– Gdzie idziemy? – zapytała Lilly.
– A bo ja wiem? Przed siebie – Shawn się uśmiechnął.
Lilly się zawstydziła, od razu wyłapała, że stroi sobie żarty.
– Widziałaś, jak szybko uciekłem? Skroiłem tego dziadka już czwarty raz, a on nadal nic nie kuma – zaśmiał się chłopak, nie kryjąc dumy.
– A jak kiedyś wpadniesz? Poza tym nie powinieneś kraść – upomniała ponownie Lilly, która czuła się dziwnie, wiedząc, że robią źle.
Nie wiedziała, że David odsiadywał wyrok, do tej pory była przekonana, że wyjeżdżał do pracy, tak, jak wmawiali jej najbliżsi, nie była więc obeznana z łamaniem prawa. No i miała osiem lat, nic więc dziwnego, że się spłoszyła.
– A tam, gadasz – odparł wesoło Shawn. – Trzymaj – przed nosem Lilly pojawił się duży, orzechowy batonik.
Nie protestowała, tylko szybko rozpakowała i wgryzła się w przekąskę.
– Uważaj, kradzione – dowcipkował młodzik, lecz zawstydzona Lilly udała, że tego nie słyszy.
Chłopak roześmiał się soczyście, lecz dał już dziewczynce spokój. Gdy przeszli dwie kamienice i stojący za nim duży warsztat samochodowy, Shawn zatrzymał się przed odrapanym pustostanem i spojrzał w górę, po czym gwizdnął dwa razy i odsunął się nieco od budynku.
– Co robisz? – Lilly natychmiast się zaniepokoiła.
– Spokojnie, mam tu kumpla, ale chyba go nie ma.
– Kumpla? Jakiego kumpla, przecież to stara rudera – wypytywała wystraszona małolatka.
– Dziwne, jest za wcześnie, żeby gdzieś polazł – Shawn zupełnie zignorował nową znajomą i gwizdnął kolejny raz.
Lilly zamilkła, z trwogą obserwując, zdawałoby się, totalnie wyluzowanego chłopaka.
– Nie ma go, ale to nic, poczekamy.
– Ale jak to "poczekamy”? Chcesz tam wejść? – dziewczynka cofnęła się o kilka kroków.
– Znów wymiękasz? Jeśli tak, to spadaj, nie mam czasu na niańczenie cię – warknął Shawn, po czym wszedł na śmietnik i wskoczył na wiszącą nad nim drabinę, która po chwili wraz z chłopakiem zjechała w dół.
– Idziesz? – zapytał, nogą trzymając drabinkę.
Nie odpowiedziała, stała niezdecydowana, nie wiedząc, co robić.
– Dobra, jak chcesz – rzekł chłopak i wszedł na pierwszy szczebelek.
– Poczekaj! – spanikowała Lilly.
Zatrzymał się.
– Ale kto tam jest? – zapytała ponownie, bo mimo że bała się zostać sama, bała się też wejść do środka.
Pustostan wyglądał jak siedlisko ćpunów i pijaków, przez co małolatkę ogarnęło przeczucie, że stanie im się coś złego.
– Nikogo nie ma, chodź. Nie wierzysz mi? – fuknął Shawn, który zaczął się chyba irytować.
– Ale wysoko? – Lilly nie odpuszczała.
– Nie wysoko, tu – chłopak wskazał jej okno na pierwszym piętrze.
Lilly, chcąc nie chcąc, schowała niedojedzony batonik do kieszeni, zgrabnie jak kot wdrapała się na śmietnik i zaraz stała obok chłopaka, nadal niepewna swojej decyzji.
– Idź pierwsza, jesteś dziewczyną, więc jak będziesz spadać, złapię cię – zaśmiał się małolat.
– Spieprzaj!
Chłopak się roześmiał, rozbawiony jej słownictwem, przez co Lilly znów się nadąsała.
Szybko weszli na pierwsze piętro, przeszli przez niezamknięte okno i znaleźli się w surowym, wilgotnym wnętrzu. Nosiło jeszcze ślady użytkowania, gdyż na ścianach wisiały zawilgocone tapety, na podłodze leżał dziurawy dywan, a w kątach stały stare, porzucone meble, służąc obecnie za ptasią toaletę.
– Ale tu brudno – wypaliła od razu Lilly, zabawnie marszcząc twarz.
– Sorry, ale na hotel mnie nie stać – odparł sucho Shawn. – Idziemy.
Chwycił dziewczynkę za rękę, nie wiadomo, czy aby dodać jej otuchy, czy aby już nie spowalniała, i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych z mieszkania.
Przeszli przez długi korytarz, po schodach weszli na drugie piętro i skręcili do pierwszego pomieszczenia po prawej. Tu drzwi już nie było, ich funkcję pełniła gruba, purpurowa kapa, sięgająca samej ziemi. Shawn odkrył narzutę.
– Właź.
Niepewnie weszła do środka i natychmiast ją zamurowało. Pusty lokal nie wyglądał nadzwyczaj wyjątkowo, ale zdecydowanie różnił się od reszty budynku. Ściany nie były tak bardzo mokre, po prawej stała komoda, po lewej kanapa w całkiem niezłym stanie, a zaraz za nią stolik, małe radio i ładna, czarna lampka nocna. Na całej szerokości pokoju rozciągał się poplamiony, brązowy dywan, a pod uszczelnionym gazetami oknem na dwóch złączonych taboretach stała dwupalnikowa kuchenka gazowa z niewielką butlą gazową obok i mały elektryczny piecyk.
Lilly od razu zrozumiała, że to czyjaś kryjówka i zlękła się jeszcze bardziej.
– Ej, ktoś tu mieszka, nie możemy tu być – w okamgnieniu zaprotestowała.
– Mówiłem ci chyba, że mam tu kumpla, przestań wreszcie panikować – zganił ją chłopak, po czym rzucił plecak i pociągnął dziewczynę za rękę.
– Siadaj tu i już nie gadaj – nakazał, siłą sadzając małolatkę na kanapie.
Widząc, że go zezłościła, już się nie odzywała, tylko bacznie rozglądała po "pokoju”, mając nadzieję, że nikt się nie pojawi. Shawn sięgnął za taboret i po chwili na kuchence stał już czajnik z wodą, a na stoliku dwie, o dziwo, czyste jak kryształ szklanki z torebkami z herbatą.
– Mogliśmy wczoraj przyjść tu, ale nie bardzo jest gdzie spać, a na ziemi byłoby cholernie zimno.
– A jak przyjdzie twój kolega? – Lilly wznowiła temat.
– Powiesz cześć – odparł luźno Shawn. – Chcesz cukru do herbaty? – zapytał, pokazując małolatce niewielki słoik z białymi kryształkami.
Pokiwała głową. Czuła się coraz bardziej wyobcowana, bojąc się konsekwencji ich wtargnięcia. Domyślała się, że skoro Shawn wszedł tu bez żadnych obaw, do tego perfekcyjnie znał drogę, jakby przychodził tu codziennie, to raczej wszystko w porządku, lęk jej jednak nie opuszczał. Nigdy nie była w podobnym miejscu, do tego z obcą osobą, nie wiedziała więc, czy nie skończy się to źle.
– Dobra, chcesz coś zjeść? – chłopak w końcu usiadł obok.
Herbata stała już zalana, Lilly nie zauważyła nawet, kiedy to zrobił. Młodzik otworzył plecak i od razu szeroko się uśmiechnął.
– Dziś mamy lepsze żarcie – rzekł cwaniacko, chowając dłonie w torbie.
Zaciekawiona i głodna Lilly bacznie obserwowała, jakie skarby z niej wyciągnie, wyrzuty sumienia z powodu kradzieży ustąpiły miejsca ciekawości i perspektywie smacznego śniadania. Po chwili na kanapie pojawiły się dwa opakowania szynki, mały tostowy chleb, zielona surowa papryka, żółty ser w kawałku, ketchup, konserwa rybna i mięsna, orzechowe ciastka i dwa mocne piwa.
– Będziesz pił piwo? – zapytała Lilly, choć zdziwiona do końca nie była, mimo iż chłopak miał zaledwie dwanaście lat, definitywnie wyglądał na łobuza i nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby wypił alkohol.
– Nie, to dla Harry’ego.
– Dla twojego kolegi?
– Przestań już wypytywać, ok? Co jemy?
Wzruszyła ramionami. Chętnie zjadłaby rybę, którą lubiła, ale wstydziła się powiedzieć. Shawn się rozweselił.
– Widzisz? Strugasz bohaterkę, a wstydzisz się powiedzieć – rzekł, był bardzo spostrzegawczy.
– Nie wstydzę się – natychmiast się nastroszyła.
– Nieee – śmiech się nasilił.
– Chcę rybę – pchnięta jego złośliwością Lilly postanowiła zagrać hardą.
– Nie, ryba jest moja.
– No to nie!
– Ile chcesz cukru? – zapytał chłopak, ciesząc się dyskretnie.
– Dwie łyżeczki.
Młodzik posłodził napoje, podał Lilly, po czym podniósł stolik i postawił naprzeciw łóżka. Lada moment przed dziewczynką stała już otwarta puszka z tuńczykiem i chleb, a obok talerz z kanapkami.
Ledwie zdążyli zjeść, gdy kotara się odsłoniła i w progu stanął brodaty facet po czterdziestce. Lilly zamarła. Mężczyzna wyglądał podobnie, był wyraźnie zdziwiony nie tyle, co obecnością Shawna, jak dziewczynki. Obudził się jednak po chwili i podszedł do dzieciaków.
– Cześć młody. Kim jest ta piękna dama? Twoja dziewczyna? – wyjechał ciepło, szczerząc zęby na całą szerokość twarzy.
Wyglądał bardzo łagodnie i przyjaźnie, mimo to Lilly siedziała jak sparaliżowana.
– Jestem Harry, a ty? – facet ukucnął przed małolatką z wyciągniętą dłonią.
– Lilly – mruknęła strachliwie, podając mu rękę.
Uścisnął ją rzetelnie, aczkolwiek bardzo delikatnie.
– Nawiała z chaty – wyjaśnił Shawn z zapchaną buzią.
– Tak? Co się stało? Długo tu jesteście? – mężczyzna usiadł obok i odpalił papierosa, a raczej niezbyt ładnie wyglądającego skręta.
– Niedługo, może z pół godziny. Zrobiłem herbatę – wytłumaczył się chłopak. – Piwo dla ciebie – pochwalił się, wskazując puszki.
– Chcesz mnie przekupić? – zaśmiał się Harry, lecz zaraz otworzył trunek. – Zwinąłem żarcie, jest w szafce – poinformował chłopak, wydawał się być zupełnie nieprzejęty, a nawet zadowolony i dumny obecnością mężczyzny.
– Ojciec znowu rozrabia? – zapytał gospodarz.
– A jak myślisz? – warknął Shawn. – Spałem u Josha… z nią – wskazał głową Lilly.
– Uciekłaś z domu? Masz kłopoty? – facet delikatnie objął małolatkę, wprowadzając jeszcze większą nerwówkę.
– Ze szkoły – bąknęła.
– Nie bój się – zaśmiał się Harry, widząc jej trwogę.
– Nie boję się.
– Masz problemy w domu? – powtórzył mężczyzna, wyglądał na zaniepokojonego obecnością dziewczynki.
– Nie.
– To dlaczego uciekłaś?
Lilly uznając, że tak trzeba, wyjaśniła mu całą sytuację.
– Trzeba odstawić ją do domu – stwierdził Harry, patrząc na młodego kumpla.
– Wiem.
Lilly milczała. Okropnie bała się powrotu, lecz wiedziała, że przecież musi w końcu wrócić. Była jednak bardzo niezdecydowana, nie wiedziała, czy David, gdy zobaczy, w jakim towarzystwie przebywa, wkurzy się na amen, czy wręcz odwrotnie – nie będzie tak zły widząc, że jest z kimś dorosłym. Ale przecież to bezdomny, o czym Lilly dobrze wiedziała, to sprawiało, że przeczuwała jeszcze większe kłopoty, że brat się wścieknie, że łazi z podejrzanymi nieznajomymi.
Jedynie Shawn dodawał jej otuchy, był niewiele starszy, dlatego też dziewczynka pomyślała, że chłopak nie wkurzy się tak, widząc go.
Przetrawiała wszystkie opcje i wciąż nie wiedziała, co robić.
– Boisz się wrócić? – zapytał Harry, widząc jej posępną minę.
Pokiwała głową.
– Ale musisz wrócić, na pewno się martwią. I co do domu dziecka to młody ma rację, nie sądzę, aby cię zabrali, sprzeczka w szkole to nie jest powód do umieszczania w placówkach – wyjaśnił mężczyzna, któremu Lilly nie powiedziała, że matka pije. – Znasz swój adres?
– Tak – ledwie wydusiła, strach przed powrotem i konsekwencjami osiągnął już apogeum.
No i Harry…
– Młody, zbieraj się, jedziemy – zarządził brodacz i podniósł się z miejsca...
Dodaj komentarz