Kiedyś będziesz mój - Rozdział 18

Monika przebudziła się, orientując się, że w pokoju panuje okropny chłód. Zakopała się w pościeli i mocniej wtuliła się w ciało Ariela. Ignorowała wyrzuty sumienia, bo przecież nie robiła nic złego. Gdyby cokolwiek mu się nie podobało, z pewnością zmusiłby ją do zmiany zachowania. Może nawet uniósłby się i użył mało przyzwoitych słów…  
Była pewna, że nie dałaby rady bronić się, bo czuła się rozbita. Sytuacja z Łukaszem już wystarczająco wyprowadziła ją z równowagi.
Ułożyła wyżej głowę na poduszce i przyjrzała się uważnie profilowi twarzy chłopaka. Zanim się powstrzymała, jej palce dotknęły jego nosa i policzków. Skrzywił się, ale jedynie westchnął ciężko i próbował się obrócić na drugi bok, jednak ciało blondynki skutecznie mu to uniemożliwiało. Nie chciała, żeby się od niej odseparował. Potrzebowała go, chociaż to tak śmiesznie brzmiało w jej głowie.  
Wiedziała, że wchodząc do jego łóżka, złamała jedną z zasad przyjaźni.  
Przyjaciele nie sypiają ze sobą. Nawet, jeśli nie chodzi o seks. Po prostu, nie robią niektórych rzeczy.  
- Długo nie śpisz? – mruknął sennie Ariel.
Monika szybko odwróciła wzrok, mając nadzieję, że jeszcze porządnie się nie rozbudził.
- Nie.
- Wyspałaś się?
Wzięła głębszy wdech.  
- Zimno mi – szepnęła, podciągając kołdrę pod samą brodę.
Usłyszała śmiech, a po chwili Ariel sięgnął dłonią na niewielką komodę, zabierając z niej niewielkie białe pudełko. Usłyszała kliknięcie, a potem chłopak posłał jej półuśmiech.
- Zaraz będzie ciepło.
- Nie musisz włączyć kaloryferów?
Znowu zaśmiał się, przecierając dłońmi oczy.
- Technologia poszła do przodu i uwierz mi, nie chciałoby ci się wyjść spod tej cieplutkiej kołderki, aby chodzić boso po zimnej podłodze, tylko po to, aby podkręcić kaloryfer.
- Poleżę tutaj jeszcze trochę, dobrze? – zapytała delikatnie. – Chyba, że masz coś przeciwko.
Pokręcił głową, a potem niespodziewanie objął ją i przytulił do swojej klatki piersiowej.
- Mi też jest zimno – odpowiedział, odpowiadając na jeszcze niezadane pytanie.
- Moje ciało nie jest stworzone do ogrzewania kogokolwiek.
Zmierzył blondynkę dziwnym spojrzeniem.
- Czy mi się wydaje, czy ty masz o sobie bardzo kiepskie mniemanie, co?
Wzruszyła ramionami.
- Zdaje ci się.
- Na pewno? Ciężko mi uwierzyć, że nie dostrzegasz w sobie tylu zalet, ile powinnaś.
- Potrzebuję trochę czasu, aby dojść do siebie – tłumaczyła się. – Minie parę dni i znów będę sobą.
- Tego chcesz? – zapytał rozzłoszczony.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Doskonale wiesz. Nie musisz nikogo udawać. Bycie sobą, oczywiście, prawdziwą sobą, jest jak najbardziej pożądane. – Westchnął ciężko. - Spotkałoby cię o wiele więcej szczęścia, gdybyś nauczyła się dzielić uczuciami, które tak uporczywie dusisz w sobie.
Blondynka była innego zdania. Pijaństwo ojca nauczyło ją, że może tylko sobie ufać i nigdy, przenigdy, nie powinna odkrywać przed kimś wszystkich swoich słabości.  
Głupie gadki, były tylko częścią idiotycznych filmów, które nijak mają się do rzeczywistości. Tak naprawdę, życie było kiepskie i lubiło dawać kopniaki w dupę.
- Nic nie rozumiesz – szepnęła, krzywiąc się delikatnie, a potem uniosła się na łokciu, jednocześnie próbując wyswobodzić się z jego ramion. – Puść mnie. Chcę wstać.
Nie chciała się z nim siłować, ale był taki uparty! Zagryzła wargę i naparła mocniej na jego ciało, co tylko doprowadziło do lekkiej szamotaniny, aż wreszcie Ariel pociągnął ją zbyt gwałtownie za rękę i z impetem upadła na niego. Oszołomiona, dotknęła delikatnie dłońmi jego klatki piersiowej, mając zamiar unieść się na rękach i wstać, ale objął ją mocno w pasie, przyciskając do swojego ciała.
- Czego nie rozumiem? – zapytał szorstko. – Udajesz najgorszą sukę, a tak naprawdę rozrywa cię od emocji, których nie chcesz pokazać za żadne skarby świata.  
- Puść mnie – syknęła, a ręce wokół jej ciała, zacisnęły się mocniej, całkowicie ograniczając jej ruchy.
- Nie odpowiedziałaś na mnie pytanie.
- Odkrywanie się przed kimkolwiek… - urwała, zaciskając mocno usta. – Nie potrzebuję żadnych komplikacji, rozumiesz? Nie chcę, abyś próbował mnie naprawić.  
- Skąd wiesz, że bym próbował?
Uniosła kącik ust do góry.
- A co robisz z Patką? Zawsze, kiedy balansuje nad przepaścią, łapiesz ją i pokazujesz, że ten świat ma dużo do zaoferowania. Nie chcę tego. Nie od ciebie.
Lekki grymas przebiegł przez jego twarz, ale próbował nie dać tego po sobie poznać – widziała to.  
- To czego tak naprawdę chcesz?
Przymknęła na chwilę oczy, kręcąc głową.
- Potrzebuję kogoś, kto poskleja mnie w całość, Ariel.  
Spojrzała mu w oczy, starając się znieść troskę w jego oczach.  
- Nie zrobi tego żaden facet, z którym sypiałaś i będziesz sypiać, postanawiając spędzić z nimi przypadkową, nic nieznaczącą noc.  
- Nie jestem z kamienia. Też potrzebuję bliskości.
- Tu nie chodzi o bliskość. Nikt obcy nie da ci poczucia bezpieczeństwa ani miłości! – krzyczał ze złości, prawie łamiąc jej kości. – Nie rozumiesz?!
Okropnie piekły ją oczy, ale nie chciała płakać. Już wystarczająco się przed nim odkryła. Nie chciała, żeby próbował zmieniać jej życia i postrzegania świata. Nie był odpowiednią osobą. Nie chciała go w taki sposób…
Przyłożyła czoło do jego podbródka i westchnęła cicho.
- Powiedz mi, tak szczerze, istniała w twoim życiu osoba, która była dla ciebie tak ważna, jak Patrycja? – zapytała cicho ze ściśniętym sercem.
- Do czego zmierzasz?
- Kochasz ją, prawda?
- Tak, ale jak przyjaciółkę… siostrę… Monika, o co ci chodzi?
Uniosła głowę i spojrzała mu jeszcze raz w oczy.
- Czy kiedykolwiek, poświęciłbyś przyjaźń z nią na rzecz miłości?
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i chociaż sama była zaskoczona pytaniem, które wypadło z jej ust, nie chciała się wycofać. Chciała wiedzieć, czy byłby w stanie poświęcić się dla kogoś równie mocno, co dla ich przyjaciółki. Przecież nikogo nie zainteresowałaby drugoplanowa rola!
- Monika… nie wiem, a w ogóle… co to za pytanie?
Nie chciała dać po sobie poznać, jak boleśnie odczuła jego odpowiedź.  
- Czyli, nigdy nie spotkasz kogoś ważniejszego od niej? – drążyła dalej, bo nie mogła uwierzyć, że Patka była dla niego tylko przyjaciółką. Nigdy w to nie wierzyła.
- Do czego pijesz?
Rozdzwoniła się telefon, więc poluźnił uścisk i sięgnął dłonią na komodę, gdzie leżała jego komórka. Uniósł ją do góry, więc oboje zerknęli na wyświetlacz. Blondynka szybko przeniosła wzrok na jego twarz, która wyrażała wiele emocji. Nawet nie była zaskoczona, kiedy wyczuła pod palcami szybsze bicie serca.
Wiedziała. Cholera.
- Odbierz – mruknęła obcym głosem, a potem przeturlała się na bok i wstała. Wychodząc z pokoju, rzuciła mu ostatnie spojrzenie przez ramię, ale nawet się nie obejrzał, zbyt skupiony na odebraniu połączenia.  
Gdyby tylko mogła, zatrzasnęłaby za sobą drzwi.  



Patrycja siedziała na blacie kuchennym, a obok niej leżał laptop. Na ekranie widniała strona z banku, która jednoznacznie pokazywała, że na jej konto wpłynęły pieniądze. Nareszcie!  
Przyciskała komórkę do ucha, nie posiadając się z radości. Suma nie była zatrważająco duża, ale musiała wystarczyć, tym bardziej, że było jeszcze przesłuchanie. Jeśli udałoby się jej dostać… Mogłaby załatać swoje dziury budżetowe i znowu normalnie żyć.  
- Ariel, przeszkadzam ci? – zapytała, prześmiesznie marszcząc brwi. – Ktoś jest u ciebie?
- Nie – odpowiedział jak z automatu. – Patryszja, coś się stało?
Skrzywiła się, bo nie miała aż tylu pieniędzy, aby oddać przyjacielowi za zakupy, jakie dla niej zrobił.
- Chodzi oto, że dostałam wypłatę i… - Wzięła głęboki wdech. – Na razie nie będę miała jak ci oddać, wiesz? Ale jak tylko uporam się ze wszystkimi rachunkami, dostanę tą rolę i tak dalej, to z pewnością spłacę dług u ciebie!
- O czym ty gadasz?
- Pożyczyłeś mi kasę na zakupy, pamiętasz?
- Nie pożyczyłem, tylko po prostu pojechaliśmy na zakupy. Tyle.
- Ale…
- Patryszja, nie mam dzisiaj nastroju do takich bezsensownych kłótni. – Jęknął. – Jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy sobie pomagać.  
- Wiem, ale nie powinnam cię od ciebie brać czegokolwiek – zaczęła się tłumaczyć. – To nieistotne, że zarabiasz więcej ode mnie. Zanim odeszłam z zespołu i przestałam występować w teatrze, też mi się powodziło całkiem dobrze.
- Pamiętaj, że to ja zazwyczaj wyjadam wszystkie twoje zapasy. Powiedzmy, że odwdzięczyłem się za to, okej?
- Ariel, tak nie można – upierała się. – Każda przyjaźń ma swoje granice!



Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, była rozmowa telefoniczna z Patryszją, podczas, gdy Monika znajdowała się w drugim pokoju. Nie wiedział, co tam robiła, ale dość szybko ulotniła się z jego sypialni.  
Każda przyjaźń ma swoje granice.
Dźwięczało mu to w głowie i chociaż próbował skupić się na rozmowie z przyjaciółką, niespodziewanie wstał i poszedł do pokoju, w którym była blondynka. Wszedł bez pukania, cały czas trzymając komórkę przy uchu.
- … może kupię ci coś w zamian, co? Tak byłoby najlepiej, nie sądzisz?
Nie odpowiedział, wpatrując się w sylwetkę Moniki, krzątającą się po pokoju. Była już ubrana w sukienkę z poprzedniego wieczoru, która w niektórych miejscach była pomięta. Włosy upięła w idealny kok, a na twarzy miała delikatny makijaż. Ścieliła łóżko, a kiedy skończyła, rozsunęła zasłony, aby wpuścić trochę słońca do pomieszczenia.
- Ariel, jesteś tam?
Stała dłuższą chwilę przy oknie, a gdy się odwróciła, spodziewał się jakiegoś wybuchu. Ta cisza, która panowała, była jak cisza przed burzą. Znał blondynkę wystarczająco dobrze, aby przewidzieć niektóre rzeczy.  
- Patryszja, spotkamy się na przesłuchaniu. Muszę coś załatwić. Do zobaczenia – powiedział szybko, a potem od razu się rozłączył. – Monika, co ty wyprawiasz?
- Posprzątałam po sobie, a teraz mam zamiar pojechać do domu.
- W tej sukience?
- A co jest z nią nie tak?
- No nic, ale jest pognieciona.
- I co z tego?
Przetarł twarz dłonią, zastanawiając się, gdzie podziała się ta krucha i delikatna dziewczyna, przy której rano się obudził.
- Odwiozę cię do domu.
- To nie jest potrzebne.
Utkwił w niej nieruchomy wzrok.
- Odwiozę i koniec gadania.  
- Jak chcesz – mruknęła, a potem odwróciła się w stronę okna. – Na zewnątrz jest bardzo pięknie i…
- Zamarzłabyś – wszedł jej w słowo. – Co chciałabyś na śniadanie?
Obróciła głowę i spojrzała na niego zszokowana.
- Śniadanie?
- Wiesz, to taki posiłek, który jedzą normalni ludzie tuż po tym, jak się rano obudzą – zakpił.
Zmrużyła oczy.
- Przez chwilę zapomniałam, że potrafisz być prawdziwym palantem.
- Wypraszam to sobie. – Uśmiechnął się szeroko. – Na co masz ochotę?
Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu.
- Myślę, że zwykła jajecznica wystarczy.
- Okej – mruknął, a potem poszedł do kuchni, zostawiając ją samą w pokoju.  
Monika znowu zaczęła wracać do swojej prawdziwej natury, co go niezmiernie cieszyło. Musiał jeszcze trochę nad nią popracować, ale szczerze wątpił, aby mu na to pozwoliła, przynajmniej świadomie.  
Będąc już w kuchni, wyciągnął patelnię z szafki, a jajka z lodówki. Pochłonięty własnymi myślami, robił wszystko mechanicznie. Kiedy mieszał jajecznicę drewnianą łopatką, obok niego pojawiła się blondynka. O mały włos, a strąciłby patelnię z kuchenki.
- Strachliwiec – zadrwiła, opierając się biodrem o szafkę i zakładając ręce na klatce piersiowej. – I co potem?
- Będziesz na przesłuchaniu?
- Nie dostałam żadnego zaproszenia.
- Nie potrzebujesz go i doskonale o tym wiesz. Patryszja ucieszy się, gdy cię zobaczy.  
Wyłączył palnik, a potem zabrał się do nakładania jajecznicy na talerze.  
- Będziesz z nią tańczył?
- Nie. Będą same występy solo.
- Yhym – mruknęła, kiwając głową. – W takim razie będę, ale musiałabym się przebrać.
- Zahaczymy o twoje mieszkanie, przebierzesz się, a potem pojedziemy do teatru, okej?
- Ale poczekasz na mnie w samochodzie, dobrze?
- Jasne. Nie ma problemu – odpowiedział, odkładając patelnię do zlewu. – Możemy jeść.
Monika nie poruszyła się, więc spojrzał na nią, trzymając w dłoniach dwa talerze. Patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jakby walczyła z własnymi myślami. I kiedy już chciał zadać pytanie, odnośnie jej zachowania, potrząsnęła głową i podeszła do stołu, zasiadając przy nim.  
Zmieszany, nie wiedział, co ma o tym myśleć, więc postawił przed nią talerz, a potem usiadł naprzeciw niej, od razu spuszczając wzrok na swoje jedzenie.
Robiło się coraz bardziej ciekawie.



Artur czuł, że rozpiera go energia. Potrzebował się wyszaleć, ale nie chciał robić tego samotnie. Myślał, że przyjaciel wybierze się z nim gdziekolwiek. Może nawet do innego miasta, aby zbadać poziom tamtejszych klubów.  
Jednak wszystko szlag trafił, bo Kacper był już zajęty. Nie, ujął to inaczej: jestem umówiony. Niby z kim? A najlepsze było to, że nawet nie chciał nic powiedzieć o randce z Patrycją. Milczał jak grób i brunetowi ciężko było ocenić, skąd u przyjaciela taka chęć ukrywania tej dziewczyny.  
I dopiero po dziesiątkach pytań, dowiedział się, że Kacper będzie w teatrze. On i teatr! W pierwszej chwili, Artur chciał parsknąć śmiechem, bo to wszystko wydawało mu się jedną, wielką abstrakcją. Oboje nienawidzili teatru i chociaż te całe spektakle nie bywały wcale takie okropne ani nudnawe, to nienawidził obłudy ludzi, którzy tam przychodzili.  
Usiadł przy biurku i zaczął przeszukiwać Internet w poszukiwaniu potrzebnych informacji. Nie grano żadnych spektakli, co go bardzo zdziwiło. Skoro nie było czego oglądać, to po co Kacper chciał pójść do teatru?  
Zaczął szukać jakiś szczegółów, aż wreszcie dokopał się do informacji odnośnie przesłuchania do najnowszego spektaklu. Potrzebowano dobrych tancerzy.  
Kacper chciał zatańczyć w teatrze?
Przeczesał dłonią włosy i odchylił się na krześle do tyłu.  
Długo myślał o tym, aż wreszcie gwałtownie się wyprostował, prawie spadając z krzesła.  
- Patrycja – powiedział do siebie, a potem wstał.  
Rozglądnął się za swoją kurtką skórzaną, którą rzucił w nieznane mu miejsce. I kiedy odnalazł ją za fotelem, podniósł z podłogi i wyszedł z mieszkania. W pierwszej chwili chciał pożyczyć samochód od Milowskiego, ale kiedy nie zastał go w mieszkaniu, wyszedł na zewnątrz i uśmiechnął się z przymusem, patrząc, jak staruszek myje auto.  
- Dzień dobry! – krzyknął na powitanie, delikatnie się kłaniając.
- Dobry, dobry, dziecko! Ba, nawet bardzo dobry! – zawołał Milowski, machając mu ogromną gąbką pełną piany.
Nie było ciepło. Wiał porywisty wiatr, a kurtka skórzana mogła go tylko częściowo przed nim ochronić, ponieważ nigdy jej nie zapinał. Podbiegł do pasów i nim jakikolwiek samochód zdążył się zatrzymać, był już na drugiej stronie ulicy. Miał jedynie nadzieję, że zdąży na tramwaj, bo nie uśmiechało mu się marznąć na przystanku.
Przez całą drogę próbował nie zastanawiać się, dlaczego tak go poruszało wyjście Kacpra do teatru. Mógł się oszukiwać, ale miał już serdecznie dosyć tych myśli, które nie dawały mu spokoju.  
Nie chciał, do cholery, aby Patrycja umawiała się z jego przyjacielem.



Patrycja stresowała się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Chodziła w kółko, łamiąc sobie palce. Rozciągała się równe pół godziny, aby wykonać każdą możliwą figurę. Nie była pewna, czego będą od niej żądać. Nawet nie przeczytała o czym będzie opowiadał spektakl. Posłuchała Kiki i przygotowała kroki do jednego z wolniejszych kawałków. I patrząc na innych tancerzy, doszła do wniosku, że strzeliła w dziesiątkę. Otaczała ją grupka baletnic, które nawet nie ukrywały swojej gibkości.  
Jakim cudem Iga postanowiła wcisnąć zespół do czegoś takiego? Przecież nikt z nich nie byłby zdolny zatańczyć pozycji z „Jeziora Łabędzi”.  
Potrząsnęła głową, odganiając frustrujące myśli. Musiała skupić się na tańcu. Tylko to jej pozostało. Jeśli nie podoła… przerwie taniec… Nie, nie chciała o tym nawet myśleć!
Sama obecność Kacpra na widowni, jeszcze bardziej ją stresowała. Mówiła tyle o tańcu, a jeśli źle wypadnie? Co on sobie o niej pomyśli?
Nie zamierzała nikomu niczego udowadniać. Chciała tylko sobie pokazać, że ostatecznie dała sobie spokój z rozpamiętywaniem związku z Marcinem. Było minęło.
Zaczęto wywoływać po kolei tancerzy, a nerwy skręcały jej żołądek. Musiała usiąść na podłodze i przymknąć oczy, aby zebrać myśli.  
„Dam radę” – powtarzała sobie w myślach, ignorując rozmowy innych.



Kacper siedział wygodnie w fotelu w rzędzie, który z pewnością ułatwiał mu widok na scenę. Zniecierpliwiony, bębnił palcami po udzie. Nie mógł się doczekać występu Patrycji. Spodziewał się wielu rzeczy, bo przecież była ładna, a ładni ludzie zawsze posiadali dużo talentów.  
Rozejrzał się wokół, ale nie rozpoznawał żadnej twarzy. Zwrócił wzrok na scenę, gdzie jakaś baletnica właśnie kręciła się wkoło, jak te wszystkie figurki z pozytywek. Przekrzywił głowę, zastanawiając się, ile wytrzyma, kręcąc się tak bez przerwy. Kiedy uniosła nogę wysoko do góry, wciąż się obracając, uniósł zaskoczony brwi do góry.  
Wiedział, że bycie baletnicą wcale nie było łatwe, bo wymagało wielu poświęceń, ale czy tej dziewczynie nie kręciło się już w głowie?
Nagle, zatrzymała się, a potem wykonała perfekcyjny ukłon, nawet nie patrząc na publiczność. Rozbrzmiały brawa i po dłuższej chwili, sam zdał sobie sprawę, że również klaszcze. Baletnica nawet nie uśmiechnęła się, w podziękowaniu kiwając jedynie głową i kłaniając się niżej.  
- Patrycja Durska proszona na scenę – rozległo się nagle, a Kacper od razu się wyprostował, chcąc mieć jeszcze lepszy widok na scenę.
Baletnica zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się brunetka. Ciężko było jej ukryć zdenerwowanie, więc tym bardziej zacisnął kciuki, aby cały występ się udał.  
Nikt nic do niej nie powiedział, a po chwili zaczęła grać muzyka. Poruszyła ręką, a kiedy wprawiła w ruch całe swoje ciało, szczęka mu opadła. Pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana i gapił się na nią, zachodząc w głowę, jak taka dziewczyna mogła być siebie niepewna.  
Coś mu zaczęło świtać w głowie. Sposób w jaki poruszały się jej włosy przy najdrobniejszym ruchu ciała i niektóre z tych kroków… Przypominały mu o czymś, ale im intensywniej wytężał mózg, tym trudniej było mu się skupić na tańcu.
Lekkość z jaką tańczyła… Wow! Rozejrzał się wokół i zauważył, że wszyscy patrzyli na nią z zainteresowaniem. Może tu chodziło o muzykę, bo żadne z poprzednich tancerzy nie użyło takie połączenia instrumentalnego w jednej piosence. A może, tak po prostu, powalała wszystkich talentem.  
Baletnice były perfekcyjne w obracaniu się w kółko, wykonując różne figury, ale brakowało im pasji. Tak, był tego pewien, gdy tylko patrzył na Patrycję. Nie robiła połowy tych rzeczy co tamte, ale zachwycała o wiele bardziej. Była taka prawdziwa…
I nagle, zdał sobie sprawę, że bardzo dobrze zrobił, nie mówiąc nic Arturowi. Nie czuł z jego strony zagrożenia, chociaż ewidentnie mu się nie podobało, że oboje złapali tak świetny kontakt. Musiał to ukrócić, nim przyjaciel zająłby ważniejsze miejsce w życiu Patrycji niż on sam. Nie wiedział, dlaczego obawia się czegoś takiego, skoro Artur obiecał mu, że jej nie tknie.
Chciał mu zaufać, ale potem przypominał sobie, jakim on jest facetem i odpuszczał.
Nigdy nie dotrzymałby obietnicy. Był tego pewien.



Odnalazła wewnętrzną siłę. Blondynka widziała to w każdym ruchu przyjaciółki. Znów zachwycała i sprawiała, że każdy inny tancerz czuł się niepewny swojego talentu.  
Jakim cudem potrafiła to robić? Zawsze ją to zastanawiało. Znały się tyle lat, a jednak wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ta dziewczyna dostała od losu taką szansę. Nie, nie zazdrościła jej. Nie miała czego. Straciła ukochanego ojca. Musiała separować się od nadopiekuńczej matki i rozwydrzonej siostry. A jakby tego było mało, odszedł od niej chłopak, którego bardzo mocno kochała.
Odruchowo zerknęła na Ariela, a jej serce boleśnie zadrgało.  
I miała najlepszego przyjaciela pod słońcem, który poświeciłby dla niej wszystko.  
Czy mogła mieć więcej?
Była też ona sama, która starała się trwać przy jej boku, chociaż często jej to nie wychodziło. Czuła złość, bo może gdyby stawiała ją częściej na pierwszy miejscu, nie zżyłaby się tak mocno z Arielem? Może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej?
Skupiła wzrok na scenie, ale im dłużej oglądała jak tańczy, a kątem oka - widziała zachwyt w oczach Ariela, czuła, że musi się wydostać na zewnątrz. Musiała zaczerpnąć powietrza i uspokoić nerwy.  
Chciała być jej przyjaciółką, więc musiała ogarnąć te wszystkie destrukcyjne emocje, które nie pozwalały jej normalnie żyć.
Przyjaciele powinni być szczery i lojalni, a co najważniejsze, nigdy nie opuszczać w potrzebie.  
Monika zdawała sobie sprawę, że do bycia szczerą z Patrycją, jeszcze dużo jej brakuje i jeśli nie podejmie żadnych konkretnych kroków, aby to zmienić - straci przyjaciółkę.  
Nachyliła się w stronę Ariela, nie patrząc mu w oczy.
- Muszę wyjść.
- Teraz? – mruknął zaskoczony. – Patryszja jeszcze nie skończyła. A wyniki?
Pokręciła głową.
- Będę na zewnątrz. – Skrzywiła się. - Źle się czuję.  
- Dobrze, ale napij się wody.
Powoli wstała, przeciskając się między siedzeniami, a kiedy już chciała wyjść, piosenka dobiegła końca. Zamarła, zastanawiając się, czy przyjaciółka zobaczy, że wychodzi. Miała nadzieję, że nie. Przyspieszyła kroku i wyszła z sali, zanim skończyły się brawa i wywołano kolejną tancerkę.
Przeszła przez cały hol i wypadła na zewnątrz, czując, jak jej mięśnie opuszcza napięcie. Musiała stamtąd wyjść, bo nie miała prawa niczego niszczyć. Nie wybaczyłaby sobie, gdy miała zranić jedyną osobę, która tak bardzo ją wspierała, gdy jej ojciec tracił kontrolę nad swoim własnym życiem.  
Oparła się plecami o ścianę budynku i westchnęła. Było przeraźliwie zimno, a nie wzięła płaszcza z szatni. Objęła się ramionami, pocierając dłońmi ręce.  
- Cześć!
Zaskoczona, obróciła głowę i zmrużyła oczy, bo chociaż wiał wiatr, słońce świeciło wystarczająco mocno, aby oślepić.
- Cześć?
- Przesłuchanie wciąż trwa?
Uniosła jedną brew, taksując mężczyznę wzrokiem z góry do dołu. Skórzana kurtka? O tej porze roku?  
- Tak, ale już się kończy – odpowiedziała, powoli odwracając wzrok.
- Yhym – mruknął, również opierając się plecami o ścianę. – Występ nie poszedł po twojej myśli?
- Niby dlaczego?
- Stoisz na dworze, trzęsiesz się z zimna i wyglądasz, jakbyś chciała stworzyć swoją własną apokalipsę.
Wybuchła śmiechem.
- A ty? Na co czekasz?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem.  
- Chyba po coś tutaj przyszedłeś, tak?
- Przemyślałem wszystko w czasie drogi i zrozumiałem, że popełniłby głupi błąd.
- Faceci myślą, a to coś nowego – zadrwiła blondynka, omiatając bruneta spojrzeniem pełnym rozbawienia. – Nie umiesz się zdecydować, czy masz ją poderwać?
- Mniej więcej – odpowiedział kwaśno.  
Monika prychnęła z pogardą.  
Nienawidziła tego typu facetów. Może i był przystojny, w jakiś sposób urzekający, ale żeby zastanawiać się czy poderwać daną dziewczynę czy nie? Nawet Łukasz był bardziej zdecydowany.
- Jeśli nie chcesz niczego poważnego, daj jej spokój – powiedziała zimno. – Po was ciężko posklejać swoje serce.
Udawał, że się krzywi.
- Zabolało, wiesz? – zapytał, posyłając jej szeroki uśmiech. – Czemu jesteś tak wrogo do nas nastawiona?
- Jesteście bandą dupków, którzy niczego nie doceniają. Macie pod nosem dziewczyny swoich marzeń, ale i tak tego nie dostrzegacie, ciągle uganiając się za byle czym.
- Nazywasz swoje koleżanki pierwszymi lepszymi? – pytał, całkowicie rozbawiony. - Wiedzą o tym?
Zmroziła go wzrokiem.
- Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale pewnie pokonałeś szmat drogi, aby zatrzymać się przed teatrem i rozmawiać z nieznajomą, podczas, gdy tą dziewczynę, którą sobie wybrałeś, może poderwać ktoś inny?
- Problem polega na tym, że właśnie ją ktoś podrywa.  
- Wiesz o tym i dalej tu stoisz?!
- To… dość skomplikowane.
Prychnęła.
- Faceci – zakpiła.  
- A ty?
- Co?
- Dlaczego tu stoisz? – drążył. – Twój wybranek wybrał sobie inną?
Pokręciła głową, hamując łzy.
- Jesteś prawdziwym dupkiem.
- Nawet mnie nie znasz! – bronił się.
- I wcale nie zamierzam poznać – odgryzła mu się. – Może i nigdy nie będę dla kogoś tak ważna, jakbym chciała, ale to nie powód do załamki – dodała innym tonem.
- Podsumowując, oboje dostaliśmy upominające baty od życia.  
Zaśmiała się.
- Upominające?
- Nie zmusisz nikogo do tego, aby cię zechciał.
Wyprostowała się, odwracając do niego przodem.  
- Jest mi cholernie zimno, więc zakończmy tą przemiłą pogawędkę i wróćmy do swoich niepoukładanych żyć, okej? – zaproponowała.
- Albo… chodźmy na piwo.
- Serio? Proponujesz mi idiotyczne wyjście na piwo?
- I tak się zgodzisz.
Posłała mu lodowate spojrzenie, próbując go zabić. Zachowywał się jak egoistyczny dureń, który myślał, że powali na kolana każdą dziewczynę.  
No cóż, nie każdą, bo akurat jakiś koleś jedną mu podrywał.  
- Nie chodzę na randki z nieznajomymi – mruknęła z kpiącym uśmiechem.
- Jestem Artur.
Przyjrzała się uważnie jego twarzy i nie dostrzegła żadnych oznak rozbawienia. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad jego propozycją. Mogła odmówić, bo przecież Ariel prosił ją, aby poczekała na zewnątrz, ale z drugiej strony, czy on poczekałby na nią, gdyby Patka potrzebowała pomocy?
- Jasne. Chodźmy.
Zastawił jej drogę, uśmiechając się głupkowato.
- Po pierwsze: nie znam twojego imienia, a po drugie: gdzie twoja kurtka?
- Monika, a płaszcz zostawiłam w szatni.
- Skoczmy po niego, a potem w drogę!
Wywróciła oczami, patrząc, jak otwiera jej drzwi i zachęca gestem dłoni do wejścia do środka. Mijając go, zacisnęła mocno usta, bo przecież nie chciała znowu wdać się w relacje z facetem. Miała odpocząć. Obejrzała się przez ramię, patrząc na Artura, który nie spuszczał z niej wzroku. Był bardzo pewny siebie i to jej w jakiś sposób imponowało.
Ale nie zamierzała dzielić włosa na czworo i tworzyć z nim bajkowej przyszłości. Nie tym razem, ani żadnym kolejnym.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4943 słów i 27656 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Mimi

    Mało która autorka potrafi przyciągnąć uwagę czytelnika do dwóch wątków dwóch różnych par, że tak to ujmę a Ty to zrobiłaś. Wciągnęłam się w historię Patrycji i Artura oraz Moniki i Ariela ale już zaczynasz między nimi kręcić :-D bardzo bym chciała żeby jednak Artur zabiegał o Patrycję a Monika została przy Arielu :-D kiedy kolejna?

    24 wrz 2017

  • Użytkownik elorence

    Uwielbiam wielowątkowość :D I to w sumie jest główna cecha moich opowiadań, bo nigdy nie skupiam się na jednej historii, ale wplątuję kilka :)
    Kolejna część będzie jutro :)
    Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba! :)

    24 wrz 2017

  • Użytkownik Margo1990

    Artur to pajac wrrr....Jestem na niego zła :(

    24 wrz 2017

  • Użytkownik elorence

    Pajac i dupek :)

    24 wrz 2017