Zakręty losu #69

– Oddaj klucze – nakazała Lauren.
– Odpieprz się!
– Oddaj klucze – powtórzyła głośniej brunetka, lecz Sophie w odpowiedzi w milczeniu zasiadła na kanapie.
Lauren stała i czekała, lecz Sophie nadal nic sobie z tego nie robiła.  
– Kurwa jego mać! – huknęła dziewczyna, powaliła siostrę na łóżko, wykręciła jej lewą rękę i przycisnąwszy ją kolanem, zaczęła dobierać się do kieszeni spodni. Sophie głośno krzyknęła, zabieg siostry był dość bolesny.
– Nie wierzgaj, bo będzie bolało jeszcze gorzej – ostrzegła Lauren i po chwili udało jej się wyjąć klucze i pieniądze. Puściła kobietę.
– Kurwa, gówniaro, co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnęła Sophie i rzuciła się na dziewczynę.  
Chciała ją uderzyć, lecz Lauren zrobiła zgrabny unik, ponownie wykręciła rękę siostrze i obracając ją plecami do siebie, mocno przydusiła twarz kobiety do ściany, łapiąc ją za włosy.
– Opanujesz się w końcu, czy nie? – Zadarła do góry głowę siostry.
– Puszaj.
– Pytam, czy się w końcu uspokoisz? Co jest z tobą, człowieku, chcesz się bić? – huczała wkurzona dziewczyna, mocniej pociągając Sophie za włosy.
– Puszczaj – powtórzyła kobieta.
– Będzie spokój?  
– Tak, puszczaj.
Lauren uwolniła siostrę i poszła włączyć wodę.
– Idę po ciuchy do samochodu – burknęła i zamknęła Sophie od zewnątrz.


– Chcesz kawę? – zapytała, stając przed siostrą z nietęgą miną.
– Nie odzywaj się do mnie, nie chcę cię znać! – fuknęła Sophie, nie patrząc na dziewczynę.
Lauren się zaśmiała. Zalała kawę i wróciła do salonu, siadając obok naburmuszonej Sophie.
– Wiesz, jak wyglądasz? Jak kilkanaście lat temu, jak dostawałaś ode mnie wpierdol. – Rozradowała się brunetka, ale zaraz spoważniała. – Poważnie, obraziłaś się? Do jasnej, Sophie, ja chce tylko dla was dobrze, dociera to do ciebie? Ja rozumiem, że fajnie jest popić, bo sama za kołnierz nie wylewałam, ale nie uważasz, że ty już dawno przekroczyłaś granicę?
Cisza.
– Pójdziesz na terapię? – zapytała Lauren i teraz już Sophie dziwnie na nią spojrzała.
Lauren siedziała i czekała.
– Nie wiem – mruknęła w końcu starsza z kobiet.
– Nie wiesz?  Wzburzyła się brunetka. – Ja nie rozumiem, nad czym tu się jeszcze zastanawiać. Pytam, czy pójdziesz na terapię? Czy ty nie widzisz, że spadłaś już na samo dno? Albo i poniżej dna. Zostawiasz dziecko samo, w środku miasta, sprowadzasz tu pijaków, którzy robią, co chcą, w szkole Lilly nazywają cię bezdomną i czubkiem, a ty się jeszcze zastanawiasz? – katowała twardo Lauren, nie odrywając wzroku od siostry.
Sophie milczała.
– A jedzenie? Zapraszasz swoich PRZYJACIÓŁ – zaakcentowała odpowiednio – a oni cię okradają. Tak, okradają, bo nie wierzę, że we trójkę czy we czwórkę zjedliście wszystko, co było w lodówce. Paliliście trawę? – Zachichotała dziewczyna. – Upijają cię, a potem wynoszą, co chcą. Dobrze tylko, że to DVD – wskazała palcem sprzęt – ma już swoje lata, bo i to by zajebali. Kurde, kobieto, zastanów się…
Sophie tkwiła jak posąg, gapiąc się w dywan. Lauren westchnęła z rezygnacją.
– Idę się wykąpać. Później zrobimy jakiś obiad – oświadczyła, chwyciła kubek po kawie i wyszła.
Znów zaczęła myśleć o Judy, czując, że jednak dziewczyna z nią nie wyjedzie. Znała ją, wiedziała, że przestępcze życie od zawsze ją pociągało i że trudno będzie jej z tego zrezygnować. Nie miała pojęcia, że jest bratanicą Boksera, aczkowiek miała świadomość, że zna ludzi z jego grupy i się z nimi obraca. Często przesiadywała w Red Sun, co mogło świadczyć tylko o jednym.
Uczucie zelżało, lecz gdy zobaczyła wczoraj dziewczynę, wszystko wróciło. Zaczęła winić Davida, że gdyby nie on, nie zobaczyłyby się. Nadal nie mogła uwierzyć, że świat jest tak mały i chłopak popełnił z blondynką jakieś przestępstwo. Pomyślała też o słowach: „dobrze, przemyślę to” i to dodawało jej nieco otuchy, czuła jednak, że dziewczyna szybko się rozmyśli i nic z tego nie wyjdzie.
– Co tam robisz?! Muszę do toalety! – Rozbrzmiało zza drzwi i dziewczyna wróciła do żywych.
– Już – odpowiedziała, szybko się umyła i wpuściła Sophie do łazienki.
Znów była przybita, pozostanie w samotności wkręciło jej ponowny dół. Nie wiedząc, czym zająć myśli, postanowiła zrobić obiad.
– Idę po zakupy i zaraz coś ugotuję. Co chcesz? – zapytała siostrę, stając w progu.
Ta milczała, obrażona.
– Dobra, obrażaj się, w dupie to mam – warknęła Lauren i wyszła, mocno trzasnąwszy drzwiami.


– David – próbowała jeszcze nastolatka, lecz on wyglądał na niewzruszonego.  
Doszli do Mitsubishi i David otworzył drzwi pasażera.
– Pojedziemy moim, twój pewnie znają – rzekł chłopak.
Był coraz bardziej nabuzowany, ciężki wdech Amy, który tak go wystraszył, cały czas stał w jego podświadomości. Chłopakowi ubzdurało się, że dziewczyna wydaje ostatnie tchnienie i po chwili rozlega się ciągły dźwięk respiratora. Tak nim zawładnęła ta iluzja, że nijak nie mógł się jej pozbyć. Próbował myśleć o czymś innym, o Sophie, o byłym brunetki, o Lauren i Judy, o Lilly i plotkach w szkole, a nawet o potencjalnej śmierci Chrisa, ale to nie pomagało.  
– David, może ja poprowadzę. Odlatujesz – stwierdziła zaniepokojona Polly, gdyż chłopak zamyślił się za kółkiem. – Poza tym fajny wózek. Twój?
– Wszystko ok – mruknął i przekręcił kluczyk. – Nie mój, ciotki.
– David, wszystko będzie dobrze – pocieszała dziewczyna, ale on zupełnie to zignorował.
– Gdzie jedziemy?
– Na Promenade. Pokażę ci, który dom.
Przedmieścia były dość daleko, przez co dojazd zajął ponad pół godziny. Dom Ethana okazał się dużą willą z basenem. David nie mógł uwierzyć, że chłopak z takiego domu może okazać się totalną patologią.
– Niezła chata.
– Tak, jest ostro nadziany, i ma też dziwnych starych. Robi, co chce, szlaja się, rozrabia, a oni, jak gdyby nigdy nic, dają mu pieniądze. Ale cóż się dziwić, nigdy nie ma ich w domu, to rekompensują mu braki. A chuj, szaleje – podsumowała Polly.
– Polly! – David nagle sobie uświadomił. – Ja byłem tamtego wieczoru pod waszym domem i jak jechałem, minąłem jakąś grupkę. To oni?
Dziewczyna przytaknęła w milczeniu.
– Ale co tu robili tak późno? Mówiłaś, że napali ją rano.
Polly zaniemówiła, prawdopodobnie nie wiedziała, czy powiedzieć; co na to powie Amy.
– Młoda.
– Bo… Ale David, nie mów Amy, że ci powiedziałam, bo urwie mi łeb. Ona… ona nie chciała, abyś cokolwiek wiedział, bała się, żebyś nie wpakował się w kłopoty. Ja przekonywałam, że powinna ci powiedzieć, ale nie chciała.  
– Amy o niczym się nie dowie.
– Oni byli tu wieczorem, pukali w drzwi, w szyby. Rozwalili ogród i zniszczyli samochód. Dobrze, że ojciec wstawił potrójne antywłamaniowe szyby, bo tak weszliby do środka. Amy się napiła, ale z tego wszystkiego wytrzeźwiała. – Polly zachichotała. – Ten Ethan… on… on jest dziwny. Był strasznie zazdrosny o Amy, ale mimo to ją zdradzał. Był zaborczy, zawsze zazdrosny, nawet jak się spotykała z koleżankami. Nie rozumiem, jak ona mogła ciągnąć ten związek. I jeszcze go broniła. Dopiero jak ją zdradził, rozstali się. Głupia jest, zawsze była łatwowierna i uległa, więc nie dziwię się.
– Uległa? – zaśmiał się David, przypomniawszy sobie wszystkie pyskówki dziewczyny.
– Tak, Amy jest zupełnie bezkonfliktowa. Naprawdę ktoś musi dobrze nastąpić jej na odcisk, żeby pokazała rogi.  
– Ciężko mi uwierzyć. Przecież jest uparta i jak postawi na swoim, nie ma zmiłuj. Nieraz miałem okazję się przekonać – rzekł David. – A ta prokuratorka? Dziwne, przecież wy jesteście kompletnie wyluzowane, czemu ona taka jest?
– Taka już jest, a gorzej się zrobiło po tych nieszczęsnych urodzinach. Z drugiej strony wcale jej się nie dziwię, przecież Amy umarła w tej karetce – wyznała Polly.
– Co?
– Tak, ale wróciła. Lekarz mówi, że to chyba cud, jakby wtedy ten koleś jej nie znalazł, już by jej nie było. – Polly mówiła coraz bardziej niewyraźnie. – I widzisz? Jest łatwowierna. Piła z jakimiś nieznajomymi chłopakami i nawet, jak jej kumpela gdzieś zniknęła, została z nimi.
– Była nawalona, to i odważna, na trzeźwo na pewno postąpiłaby inaczej.  
– Co robimy? Może skoczymy na kawę? – zapytał David, gdy dojechali do centrum.
– Okej.
Poszli do pierwszej lepszej knajpy i usiedli przy oknie. I nagle David coś sobie uświadomił.
– Polly. – Niemalże krzyknął.  
Spojrzała na niego dziwnie.
– Przecież ona leży na parterze. Mogę tam wejść, w nocy, zostaw tylko uchylone okno. Tylko uchyl tak, żeby nie wyczaiła pielęgniarka, bo zaraz, suka, zamknie – warknął chłopak.
– Ty tak serio? – Polly się uśmiechnęła.
– Bardzo serio.
– A co zrobisz, jak piguła wlezie w nocy, a tam ty? – Polly już się śmiała.
– Powiem „dobry wieczór” – zaśmiał się chłopak. – Dziś było za krótko, muszę do niej wejść.
– Dobra, zostawię… Czubek z ciebie.
– Nie od dziś.
Gadali około godziny, w końcu David uznał, że czas wracać do domu. Znowu bał się, że Sophie mogła narozrabiać, lecz myśl, że jest tam Lauren, bardzo go uspokajała.
     Odwiózł Polly pod szpital, krzyknął jeszcze: „nie zapomnij o oknie!” i za chwilę go nie było.


– Co z nią? – zapytała Lauren, gdy tylko David przekroczył próg.
– Kur… Daisy! – krzyknął chłopak, gdyż o mało nie nastąpił na pieska. – Tak sobie. Lekarz mówi, że jest dobrze, ale jak ona oddycha... Dziś myślałem, że umiera – wydusił chłopak, oddając ciotce kluczyki. – Ogólnie prawie nie widać, że została pobita, ale ten oddech… – David nie mógł darować.
– Będzie dobrze.
– Zostaniesz na noc? – zapytał chłopak.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Umówiłam się.
– Z kim?
– Nie zadajesz za dużo pytań? – Wkurzyła się Lauren.
– Wiem, z kim. – David kąśliwie się uśmiechnął.
– Usmażyłam paluszki rybne i są tłuczone ziemniaki. Zjedz – oznajmiła ciotka.
– Nie chcę. Przenocuj, chcę wyjść około północy. – David ponowił prośbę.
– Gdzie? Znów na robotę?! – Lauren się zdenerwowała.
– Do szpitala.
– Gdzie? – Brunetka uniosła brwi.
– Wejdę przez okno – wyznał chłopak, szczerząc zęby.
Lauren popukała się w głowę.
– No co? Jej rodzinka zakazała odwiedzin, to odwiedzę ją… nielegalnie – zachichotał chłopak.
– Mało ci jeszcze kłopotów?
– Przestań. A co mi zrobią? Najwyżej wyproszą.
– Widzę, że cię nie przekonam.  
– Nie.
– Dobrze, zostanę, ale tylko dziś. Jutro po szkole pojadę z Lilly po zakupy i potem wracam do domu.
– W porządku. Zdrzemnę się, głowa mnie boli – rzekł David i zniknął w sypialni.


Spojrzał na zegarek – dochodziła dwudziesta trzecia. Chłopak spał jak zabity, odsypiając chyba ostatnie wyskoki.  
– Lauren – szarpnął śpiącą na łóżku Marka ciotkę za ramię.  
Mruknęła niewyraźnie.
– Lauren, wychodzę.
– Nie jedź, napytasz sobie biedy – rzuciła zaspana brunetka, odwracając się na plecy.
– Jadę.  
– David.
– Jadę, będę za dwie, może trzy godziny, chyba, że wpadnie pielęgniara i mnie wyprosi. Ale nie ma biedy, jak wpadnie, nawieję oknem – David szeroko się uśmiechnął.
– Oj, mały…
– Na razie.


Pod szpital podjechał około wpół do dwunastej. Miał nadzieję, że okno będzie otwarte, bardzo chciał wejść do dziewczyny. Polly się spisała, okno było uchylone, ale tak, że prawie zamknięte. David mocno zaparł się nogą i zaraz był w sali. Okno było dość nisko, chłopak nie miał żadnego problemu z dostaniem się do środka. Od razu przystawił ucho do drzwi, ale za nimi było cicho jak makiem zasiał. Nie przyłaź – pomyślał David w kwestii pielęgniarki i zaraz siedział przy dziewczynie, trzymając ją za rękę. Nadal oddychała z trudem, co wywoływało w chłopaku potężny żal, ale i strach oraz złość. Wiedział już, że mimo niewiadomej co do znajomości byłego brunetki, nie daruje mu tego. Nienawidził go z całego serca, postanowił, że zleje go tak, żeby na długo zapamiętał i odczuł na długo. Spojrzał na Amy – w mroku wyglądała lepiej. Siedział i gapił się na dziewczynę, gdy nagle oddech brunetki stał się cięższy i głośniejszy. David natychmiast zerwał się z miejsca, przerażony. Dziewczyna oddychała coraz szybciej i chłopak już chciał wołać pielęgniarkę, za moment jednak Amy westchnęła cicho i oddech się ustabilizował. Pewnie coś jej się śni – wywnioskował David, wracając na miejsce. Ręce mu się trzęsły. Wystraszył się nie na żarty i w tej chwili trochę pożałował, że tu przyjechał i tylko się denerwuje, jednak po dłuższej chwili ochłonął i się uspokoił. Siedział i gapił się na ukochaną, czując, jak zbiera mu się na płacz. Nie   mógł darować, że się z nią pokłócił, że nie było go przy niej, wtedy na pewno by jej nie napadli. Ale przecież to było o siódmej rano. Ale może spałaby u mnie i nic by się nie stało. Ale mogłoby się stać innego dnia. Kurwa, czemu mnie tam nie było… – dumał. Rozmyślał tak do drugiej w nocy, w końcu zmorzył go sen.


Wstawaj – poczuł ruszanie za bark. Wstawaj, mówię! – ktoś zaczął szarpać go za ramię, wtedy dopiero otworzył oczy i podniósł głowę, zaspany. Stała nad nim Vicki, operując diaboliczną miną. W moment wyprostował się na krześle, spłoszony.
– Co tu robisz?! – huknęła dziewczyna.  
David poderwał się z miejsca i chciał wyjść, ale przestąpiła mu drogę.  
– Co tu robisz, pytam?! Pobiłeś ją, a teraz masz czelność tu przychodzić? – darła się Vicki.
– Proszę o ciszę. – Pielęgniarka wsadziła głowę przez drzwi, ale zaraz się schowała.
– Ja jej nie pobiłem – mruknął chłopak, który się jeszcze do końca nie obudził.
– Nie ty? A kto?
– Przepuść mnie – burknął David i chciał wyminąć dziewczynę, ta jednak była nieustępliwa.
Do pomieszczenia wszedł ojciec brunetki.
– To on! – wyjechała od razu Victoria. – To on ją pobił, dzwoń na policję!
Ojciec zastygł w bezruchu, zaskoczony. David kolejny raz próbował wyjść, lecz tym razem stanął mu na drodze wysoki mężczyzna.
– Poczekaj, nie tak szybko. – Chwycił chłopaka za ramiona.
David chciał uwolnić się z uścisku i uciec, jednak facet zgrabnie wykręcił mu rękę i przyparł chłopaka do ściany. Vicki już rozmawiała przez telefon. No, ładnie, Lauren miała rację – pomyślał blondyn. Czuł, że będą kłopoty, ale skąd mógł wiedzieć, że zaśnie i natknie się na rodzinę dziewczyny. Była dopiero ósma rano.
– Zaraz będą – oświadczyła Victoria.
– Odbiło wam? Ja jej nie pobiłem! – warknął David. – To moja dziewczyna, jak mogłem ją pobić? Pojebało was? – tłumaczył chłopak, coraz bardziej zdenerwowany i zagubiony w sytuacji.
– Nie ty? A kto? – ciągnęła Vicki.
– Nie wiem.
Do sali weszła Polly i stanęła jak wryta.
– Puść go. – Natychmiast doskoczyła do ojca, łapiąc go za ręce.
– Odejdź.
– Tato, on nic nie zrobił.
– Dobrze, policja to wyjaśni.
– Tato!
– Odejdź, mówię – syknął mężczyzna, wyraźnie poirytowany.
– Puść mnie, ja jej nic nie zrobiłem – próbował jeszcze David, lecz facet zupełnie nie zwracał na niego uwagi.
David kolejny raz próbował się wyswobodzić, wtedy Banks jeszcze mocniej przyszpilił go do ściany. Chłopak cicho jęknął, ból ręki się nasilił.
– Nie szarp się – nakazał szorstko.
– Do cholery, tato – apelowała Polly, lecz on nie reagował.
– David – mruknęła nagle Amy.  
Wszyscy momentalnie na nią spojrzeli – miała delikatnie uchylone powieki. Do sali weszła policja i mężczyzna uwolnił chłopaka, w okamgnieniu doskakując do łóżka córki. David również chciał to zrobić, ale szybko został zatrzymany.
– Pójdzie pan z nami – rzekł gliniarz, łapiąc go za ramię.
David się wyszarpnął i dopadł do łóżka ukochanej, ale policjanci natychmiast go chwycili i w półskłonie wyprowadzili z pomieszczenia.
– Puszczaj! – szamotał się chłopak. – Puszczaj, mówię, muszę do niej iść! – Miotał się szaleńczo, lecz na marne szły jego wysiłki.
Po chwili siedział już w radiowozie, który szybko odjechał.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2848 słów i 16792 znaków.

1 komentarz

 
  • Gaba

    Kurcze, kolejne? Masz zdrowie... Dobre!
    Pozdrawiam 💪

    18 wrz 2023

  • agnes1709

    @Gaba To jeszcze nie wszystko :lol2: :kiss:

    18 wrz 2023