Zakręty losu #29

Wysiadł z windy, w której zdążył już wciągnąć sobie kolejną setkę i ruszył do wozu. Nie był pewien czy dobrze robi, miał świadomość, że jutro ciężko mu będzie pracować po zapewne bezsennej nocy, w tej chwili nie dbał jednak o to, chęć na działkę zwyciężyła. Wiedząc, że Lilly jest najedzona i bezpieczna, odetchnął z ulgą. Nie uspokoił się jednak do końca, głowę wciąż zaprzątała mu matka, do tego dzisiejszy nocny wypad, do którego pozostała zaledwie niecała godzina.  
Wsiadł do mazdy i ruszył bardzo spokojnie, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Zegarek przy kontrolce paliwa wskazywał sześć minut po północy, wiedząc więc, że Sophie pośpi do rana i nie mając pojęcia, jak zagospodarować czas, postanowił się przejechać. Nie widział sensu powrotu do domu tylko po to, aby wejść i zaraz wyjść.
W dziesięć minut przejechał opustoszałe centrum i skierował wóz w stronę przedmieść, gdzie mieszkała ukochana. Jechał i myślał, kombinując, jak załagodzić sytuację. Był pewny, że uda mu się z nią dogadać, w końcu nie należała do ludzi chowających urazę z błahych powodów. Po kolejnej działce wszystko wydawało mu się takie mało skomplikowane i proste, aczkolwiek bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, że faza w końcu minie i nie będzie łatwo stawić temu czoła.  
Dumał, wertował opcje, wreszcie postanowił nie zaprzątać sobie na razie tym głowy, w końcu do dzisiejszego popołudnia jest jeszcze sporo czasu.
Ze spekulacji wyrwał go dźwięk wesołych chichotów i po chwili minęła go grupka rozbawionych, pijanych, nocnych wycieczkowiczów. Nie miał pojęcia, że zdemolowali oni właśnie samochód jego dziewczyny, strasząc ją przy okazji niemiłosiernie.  
A co by się stało, gdyby wiedział…?

Podjechał pod dom brunetki i zgasił silnik. Nie dostrzegł jednak zniszczeń w jej aucie, gdyż z miejsca, w którym zaparkował, widział jedynie fragment jego tylnej części. Wóz stał dobre pięćdziesiąt metrów od bramy, do tego niemalże w całości zasłaniała go fontanna, a cztery małe, umieszczone przy podjeździe latarnie nie dawały na tyle światła, aby móc w tych ciemnościach dokładnie zobaczyć auto.
Spojrzał w okno – w pokoju Amy paliło się lampka, podobnie w pokoju Jacka. Gapił się w nie mając nadzieję, że zobaczy chociażby cień ukochanej, nie wiedział przecież, że dziewczyna niedawno była na zewnątrz i minął się z nią dosłownie o dziesięć, może piętnaście minut.  
Czekał z jakąś głupią nadzieją, lecz nic się nie działo, dom wyglądał jak uśpiony. Dziwił się odrobinę jasnością w jej pokoju, przecież było dość późno, a ona zapewne rano będzie musiała jechać do sklepu. Wytłumaczył sobie jednak szybko: "nie śpi, bo dzisiejszy dzień dał jej nieźle w kość”. Wyjął komórkę i pomyślał, że skoro jeszcze jest na nogach, to może zadzwonić i umówić się na wieczór? Przypomniawszy sobie jednak swój durny tekst i widząc, która jest godzina, zrezygnował, nie chciał jeszcze bardziej zdenerwować dziewczyny wydzwanianiem po nocach.
Stał tam dobre kilkanaście minut, w końcu lampka w pokoju ukochanej zgasła. Ścisnęło go w środku, nagle naszła go myśl, że bardzo chciałby ją przytulić, pocałować, albo po prostu najzwyczajniej w świecie położyć się z nią do łóżka, objąć mocno i leżeć tak do rana. Narkotyk robił jednak swoje i żal szybko mu przeszedł, zmieniając się w ożywienie perspektywą przyszłego włamania – uczucia zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Jeszcze raz zerknął w okno i nie widząc sensu dalszego tkwienia pod jej bramą, uruchomił silnik i odjechał. Pod kamienicę dotarł za dwadzieścia pierwsza. Szybko wyskoczył z wozu błyskawicznie wtargnął do mieszkania – Sophie spała jak zabita. Mimo, iż uważał to za bezsensowne, to jednak sprawdził ponownie wszystkie skrytki matki, lecz nic nie znalazł. "Kurwa, co ja odpierdalam? Przecież jak zechce, i tak się nachla” – uśmiechnął się głupio pod nosem i po chwili był już w drodze do pubu.
Szedł piechotą, nie widział sensu brania auta, po które trzeba będzie potem wracać. Za siedem pierwsza stał pod lokalem. Pociągnął za klamkę, lecz drzwi były zamknięte, po chwili jednak pojawiła się Judy, która zaraz mu otworzyła. Znów pogłaskał go dziwny dreszcz, dziewczyna była naprawdę piękna, dopełniając dzieła prześlicznym, urzekającym uśmiechem. Był tak ciepły i miły, że pewnie nawet największego smutasa podniósłby na duchu.
– Długo tu stoisz? – zapytała, wypalając Davida swoimi modrymi jak niebo oczyma.
Miała bardzo nietypowy kolor tęczówek, chłopak odniósł wrażenie, że dziewczyna nosi soczewki.
– Nie, dopiero przyszedłem. Nosisz szkła? – wyjechał od razu, przekraczając próg pubu.
Zaśmiała się.
– Nieee… Ale nie jesteś pierwszym, który o to pyta. Chłopaki będą za kilka minu, chcesz drinka?  
– Może piwo…
Dziewczyna po chwili dała mu zimną butelkę i zajęła miejsce4 naprzeciwko.
– Masz świetny kolor oczu, to rzadko spotykane – nie odpuszczał, gapiąc się bezczelnie na dziewczynę.
– Dzięki. Ale uwierz mi, to jest niekiedy bardzo męczące. Ostro wkurza, jak ktoś czasem siedzi i gapi się na ciebie nachalnie, nie raz już miałam z tego powodu spięcia.  
– Tak, jak ja teraz – zaśmiał się David.  
– Właśnie tak – uśmiech blondynki się poszerzył.
– Spięcia…? – zapytał zaciekawiony chłopak.
– Tak. Nie jestem zimna na komplementy, ale bywało, że często nie wytrzymywałam i mówiłam co poniektórym do słuchu. Na początku oczywiście grzecznie, niekiedy jednak to nie wystarczało. Czasem zdarza mi się być strasznym nerwusem, zwłaszcza, jak ktoś nie ma umiaru – wyjaśniła.
– Ja też, i to nie tylko "czasem” – rzekł David, wciąż przypatrując się dziewczynie.
Nie mógł wiedzieć, czy denerwuje ją to, czy nie, aczkolwiek nie potrafił oderwać od niej wzroku, kolor jej oczu był naprawdę przyciągający. Po chwili jednak ogarnął się trochę i zaczerpnął piwa.
– Jak nastawienie? – zapytała.  
– W porządku.
– Robiłeś to już kiedyś?
– Tak, siedziałem za to pół roku – proszek znowu rozwiązał mu język.
– Czyli…? Siedziałeś? – drążyła, zaskoczona, w końcu chłopak był jeszcze bardzo młody.
– Z kumplem, sklep z kosmetykami – wyjaśnił półsłówkami. – Sprzedał mnie, wystraszył się odsiadki.
– No, ładnie – rzekła Judy. – Fajny wzorek – bez skrupułów chwyciła dłoń Davida, podziwiając pająka. – Dlaczego taki?
– Bo ja jestem jak pająk. Szybko znikam, ale potrafię się najpierw nieźle wgryźć – zaśmiał się David.
Blondynka się rozweseliła.
– No… nieźle to ująłeś! – pochwaliła, rozbawiona.
Uśmiechnął się. Zamilkli na chwilę, aby ponownie napić się trunków, gdy w tym czasie David cały zastanawiał się, dlaczego dziewczyna wciąż trzyma go za rękę? Nie zabierał jednak dłoni, miała przyjemny w dotyku, aksamitny uścisk.
Nagle trzasnęły drzwi wejściowe i Judy zwolniła uścisk. Chłopak nie był zadowolony, bardzo fajnie mu się z nią rozmawiało i chętnie przeciągnąłby to w czasie.
– Dobra, gołąbeczki, jedziemy, mamy samochód tylko na godzinę – oznajmił pośpiesznie Tyrone, stając obok pary w towarzystwie jakiegoś nieznanego Davidowi, wysokiego, łysego kolesia.  
– Gdzie "P”? – zapytała Judy, patrząc dziwnie na towarzysza Tyrona.
David przyglądał się dziewczynie, nie wiedząc, co jest grane. Jej mina była dość oschła.
– To Terry, jest w porządku – wyjaśnił Tyrone, widząc wyraz twarzy koleżanki.
– Gdzie "P”?! – powtórzyła szorstko, dotknięta ignorancją kumpla.  
– Jest na miejscu. Idziemy!
Minutę później stali obok ciemnogranatowej, nieco podniszczonej furgonetki.
– David, siadaj z przodu – rzekł Tyrone, wręczając chłopakowi czarną kominiarkę i 22-latek bez słowa zajął miejsce obok Judy.
– "T”, do cholery, nie mogłeś załatwić lepszego wozu? Przecież ta pucha zdechnie nam na środku drogi. Wcale bym się nie zdziwiła – warknęła blondynka, wyraźnie niezadowolona.
– Judy, to czysty wóz, czego jeszcze chcesz?! – fuknął chłopak  
– Kurwa… – mruknęła pod nosem, zaniechała jednak roztrząsania pretensji.
Tyrone zniknął z pola widzenia, trzaskając po chwili tylnymi drzwiami auta, wtedy dziewczyna przekręciła kluczyk i ruszyła wolno. Spojrzała na Davida.
– Nie znam typa i nie podoba mi się – oświadczyła.
– Tyrone go zna, to chyba powinno wystarczyć – odparł chłopak.
Czuł, jak proch coraz bardziej go nosi, podkręcany faktem rychłego włamania.
– Nieważne, powinien uprzedzić. Facet wygląda podejrzanie, nie mam zaufania do takich kolesi. Jeśli coś spierdoli, osobiście mu najebię – zagroziła.
Jej piękny uśmiech gdzieś zniknął, ustępując miejsca kwaśnej, chmurnej minie.
– Znam tą hurtownię – rzekł z zaskoczenia David, który nagle sobie uświadomił.
Zaniepokoił się trochę.
– Też ją kiedyś namierzałem, ale typek dokładnie dwa dni przed naszym skokiem wymienił alarm i wyszła kolosalna lipa. Znam się na alarmach, ale tego bym nie wyłączył – sprostował.
– Alarm będzie wyłączony, kamery też – odparła spokojnie kierująca.
– Jak to?
– Normalnie. Mamy wszystko dogadane. Naszym… to znaczy waszym zadaniem jest tylko wejść, wziąć, co macie wziąć i wyjść – dziewczyna w końcu się uśmiechnęła.
– Ile z tego będzie? – zapytał chłopak mając nadzieję, że może ona jest lepiej poinformowana.
– Około dyszkę na łebka. Robota łatwa i szybka, zajmie wam to nie więcej niż cztery, do pięciu minut. Zresztą więcej nie mamy, bo ponownie uruchomią się kamery – wyjaśniła. – Coś taki ciekawski? Wymiękasz? – zaśmiała się.
– Tak, wymiękam… – skrzywił twarz. – Lubię wiedzieć, na czym stoję. Wypadałoby – burknął cierpko.
Judy dała upust jeszcze głośniejszej radości, słysząc jego wzburzenie, chyba wydało jej się ono bardzo zabawne. Nie odzywała się, zamiast tego wsadziła w zęby fajkę, którą zaraz odpaliła. David nie wypytywał dalej, zrozumiał bardzo dobrze.
Nagle wóz zwolnił i po chwili skręcił między odrapane, szare, trzypiętrowe budynki. Judy zgasła światła i za moment zatrzymała się w ciemnym zakamarku, w niedalekim sąsiedztwie otaczającego hurtownię, siatkowanego, wysokiego płotu.
– Patrz – wskazała głową przed siebie. – Mają tam sprzęt warty grubą kasę, a ogrodzenie takie, że sama wywaliłbym je z buta.
Ktoś zapukał w okno i oboje zobaczyli stojącego przy nim "P”. Judy uchyliła szybę.
– Dobra, wszystko gra, więc plan jest taki. Wchodzimy, bierzemy wszystko, co stoi po prawej stronie i się zrywamy. Mamy pięć minut, więc myślę, że zdążymy zrobić z sześć – siedem kursów. Młody, gotów? Pamiętaj, same laptopy, nie skupiaj się na innych rzeczach.
– Jasne – rzekł luźno chłopak, lecz wkurzył się faktem, że koleś poucza go jak jakiegoś imbecyla.
– Dobra, to idziemy. Jud, podjeżdżaj, wiesz, co robić.
David wyskoczył z auta i we trójkę skierowali się pod nieco masywniejsze od reszty płotu, zamknięte skrzydła ogrodzenia. Brama wyglądała na bardzo zaniedbaną, kilkakrotnie opleciona była jednak grubym łańcuchem, uwieńczonym dużą kłódką. Jak się po chwili okazało nie był to jednak problem, już po zaledwie kilku sekundach "P” przy użyciu wielkich nożyc otworzył wjazd. Duże, żelazne, uzbrojone w trzy zamki drzwi także nie stanowiły przeszkody, Tyrone rozpracował je bardzo szybko. Po przekroczeniu progu Davidowi od razu rzuciły się w oczy śnieżnobiałe ściany i ogromne ilości różnej wielkości pudeł, wznoszących się ku niebiosom. Nie rozglądał się jednak, tylko skierował się na prawo, gdzie poukładana była masa kartonów o niewielkich gabarytach. Złapał pierwszy z brzegu…


Chłopaki uwijali się jak w ukropie, wynosząc po kilka, przez co paka furgonetki bardzo szybko się zapełniała. Byli jak w transie i pewnie mogliby tak do rana, gdyby nie przerwał im dźwięk klaksonu.
– Dobra, zwijamy się! – rzucił odrobinę nerwowo "P”, chwycił przy okazji jeszcze dwa pudła, David trzy, które miał pod ręką, po czym szybko wskoczyli do wana i sekundy później Judy już wyjeżdżała spod budynku. Jechała dość ostro, aczkolwiek, gdy wyłoniła się spomiędzy zabudowań, zwolniła. 22-latek zdjął kominiarkę i spojrzał na dziewczynę – była bardzo skupiona, ale też chyba poddenerwowana. Sprawdził godzinę – dopiero kilka minut po wpół do drugiej. Zdziwił się, że tak szybko się uwinęli, pamięta, jak robili sklep, co trwało trzy razy dłużej.  
Chłopak się rozluźnił, niewielki stres wywołany kradzieżą zaczął go powoli opuszczać, przez co amfetamina na powrót miło nim zakręciła. Kop nie był jednak już w takim samym stopniu przyjemny, narkotyk działał coraz słabiej i zaczął wywoływać niedosyt. Pomyślał, żeby może zażyć ostatnią porcję, lecz po chwili doszedł do wniosku, że w pracy przyda mu się bardziej. Wiedział, że po ilości, jaką zażył, konsekwencje będą niewielkie, ale to, co mu zostało pomoże przynajmniej na niewyspanie.
– David! – zaśmiała się kierująca.
Natychmiast skierował wzrok w jej stronę.
– O czym tak myślisz? – znów operowała tą piękną, hipnotyzujacą miną.
– O niczym. Na siódmą idę do roboty i nie wiem, jak to będzie, snu się raczej nie spodziewam – uśmiechnął się.
– Mogę ci coś odpalić w ramach promocji – zaproponowała z zadowoleniem, także była już wyluzowana.
– Dzięki, ale raczej nie skorzystam, nie przepadam za prochami. Dziś wziąłem w drodze wyjątku. Poza tym mam jeszcze ponad setę, dam radę.
– Ok, nie namawiam, ale jakbyś zmienił zdanie…  
– Pierwsza się o tym dowiesz – zaśmiał się chłopak.  
Usłyszeli puknięcie za fotelami i Judy zatrzymała auto. "P” pojawił się przy jej oknie po chwili.
– Dobra, powiesz mu, o której ma zgłosić się po kasę. Na razie – rzucił krótko i zaraz go nie było.
Judy bez słowa wznowiła podróż. Davida nie uszczęśliwiły słowa chłopaka, był przekonany, że "wypłatę” dostanie od ręki, przez co zaczął się zastanawiać, czy aby nie zrobią go w konia. Nie zdążył niestety zapytać, gdyż Judy uprzedziła jego słowa.
– Spokojnie, dostaniesz pieniądze – oświadczyła, widząc niecodzienną minę, która właśnie zagościła na twarzy pasażera.  
– Nie o tym myślę.
– Naprawdę…? – uśmiechnęła się kąśliwie. – A ja sądzę, że o tym.
– Gdzie jedziemy? – szybko zmienił temat, nie chcąc zamartwiać się na zapas.
– Już niedaleko – odparła, odpalając papierosa.
Nie pytał dłużej. Na wyjaśnienie sytuacji także nie musiał czekać, kilka chwil później blondynka skręciła na piaszczystą drogę i wjechała w niewielki lasek. David już wiedział, dokąd jadą.
– Po co tu jedziemy? – ciekawość zwyciężyła.
– Zostawimy tu samochód, rano nie będzie po nim śladu – usłyszał.
Minutę później minęła drzewostan, wjechała na trzy razy szerszą, także piaszczysta drogę, przeprowadziła wóz przez obskurną bramę złomowiska i zatrzymała się pod niewielką, drewnianą budką.
– Chodź.
Wysiedli, Judy oddała Tyronowi kluczyki i kazała Davidowi iść ze sobą. Za budą stał Jaguar, którego David już widział i dziewczyna otworzyła drzwi. Nie wsiadała jednak, tylko odpaliła kolejnego papierosa.
– Palisz jak smok – rzekł chłopak.
– Jestem na proszku, dziwisz się? – uśmiechnęła się.
– Nie wiem, jak jest po proszku, nie palę – odwzajemnił uśmiech. – Dlaczego kasa nie od razu? – wznowił temat, męczyła go ta kwestia.
– Gryzie cię to, co? – rozradowała się Judy. – Wyluzuj, chłopaki rano wycenią i wtedy się rozliczą. Przyjdź po południu do "Silver…”, pieniądze już będą.
– Po południu? Nie mogę, robotę skończę pewnie dopiero po trzeciej.
– Robotę? Możesz zmienić pracę – rzekła bardzo sugestywnie.
– Zmienić?
– Możesz pracować dla Boksera, myślę, że po dzisiejsej nocy chętnie cię przyjmie – wyjaśniła.
Operowała bardzo zdecydowanym tonem, jej wypowiedź brzmiała, jakby była wręcz dumna z tego, kim jest jej wujek.
– Czyli…? – dociekał chłopak.
– Nie wiem dokładnie, ale zawsze coś się znajdzie… – zaśmiała się.
– Dobra, jedziemy! – przerwał im Tyrone, który wyrzucił peta i posadził tyłek na przednim fotelu pasażera.
– Nie pomyliłeś miejsc? – wyjechała od razu Judy.
– A co jest nie tak? – zapytał, zdziwiony.
– To, co mówię – warknęła, jej dobry humor nagle gdzieś uleciał.
David się pogubił, kompletnie nie wiedział, o co jej chodzi. Tyron nie dyskutował, tylko usiadł z tyłu, obok łysego kumpla. Chwilę później ponownie mijali lasek i dokładnie o 02:21 dziewczyna zaparkowała przy pubie wujka.  
– Dobra, będę spadał – rzekł David, gdy już wysiedli z wozu.
– Spadał? – rzekła zaskoczona Judy. – Jak to spadał? Wszystko poszło gładko, musimy to oblać. Tyrone, otwórz – poprosiła, rzucając kumplowi klucze od lokalu.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie mogę zawalić tej roboty, poza tym obiecałem znajomej, nie chcę narobić siary.
– Przestań, wypijemy po drinku i cię odwiozę. Coś taki sztywny? – roześmiała się. – Chodź – powtórzyła, zdecydowanym ruchem pociągając go za ramię.
"No dobra, nie będę pił dużo” – mruknął w myślach.
Wiedział jednak, że może okazać się to nieprawdą, mimo to pozostawił wszystko losowi i ruszył za dziewczyną.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3010 słów i 18026 znaków, zaktualizowała 22 lip 2017.

1 komentarz

 
  • Malolata1

    Seks, dragi, aaaaaaa!
    Halo, policja, proszę przyjechać na LOL24 :D

    22 lip 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Tój komet w mojej częściówce. Ewenement na skalę światową!:yahoo::kiss:

    22 lip 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 p.s. Jaki seks, gdzie seks?:redface:

    22 lip 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 no właśnie, gdzie seks, ja się pytam? :(

    22 lip 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Nie pytałaś, ale proszę bardzo - 7, 11, 13 :D

    22 lip 2017