JW Agat Rodział VII

Michał cofnął się, lekko zaskoczony wściekłością Marty, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, drzwi ponownie się otworzyły i wpadła przez nie jedna z ich uczennic. Ledwo łapała dech, więc musieli chwilę poczekać aż będzie w stanie mówić.
- Pani kapitan, panie majorze, doktor garnizonowy prosi państwa do siebie. Chyba chodzi o Dawida, bo nikt z nas nie jest chory – wystękała w końcu. Marta spojrzała zaskoczona na partnera, ale ten tylko kiwnął lekko głową, więc oboje ruszyli za dziewczyną. Po kilku minutach wpadli do skrzydła szpitalnego. Porucznik, jako niższy od nich obojga stopniem, pierwszy im zasalutował, a następnie poprowadził ich do swego gabinetu. Po drodze, Marta zerknęła na leżącego na szpitalnym łóżku chłopaka, ale ten patrzył twardo w sufit. Zmartwiona tym weszła za mężczyznami do pokoju.
- Co się dzieje, doktorze? – zapytał natychmiast major, zamykając za Martą drzwi.
- Siadajcie państwo. – mężczyzna wskazał im krzesła naprzeciw swojego biurka, a sam usiadł za nim. – Co wiecie państwo o swoim podopiecznym, Dawidzie?
- Szczerze to tylko to, co z jego akt. Oboje nie mieliśmy z nim wcześniej styczności – powiedziała Marta. – Dlaczego pan pyta?
- A czy wiecie coś na temat jego rodziny?
- Tak, rodzice są bardzo twardzi, ojciec prowadzi rodzinę twardą ręką.
- Twardą ręką, hmmm, ja nazwałbym to zupełnie inaczej. Według mnie, ten mężczyzna jest tyranem. Sadystą wręcz.
- Chce nam pan powiedzieć, poruczniku, że chłopak był bity? – zapytał Michał, wymieniając ze swoją partnerką zaniepokojone spojrzenia.
- Bity? O nie! Katowany. Przypuszczam, że również na tle psychicznym.
- A seksualnym?
- Nie. To z całą pewnością mogę wykluczyć. Chłopak posiada wiele śladów świadczących o poważnym biciu go, lecz w takich miejscach, by nie było tego widać. Godzinę temu uśpiłem go i pozwoliłem sobie wykonać zdjęcia owych śladów, bowiem niektóre zaczynają już znikać, więc byłoby dobrze, gdyby zostały udokumentowane, ponieważ, jak państwo się domyślają, będę musiał to zgłosić policji.
- A dlaczego pan go uśpił, poruczniku? – zapytała zaskoczona jego słowami kobieta.
- Ponieważ on nie wyraził na to zgody, ale że jest niepełnoletni, jego słowa na niewiele się zdadzą. Niestety zamknął się w sobie i nie chce rozmawiać. Ewidentnie boi się ojca.
- Może ja spróbuję z nim porozmawiać? – zaproponował nagle major.
- Bardzo proszę, lecz obawiam się, że marny wasz trud, majorze.
Piętnaście minut później, Masters powrócił zrezygnowany do gabinetu.
- Chyba trzeba będzie wezwać do niego psychologa. Zaciął się, nie chce z nikim rozmawiać.
Marta smutno wpatrywała się w okno.
- Poruczniku, czy mógłby mi pan udostępnić te zrobione przez siebie zdjęcia? Chciałabym porozmawiać z pułkownikiem, pokażę mu je i może razem coś wymyślimy.
- Pani kapitan, czy chce pani, abym towarzyszył w tej rozmowie? – lekarz wyglądał na lekko podenerwowanego.
- Na razie nie.
  
Kilkanaście minut później, po przebraniu się w mundur polowy, weszła niepewnie do gabinetu dowódcy. Mężczyzna powitał ją miłym uśmiechem i gdy zasalutowała mu, machnął tylko niecierpliwie ręką, by siadała.
- Co się stało, pani kapitan? Bardzo nagle chciała się pani ze mną spotkać. Coś z uczniami?
- Niestety, ale całe szczęście, tylko z jednym. Obawiam się jednak, że jest to bardzo poważna sytuacja – odparła szczerze i wdała się w szczegółowy opis całej sytuacji. Pokazała zdumionemu mężczyźnie zdjęcia wykonane przez lekarza. Ten, gdy tylko na nie spojrzał, wydał okrzyk grozy.
- Matko Przenajświętsza! I pani mówi, że jego ojciec jest tylko dyrektorem banku? Na pewno? Bo mnie wygląda to na robotę byłego żołnierza. Rany i sposób w jaki zostały one zadane wyglądają raczej na robotę fachowca… Niemniej jednak trzeba będzie pomóc chłopakowi, bowiem najwyraźniej nikt z jego rodziny nie jest w stanie udzielić mu wsparcia. Ściągniemy tu psychologa, by do niego jakoś dotarł, a później zawiadomimy prokuraturę i jego szkołę. Myślę, że policję możemy sobie darować, bo mamy większe możliwości niż oni. Nawet, gdyby doszło do przeszukania jego domu rodzinnego, to myślę, że możemy zwrócić się z tym o pomoc do Żandarmerii Wojskowej lub sami to rozwiążemy.
Marta kiwnęła głową i zapatrzyła się w okno. Ciągle padało.
- Martwi się pani o niego – powiedział nagle Drumowicz. – Tyle, że według mnie nie jest to zwykłe zmartwienie o ucznia… Pani kapitan, proszę wybaczyć to bardzo osobiste pytanie, ale czy ten młody chłopak coś dla pani znaczy?
- Pułkowniku, proszę sobie ze mnie nie żartować – prychnęła. – Kiedy pan chce go przesłuchać?
- Myślę, że dopiero jak wyjdzie ze szpitala. Oszczędzimy mu dodatkowych stresów, niech się najpierw wyleczy… Pani kapitan, mam dla pani radę… Proszę zważać na jego młody wiek.
- Pułkowniku, co..?
- Możecie już odejść, Borkowicz. I dajcie swym uczniom odpocząć dzisiaj i jutro – przerwał jej szybko. Odwrócił wzrok. To była wyraźna odprawa.
Lekko zdezorientowana słowami pułkownika o Dawidzie, wyszła na korytarz. Skierowała się ku pokojowi majora Mastersa i w krótkiej rozmowie przekazała mu to, co powiedział jej dowódca na temat dania uczniom wolnego. Po tym oboje poszli zawiadamiać kadetów o wolnych dniach. Wywołało to natychmiast dziki entuzjazm młodzieży, który trwał nie dłużej niż pól godziny niestety. Wtedy też deszcz wzmógł się, a niebo przecięły pierwsze błyskawice. Gwałtowna ulewa i burza trwały niemal aż do północy. Nie było to fajne, bo rozeźleni uczniowie zaczęli buszować po jednostce, coraz bardziej przeszkadzając odpoczywającym żołnierzom i oficerom. Marta z Michałem mieli więc pełne ręce roboty. Pomimo cholernego zmęczenia, kobieta zasnęła dopiero o trzeciej nad ranem. Wstała późno, wściekła, że spóźni się na śniadanie dla oficerów, które zawsze odbywało się później niż dla reszty jednostki. Niczym wichura wpadła na stołówkę. Zziajana dobiegła do okienka i praktycznie w ostatniej chwili zdążyła odebrać swoją porcję śniadania. Zrobiła sobie szybko dwie kanapki, chwyciła w drugą rękę kubek z ciepłą herbatą i ruszyła na obchód tych pomieszczeń, których nie miała jeszcze szans zwiedzić z powodu natłoku obowiązków. Czas aż do obiadu spędziła w cudnej siłowni, gdzie niestety była jedyną kobietą, więc mężczyźni ćwiczący tam wraz z nią, starali się jej przypodobać, prezentując podnoszenie coraz to cięższych sztang. W końcu rozeźlona tymi szczeniackimi popisami zwinęła się stamtąd. Obiad zjadła w roztargnieniu, od czasu do czasu tylko odpowiadając majorowi, który też wyglądał na lekko podenerwowanego. Później niczym zwykła nastolatka zaszyła się w swoim pokoju, wzięła książkę, koc bo było dość chłodno z powodu wczorajszego deszczu i załączyła iPoda, dosłownie odpływając w świat muzyki i słów.
Można powiedzieć, że ze swoistego letargu ocknęła się dopiero pod wieczór. Wyłączyła muzykę, którą się raczyła, wygrzebała spod koca i wyszła z pokoju. Podeszła pod drzwi jej współpracownika i stosunkowo nieśmiało zapukała. Otworzył jej ubrany w luźny podkoszulek i dresy.
- Możemy porozmawiać? – zapytała cicho. Bez słowa wpuścił ją do środka. – Co planujesz na jutrzejszy dzień dla uczniów?
- A co byś chciała zobaczyć?
- Pomyślałam, że można ich rano zabrać na tutejszą pływalnię, a po obiedzie na siłownię.
- Całkiem dobry pomysł. A na tej pływalni to konkretne jakie ćwiczenia proponujesz?
- Ciche podpływanie do przeciwnika, nurkowanie z pełnym osprzętem, pływanie na czas, zapasy w wodzie… Standardowe ćwiczenia GROMU.
- No może być to dla nich ciekawe doświadczenie – zauważył.
- Ciekawe byłoby, gdybym mogła ich zabrać do mojej jednostki… Od piątku przez tydzień zostawiam tobie dowództwo nad grupą, ty ich trochę poszkolisz, a ja się poprzyglądam.
- Dobrze, będziesz zmieć podstawę, by mnie ocenić.
- To raczej ty powinieneś oceniać mnie, jako że jestem tu gościem.
  
Dawid wyszedł ze szpitala tydzień później. Faktycznie rozmawiał z psychologiem, którego ściągnął pułkownik, lecz nie miał na razie pojęcia o szykowanym przesłuchaniu. W tym celu Drumowicz porozumiał się z prokuraturą okręgową w Gliwicach oraz z dyrekcją liceum, do którego uczęszczał chłopak. Spotkanie miało się odbyć w niedzielę, bowiem był to jedyny wolny od zajęć dzień. Gdy o wyznaczonej godzinie w gabinecie dowódcy zebrało się następujące grono: psycholog szkolny, psycholog przesłuchujący Dawida w czasie jego pobytu w szpitalu, lekarz garnizonowy, dyrektor liceum, wychowawca i prokurator oraz obydwu dowódców grupy, do której w czasie obozu należał młody chłopak, pułkownik nakazał Marcie sprowadzenie go. Idąc z nim na spotkanie, zauważyła nagle, że chłopak wygląda, jakby miał za chwilę zemdleć. Zatrzymała go więc w połowie drogi i zapytała łagodnie:
- Co jest, młody? Czemu jesteś taki smutny?
- Powiesz mi dlaczego pułkownik chce się ze mną widzieć?
- Chce zadać ci kilka pytań.
- Chodzi o te moje siniaki? Dlatego nasłał na mnie tego psychologa?
- Dawid. Nikt nikogo na ciebie nie nasyłał, po prostu martwiliśmy się wszyscy o ciebie, bo zamknąłeś się w sobie. Przykro było patrzeć na ciebie, z nikim nie chciałeś rozmawiać, byłeś przybity… A co do tych siniaków, to dobrze wiesz, że nie tylko o nie nam chodzi. Masz na ciele dużo innych ran… Chcemy ci pomóc, twojemu ojcu nie może to ujść na sucho. On cię w końcu zakatuje!
- Za rok skończę osiemnaście lat, wtedy nic nie będzie mógł mi zrobić! Zabiorę od niego Paulinę i zamieszkamy gdzieś razem.
- Gdzie? Zastanawiałeś się nad tym? Wiesz ile trwa proces sądowniczy, by twoich rodziców pozbawili praw, a przyznali je tobie? Chłopie, zacznij logicznie myśleć!
Chłopak popatrzył na nią smutnym wzrokiem i powoli osunął się na podłogę. Usiadł w kucki i złapał się za głowę.
- On mnie zabije, gdy się o wszystkim dowie! Skrzywdzi Paulę!
Uklękła przy nim.
- Boisz się ojca?
- Jak diabli! To tyran jest!
- Dawid, posłuchaj mnie uważnie. Nie pozwolimy, by zrobił wam jakąkolwiek krzywdę. – położyła mu delikatnie dłoń na zaciśniętej pięści. – Musisz być silny. Dla swojej siostry. Tylko z twoją zgodą będziemy mogli zadziałać jakoś konstruktywnie. Teoretycznie, to nawet nie musimy się pytać ciebie o zgodę, bo nie osiągnąłeś jeszcze pełnoletności, ale chcemy to zrobić z twoim błogosławieństwem. Nie przeciwko tobie, rozumiesz?
- Jesteś dla mnie taka dobra – mruknął. – Obiecaj mi, że nie pójdę do Domu Dziecka!
- Zrobimy, co tylko będziemy w stanie, by się tak nie stało.
- Wejdziesz na tą rozmowę razem ze mną?
- Jestem tutaj twoim dowódcą, więc muszę tam być… A teraz powstań, żołnierzu! Na swym ramieniu nosisz polską flagę, nie bądź więc mazgajem! Tam nikt cię nie skrzywdzi!
Jeszcze chwila minęła, zanim wreszcie podniósł się i z zaciętą miną ruszył obok swej opiekunki.
Gdy wreszcie weszli do gabinetu, Dawid znów wyglądał, jakby miał ochotę stamtąd jak najszybciej uciec, więc by dodać mu otuchy, Marta położyła mu dłoń na ramieniu.
Przesłuchanie trwało prawie cztery godziny. Opisy tego co robił mu ojciec w razie nieposłuszeństwa, czy złych ocen, wstrząsnęły nawet twardymi żołnierzami. Marta z trudem starała się ukryć łzy.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2088 słów i 11758 znaków, zaktualizowała 3 lut 2017.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto