Kiedyś będziesz mój - Rozdział 22

Patrzyła na niego ze strachem, jakby widziała przed sobą ducha, a nie człowieka. Mrugnęła powiekami, ale on nie znikł, wciąż stał przed nią, na szczęście w bezpiecznej odległości. Otworzyła usta, ale poruszyła tylko wargami, bo żadne słowa nie potrafiły przejść jej przez gardło.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
Jeszcze cztery miesiące wcześniej, oddałaby wszystko, aby móc znów go zobaczyć. Pewnie rozpłakałaby się ze szczęścia i uwiesiła się mu na szyi, prawie go dusząc. Objęłaby go tak mocno, że nie potrafiłby się uwolnić i powiedziałaby mu, że już nigdy więcej nie odejdzie, bo mu na to nie pozwoli.  
Ale ta sytuacja była inna.
- Co ty tutaj robisz? – wydusiła z siebie, kładąc papierową torbę z prezentem na komodzie. – Powinieneś być… tam, gdzie chciałeś.
Skrzywił się, a więc trafiła w czuły punkt. Najwyraźniej nie rozumiał, że nie można mieć wszystkiego.  
- Twoja siostra ma urodziny.
- I po tym wszystkim, myślałeś, że będziesz tu mile widziany?
- Twoja rodzina…
- Nie obchodzi mnie to – przerwała mu, cedząc każde słowo z osobna. – Nie powinno cię tu być.  
- Ale jestem.
- No właśnie. Jesteś. – Przeczesała palcami włosy, burząc sobie fryzurę. – Powinieneś również dotrzymywać obietnic.  
- Patrycja, nie możemy się pokłócić.
- Powiedziałeś, że odchodzisz – szepnęła, całkowicie ignorując jego słowa. – Powiedziałeś, że mnie kochasz, ale odchodzisz. – W jej oczach zdążyły się już pojawić łzy. – Zostawiłeś mnie, więc nie masz żadnego cholernego prawa być tutaj i… - Przygryzła wargę, tłumiąc płacz. – Powinieneś wrócić do domu.
Zrobił krok w jej stronę, ale od razu się wycofała. Spojrzał na nią rozczarowany, przecierając dłonią twarz.  
- Możemy usiąść i normalnie porozmawiać? – poprosił.
Pokręciła głową.
- Nie.  
Niespodziewanie, do pokoju weszła Ola, zatrzymując się na środku i zakładając ręce na piersi, jakby była obrażona na cały świat.  
- Mieliście się pogodzić – powiedziała cierpko. – Będziecie tu tak długo, aż wreszcie dojdziecie do porozumienia.
Patrycja prychnęła pogardliwie, nie mogąc uwierzyć, że jej własna siostra była w to wszystko wplątana.  
- Ola, wyjdź stąd – rzuciła stanowczo w jej stronę. – Nie mieszaj się w sprawy dorosłych.
- Jest skruszony, nie widzisz? Naprawdę żałuje, że cię wtedy zostawił! No przecież musisz to widzieć! – Brunetka otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. – Nie jesteś nieczuła! Kochasz go, równie mocno, jak on ciebie. Musicie się dogadać!
Zaczęła spacerować po pokoju, trzymając się z daleka od Marcina. Próbowała poukładać wszystkie myśli w swojej głowie, ale z niewielkim skutkiem. Już miała przynajmniej pewność, kto stał za tym całym przedstawieniem.  
- Kto ci pozwolił do niego zadzwonić? – warknęła Patrycja, podchodząc do siostry i mierząc ją lodowatym spojrzeniem. – Odpowiedz!
Ola zmrużyła gniewnie oczy, a potem opuściła ręce, zaciskając pięści.  
- Nie potrafisz uporządkować własnego życia! Musiałam zareagować!
- Co?
- Nie znajdziesz nikogo lepszego ode niego – powiedziała spokojnie. – Nigdy. Marcin jest idealny! Lubimy go z mamą i uważamy, że…
- Ola! – krzyknęła upominająco Patrycja. – Czy ty się słyszysz?  
- Patka, uspokój się – poprosił Marcin, ale go również zmroziła wzrokiem.
- A ty się w ogóle nie odzywaj, dobrze? Dałeś się sprowokować małej manipulatorce i jeszcze może chcesz mnie pouczać w kwestii obchodzenia się ze wścibską siostrą, co?
- Spuść z tonu, dobrze?
- Wychodzę stąd – oznajmiła, wycofując się do przedpokoju i podeszła do drzwi. Ubrała szybko kurtkę i buty, chwyciła torebkę, a potem ostatni raz spojrzała w stronę salonu.
- Nigdzie nie pójdziesz. Obiad stygnie.
Zamarła z ręką na klamce. Obejrzała się przez ramię i rzuciła matce współczujące spojrzenie.
- Mogę wszystko zrozumieć, mamo, ale nie macie prawa ustawiać mi życia. – Wzięła głębszy wdech. – Wychodzę.
- Są urodziny twojej siostry, na litość boską!
- Niech sobie je poświętuje z Marcinem. Ja muszę iść. Do widzenia, mamo.
Wyszła z domu, zanim matka powiedziała kilka słów za dużo. Nie byłoby to nic raniącego, przynajmniej nie jej dumę czy godność, ale przywołałoby smutne wspomnienia, bo ona kochała wspomnienia szczęśliwej i pełnej rodziny.
Podbiegła do furtki i otworzyła ją z rozmachem. Obejrzała się za siebie i wtedy go zobaczyła. Wyszedł za nią i szedł wolno w jej stronę, trzymając w dłoniach klucze do samochodu.  
- Jeśli myślisz, że po tym wszystkim, pozwolę ci się odwieźć do domu to jesteś w błędzie.
Uniósł dłonie do góry w poddańczym geście, stając obok niej na chodniku.
- Musimy porozmawiać. Czy to będzie dziś czy za rok… Nie uciekniemy przed tym. Obojgu są nam potrzebne pewne wyjaśnienia odnośnie zaistniałej sytuacji.  
Uniosła brew do góry, mając nadzieję, że się przesłyszała.
- Chcesz mi wmówić, że nasze rozstanie, przepraszam, twoje odejście, było tylko i wyłącznie moją winą? To właśnie chcesz powiedzieć? – zapytała wojowniczo. – Nie piszę się na słuchanie takich bzdur!  
- Jesteśmy winni sobie rozmowę.  
- Kochałam cię całą sobą i co dostałam w zamian?  
- Nie obracaj kota ogonem – zganił ją. – Kochałem cię równie mocno. Wciąż kocham.  
Otworzyła szeroko usta, niedowierzając w to co powiedział. Zrobiła krok do tyłu, oddychając z trudem.
- Coś ty powiedział? – syknęła.
- Kocham cię.
Gwałtownie pokręciła głową, zaciskając mocno usta.
- Nie, nie i nie! Nie ma mowy, żebyś mnie kochał, rozumiesz? Absolutnie żadnej mowy nie ma, żebyś czuł do mnie cokolwiek! Odszedłeś! Zostawiłeś mnie!
- Kocham cię, do cholery – powtórzył, łapiąc ją za nadgarstki i przyciągając do siebie. – Nie potrafiłem wyrzucić cię z głowy przez ostatnie miesiące. Najgłupsze piosenki radiowe przypominały mi o tobie i tej cholernej tęsknocie, która pożerała mnie od środka. – Zacisnął mocniej palce na jej skórze, bo próbowała mu się wyrwać. - Twoja siostra nie musiała mnie błagać, aby tu przyjechał. Wystarczyła mi informacja, że będziesz, rozumiesz? Odwołałem spotkanie odnośnie jakiegoś cholernego projektu, za które zostanę stracony, ale było warto, bo dostałem szansę, żeby znów cię zobaczyć.
Popatrzyła na jego tęczówki i dotarło do niej, że absolutnie nic do niego nie czuje. Już nie miała dreszczy na ciele, kiedy jej dotykał, a serce biło szybciej tylko dlatego, że była przerażona.  
- A ja cię nie kocham – zawyła żałośnie.  
Uścisk z nadgarstków trochę zelżał, ale nie na tyle, aby mogła się uwolnić. Wpatrywała się w te obłędne i smutne niebieskie oczy, które kiedyś potrafiły ją oczarować do tego stopnia, że oddała mu własne serce.  
- Wiem, że cię skrzywdziłem i nawet nie masz pojęcia, jak mi z tym źle, ale nie możemy zaprzepaścić przeszłości, którą razem zbudowaliśmy.  
- Złamałeś mi serce, a teraz myślisz, że znowu ci je oddam? – zapytała drżącym głosem. – Nigdy nie będziemy razem, Marcin. To zamknięty rozdział. Zmieniłam się i… - Zagryzła wargę, spuszczając wzrok na jego płaszcz. – Spotykam się z kimś.  
Od razu ją puścił, spoglądając na nią sarnimi oczami.  
- Z kim? – mruknął urażony.
- I tak go nie znasz – odpowiedziała twardo. – Ale to nie ma żadnego znaczenia. Nie jestem pewna, czy on jest kimś, kogo akurat teraz potrzebuje, ale jest. Na tym polega różnica. Podczas, gdy ciebie nie było, pojawił się i zmienił niektóre rzeczy, a już na pewno, mój pogląd na ten świat.  
- Chodzicie ze sobą?
- Nie. Spotykamy się.  
- W takim razie to nic poważnego – skwitował, ciężej oddychając. Patka patrzyła na niego z konsternacją, zastanawiając się, o co może mu chodzić. – Nic nie jest straconego. Przynajmniej nie w naszej kwestii – mruknął, machając dłońmi, wskazując raz na nią, raz na siebie. – Byliśmy świetną parą.
- Marcin. Byliśmy, rozumiesz? Czas przeszły. – Mocniej otuliła się kurtką, bo nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo jest jej zimno. – Wracam do domu. Sama.
Złapał ją za rękę i znowu zbliżył się, nie odrywając od niej wzroku.
- Porozmawiajmy na spokojnie. Odwiozę cię i zaparzysz nam herbaty. Pogadamy normalnie, jak za starych czasów.  
Przymknęła powieki, czując, że głowa zaraz jej eksploduje. Wysunęła rękę z jego uścisku i westchnęła cicho.
- Odwieź mnie do tego cholernego domu, ale nie licz, że wpuszczę cię do mieszkania.  
Spojrzała mu prosto w oczy, jasno pokazując, że nie da się nabrać na jego sztuczki.  
- Okej.
- Okej – powtórzyła za nim, obejmując się ciasno ramionami i podchodząc do samochodu.  



Artur znowu siedział z laptopem na kolanach i przeglądał w kółko licytacje motocykli. Co chwilę wciskał długopis sobie do ust, a jego zręczne palce śmigały po przyciskach kalkulatora. Próbował wyliczyć wszystkie swoje oszczędności i jeszcze tzw. kasę zakazaną, którą obiecał sobie nie tykać. Jednak ceny motocykli zaczęły go przerażać, więc został zmuszony do przemyślenia tamtego tematu jeszcze raz. Napisał na kartce wszystkie potrzebne cyferki i ponownie wystukał je na klawiaturze. Wynik pozostawał bez zmian.
Skrzywił się, a potem odrzucił wszystko na bok i zaczął jeszcze dokładniej przeglądać strony internetowe. Przeszkodził mu w tym jednak dzwonek do drzwi. Sfrustrowany, odłożył laptopa na stolik i wstał, klnąc siarczyście pod nosem.  
Otworzył drzwi i doznał szoku.  
Kacper.
No tak, nie odpisywał i czemu mógł się dziwić?
- Siema, stary!
Brunet posłał przyjacielowi wymuszony uśmiech, a potem wpuścił go do mieszkania.  
Nie był w nastroju na odwiedziny, a już na pewno nie takie.  
Podszedł do lodówki i przyniósł im po piwie, mając nadzieję, że Kacper nie wyprowadzi go w żaden sposób z równowagi i nie będzie musiał go spierać na kwaśne jabłko. Obaj wiedzieli, do czego jest zdolny po wypiciu odpowiedniej dawki alkoholu.
- Nie odpisałeś – pożalił się Kacper, przyglądając się Arturowi uważnie. – Co robiłeś?
- Byłem zajęty.
- Dostałeś ten cholerny awans?
- Nie.
- Coś się stało?
- Nie – odpowiedział znudzony brunet, pociągając porządny łyk piwa z butelki. Z zaskoczeniem zauważył, że zaczęły trząść mu się dłonie. „Kurwa” – pomyślał, próbując uspokoić nerwy. – Podobno chciałeś pogadać.
- No tak. O Patce.
Patce.
Kurwa.
Rozmasował czoło, starając się skupić na butelce piwa, ale tak, żeby nie rozbić jej na głowie kumpla. Rozsądek podpowiadał mu, że zachowuje się jak totalny kretyn, bo sam ją odepchnął, a potem zaczęło mu odpierdalać. Dosłownie. I to dlaczego? Bo jego najlepszy przyjaciel zaczął się z nią umawiać, a ona wcale nie ma go dość.
- I?
- Stary, na pewno wszystko jest w porządku? – chciał się upewnić Kacper. – Nie wyglądasz za dobrze, a raczej jak… zawsze, kiedy chcesz komuś spuścić łomot.
- Może mam na to ochotę. Zabronisz? – warknął w odpowiedzi Artur.
- Tu nie chodzi o żadną pannę, prawda? – Brunet wyśmiał go, bo on naprawdę ciężko sobie radził z takimi sprawami. – Z czego rżysz?
- Co z nią?
- Jest po ciężkim zerwaniu i chyba próbuje we mnie znaleźć kogoś w rodzaju pocieszyciela czy coś. – Kacper uśmiechnął się, a Artur miał ochotę zetrzeć mu ten uśmiech pięścią. – W jej mieszkaniu było nawet spoko, ale trzymała mnie na dystans. Nawet w delikatny sposób kazała mi spadać, kiedy próbowałem cokolwiek zrobić.  
Rozluźnił dłonie, bo to oznaczało, że niczego między nimi nie było. Co za ulga!
- Coś się ruszyło? – dopytał Artur, mając nadzieję, że usłyszy negatywną odpowiedź.
- Podobam się jej, akurat to wiem na pewno. Całowaliśmy się, więc musi być jakaś chemia między nami, ale to wciąż nie jest to czego ode niej chce.
- A co? Chciałbyś, żeby ci się wieszała na szyi? – zadrwił brunet, a potem dopił piwo do końca i poszedł po kolejne. Cholernie nie podobało mu się, że Patrycja dała się tamtemu pocałować. Fakt, to jego wybrała na samym początku, ale wszystko uległo zmianie. – To nie jest ten typ laski.
- A niby jaki? I skąd ty to, kurwa, wiesz?
- Spuść z tonu, okej?
- Sam zacząłeś!  
Zapadła cisza, a Artur wcale nie miał zamiaru jej przerywać. Szczerze żałował, że nie ma żadnych namiarów na Patrycję, oprócz jej adresu. Nie mógł nawet do niej zadzwonić, zapytać co u niej i jakoś dowiedzieć się, czy ona traktuje Kacpra na poważnie.
Przypomniał sobie o Monice, ale nie poświęcił zbyt dużo myśli jej osobie, bo była miłą odskocznią. Dziewczyną, którą potrzebowała chwilowego uniesienia i niepustego łóżka. Nic nowego. Spotkał już wiele podobnych.  
A teraz miał chęć na Patrycję.
- O czym myślisz?
- O niczym – mruknął Artur, opróżniając drugą butelkę.  
- Dzięki za Patkę.
Brunet zastygł w bezruchu, zerkając kątem oka na przyjaciela, a potem odstawił butelkę i usiadł przodem do niego.  
- Za co ty mi dziękujesz? Nie jest twoją dziewczyną i jeszcze wiele brakuje ci, aby tak właśnie się stało. Zresztą, nie bądź takim mięczakiem. Zawsze ci ją może ktoś odbić.
- Co ty chrzanisz?
- Patrycja ma wielu adoratorów.
- No tak. Ten jej przyjaciel, który pewnie buja się w niej od podstawówki.  
- Poznałeś go?
- A ty go znasz? – zapytał zaskoczony Kacper.
Artur wzruszył niedbale ramionami.  
- Widziałem go z nią. Raz.
- I myślisz, że nie ma czego się bać?
- Bać? Serio? – Pokręcił głową. – Kacper, weź się wreszcie w garść i przestań pieprzyć takie głupoty!
- Artur, co się dzieje?
- Nic, kurwa.  
Kacper westchnął ciężko, a brunet spróbował skupić się na kolejnej butelce, którą otworzył. Wciąż liczył, że przyjaciel wyjdzie zanim się upije albo rozsądek sprawi, że nie pójdzie już po więcej piw.
Nadzieja jest matką głupich.



Jechali w ciszy.  
Marcin starał się skupić wzrok na drodze, ale obecność Patrycji za bardzo go rozpraszała. Kontrolował prędkość, bo chciał spędzić z nią jak najwięcej czasu i wiedział, co się stanie, kiedy zatrzyma samochód. Ona pożegna się i wysiądzie. Ewentualnie podziękuje za podwózkę, ale nie przytuli go ani tym bardziej nie pocałuje.  
Zacisnął palce na kierownicy, prostując plecy.
- Jak ci się podoba Warszawa?
Zaskoczony, zerknął kątem oka na brunetkę, która cały czas patrzyła w szybę, unikając jego wzroku.
- Mam być szczery? – Odpowiedziała mu cisza. – Wcale mi się tam nie podoba. Mam okropne mieszkanie, cholernie dobrze płatną pracę, która mnie denerwuje i jestem samotny.  
- Z wyboru – szepnęła.
Westchnął ciężko.
- Jest mi naprawdę przykro, że wszystko potoczyło się w taki sposób.  
- Mi również – przyznała. – Nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę z tobą potrafiła rozmawiać bez wybuchnięcia płaczem. – Uśmiechnęła się blado. – I widzisz? Siedzimy w samochodzie i jeszcze nas nie potopiłam.
Jej słowa brzmiały jak dobry żart, ale nie potrafił się zaśmiać. Bolało go, że był powodem jej smutku.
- To nie jest zabawne – zganił ją.  
- Ależ jest! – Roześmiała się histerycznie. – Wszyscy próbowali mnie poskładać do kupy. Ariel już załamywał ręce… Nie powiedziałam o twoim odejściu nawet mamie ani Oli.
- To wiele tłumaczy.
- A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? – Zacisnął mocno szczękę. – Ten cholerny pierścionek zaręczynowy, który znalazłam w twoim rzeczach.
Gwałtownie przyhamował, a samochód za nim nacisnął kilkakrotnie klakson.  
- Co?
- Znalazłam go.
- Patrycja…
- Nic nie musisz mówić – zbyła go, uśmiechając się smutno. -  Było minęło.
- Chcę to wyjaśnić.
- Pozwól, że ja to zrobię, dobrze? – zapytała i nawet nie pozwoliła dojść do słowa, bo ciągnęła dalej: - Stwierdziłeś, że po tylu latach związku musimy przejść na kolejny etap. Może nawet moja mama albo siostra, wywarły na tobie delikatny nacisk. Kupiłeś ten pierścionek w nadziei, że da ci święty spokój, ale potem pojawiła się myśl o innym życiu. Lepszym, bo w pojedynkę. Pewnie wiele razy bawiłeś się tym pudełeczkiem i zastanawiałeś się, co powinieneś dalej zrobić. Z jednej strony, nie chciałeś mnie zostawiać, bo spędziliśmy ze sobą tyle czasu i w ogóle, ale z drugiej – wolała cię wolność, której tak cholernie pragnąłeś. Ostatecznie, rzuciłeś wszystko, rzuciłeś mnie i wyjechałeś. Na dodatek, byłeś święcie przekonany, że pierścionek pozostanie twoją tajemnicą.  
- Skończyłaś? – warknął. Odruchowo sięgnął do kołnierzyka koszuli i odpiął dwa guziki, bo miał wrażenie, że w samochodzie zaczyna brakować powietrza. – Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że cię rzuciłem?
- A nie było tak?
- Byliśmy… jesteśmy młodzi. Nie trzeba się na siłę wiązać. Można żyć razem, ale bez tej całej cukrowej oprawy. Nie musieliśmy brać ślubu. I masz rację, uznałem, że tak trzeba – mówił zły. – Wycofałem się z tego pomysłu, bo skrzywdziłbym siebie, rozumiesz? Zamknąłby się w klatce, z której nie byłoby wyjścia.  
Odwrócił głowę i spojrzał na profil Patrycji. Patrzyła przed siebie, a z jej oczu płynęły wolno łzy. Spuścił wzrok na jej dłonie i mimowolnie skrzywił się, widząc, jak łamie sobie palce. Przeniósł wzrok na jezdnię i jednocześnie przykrył swoją dłonią jej splecione dłonie. Znieruchomiała, ale nie odepchnęła jego ręki.
Znalazł się w znajomym miejscu. Mijał kamienice, sklepy, markety, które dobrze znał. I kiedy zaparkował na właściwym miejscu, zaczął panikować. Nie był przygotowany na tak szybkie pożegnanie. Musiał wziąć głębszy wdech, a potem wyłączył silnik.
- Jak mogłeś pomyśleć, że… wrócę do ciebie, a tym bardziej po tym, co przed chwilą powiedziałeś? – zaszlochała. – Ty nigdy nie brałeś mnie pod uwagę, myśląc o swojej przyszłości. Zawsze chciałeś być wolny, ale bałeś się samotności. Dlatego wróciłeś, prawda? Czułeś tą cholerną pustkę i nie potrafiłeś wytrzymać z samym sobą!
- Patrycja, jesteśmy dorośli.
- A ja nie jestem głupia – wycedziła. – Nie zapcham pustki, którą sam stworzyłeś. Nie będę twoim pieprzonym planem B. Już nigdy więcej nie oddam ci choćby kawałka swojego serca. – Ukryła twarz w dłoniach. – Kiedy wyszedłeś przez te drzwi… to był koniec, Marcin. Nigdy nie będziesz potrafił mi wynagrodzić tych czterech miesięcy poczucia beznadziejności, osamotnienia i mojego braku chęci do tańca.  
- Przestałaś tańczyć? – zapytał zszokowany, odwracając głowę w jej stronę. – Przeze mnie?
- A przez kogo innego? – Opuściła ręce i rzuciła mu zimne spojrzenie. – Popadłam w długi. Nawet ten miesiąc będzie dla mnie ciężki, bo nie wiem, czy dostanę tą cholerną rolę w spektaklu, bo straciłam formę. I to wszystko jest twoją winą!
Odwrócił wzrok, czując się tak, jakby dostał pięścią w brzuch, albo od razu całą serią. Napiął mięśnie i spojrzał jeszcze raz na zapłakaną brunetkę. Chciał ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale bał się, że go odepchnie.  
- Nie wiedziałem – mruknął niemile zaskoczony. – Przecież taniec zawsze był twoją pasją, więc dlaczego…
- Naprawdę zadajesz mi to pytanie? – wybuchła. – Straciłam chęci do wszystkiego! Nie chciało mi się żyć! Nie widziałam w niczym sensu! Aż tak cię dziwi moja reakcja na to wszystko?  
- Nie, po prostu…
- Po prostu, co? – wpadła mu w słowo. – Liczyłeś, że wpadnę w ramiona kogoś innego, kto utrzyma mnie przy życiu do twojego powrotu? Bo przecież to byłoby najlepsze rozwiązanie! Znaleźć sobie kogoś, kto będzie beznadziejny, ale jednak będzie.  
- Przestań - poprosił. – Nie masz racji.
- Serio? Owinąłeś sobie wokół palca całą moją rodzinę! Doprowadziłeś do tego, że pokłóciłam się z własną siostrą, a moje relacje z matką pogorszyły się do tego stopnia, że od kilku miesięcy z nią nie rozmawiałam. Jak to wyjaśnisz, co?  
- Ola jest typowym młodszym rodzeństwem, które zawsze było w centrum uwagi i wszystko musi być tak, jak ona chce.  
- Nie usprawiedliwiaj jej w ten sposób. To twoja wina – wycedziła przez zaciśnięte usta. – Stworzyłeś idealny obrazek siebie samego, bez ani jednej skazy i jeszcze ośmielasz się dziwić, że Ola postawiła cię wyżej niż mnie!
- Patrycja… - zaczął, wyciągając w stronę brunetki rękę.
- Nie! – krzyknęła, odpychając jego dłoń. – Nie będę słuchała tych durnowatych tłumaczeń, bo zniszczyłeś mi rodzinę i mnie. Sprawiłeś, że przestałam robić to co kocham. Zrujnowałeś mój pogląd na związki.  
- Nie mogę być tak zły, jak mówisz – próbował się bronić. – Chciałem dla ciebie jak najlepiej!
- To dlaczego, do cholery, nie zabrałeś mnie ze sobą, co?
Pytanie zawisło w powietrzu, a Marcin spojrzał przez siebie, marszcząc czoło i próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Patrycja postawiła go przed ścianą i nie dała żadnej możliwości na obronę.
- Wiem, jaka byłaby twoja odpowiedź.
- Niby jaka? – zadrwiła.
Powoli obrócił głowę i spojrzał na nią.
- Nie zostawiłabyś tańca, Ariela i tych wszystkich ludzi, z którymi byłaś w jakiś sposób związana. Nie potrafiłabyś pożegnać się z życiem, jakie wiodłaś.  
- Nie masz racji.
- Tak? To pomyśl. Znalazłabyś się w zupełnie obcym miejscu, a na swojej drodze spotykałabyś ludzi, których nigdy wcześnie nawet nie widziałaś. Musiałabyś poszukać innej pracy, a o tańcu zapomnieć, przynajmniej na jakiś czas.  
Gwałtownie pokręciła głową.
- Nie masz o niczym pojęcia – szepnęła. – I słysząc te idiotyzmy, już wiem, że nigdy nie zdawałeś sobie sprawy, kim dla mnie byłeś i jak mocno cię kochałam. – Odwróciła wzrok. – Wiesz, dlaczego Monika tak bardzo cię nienawidzi? – Nie odpowiedział, całkowicie zszokowany. – Byłeś wszystkim, czego pragnęłam: troskliwy, kochany, zabawny, opiekuńczy, dobry i zawsze byłeś. Przynajmniej wtedy. Monika cały czas szuka kogoś takiego jak ty. Nie mogła znieść, że istniał taki ideał, choć teraz już wiem, że ideały to jedna wielka bzdura.
- Nie wrócisz do mnie, prawda?
- Nie.
Uniósł wzrok, bo w jego oczach pojawiły się łzy.  
Wielokrotnie myślał o tym, jak przebiegnie ich rozmowa i nigdy nie przypuszczał, że zostanie w taki sposób odrzucony. Nawet nie przeszło mu przez głowę, że Patrycja wyznaczy granicę i nie pozwoli mu jej przekroczyć, i jeszcze zacznie się z kimś spotykać.  
- Nauczyłaś się żyć beze mnie – stwierdził ze smutkiem. – W takim razie, jestem debilem, jeśli myślałem, że… - Spojrzał na nią, z tęsknotą zerkając na jej usta. Tak bardzo pragnął zatracić się w nich. – Myślę, że zawsze będę cię kochał.
Zaczęła płakać.  
- Musisz pozwolić mi odejść – szepnęła zapłakana. - Ja ci pozwoliłam.
- Nie potrafię.
Rzuciła mu takie spojrzenie, że poczuł, jak niewidzialna siła ściska jego serce.  



Nie mogła na niego patrzeć. Był takim cholernym egoistą, który nie chciał jej pozwolić być szczęśliwą. Bronił się tłumaczeniami, które nie miały dla niej żadnego sensu. Jakby odejście z jej życia było tylko drobną pomyłką, którą można rzucić w niepamięć.  
Może, gdyby była inną dziewczyną - mniej wrażliwą i bardziej zależną od niego, rzuciłaby w niepamięć ostatnie miesiące i stworzyłaby z nim związek. Jednak jej serce pamiętało tamten rozdzierający ból, a jej ciało – te wszystkie nieprzespane noce z poduszkami mokrymi od łez.  
Otarła policzki z łez, czując się bezsilna, a potem założyła torebkę na ramię.
- Spełnił swoją obietnicę i wróć tam, skąd przyjechałeś – powiedziała cicho, otwierając drzwi samochodu. – I nie oczekuj od ludzi, że zapomną o bólu. Nigdy.
Po tych słowach wysiadła. Drżały jej kolana, a odpięta kurtka nie chroniła przed zimnem. Otuliła się nią mocno i ruszyła przed siebie, próbując wyrzucić z głowy wyraz twarzy zranionego Marcina.  
Jakby zapomniał, że to on ją zostawił!
- Patrycja!
Do kamienicy zostało jej z pięć metrów, ale gwałtownie zatrzymała się, patrząc szeroko otwartymi oczami na mężczyznę siedzącego na schodach, tuż przed wejściem. Podniósł głowę i uśmiechnął się, ale w dziwny sposób. Ogarnięta złymi przeczuciami, obejrzała się przez ramię. Marcin stał przy samochodzie.  
- Wracaj! – zawołał.
Artur podniósł się i lekko zatoczył, a potem parsknął śmiechem.
- Jestem zalany – mruknął, a potem przeczesał dłonią włosy. – Nie dałaś mi swojego numeru telefonu – rzucił oskarżycielsko.
- Artur, wracaj do domu.
- Czemu?
- To nie jest dobry moment do rozmowy – powiedziała z naciskiem.
- Patrycja!
Przymknęła na chwilę powieki, przeklinając w duchu cholerny zbieg okoliczności.
- Kto to? – zainteresował się brunet.
- Nikt. Nieważne. Wracaj do domu. - Podszedł do niej na taką odległość, że musiała się cofnąć. Mimowolnie skrzywiła się, czując od niego dosyć intensywny odór alkoholu. - Zamówię ci taksówkę.
- Nie! – zaprzeczył żywo, energicznie kręcąc głową. - Musimy pogadać!
- Już mówiłam, że to nie jest dobry pomysł, Artur.
Zanim zdążyła zareagować, ujął jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Uśmiech znikł z jego twarzy. Palcami zaczął ścierać łzy z jej policzków.
- Dlaczego płaczesz? – zapytał zimno.
Jak na zawołanie, obok pojawił się Marcin, a Patka myślała, że zaraz zemdleje. Złapała Artura za nadgarstki i ściągnęła jego dłonie ze swojej twarzy.
- Patrycja, kto to jest? – zapytał tamten, a brunetka już wiedziała, że ten dzień skończy się równie źle, jak się zaczął.  
- Marcin, skończyliśmy już naszą rozmowę. Wracaj do domu.
- Chcę, abyś weszła do mieszkania – powiedział, zerkając niepewnie w stronę Artura. – Będę spokojniejszy, jeśli będziesz bezpieczna.
Nabrała ostrożnie powietrza do płuc, puszczając dłonie bruneta i odwracając się w stronę byłego chłopaka.  
- Nic mi nie będzie.
Westchnęła cicho, kiedy włożył dłonie do kieszeni spodni i spojrzał na nią z przyganą. Zacisnęła mocno usta, zdając sobie sprawę, że pewnie jest zazdrosny.  
- Słyszałeś ją – rzucił Artur, łapiąc Patkę za rękę. – Możemy wreszcie pogadać?
Czuła się rozdarta.  
- Może najpierw wytrzeźwiejesz, co? – naskoczył na bruneta Marcin. – Wracaj do domu, stary. Nic tu po tobie.  
- Kim ty, kurwa, jesteś, co? – zapytał agresywnie, a wystraszona dziewczyna, mocno ścisnęła jego dłoń, ciągnąc go w swoją stronę. – Powiedziała, że nie chce już z tobą rozmawiać, więc wracaj tam, skąd przyjechałeś.
Marcin spojrzał rozczarowany na Patrycję i wskazał dłonią bruneta.
- To z nim chcesz sobie ułożyć życie, tak? – spytał zimno. - To on jest niby lepszy ode mnie?  
- Miałeś dotrzymać obietnicy! – jęknęła rozżalona, zerkając ukradkiem na nic nierozumiejącego Artura. – Powiedziałam ci już, że niczego nie da się odratować. Staliśmy się przeszłością. Nie cofniesz czasu!
- Wolałabym, abyś ułożyła sobie życie z Arielem, a nie… z kimś takim!
- Co, kurwa?
Brunet ruszył w stronę Marcina, ale Patrycja stanęła mu na drodze, łapiąc go za ramiona. Nie miała z nim szans, ale liczyła, że odpuści – ze względu na nią.
- Nie rozmawiam z tobą, tylko z Patką.
Widziała, jak Artur mruży oczy, a jego ramiona się napinają. To nie znaczyło nic dobrego. Spuścił na nią wzrok, przyglądając się jej z dziwnym wyrazem twarzy.
- To on, prawda? Ten, który cię zostawił?
Zrobiła duże oczy, ale nie zaprzeczyła. Nie zdążyła. Artur odsunął ją od siebie, bez problemu odrywając jej dłonie ze swojego ciała, a potem podszedł do Marcina i złapał go za płaszcz, prawie taszcząc go w stronę samochodu.
- Wypierdalaj stąd – syknął wściekły.
- Ogarnij się, człowieku – warknął Marcin, próbując się stawiać.  Zacisnął dłonie na przedramionach bruneta i siłował się z nim. – Co ty odwalasz?!
Patrycja zastygła w bezruchu, gapiąc się na Artura, który praktycznie rzucił Marcina na maskę samochodu.
- Po chuj tu wracałeś?! – krzyknął, dociskając jego głowę do szyby. – Spierdalaj stąd albo rozpierdolę ci ten łeb!
Ta groźba sprawiła, że brunetka odzyskała władzę w ciele i podbiegła do mężczyzn, wręcz rzucając się na Artura i próbując go odciągnąć. Opierał się wystarczająco długo, aby zaczęła panikować.  
- Co cię to obchodzi, do cholery? – warknął w odpowiedzi Marcin.
- Błagam cię, Artur, zostaw go! - On jednak udawał, że jej nie słyszał. - Artur!  
- Spuścił ci ktoś kiedyś porządny łomot?!
Nachylał się wściekły nad Marcinem i zabijał go wzrokiem. W niczym nie przypominał tego mężczyzny, którego znała. Niepewnie, objęła dłońmi jego zaciśnięte pięści, cały czas nie spuszczając z niego wzroku.  
- Artur – poprosiła cicho. – Puść go!
Czuła, jak rozluźniła dłonie, ale wciąż trzyma Marcina, który cały czas patrzył na Patrycję i obserwował każdy jej ruch. Chciała odwrócić wzrok, aby uniknąć tego podejrzliwego spojrzenia, ale nie miała jak.
- Pobijesz mnie?
- Jeśli będę, kurwa, musiał!
- Artur! – zawołała spanikowana. – Będziesz miał kłopoty! No już, zostaw go!
Poluźnił jeszcze bardziej uścisk, a Marcin skorzystał z okazji i się uwolnił, stając na własnych nogach i robiąc kilka kroków w tył, aby znaleźć się w bezpiecznej odległości od Artura. Położył dłoń na swojej szyi i rozmasował skórę, jednocześnie poprawiając koszulę, jak i płaszcz, które pogniótł mu brunet.  
- Jesteś nienormalny – wycedził. – Patrycja, zastanów się dobrze, czy wiesz w co się pakujesz. Nie wmówisz mi, że ten nabuzowany idiota jest spełnieniem twoich marzeń. Zastanów się – mruknął na odchodnym, a potem wsiadł do samochodu i odjechał.
Poprawiła nerwowym ruchem torebkę na ramieniu, a potem odwróciła się w stronę Artura.
- Co to było?
Wzruszył niedbale ramionami, a potem spojrzał na nią z wyższością, która jeszcze bardziej ją przeraziła.
- Sam się prosił o łomot. Miałem mu odmówić?
Pokręciła głową z niedowierzaniem, bo ta cała sytuacja była dla niej jedną, wielką abstrakcją.  
- Rób, co chcesz – szepnęła zrezygnowana. - Jestem zmęczona. Idę do domu – powiedziała, a potem ruszyła w stronę kamienicy.  
- Masz jeszcze te poduszki?
Zatrzymała się w miejscu, a kiedy się odwróciła, prawie wpadła na Artura. Chciała się cofnąć, ale objął ją ręką w pasie i przycisnął do swojego ciała.  
- Co ty…
- Chcę spać z tobą - szepnął, intensywnie wpatrując się w jej oczy.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5623 słów i 31362 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Mimi

    Boże świetne! Kiedy kolejny!??

    1 paź 2017

  • Użytkownik zabka815

    Super  :bravo: mam nadzieję że w końcu coś ruszy między nimi  :jupi:

    1 paź 2017

  • Użytkownik Margo1990

    No to się narobiło....

    1 paź 2017