JW Agat Rozdział LXVIII

- Pułkowniku, czy grozi nam jakieś dochodzenie w sprawie z tymi narkotykami? - zapytała Marta, siedząc w gabinecie dowódcy Agatu.
- Nie. Trwa dochodzenie, tak, ale to raczej chodzi o tych chłopaków. Wy przecież dobitnie wytłumaczyliście, że nie mieliście o tym pojęcia — odparł chłodno pułkownik. Był wyraźnie z czegoś niezadowolony.
- Za pozwoleniem, dlaczego więc zostałam tu wezwana?
- Bo musimy poważnie porozmawiać o pani sposobach szkolenia... Wiem, że była pani wtedy wzburzona, wszyscy byliśmy, ale to nie powód, by w taki sposób męczyć kadetów.
- Uczniowie się poskarżyli? - zapytała cicho.
- Nie, pani major, nie uczniowie... Pani kolega, Norbert.
- Co mu nie pasuje w moich metodach? - warknęła rozeźlona.
- Pani major! Naraziła pani zdrowie tych uczniów, a także kolegów! - huknął na nią, aż się wzdrygnęła.
- Przepraszam. Faktycznie, poniosło mnie. To się więcej nie powtórzy — mruknęła.
- No ja myślę! Jeszcze jeden taki numer, a odsunę panią od prowadzenia tego obozu i odeślę do GROM-u z niepomyślną opinią. Tym razem nie mam zamiaru pani kryć, pani major.
- Nie mam z nikim romansu! - wyrwało jej się niepostrzeżenie.
- Ale zanadto sobie pani pozwala! Rozkazuję, by się pani opanowała!
- Tak jest, pułkowniku!
Z ponurą miną udała się do swojej kwatery. Wszyscy dostali odgórnie trzy dni wolnego, mieli więc z Dawidem szansę pobyć z dziećmi wreszcie więcej czasu. Bawiąc się z Nadią, dotarło do niej, jak bardzo ich kontakt został ograniczony. Postanowiła jej to jakoś wynagrodzić i zostawiając Michałka z mężem, zabrała małą do wesołego miasteczka, które właśnie pojawiło się w Gliwicach.
Uśmiech córeczki sprawił, że bardzo boleśnie odczuła to, jak wiele czasu zabiera jej służba, niszcząc właściwe relacje rodzinne, jej życie prywatne, o które przecież zawsze tak bardzo walczyła. Patrząc na rozradowaną dziewczynkę, z całą zawziętością postanowiła skończyć studia z odpowiednim stopniem i służyć już tylko zza biurka, by móc w większym stopniu oddać się rodzinie. Łzy napłynęły jej do oczu, ale starła je gwałtownym ruchem. Nie chciała, by Nadia widziała ją smutną.
- Mamusiu, pójdziemy jesce na tą duzą zjezdzalnię? - zasepleniła dziewczynka, podbiegając zasapana do mamy. Jej ciemne włoski kleiły się jej do spoconego czoła. Kobieta odgarnęła małej spadające na oczy kosmyki i powiedziała łagodnie:
- Jasne — uśmiechnęła się szczerze. - Ale to już ostatnia atrakcja, bo ledwo żyjesz.
- No dobze. - mała wiedziała, że z mamą raczej nie ma dyskusji, ale i tak bardzo ją kochała swym małym serduszkiem. - Kocham cię, mamusiu! - wykrzyknęła, zarzucając jej swoje łapcie na szyję.
- A ja ciebie, mój szkrabie — odparła Marta, a w jej oczach znów zaszkliły się łzy, tym razem szczęścia. - I przepraszam, że ostatnio mało mnie widzisz w domu.
- Nic się nie stało, mamusiu. Wiem, ze zawse ze mną jesteś w nocy. - Nadia przytuliła się do niej jeszcze mocniej. Po chwili puściła ją jednak i zaczęła biec w stronę dużej zjeżdżalni, na której zjeżdżało się w grubych, parcianych workach.

Kiedy wróciły zmęczone do bazy, Dawid siedział przy stole z jakimiś papierami w ręce, a minę miał nadwyraz poważną.
- Co się stało? - zapytała go Marta.
- Policja zakończyła dochodzenie w sprawie tej wybitej szyby w naszym mieszkaniu.
- I?
- Znaleźli sprawcę.
- I kto to był? - zainteresowała się, siadając naprzeciw niego.
- Ojciec Mastersa — wypalił ponuro.
- Psia mać!... Chciał mnie przestraszyć?
- Niestety nie...
- Co masz na myśli?
- W jego mieszkaniu znaleźli kilka twoich zdjęć i dwa pistolety. Tak wynika z tego pisma — pomachał jej jakimś świstkiem w powietrzu. - Raczej chciał cię zabić.
Twarz Marty pokryła się bladością. Pomimo wojskowego doświadczenia, teraz naprawdę się wystraszyła. Czuła się, jakby grunt osuwał jej się spod nóg.
- Mówisz, że go ujęli? - zapytała cicho po chwili.
- Tak, jest już w pierdlu. Przyznał się. Tyle że nie posiedzi zbyt długo. - Dawid pogłaskał ją czule po wierzchu dłoni. - Tu jesteś bezpieczna. Obiecuję, że nic ci się nie stanie.
- Dawid... Jestem żołnierzem...
- No i co? Jesteś moją żoną. A ja przysięgałem ci przed ołtarzem, że będę przy tobie w każdej chwili.

- Znów będziesz się uczyć? - zapytał ją trzy dni później Norbert.
- A co? Masz zamiar znów na mnie nakablować? - warknęła, odwracając się do niego gwałtownie z grymasem na twarzy.
- Nie. Wiem, że Drumowicz dał ci wolną rękę w tej materii — odparł niewzruszony.
- Więc przestań się wpierdzielać w nie swoje sprawy! - nieomal krzyknęła, tym samym zwracając na siebie uwagę kadetów, którzy zamarli nad brzegiem basenu. Obróciła się na pięcie i usiadła w kącie, częściowo skryta za ścianą i zagłębiła się w swoje notatki ze studiów, dowództwo nad zajęciami powierzając Tomkowi i Dawidowi. Zagłębiła się w ciężką tematykę prawa, którego musiała się nauczyć. Częściowo je oczywiście znała, ale raczej w warunkach zastosowania bojowego, nie siedząc za biurkiem. Tak bardzo pochłonęła ją nauka, że dopiero mocne potrząśnięcie za ramię wytrąciło ją z rytmu.
- C-co? - mruknęła, podnosząc głowę.
- Zbieramy się już stąd — powiedział Dawid. - Idziesz czy może jednak zostajesz i rezygnujesz z ciepłego posiłku?
Miły, zawadiacki uśmiech błąkał się na jego ustach, gdy stał przed żoną.
- To już tak późno? - zdziwiła się niebotycznie. - Już idę... Zgłodniałam.
- To dobrze — zaśmiał się i pocałował ją szybko. Czasami znów zachowywał się jak postrzelony nastolatek, którym był wtedy w Agacie.

Po pospiesznie zjedzonym obiedzie instruktorzy dali swoim podopiecznym pół godziny odpoczynku przed kolejnymi ćwiczeniami. Te odbyły się z kolei na siłowni, gdzie co poniektóre dziewczyny prawie dostały apopleksji na widok gołych klat dwójki swoich instruktorów — Mikołaja i Dawida. Te ćwiczenia Marta znów sobie odpuściła, zaszywając się w cichym kąciku siłowni. Miejsce to pozwoliło jej przez zupełny przypadek podsłuchać rozmowę kilku dziewczyn.
- "Mówię ci, ten Mikołaj to niezłe ciacho! Jest dużo lepiej zbudowany od Dawida!" - powiedziała jedna z nich.
- "Ale Dawid jest wyższy i ma ładniejsze oczy!" - odparła natychmiast druga. - "Genialna jest również pani major."
- "O tak, Marta jest zarąbista... Podziwiam ją za to, ile osiągnęła. Przecież to GROM, tam nie jest łatwo się dostać, a tym bardziej utrzymać."
-"To prawda. Chyba zacznę brać z niej przykład. " - Marta usłyszała głos pierwszej z dziewczyn.
- "Ja też!" - powiedziała natychmiast ostatnia z nich. - "Ale oprócz tego mam zamiar poderwać Mikołaja!"
- "A ja Dawida. Nie jest wcale dużo starszy od nas."

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1307 słów i 7028 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.