JW Agat Rozdział LIV

Zawrócił gwałtownie w stronę głównych walk, z niezbyt dużą przyjemnością odczuwając, jak przeciążenie oddziałuje na jego ciało. W słuchawkach cały czas słyszał komendy dowódców i wymianę zdań kolegów z jednostki. On sam najczęściej rzadko się udzielał, powiadamiał tylko o najbardziej bieżących komunikatach i tyle, skupiając się na walce. Teraz też przekazał tylko, że zestrzelił jeden myśliwiec i umilkł. Nagle usłyszał, że żołnierze operujący na ziemi znaleźli już zakładników i mają zamiar z nimi wracać. Lekko się uspokoił, chociaż gdzieś głęboko w nim siedział jakiś dziwny strach, który starał się ze wszystkich sił stłumić. Nie wiedział czego tak naprawdę się boi...
W czasie całych walk zawrócił do bazy celem uzupełnienia paliwa i wtedy, gdy bezczynnie czekał aż zbiornik zostanie zapełniony, usłyszał ten mrożący krew w żyłach komunikat, że jednostki specjalne zostały odcięte od punktu zbiorczego, a stronę sojuszniczych samolotów lecą dwie kolejne eskadry Rosjan i jedna chińska. Wiedział, że może być trudniej uzyskać tę przewagę. Zanim jednak zdołał poderwać maszynę, reszta myśliwców powróciła nad Maczuliszczy, broniąc miasta i bazy przed rosyjskim atakiem. Tutaj udało im się ich odeprzeć, głównie dzięki stacjonującej tu artylerii przeciwlotniczej.

Dawid usiadł ciężko na łóżku, odrzucając na bok koc, którym ktoś go przykrył. W głowie czuł ból, miał wrażenie jakby ktoś miażdżył mu czaszkę imadłem. Wzrok częściowo mu się rozmazywał, gdy przyglądał się pustym posłaniom kolegów. Dzień wcześniej spił się na umór, starając się złagodzić ból po stracie ukochanej. Boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, że może już jej więcej nie zobaczyć.
Prawie że sturlał się z łóżka w drodze do toalety, a wąski korytarz przebył, zataczając się od ściany do ściany. Na miejscu najpierw zwymiotował do najbliższej toalety, od czego jeszcze bardziej zakręciło mu się w głowie. Przeklął sam siebie za swoje kretyńskie zachowanie i rezygnując z prysznica, którego w obecnym stanie mógłby nie przeżyć, obmył tylko twarz, a potem wciąż trzymając się ścian, podążył na jakikolwiek posiłek. Na stołówce jeden z kucharzy ze współczującym spojrzeniem zaserwował mu pożywne śniadanie, które Dawid ledwo dziabnął. Tak naprawdę nie chciało mu się jeść, ale chciał się chociaż przez chwilę czymś zająć, by stale nie myśleć o żonie.
Pod koniec jego posiedzenia, do obszernego pomieszczenia wbiegł białoruski żołnierz i bez słowa wyjaśnienia pociągnął oniemiałego pilota w stronę gabinetu dowódcy.
- Na razie są bezpieczni — rzekł bez ceregieli pułkownik Gąstała. - Niestety, choć ich sytuacja nie jest ciekawa, to mamy potwierdzoną wiadomość, że twoja żona żyje... Podobno ukrywają się gdzieś wraz z grupą cywilów, który w ostatniej chwili zapewnili im schronienie. Niestety jednak na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie wysłać im żadnego wsparcia.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 530 słów i 3096 znaków, zaktualizowała 17 cze 2016.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • igor

    Świetne, choć baki to są w pojazdach a samoloty mają zbiorniki ;-) Taka mała kąśliwo-sympatyczna uwaga. :-D Pisz dalej nie mogę się doczekać dalszych części.

    17 cze 2016

  • elenawest

    @igor dzięki, dzięki, poprawię się :-D ja uwielbiam samoloty i trochę się nimi interesuję, ale jak przyszło do opisywania walk lotniczych to zwyczajnie wymiękłam :'(

    17 cze 2016