JW Agat Rozdział VI

Wrócił po kilku minutach z dwoma dużymi plikami teczek.
Natychmiast zabrała się za szukanie tej, o którą jej najbardziej w tej chwili chodziło. Znalazła ją w drugiej stercie, mniej więcej w jej połowie.
Szybko przeczytała dane chłopaka.
  
"Dawid Miętkiewicz, siedemnaście lat, urodzony 25 maja 1998r. w Warszawie.
Uczeń LXXVI Liceum Ogólnokształcącego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie w klasie wojskowej.
Rodzice: Janina i Piotr Miętkiewicz
Rodzeństwo: Maciej i Paulina."
  
Marta zastanowiła się przez chwilę. Maciej Miętkiewicz, te dane coś jej mówiły, tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd może je znać. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i zabrała się na powrót do czytania, tym razem opinii psychologa szkolnego.
  
"Sytuacja rodzinna i mieszkaniowa:
Dawid obecnie mieszka z obojgiem rodziców i młodszą siostrą w czteropokojowym mieszkaniu. Warunki, jakie tam panują są dobre. Rodzice pracują, ojciec jest dyrektorem banku, matka doktorem habilitowanym nauk ścisłych, rektorem Politechniki Łódzkiej.
Sytuacja emocjonalna w domu:
Rodzice są zapracowani, przez co dzieci właściwie zostawione są same sobie. Najstarszy syn, Maciej wyprowadził się już z domu rodzinnego, obecnie służy jako sternik na jednym z okrętów Rzeczpospolitej. Dawid i jego siostra mają tylko uczyć się dopóki sami nie opuszczą rodziców.
Chłopak jest bardzo wrażliwy, pociechy w trudnych chwilach poszukuje w literaturze pięknej, zwłaszcza w poezji.
Jego wrażliwość emocjonalną spotęgowała śmierć jego ukochanej babci, która odeszła w Święta Bożego Narodzenia 2014r. Chłopak stał się zamknięty w sobie. Odbiło się to na jego zdrowiu psychicznym. Rodzice odmówili pomocy ofiarowanej przez szkolnego pedagoga, twierdząc, że chłopak sam musi sobie z tym poradzić. U chłopaka stwierdzono lekką depresję, z której zdołał wyjść przy pomocy kolegów z klasy, wychowawcy i psychologa szkolnego. Jego terapia zakończyła się w połowie maja 2015r.
Raport sporządzony przez pedagoga szkolnego, dn. 28.05.2015r."
  
- Cholera jasna! – warknęła Marta, opuszczając dłoń z teczką Dawida.
- Co? – zapytał zaskoczony major.
- Czytałeś akta naszych uczniów?
- Nie, nie miałem jeszcze kiedy, bo dostałem je dzisiaj przed śniadaniem… A co?
- No to zobacz sobie naszego Dawida.
- O jasny gwint! – szepnął po dłuższej chwili. – Sądzisz, że mogą z nim być kłopoty?
- A cholera wie. Jeśli tak, to najpewniej te na podłożu emocjonalnym. Psia krew! Nie jestem pedagogiem, ani żadnym pieprzonym psychologiem, nie wiem, jak należy się z nim obchodzić. Jestem żołnierzem, przywykłam do ostrego traktowania, nie do cackania się z nieletnimi – mruknęła, przeczesując palcami włosy.
- Spokojnie. Poradzimy sobie z tym jakoś… Marta, mogę cię o coś zapytać?
- Byle szybko, bo resztę akt chciałabym przejrzeć przynajmniej w połowie do kolacji.
- Ok… Jak to się stało, że straciłaś dziecko?
- Nie twoja sprawa – syknęła, otwierając kolejną teczkę, tym razem jakiejś dziewczyny.
- Martwię się o ciebie, taki wstrząs pozostawia trwały ślad na psychice.
- Nie musisz się o mnie martwić.
- Marta… kiedy to się stało?
- Pół roku temu.
- Wtedy uległaś temu wypadkowi! – domyślił się.
- Tak – powiedziała.
- Co się stało… Martuś, mnie możesz powiedzieć – szepnął i złapał ją za dłonie.
- A jaką mam gwarancję, że jutro rano cała jednostka nie będzie o tym buczeć? – zapytała cierpko, uwalniając ręce z jego uścisku.
- Co? O czym ty mówisz?
- Doskonale wiem, że to ty musiałeś puścić o mnie tę plotkę, bo oprócz pułkownika, tylko tobie meldowałam się, jako były żołnierz Fok.
- Oskarżasz mnie? – warknął.
- Nie. Informuję tylko, że wiem kto za tym stoi.
- Przepraszam. Wtedy mi się wymsknęło, ale czegoś takiego na pewno bym nikomu nie wyjawił.
- Przykro mi, ale w tej kwestii ci nie wierzę… Poza tym, to są moje sprawy.
- Opowiesz mi? Kiedyś?
- Być może… A teraz proszę cię, wyjdź.
  
Gdy spełnił polecenie, zamknęła za nim drzwi na klucz i rozebrała się. Szybko wskoczyła pod cholernie ciasny prysznic. Wycierając się później przed lustrem, jej wzrok padł na nierówną białą bliznę na wysokości pępka. Dotknęła jej opuszkami palców. Blizna ta stanowiła najbardziej bolesny fragment jej służby. Nosiła ją od pół roku, od dnia, w którym straciła dziecko. Zamknęła na chwilę oczy. Spod zamkniętych powiek natychmiast pociekły jej łzy, gdy tylko przypomniała sobie tamten feralny dzień. Huk odległego wystrzału, świst kuli, nagle palący ból w lewym boku i promieniujący aż do pępka… Sygnał karetki i ten zmartwiony głos lekarza, który informował ją, że w wyniku postrzału poroniła…
Rozszlochała się, siadając na zimnej podłodze. Twarda pani kapitan, dała się ponieść emocjom, które nie towarzyszyły jej już od czterech miesięcy. Płakała ponad godzinę, wylewając cały żal i smutek. Gdy w końcu się uspokoiła, poczuła dotkliwy głód. Już miała wychodzić na stołówkę, gdy ktoś delikatnie zapukał. Otworzyła drzwi i zobaczyła stojącego za nimi Michała z tacą bogato zastawioną wieczornymi smakołykami i z dość niepewną miną.
- Przyniosłem nam kolację – powiedział, lekko się do niej uśmiechając.
- Nam?
- Stwierdziłem, że przyjemniej będzie zjeść razem, z dala od gwaru uczniów.
Wpuściła go do środka.
- Chciałem cię przeprosić, nie powinienem był tak naciskać.
- Zgadza się.
- Płakałaś – domyślił się, patrząc na jej czerwone oczy.
- Chciałbyś – prychnęła.
- Nie! Właśnie, że nie. Przykro mi, że to z mojego powodu byłaś smutna.
- Tylko częściowo z twojego.
Wieczór pomimo wcześniejszych zawirowań, minął im całkiem sympatycznie. Na odchodnym, Michał lekko pocałował Martę w policzek, lecz nim ta zdążyła jakoś zareagować, zabrał tacę i wyszedł. Kobieta z westchnięciem usiadła ponownie na łóżku i wzięła się za przeglądanie kolejnych akt.

Nazajutrz rano, po źle przespanej nocy z powodu dręczących ją koszmarów, wstała stosunkowo wcześnie. Dzisiaj nie spieszyła się na śniadanie, leżała więc na wąskim łóżku i wsłuchiwała się w deszcz tłukący się o szyby. Zawsze lubiła ten odgłos, przypominał jej szczęśliwe chwile w domu, który już tak dawno opuściła, gdy pokłóciła się z rodzicami o swoją decyzję wstąpienia do wojska. Matka natychmiast zaczęła biadolić, że nie jest jeszcze gotowa, by zostać babcią, a ojciec powiedział Marcie, że jeśli wstąpi do wojska, to przestanie być jego córką. Bolało ją to wtedy. Teraz czuła do swoich rodziców tylko niechęć. W końcu wstała i wzięła długi odprężający prysznic.
Na stołówce zastała już niewielu swoich uczniów. Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu poszła na salę gimnastyczną. Ta ku jej uciesze była pusta. Zaczęła od lekkiej rozgrzewki. Następnie zrobiła kilka serii pompek i brzuszków, by wreszcie rozpocząć podciąganie się na drążku. Mniej więcej w połowie jej treningu, drzwi do sali otwarły się i do środka wszedł major Masters. Był w samych spodenkach. Jego figura nie prezentowała się jakoś szaleńczo dobrze, sprawiał raczej wrażenie wypasionego biznesmena, a nie zawodowego żołnierza. Uśmiechnął się do niej szeroko, ale ostudziła jego zapał zimnym stalowym spojrzeniem.
- Gniewasz się na mnie o tamto pytanie? – mruknął, z przyjemnością patrząc na szczupłe ciało dziewczyny.
- Nie. Raczej o to, że mnie pocałowałeś.
- To był tylko całus w policzek. Nie zrobiłem nic złego, słonko!
- Daruj sobie te uprzejmości, co? – warknęła i lekko opadła na ziemię. – Nie przyszło ci do głowy, że ja sobie czegoś takiego po prostu mogę nie życzyć?... Jesteś ode mnie starszy.
- Chyba niewiele, bo mam trzydzieści jeden lat – odparł.
- Tyle co Kyle! – pomyślała, o głośniej dodała. – Co nie zmienia faktu, że nie lubię, jak ktoś robi coś takiego! Nie jestem tanią dziwką na sprzedaż, która wskakuje każdemu napotkanemu facetowi do łóżka, zrozumiałeś, majorze?
- Martuś.. jesteś młoda, śliczna, potrzebujesz mieć przy sobie kogoś, kto się tobą zajmie – powiedział tak, jakby nie dosłyszał jej ostatnich słów.
- I stwierdziłeś, że tym kimś będziesz właśnie ty? Na jakiej podstawie, jeśli mogę zapytać? Nic do ciebie nie czuję, i będę naprawdę wdzięczna, jeśli wreszcie to zapamiętasz! – syknęła złowrogo.
- A dlaczego nie? Jesteśmy oboje wojskowymi, służymy w innych jednostkach, nie będzie problemu z naszym związkiem – przyjął postawę obronną.
- Do jasnej cholery! Zrozum wreszcie, Masters, że jestem samowystarczalna, nie potrzebuję niczyjej łaski ani opieki! Nic do ciebie nie czuję! Jeśli mnie szanujesz i zależy ci na moim szczęściu, jak sam powiedziałeś, to już nigdy nie postąpisz w taki sposób!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1599 słów i 9066 znaków, zaktualizowała 3 lut 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik AJM

    Interesujące opowiadanie ;) Podobają mi się wojskowe klimaty ;) Życzę weny ;)

    8 lut 2016

  • Użytkownik elenawest

    @AJM nie dziękuję :-D

    8 lut 2016