Nowy początek. Cz. 35

Popatrzyłam na niego dużymi zdziwionymi oczami. Po co on to mówi?  Nie to nie możliwe. Przecież to typ biorę co chce a później zadzwonię. Moje 5 minut też się skończy. A ja. Co zrobię? Boże dlaczego moje życie jest takie skomplikowane. Sama nie wiem czy lepiej jest tak jak jest. Sex i mile spędzony czas. Czy ja potrzebuje czegoś więcej? Chyba nie.  
- Uważaj bo wypowiedziane słowa mają dużą siłę.  
Niebieskooki zmarszczył śmiesznie czoło i przymrużył oczy.  
- Staram się nie rzucać słów na wiatr.  
Zrobiło się jakoś dziwnie. Kurwa ja to zawsze muszę się odezwać. I zjebać romantyczny nastrój. Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy woda jest ciepła i przyjemnie masuje moje obolałe mięśnie. W pewnym momencie Jamie złapał mnie za ramiona.  
- Nie śpij maleńka bo mi się utopisz.  
- Yhm…  
Ale oczy były zbyt ciężkie. Nagle moje ciało się unosi a ja czuję chłód. Jego silne ramiona i ręce sprawnie mnie trzymają i kierujemy się chyba do sypialni. Więcej już nic nie pamiętam odpłynęłam do krainy Morfeusza.  
Otwieram oczy panuje ciemność. Gdzie ja jestem. Mrugam szybko żeby oczy się przyzwyczaiły. W łóżku jestem sama ale widać że ktoś tu jednak spał. Przytuliłam twarz do poduszki te perfumy. Jamie. Zerwałam się z łóżka i odsłoniłam rolety. Teraz stoję naga i podziwiam piękny zimowy krajobraz. Nie ma dużo śniegu w dolinie wcale ale na szczytach jest go masa. Ciekawe czy można gdzieś tu pojeździć na desce. To przydało by się ubrać. Moja torba jest tam gdzie ja zostawiłam. Wybieram bieliznę, leginsy i jakaś podkoszulkę. Biorę kosmetyczkę i idę do łazienki. Szybki prysznic z tego co widzę to okres już się skończył. Moje myśli od razu podążają do Jamiego i jego nagiego ciała. Gdy jestem już ogarnięta zchodzę na dół. W salonie na sofie siedzi Jamie. I ogląda wiadomości. Co za widok codziennie mogła bym go oglądać. Jak siedzi na boso w dresach i obcisłej bokserce. Składam się cichutko bo wydaje mi się że nie wie ze zeszłam na dół. Gdy mam już go wystraszyć. On się gwałtownie obraca i krzyczy.  
- Buuu!
- O Jezu! Ale mnie wystraszyłaś.  
- Też chciałaś mnie wystraszyć. Poległaś od własnej broni.  
Zaczął się śmiać. Podniósł się i podszedł do mnie bardzo powoli. Założył mi pasemko włosów  za ucho. Uśmiechnął się i pocałował tak delikatnie jakby mnie motylek musnął swoimi skrzydełkami.  
- Dzień dobry księżniczko.
- Lepsza księżniczka niż mała.  
- Zawsze może być mała księżniczka.  
- O nie… zlituj się. Nie jestem taka mala.  
- Przy mnie tak.  
- Kazał Ci ktoś być tak wysokim?  
- Hehe nie lubisz wysokich facetów?  
- Lubie bo mogę nosić zabójczo wysokie szpilki a i tak nie będzie niższy niż ja.
- O Ty wiedźmo. Zawsze jakaś korzyść dla Ciebie.  
- No ba trzeba się umieć ustawić w życiu. A teraz już mi tu nie marudź. - - Tylko śniadanie może jakieś byśmy zrobili?  
- Śniadanie masz w kuchni ja już jadłem. Teraz w sumie już pora obiadowa.  
Faktycznie zegar w salonie pokazywał druga popołudniu. W sumie nie jestem zbyt głodna. Ale idę sprawdzić co mi zrobił na śniadanie. W kuchni na stole mam bułki z mnóstwem warzyw chyba wszystko co było w lodówce.  
- Zrobić Ci herbaty?
- Już śniadanie mi zrobiłeś sama zrobię. Tez chcesz?
- Tak  ale to ja ją zrobię.  
- Ale uparty jesteś.  
- Nie prawda.
- Tak. Wiec co to jest?  
- Troska. Kto inny ma zadbać żeby niczego Ci nie brakowało?
Zatkało mnie. Jego głos nie brzmiał tak jakby te słowa wypowiedział jako żart.  
- Jestem dużą i niezależna. Ale dziękuję. Z cytryna i dwie łyżeczki cukru poproszę.
- Robi się księżniczko.  
Wariat przecież mam imię. Może go nie lubi ale w sumie kiedyś mówił że to śliczne imię. Zjadłam kanapki wypiłam herbatę w ciszy zaglądając w okno. Jamie też nic nie mówił. Ale to nie było nic złego. Ta cisza była wyjątkowa ja i on sami w pięknym domu. Z kubkiem herbaty. Zapatrzeni w piękny krajobraz za oknem.  
- Chce żeby ten wyjazd nigdy się nie kończył.  
Powiedziałam to na głos. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- Zawsze możemy tu wracać.  
- Tak wiem. Ale tu jest tak inaczej. Spokojnie tylko góry i my. Zero problemów, ludzi który czekają aż się potkniesz żeby jeszcze Cię dobić.  
- Masz rację. Ale ludzie zawsze tacy są. Tylko nie liczni podadzą Ci rękę i pomogą. Ale musisz być ponad to wszystko.  
- Ten rok jest pełen zmian. Moje życie się wywróciło do góry nogami.  
- Ale teraz już chyba powoli wraca do normy?
- Tak mam prace mam gdzie mieszkać jest ok.  
-Masz ochotę pojeździć na nartach?  
- Narty nie ale deska.  
-O proszę myślałem że będę musiał Cie uczyć jeździć. A tu taka niespodzianka.  
- Nie raz jeszcze Cie zaskoczę.  
- Mam nadzieje. Nie będę się przy tobie nudził.  
Pobiegłam na górę ale w torbie nie miałam żadnych ciuchów. Nadających się na deskę.  
- I co teraz.  
- Co się stało maleńka?  
- Nie mam żadnych ciuchów na deskę.  
- Masz, otwórz szafę.  
Popatrzyłam na niego zdziwiona.  
- No już rusz swój tyłeczek jeśli chcesz jeszcze dziś jechać na stok.  
W szafie wisiał limonko wy kombinezon i tego samego koloru boty i deska.  
- Jesteś cudowny. Wiesz?
- Mów mi tak dalej.  
Stanął za mną i mnie przytulił.  
- A teraz ubieraj się i jedziemy. Bo za cztery godziny będzie ciemno.  
- Dobrze szefie.  
Zasalutowałam i zaczęłam się śmiać. Przebrałam się w kombinezon był dopasowany ale nie krepowało mi ruchów. Buty oczywiście mój rozmiar. A deska perfekcyjnie przygotowana do jazdy. Gdy zeszłam na dół niebieskooki już stał w salonie w ciemno niebieskim kombinezonie. Wyglądał cudownie nawet w pechowym dużym ubraniu. Widać było jego świetna sylwetkę, szerokie ramiona, szczupłe wysportowany nogi. No i ta pupa. Miodzio jest cudowny i tylko mój. Przynajmniej na razie.

Badgirl25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1119 słów i 5906 znaków.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część jak zawsze czekam na next. :) :*

    11 sie 2016