Druga strona mgły - Część II - 3

Pośród górskich szczytów wiał silny wiatr, który swoją figlarną mocą, rozpraszał w powietrzu stadka latających ptaków. Nad Dolinę Zapomnienia nadciągały ciemne chmury, które grafitową zasłoną broniły dostępu słonecznych promieni nadziei. W oddali widać było pierwsze błyski zbliżającej się z każdą chwilą burzy. Wśród skał roznosiły się odgłosy gromów, a deszcz zaczynał powoli dotykać pierwszych suchych skrawków lądu. Powietrze przepełniała woń wilgoci oraz resztek unoszącego się gdzieniegdzie pyłu skalnego. Marek powoli, ale stanowczo schodził skalną ścieżką w stronę doliny, gdzie zaczęły dosięgać go pierwsze krople deszczu. Widząc nadchodzącą z coraz większą siłą burzę, chciał schronić się na chwilę, ale poza czarnymi i powykręcanymi drzewami, nie było widać żadnej kryjówki. W pośpiechu nie zabrał ze sobą wielu rzeczy, które pomogłoby mu w wędrówce przez rozszalałą nawałnicę. Smagany wiatrem i deszczem brnął na oślep przed siebie, a pioruny w górze przeszywały coraz śmielej i częściej niebo. Nagle zauważył zapadlisko w ziemi, w które o mały włos nie wpadł. Zajrzał ostrożnie do środka, było tam ciemno jak w nocy. Wyczarował świetlistą kulę, którą z impetem wrzucił do środka, obserwując co się stanie. Zauważył, że wnętrze jest porośnięte mchem oraz znajduje się łagodne zejście na dół. Szalejąca burza targała na wszystkie strony starymi drzewami, a pioruny uderzały coraz bliżej chłopaka. Nie namyślał się zbyt długo i wskoczył do środka dziwnego otworu w ziemi. Schował się pod sklepieniem ze skał przytulając się do miękkiego mchu pokrywającego ścianę. Trzymał jasną kulę przy sobie, aby oświetlić swój ekwipunek, który bardzo szybko pozbierał zanim wybiegł z zamku. Zdążył zabrać miecz, różdżkę oraz lusterko. Zawsze pokazywało mu osobę, którą pragnął znaleźć, więc i tym razem desperacko próbował wywołać postać Jasmin. Niestety na tafli magicznego przedmiotu, ukazywała mu się tylko czarna mgła. Nagle poczuł, że jego zmoczone ubranie, przyprawia go o zimne dreszcze na ciele. Zdjął zmoczoną koszulę, wykręcając ją z wody, powiesił na gałęzi wystającej ze skalnej półki. Przywołał zaklęcie ognia, które sprawiło, że pojawił się blisko niego ciepły płomień. Ogrzewając się w jego pobliżu rozmyślał nad wydarzeniami ostatniego dnia.  

Stanęła mu przed oczami uśmiechnięta sefida, sprzed dnia jej zniknięcia z zamku. Tak bardzo chciał wyruszyć z nią do jej świata i zamieszkać gdzieś daleko, żeby tylko byli oboje razem. W najgorszym koszmarze nie wyobrażał sobie, żeby mogła go zostawić z własnej woli. Pogrążony w myślach osunął się lekko na miękki jak kołderka mech, zamykając oczy nie zauważył kiedy zapadł w sen. We sennej rzeczywistości obudziła go Jasmin, drgnął ze zdziwienia, nie zastanawiając się, że to nie jest jawa.  
- Marku, obudź się.
- To ty? Poszedłem cię szukać, ale nie wiedziałem gdzie jesteś. - odparł zszokowany.
Postać uśmiechnęła się i przytuliła się do chłopaka jak dawniej. Jej długie włosy były tak samo puszyste jak zawsze. Nagle zauważył, że coś wyłania się przed nim z ziemi. Zaczęła ich otaczać czarna mgła, ale dziewczyna zdawała się nie zwracać na nic uwagi.  
- Jasmin wstawaj, coś się dzieje! - krzyczał starając się ją podnieść.
Ona wstała zadowolona i wtem mgła ją zakryła wciągając do środka czeluści.
- Nie! - krzyknął Marek zrywając się cały spocony ze strachu.
Rozejrzał się po wnętrzu kryjówki, ale wszystko było w takim samym stanie, jak przed zapadnięciem w sen. Burza nadal szalała na zewnątrz i słychać było grzmoty. Czarodziej nie czekając dłużej ubierając koszulę na siebie, zbierał się w dalszą drogę, ale ku swemu zdziwieniu zauważył, że ziemia częściowo się osunęła, odsłaniając wejście do groty wewnątrz. Z ciekawości, ale również z lekka obawą, zbliżał się do wejścia. Wziął świetlisty twór, jaki wyczarował gasząc przy tym ogień, wszedł do środka. Zauważył długi tunel wyżłobiony w skałach. Z każdym krokiem prowadził coraz niżej w głąb ziemi. W pewnym momencie zatrzymał się i nasłuchiwał, gdyż zdawało mu się, że słyszy jakieś głuche odgłosy. Zawahał się, czy iść dalej, czy starać się wycofywać. Jednak ciekawość dała o sobie znać.  

Szedł z bijącym mocno sercem, a tunel coraz bardziej się rozszerzał. Ściany skalne pokrywały coraz gęściej dziwne symbole wyryte wokół. Wyglądały jak obcy alfabet, gdyż niektóre znaki się powtarzały. Zastanawiał się jak ktoś lub coś w takich przenikliwych ciemnościach, mogło umieścić ich tu aż tyle. Odgłos, który wcześniej nie dawał mu spokoju, był coraz bardziej wyraźny. Przypominał uderzenia czegoś ciężkiego o kamienie. Natrafił na rozwidlenie dróg, więc nasłuchiwał dalej, z lewej strony dobiegały go niepokojące dźwięki. Podążył ku nim, chwytając w dłoń miecz, który dostał od Koro. W oddali widać było blade światło. Teraz zrozumiał, że ktoś musi tu mieszkać. Wtem zauważył, że zbliża się do niego stwór przypominający wyglądem węża, ale pokryty szarym futrem. Szybko reagując przywołał barierę ochronną i czekał w gotowości z mieczem. Stwór skacząc na niego odbił się od magicznej tarczy. Otrzepał głową, po czym zaczął przenikliwie piszczeć.  
Chłopak zatykając uszy od wysokich dźwięków, nie mógł się skupić na zaklęciu, więc jego bariera rozpłynęła się znikając jak bańka mydlana. Wtedy korzystając z nieuwagi czarodzieja, stwór oplatając się wokoło przerażonego chłopaka, nie pozwalał mu się ruszyć ani na krok.  
- Intruz! - dało się słyszeć wołanie w oddali.
Podbiegli do Marka umorusani i zakurzeni od ziemi ludzie, z bronią i linami. Chciał wypowiadać zaklęcie, żeby się obronić, ale nie zdążył, gdyż coś z tyłu zadało mu tępy cios w głowę i nagle stracił przytomność.  

Ocknął się w całkowitych ciemnościach. Czuł, że ręce i nogi są unieruchomione przez sznury. Niestety próbując się wyplątać z węzłów zauważył, że im bardziej się szarpał, tym bardziej liny zaciskały mu nadgarstki. Czuł przenikliwy chłód na skórze i zapach wilgoci. Prawie zapomniał, że jest magiem i posiada zdolności, które mogą go uratować z tej niemiłej sytuacji, w której się znalazł. Powoli wypowiedział zaklęcie światła, przywołując malutki obiekt, który rozjaśnił pomieszczenie. Znajdował się w wydrążonej w głębi komorze. Na ścianach rosły nieznane mu podziemne grzyby z szarymi kapeluszami i brązowymi kropkami na powierzchni. Z sufitu zwisały powykręcane korzenie, jakby od drzew. Pomyślał, że nie może być zbyt głęboko osadzony, skoro rośliny tu szukają wody. Bardzo bolała go głowa od uderzenia, więc o wiele więcej czasu zajmowała mu koncentracja. Chcąc ratować się przywołał płomień, do którego zbliżył splątane sznurem ręce. Pęta przepaliły się, podobnie uczynił z tymi na nogach. Teraz kiedy nic go nie krępowało postanowił wyważyć prymitywne drzwi od pomieszczenia. Z początku myślał, że łatwo mu to zadanie pójdzie, lecz się pomylił. Płomienie nie robiły żadnej szkody, a drzwi stały tak samo jak na początku. Nie wiedział z czego są wykonane. Próbując je zamrażać, one również ani drgnęły. Niestety silniejsze czary nie wchodziły w rachubę, gdyż mógł poruszyć ziemię na tyle, że groziło mu zasypanie. W tej chwili pozostawało mu jedynie czekać, aż ktoś lub coś do niego przyjdzie. Ogrzewając się przy małym płomieniu usłyszał z oddali kroki. Schował się za drzwiami i nasłuchiwał dalej. Serce mu dygotało w piersi, bo nie wiedział co go spotka. Ktoś włożył klucze i otwierał drzwi. Marek widząc postać wchodzącą do środka, skoczył z impetem na nieznajomego przygniatając go do ziemi. Ten szybko uwolnił się z uścisku zdmuchując jego jedyne światło jakie wyczarował. Zapanował mrok, w którym Marek był bezsilny. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że więżący go nieznajomy potrafił doskonale widzieć w ciemności. Ponownie go związał i tym razem zaczął prowadzić na zewnątrz, przez pogrążony w ciemności korytarz. Czarodziej poczuł, że przekraczają jakiś próg i otwierają się wrota, gdyż słyszał ich skrzypienie. Myślał, że teraz będą chcieli zrobić mu coś złego, w końcu to on wszedł na ich teren nieproszony. Słyszał pomruki wokół siebie, przyśpieszyło mu serce, cały czas był w gotowości do walki o swój byt, czekając tylko na nadarzającą się okazję.  

Wtedy trzymający go na uwięzi odezwał się.
- Przyprowadziłem intruza. Próbował uciec, ale go powstrzymałem.
- Znakomicie, można na ciebie liczyć. - odezwał się dziewczęcy głos.
Marek nie mogąc czekać dłużej odezwał się nieproszony do dyskusji.  
- Wypuśćcie mnie. Nic nie zrobiłem. Dostarczcie mnie na powierzchnię. Tracę tu tylko cenny czas.
- Zamilcz! - krzyknęła nieznajoma władczym tonem. - To my tutaj ustalamy zasady nie ty.
Chłopak usłyszał jak postać zbliża się do niego drobnym, ale zdecydowanym krokiem.  
- Kim jesteś odpowiadaj.
- Jestem czarodziejem, mam na imię Marek. Nie macie prawa mnie tu trzymać.
Nagle poruszyło się w tłumie. Słyszał szepty.  
- Może teraz ja się dowiem, kim ty jesteś. - zwrócił się do nieznajomej.
Postać nic mu nie odpowiedziała. Wtem Marek korzystając z chwili nieuwagi trzymającego go żołnierza, wypowiedział zaklęcie światła, które rozświetliło całe pomieszczenie. Wszyscy obecni słaniali się od blasku zakrywając oczy, jakby ktoś nasypał im do nich piasku. Czarodziej był zdumiony widząc otaczające go postacie. Wśród nich byli zarówno mężczyźni jak i kobiety z dziećmi. Mieli szarą karnację i jasne włosy oraz lekko szpiczaste uszy. Ubrani byli różnie, w ubrania uszyte z materiałów, co przypominały mu nici z sieci pająków.
- Zabierz to światło. Błagam. Porozmawiamy. - wołała dziewczyna zasłaniając rękami oczy.
- Nie. Nic nie widzę w ciemności, a wy na powrót mnie uwięzicie.
- Wszyscy wyjść natychmiast! Zostawcie mnie z nim samą. - krzyknęła dziewczyna stanowczo.
Nikt nie śmiał protestować. Widać było, że postać należy do ważnych. W pewnej chwili poza nim a nieznajomą nikogo już nie było, a wrota zostały zamknięte. Marek przyciemnił światło na tyle, żeby sam widział co się dzieje, a dziewczyna mogła otworzyć oczy.
Zauważył, że pomimo bladego światła wciąż mocno mruży powieki.  
- Porozmawiajmy. Nie chcę od was nic, przyszedłem tu z ciekawości, schroniłem się przed burzą w skalnej zapadlinie i zauważyłem wejście pod ziemię. Jestem czarodziejem i nie mam złych intencji.
- Powiedzmy, że ci nie wierzę. Nikt bez powodu nie wchodzi w głąb ziemi. Wiele razy byliśmy napadani. Wysłali cię na przeszpiegi, tak? Mów.

Chłopaka bardzo denerwowała dziwna dziewczyna. Zdawała się go nie obawiać, a od jej osoby biła duma. Stała przed nim wyprostowana starając się coraz szerzej otwierać oczy. Widział, że łzawią od światła, ale pomimo tego nie dawała po sobie poznać, że ją to porusza.  
- Nie jestem szpiegiem. Spójrz jesteśmy sami, gdybym miał złe zamiary, już dawno zrobiłbym tobie krzywdę. Możesz powiedzieć o co tu chodzi, kto was napada, bo nie rozumiem.
- Nie będę się przed tobą tłumaczyła. Nie znam cię i ci nie ufam, tak trudno zrozumieć?
Marek przypomniał sobie dawne przygody jakie go spotykały. Wiedział doskonale, że z początku fioletowi ludzie również mu nie ufali, ale po pewnym czasie ich przekonał, postanowił i tym razem coś zdziałać.  
- W takim razie poznajmy się. Jeszcze raz się przedstawię. Mam na imię Marek, jestem czarodziejem a ty?- odparł chłopak podając na zgodę rękę.  
Postać odskoczyła w tył, po czym zrozumiała, że to forma powitania, więc podała mu swoją dłoń w podobnym geście.
- Amala, władczyni podziemia i mroku. Chodźcie do środka, nieznajomy przychodzi w pokoju. - zaprosiła swój lud.
Wrota się otworzyły, a sala zapełniła się po brzegi tak jak przed chwilą. Marek zauważył, że tamci nadal zakrywają oczy, chociaż światło było ledwo widoczne.  
- Nie bójcie się to czarodziej. Trafił do nas przypadkiem. Ugościmy go tymczasem, a potem odprowadzimy go na powierzchnię. - wyjaśniła Amala zgromadzonym.
Do chłopaka podbiegły małe dzieci. Dotknęły go i zaraz zaczęły uciekać.  
- Widzę, że jestem tu dla was dziwny. Nawet dzieci się mnie boją. - zażartował.
- Nie dziw im się, nawet nie wiesz ilu wrogów mamy. Pójdź za mną, pokażę ci gdzie będziesz na razie odpoczywał. Tym razem to nie będzie cela.

Chłopak zaśmiał się, próbując rozluźnić atmosferę, ale widział nadal za sobą idących żołnierzy. Pomyślał, że otaczają go bo mają do niego ograniczone zaufanie. Dziewczyna wydawała się tym razem bardziej otwarta. Marek przyglądał jej się uważnie. W bladym świetle obserwował jej ruchy i zachowanie. W pewnym momencie złapał się na tym, że przypomina mu trochę Jasmin po przemianie w sefidę, chociaż miała odmienne od niej uszy. Oczy miała trochę większe, a czarne źrenice zajmowały prawie całe oko. Zdawało mu się to śmieszne, gdyż wyglądało jak u nocnego stworzenia.  
- Mogę o coś spytać? Wy widzicie w ciemności? Przecież tu nie ma światła.
- Naturalnie, nie potrzebujemy go. Bez tego blasku, który przywołałeś widzę wszystko bardzo wyraźnie.
Szli tak jeszcze chwilę, po czym doszli do pomieszczenia, do którego zaprosiła go nieznajoma. Gestem ręki zachęciła do rozgoszczenia się. We wnętrzu było skromnie, ale czysto, nic nie miało kolorów, bo nie były potrzebne podziemnym ludziom. W rogu pokoju stał mały stolik i ustawione zostały siedziska wokół niego, a w drugim kącie wygodne łóżko, również z pościelą utkaną z pajęczych nici. Marek dotknął kołdry, wydawała się gładka i delikatna jak kaszmir, a jednocześnie lekka i ciepła.  
- Niesamowite, z czego robicie te materiały? - spytał, dotykając również poduszki.
- Hodujemy pająki, podbieramy im sieci i tkamy takie cuda. - uśmiechnęła się Amala.
- Twoja sukienka też jest z tego wykonana?
- Sam zobacz. - odparła dziewczyna przysuwając się do czarodzieja. - Dotknij materiału.
Młodzieniec zaczął gładzić dziewczynę po ramieniu, przesuwając ręką po delikatnej jak piórko tkaninie. Nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna bardzo rozgniewany.
- Kto to jest! ? - krzyknął widząc Marka dotykającego Amali.
Chłopak wstał jak oparzony, a ona zarumieniała się. Nagle zauważył, że to co robi wygląda dwuznacznie, więc zabrał rękę jak oparzony. Nieznajomy na widok bladego światła z początku cofnął się mrużąc oczy. Jednak po chwili namysłu rzucił się z pięściami w stronę gościa.  
- Valur uspokój się! Wytłumaczę ci kto to jest. - wołała z przerażenia Amala, próbując ratować sytuację.
Marek w mgnieniu oka by ratować się przed ciosem napastnika uchylił się i rozjaśnił magiczną świetlistą kulę. Władczyni mroku wiedząc wcześniej jak światło oślepia zdążyła na czas przymknąć swoje powieki. Mężczyzna słaniał się po podłodze zakrywając oczy i krzycząc wniebogłosy.  
- Uspokoiłeś się już czy mam nadal świecić? - spytał czarodziej trzymając kulę w ręku.
- Przestań! Wystarczy! - pokrzykiwał Valur, nie mogąc otworzyć swoich czułych na światło podziemnych oczu.
Marek nie wiedział z kim ma do czynienia, ale zrozumiał, że nie wszyscy są mu przychylni. Niestety nie wiedział jak się ma wyplątać z tej niezręcznej sytuacji, w jakiej się przypadkiem znalazł.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2866 słów i 15949 znaków, zaktualizowała 12 paź 2018. Tag: #fantasy

2 komentarze

 
  • dreamer1897

    Można Ci zazdrościć takiej wyobraźni przy opisie krajobrazu i miejsc gdzie dzieje się akcja. Oby Marek nie odkochał się w Jasmin. Widzieć w ciemności i mieć takie pająki dające tak dobre nici na mięciutkie kołdry i ubrania to coś co by mi się przydało. Wielka wyobraźnia i potencjał na niesamowitą serię książek :bravo:

    13 paź 2018

  • AuRoRa

    @dreamer1897 Wyobraźnię każdy ma, bez niej nie powstałoby wiele ciekawych wynalazków. Marek będzie szukał swojej sefidy, to początek jego przygód. Bo to takie specjalne pajączki ;) Dziękuję za budujący komentarz :)

    15 paź 2018

  • dreamer1897

    @AuRoRa Mam nadzieje, że ją odnajdzie całą :)

    15 paź 2018

  • AuRoRa

    @dreamer1897 Nie chce wyprzedzać faktów, ale jeszcze nie tak szybko ;)

    16 paź 2018

  • AnonimS

    Ale masz wyobrażnie. Kapelusz z głowy.  Pozdrawiam

    12 paź 2018

  • AuRoRa

    @AnonimS dzięki, cieszę się, że wciąż potrafię zaciekawić :) Pisze się przede wszystkim dla czytelników.

    12 paź 2018