Ustalono w końcu, że obóz zostanie przedłużony o kolejny miesiąc, tak, by chłopak nie musiał wracać jeszcze do domu, a w jego ostatnim tygodniu, rodzice chłopaka dostaną pismo z sądu rodzinnego o znęcanie się nad nim i resztą rodzeństwa, bowiem Dawid przedstawił im również wiele faktów świadczących o tym, że i jego siostra była bita.
- A co będzie z Pauliną? – zapytał żałośnie. – Ona ma dopiero dwanaście lat.
Dorośli zasępili się.
- A co z twoim starszym bratem? Masz z nim jakiś kontakt? – zapytał Masters.
- Od roku już nie. Ojciec zabronił nam się kontaktować.
- Mówiłeś, że brat jest członkiem załogi jednego z naszych okrętów – odezwał się pułkownik. – Wobec tego może uda mi się zdobyć o nim jakieś informacje poprzez Admiralicję…. Poczekajcie państwo, bardzo proszę. Wykonam telefon, być może już teraz czegoś się dowiemy.
Pół godziny później Drumowicz posiadał już telefon do dowódcy, pod rozkazami, którego służył Maciej.
- Dobrze, dziękuję bardzo, będziemy na niego czekać…. Dawidzie, twój brat zjawi się tutaj jutro około osiemnastej. Przyleci wojskowym helikopterem. Porozmawiamy z nim i zobaczymy co uda nam się zrobić dla twojej siostry – rzekł pułkownik, odkładając słuchawkę służbowego telefonu.
- Dziękuję – bąknął onieśmielony chłopak.
- Pani kapitan, do pani obowiązków będzie należeć powitanie naszego gościa, wskazanie mu kwatery oraz natychmiastowe przyprowadzenie go do mnie.
- Tak jest – odparła Marta. Ciągle próbowała sobie przypomnieć skąd kojarzy to imię i nazwisko.
Następnego dnia, gdy dzień chylił się już ku wieczorowi, na lądowisku pojawił się oczekiwany śmigłowiec. Marta wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła, kim jest brat Dawida.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała przybysza.
- Marta Borkowicz? Serio? No nie wierzę! Piekło zamarzło, że się tutaj znajdujesz? – sarknął mężczyzna, patrząc na nią nieprzyjaźnie.
- Radzę zważać na słowa, bosmanmacie, bowiem mówicie do oficera wyższego stopniem - warknęła.
- Cholerny świat! Wszystko już schodzi na psy! – mruknął i przyjrzał się uważnie naszywce na rękawie kobiety. – Cholera! Jesteś z GROMu?
- A co, przeszkadza ci to?
- Nie – odparł szybko i niechętnie. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie tutaj na taki gwałt ściągaliście?
- Wszystkiego dowiesz się od pułkownika Drumowicza. Mam cię do niego zaprowadzić, jak tylko przydzielę ci kwaterę – powiedziała krótko, prowadząc go w stronę pokoju, który mu przydzielono. Później razem z nim udała się do gabinetu pułkownika, w którym czekało już na nich praktycznie to samo grono, co dzień wcześniej, tyle że bez wychowawcy i dyrektora liceum, do której chodzi Dawid. Tym razem rozmowa trwała jeszcze dłużej, bowiem Maciej również musiał opowiedzieć swoją historię. Na jej zakończenie dodał ponuro:
- Macie wszyscy rację podejrzewając, że ojciec był żołnierzem. Został wydalony ze służby, kiedy miałem trzy latka, tak przynajmniej twierdzili zawsze rodzice, rozmawiając z naszymi bliskimi.
- A dlaczego go wydalono? – zainteresował się prokurator.
- Podobno pobił jakiegoś kadeta.
- A gdzie on służył?
- W Jednostce Wojskowej Komandosów. Był tam oficerem w stopniu kapitana. Później podobno starszy brat tego pobitego chłopaka zaczął ojcu grozić. Był proces, skazali go na dożywocie, lecz ojciec wciąż był w niebezpieczeństwie, bo tamten miał wielu znajomków, którzy chcieli się mścić za zakratkowanie ich kolegi. Państwo objęło nas programem ochrony świadków, i kiedy Dawid miał rok, zmieniono nam nazwiska, wyprowadziliśmy się z Lublińca, w którym mieszkaliśmy, do Warszawy. Ojciec odszedł z wojska, co bardzo źle wpłynęło na jego zdrowie psychiczne.
- Jak się wcześniej nazywaliście? Imiona również wam zmieniono? – Drumowicz spoglądał na niego uważnie.
- Nie, tylko nazwisko. Wcześniej nazywaliśmy się Błaszkiewicz – odparł Maciej spokojnie.
- Jak? – warknął pułkownik. Wszyscy obecni spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Błaszkiewicz – powtórzył chłopak, patrząc na mężczyznę z lekkim przestrachem.
- Kurwa! Jak ja mogłem nie skojarzyć tych faktów? Znałem waszego ojca, chłopcy. Razem przechodziliśmy szkolenie właśnie w JW. Komandosów. Chociaż go lubiłem, jednocześnie strasznie grał mi na nerwach, bo był niezłym psycholem. Już wtedy, gdy my byliśmy na kolejnym etapie szkolenia, strasznie kocił nowo przybyłych. Był bezlitosny i dlatego często dostawał kary, aż w końcu zagrożono mu wywaleniem ze szkolenia. Wtedy się uspokoił… Jeśli tak się sprawy mają, to obawiam się, moi drodzy, że rozpoczynamy ciężką batalię, w której może nam przyjść ponieść ofiary.
Kiedy zebranie się skończyło, Dawid z bratem wyszli jako pierwsi, oboje wyraźnie zafrasowani. Pułkownik natomiast polecił Marcie, by ta została jeszcze przez chwilę w jego gabinecie.
- Odnoszę wrażenie, pani kapitan, że pani i brat Dawida, jakoś nie przepadacie za sobą. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony tak szybką reakcją, jaka zaszła między wami – powiedział, uśmiechając się do niej delikatnie, kiedy już ostatnia osoba wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą masywne drzwi.
- Pan wybaczy, ale określenie, że za sobą nie przepadamy, w naszym wypadku jest zwyczajnym niedopowiedzeniem. My ze sobą walczymy niczym dwa psy o ostatni kawałek chleba, nie znosimy się alergicznie i szczerze powiedziawszy, lepiej nie nawinąć się nam pod rękę w czasie naszej kłótni, bo może nie wyjść się z tego cało.
- Państwo się znają? – mężczyzna okazał daleko idące zdziwienie.
- Niestety tak. Miałam tę nieprzyjemność bycia z nim w jednej klasie w gimnazjum oraz liceum niestety. Wiedziałam co prawda, że ma on rodzeństwo, lecz nie wiedziałam, jak mają na imię. A teraz, odkąd zobaczyłam teczkę Dawida, cały czas starałam się przypomnieć sobie, skąd kojarzę jego nazwisko, a przede wszystkim imię jego brata. Teraz już wiem – wyjaśniła, spoglądając na pułkownika z pewną rezerwą wynikłą z faktu, że nie miała pojęcia, jak dowódca się też zachowa.
Tymczasem mężczyzna zaśmiał się tylko cicho i odprawił ją lekkim ruchem dłoni.
Wizyta Macieja trwała dwa dni. W tym czasie, niemal nie odstępował on brata ani na krok, uczestnicząc nawet, jako obserwator w zajęciach. W końcu tak zdenerwował tym majora Mastersa, że ten wystąpił do pułkownika z prośbą o odesłanie chłopaka do jednostki.
- Słyszałaś, że ma nas tutaj odwiedzić jakiś żołnierz Navy Seals? Tylko, że nikt nie wie jaki jest powód jego wizyty – zapytał Michał w dniu, kiedy starszy Miętkiewicz szykował się do opuszczenia Agatu.
Marta spojrzała na niego zaskoczona i powiedziała:
- Nie, o niczym takim nie słyszałam. Ale jeśli to prawda, to ciekawe czemu tu przylatuje.
Przekonała się, kim miał być ten zapowiedziany żołnierz już trzy dni później, gdy wraz z partnerem prowadziła zajęcia na pływalni. Robiła akurat obchód basenu, kiedy nagle dostrzegła mężczyznę ubranego w granatowy galowy mundur Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Patrzył na nią spod daszka czapki oficerskiej z mieszaniną radości, ulgi i lekkiego smutku. Widząc go, stanęła jak wryta, otwierając szeroko buzię. Jej mina musiała być bardzo niecodzienna, bowiem niemal natychmiast kadeci zaprzestali swoich ćwiczeń.
- What are you doing here?* – spytała mężczyzny, od razu przechodząc na angielski. Głos jej lekko drżał.
- I flew here for you, my darling** – odparł uradowany. Jego aksamitny głos zawsze przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Tym razem jednak sprawił tylko, że poczuła w nim dojmujący ból. – Are you not happy?***
- Co się dzieje? – zapytał Michał, włączając się do anglojęzycznej rozmowy.
- Majorze, pan pozwoli, przedstawiam panu pułkownika Kyle’a Walkera. Mojego byłego dowódcę w Navy Seals – odparła stosunkowo spokojnie, podchodząc do mężczyzn, którzy właśnie się ze sobą witali – jak również mojego byłego partnera życiowego – dodała z lekkim przymusem.
- Dlaczego byłego? Przecież nadal jesteśmy razem – zdziwił się niebotycznie Kyle.
* Co ty tutaj robisz?
** Przyleciałem do ciebie, kochanie.
*** Nie cieszysz się?
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.