- Nie no, skąd! Po prostu nie mieliśmy w planach żadnych gości, chcieliśmy ten dzień spędzić w trójkę, ale dla tak znamienitych ludzi zrobimy wyjątek — powiedział Dawid, podchodząc do grupki i witając się z nimi serdecznie. - Wchodźcie, śmiało. Ale zrobiliście nam niespodziankę!
Wśród ogólnej wesołości wszyscy przemieścili się do salonu, gdzie porozsiadali się wokół niewielkiego stoliczka, a Marta z Dawidem naprędce zaczęli znosić naczynia i przekąski, zarówno te swoje, jak i przyniesione przez przyjaciół. W krótkim czasie udało im się dokumentnie zastawić stolik. Strzelił pierwszy korek od szampana, reszta alkoholi wylądowała w lodówce, w celu osiągnięcia odpowiedniej temperatury.
Zapowiadał się cudny wieczór...
- No... To opowiadaj... Co się z tobą działo po szkole? Mieliśmy tam jakieś przecieki, ale wszystko to zbladło gwałtownie w obliczu ostatnich wydarzeń — zagaił Maciek tuż po spełnieniu toastu, odstawiając pusty kieliszek po szampanie.
- Jak sami wiecie zostałem ojcem, więc musiałem się zająć domem. Wpadłem na pomysł, by iść do lotnictwa, bo tam jakoś mnie bardziej ciągnęło, niż do piechoty. Marta zaaprobowała ten pomysł i od kilku lat jestem pełnoprawnym pilotem myśliwca MiG... Dwa lata po przystąpieniu do lotnictwa, podobnie jak Marta, brałem udział w misji w Rumunii. Niestety tam nie wszystko poszło zgodnie z planem. Mój samolot został strącony, a mnie, pomimo tego, że się katapultowałem, musieli ochraniać żołnierze z ziemi - zaczął opowiadać, w palcach obracając kieliszek. Marta siedziała obok niego, z głową wspartą na jego ramieniu. - Trafiłem do szpitala, przeszedłem operację, dość trudną i na całe szczęście znów jestem z rodziną. - słuchacze momentalnie wyczuli dławiące go emocje, gdy głos zaczął mu się lekko łamać.
- Marta, a ty się nie bałaś, że on tego nie przeżyje? - zapytała Ola, patrząc na swoją byłą instruktorkę z Agatu.
- Jak cholera się bałam — odparła szczerze pani major, patrząc surowo na małżonka. - Całe szczęście dla niego, że posiada ten swój urok osobisty, bo inaczej, bym go zatłukła tuż po odzyskaniu świadomości! - warknęła, mierzwiąc mu mocno włosy.
Młodzieniec natychmiast się do niej wyszczerzył. Chociaż był już dorosłym mężczyzną i doświadczonym lotnikiem, to przez wciąż jeszcze stosunkowo młody wiek, trzymały się go szczeniackie żarty, które totalnie rozbrajały Martę.
- A jak radzicie sobie z wychowywaniem Nadii?
- I Michała — odparła ze śmiechem Marta.
- Proszę?
- I Michała — powtórzyła. - Mamy jeszcze synka.
- O matko! To niezły sajgon... Ej, nazwaliście go po Mastersie?
Dawid natychmiast sponurzał i mocno zacisnął szczękę. Marta jednakże nie dała się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, choć stwierdzenie to dość mocno ją zakuło.
- Nie — odparła, kładąc rękę na ramieniu męża. - Po moim wujku, do którego mam mnóstwo szacunku i dzięki któremu mój ojciec przestał się nade mną znęcać, gdy byłam nastolatką.
- Aha... Spoko. No więc, jak wy sobie dajecie radę z dwójką dzieci?
- Czasami naprawdę nie jest łatwo. Marta ma lekkie ulgi w jednostce, żadko kiedy zostaje na noc, z zasady bywa wieczorami w domu, by położyć dzieci spać. Z moim grafikiem jest gorzej, bo bywa, że nie wracam do domu przez kilka dni... Dzieci mają nianię, którą na szczęście bardzo lubią, więc nie jest źle — wyjaśnił Dawid, uspokoiwszy się już.
- Tak, a na dodatek teraz w jednostce chcą mnie przenieść za biurko, w związku z czym zaczęłam studia oficerskie on-line, więc przynajmniej to nie zabiera mi jeszcze więcej czasu — dodała Marta, pochrupując orzeszki w panierce... A w ogóle to czemu, Maciek, pytasz?
- Bo jestem w związku z pewną genialną dziewczyną, jesteśmy już nawet zaręczeni, chcemy się pobrać, założyć rodzinę, ale jednocześnie myślę nad wstąpieniem do Agatu.
- Czemu akurat tam? - zainteresował się Dawid.
- Chyba głównie dlatego, że bardzo miło wspominam cały pobyt tam. Z tym miejscem wiąże się tyle miłych wspomnień... Te nocne zaprawy, taplanie się w błocie, ten dziesięciokilometrowy bieg, po którym popadaliśmy, jak muchy. Nieźle nami wtedy oraliście razem z Mastersem... Jakoś do tej pory nie mogę uwierzyć, że facet został skazany na karę śmierci...
- A ja wcale nie żałuję, że tak się stało. Cieszę się wręcz. Przynajmniej teraz oboje mamy pewność, że ten skurwysyn nie będzie nam dalej bruździł — mruknął Dawid, obejmując mocno Martę.
- Stary, ja wiem, żeś miłością do niego nigdy nie pałał, no ale weź... Facet już nie żyje — odezwał się Tomek.
- A wiesz przynajmniej, dlaczego nie żyje? - zainteresowała się Marta, ale jej głos nie był delikatny, był cierpki, jakby dopiero co wypiła beczkę dziechciu.
- Nie dokładnie. Słyszałem tylko, że w związku z jakąś niesubordynacją w czasie konfliktu wojskowego czy coś w tym rodzaju.
- Yhm. Coś w tym rodzaju... Dopuścił się zdrady kompanów na rzecz Rosjan, a także w ich imieniu torturował towarzyszy broni. Podejrzewam, że tak for fun, bo żadnych informacji z nich nie wydobywał.
- Żartujesz!... - szepnęła Ola, zakrywając sobie usta dłonią w ciężkim przerażeniu.
- A czy ja według ciebie wyglądam na taką, która żartuje sobie z tak poważnego tematu?
- No... Nie...
- No właśnie. Poza tym Masters dopuścił się wtedy jeszcze jednego haniebnego czynu.
- Jakiego? - zapytał Maciek.
- Gwałtu na kompanie — wyjaśnił Dawid, zgrzytając zębami, a w jego oczach można było dostrzec mord.
- Kurwa... Ale na kim?
- Na mnie — powiedziała Marta spokojnie. W salonie na naprawdę dłuższą chwilę zapadła niezmącona niczym cisza. Przerwał ją w końcu wstrząśnięty Maciek:
- O ja pierdolę! Nie dziwię się już w takim razie, że tak na niego reagujecie... Marta, przepraszam, nie miałem pojęcia...
- Rozumiem... Nie martw się tym — uśmiechnęła się do niego smutno.
- I tak przepraszam... Was oboje.
- Przestań już, ok? - mruknął Dawid, wyczuwając jak bardzo spięła się jego ukochana.
- Ok... A więc... Braliście udział w całej akcji na Białorusi, tak?
- Tylko ja. I to też w niecałej. Marta zbierała się psychicznie po niewoli, jaką zafundował jej Masters.
- Ale pozbierałaś się całkowicie, tak? - odezwała się Ola z wypiekami na twarzy.
- Tak. Teraz jest już dobrze — powiedziała Marta i chciała jeszcze coś dodać, lecz głos uwiązł jej w gardle, gdy usłyszeli dochodzący z kuchni brzęk tłuczonej szyby.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.