JW Agat Rozdział XIX

- Rozumiem... Pan wybaczy, ale w takim wypadku, porozmawiam teraz z dyrektorem - powiedziała Marta, podając żołnierzowi rękę na pożegnanie. Ten uścisnął ją lekko. Kobieta podeszła szybko do drugiego mężczyzny i poprosiła go o chwilę prywatnej rozmowy. Wskazał jej swój gabinet, do którego weszli akurat w momencie rozpoczęcia się przerwy. Zamknęli się w pomieszczeniu, a tymczasem wciąż zszokowanego Dawida otoczyli jego koledzy z klasy i inni uczniowie, rządni wiedzy.
- Stary, ty faktycznie chodzisz z kapitan Borkowicz? - piał mu nad uchem zachwycony Marek.
- I czego się cieszysz? Przez tą starą wampirzycę, możemy mieć teraz kłopoty - warknął chłopak.
- A tam. Nie przejmuj się... Ty lepiej powiedz, jaka jest w łóżku? Kochałeś się już z nią?
- A co ci do tego? Wywiad przeprowadzasz, czy książkę piszesz?
- Ej! Nie bądź taki - zirytował się Filip. - Znamy się już trochę, razem byliśmy na obozie, pani Marta nas tam szkoliła i nie odpowiesz nam teraz na kilka pytań?
- Jeśli ktoś jeszcze dowie się o tym wszystkim, to zabiję tego, kto będzie odpowiedzialny za rozprowadzenie tych informacji.
- Chyba będziesz musiał zacząć już dzisiaj - zaśmiała się jedna z dziewczyn. Dawid odwrócił się w jej stronę z tak groźną miną, że aż się cofnęła przestraszona.
- Nie patrz tak na mnie - pisnęła. - To nie ja nagrywałam tę rozmowę, tylko inni.
- Kto? - warknął wściekły, podnosząc się z krzesła, na którym siedział.
- Ja - odezwał się buńczucznie jeden ze starszych uczniów, który też obserwował tę awanturę. - I co mi zrobisz, szczylu? Każesz skasować film, czy może jednak się popłaczesz?
- Styl ryj!
- Ohohoho! Młody się stawia. Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz. Być może trzeba obić ci mordę, byś się o tym dowiedział?
- Spróbuj tylko, a skręcę ci kark, złamasie!
Nie wiadomo do czego dogadaliby się chłopcy, gdyby nie powrót Marty. Widząc, że Dawid może przegrać tę walkę z dużo wyższym i lepiej zbudowanym przeciwnikiem, rzuciła tylko krótki, ostry rozkaz:
- Baczność!
Na te słowa natychmiast wszystkich poderwało z miejsc.
- Pakuj się i idziemy - powiedziała do Dawida łagodnie, jednocześnie groźnie patrząc na drugiego awanturnika.
Dawid wytrzeszczył na nią oczy, bo miał w planie jeszcze trzy lekcje, ale jego ukochana tak na niego spojrzała, że bez słowa chwycił swój plecak.
- Jeśli gdzieś w sieci znajdę ten filmik z kłótni, to wszyscy którzy go nakręcili i udostępnią, będą mieć przesrane... I ja wcale nie żartuję - warknęła jeszcze na odchodnym.
- Musisz mi pomóc - powiedział chłopak, gdy wsiedli do jej auta.
- A w jaki sposób?
- Jesteś byłym wojskowym, naucz mnie technik samoobrony i walki, jakich ciebie uczyli.
- Po co ci to? - zapytała zaskoczona prośbą.
- Tamten chłopak najpewniej by mnie pokonał, gdybyś się nie zjawiła na czas przed klasą. Nie chcę zawsze wychodzić na ciotę, czy pantoflarza - poskarżył się.
- Ja cię wcale za takowego nie uważam. Według mnie jesteś wspaniały.
- Ale tylko według ciebie, bo ja się wcale taki nie czuję.
- Dawid, masz za niską samoocenę.
- Dziwisz się? Przez tyle lat byłem poniżany i lany przez własnego ojca, który mówił mi, że jestem nikim, aż w końcu w to uwerzyłem.
- Szkoda - odparła i przechyliwszy się w stronę chłopaka, szybko pocałowała go w policzek. Po kilkunastu minutach zaparkowała pod blokiem.

Wieczorem, kiedy oboje leżeli zgrzani po ostrym seksie, chłopak znów zadał Marcie nieco dziwne pytanie.
- Masz może jakieś seksualne zachcianki?
Lekko zaskoczona tym pytaniem, uniosła się na łokciu, by uważniej mu się przyjrzeć.
- Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości - wyjaśnił szybko, czerwieniejąc jak burak.
- Przestań już się tak wstydzić za każdym razem, gdy rozmawiamy o seksie, bo aż mnie to zawstydza - zaśmiała się. - Czasami tak dziwnie reagujesz, że ja wtedy zaczynam się czuć bardzo staro i niezręcznie. Poza tym, ty tylko tak czerwieniejesz, gdy mówisz o seksie, bo w łóżku jesteś, jak rasowy ogier.
- Dziękuję. Poza tym, kochanie, ty nigdy nie będziesz stara - mruknął jej uwodzicielsko do ucha.
- Kotek, a ty to jeszcze nie wiesz, że jak mówisz do mnie w taki sposób, to coraz bardziej mnie rozpalasz? - jęknęła mu namiętnie w usta, by zaraz potem znów go pocałować.
  
Gdy w końcu przyszło do porządków przed Świętami Bożego Narodzenia, Marta otrzymała bardzo dziwny list. Gdy zobaczyła, kto go jej przysłał, zbladła tak gwałtownie, że Dawid wystraszył się, iż zemdleje.
- Co się stało? - zapytał, gdy drżącą ręką otwierała kopertę. - Od kogo to?
- Od moich rodziców - szepnęła dziwnie zachrypniętym głosem.
- Czego chcą?
- Spotkać się ze mną. Tylko tyle napisali... A nie, jest jeszcze numer telefonu. Ciekawe kiedy zaproponują spotkanie i gdzie.
- Zadzwoń... Co ci szkodzi. Przynajmniej dowiesz się, o co chodzi.
Marta sięgnęła po telefon i wybrała numer podany na kartce. Po krótkiej i bardzo surowej rozmowie, opadła na fotel niemal bez sił.
- Jutro mam zajęcia niemal do szesnastej. Zanim wrócę ze szkoły... Może urwę się z lekcji i przyjdę wcześniej, byś nie musiała z nimi sama rozmawiać.
- Nie. Przynajmniej do końca semestru nie zawalaj lekcji, dobrze?
Nazajutrz po skończonej pracy, wróciła szybko do domu, bo to u niej umówiła się z rodzicami. Była bardzo podenerwowana, chociaż z całych sił starała się to ukryć. Kiedy wreszcie zabrzęczał dzwonek u drzwi, jej nerwy były już niemal w strzępach. Drżąc na całym niemal ciele, ostrożnie je otworzyła. Jej rodzice praktycznie nic się nie zmienili, odkąd widziała ich po raz ostatni, przed wstąpieniem do wojska i przeprowadzką na własne mieszkanie. Jak zwykle, oboje ubrani byli w jakieś praktycznie galowe ubrania, jakby wybierali się na bardzo ważne rozmowy, co najmniej na szczeblu narodowym, a nie na zwykłe spotkanie z własną córką.
- Zapraszam - mruknęła i wpuściła ich do środka, prowadząc gości do salonu. Matka jej, jak zwykle trzymała się bardzo sztywno i oficjalnie. Ubrana w gustowną garsonkę, która podkreślała jeszcze nienaganną figurę kobiety, usiadła na fotelu, praktycznie na kości ogonowej. Ta jej zimna wyniosłość zawsze denerwowała Martę. Ojciec natomiast nic nie stracił ze swej potężnej figury i dyrektorskiej postawy. W końcu jego pozycja właściciela banku, do czegoś zobowiązywała!
- Nie zaproponujesz nam niczego do picia? - prychnęła starsza kobieta, mierząc Martę taksującym spojrzeniem. Ta zgrzytnęła tylko w duchu zębami i starając się przybrać jak najbardziej obojętną, a zarazem stosunkowo miłą minę, oraz spokojny ton, odparła:
- A czego chcielibyście się napić?
- Kawy oczywiście. Bez śmietanki i cukru... Naprawdę, dziwię się, że tego nie pamiętasz - warknął jej ojciec.
Po kilku minutach spędzonych w kuchni, wróciła do pokoju, niosąc dwa kubki parującego napoju. Widząc to, jej matka uniosła jedynie swe idealnie wymodelowane, jaskółcze brwi w geście lekkiego zniesmaczenia.
- Nie mam filiżanek - prychnęła Marta, widząc minę swej rodzicielki. Łupnęła kubkami o blat stolika i sama usiadła na krześle naprzeciw nich. - Czego chcecie?
- Może grzeczniej? Jesteśmy twoimi rodzicami - syknął mężczyzna.
- Teraz już tylko biologicznie - odparła natychmiast, przyjmując niezwłocznie twardą postawę żołnierza. - Zapytam raz jeszcze. Jeśli teraz nie odpowiecie, to właściwie nie macie co tu robić... Czego ode mnie chcecie?
- Porozmawiać.
- Tak, tego się domyśliłam z waszego listu... A o czym konkretnie?
- O tobie. O tym, z kim się zadajesz!
- Przepraszam?
- Najwidoczniej nie rozumiesz... Powiem to więc najprościej, jak potrafię. Jadwiga Pająk jest naszą dawną dobrą znajomą. Ostatnio odwiedziła nas w naszym domu i opisała nam pewną bardzo niesmaczną sytuację, w jakiej się jakiś czas temu znalazła. Otóż jest ona nauczycielką i wychowawczynią w jednej z klas w liceum mundurowym, tutaj w Warszawie. Okazało się, że jeden z jej uczniów pozostaje w intymnym związku z kobietą starszą od siebie o całe osiem lat. Zdenerwowana tym, w końcu zawezwała ową kobietę do siebie na rozmowę... Jadwiga była bardzo zaskoczona tym, gdy zdała sobie sprawę, że Marta Borkowicz, z którą wtedy rozmawiała, jest naszą córką. Zawiadomiła nas o tej oburzającej sytuacji, bowiem jest nią zniesmaczona - powiedziała godnie matka Marty, upijając z kubka maleńki łyk napoju.
- Czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że to stare próchno przylazło do was i na mnie naskarżyło? - zapytała Marta, w której aż się gotowało ze złości.
- Więcej szacunku! Mówisz o kobiecie starszej od siebie, z wieloma odznaczeniami za wieloletnie nauczanie. Jest to osoba poważana i nie pozwolimy ci, byś ją w naszej obecności jakkolwiek szkalowała - fuknął mężczyzna. - Poza tym, nie naskarżyła na ciebie, tylko lojalnie nas o tym poinformowała.
- Lojalne... Zastanawiam sie, czy ona w ogóle wie, co znaczy to słowo... No dobra, więc przyszła do was, i jak mniemam twierdziła również, że to, co robię jest nieetyczne i wbrew prawu. Mam rację?
- Oczywiście! Jak mogłaś zrobić coś tak obrzydliwego? Co powiedzą ludzie z naszego środowiska, gdy dowiedzą się, że zafundowałaś nam kolejny skandal!? Już wystarczająco dużo czasu poświęciliśmy na przekonywanie ludzi, że twoja decyzja o wstąpieniu do wojska była twoją bezczelną samowolą!
- Przecież była!
- Wiem! - ryknął jej ojciec. - Tylko bardzo trudno było niektórym wytłumaczyć, że to nie my stoimy za nią. Przecież miałaś wtedy się zaręczać, wybralismy ci już doskonałą partię, dzięki której wzbiłabyś się na wyżyny arystokracji!
- Pieprzenie! To była wasza partia, nie moja! Ja nie chciałam wychodzić za mąż! Dobrze o tym wiedzieliście. - zirytowała się Marta.
- To była doskonała partia! Powinnaś nam być wdzięczna, że chcieliśmy cię wybić! Zamiast tego wstąpiłaś do wojska! Wiesz, jaki to był dla nas wstyd?
- Och, przestań jazgotać! Gówno mnie obchodzi czy był to skandal, czy nie, tak samo, jak nie obchodzi mnie wasze zdanie, ani takich samych nadętych palantów... Arystokracja, kurwa! Z dupy strony, a nie arystokracja! Gdyby dawna szlachta widziala was, jak się zachowujecie, to już dawno spaliliby was na stosie za herezję.
- Powstrzymaj swój język młoda damo! - warknął starszy pan.
- Bo co? Dasz mi zakaz na komputer czy klapsa w tyłek? Nie rozśmieszaj mnie... Może i kiedyś nazwisko Borkowicz znaczyło coś w kręgach polskiej szlachty, ale już wiele lat temu przestało, a wy okłamujecie wszystkich wkoło, a zwłaszcza siebie, że nadal się liczycie na arenie. Gówno prawda!
- Opanuj się! Nosisz takie samo nazwisko, jak my i nie pozwolimy ci zbrukać go poprzez zadawanie się z jakimś nieletnim szczylem! - syknęła jej matka, co u niej zawsze wróżyło zbliżający się szybko atak furii. - Nasze nazwisko do czegoś zobowiązuje!
- Tak, ciekawe do czego? Chyba do lizania dup takim samym snobom, jak wy, którym się wydaje, że dawne koneksje jeszcze coś znaczą we współczesnym świecie!... Poza tym, w momencie, kiedy się mnie wyrzekliście, automatycznie pozbawiliście mnie tytułu arystokratycznego, a mnie z dawnych lat pozostały tylko nieliczne przyjemne wspomnienia i moje dane. Nic więcej i to się na pewno nie zmieni! - ryknęła Marta, zrywając się z krzesła. Stanęła przed wzburzonymi rodzicami wyprostowana, jak struna. Dawny duch bojowy, który tak często odzywał się u niej w czasie służby, a nawet podczas szkolenia uczniów w Agacie, znów dał o sobie znać. Trzęsła się ze zdenerwowania, modląc się jednocześnie w duchu, by ojca nie puściły nerwy. Zbyt wiele razy obrywała w dawnych czasach, by teraz sobie znów na to pozwolić.
- Siadaj natychmiast! - ryknął jej ojciec.
- Bo co? - zapytał Dawid, ktory przed kilkoma minutami wrócił już do domu i był niemym świadkiem kilku ostatnich wypowiedzi swojej ukochanej i jej rodziców. Ubrany w pełny mundur, beret i glany, wyglądał dużo poważniej niż w rzeczywistości. No i był o dobre pół głowy wyższy od ojca Marty. Wyprosotowany stanął przy ukochanej, obejmując ją mocno w pasie. - Wszystko dobrze, kochanie? - zapytał łagodnie.
- A więc jednak to prawda! - jęknęła starsza dama, łapiąc się za serce. - A ja miałam cichą nadzieję, że moja córka nie zeszła na tak złą drogę!
- Złą drogę? - syknął Dawid, przyglądając się jej zmrużonymi oczami. - A według pani, jaka droga byłaby dobra dla Marty, bo jestem bardzo ciekawy.
- Też mnie to ciekawi - powiedziała była pani kapitan.
- Jeśli już oboje musicie wiedzieć, to tą partią był major Michał Masters. Bardzo dobrze wychowany młody człowiek. Syn naszych przyjaciół z Gliwic.
- Masters? - krzyknęli oboje młodzi.
- Znacie go? - zainteresował się ojciec Marty.
- Oczywiście. Razem z nim szkoliłam Dawida w Agacie. Przynajmniej teraz już wiem, dlaczego był wobec mnie taki nachalny...
- Michałek jest bardzo kulturalnym człowiekiem. - zaprotestowała dama.
- Wmawiaj sobie - prychnął chłopak.
- Uważaj do kogo się zwracasz, szczeniaku!
- To lepiej ty uważaj! - warknęła Marta do ojca, zanim jeszcze Dawid zdążył zareagować. - Zawiadamiam was uprzejmie, że odkąd mnie wydziedziczyliście, a tym samym staliście się tylko moimi biologicznymi rodzicami, bez żadnych praw do mojej osoby, nie chcę mieć już z wami nic więcej doczynienia. Dla mnie nie istniejecie... A ja bez względu na to, co powiecie wy, czy wasze beznadziejnie durne środowisko, pożal się Boże, arystokracji, mam zamiar być z Dawidem, może nawet wziąć z nim ślub.
- Będę bardzo szczęśliwa, gdy ten chłopak zrobi ci bachora i zostawi, bo przejrzy na oczy - powiedziała wyniośle starsza pani.
- Nie mam zamiaru robić jej bachora ani jej zostawiać, czy to z dzieckiem, czy bez - zwrócił się do niej chłopak, mierząc ją gniewnym spojrzeniem. - Poza tym, my się właśnie staramy o dziecko, prawda kochanie? - pocałował namiętnie Martę, co u obojga gości, wywowało obrzydzenie na twarzach.
- Ryszard, wychodzimy stąd - zakomenderowała kobieta, pociągając swego małżonka za rękaw marynarki.
- Masz rację, Krystyno... Marto, dla nas jesteś już nikim - rzucił mężczyzna na odchodnym, gdy trzymając płaszcz w ręce, zamykał drzwi mieszkania.
Marta rozpałakała się ze złości, przytulona do klatki piersiowej Dawida.
- Kochanie, już spokojnie. Poszli sobie. Nie płacz, proszę - szepnął jej do ucha, tuląc ja mocno do siebie, podczas gdy jej łzy moczyły mu przód munduru.
- Cieszę się, że przyszedłeś w porę, bo jeszcze chwila, a najpewniej uderzyłabym mojego ojca w ryj, a on niestety ma dość mocną rękę.
- Bił cię? - zapytał z niedowierzaniem chłopak.
- Kiedyś, uderzył mnie kilka razy. Wreszcie poskarżyłam się mojemu wujkowi, który ma dużo silniejszy charakter niż on, a poza tym choć też ma tytuł arystokraty, to nie przywiązuje do niego aż tak dużej wagi, jak moi popieprzeni rodzice, jednocześnie będąc jakąś wysoką szychą w Ministerstwie Sprawiedliwości... Po jego interwencji, mój ojciec przysiadł sobie na dupie, ale odtąd starał mi się zaszkodzić innymi metodami. Na szczęscie i ku jego zgorszeniu, udało mi się wyrwać z domu i wstąpić do wojska, które było dla mnie ukojeniem, po sztywnej dyscyplinie panującej w domu... Powiem ci, że chyba nawet etykieta dworu cesarskiego w Wiedniu nie była tak sztywna, jak zasady panujące u mnie. A to wszystko to zasługa mojej rodzicielki, która sądzi chyba, że skoro przyszło jej nosić nazwisko Borkowicz, to automatycznie stała się królową całego świata - wyjasniła w miarę spokojnie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2907 słów i 16000 znaków, zaktualizowała 5 lut 2017.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.