Zakręty losu #58

– Amy – usłyszała między snem a jawą.
– Zostaw mnie, chcę spać – wymamrotała półżywa, przekręcając się na drugi bok.
Kac już jej dosięgnął, aczkolwiek nie czuła się aż tak tragicznie. Bywało gorzej.
– Am, miałaś jechać do pracy – ciągnęła Polly, głaszcząc policzek siostry.
– Nieee – marudziła brunetka. – Która godzina?
– Dochodzi szósta. To jedziesz czy nie?
– Zrób mi kawy – poprosiła Amy, niechętnie odwracając się na plecy.
Otworzyła oczy – siostra wisiała nad nią z uśmiechem politowania.
– Jebie? – zapytała.
– Tak sobie.
– No w sumie nie wypiłaś tak dużo, chociaż jak na ciebie i twoją mizerną dyńkę powinno wystarczyć na boleści i suchoty – zaśmiała się Polly.
Amy niemrawo się uśmiechnęła i nagle chwyciła siostrę nogami i powaliła na łóżko.
– Pyskujesz? – warknęła przyjaźnie, po czym wskoczyła na nastolatkę i usiadła na nią okrakiem, więżąc jej ręce nad głową. – No? – zarżała na cały pokój i zaczęła skakać na jej brzuchu.
– Am, puszczaj – zachichotała Polly.
– Na oklep! – wrzasnęła brunetka, podskakując na siostrze, cały nagromadzony od wczoraj stres dał ujścia w postaci totalnej głupawki.
– Am, obudzisz gówniarza – wystękała Polly, śmiejąc się tak samo intensywnie, lecz na Amy nie zrobiło to wrażenia, bo z "jazdy konnej” zaraz przeszła do łaskotania.
Wiedziała, jak Polly się tego boi, dlatego bardzo przyłożyła się do zadania.
– AAAMMM! – wrzasnęła blondynka, dusząc się ze śmiechu. – Kurwa, Amy, przestań – błagała, płacząc i wijąc się jak wąż.
– No to uważaj – Amy wystawiła palec przed nos siostry, przytuliła ją mocno, po czym dała całusa w czoło i zeszła z ofiary. – Kaaawyyy – oznajmiła i na bosaka poczłapała do drzwi.



– Nie pal tu! Ile razy mogę prosić? – warknęła brunetka, włażąc do kuchni już wykąpana i ubrana; jej dobry humor zniknął.
Polly stała w progu ogrodowych drzwi i z gracją pociągała Marlboro.
– Sama jesteś temu winna, kto kupił fajki? – wyszczerzyła zęby. – Poza tym stoję w drzwiach, tak?
– Polly, wszystko leci do środka, proszę cię – nalegała Amy.
Nastolatka zgasiła peta i zapełniła kawą dwa białe kubki.
– Jak się czujesz? – zapytała ponownie, stawiając przed siostrą naczynie.
– Nie najgorzej. Kurwa, Polly, co ja powiem starym? – spanikowała nagle starsza z dziewczyn. – Co ja powiem o samochodzie? Przecież on wygląda, jakbym zderzyła się z pociągiem. Kurde, młoda, przecież to widać, że ktoś go zdemolował, jak ja im to wytłumaczę?
– Nie wiem, coś wymyślimy. Powiemy, że jacyś wandale – odparła Polly, choć nie była zbyt pewna swojego planu.  
– Wandale? Polly, jak wandale? A jak weszli? Jak matka się dowie, że o tak późnej godzinie brama była niezamknięta, urwie nam łby.
– Coś wymyślimy, zobaczysz. A nawet, jak nie uwierzy, to co zrobi? Nic, zresztą i tak ojciec na pewno stanie w naszej obronie.
– Nie, nie stanie, młoda, to nie jest jakaś tam błahostka. Zresztą… – Amy odstawiła kubek i skierowała się w stronę do korytarza.
Polly w mig ruszyła za nią.
– I co? – syknęła dwudziestodwulatka, stojąc nad rozbitym Bmw. – Widzisz? Kurwa, wygląda jak sitko, jebane, pierdolony, dziurawy złom – klęła, załamana makabrycznym widokiem, teraz, w świetle dnia auto obnażyło całe swoje "piękno”. Podziurawiona przednia klapa z wielką wymalowaną na niej "suką”, rozbita szyba i podarte na wiór, obsikane fotele prezentowały się okropnie; auto wyglądało jak po kaskaderskiej scenie z ostrego sensacyjnego filmu.
– Amy… – siostra objęła ją w pasie, widząc, że dziewczyna zastygła w bezruchu.
– Wczoraj wyglądał lepiej – zaśmiała się desperacko brunetka, ocierając oczy.
– Am, daj już spokój. Chodź – Polly pociągnęła ją za rękę. – Chodź.
Usłuchała i ruszyła za nią, wycierając lecące po policzkach łzy.



– Am, nie myśl już o tym, i tak nic już nie poradzisz. Kupisz inny, stary ci pomoże – rzekła Polly, nalewając kolejna porcję kawy.  
– Na którą Jack ma do szkoły? – mruknęła Amy, ignorując bolesny temat.
– Nie wiem, chyba na dziesiątą. Powiesz mu?
– Komu…? Nie, w życiu, zgłupiałaś? Wiesz, co to będzie?
– Dlaczego? Z tego, co wnioskuję, do grzecznych chłopców nie należy, więc ma też pewnie i znajomości, powinnaś powiedzieć. On załatwi tą sprawę raz na zawsze… chyba.
– Polly, ty chyba nie wiesz, o czym mówisz. David nie jest normalny, wiesz, co to będzie, jak się dowie? – powtórzyła Amy. – Wpakuje się jeszcze, nie daj boże, w jakieś kłopoty, a tych i tak ma już pod dostatkiem. Poza tym on nie może rozrabiać, bo jest na warunkowym – wyjaśniła dziewczyna.
– Co? – Polly aż wytrzeszczyła oczy. – I dopiero teraz mi to mówisz? Kurde, kobieto, zajebiście, masz wyśmienitego faceta! – zapiszczała jak niedorozwinięta. – A za co? – wlepiła wzrok w siostrę, oczekując szczegółowego raportu.
– Za jakieś włamanie. Coś tam mówił.
– I się przyznał? Dziwne... – Polly nieco spoważniała. – A ile siedział? Na długo ma warunek? – dopytywała, drażniąc tym brunetkę.
– Polly, przestań już, dobrze? Nie wiem, ile, nie mówił.
– Zajebiście – powtórzyła Polly i sięgnęła po kawę.



– Wsadzisz młodego do autobusu, ok? – poprosiła Amy.  
– Mogę go odwieźć, i tak mam sprawę do załatwienia – odparła Polly.
Amy wciąż stała przy kuchennej wyspie, nerwowo kręcąc kubkiem. Spojrzała na swój srebrny zegarek – dochodziło wpół do siódmej.
– Zaraz muszę jechać. Miałam być o szóstej, Cindy już się pewnie denerwuje. Zadzwoń po taksówkę – poprosiła, upijając ostatni łyk. – Wyniosę to – dodała, chwyciwszy worek spod zlewu i znów szarpana emocjami, poczłapała gnuśnie przed siebie.
– Kurwa, co tu jest, do chuja? Cegły? – warknęła pod nosem. Worek był dość ciężki, do tego wypchany po brzegi, przez co też nieporęczny.
Wkurzona na siebie i swój durny pomysł wynoszenia śmieci o szóstej rano przyśpieszyła kroku, chcąc jak najszybciej pozbyć się balastu, nie doszła jednak do kosza, bo gdy tylko wyszła przed bramę, poczuła silny cios w twarz. Zatoczyła się w bok, upuszczając śmieci i zaraz oberwała kolejny raz, a po nim trzeci i czwarty. Odruchowo zasłoniła głowę, a ciosy padały już jeden za drugim.
– Dawaj ją tam – doszło do jej uszu i spętana za ramiona, zaczęła iść przed siebie, ciągnięta agresywnie przez… kogoś.
Szła niemal w powietrzu, nadal chowając głowę, w końcu napastnicy się zatrzymali i otrzymała kolejne uderzenie, tym razem w brzuch. Krzyknęła, kuląc się, wtedy została popchnięta i gdy tylko upadła, na jej ciało padł grad bolesnych kopniaków. Napastnicy się nie odzywali, bili tylko, gdzie popadnie.  
W oddali pojawiła się taksówka, lecz kierowca widząc już z daleka, co się dzieje, natychmiast się zatrzymał, po czym zakręcił i pośpiesznie odjechał. Oprawcy nie przejęli się tym wcale i nadal bili ofiarę, odpuścili dopiero, gdy przestała wydawać jakiekolwiek dźwięki, leżąc bezwładnie przy własnym ogrodzeniu.
– Dobra, spadamy – rzekła zasapana Sylvia i po chwili zapadła głucha cisza.
Leżała minutę, dwie, pięć, w końcu Polly pojawiła się za bramą. Od razu zobaczyła dziewczynę.  
– AMY! – krzyknęła, migiem doskakując do siostry, przy której zaraz przykucnęła. – Am… O Boże – wypaplała zszokowana, biorąc w dłonie twarz poszkodowanej.  
Prócz rozciętej wargi, z której sączyła się strużka krwi, nie było widać na niej śladów pobicia, aczkolwiek widok leżącej jak szmaciana lalka, nie okazującej żadnych oznak życia dziewczyny przerażał.
Polly, latającymi rękoma szybko wydobyła telefon i wezwała karetkę, po czym przyłożyła ucho do ust siostry, chcąc sprawdzić, czy oddycha.
Oddychała, wolno i płytko.  
– Am – nastolatka ponownie zaczęła poruszać dziewczyną, nadal jednak bezskutecznie. – Kurwa, Am, obudź się – spanikowana nastolatka uderzyła w płacz, wisząc na kolanach nad nieprzytomną siostrą; czuła, że to nie skończy się dobrze.



Karetka przyjechała dopiero po ponad piętnastu minutach.  
– Kurwa, co z wami, dlaczego tak długo?! – rozemocjonowana Polly wydarła się na ratowników, machając rękoma na wszystkie strony.
– Co się stało? – zapytał wysoki brunet, kucając przy Amy i przykładając palce do jej tętnicy.
– Nie wiem... chyba ktoś ją napadł… Nie wiem, nie mam pojęcia… Leżała tu, jak wyszłam… już tu leżała. Ratujcie ją! – rozgorączkowana blondynka urywała przecinane płaczem słowa.
Amy do czasu przyjazdu pomocy nie razu się nie poruszyła, co wpędziło Polly w istną histerię, bała się, że dziewczyna nie przeżyje.
– Polly? – zaspany Jack pojawił się na zewnątrz, stając w bramce w samej piżamie.
Nastolatka natychmiast doskoczyła do brata i wciągnęła go na teren posesji.
– Wracaj do domu, zaraz przyjdę – nakazała zdenerwowana, nie wiedząc, czy widział pobitą siostrę.
– Co się dzieje? Dlaczego stoi tu pogotowie? Czy to Amy tam leży? Czemu tam leży, co jej się stało? – dopytywał wystraszony chłopak.
Dwóch przystojnych facetów zrobiło, co miało zrobić i oświadczając nastolatce, że zabierają Amy do szpitala, zapakowali dziewczynę do karetki.
– Gdzie ją wieziecie? – wystękała Polly.
– Do West – rzekł brunet i moment później karetka odjechała, grzmiąc syreną na całe osiedle.



– Co się stało Amy, czemu ją zabrali? – Jack ponownie zaatakował nastolatkę, gdy tylko pojawiła się za furtką.
Ta go nie usłyszała, mając w głowie jedynie przewijające się w kółko: "O Boże, O Boże...”.
– Polly! – małolat szarpnął dziewczynę za spodnie, wtedy się "obudziła”. – Co się stało Amy?
– Chodź do domu – Polly chwyciła rękę brata i ruszyła do budynku.
– Polly, czemu nie mówisz? – Jack nie odpuszczał.
– Mały, nic jej nie jest. Tylko zemdlała, za dużo pracuje – wystękała blondynka. – Na którą do szkoły?
– Na dziesiątą.
– Jack, muszę jechać do szpitala. I co zrobimy? – zapytała dziewczyna, wchodząc już za bratem po schodach.
– To ja też.
– Nie, nie możesz, jesteś za mały. Poza tym zobacz, która godzina – siódma.
– Ale teraz pojedziesz? – dociekał chłopak.
– No teraz nie, bo co zrobię z tobą? Chociaż gdybym mogła…
– Ale czy Amy jest poważnie chora? – młodzik wznowił temat, był chyba bardzo przywiązany do siostry.
– Nie, i uspokój się już. Nic jej nie jest – łgała dziewczyna, starając się jak może trzymać w ryzach uciekający płacz.
– To czemu jesteś taka zdenerwowana? – Jack nie był głupi.
– Nie jestem. Śmigaj się myć i zaraz schodź na śniadanie. Co chcesz?
– Jajecznicę. Tylko dużo, ze szczypiorkiem i masłem. I chleb z pomidorem i kakao – poinformował rozkazująco, po czym wygrzebał z szafy jakieś ciuchy i zniknął w łazience.
Polly wygięła usta w smutnym uśmiechu, wzięła z sypialni swoją komórkę i wróciła do kuchni. Od razu rzucił jej się w oczy ładujący się przy ekspresie telefon siostry, który za moment miała w dłoni. Wyłączony, odłożyła go i więc zabrała się za śniadanie. Znów szlochała.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2010 słów i 11565 znaków, zaktualizowała 25 lis 2018.

2 komentarze

 
  • zabka815

    To teraz muszą dostać za swoje te wywłoki które skopały Amy  :whip:  :krzeslo:  :pissed: . I mam nadzieję że los ich pokaże bardziej. Amy powróci do zdrowia tak  :question:

    26 lis 2018

  • agnes1709

    @zabka815 ZIOMUŚ... DAMY RADĘ, HEHE

    28 lis 2018

  • Wika78

    Super oby Amy wyzdrowiała 😘

    26 lis 2018