stojącego w drzwiach.  
- Usiłuje. Nie mogę się skupić.  
- Trudno się skupić w takich warunkach, po takich przeżyciach.  
- Dzięki za podwózkę. I za to że wynająłeś lawetę, żeby wziąć nasz samochód.  
-Lubię pomagać ludziom. Ale wiesz… jesteśmy podobni. Też straciłem rodziców. Pożar, potem zajęła się mną babcia. Umarła, kiedy miałem 19 lat. – Tutaj urwał. Zamyślił się, po czym kontynuował. – Ciężko jest tak żyć, kiedy nie miało się nikogo innego. Kiedy te najważniejsze dusze odchodzą.  
Teraz ja się do niego przytuliłem. Uśmiechnął się.  
-Dzięki młody, ale musze lecieć. Mam sprawy do załatwienia.  
Wyszedł, a ja poszedłem do mamy.  
- Bije od niego jakieś takie ciepło, którego nie mogę pojąć. – powiedziała, kiedy rozmawialiśmy pijąc wieczorną herbatę.  
- Też to poczułem. Wydaje się być dobrym człowiekiem, bezinteresownie pomagającym ludziom, którzy tego potrzebują i na to zasługują.  
Następnego dnia znowu się zjawił. Pogadaliśmy, pogadał z mamą, zaprosił nas na obiad do knajpy, a potem pograliśmy w piłkę w ogródku.  
Z ciekawości zacząłem zadawać pytania
-Ile masz lat? – pytałem, pijąc Sprite’a.  
-26. Ty 14, tak?
-Tak. Mama ci powiedziała?
-Ta, gadałem z nią. Jest fajną kobietą. Doceniasz to, że się tobą opiekuje? Cieszy cie, że jest?
-Na ogół tak, ale wiesz, czasami wypadają nam różne sprzeczki. Mniejsze, większe, ale szybko o tym zapominamy.  
Spojrzał mi w oczy.  
- Ja dałbym wszystko żeby mieć taką mamę. Ciesz się, dzieciaku.  
Wyrzucił swoją puszkę po napoju i odszedł.  
-Rafał! – krzyknąłem, gdy wsiadał do samochodu.  
-Jak masz na nazwisko? – zapytałem.  
- Wojtkowiak, a co?
-Nic, mało o tobie wiem.  
-Cwaniak z ciebie, Tomek – rzucił z uśmiechem i odjechał.  
Wieczorem chciałem dowiedzieć się o nim więcej. Wpisałem jego dane w Google, ale nic interesującego. Konta na Facebooku czy Nk też nie znalazłem.  
Ale tak minęły trzy tygodnie. Dzień w dzień przyjeżdżał, bawił się ze mną, pocieszał mamę. Chyba coś iskrzyło między nami, ale wyczytałem to między wierszami, mama nie mówiła o żadnym uczuciu do niego. Nazywa go przyjacielem.  
Pewnego dnia po śniadaniu nasz tajemniczy znajomy znowu odwiedził mamę, a mnie wyciągnął na dwór. Chciał szczerze pogadać.  
- Jesteśmy kumplami, nie?
- Tak, lubię cie. O co chodzi? – wydawał się smutny.  
- Jutro już tu nie przyjadę. I pojutrze też nie. Widzimy się po raz ostatni.  
- Dlaczego? Jesteś moim kolegą, przyjacielem, o co chodzi? Gdzie jedziesz?
- Daleko, nie możesz jechać ze mną. I nawet nie pytaj.  
- Ale nie możesz. Ja i mama mamy teraz tylko ciebie. Zostań, proszę.  

-Wszystko w życiu ma swój koniec. Wszystko co ma początek, musi się kiedyś skończyć. Jesteś fajnym dzieciakiem i na pewno znajdziesz przyjaciela. Opiekuj się mama. Kiedyś się jeszcze spotkamy, i opowiesz mi jakie było twoje życie. Mi zdążysz, z tatą ten plan nie wyszedł.  
W tej chwili na taras wyszła mama z piciem.  
- Ale mama ci tego nie wybaczy. Potrzebujemy… - Tu urwałem, ponieważ Rafał rozpłynął się w powietrzu. Nie ma po nim śladu. Bezgłośnie odjechał także jego samochód, który stał przed nasza bramą.  
Został tylko skrawek papieru. Napisane było " Nie poddawaj się i opiekuj się mamą. Kiedyś się spotkamy i wszystko mi opowiesz. ”
- Rafał poszedł? – Mama zapytała, podając mi szklankę soku.  
-Tak. Musi na długo wyjechać, i długo do nas nie przyjedzie.  
-Szkoda, nic mi nie mówił. – Odwróciła się.  
Ja zdałem sobie sprawę, że nie mam jego numeru komórki, adresu, nic. Nie mam kontaktu z kimś, kto naprawił mój świat, kto dał mi tyle szczęścia i tak trochę zastąpił tatę.  
Mijały dni, Rafała nie było. Mama była smutna, ja też. Nie mogliśmy bez niego, był przyjacielem, a dla mamy chyba kimś więcej. Postanowiłem działać.  
Poszliśmy na policje, ponieważ obawiałem się że Rafał może mieć jakieś problemy. Nikt nie wyjeżdża tak nagle, bez żadnego kontaktu z bliskimi. I bez konkretnych informacji.  
Kiedy jedna z pań pracujących w komendzie wpisała dane Rafała w komputer znalazła jedną osobę odpowiadającą informacjom, które podaliśmy. Ale to były… nekrologi.  
- Rafał Wojtkowiak zginął w wypadku samochodowym w 2008 roku. Nie wiem, ale jak to rozmawialiście z nim? Może coś się pomyliło.  
- A ktoś z jego rodziny?
- Nie ma rodziców. Zginęli w pożarze, Rafał mi opowiadał.  
Kobieta otworzyła usta.  
-O Jezu. To prawda, zginęli w pożarze, a potem babcia przejęła prawo do opieki.  
- Staruszka zmarła kiedy miał 19 lat.  
Teraz kobieta całkiem zamarła. Wyszliśmy, żeby nie przysparzać jej więcej stresu. I tak ta garstka informacji to był dla niej szok.  
Wracaliśmy do domu. Poszliśmy drogą okrężną i kupiliśmy kwiaty. Wiedzieliśmy, gdzie możemy znaleźć Rafała.  
Na cmentarzu jest dużo nagrobków. Długo trzeba szukać. Ale jest jeden, który przyciąga nas do siebie. Zupełnie jak Rafał.  
Na pomniku wyryto napis " Kiedyś się spotkamy”
- To samo mi powiedział – spojrzałem na mamę. Położyła kwiaty.  
- Będę za nim tęsknić – powiedziała.  
- Ja też. Ale jak o możliwe… - zastanawiałem się.  
- Bo chcę ci pomóc – usłyszałem za sobą.  
Oboje z mamą odwróciliśmy się. Rafał stał za nami.  
- Już wiesz, że nie żyje, a mimo tego się mnie nie boisz.  
- Jesteśmy przyjaciółmi – powiedziałem i uściskałem go jak najlepszego kumpla.  
- Co tu robisz? Powinieneś być w niebie, z innymi. Przecież sam opowiadałeś, jak tam jest dobrze.  
- Ale tu jest źle. Chodźcie.  
Zaprowadził nas do pobliskiego zagajnika. Było tam cicho i można było w spokoju pogadać.  
- Codziennie na tym świecie ginie kilka setek ludzi. Kilka tysięcy ludzi jest z tego powodu nieszczęśliwymi. Niektórzy popełniają samobójstwa, ponieważ ich ukochany umarł. Takie błędne koło. Ale nie każda śmierć musi mieć takie skutki. Jeśli jest się silnym, można to przetrwać. Można zatracić się w wódce czy narkotykach i nie czuć bólu. Można nosić go w sobie, gnijąc od środka, a wieczorem płakać w poduszkę, niszcząc się jeszcze bardziej. Wiele osób właśnie tak robi, bo nie mają się do kogo odezwać. Nie mają osoby, która użyczy ramienia, aby się wypłakać. Ludzie będą się litowali, albo się odwrócą. Nie chciałem, żeby was to spotkało.  
-Rafał… kto zabił tatę?
- Nie jestem Bogiem. Tego się nigdy nie dowiesz. Zapytasz go o to w niebie. Ale ten bandyta się tam nie dostanie. Będziecie mogli spokojnie siedzieć nad tym jeziorem do bladego świtu.  
- Pomagałeś nam, bo jesteśmy samotni? – zapytała mama.  
- Bo na to zasługujecie. Bo wy pomagacie innym. Zawsze, jeśli ktoś czyni dobro, to dobro do niego wraca.  
- Ale dlaczego musisz już iść? Nie zostawiaj nas.  
- Jest jeszcze dużo samotnych ludzi na tym świecie. Kiedyś się spotkamy i będzie jak kilka tygodni temu, obiecuje.  
- Jesteś jak Anioł Stróż? – zadałem pytanie.  
-Jestem aniołem. Wróciłem na ziemie tylko po to aby pomagać, nic więcej.  
- Teraz idziesz pomagać innym ludziom?
-Tak, ale nie zostawię was i nie zapomnę. Trzymajcie się, musze już iść.  
W tej chwili Rafał wyszedł z zagajnika. Poszliśmy za nim, ale zniknął. Jak wtedy przed domem. Ale tym razem coś zostawił. Schyliłem się.  
Na ziemi znalazłem małe nieśmiertelniki. Wygrawerowany napis "Still with you” na każdym z nich ma nam przypominać o nim. O tym, że zawsze mamy się komu wygadać, że ten ktoś nigdy nas nie odrzuci i na zawsze pozostanie aniołem stróżem.  
Wróciliśmy do domu, pamiątki po Rafale zwisały z naszych szyi.  
Czy straciliście kogoś bliskiego? Czy mieliście osobę, która wam wtedy pomogła? Jeśli tak, macie szczęście. Niewielu ludzi tak ma. To opowiadanie dedykuje jednemu z moich przyjaciół, który nieszczęśliwie zginął. Still remember. Wiem, że jesteś z nami.  
Kiedy mój przyjaciel odszedł, moja rodzina miała przy sobie ludzi, którzy pomogli nam uporać się z tym, że jednego z nas już nie ma. Ta osoba, dla której znaczył najwięcej, jest dziś szczęśliwa, miała przy sobie ludzi, którzy jej pomogli. Życzę wam, abyście w każdej trudnej sytuacji otrzymywali wsparcie. Może nawet od przypadkowo spotkanej osoby, jak bohater tego opowiadania.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 3394 słów i 18654 znaków.

Dodaj komentarz