- Puść mnie słyszysz? !- dziewczyna szamotała się i za wszelką cenę chciała uniknąć objęć blondyna, które zwiastowały jej niechybną klęskę.
- Nie wyrywaj się Granger, to może jeszcze cię dziś nie zabiję.
- Już wolę zginąć tu na miejscu niż spędzić kolejną dobę w tym...domu - w jej ustach słowo dom zabrzmiało tak jak w jego ustach " szlama "
- Nie bądź taka wojownicza bo jak reszta zobaczy , że się stawiasz ,to mogą zechcieć cię wykorzystać...-Jego kolejne słowa troszkę zbiły ją z pantałyku. -Wiesz to są szaleńcy, jak kobieta się stawia i wierzga to ich to podnieca i robią się strasznie chętni, a tego przecież byśmy nie chcieli prawda? - Pogłaskał ją z dozą czułości po policzku, lekko rozmazując krew, która ciekła z rany przez niego zadanej. Dziewczyna na chwilę zamarła i nawet przestała oddychać. Podniosła na niego wzrok, ale umknął gdzieś w bok, ani przez chwilę nie rozluźniając uścisku w jakim ją trzymał. -Wstawaj, pójdziemy do celi, będziesz się wyrywać, czy mogę ci zaufać i pójdziesz spokojnie? -Jednym ruchem postawił ją do pionu, jednak nadal mocno trzymał ją pod ramię.
-Pójdę sama - hardo uniosła głowę, jednak kiedy zrobiła krok do przodu,zachwiała się i gdyby jej nie podtrzymał, upadłaby.
-Chyba jednak nie pójdziesz sama. - Blondyn zaśmiał się cicho i delikatnie wziął ją na ręce. Co go zdziwiło nawet nie protestowała. Widocznie była bardziej obolała i poturbowana niż myślał. Kiedy przemierzali lochy jego posiadłości znów zaczęły nękać go wyrzuty. Była tu już 2 tygodnie.
Codziennie torturowana, przesłuchiwana, ale na szczęście nie gwałcona. JESZCZE...modlił się w duchu aby to nigdy nie nastąpiło, a jeśli to żeby nie musiał na to patrzeć i mógł potem rzucić na nią obliviate. Było mu głupio przed samym sobą, że we własnym domu, pośród " rodziny ", śmierciożerców i Czarnego Pana pozwolił sobie na takie błahe uczucia jak litość, żal i miłość? Nie...Malfoyowie nie kochają, a już na pewno nie szlamy. Po prostu było mu żal,że dziewczyna,którą znał ze szkoły zginie niechybnie w ciągu kilku najbliższych dni i to w jego domu.Pogardzał nią,jej brudną krwią,tymi wszystko wiedzącymi choć bardzo pięknymi oczami...reprezentowała wszystko czego nienawidził, ale równocześnie była ucieleśnieniem wszystkich jego pragnień. Krucha, delikatna, smukła, piękna. Waleczna, odważna i iście gryfońska. Przez ten czas zdążyło w jego sercu zadomowić się uczucie troski i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Kiedyś takie odczucia były mu obce i wcale by się nią nie przejął,ale kiedy zobaczył jak dzielnie przeciwstawiała się klątwom i urokom rzucanym przez jego towarzyszy,urosła w nim duma. Dlatego codziennie po skończonych torturach,biegł jak na złamanie karku,leczył ją i tulił w ramionach póki wyczerpana nie zasnęła lub nie przestała majaczyć z bólu.Za każdym razem rzucał na nią zaklęcie zapomnienia,nie chciał aby ktokolwiek dowiedział się o jego "drugiej stronie". Dawno temu ojciec podjął za niego decyzję i niestety musi być posłuszny,choć nie wie po której ze stron przyjdzie mu zginąć. Miał tylko nadzieję, że ona wyjdzie z tego cało i choć nienawidził myśli, że miałaby wyjść za tego wszawego rudzielca i urodzić mu dzieci, to chyba wolał,aby czekała ją taka przyszłość niż żadna. Wciąż nie mógł się zdecydować. Walczył z samym sobą o opamiętanie. Chciał znów jej nienawidzić,aby była mu obojętna i aby jej krzywdy tak bardzo go nie bolały. Cieszył się, że przydzielono mu "opiekę" nad nią, przynajmniej nie musiał się bardzo gimnastykować, aby jej pomóc. Była już bardzo wycieńczona i podejrzewał, że jak ten pożal się boże Zakon się nie pospieszy, to ona mu umrze w ramionach. Bądź co bądź była tylko kobietą i choć dostrzegał jej wewnętrzną siłę wiedział też, że każdy człowiek ma limit przeżytych cruciatusów i jej właśnie się zbliżał. Gdyby tylko mógł sam by ją uratował, jednak bez narażania się na gniew ojca i Czarnego Pana oraz bez pomocy z zewnątrz nie mógł tego zrobić.
W końcu jednak po długich 3 tygodniach nadarzyła się okazja. Wszyscy najlepsi śmierciożercy wyruszali na misję, a Voldemort teleportował się do Doliny Godryka by czaić się na Pottera.
Draco szybko przeniósł Hermionę do swoich komnat uleczył ją tyle ile się dało i posłał patronusa do znienawidzonego Pottera. Teść była krótka i raczej oszałamiająca."Mam Granger teleportuj się sam jak najszybciej pod Malfoy Manor,to może będzie żywa."
Nie minęło pół godziny i pojawił się wybraniec. Blondyn szybko zniósł nieprzytomną gryfonkę uprzednio znów wyczyścił jej pamięć i oddał w ręce Harrego bez słowa wyjaśnienia.Chłopiec który jeszcze żyje posłał mu pytające spojrzenie, Ślizgon nawet na niego nie patrząc powiedział tylko: - Niech Snape zrobi nad nią swoje hokus-pokus, dopilnuj tego, ale dopiero po wojnie, rozumiesz?
-Ja....dziękuję...Draco.
-Podziękujesz jak ona przeżyje. Nie ważne uciekaj stąd! - Harry obrócił się z dziewczyną w rękach.-Potter?
-Tak?
-Nie daj mu się zabić, PROSZĘ.
-Wedle życzenia Malfoy. -Uśmiechnęli się do siebie słabo i oboje teleportowali w bezpieczne miejsca.
Kilka miesięcy później...
-Draconie Malfoy odbędziesz karę 3 lat w Azcabanie i jeśli nie skonasz w męczarniach odpokutujesz swoje winy.Zarzuca ci się czynną służbę w szeregach Voldemorta zamordowanie niezliczonej liczby mugoli oraz tortury na członkach Zakonu Feniksa.Czy masz coś na swoją obronę?
-Nie, mam tylko jedną prośbę...jeśli mogę. -Chłopak miał złamaną rękę podbite oko i był bardzo wymizerowany.
-Słucham? -Minister Magii popatrzył na niego pobłażliwie.
-Proszę o szybką rozmowę z Harrym Potterem.
-Czy Pan Potter przychyla się do prośby?
-Oczywiście.
Draco został poprowadzony przez dwóch aurorów do malutkiego pokoiku i zaraz dołączył do niego czarnowłosy.
-Malfoy głupku, czemu się nie bronisz? Mogę zeznawać,oczyszczą cię,życie Hermiony było zagrożone, a ty pomogłeś! Wiesz, że to cię może uratować?
-Dla śmierciożercy nie ma ratunku. Odbędę karę i zdechnę w męczarniach tak jak powinienem. Każ tylko Snape'owi sprawdzić czy nic nie zostało jej z wspomnień...sam wiesz jakich.
-Dlaczego?
-Chce aby tamten okres był dla niej niewiadomą i aby nie litowała się kiedy będę tracił życie w więzieniu. Nie chcę aby próbowała mnie ratować...
-Ja jej powiem co zrobiłeś, ona cię uratuje! Przecież nawet Ron który kocha ją nad życie nie zrobiłby dla niej tyle ile ty...
-No właśnie Ron..ona ma wyjść za niego i być szczęśliwą żoną, matką. - Na moment jego oczy napełniły się ciepłym blaskiem, który zaraz jednak zgasł. -Pamiętaj,gdyby jednak coś pamiętała, lub kojarzyła nie możesz powiedzieć jej prawdy! Jeśli się dowiem, że ona wie, wyjdę stąd i walnę cię w twarz bardzo mocno rozumiesz?
-Taaak, ale czemu nie pozwolisz sobie pomóc? Przecież byłeś w jego szeregach nie z własnej woli,jesteś dobry,nikt do końca przesiąknięty złem, nie byłby zdolny do tak wielkiej miłości...walcz!
-Byłem jednym z jego lepszych sługusów, nienawidziłem wszystkiego co niemagiczne, czyż to nie ironia?Arystokrata kocha szlame, szlama wyjdzie za zdrajcę krwi...
-Zaczynasz bredzić..mówisz jak Zgredek..pójdę po Hermionę porozmawiasz z nią, ona cię przekona.
-NIE! dla mnie nie ma ratunku,a ja go nawet nie chce nie rozumiesz? Sprawiedliwości stanie się za dość. Po prostu dopilnuj,aby nic nie pamiętała.
Potter tylko skinął głową i cicho wyszedł. Dracon został szybko przetransportowany do więzienia gdzie na straży spokoju stali dementorzy, powoli wysysając z każdego jego życie. Jednak Malfoy trzymał się nad podziw dobrze. Każdego dnia czytał proroka codziennego,skąd dowiadywał się wiadomości ze świata, który jego jakby już nie dotyczy...
Któregoś z dni kiedy już zaczynał tracić nadzieję usłyszał szmer na korytarzu.
-Draco Malfoy masz gości!
-Gości...to jest Azcaban! Tu się nie ma gości, tu się umiera!
Jego oczom ukazał się chyba najpiękniejszy widok w życiu...Brązowowłosa,smukła i bardzo wkurzona Hermiona wkroczyła do jego celi dość bezceremonialnie.
-Draconie Malfoy! Jak śmiałeś wymazać mi pamięć?!Każdego dnia czułam taką pustkę w sercu, a sama nie wiedziałam dlaczego...miałam wyjść za Rona i zostać magomedykiem, ale nie wiedzieć czemu żadna z tych rzeczy nie doszła do skutku...jak mogłeś bez mojej wiedzy skazać mnie na takie życie?!
-Jakie życie?! Dostatnie,dobre,pozbawione trosk?
-Bez ciebie głupcze! Jak mogłeś siedzieć sobie tutaj spokojnie wiedząc, że gdzieś tam jest kobieta która nic nie wie i może się nigdy nie dowiedzieć?
-Pragnę ci przypomnieć, że siedzenie tutaj może i było porównywalne do herbatki z Czarnym Panem, ale nie było to najprzyjemniejsze co mnie spotkało...
-Sam jesteś sobie winien.- Dziewczyna prychnęła gniewnie.
-Wiem, wcale nie twierdzę, że nie...- nie dokończył jednak bo dziewczyna bezceremonialnie wpiła się w jego złaknione usta. Trwali w pocałunku dość długą chwilę, w końcu jednak chłopak przerwał, spojrzał jej głęboko w oczy,szepnął zaczekaj i podszedł do krat celi.
-Hej Potter! - Krzyknął do stojącego obok mężczyzny.
Kiedy dzieliło ich już najwyżej pół metra Draco zamachnął się i z całej siły dał koledze w pysk. Odrzuciło go i kiedy obaj upadli na podłogę,zaczęli się szaleńczo wręcz śmiać. Była to piękna chwila...z celi wybiegła zdziwiona Hermiona i najpierw podbiegła do blondyna co Potter przyjął dość spokojnie...
Zakochani patrzyli sobie w oczy nie mogąc się nimi nasycić.W końcu jednak trzeba było wracać do domu.
Brązowooka przytuliła blondyna i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
-Wrócisz po mnie?
-Zawsze.
Dodaj komentarz