Zakręty losu #44

Podjechał pod kamienicę. Wiedząc, że Lilly nie ma klucza, nie zachodził nawet do domu, tylko od razu skierował się na drugie piętro, do mieszkania Sary. Zapukał.
– Kto tam? – po chwili usłyszał niepewny głos dziewczynki.
– Sara, otwórz, tu David, brat Lilly.
– Nie mogę – odparła.  
– Mała, Lilly zaginęła, muszę z tobą porozmawiać. Otwórz, nie bój się.
– Nie wiem, czy to pan – oznajmiła dosadnie, szybko hamując zapędy chłopaka i wywołując szeroki uśmiech na jego twarzy.
– Dobrze, a o której będą rodzice? – dał za wygraną, nie chcąc denerwować dziewczynki i spojrzał na zegarek – dwie po piątej.
– Nie wiem, niedługo.
– Sara, nie wiesz, gdzie może być Lilly? – zapytał, zbliżając twarz do drzwi i w tym momencie zamek trzasnął, po czym skrzydło lekko się uchyliło.
Małolatka niepewnie wyjrzała zza drzwi, lecz gdy zobaczyła sąsiada, uchyliła je na całą szerokość.
– Nie powinnaś jednak otwierać, nie mając pewności, czy to ja – najłagodniej, jak umiał, zganił dziewczynę, uśmiechnąwszy się ciepło.
– Już pana poznałam – zarumieniła się, nie wiadomo, czy to z powodu bury, czy po prostu zawstydziła się wizytą dużo starszego brata koleżanki.
– Sara, nie wiesz, gdzie może być Lilly? – powtórzył, kucając.
– Nie wiem, nie było mnie w szkole, A czemu pan pyta, gdzie Lilly?
– Uciekła ze szkoły i się martwię.
Dziewczynka zrobiła bardzo zdziwioną minę.
– Lilly uciekła? Ona nie chodzi na wagary – wyjaśniła.
– Tak, wiem, ale wynikła taka sytuacja, że uciekła. Sara, pomyśl, może jednak coś przyjdzie ci do głowy. Wiem, że nie uczycie się w jednej klasie, ale w szkole i na podwórku zawsze jesteście razem, dlatego pytam. Pomyśl – nalegał spokojnie.
Rumieniec zniknął z oblicza dziewczynki i chyba trochę wyluzowała.
– Ale ja naprawdę nie wiem.
– A gdzie chodzicie, jak nie ma was za blokiem? Wiem, że gdzieś chodzicie. Nie podoba mi się to i już dawno miałem porozmawiać o tym z Lilly. I zrobię to – uświadomił dziewczynkę.
Sara się spłoszyła i natychmiast spuściła głowę.
– Sara, nie bój się i powiedz, to naprawdę ważne – ujął ramiona młodziutkiej sąsiadki.
– Ale… ale my naprawdę nigdzie nie chodzimy, my… my tylko tu, do sklepu, naprawdę – odpowiedziała, a raczej wydusiła małolatka, która ewidentnie nie była dobra w kłamaniu, gdyż język zaczął plątać jej się jak pijakowi po dwóch butelkach.
David w okamgnieniu wyłapał, że coś jest nie tak, a może nawet bardzo nie tak.
– Sara – uniósł jej twarz. – Widzę, że chcesz coś powiedzieć, tylko się boisz. Powiedz, rodzice się nie dowiedzą, ale ja muszę wiedzieć. Lilly jest sama, być może gdzieś wśród obcych ludzi, może stać jej się coś złego, rozumiesz? – naciskał najcieplej, jak potrafił.
– Ale my naprawdę nigdzie nie chodzimy, my tylko tu, na ławkę czasem, na koniec bloku – wycedziła w końcu.
– Na ławkę? – zdumiał się David, ale od razu domyślił się, o co chodzi.
– No bo Lilly chciała pokazać psa.
– Ale Sara, oni są dużo starsi i są łobuzami, dlaczego tam chodzicie? To nie są koledzy dla was – chłopak odrobinę się zdenerwował, aczkolwiek nie odczuwał poważnego niepokoju.
Dobrze znał szesnasto- i siedemnastolatków, którzy niemal codziennie przesiadywali na ławce stojącej przy bocznej ścianie ich kamienicy, w której także mieszkali, i uderzali w piwo, trawkę i zapewne też inne, zakazane używki. Od razu stwierdził, że to pewnie nie potrafiąca usiedzieć w miejscu Lilly zaczepiła gówniarzy, ciągnąc przy okazji za sobą Sarę. Znając rozbrykany charakter siostry, który humorystycznie określał jako: "wszędzie mnie pełno” nie zdziwił się tym faktem, choć zaskoczony był, i owszem. Domyślał się, że nie dająca się nie lubić Lilly w okamgnieniu skradła ich serca, a że często popalali, najwyraźniej pod pływem euforii zbratali się z dziewczynką, zobaczywszy w niej umilającą czas zabawkę. Lilly, która każdego potrafiła rozbawić do granic najprawdopodobniej swoim zachowaniem przekabaciła młokosów, ci zapewne też zabawiali małolatki, co zaowocowało tym, że dziewczynki bardzo szybko ich polubiły, zaufały im, i dlatego teraz notorycznie tam zaglądają.  

– Niech pan nie mówi mojej mamie – poprosiła wystraszona dziewczynka.
– Nie powiem jak obiecasz, że nie będziecie już tam chodziły.
Przytaknęła potulnie głową.
– Na pewno? – uśmiechnął się przyjemnie.
– Tak – mruknęła.
Chłopak wstał z przysiadu.
– Dobrze, mała, pójdę już…
– Czy Lilly będzie miała kłopoty? – zapytała odważnie Sara.
– Nie, chcę ją po prostu znaleźć, martwię się.
Małolatka umilkła.
– Dobra, mała, zamknij drzwi i nikomu nie otwieraj, ok?
– Tak.
– To na razie – poczochrał dziewczynkę po głowie, wyszczerzając się jeszcze mocniej i minutę później był już za swoim blokiem.
Gdy z daleka zauważył, że ławka jest pusta, nie widząc sensu pałętania się pod kamienicą, wrócił do samochodu. Wsiadł za kółko i gdy tylko spojrzał na Lauren, od razu rzuciło mu się w oczy, że chyba płakała. Zdziwił się bardzo, dziewczyna nie należała do ludzi, którzy płaczą… choć w sumie nie mógł być tego do końca pewien. Obecny wygląd Laura tylko utwierdził go w przekonaniu, że dyskusja pań była dość poważna, przez co zaczęło nasuwać mu się coraz więcej pytań, a odpowiedź tylko jedna – że Lauren zna się i związana jest z Judy o wiele bardziej, niż myślał.  
Nie zaczepiał jednak tematu wiedząc, że ciotka na pewno tego nie chce. Nie zamierzał oczywiście zapomnieć o sprawie, ale kwestię rozmowy postanowił odłożyć na odpowiedniejszą chwilę, poza tym miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.


Ruszył wolno – silnik zagrzmiał groźnym, lecz miłym dla ucha odgłosem. Noga chłopaka podekscytowanego wiedzą, co ma pod maską to cudo, mimowolnie coraz mocniej wciskała gaz i gdy osiągnęli w końcu prędkość niemalże stu kilometrów na godzinę, Lauren zareagowała.
– David, zwolnij, chcesz wpierdolić się w kłopoty! – huknęła, zła.
Natychmiast usłuchał.
– Wybacz, jakoś tak samo wyszło – mruknął.
Nie bardzo chciało mu się z nią rozmawiać, czuł się na swój sposób dziwnie, widząc jej obecny nastrój.
Zapadła cisza. David ponownie przejechał całe miasto, sprawdzając tyle ulic, ile był w stanie, w końcu zakręcił i ruszył z powrotem w stronę swojego domu.
– Gdzie jedziemy? – zapytała pasażerka widząc, że jedzie w kierunku przeciwległym do jej miejsca zamieszkania.
– Przecież chciałaś skręta. Nadal chcesz? – spojrzał na nią w końcu.
– Chcę – odparła z pełnym zdecydowaniem.
Uśmiechnął się i dziesięć minut później zaparkował pod blokiem przyjaciela. Miał w domu jeszcze odrobinę trawy z tej, którą dał mu kiedyś Jamie, ale że była jej już resztka, postanowił zostawić sobie. Tak… na wszelki wypadek.
– Zaraz wracam – oświadczył, wyłączając silnik.  
Lauren wyjęła ze schowka portfel i po chwili wyciągnęła do bratanka dłoń trzymającą dwa dwudziestodolarowe banknoty.
– Streszczaj się – nakazała z zabawnym chłodem. – I nie wpakuj się w kłopoty.
– W kłopoty? Tu? Przecież znam tu kupę ludzi – warknął David, wylewając z siebie morze dumy.
– Ludzi? Przecież to "Przystań”! Ludzi… – Lauren zaśmiała się ironicznie.
– Dobra, nie pyskuj. Nie chcę kasy, daj mi proszek – warknął David, wkurzony jej powątpiewaniem w jego pozycję na Daily.  
Widział, że dziewczyna w dużym stopniu ma rację, aczkolwiek drażnił go fakt, że usilnie próbuje pokazać, że widziała w życiu więcej i wszystko wie najlepiej.  
– Po co ci? – zdziwiła się.
– Wymienię – poinformował. – Chyba, że się namyśliłaś.
– Nie – odparła stanowczo i oddała mu amfetaminę.
– Dobra, idę, zaraz wracam – mruknął i wciąż odrobinę zły, szybko opuścił pojazd.


– Dzień dobry – uśmiechnął się szeroko, widząc niewyraźną, bladą twarz definitywnie zmęczonego przyjaciela.
Jamie w odpowiedzi jedynie odsunął się od drzwi, lecz z jego oblicza bez problemu można było wyczytać, iż ulżyło mu, że widzi przyjaciela całego, zdrowego, i nie zza krat.
– Masz zioło? – zapytał David.
– Coś znajdę. Chcesz browar?
– Nie chcę, nie mam czasu. Wymienisz? Nie mam kasy – rzekł David i usiadł na kanapie, pokazując koledze pakiecik.
Jamie nie odpowiedział, tylko wyszedł z salonu.
– Jak wczoraj?! – krzyknął po chwili z kuchni.
– Poszło, ale co z tego, jak mnie dziś ojebali.
– Ojebali?! – gospodarz wybałuszył oczy, wręczając po powrocie kumplowi małą, srebrną kulkę. – Jak to "ojebali?” I jak ogólnie robota, spowiadaj się – chłopak usiadł obok, chwytając swoją butelkę.
– Normalnie. Robota poszła gładko, niecały kwadrans i po bólu. I dziś dostałem – UWAGA! Dwanaście i pół tysiąca! – zagrzmiał triumfalnie David, przechodząc jednak po chwili ze stanu euforii do stanu totalnego wkurwienia.
– To ładnie… bardzo ładnie – pochwalił zaskoczony gospodarz.
– Tak, ładnie, ale co z tego, skoro jak tylko wyszedłem z knajpy, dostałem w łeb i to tyle, co pamiętam. Jak wróciłem do żywych, kasa zniknęła.
– To ktoś, kto musiał wiedzieć – podsumował Jamie, potwierdzając przypuszczenia Judy.
– Laska, z którą byłem na robocie mówi to samo, więc chyba coś w tym jest.
– A mówiłem, kurwa?! – Jamie podniósł głos. – Od razu wiedziałem, że to kwaśna akcja i lewe towarzystwo. Najpierw z tobą pracują, a potem cię okradają. Kurwa, stary, lepiej wjebać się nie mogłeś, fajnie, że teraz pracujesz charytatywnie – burczał chłopak, zniesmaczony faktem, że kumpel go nie posłuchał, że w ogóle nie wziął pod uwagę jego uzasadnionych podejrzeń i obaw, że ani przez sekundę nawet się nad nimi nie zastanowił.
– Dobra, trudno – mruknął speszony David. – Może uda się odzyskać… w co szczerze wątpię – dodał myśląc, że może Judy jako że podejrzewa, kto jest sprawcą, zrobi coś i odzyska pieniądze.
– Kurwa, trudno… – Jamie ironicznie zaśmiał się pod nosem, machając z dezaprobatą głową.
– Dobra, spadam – David się podniósł. – J, młoda spierdoliła. Ty często bujasz się po mieście, zwróć uwagę, ok?  
– Spierdoliła? – Jamie nic nie zrozumiał.
– Tak. Natłukła koleżankę i nawiała, chyba się wystraszyła. Szukam jej od kilku godzin, ale zapadła się jak kamień w wodę. Zaczynam się wkurwiać.
– Nie ma sprawy, rozejrzę się z chłopakami.
– Spoko, dzięki. Trzymaj – David ponownie wyciągnął do niego opakowanie z narkotykiem. – Ładny proszek, z pierwszej ręki – uśmiechnął się dumie.
– Więc dlaczego oddajesz? – zdziwił się przyjaciel.
– Jutro do roboty, a i tak już za dużo zjadłem. Nie chcę, żeby mnie korciło…. choć i tak korci. Zabieraj! – rzekł zdecydowanie David, wciskając paczuszkę w dłoń kumpla.
– W porządku – Jamie się uśmiechnął, był wyraźnie zadowolony z "prezentu”.
Ruszyli do wyjścia.
– J, a nie skręciłbyś mi ze dwóch, trzech? Mi nie za bardzo wychodzi, koślawe to jakieś… kurestwo – zaśmiał się David, zatrzymując się przy drzwiach i pokazując trawkę.
– Nie mam bibułek, chyba, że skoczysz kupić.
– Za dużo zachodu. No nic, trudno, jakoś sobie poradzę – rzekł niepocieszony David, pożegnał się uściskiem dłoni i po chwili siedział już za kierownicą.  
Bez słowa wręczył ciotce marihuanę. Jej mina nie uległa zmianie, aczkolwiek widząc, że zdobył używkę, cień uśmiechu przemknął przez jej twarz.
– Co robimy? – zapytała. – Nocujesz u mnie? Chętnie napiłabym się wódki, tylko… – mruknęła i się zatrzymała.
– Tylko co?! Matka?! – David podniósł głos, spojrzawszy na nią z zupełnym niezrozumieniem. – Olać ją. Napij się, jak masz chęć, nie widzę problemu – warknął, wzburzony.
– Nie, mały, to chyba nie jest najlepszy pomysł…
– Kurwa, ona już swoje wypiła! – krzyknął.
– No ale David, jak to tak? Przecież będzie jej się chciało, nie mogę być taka bezczelna.
– Zrobisz jej drinka i po sprawie – chłopak już się opanował. – Jest w domu, więc mogę odpuścić. Wiem, mam do tego złe podejście, ale co zmieni fakt, że jej dziś nie poczęstujesz? I tak wypije, i tak wypije, jak nie teraz, to przy najbliższej okazji, a tak przynajmniej będzie z nami i będę miał na nią oko.  
– David, ale ja mam chęć wypić z kieliszka, jeśli ją poczęstuje, zaraz się nawali.
– I dobrze. Nawali się, pójdzie spać i nie będzie mnie wkurwiać swoją parszywą gębą – syknął.  
– David…
– To co, do sklepu? – chłopak olał jej niezadowolenie i uśmiechnąwszy się wymownie, w końcu przekręcił kluczyk.
– Tak.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2191 słów i 13130 znaków, zaktualizowała 30 sty 2018.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Fanka

    Kurczę gdzie jest Młoda ? Mam nadzieje ze nic jej nie jest...
    Czekam na kolejną część  :bravo:

    31 sty 2018

  • Użytkownik zabka815

    :bravo:  mam nadzieję że młodą szybko się znajdzie  :P Oczywiście czekam na kolejną część  :kiss:

    30 sty 2018

  • Użytkownik agnes1709

    @zabka815 :kiss:

    30 sty 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Brak mi słów...

    30 sty 2018

  • Użytkownik agnes1709

    @AnonimS Nie wiem, jak mam to odebrać, czyżbym spartoliła? :sad:

    30 sty 2018

  • Użytkownik AnonimS

    @agnes1709 o proszę czyżbym Ciebie czymś zaskoczył? :blackeye:  gdybyś spartoliła to albo bym to napisał wprost albo udawał że nie czytałem. Po prostu nie wiedziałem co napisać żeby nie było to banalne.

    30 sty 2018

  • Użytkownik agnes1709

    @AnonimS :kiss:

    31 sty 2018