JW Agat Rodział XXIX

Marta spojrzała zdziwiona na jego znikające w kuchni plecy i usiadła ciężko w fotelu. Po raz pierwszy pokłóciła się z ukochanym. Po kilku minutach poszła za nim. Ujrzała go siedzącego przy kuchennym stole, z głową wspartą na rękach i wpatrzonego w okno.
- Dawid? - szepnęła, podchodząc do niego i obejmując go lekko. Nie zareagował, siedział tylko niewzruszony. - Hej, słyszysz mnie?
- Słyszę - burknął w końcu.
- Jesteś na mnie zły?
- Wściekły. Nie rozumiem, jak możesz chcieć tak bardzo się narażać.
- Kochanie, wiem co robię.
- A ja nie jestem tego wcale taki pewny.
- Możesz się do mnie odwrócić, jak do mnie mówisz? - z westchnieniem zrezygnowania, chłopak odwrócił się do niej. Był wyraźnie zły. - I co? Będziesz się teraz na mnie boczyć, bo chcę zapewnić naszej rodzinie trochę więcej funduszy?
- Bo oczywiście to ty musisz to robić, tak? Do cholery, to ja jestem tutaj facetem i to ja powinienem o to dbać!
- Jesteś młody...
- To trzeba było, kurwa, związać się z kimś innym! A mnie olać i teraz przynajmniej mogłabyś spokojnie brać udział w tej akcji, bo nie byłoby nikogo, kto by się o ciebie martwił! Jak również dziecka.
- Uspokój się, dobrze? Nic mi nie będzie - zirytowała się. - Jestem doświadczona!
- Przede wszystkim to jesteś moją żoną i kurwa matką, więc nie zgadzam się na to, byś leciała do Rumunii... Nie! Koniec dyskusji, nie zmienię decyzji!
- Chcesz mnie za wszelką cenę sobie podporządkować?
- Nie. Chcę byś żyła i opiekowała się Nadią, gdy mnie coś się stanie... Czy to jest takie trudne do zrozumienia? - zaperzył się.
- Nie, nie jest. I cię rozumiem, ale proszę... zrozum mnie też.
- Marta... dlaczego jesteś taka uparta? - zapytał cicho. - Czemu mi nie pozwalasz być głową naszej rodziny?
To pytanie tak bardzo ją zaskoczyło, że przez chwilę nie wiedziała, jak na nie ma odpowiedzieć.
- Dawid, ja... n-nie wiedziałam, że to d-dla c-ciebie aż tak ważne. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy...
- Kotku... Pamiętasz, co powiedziałem po naszym ślubie? Że będę idealnym mężem, i że to ja będę dbał o moją rodzinę, a nie ty, więc proszę... pozwól mi dotrzymać tej obietnicy... - chwycił jej dłonie w swoje i przytrzymał, spoglądając jej głęboko w oczy.
- Marta, obie z Nadią jesteście dla mnie wszystkim. Nie mogę cię stracić.
- I nie stracisz - odparła łagodnie, przytulając go mocno. - Proszę, pozwól mi w tym uczestniczyć. Ja naprawdę wiem co robić. Dam sobie radę.
Dawid zwiesił głowę. Zamyślił się.
- Kotku, nie wolno ci tam zginąć... Przyrzekniesz mi to?
Kobieta przyklęknęła przy nim i złożyła mu głowę na kolanach.
- Przyrzekam - szepnęła.
  
- Chłopaki, to, co mamy zrobić w najbliższych godzinach, nie będzie należeć ani do łatwych, ani tym bardziej do przyjemnych. Wiem, że każdy człowiek ma święte prawo bronić swojego życia - powiedziała Marta, patrząc na zgromadzone przed nią twarze żołnierzy. Jej oddział miał liczyć sobie około dziesięciu osób. Wolała troszkę mniejsze grupki, ale tym razem nie miała wyboru. Wśród żołnierzy znajdowali się również piloci, którzy mieli ich wspomagać. Dawid patrzył nieprzeniknionym wzrokiem na swoją żonę.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 617 słów i 3295 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • juliq07

    Nie zrozumiałam. Ale i tak fajne. Podejrzewam, że Nadia to ich córka. ;) W każdym bądź razie liczę na happy end ;) Mam nadzieję na to, że jej się to śniło. Pozdrawiam, Julka :*

    9 kwi 2016

  • elenawest

    @juliq07 niestety się to nie śniło Marcie

    9 kwi 2016

  • juliq07

    @elenawest to już jasne, że albo ona umrze albo coś się stanie ;)

    9 kwi 2016

  • elenawest

    @juliq07 się stanie :-) a co, to przeczytasz w kolejnych rozdziałach :-D

    9 kwi 2016

  • juliq07

    @elenawest już czekam ;)

    10 kwi 2016

  • elenawest

    @juliq07 ok, postaram się dzisiaj wstawić ;-)

    10 kwi 2016