Życie do góry nogami - cz.38

Życie do góry nogami - cz.38Gdy byłem pod szkołą, zobaczyłem jak Mike i Emma wychodzą razem ze szkoły przytulając się. Od razu zrobiło mi się gorąco. Schowałem się za murek, tak żeby mnie nie zauważyli i uważnie się im przyglądałem. Wyszli przez bramę i szli w stronę parku, a ja cały czas byłem o krok za nimi i czekałem na to co się jeszcze wydarzy. W parku było trochę ludzi, więc mogłem swobodnie chodzić tam, i nie martwiłem się że zaraz mnie zauważą. Usiedli na ławce i zaczęli się obściskiwać. Tak we mnie wrzało, że miałem ochotę podejść tam i tak przylać temu całemu Mike’owi, że by się do końca życia nie pozbierał. Byłem bardzo rozwścieczony, ale dalej czekałem na rozwój wydarzeń. Siedzieli tam i rozmawiali, jednak nie słyszałem o czym, bo byłem za daleko. Nagle zdębiałem, gdy zobaczyłem jak on kładzie rękę na jej policzku i powoli zaczyna ją całować. Już chciałem tam podejść, gdy poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu.  
- Nie rób tego - usłyszałem, i zobaczyłem, że tym który mnie zatrzymał, był Adam.  
Nie miałem siły nic mu odpowiedzieć.  
- Ona nie jest tego warta… – powiedział.
- Jak mnie tu znalazłeś?
- Wychodząc ze szkoły widziałem jak skradasz się za nimi, i wiedziałem, że to nie może przynieść nic dobrego.
- Ale…
- Daj spokój… Odkąd ten gość pojawił się u nas, wszystkie laski świrują na jego punkcie… Nawet Emma…, a najgorsze jest to, że to właśnie ona wpadła mu w oko, i ją omamił…
- Zabiję go…
- Nie warto… Zostaw ich… Szczerze mówiąc nie rozumiem jak Emma mogła ci to zrobić… Przecież tyle dla niej zrobiłeś… uratowałeś jej życie… Przecież ona tak się martwiła o ciebie i się tobą opiekowała, a teraz coś takiego… Zmieniła się przez niego…
- Ale co mam robić…
- Sama dostanie nauczkę. Znam takich gości, omami ją, a po kilku tygodniach rzuci, i wtedy sama wróci do ciebie na kolanach…
- Nic już nie wiem…
- Chodź odprowadzę cię, do domu, musisz odpocząć… - i Adam odprowadził mnie, a ja zaraz po wejściu do domu, rzuciłem się na łóżko i zacząłem ryczeć jak małe dziecko. To tak cholernie bolało… Jak ona mogła mi to zrobić… Przecież przez tyle razem przeszliśmy… A tu nagle pojawia się jakiś Mike, nie wiadomo skąd i od tak się z nią całuje… Leżałem tak płacząc, ale przypomniałem sobie że przecież mam jeszcze dzisiaj zajęcia z Amandą. Otarłem łzy, przebrałem się i wyszedłem z domu. Miałem jeszcze trochę czasu, więc szedłem sobie wonnym krokiem i rozmyślałem o tym co się wydarzyło. Cały czas nie dawało mi to spokoju… Przecież to kompletnie do niej nie pasuje… Gdzie podziała się ta kochająca, czuła, troskliwa Emma… I tak rozmyślając trafiłem pod sam szpital. Przeszedłem tą żmudną drogę szpitalnymi korytarzami i znalazłem się pod gabinetem Amandy. Posiedziałem kilka minut, i zaraz otworzyły się drzwi i zostałem zawołany.  
- Hej Max – powiedziała uśmiechając się Amanda.
- Hej – odpowiedziałem, i tym razem pomimo tego że dostrzegłem uśmiech na jej twarzy, moja nadal była posmutniała.
- Coś się stało? Tak smutno wyglądasz…
- Nic takiego…
- Znowu chodzi o twoją dziewczynę?
Nic jej nie odpowiedziałem dojąc jej do zrozumienia że tak.
- Zaraz, ty płakałeś? – powiedziała Amanda, przypatrując się moim oczom.
- Może… - odpowiedziałem, spuszczając głowę.
- Co ona ci zrobiła?
- Pamiętasz co ci opowiadałem ostatnim razem?
- Tak, pamiętam.
- Pocałowali się…
- Co?!
- Mhm…
- Jak ona mogła ci to zrobić?!  
I znów nic nie mówiąc spuściłem głowę.
- Max… Proszę nie smuć się… Nie obraź się, ale ona jest głupia… Przecież jesteś wspaniałym chłopakiem, ryzykowałeś dla niej nawet życiem…  
- Mhm… - mruknąłem.
Zaczęliśmy zajęcia i Amanda cały czas próbowała poprawić mi humor. Z jednej strony cieszyłem się, że komuś jednak zależy, żebym nie był smutny, ale z drugiej, nie mogłem przestać myśleć o ich pocałunku… Po zajęciach, gdy miałem już wychodzić, usłyszałem:
- Max, zaczekaj! – zawołała Amanda.
- Tak?
- Ja też już kończę, i wyjdziemy razem, co ty na to?
- Dobrze – odpowiedziałem.
Poczekałem na nią, aż się przebierze i zeszliśmy na dół. Gdy miałem iść w stronę domu, Amanda zaprosiła mnie jeszcze do kawiarenki obok. Początkowo nie miałem nastroju, i chciałem już wracać, ale namówiła mnie.
Gdy siedzieliśmy tam już powiedziała:
- Max, przepraszam, że się wtrącam w twoje sprawy, ale uwierz, że też nie mogę tego znieść…
- Jesteś dla mnie jak przyjaciółka…
- Miło to słyszeć – odpowiedziała uśmiechając się.
- Teraz chyba tylko tobie mogę ufać…
- Na pewno masz jeszcze wielu przyjaciół, a wracając do tego nieszczęsnego wydarzenia, powiedz mi, ona wcześniej też taka była?
- Nie, była kochana, była idealną dziewczyną, a teraz po pojawieniu się tego Mike’a zaczęła latać za nim, jak i inne dziewczyny…  
- Ona zachowuje się jak dziecko… Zobaczyła jakiegoś przystojnego chłopaka i już trzeba się za nim uganiać. Inne niech się uganiają, a ona ma chłopaka to po cholerę łazi z nimi…
- Masz rację, ale ona tego chyba nie rozumie…
- Jejku, nie mogę patrzeć jak tak cierpisz… Tak bardzo chciałabym ci pomóc, tylko jak?
Nic nie odpowiedziałem, tylko spojrzałem się na nią na chwilę, i spuściłem głowę, wtedy wstała i usiadła obok mnie na kanapie, i przytuliła mnie.  
- Jesteś kochana wiesz? – powiedziałem.
- Tak, tak, mój chłopak ciągle mi to mówi.
Nie zdziwiłem się na te słowa, bo wiedziałem, że tak śliczna dziewczyna i w dodatku z takim charakterem, musi mieć chłopaka.  
- Mam nadzieję, że chociaż ty jesteś szczęśliwa.
- Ej, nie mów tak… proszę…
- Powinienem już wracać - powiedziałem.
- Zaczynało się robić ciemno i po wyjściu z kawiarenki pożegnałem się z Amandą i poszedłem w stronę domu. Proponowała, że mnie odprowadzi, ale postanowiłem, nie zawracać jej już głowy, i podziękowałem za dobre chęci. Gdy dotarłem do domu, mama przekazała mi że dzwoniła Emma. Na sam dźwięk tego imienia, zrobiło mi się smutno, i mama to zauważyła. Próbowała dopytać co się stało, jednak uniknąłem odpowiedzi. Poszedłem do siebie i znów wylądowałem na łóżku. Leżałem tak słuchając dołującej muzyki i popłakując i nagle zadzwonił mój telefon. To była Emma… Nie odebrałem. Dzwoniła kilkanaście razy, lecz ja wpatrywałem się tylko w dzwoniący telefon., bo nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Później napisała smsa "Co się stało, czemu się nie odzywasz?”. Zdołowałem się jeszcze bardziej. Po tym wszystkim miała czelnośc pytac się jeszcze co się stało?
Miałem dość… Otworzyłem swoją szufladę, i na jej dnie znalazłem to czego szukałem. Małą żyletkę… Usiadłem na łożku i płacząc zrobiłem kilka cięć, i wpatrywałem się w sączącą się krew. Nie miałem siły już na nic, to wszystko mnie przygniatało… Za chwilę znów usłyszałem dźwięk telefonu. Podszedłem i przeczytałem smsa...


**************************************************************

Nie wiem, kiedy będzie następna część, ale najprawdopodobniej po świętach, mam nadzieję że wytrzymacie <3

matti3312

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1406 słów i 7391 znaków.

3 komentarze

 
  • Vessene

    ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ :<

    14 kwi 2014

  • lula

    myslalam ze era zyletek juz przeszla...ale chlopaka mi szkoda:(

    13 kwi 2014

  • vxv

    Idealne ;))

    12 kwi 2014