Kiedyś będziesz mój - Rozdział 36

Siedziała na swoim dawnym łóżku. Mama nic nie zmieniła w jej pokoju, jedynie dodając okropne, różowe zasłony, jakby nie potrafiła zrozumieć, że wystarczą zasunięte rolety. Zerknęła na walizkę przy drzwiach i westchnęła ciężko, bo przecież w rodzinnym domu miała jeszcze kilka swoich rzeczy, z których mogła skorzystać. Podróż nie była przyjemna, bo czy komuś może sprawić przyjemność przejście trzech kilometrów w temperaturze grubo poniżej zera? Na dodatek wiał ostry wiatr, co dodatkowo utrudniało chodzenie. Zapomniała czapki, więc musiała opatulić szalem pół twarzy.  
Wszystko było przeciw niej.
Powitanie też nie należało do najmilszych. Matka zacisnęła mocno usta, wzdychając jednoznacznie, a Ola skrzywiła się i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Do świąt pozostały dwa dni, a w tym domu w żaden sposób nie można było poczuć świątecznej atmosfery.  
Westchnęła cicho, powstrzymując się od płaczu. Nie mogła pokazać rodzicielce, jak bardzo jest jej ciężko. Nie chciała dać jej powodów do rodzinnej awantury ani tematów do kilkugodzinnych kazań. I tak można było się domyśleć, że coś jest nie tak, bo była pokłócona z Olą, ale mimo to, przyjechała.
Wyciągnęła gumkę z kieszeni spodni i splotła nią włosy, a potem wstała, biorąc głęboki wdech. Cokolwiek by się nie działo, musiała pokazać matce, że jest odpowiedzialna i wytrzymała. Słabość w tej rodzinie nie była tolerowana. Przynajmniej, nie po śmierci ojca.  
Podniosła walizkę z ziemi i ułożyła ją na łóżku, powoli rozsuwając zamek. Jej zawartość była stanowczo zbyt duża, bo nie wiedziała, ile zostanie u matki. Chciała wrócić do mieszkania tuż po nowym roku, ale wciąż nie miała pewności czy wytrzyma pod jednym dachem z dwoma zołzami.
Uśmiechnęła się nikle pod nosem i zaczęła wyciągać swoje ubrania.
Zamarła, słysząc ciche pukanie do drzwi. Przełknęła z trudem ślinę, a potem zerknęła przez ramię i zagryzła wewnętrzną stronę policzków. Do pokoju weszła matka, od razu przyjmując pozycję zamkniętą i bacznie obserwując jej poczynania.  
- Tłumaczyłam ci tyle razy, że nie powinnaś kłaść walizki na świeżo upranej pościeli.  
- Zaraz ją zdejmę – obiecała, zaciskając mocniej palce na swetrze. – Ola dalej się dąsa?
- Dałaś jej popalić, więc czego oczekiwałaś?
- Powinnaś ją bardziej utemperować. Ma dopiero szesnaście lat, a jest okropnie przemądrzała.  
- W tym domu nie toleruje się hipokryzji.
- Wyprowadzając się stąd, liczyłam na polepszenie się stosunków z własną siostrą.
- W taki razie, przeliczyłaś się – odpowiedziała sucho. – Zresztą, jak zawsze.
Odwróciła się przodem do matki i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Zrozumiałam komunikat, naprawdę.  
- O czym ty mówisz?
- Nie chcecie mnie tutaj.  
- Zjawiłaś się bez zapowiedzi.  
- Nie wyglądałyście na stęsknione – wytknęła matce. – Zawsze jest to samo. Najchętniej zamknęłabyś mnie w złotej klatce, ale do tej pory nie mogę zrozumieć, co tobą kieruje, bo to na pewno nie jest miłość matki do swojej córki.
Lód w oczach kobiety wcale nie zmalał. Słowa spłynęły po niej tak, jakby kompletnie nic nie znaczyły.
- To jest twoje zdanie.
- Skoro tak, to dlaczego nie chcesz wyprowadzić mnie z błędu i pokazać, że naprawdę mnie kochasz, martwisz się i tęskniłaś?
- Dokonałaś wyboru dokładnie trzy lata temu. Chciałaś się wyprowadzić i to zrobiłaś, wbrew mi i wszystkiemu innemu.
- Będziesz miała o to pretensje do mnie już do końca życia? – zadrwiła. – Jestem dorosła, więc czego oczekiwałaś? Stanęłam na własne nogi i daję sobie radę.
- Ach, tak. – Uśmiechnęła się ironicznie. – W takim razie, co tutaj robisz, skoro tak świetnie dajesz sobie radę?
Spuściła głowę, zagryzając wargę prawie do bólu.
- Chcę zostać sama – wyszeptała.
- Za godzinę jest obiad. Masz na niego zejść.
Zero wsparcia, troski czy jakichkolwiek innych matczynych uczuć. Patrycja miała wrażenie, że nadopiekuńczość tej kobiety bierze się z kosmosu. Chłód bijący od niej skreślił jej osobisty plan odnośnie świąt.
Uciekła z jednego piekła w kolejne.



Znowu stał przed jej drzwiami, tym razem był trzeźwy, bo nie miał ochoty kolejny raz przegapić możliwość rozmowy z Patrycją. Przy okazji, wolałby mieć jasność umysłu, gdyby obok niej pojawił się ten koleś, który spędzał mu sen z powiek.  
Zacisnął dłoń w pięść i uderzył w drzwi, już kolejny raz, ale bez rezultatu.  
Przeklnął siarczyście pod nosem, a potem przetarł dłonią twarz, zachodząc w głowę, gdzie może podziewać się brunetka.
Wyciągnął komórkę z kieszeni i szybko odnalazł właściwy numer. Jednak, jeśli myślał, że jakimś cudem odbierze, był w błędzie. Nic się nie zmieniło od tygodni, a zaistniała sytuacja zaczynała go coraz bardziej wkurwiać. Żył w jakimś popieprzonym zawieszeniu, czekając na dziewczynę, która miała go w dupie.  
- A ty, czego tu znów szukasz?  
Odwrócił się i uniósł brew do góry, przyglądając się staruszce.
- Słucham?
- Durska postanowiła zrobić z tego mieszkania jakąś melinę, czy jak? – zapytała nieprzyjemnym tonem, otulając się mocniej swetrem. – Idź stąd, albo tym razem zadzwonię po policję.
- Nie wie pani, czy Patrycja bywa w domu?
- A co ja jestem? Jej służąca? – Wrogość w głosie dała jasno do zrozumienia Arturowi, że pyta niewłaściwą osobę. – Wczoraj widziałam ją z walizką. Może wreszcie postanowiła się wyprowadzić i przestać demoralizować młodych ludzi, którzy też tu mieszkają.
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, bo nie spodziewał się, aby ktokolwiek posądził taką ślicznotkę o demoralizacje. To już prędzej on sam ją demoralizował.  
- I pewnie, nie ma pani zielonego pojęcia, do kogo mogła pojechać?
- Kim ty jesteś, że zadajesz takie pytania?  
- Proszę odpowiedzieć.
Staruszka zmrużyła oczy, uważnie mu się przyglądając.
- Na trzeźwo jesteś całkiem wychowany i kulturalny, ale nic ci nie powiem. Ta dziewucha jest zbyt głupia i sprowadza na siebie same problemy, nie dołożę jej kolejnych.
- Czemu pani sądzi, że jestem problemem?
- Masz to wypisane na twarzy – mruknęła zimno. – Nie trać czasu na nią, bo wyświadczysz mi i pewnie jej samej, ogromną przysługę, znikając raz na zawsze.
Złożył ręce jak do modlitwy, chcąc podejść bliżej, ale staruszka zmroziła go wzrokiem, więc zatrzymał się w miejscu.
- Muszę z nią porozmawiać.
- Nie wyglądała na uradowaną, kiedy cię zobaczyła. Wciąż uważam, że ten chłopak miał rację, zamierzając zadzwonić na policję.  
Wszystkie mięśnie jego ciała nagle się napięły. Odetchnął ciężko, zaciskając mocno usta.
- To jest naprawdę bardzo ważna sprawa!
Staruszka prychnęła.  
- Każdy tak mówi. – Odwróciła się do niego plecami i zaczęła schodzić po schodach. – Masz pięć minut, aby stąd iść, albo naprawdę zadzwonię po policję – rzuciła na odchodnym.
Przytknął pięść do ust, dziękując nie wiadomo komu za to, że udało mu się powstrzymać od głupich i obraźliwych komentarzy. Poprzednim razem musiał być dość okropny dla tej staruszki, skoro potraktowała go w taki sposób.
Wyciągnął komórkę i wystukał szybko wiadomość.
Zbliżały się święta i wbrew samemu sobie, zaczął liczyć, że zmiękczy to Patrycję i zmusi do dania znaku życia. Wystarczyłaby mu jedna wiadomość z konkretną treścią.



Nie miała ochoty na jedzenie, bo atmosfera przy stole pozostawiała wiele do życzenia. Matka siedziała sztywno na krześle i wpatrywała się w swój talerz, całkowicie ignorując swoje córki. Patrycja nie mogła nic przełknąć, więc łamała sobie palce pod stołem, co chwilę, zerkając ukradkiem na siostrę, która bawiła się swoim telefonem. Ola wolno podniosła głowę i rzuciła brunetce piorunujące spojrzenie.  
Patka odwróciła wzrok, gdy odezwała się jej własna komórka, która leżała obok talerza. Zerknęła na wyświetlacz i poczuła, cholernie bolesny ucisk w piersi. Wiadomość była od Artura.
„Stoję pod twoimi drzwiami już kolejny raz, a ciebie znów nie ma. Napadła na mnie jakaś nawiedzona staruszka i grozi policją. Może mogłabyś, tak z łaski swojej, wreszcie się odezwać?”
Zacisnęła mocno usta, ale nie odpisała.
Mógł próbować różnych form zmuszenia jej do rozmowy, ale nie zamierzała reagować. Stracił swoją szansę, więc nie miał żadnego prawa żądać kontaktu czy jakiejkolwiek bliskości. Klamka zapadła i nie mógł już z tym nic zrobić.
„Gdzie się podziewasz?” – krzyczała kolejna wiadomość.
Ściszyła dźwięk, a potem zablokowała ekran komórki. Uniosła głowę i napotkała zaciekawiony wzrok siostry.  
- Masz już kogoś nowego? – spytała obojętnym tonem.
- Nie.  
I koniec rozmowy.  
Westchnęła cicho i spojrzała na matkę.
- Pomóc ci przy Wigilii?  
- Nie.
- Mamo, nie bądź uparta. Mogę coś przygotować, przecież wcześniej…
- Nie przyjechałaś tu po to, aby grać dobrą córeczkę – powiedziała zimno.
Przymknęła powieki, mając nadzieję, że nie rozpłacze się przy stole.
- Mamo, proszę.
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jesteście moją rodziną, zbliżają się święta, więc to chyba zrozumiałe, że chce spędzić je z wami, prawda?
- Od trzech lat nie spędzasz z nami świąt – mruknęła Ola. – Nie jesteśmy ci potrzebne, więc po co zjawiasz się tu niespodziewanie i odstawiasz cyrk?
- Ola – podniosła głos Patrycja. – Chyba się zapomniałaś!
- No tak. Jak zawsze – zadrwiła. – Odrzuciłaś przeprosiny Marcina i myślisz, że będę taka wspaniałomyślna i zapomnę, jak skrzywdziłaś takiego wspaniałego chłopaka?
Odepchnęła się dłonią od stołu, szurając krzesłem po podłodze, a potem gwałtownie wstała. Rzuciła zabójcze spojrzenie w stronę siostry, wręcz gotując się ze złości.
- Do ciebie nic nie dociera! – krzyknęła z frustracji. – Rzucił mnie, a ty śmiesz mi zarzucać, że nie przyjęłam jego żałosnych przeprosin? Wytłumacz mi, jak bardzo niedowartościowana, głupia i naiwna musiałabym być, aby ponownie związać się z kimś, kto potraktował mnie jak zabawkę, którą w każdej chwili można odstawić?!
- Ludzie popełniają błędy! Zawsze mi to powtarzałaś! Mamie wykrzyczałaś w twarz, że jesteś człowiekiem i będziesz popełniała błędy, bo tak już jest! Marcin zostawił cię tylko na chwilę, a ty… od razu musiałaś sobie kogoś znaleźć, prawda?!
- Nikogo sobie nie znalazłam!
- A ten gość, który chciał go pobić?! Upadłaś tak nisko, aby związać się z kimś tak agresywnym, nieodpowiedzialnym i chamskim?!  
Osłupiała, otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
- Skąd wiesz o Arturze?
- Zadzwonił do mnie w drodze powrotnej i ochrzanił za twoją lekkomyślność!  
Pokręciła energicznie głową.
- Nie macie prawa…
- Dość!
Obie spojrzały w stronę matki, która zbladła i wpatrywała się w nie z morderczym wyrazem twarzy.
- Patrycja, siadaj i jedz obiad.
- Nie jestem głodna – odpowiedziała, zakładając ręce na piersi.
- Nie obchodzi mnie to. Siadaj i jedz.
Zgrzytnęła zębami, ale posłusznie usiadła na krześle i chwyciła widelec.  
Trzęsły się jej dłonie i miała ogromną ochotę zadzwonić do Marcina, robiąc mu awanturę wielkości góry lodowej. Jak śmiał wydzwaniać do jej siostry i spowiadać się z jej prywatnego życia?! Nie docierało do niego, że Ola nigdy nie pomoże mu jej odzyskać?  



Wojtek siedział w kawiarni razem z Eweliną. Po jej niespodziewanym telefonie, koniecznie musieli się spotkać i wyjaśnić kilka kwestii.
- Nie możesz się wycofać – powtórzył po raz dziesiąty, ale blondynka wciąż nie wyglądała na przekonaną. – Wiem, że wokół tego spektaklu robią naprawdę dużo szumu, ale może wreszcie coś się zmieni? Jeśli pomysł wypali, będziemy mogli ubiegać się o role innego typu, z prawdziwymi aktorami.
Ewelina pokręciła stanowczo głową.
- Nie mogę. Nie potrafię… Byłam faworytką, a zostałam z niczym!
- Masz syndrom bycia najlepszą czy jak?
Zmroziła go wzrokiem.
- Ligocki obiecał mi główną rolę i może faktycznie, sama się podłożyłam, wyskakując z propozycją wspólnego duetu z Patrycją, ale wynik końcowy mnie zaskoczył! Nie przypuszczałam, że… odbierze mi rolę.
- Nie oszukiwała, zagrała fair, więc nie masz najmniejszych powodów do myślenia, że cokolwiek ci odebrała. Była lepsza. – Wzruszył ramionami. - Zdarza się.
- I pomyśleć, że gdybyśmy jej nie znaleźli, a ty, nie wygłosiłbyś swojego długiego kazania na temat bycia sobą i dążenia do wyznaczonych celów, bylibyśmy główną parą – powiedziała z żalem.
Wojtek westchnął ciężko, uważnie przyglądając się dziewczynie.
Musiał przyznać, że Patrycja pokazała na co ją stać. Gdy zobaczył ją na scenie, całą zapłakaną z emocjami, które wylewały się z ruchów jej ciała… to było coś nieprawdopodobnego. Pierwszy raz widział tak ogromną przemianę. Dziewczyna powinna być wdzięczna temu idiocie, bo to właśnie dzięki niemu, zatańczyła tak a nie inaczej. Odblokował w niej coś, czego wielu tancerzy nie posiada, bo takiego talentu nie można się nauczyć.  
Nie dziwił się, czemu Ewelina obwiniała brunetkę, ale przecież wygrana się jej należała. Zatańczyła zjawiskowo!
- Może tak właśnie miało być?
- Próbujesz wcisnąć tu przeznaczenie? – zakpiła.
- Mniej więcej – odpowiedział z wahaniem. – Może czeka na ciebie lepsza propozycja?  
- Postradałeś rozum? Przecież to jedyny spektakl, w którym mogłam się ubiegać o jakąkolwiek rolę!  
- Dramatyzujesz.
- Mówiłbyś zupełnie inaczej, gdyby Patka nie wpadła ci w oko.
Westchnął zakłopotany, przeczesując dłonią włosy.
- To nie tak…
- A jak? – drwiła. – Zapraszam cię na naszą próbę, abyś wskazał nam błędy, jakie poprawiamy, a ty od razu, jak jakaś pijawka, przysysasz się do tej dziewczyny. Mówiłam ci, że jest już zajęta, ale całkiem mnie zlałeś!
- Nieprawda. Po prostu, tańczyliśmy. Wielkie halo!
- Obłapiałeś ją z każdej strony!
- Doskonale wiesz, jaki mam styl i jak tańczę – powiedział twardo, patrząc prosto w oczy Eweliny. – Mówiłem o tym Patce. Zresztą, wszyscy zawsze myśleli, że będzie z Arielem, bo świetnie dogadywali się na scenie, ale są przyjaciółmi. Da się? Da.
Blondynka wywróciła teatralnie oczami.
- Lubię ją, naprawdę, ale czemu musiałeś od razu zrobić z niej swoją partnerkę? Ona jest zakochana w tym facecie. – Zacisnęła na chwilę usta. – Niepotrzebnie komplikujesz sobie życie.
- Od kiedy się o mnie martwisz?
- Zawsze lubiłeś zakochiwać się w zajętych dziewczynach.
Odwrócił wzrok, śmiejąc się pod nosem.
- Wyolbrzymiasz.
- Serio?  
- Nawet, jeśli poczuję do niej coś więcej, to będzie mój problem, tak? Skoro chcę z nią tańczyć to przecież nikt mi tego nie zabroni. Najwyżej będę miał złamane serce.  
Troska w oczach blondynki sprawiła, że najchętniej zastanowiłby się jeszcze trzy razy, czy wybór Patrycji jako partnerki, był dobrym pomysłem. Owszem, we wszystko był zamieszany Ligocki, ale to do niego należało ostatnie słowo.
- Mam nadzieję, że wiesz na co się piszesz.
Wysilił się na uśmiech.
- O mnie się nie martw.
- Ja sobie radę dam?
Oboje wybuchli śmiechem.
- Coś w tym stylu – odpowiedział rozbawiony.
Pierwsza spoważniała Ewelina.  
- Zrezygnuję.
- To twoja ostateczna decyzja?
- Tak.
- Ligocki nie będzie zadowolony.
- Mówisz tak, jakbym sama była zadowolona. – Odetchnęła głęboko. – Widzisz, czekają nas duże zmiany.
- Niedługo nowy rok.
- Przed nami same nowe możliwości.
Wywołała na jego twarzy uśmiech.
- Pomyśl jeszcze o tym spektaklu – poprosił. - Może powinnaś porozmawiać z Patrycją? Na pewno nie czuje się super z myślą, że wykopała cię z roli.  
- Nie chcę, żeby miała wyrzuty sumienia. Nie jest z nią najlepiej, prawda?
- No nie.
- Właśnie. Jak nadarzy się okazja, pewnie nie ominę jej szerokim łukiem tylko porozmawiam, jak cywilizowany człowiek. Nie musisz się o to martwić.
- Cieszę się.
Posłała mu uśmiech.
- Dzięki, że tu jesteś.
Odchylił się na krześle, bo zobaczył w jej oczach to, co tak pragnął widzieć w brązowych oczach Patrycji.
Nieznacznie pokręcił głową, a blondynka szybko wycofała się, odwracając wzrok.  



Artur gapił się na swojego przyjaciela, który postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Obydwaj stali naprzeciw siebie, a żaden z nich nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy. Brunet wiedział, że powinien przeprosić, bo to on przegiął. Mógł od razu powiedzieć Kacprowi, że poznał Patrycję pierwszy i wpadła mu w oko. Wtedy wszystko byłoby prostsze.
- Przepraszam za tamto – odezwał się pierwszy.
Kacper uśmiechnął się z wysiłkiem.
- Nawet tak mocno nie bolało. Potrafisz złamać szczękę jednym ciosem, więc jestem szczęściarzem, że mam jeszcze wszystkie zęby.
Odwzajemnił uśmiech.
- Być może. – Westchnął. – Przegiąłem.
- Ja też. W sumie, ten cały pomysł z podrywem… idiotyczna sprawa. Nie powinienem prosić cię o coś takiego, a tym bardziej mając nauczkę z lat poprzednich.
- Za tamto… też przepraszam.
Kacper zmarszczył brwi, przyglądając się bacznie przyjacielowi.
- A co tobie się stało?
- Patrycja ma mnie w dupie.
- Czemu?
- Chyba widziała, jak się całuje z inną, ale wydaje mi się, że znalazła sobie kogoś innego. – Odwrócił wzrok. - Ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna.  
- Dziewczyny zazwyczaj awanturują się o zdrady.
- Co nie? A ona milczy. Ignoruje moje telefony, nie odpisuje na wiadomości i kiedy już leżę pijany pod jej drzwiami, prosi swojego nowego chłopaka, żeby mnie odwiózł do domu.
Wiedział doskonale, co sobie pomyśli o nim Kacper. Naprawdę, upadł tak nisko, aby pić do upadłego, a potem błagać dziewczynę o powrót pod jej drzwiami?  
- Może tu chodzi o coś więcej?
Artur prychnął pogardliwie, a potem usiadł na kanapie.  
- Niby o co? – zapytał kpiąco. – Dostała ode mnie wszystko. – Wywrócił oczami. – No dobra, prawie wszystko, bo nie chciałem się z nią związać. Było mi dobrze, tak jak było. Czułem się nawet zobowiązany, aby powiedzieć jej o Bartku.  
Nie musiał nawet patrzeć na Kacpra, aby wiedzieć, że jest zszokowany.
- Naprawdę? Powiedziałeś jej o nim?
- Tak.  
- A co ona na to?
- Współczuła mi i zaczęła pieprzyć, że to nie była moja wina, że mój brat świadomie dokonał wyboru i był tylko dzieciakiem.
- Czyli to, co mówię ci już od kilku miesięcy.
- Mniej więcej.
- Jest jeszcze coś, prawda?
Uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy przyjacielowi.
- O co ci chodzi?
- Dlaczego jesteś taki popierdolony, Artur?  
W pierwszej chwili, parsknął śmiechem. Jednak Kacprowi nie było do śmiechu.  
– Cholera, ty mówisz poważnie.
- Kurewsko poważnie.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3435 słów i 19218 znaków.

Dodaj komentarz