JW Agat Rozdział LVI

- Ej! Gdzieżeście wczoraj zniknęli? - zaciekawił się Pawłowicz nazajutrz rano, gdy weszli do tej samej knajpy, w której balowali wczoraj wieczorem. Marta podejrzewała, że większość chłopaków pewnie tam jeszcze jest, odsypiając całonocne pijaństwo. I jak się szybko okazało, nie pomyliła się ani o jotę. Dobrze, że pub dysponował również porządniejszym jedzeniem, więc wszyscy mieli szansę choć trochę się posilić.
- A co? Zauważyliście w końcu, że nas nie ma? - zapytał Dawid, siadając przy stoliku majora.
- Trochę to potrwało, ale tak. Zauważyliśmy — odparł z przekąsem zagadniony.
- Ulotniliśmy się. To nie był nasz klimat — powiedziała kobieta wymijająco, z chęcią przyjmując od kelnerki kubek parującej kawy. Co prawda nie wypiła tyle, ile jej koledzy, ale mocna kawa rano przecież każdemu się przyda na lepszy start.
- Macie jakieś plany na dzisiaj? - zagadnął ich Pawłowicz po chwili, orientując się, że nie wyciągnie z nich, gdzie byli zeszłej nocy.
- Taaa... Pobyć wreszcie w domu z dziećmi... Należy im się to. - Dawid był nad wyraz poważny.
- Jak wy sobie z tym wszystkim radzicie? Przecież wychowywanie dwójki tak małych dzieci nie jest łatwym zadaniem przy waszym trybie życia.
- Fakt, czasami jest ciężko, ale musimy sobie jakoś radzić, bo właściwie nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc. Dawida rodzeństwo mieszka zbyt daleko, a z własnymi rodzicami się nie widujemy.
- To przykre.
- Raczej skrajnie głupie i to wyłącznie z ich winy, bo gdyby cała czwórka była innymi ludźmi, teraz te nasze relacje wyglądałyby zupełnie inaczej — warknęła Marta, prychając złowrogo do kubka z gorącym napojem.
- Nie myśleliście nigdy o tym, by spróbować odbudować z nimi te relacje? - zapytał major po dłuższej chwili kłopotliwego milczenia.
- Żartujesz sobie? Prędzej osobiście wpakuję mojemu ojcu kulkę w łeb, niż będę szukał z nim nici porozumienia! - ryknął młody pilot, ku zdumieniu całej trójki, nie budząc przy tym ani jednego śpiącego żołnierza.
- Widzę w tobie mnóstwo nagromadzonej negatywnej energii.
- A ty co? W psychologa się bawisz? Wiesz, nie bardzo mam ochotę zwierzać się z moich problemów osobie, która na moich oczach robi słodkie oczy do mojej żony! - syknął młodzieniec, mocno nachylając się ku rozmówcy. - Radzę ci, facet, trzymaj się ode mnie, Marty i naszych emocji z daleka, jeśli nie chcesz mieć przeflancowanej tej przystojnej buźki...
Przez chwilę żołnierz przyglądał mu się uważnie, a potem rzekł z zimnym uśmiechem na ustach:
- Lepiej uważaj, młody... Nie masz pojęcia, z kim igrasz...
- A tym bardziej ty! - Marta wtrąciła się niespodzianie do rozmowy, a jej oczy rzucały nieprzyjemne błyski.
- Marta... No co ty... Przecież ja chcę wam tylko pomóc.
- Sądzisz więc, że jesteśmy złym małżeństwem, a twoja pomoc będzie polegała na skłóceniu nas, tak, jak ostatnim razem, co? - kobieta wyraźnie się wpieniła. W trymiga zaczęła podejrzewać, że wciąż podoba się majorowi, co jej osobiście bardzo nie pasowało.
- Weź, przestań... Po prostu widzę, jak oboje się szarpiecie... Po co? - mężczyzna starał się załagodzić całą sytuację, ale jego słowa jeszcze bardziej ją zaogniły.
- Najlepszym z tego wszystkiego wyjściem będzie, jak się od nas odpierdolisz — rzekł zimno Dawid, wstając od stołu. - Chodź, nie mamy co tu robić.
Po chwili oboje wsiadali już do samochodu. Głupie zachowanie żołnierza sprawiło, że przez całą drogę do domu nie odzywali się do siebie, w obawie, że chlapną coś głupiego, przez co i oni się pokłócą. Złość przeszła im dopiero na widok dzieci.
Nadia momentalnie do nich podbiegła, rzucając się mamie na szyję i nie puszczając przez dłuższy czas. Marta przytuliła ją mocno, z uśmiechem patrząc na synka trzymanego przez męża. Mały był bardzo do niego podobny, z czego ona się nad wyraz cieszyła.
- Jesteśmy już w domku, kochanie — rzekła czule do córeczki, gładząc ją po miękkich włosach. W tym czasie ich niania po cichu ulotniła się już z mieszkania. - Na razie nigdzie się z tatą nie wybieramy... Może pojedziemy później do wesołego miasteczka? Co wy na to?
Dziewczynka momentalnie się jeszcze mocniej rozpromieniła. Jej wesołe ślepka uświadomiły Marcie, jak blisko wtedy była od utraty tego wszystkiego.

Marta z westchnieniem żalu pomieszanego ze złością oderwała się od ust męża, gdy zabrzęczał dzwonek u drzwi. Wstała niespiesznie z kolan Dawida i wyszła do przedpokoju. Z lekkim wahaniem uchyliła drzwi i całkowicie oniemiała, widząc na korytarzu część byłej klasy swojego męża. Spostrzegając ich radosne uśmiechy, szybko wpuściła ich do środka, nawet nie pytając o cel ich wizyty. W ręku Maćka zauważyła torbę z alkoholami.
- Dawid! - ryknęła. Po krótkiej chwili do przedpokoju zdenerwowany jej krzykiem chłopak, a widząc swoich przyjaciół, stanął w miejscu niczym przymurowany.
- Co wy tutaj robicie? - zapytał mało inteligentnie.
- Zapomnieliście o własnej rocznicy ślubu? - zapytał Maciek, patrząc na przyjaciela.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 962 słów i 5213 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto