JW Agat zapomniane Rodziały XXIV-XXVIII

JW Agat Rozdział XXIV

Od autora.

Opowiadanie zawiera scenę 18+, dlatego niepełnoletnich proszę o pominiecie jej ;)

Scenka napisana specjalnie dla mojego ulubionego czytelnika ;p

miłego czytania :D

 
+18

Jego dłonie zaczęły błądzić po jej plecach, brzuchu, w końcu dotarły na pośladki. Złapał ją mocno i uniósł tak, by mogła owinąć swoje nogi wokół jego bioder. Przyparł ją do ściany, cały czas namiętnie całując, dłonie zaś ułożył na jej udach. Marta nie przerywając pocałunku, zaczęła ściągać mu koszulkę. Po chwili udało jej się ją zdjąć. Czarny podkoszulek wylądował na podłodze. Przyssani do siebie, rozbierali się nawzajem. Teraz kobieta w samej spódniczce leżała na łóżku, a na niej Dawid, w samych bokserkach. Dotykali się, całowali, jakby chcąc zapamiętać każdą cząstkę ciała swojego partnera. W końcu byli nadzy. Chłopak przeniósł swoje pocałunki na jej szyję i dekolt. Po dłuższej chwili, które dla niej były, jak wieczność, wreszcie dotarł do piersi. Wziął w usta jej sutek i zaczął ssać, doskonale wiedząc że sprawia jej to ogromną przyjemność. Ssał, całował, a ona jęczała z rozkoszy. Zszedł niżej, teraz pieszcząc jej brzuch.
- Dawid - jęknęła.
Zszedł jeszcze niżej, całując wewnętrzną stronę jej uda. Opuszkami palców dotykał jej krok, omijając jednakowoż jej newralgiczne miejsce i tym samym doprowadzając ją na skraj orgazmicznego szaleństwa. Po chwili językiem dotarł do jej łechtaczki. Wygięła się niczym kotka, czując jego gorący język w swoim wnętrzu. Po kilku minutach powrócił z pocałunkami do jej ust, by w tym samym czasie wejść w nią. Jęknęła prosto w jego usta i zacisnęła dłonie na jego plecach. Podczas gdy on poruszał się w niej, coraz bardziej przyśpieszając tempo, Marta wbiła mu swoje paznokcie i przeciągnęła dłońmi w dół, pozostawiając na jego plecach krwawe ślady. Przeniosła je następnie na jego pośladki i zacisnęła mocno. Jęczała z przyjemności, powodując u niego jeszcze większe podniecenie.
Szczytowali w tym samym czasie. W końcu opadł na nią. Ich spocone ciała przytuliły się do siebie. Dawid wysunął się z niej i padł na poduszki obok.
- Kocham się – zaśmiała się, podczas gdy jej pierś unosiła się w ciężkim oddechu. – Będę mogła pojechać do Gliwic?
- Jeśli musisz – odparł zrezygnowany, podciągając się na łokciu i przyglądając się jej uważnie. – Ale nie będę z tego zadowolony.
- Wiem, ale ja muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Dobrze, zobaczymy więc, co on od ciebie chce.


Pod koniec czerwca, tuż po zakończeniu roku szkolnego Marta z Dawidem i prawie całą jego klasą wolnym krokiem zmierzali do Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie miał się odbyć ślub zakochanych. Marta ubrana była w ciemnobordową sukienkę do kolan. Dawid natomiast, podobnie do jego kolegów, w mundur. Kiedy stanęli przed urzędniczką, ta lekko zaskoczona spojrzała na młodego chłopaka i resztę gości, lecz sprawnie i bez żadnego słowa sprzeciwu udzieliła im ślubu. Marta z radością patrzyła, jak młodzieniec wkłada jej na serdeczny palec piękną, białozłotą obrączkę. W chwilę później identyczną, tylko lekko większą założyła jemu. W jego oczach dostrzegła iskierki szczęścia, gdy pochylił się nad nią, by ją delikatnie pocałować.
- Jesteś już tylko moja – szepnął jej do ucha. Następnie razem z przyjaciółmi udali się do pobliskiej restauracji, gdzie przy kilku zarezerwowanych stoliczkach spędzili parę cudownych godzin.

Niedługo potem, gdy Dawid wyjechał na obóz, Marta wsiadła do auta i też się tam udała. Bardzo chciała jechać razem z chłopakiem, ale musiała iść na wizytę do lekarza, dlatego wyjechała dwa dni później.
- Witam – powiedział pułkownik, gdy weszła do jego gabinetu. Kobieta zauważyła, że z lekko zmarszczonymi brwiami zerknął na jej brzuch. Usiadła we wskazanym fotelu. – Napije się pani czegoś? – mężczyzna starał się być uprzejmy, chociaż próba samobójcza Mastersa widocznie wyprowadziła go z równowagi.
- Wodę poproszę… Dziękuję. Pułkowniku, co się dzieje z Michałem? Wiadomo coś więcej?
- Niestety nie. Odpowiada jedynie na pytania jak się czuje i czy go coś boli. Nie chce nic więcej powiedzieć. Wciąż tylko dopytuje się, kiedy pani przyjedzie i czy już pani jest.
- Rozumiem. Naprawdę bardzo dziwi mnie, że postanowił sobie odebrać życie.
- Tak, nas też to martwi. Pani Borkowicz, czy mógłbym zadać pewne pytanie?
- Oczywiście.
- Dlaczego pani się z nim spotkała przed paroma miesiącami? O czym rozmawialiście?
- O naszych prywatnych sprawach – odparła wymijająco.
- Borkowicz! – ryknął. – Zdajesz sobie sprawę, że wszystko co wiesz, może mieć kluczowe znaczenie?
- Nie musi pan na mnie krzyczeć! – uniosła się. – Doskonale pana słyszę i rozumiem, co pan do mnie mówi… Jakiś czas temu temu dowiedziałam się od moich rodziców, że przed moim wstąpieniem do wojska chcieli mnie oni zeswatać właśnie z Mastersem… Rozmawiałam z nim o tym w czasie naszego spotkania. Twierdził, że wbrew swoim rodzicom, zostawił mnie w końcu w spokoju.
- W końcu? – oficer wykazał zaskoczenie.
- Tak, bowiem musi pan wiedzieć, że przez cały mój pobyt tutaj, rok temu, major się do mnie przystawiał. Później, w czasie rozpraw, również.
- Dlaczego nigdy mnie o tym nie poinformowaliście, Borkowicz? Odsunąłbym Mastersa od służby z wami.
- Nic się nie stało. Poradziłam sobie z nim. – Marta machnęła lekceważąco ręką.
- Pani Marto – ton głosu pułkownika nagle złagodniał – proszę mi powiedzieć… Czy to Masters jest ojcem pani dziecka?
- Nie.
- Proszę wybaczyć, po prostu pomyślałem sobie, że może odmówiła mu pani wizyt z dzieckiem i się facet załamał.
- Nie, poruczniku. To nie jego dziecko… Czy istnieje możliwość, żebym z nim teraz porozmawiała?
- Przecież właśnie po to panią tutaj zaprosiłem… Chodźmy. – mężczyzna wstał ze swego fotela i poprowadził kobietę do skrzydła szpitalnego.

Marta jęknęła, widząc bladego żołnierza leżącego na szpitalnym łóżku.
- Marta – jęknął ochryple, widząc, że stoi w drzwiach.
- Prosiłeś, żebym do ciebie przyjechała, więc jestem. – podeszła do jego łóżka i usiadła na stołeczku. Masters z żalem spojrzał na jej brzuch.
- Jesteś w ciąży. – ni to zapytał, ni stwierdził.
- Tak i co ci do tego? – warknęła. – Czemu chciałeś się ze mną widzieć?
- Nie jest moje… Marta, proszę, wróć do mnie.
- Co?! – kobieta wyglądała na wstrząśniętą. – O czym ty pierdzielisz?
- Kobieto, ja cię przecież kocham… Nie możesz być z tym szczeniakiem.
- Czemu tak sądzisz? – zapytała z niesmakiem.
- Jestem ci przeznaczony, a ty się z nim gździsz. Proszę, musimy być razem.
- Dlaczego?
Masters oklapnął na poduszki z miną cierpientnika.
- Rodzice zagrozili mi wydziedziczeniem, jeśli cię nie zdobędę.
- Raczysz sobie ze mnie żartować? – fuknęła rozsierdzona. – To dlatego się chciałeś zabić? Dlatego jechałam tu, jak idiotka aż z Warszawy, by dowiedzieć się, że dorosły facet boi się swoich rodziców, bo uwierzył w te wszystkie bzdety o czystości arystokratycznej krwi?
- Przestań! Nawet nie wiesz, jak bardzo zależy mi na tym, by z tobą być.
- Nie piernicz, Masters… Zależy ci tylko na dobrej opinii swoich rodziców i całej tej dupiatej arystokracji. – Marta wstała z krzesełka z groźną miną. – Oświadczam ci, że nigdy z tobą nie będę. Mam męża i oczekuję z nim dziecka! Jestem szczęśliwa z Dawidem i nie mam zamiaru tego zmieniać. Odwal się ode mnie. Nie chcę już z tobą mieć nic więcej do czynienia.
- Pani kapitan? – pułkownik stojący za drzwiami sali, patrzył na nią lekko zaniepokojony, gdy wyszła wzburzona na korytarz. – Wszystko dobrze?
- Oczywiście. Pułkowniku, mam prośbę, gdyby Michał próbował się jeszcze ze mną jakoś skontaktować, to bardzo proszę mu to uniemożliwić. Ja sama zmienię numer, ale różnie może się przecież zdarzyć.
- Oczywiście… Co tam się stało?
- Masters pochodzi z rodziny arystokratycznej, tak, jak ja. Jego rodzice zagrozili mu, że go wydziedziczą, jeśli w końcu się ze mną nie ożeni i podejrzewam, że mój związek z Dawidem wyprowadził go z równowagi psychicznej, co doprowadziło do tego, że próbował się zabić.
- Dziwne to wszystko – stwierdził, gdy wracali do jego gabinetu. Rozmawiali w nim jeszcze przez kilka minut.


Gdy wracała do swego samochodu, zatrzymał ją Dawid, który wraz z własną grupą wracał właśnie z ćwiczeń.
- Wszystko w porządku? – zapytał ją, gdy podszedł do niej.
- Tak. Masters jest idiotą i nie zamierzam z nim i o nim więcej rozmawiać – powiedziała twardo.
- Bardzo się z tego powodu cieszę. – chłopak wziął ją w ramiona. – Już za tobą tęsknię… Mam nadzieję, że ten obóz szybko minie.
- Ja również… Wracam już, chcę zajechać do domu, jak najwcześniej.
- Dobrze, jedź ostrożnie. Kocham cię.
- I ja ciebie.

Gdy tylko wróciła do domu, odebrała telefon od swego dawnego dowódcy z Fok.
- Witam pana – powiedziała lekko niepewnie. – Coś się stało?
- Niestety, tak. Dzisiaj w nocy z więzienia zbiegł Kyle Walker… Zabił dwóch współtowarzyszy z celi i jednego strażnika. Odkryliśmy w jego posłaniu pokaźny stos pani zdjęć. Wszystkie były oszpecone. Przykro mi, ale dopóki go nie złapiemy, musi pani na siebie uważać. Być może osobiście przyleci do Polski, lecz równie dobrze może kogoś wynająć. Zalecam wobec tego zwiększyć czujności. Prawdopodobnie jest on niepoczytalny… Poinformowaliśmy wasze służby o poszukiwaniu go, obiecali pomoc.
- Uważa pan, generale, że Kyle zechce się na mnie zemścić? – jęknęła do telefonu.
- Niczego nie możemy niestety wykluczyć. Najlepiej niech pani teraz nie opuszcza jednostki – powiedział.
- Odeszłam z wojska.
- O cholera! To bardzo niedobrze. W takim razie postarałbym się na pani miejscu o jakąś ochronę.
- Dobrze, tak zrobię. Dziękuję za telefon.

Otrzymała dyskretną, policyjną ochronę, lecz dopóki nie wrócił z obozu Dawid, czuła się bardzo nieswojo. Dopiero wtedy zrezygnowała z niej. Przy swoim mężu czuła się dużo bezpieczniej. Pewnego lipcowego dopołudnia, gdy Dawid wybrał się ze znajomymi na kort tenisowy, Marta zdecydowała się wyjść na miasto w celu zakupienia kilku drobiazgów dla dziecka. Szła powolnym krokiem w stronę centrum. Przechodziła właśnie przez mniej uczęszczaną dzielnicę stolicy. W zasięgu wzroku nie było nikogo, chociaż był to środek dnia. Miała jednak wrażenie, że ktoś ją śledzi. Sprawdzała kilka razy drogę za sobą, lecz nikogo nie dostrzegła. Przyspieszyła więc tylko kroku, by szybciej wejść w bardziej zaludniony obszar miasta. Nagle usłyszała za sobą pospieszne kroki. Zdołała się odwrócić, przez co wymierzony w jej plecy nóż, trafił ją tylko w ramię. Wrzasnęła z bólu, gdy ostrze przecięło jej głęboko skórę. Poczuła mocne mrowienie, a po jej ręce zaczęła spływać gęsta krew. Prawą ręką zdołała jednak podbić dłoń zamaskowanego napastnika, gdy ten zamachnął się, by zadać kolejny cios. Ruchy nieznajomego kogoś jej przypominały. By się jednak dokładnie przekonać o swoich podejrzeniach musiałaby zastosować któryś z chwytów, nauczonych w Fokach, bądź GROMie, lecz ciąża jej to aktualnie uniemożliwiała. Miała jedynie możliwość wykręcenia mu ręki, co niezwłocznie uczyniła, jednak napastnik okazał się dużo silniejszy od niej i wkrótce ją unieruchomił.
- I’m back, sweetdarling*. – usłyszała męski głos tuż przy swoim lewym uchu. Zdrętwiała, zdając sobie sprawę, kto jest napastnikiem.
- Kyle. – zdołała wykrztusić. Czuła nóż na swoim gardle.

* Wróciłem, skarbie.


JW Agat Rozdział XXV

- Dokładnie, moja piękna… Jak widzę, jesteś w ciąży. Ah, to będzie słodka zemsta – wycedził przez zęby.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytała, starając się, by jej głos brzmiał jak najmniej lękliwie.
- Twojej śmierci, zdziro. – mocniej docisnął nóż do jej gardła. Jeszcze chwila i najpewniej by jej go rozpłatał.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego? Kiedyś mnie kochałeś – odparła spokojnie, nie chcąc go zdenerwować jeszcze bardziej.
- Dlaczego? Serio się pytasz?
- Przykro mi, ale tak.
- Marta, sprawiłaś, że wylali mnie z wojska, wtrącili do więzienia, ty mnie zostawiłaś i jak widzę, sprawiłaś już sobie jakiegoś nowego fagasa, ale najbardziej boli mnie to, że okazałaś się tak wielką idiotką, że pozwoliłaś się postrzelić, przez co zginęło moje dziecko! – warknął, ciągnąc ją w jakiś ciemny kąt. Starała się lekko opierać, lecz był zbyt silny. – Teraz ja sprawię, że ktoś będzie cierpieć po stracie tego bachora. Jak również twojej.
- Czemu tak bardzo mnie nienawidzisz? – zapytała.
- Sprawiłaś, że mój świat legł w gruzach, gdy odeszłaś z Sealsów. Później dowiedziałem się, że byłaś ze mną w ciąży. To był kolejny mocny cios, ale postanowiłem go jakoś przełknąć i dać ci jeszcze jedną szansę. A wiesz dlaczego?... Bo cię, kurwa, Marta kochałem! – jego głosie dało się słyszeć nutę szaleństwa. – Teraz za to wszystko mi zapłacisz, a twoja śmierć będzie wszystkim, czego w tej chwili potrzebuję.
Marta zamknęła oczy, w duchu żegnając się z ukochanym i dzieckiem, którego nawet jeszcze nie urodziła. Tak bardzo się bała. Poczuła, jak nóż trzymany przez mężczyznę, przecina jej delikatnie skórę na szyi. Jęknęła z rozpaczy.
- Tak, suko, płacz, jak i ja płakałem, gdy powiedziałaś mi o śmierci mojego dziecka.
- To było też moje dziecko! – Marta nie wytrzymała i ryknęła na niego. Trzęsła się ze złości i strachu. Nagle tuż przed nimi pojawiły się dwa radiowozy policyjne i wypadli z nich funkcjonariusze.
- Rzuć nóż! – krzyknął jeden z policjantów.
- Powiedz mu, że jeśli chce ze mną gadać, to niech mówi po angielsku. Nie uczyłem się tego twojego świszczącego języka.
- To Amerykanin. On nie rozumie po polsku. Prosi byście rozmawiali z nim po angielsku – powiedziała w stronę skupionych przy autach policjantów.
- Drop the gun! – powtórzył jeden z nich poprzednie polecenie swego kolegi.
- Why? – Kyle nie dawał za wygraną. Chciał kupić sobie, jak najwięcej czasu nim poderżnie gardło tej zdzirze.
- Rzuć nóż albo otworzymy ogień.
- Nic mi nie zrobicie. Nie jestem obywatelem tego państwa.
Nagle kątem oka dostrzegła Marta strzelca wyborowego przyczajonego na dachu najwyższego w okolicy budynku. Widziała, jak bierze na cel głowę Kylea. Przełknęła ślinę.
- Rzuć ten nóż! – wydarł się funkcjonariusz.
- Najpierw ją zabiję – rzucił i wykonał delikatny ruch nadgarstkiem, który przeciął kobiecie skórę w trochę dalszym miejscu na szyi. Syknęła z bólu, jednocześnie słysząc huk wystrzału. W chwilę później kula świsnęła jej koło ucha i utkwiła w głowie jej byłego partnera, który zwalił się w tył. Zdołała się uwolnić, nim pociągnął ją ze sobą na asfalt. Nerwowo przyłożyła dłonie do gardła, lecz krew z przeciętej skóry nie była zbyt obfita. Najprawdopodobniej krwawienie zostało zatrzymane przez strach, w jakim się znajdowała. Policjanci natychmiast do niej podbiegli i poprowadzili ją do ambulansu, który stał tuż za rogiem. Pielęgniarz fachowo opatrzył jej skaleczenie, orzekając, że nie została uszkodzona żadna żyła. Była to dość powierzchowna rana, która powinna się zagoić po najwyżej dwóch tygodniach. Rozcięte ramię oczyścił, zdezynfekował i odpowiednio opatrzył. Następnie Marta została wpakowana do jednego z radiowozów i zawieziona na posterunek. Niedługo później przybył tam również przerażony Dawid z przyjaciółmi. Była pani kapitan złożyła obszerne zeznania. Po zwolnieniu jej już z posterunku, wróciła z całą zaaferowaną grupą do mieszkania. Dawid wyglądał, jakby miał dostać zaraz apopleksji, ona była wciąż wystraszona, a znajomi zaskoczeni całym zajściem.
- Dawid, uspokój się już! – fuknęła w końcu, gdy rozwścieczony chłopak przeszedł koło niej już kolejny raz.
- Nie będę spokojny! – warknął. – Nie mogę uwierzyć, że ten chuj chciał cię zabić, bo go zostawiłaś!
- Dawid, on już nie żyje, przestań!
- Ma szczęście, ten pieprzony żłób, że policja mi go sprzątnęła sprzed nosa. Ja nie byłbym taki miłosierny, jak oni, o nie!
- Uspokój się! – ryknęła w końcu. Reszta spojrzała na nią zlękniona, bo znów obudziła się w niej pani kapitan. – Nie pomyślałeś o tym, jak ja się czuję? Choć najpewniej zwariował, kiedyś był moim przyjacielem!... Poza tym, kurwa Dawid, ta kula przeleciała jakiś centymetr ode mnie! Wiesz, co by było, gdyby on się na przykład ze mną zachwiał? Ja bym oberwała!

Chłopak zatrzymał się w połowie swojej wędrówki, zaskoczony wybuchem żony. Spojrzał na nią uważniej i przygarnął ją do swojej piersi. W swojej złości zupełnie zapomniał, że ona była przerażona i ranna, i że się otarła o śmierć.
- Przepraszam – szepnął jej do ucha.
- Bądź przy mnie przez parę dni, dobrze?
- Oczywiście.
- Marta, Dawid, potrzebujecie może czegoś ze sklepu? Możemy skoczyć, pomożemy wam. – zaofiarował się Filip, obecny wśród grupki znajomych.
- Dzięki, ale wszystko mamy – odparła Marta spoza ramienia Dawida.
- Spoko. To my się już zmywamy. Nie będziemy wam przeszkadzać. Trzymajcie się. Pamiętajcie, że jakbyście potrzebowali jakiejkolwiek pomocy, to jesteśmy do usług. – Agata, promieniowała niepokojem. Dawid chwilowo porzucił swoją żonę i poszedł pożegnać przyjaciół. Gdy wrócił, jego ukochana wpatrywała się tępo w okno, za którym pięknie świeciło słońce.
- Przepraszam, najmilsza. Byłem wściekły. Nie chciałem cię w żaden sposób lekceważyć, czy umniejszać twoich emocji. – objął ją za ramiona, uważając, by nie urazić jej w zranioną rękę.
- Wiem, skarbie. Nawet nie wiesz, jak bardzo się wtedy bałam. Że już nigdy więcej cię nie zobaczę, że nie urodzę dziecka, że ty będziesz cierpieć – szepnęła, opierając głowę na jego dłoni.
- Wiem, kochanie. Gdy usłyszałem, że policja cię wiezie na posterunek, bo ktoś próbował cię zabić, myślałem, że padnę, tam na tym korcie, trupem. Podobno tak zbladłem, że Filip myślał, że mam zawał. Dobrze, że ktoś zawiadomił policję.
- Tak. Też się cieszę. Ta starsza kobieta w oknie podobno zauważyła nóż w ręce Kyle'a. Mam szczęście, że ona tam była w tym oknie.


Tekst zawiera scenę 18+. Z dedykacją dla mojego ulubionego czytelnika :D

Miłej lekturki :D


Pewnego listopadowego dopołudnia, kiedy Dawid był już w szkole, odebrał od Marty bardzo dziwny telefon. Notabene w czasie lekcji.
- Kotku, nie mogę z tobą teraz rozmawiać, mam właśnie lekcję – szepnął do telefonu, podczas gdy jego nauczycielka sztyletowała go już wzrokiem.
- W dupie mam twoją lekcję – warknęła wściekła. – Wypieprzaj mi natychmiast z tej budy i leć, kurwa, do szpitala!
- A co się dzieje? – Dawid ciągle próbował toczyć rozmowę szeptem, nie zdając sobie tak naprawdę sprawy, że rozgrywa się coś bardzo dla niego ważnego.
- Rodzę, to się, kurwa, dzieje! – ryknęła mu do ucha. Na te słowa poderwał się z ławki, nie przejmując się oburzeniem nauczycielki i całkowitą ciszą, jaka zaległa nagle wśród jego kolegów.
- Co robisz? – zapytał głupio, jednakowoż pakując już swoje rzeczy do plecaka. – Ale jak to, rodzisz?
Jego koledzy na te słowa tylko wytrzeszczyli oczy ze zdumienia, a nauczycielka, do której zaczęło wreszcie docierać, co się dzieje, na migi pokazała zdenerwowanemu chłopakowi, że ma opuścić klasę.

Pół godziny później wbiegł na oddział położniczy. Dopadł jakiejś pielęgniarki i próbował jej wytłumaczyć, że na którejś z sal właśnie rodzi jego żona, gdy wtem drzwi do jednej z pojedyńczych porodówek otworzyły się gwałtownie i wyszedł z nich zdenerwowany lekarz. Zobaczył ubranego w mundur Dawida i natychmiast do niego podszedł.
- Ty jesteś Dawid? – zapytał.
- Tak, moja żona gdzieś tu rodzi.
- Wiem, wstrzymała cały proces porodu, zawiadamiając nas w bardzo żołnierskich słowach, że dopóki ciebie tu nie będzie, to nie urodzi dziecka.
Młody chłopak wytrzeszczył na niego oczy i łapiąc się za włosy, mruknął:
- Ja ją kiedyś zabiję.
Wszedł za doktorem do pomieszczenia, gdzie na wysokim stole leżała Marta, ubrana już w kitelek dla pacjentów.
- Chodź tutaj! – warknęła, dostrzegając jego wahanie. Podszedł do niej niepewnie. Chwyciła go mocno za bluzę na piersi i przyciągnęła do siebie. – Nie waż mi się tu zemdleć.
- Dobrze, skarbie – mruknął i pocałował ją w zroszone potem czoło.
- Czy teraz zdecyduje się pani już rodzić? – lekarz wykazał zniecierpliwienie.
- Niech się pan głupio nie pyta, tylko robi swoje!
Mężczyzna spojrzał na nią przeciągle i polecił pielęgniarce przygotowanie zastrzyku na ponowne wywołanie porodu dla pacjentki.

Czterdzieści minut później chłopak nie czuł już palców obydwu rąk i niemal ogłuchnął na lewe ucho od krzyków ukochanej.
- No, pani Marto, jeszcze tylko raz i będzie się pani mogła odprężyć – powiedział lekarz, spomiędzy nóg kobiety.
- Jak ja cię nienawidzę! – wrzasnęła do męża. Wszystko ją bolało, chciała się tego wreszcie pozbyć, odpocząć. Była nieziemsko wściekła na chłopaka za jej aktualny stan.
- Też cię kocham – mruknął, bohatersko starając się nie krzyczeć z powodu miażdżonych palców. W chwilę później oboje usłyszeli błogi dźwięk – płacz ich dziecka. Marta opadła bezwładnie na poduszki, a on starał się przywrócić krążenie w dłoniach. Tymczasem pielęgniarka wytarła dzieciątko i dokonała wszystkich niezbędnych pomiarów, zapisując je w książeczce noworodka. W chwilę później lekarz podał szczęśliwej Marcie owinięte w płótno niemowlę.
- Gratuluję. Dziewczynka. Zdrowa i silna. Kawał kobity. Pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu i trzy dwieście wagi. – uśmiechnął się do zmęczonej kobiety, która odwzajemniła uśmiech. Gdy chwyciła w ramiona córeczkę, na którą tak długo czekała, i której narodzin tak naprawdę się obawiała, łzy szczęścia puściły jej się obficie z oczu.
- Dawid – szepnęła do męża, który właśnie się nad nią nachylił. Oczami pełnymi łez spoglądał na swoją piękną żonę i śpiącą już córeczkę.
- Jest piękna – powiedział przez ściśnięte z emocji gardło. – Jak jej mama… Kocham cię.
Ostrożnie przytulił kobietę i dziecko. W chwilę później został jednak wyproszony na zewnątrz, by lekarz mógł w spokoju zaszyć pęknięte w czasie porodu krocze kobiety.

Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wybrał numer do Filipa. Kolega zgłosił się natychmiast.
- No i jak tam? - przyjaciel był podenerwowany.
- Córka, stary. Mam córkę! – jego głos przepełniała duma.
- Gościu! No to gratuluję!... Czekaj chwilę… Ej, ludzie! Zamknijcie się na chwilę! Uwaga! Dawidowi właśnie urodziła się córka! – wrzask jego kolegów był tak wielki, że musiał odsunąć rękę od ucha, by nie ogłuchnąć ponownie. Gdy Filip znów się zgłosił, Dawid szybko powiedział:
- Stary, wracam do moich dziewczyn. Przekaż w szkole, że nie będzie mnie tak przez około tydzień, dobra?
Nie czekając na odpowiedź, rozłączył się szybko i wrócił na salę. Trochę się zdziwił, gdy zobaczył, że ani Marty, ani dziecka na niej nie ma, ale obecna tam jeszcze pielęgniarka wytłumaczyła mu, że obie są w drugim pomieszczeniu, w sali poporodowej.
Wszedł tam i uśmiechnął się, widząc, że Marta trzyma na rękach opatulone zawiniątko.
- Jak się czujesz?
- Zmęczona i śpiąca, ale na razie jeszcze nie wolno mi usnąć. – uśmiechnęła się blado.
Dawid przyglądał się z czułością swojemu malutkiemu skarbowi. Powoli docierało do niego, jakie ma szczęście. Napięcie opuszczało jego ciało, co objawiało się u niego miękkością w kolanach. Oparł się więc ciężko o brzeg łóżka.
- Dawid, co się dzieje? – Marta spojrzała na niego niepewnie. – Dobrze się czujesz?
- T-tak. Chyba tak – odparł. – Wiesz, to uczucie jest silniejsze od wszystkiego innego.
- Wiem. – jej twarz rozjaśnił uśmiech miłości, gdy delikatnie pogładziła go po jego bujnej czuprynie. – Kocham cię. I przepraszam, że mówiłam takie głupoty w czasie porodu. Bolało mnie, chciałam żeby to się już skończyło i niestety oberwało się tobie.
- Nie musisz mnie za to przepraszać, bo wiem, że to nie były twoje prawdziwe słowa. – oparł się czołem o ramię kobiety. Spojrzał na dziewczynkę, która właśnie się obudziła. Zaróżowiona twarzyczka dziewczynki rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Mała wie, że tatuś jest przy niej – szepnęła Marta. – Chcesz ją potrzymać?
- A jeśli ją upuszczę? – Dawid okazał niepewność.
- Nie bój się. – delikatnie przekazała córeczkę mężowi. Ten lekko trzęsącymi się rękami wziął ją w ramiona. Delikatnie ją przytulił, a mała patrzyła na niego swoimi ślepkami. Kobieta z niejakim zdziwieniem, ale też i czułością patrzyła, jak w oczach jej ukochanego wzbierają łzy, które jednakowoż starał się przed nią ukryć. Ten chłopak, który pomimo takiej różnicy wieku zawrócił jej w głowie, który przy niej stał się o wiele twardszy i odporny psychicznie, teraz stał z ich córeczką na rękach, patrzył na nią z miłością w swoich cudnych, brązowych oczach i starał się ukryć, jak wielkie emocje nim targają. Przecież on był szkolony na żołnierza, na ramionach munduru nosił polską flagę, nigdy do tej pory, odkąd związał się z Martą, nie okazywał tak widocznie swoich emocji. Po prostu sądził, że nie licuje to z godnością polskiego żołnierza. Nagle podniósł wzrok i napotkał czułe spojrzenie żony.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytał cicho, kołysząc dziecko w ramionach.
- Ślicznie wyglądasz – odparła, uśmiechając się lekko.

 
Trzy dni przebywała w szpitalu. Dawid wrócił do szkoły już dwa dni po jej powrocie do domu i to wyłącznie na polecenie Marty. Oczywiście w związku z nazbyt długimi pożegnaniami z córeczką, spóźnił się na pierwszą lekcję. Wszedł do klasy i natychmiast wśród jego kolegów zapadła głucha cisza.
- Dzień dobry… Przepraszam za spóźnienie – mruknął, jednakowoż lekko już speszony wpatrzonymi w niego oczami.
- Siadaj – poleciła mu nauczycielka. – Jak się czujesz?
- Cholernie szczęśliwy. I diabelnie zmęczony – powiedział, siadając koło Filipa. Ten natychmiast zapytał:
- Stary, i jak to jest?
- Co?
- No, ojcostwo? Jesteś pierwszym facetem w naszej klasie, który ma dziecko, a jak przypuszczam również w naszej budzie.
- Gościu, to najlepsze uczucie, jakie cię może spotkać. Tego nawet nie da się opisać – zaśmiał się, a jego koleżanki zdały sobie nagle sprawę, że chłopak ma cudowny śmiech. Zaczęły wobec tego natychmiast żałować, że wcześniej się nim nie zainteresowały, bo teraz jakakolwiek szansa już przepadła. – Mam zdjęcie małej. – wyciągnął z kieszeni munduru telefon i pokazał stłoczonej nagle przy jego ławce klasie. Nauczycielka zachwyciła się córeczką swojego ucznia.
- Jak dacie jej na imię? – zainteresowała się.
- Nadia Marta Miętkiewicz – odparł z dumą.
- Ładnie. Mała daje wam spać w nocy?
- Nie bardzo. Płacze. Dlatego jestem niewyspany, przez co mogę przez jakiś czas niezbyt kontaktować na lekcjach.
- Rozumiem… Damy ci spokój jeszcze przez tydzień, ale potem wracasz do normalnego trybu nauki. I musisz nadrobić zaległości.
- Wiem.

Przez kilka następnych tygodni życie Marty i Dawida wyglądało bardzo jednostajnie: źle przespane noce, potem dla niego ciężkie godziny w szkole, powrót do domu i pomoc Marcie. Dla niej było to z kolei kilkanaście przespanych dodatkowych minut w czasie, gdy mała usypiała po jedzeniu, szybkie gotowanie obiadu i oczekiwanie na powrót chłopaka.

Tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia, odbył się chrzest malutkiej Nadii. Jej rodzicami chrzestnymi zostali Filip i Agata, z którymi Marta bardzo się przez ten czas zaprzyjaźniła. Już nie przeszkadzała jej ta różnica wieku. Był to mały, nieważny szczegół.

Wieczorem po skończonym niewielkim przyjęciu, gdy mała usnęła wreszcie snem sprawiedliwego, Dawid wpił się zachłannie w usta swej pięknej żony.


18+


Jego język poszukiwał jej, a gdy go odnalazł, zaczął z nim na zmianę walczyć i tańczyć, a robił to tak mocno, że aż ugryzł jej wargę. Smakował sączącą się krew. Ich usta nie traciły ze sobą kontaktu, oddychali głęboko przez nosy. Potem opuściła ręce i poczuła w końcu, jak idealnie jest już naprężony. Palcami wyczuwała jego ciepło, a także wilgoć. Powoli ściągnęła mu z ramion koszulę. W rozpaczliwej potrzebie pochyliła głowę do jego klatki piersiowej, językiem wyznaczając sobie drogę. Tak dawno się już nie kochali. Od czasu porodu był to ich pierwszy raz. Lekko się go obawiała, bo nie miała pojęcia, jak zareaguje jej zszyte krocze na penisa Dawida, ale desperacko go potrzebowała, więc zdecydowała się na ten krok. Dotarła po chwili do twardej, ciemnej brodawki. Nie mogąc się powstrzymać, wzięła ją w usta i polizała. Dawid oddychał ciężko, jedną ręką trzymając ją w pasie, a drugą próbując pozbyć się jej ubrania. Czuła jego wędrujące po jej ciele palce. Pomogła mu rozpiąć swoją sukienkę. Ta upadła na podłogę, odsłaniając jej jędrne piersi osłonięte ciemną, niebieską satyną i skąpe majteczki z tego samego koloru. Stał tak przez chwilę, chłonąc wzrokiem rozpościerający się przed nim widok. Jednakże jego potężna żądza nakazywała mu pośpiech, szybko więc uporał się ze stanikiem i majtkami, odrzucając je daleko za siebie. Mała nawet się nie obudziła, chociaż jej rodzice zaczynali zachowywać się trochę głośniej. Marta drżała przed nim naga, próbując przysunąć się do jego szerokiej klatki piersiowej. Przyciągnął ją ku sobie, zamykając usta na jej sutku. Ssał go mocno. Z przyjemnością czuła, jak jego język i zęby smakują ją, a zarazem dręczą. Była mokra. Czuła, jak jej pożądanie spływa po wewnętrznej stronie jej ud. A potem palec Dawida znalazł się między jej nogami. Z początku poruszał nim z rezerwą, nie dotykając jej tam, gdzie tego najbardziej pragnęła. Po kilku chwilach jego palec w końcu odnalazł łechtaczkę. Drżącymi palcami wyczuła pasek spodni Dawida, ścisnęła go ciaśniej i wyciągnęła ze szlufki. Opuścił w dół spodnie i pozbył się nich szybko. Jego ogromny, twardy penis uniósł się natychmiast. Marta pozwoliła sobie na radosny śmiech i zbliżyła się do męża, zaciskając dłoń wokół jego prącia, podczas gdy jej biust mocno naciskał na klatkę piersiową mężczyzny. Młody chłopak schylił głowę, by pocałować kobiece usta i jęknął w nie kiedy wyczuł, że jej kciuk głaszcze czubek penisa. Po chwili zwiększył objętość i był bliski spełnienia. Jego silne dłonie rozchyliły jej uda, a ona sama wypuściła z ręki jego penisa. Uniosła nogę i objęła nią biodro mężczyzny. Zarzuciła mu ręce na ramiona, paznokciami znacząc jego skórę. Syknął i poczuł, jak jego jądra pulsują. Chwycił ją mocno za szyję i patrząc jej w oczy, wszedł w nią gwałtownie. Kobieta wciągnęła powietrze i przytrzymała, przyzwyczajając się znów do uczucia nagłego wtargnięcia w jej ciało. Wycofał się, kiedy uniosła się lekko w górę, ale natychmiast ruszył ponownie. Wszedł głębiej i mocniej, co spowodowało, że odrzuciła głowę w tył z powodu narastającej przyjemności.
Znów się wycofał. Po chwili jego ruchy stały się regularne, mocne i szybkie. Szczupłe palce błądziły między jej udami, upewniając się, że jej łechtaczka nie została zaniedbana. Słuchał, jak kobieta jęczy, a jego penis bezapelacyjnie zawładnął tym słodkim wnętrzem. Nagle wpiła się palcami w niego, a jej oczy się rozszerzyły. Dochodziła. Orgazm targał nią tak mocno, że czuł, jakby sam dyktował, jak jej cipka ma się zaciskać wokół jego penisa. Zaspokojenie Marty objawiło się krzykiem, który natychmiast stłumił pocałunkiem, by nie obudzić dziecka. Kilka pchnięć później sam doszedł, wystrzeliwując w nią. Warknął przeciągle i oparł się rękami o ścianę ponad jej głową. Oboje dyszeli głośno. Chłopak czuł, jak jej soki pomieszane z jego nasieniem spływają mu po nogach. Był szczęśliwy, tak dawno już w niej nie był. Wyszedł z niej delikatnie. Uklęknął przed nią. Delikatnie sprawdził jej krok. Nic się nie stało, wszystko się już ładnie zagoiło, wiec liczył na to, że teraz będą się kochać dużo częściej, niż nawet przed ciążą.

Wigilię w tym roku spędzili jeszcze radośniej, niż w zeszłym, bowiem teraz towarzyszyła im ich ukochana córeczka, która napełniała ich świat swym wdziękiem i uroczym śmiechem. Niestety pierwszy dzień, choć rozpoczął się bardzo przyjemnie, został niestety zakłócony przez nagłe pojawienie się przed drzwiami ich mieszkania, matki Dawida wraz z jego rodzeństwem. Znów, ku swej rozpaczy, otworzyła im Marta. Fuknęła zirytowana ich widokiem, opierając się ramieniem o futrynę.
- Słucham? - zapytała, starając się, by jej głos brzmiał życzliwie.
- Przyszliśmy do Dawida, o ile ten oczywiście dalej tu z tobą mieszka - powiedziała starsza kobieta, patrząc na Martę niezbyt przyjaznym okiem. - Możemy wejść?
- A skąd przypuszczenie, że jest tutaj?
- Widzę jego kurtkę na wieszaku... Wpuścisz nas, paniusiu?
- Taa. Wejdźcie... - odsunęła się, by mogli swobodnie wejść. Gdy rozbierali się z kurtek, Marta cofnęła się do sypialni i powiedziała stosunkowo cicho:
- Dawid, jak skończysz, to proszę cię, przyjdź do salonu.
- Dobrze, zaraz przyjdę - szepnął, usypiając Nadię. Ubrany był w ciemnogranatową koszulę z długim rękawem, która pięknie uwydatniała jego mięśnie i podkreślała subtelną urodę. Marta natomiast miała na sobie lekko rozkloszowaną sukienkę do kolan, spiętą w talii czarnym paskiem.
Usiadła wraz z rodziną męża w salonie. Zdawała sobie sprawę, że to może nie być wcale przyjemna, rodzinna pogawędka. Przecież oni nie mieli pojęcia ani o ślubie, ani tym bardziej o dziecku. Po dłuższej chwili, kiedy pomiędzy kobietą a jej gośćmi panowała niezręczna cisza, Dawid wszedł wreszcie do pokoju. Przystanął przy fotelu żony zupełnie zdezorientowany widokiem matki i rodzeństwa. Wreszcie wyksztusił z siebie:
- A co wy tutaj robicie?
- Nie cieszysz się naszym widokiem? Synku, są Święta, od tak dawna nie mieliśmy normalnego kontaktu, że stwierdziłam iż pasowałoby cię wreszcie odwiedzić - powiedziała jego matka, smutnym wzrokiem spoglądając w jego ciemne, nieprzystępne oczy. Odkąd się od niej wyprowadził, widywała go bardzo rzadko, a od kiedy miał swoje własne konto bankowe nie przychodził już nawet po alimenty, które do dwudziestego szóstego roku życia miał mu wypłacać jeszcze ojciec. Teraz więc z niejakim zdumieniem patrzyła na swojego młodszego syna i nie mogła wyjść z podziwu. Zmienił się. I to bardzo. Z cichego, dręczonego przez własnego ojca chłopca, stał się niemal już dorosłym mężczyzną. I musiała sama przed sobą przyznać, że bardzo przystojnym. Zeszczuplał, choć nie był chudy, raczej mocno wysportowany, co było wyraźnie widać spod jego opiętej koszuli, zapuścił sobie również leciutki zarost, który dodawał mu wiele uroku, no i przede wszystkim sprawiał wrażenie dużo śmielszego, niż go pamiętała.
- Tak, są Święta, tylko, że najwyraźniej zapomniałaś już, że prosiłem cię, abyś tu więcej nie przychodziła... Nie mam za bardzo ochoty na spotkania z tobą.
- Dlaczego tak mówisz, synku? Naprawdę byłam dla ciebie tak złą matką? - kobieta załkała głośno, na co Maciek zmroził tylko swego brata lodowatym spojrzeniem. I on musiał przyznać, że braciszek mu się wyrobił.
- Mamo, nie byłaś ani dobą matką, ani złą. I wybaczyłbym ci to wszystko, gdybyś potem nie chciała mnie skłócić z Martą i doprowadzić do naszego rozstania! Myślisz, że mnie to wtedy nie bolało, gdy wyrzucałem cię za drzwi?... Kurwa! Mamo, zrozum, że ja Martę kocham i nie zrezygnuję z niej. I nie bardzo mam ochotę na wizyty u ciebie.
- A pomyślałeś choć przez chwilę o swojej siostrze? - zaperzył się Maciek. - Zapomniałeś, że Paulina też jest twoją siostrą? Zdajesz sobie sprawę, że ona za tobą tęskni i chciałaby się w miarę możliwości z tobą spotykać?
- Nie zapomniałem o niej - warknął Dawid. - Oczywiście, że pamiętam, że mam siostrę, tylko teraz do cholery mam trochę więcej własnych obowiązków na głowie!
- Dawid! - syknęła Marta, pociągając go za rękaw, bo za chwilę mogła wybuchnąć z tego jakaś awantura, a nie chciała się kłócić przy dziecku. Chłopak spojrzał na nią chmurnie, lecz już w chwilę później rozpogodził się, widząc jej proszące spojrzenie.
- Dobra, czego konkretnie chcecie? - warknął, siadając obok żony.
- Tego, że mógłbyś się czasem zainteresować, co się dzieje u matki. Wiesz, że wyrzucili ją z Politechniki?
- Dlaczego?
- Po skazaniu ojca zaczęłam pić - wyznała cicho kobieta.
- Ty sobie ze mnie żartujesz? - w Dawidzie znów zapłonął gniew. - Czy ty w ogóle myślisz? Jak mogłaś do tego dopuścić?
Jego matka nic na to nie odpowiedziała, tylko opuściła smutno głowę na piersi. Ponownie się rozszlochała.
- A teraz taka inna sprawa... Matka wpadła w alkoholizm, trudno, no ale stary... jak ty mogłeś wpaść, co? - warknął Maciej.
- Na łeb ci już padło? Przecież ja nie piję - odparł zaskoczony chłopak. - O czym ty pierdzielisz?
- Ja nie mówię o piciu, tylko o tym, że najpewniej musiałeś z Martą wpaść, bo innego wytłumaczenia nie widzę, dla smoczka i zabawek. - pochylił się i zza kanapy wyciągnął wspomniane rzeczy, rzucając je zdumionemu bratu.
- Kuźwa... a ja ich pół nocy szukałem - jęknął Dawid, obracając w palcach smoczek. Błagalnym wzrokiem spojrzał na swoją żonę. Marta, choć leciutko już rozbawiona jego miną, postanowiła mu jednak pospieszyć z pomocą.
- Tak, Dawid i ja mamy razem dziecko - powiedziała łagodnie, patrząc na smutną kobietę. Ta gwałtownie podniosła na nią oczy i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, podbiegła do Marty i trzasnęła ją w policzek. W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, a tymczasem na policzkach obu kobiet zaczynały wykwitać rumieńce.
- Mamo! - krzyknął skonsternowany Maciek, odciągając rodzicielkę od swojej szwagierki. - Co ci odwaliło?
- Ty zdziro! Jak śmiałaś zniszczyć życie mojemu synkowi? - syknęła, szamocząc się w objęciach starszego syna.
- Mamo! - huknął na nią Dawid, starając się wraz z bratem uspokoić rozszalałą kobietę. - Uspokój się, bo tylko pogorszysz swoją sytuację!
- Dawidku, synku mój, co ty teraz zrobisz, jak sobie w życiu poradzisz? - jęknęła, wciąż starając się oswobodzić.
- Normalnie! - warknął wściekły. - Zostałem ojcem, bo sam tego chciałem! I wziąłem z Martą również ślub! I nie potrzebowałem do tego ani twojej, ani tym bardziej ojca zgody! A tobie nic do tego ile mam lub ile będę miał dzieci, bo zawiadamiam cię uprzejmie, że na jednym się nie skończy - Marta spojrzała na niego lekko oszołomiona - i zamierzam sobie z tym wszystkim poradzić!... A teraz, bardzo cię proszę opuść to mieszkanie i żebym cię tu więcej nie widział!... Maciek, Paula... Wy chcecie się widywać z bratanicą?
Rodzeństwo spojrzało na niego krótko i kiwnęli zgodnie głowami.
- Dobra. A teraz jeśli możecie to odprowadźcie tą wariatkę do domu. Macie mój telefon, to się jakoś zgadamy na spotkanie... Cześć.
Na pożegnanie siostra zarzuciła mu się na szyję, a później mocno wycałowała również Martę i odeszła razem z bratem i mamą.
- Kurwa... ja ją kiedyś własnoręcznie zabiję. Nic ci nie jest? - zapytał zatroskany, przyglądając się policzkowi żony, na którym wykwitł już czerwony ślad.
- Nie, nic, piecze tylko lekko, ale poza tym jest ok - uśmiechnęła się do niego półgębkiem, przytulając się mocno do jego umięśnionego torsu.

Niecały miesiąc później odbyła się studniówka Dawida, na którą poszedł oczywiście z Martą. Opiekę nad córeczką przejęła chwilowo jej koleżanka z pracy. Co prawda Marta lekko palpitowała na samą myśl o zostawieniu dziecka z obcą, było nie było, osobą, ale w końcu dała sobie przetłumaczyć, że nic się nie stanie. Faktycznie, młodzi doskonale się bawili ze znajomymi Dawida z klasy, jednakowoż zbudzając początkowo pewne zainteresowanie wśród gości spoza szkoły, które na tej imprezie występowały jako osoby towarzyszące. Bawili się więc do białego rana. Po powrocie do domu zwolnili ze "służby" niemal zasypiającą już na stojąco opiekunkę. Choć oboje byli już bardzo zmęczeni, a w przypadku chłopaka swoje zrobił również wypity alkohol, postanowili nie iść jeszcze spać. Marta, która chciała po prostu posiedzieć przy ukochanym, nie miała jednakże pojęcia co szykuje jej lekko wstawiony już, małżonek. Ten bowiem, gdy tylko opiekunka wyszła, objął Martę w pasie i docisnął mocno do ściany. Z pasją wpił się w jej usta, jednocześnie unosząc do góry jej obcisłą sukienkę.

18+

Klęknął przed nią i omijając pas do pończoch i jak również je same, zaczął ściągać zębami białe, koronkowe majtki Marty. Kobieta zarumieniła się lekko, gdy zobaczyła w jaki sposób jej mąż pozbywa się tej części garderoby. Po chwili jej bielizna leżała odrzucona w najdalszy kąt sypialni, a Dawid właśnie zaczynał powolutku rozsuwać suknię żony, która wkrótce upadła jej do stóp. Uwolnił ją z niej, pociągając ją na środek pokoju. Została w samych szpilkach, biustonoszu i pończochach. Nadia spała cichutko w swoim łóżeczku, ustawionym pod przeciwległą ścianą.
- Tak perwersyjną kocham cię jeszcze bardziej – wymruczał, kiedy spojrzała na niego z góry z ogniem pożądania w oczach. Dawid tymczasem kontynuował swoją wędrówkę, jednakowoż rozpoczynając ją od zupełnie innej, bardziej nietypowej strony. Najpierw delikatnie pocałował wysokie szpilki żony, by po chwili zacząć lizać jej gładkie nogi. Najpierw całował jedną, aż doszedł do wyżej wspomnianego pasa do pończoch, a później tak samo potraktował drugą. Pokazywał, że wielbi całą swoją żonę. Jednakże Marta pragnęła tego ranka czegoś więcej. Wiedziała jednak, że opłaci jej się czekać, przecież jego wędrówka dopiero nabierała tempa. Jęczała jedynie z rozkoszy, a spływające po jej udach soki, były niemymi świadkami tego, jak było jej w tej chwili dobrze. Dawid widząc to, stwierdził, że nie pozwoli, by się zmarnowały. Zlizywał je więc długo i namiętnie, doprowadzając swoją kobietę na skraj szaleńczego uniesienia. Doprowadził ją w końcu do silnego orgazmu, składając mocny pocałunek na jej rozgrzanej kobiecości. Marta nieomal krzyknęła, nie sądziła bowiem, że może dojść w taki sposób. Kiedy ona wiła się z przyjemności, chłopak ułożył ją delikatnie na puszystym dywanie zaścielającym podłogę sypialni i kolejnymi pocałunkami przedłużał jej uniesienie. Gdy troszkę się uspokoiła, zdjął z niej jej pozostałe części garderoby. Podczas gdy on był całkowicie ubrany, ona nie miała już nic na sobie, co podniecało ich oboje. Pocałował ją szybko w usta, podniósł się i wyszedł z sypialni. Marta spojrzała na niego zaskoczona. Wrócił po chwili niosąc z kuchni szampana w kubełku wypełnionym lodem, dwa kieliszki i bitą śmietanę w spreju. Usiadł tuż za żoną i podniósł ją tak, by oparła się plecami o jego tors, a pupą czuła jego nabrzmiałego członka.
- Jesteś cudowny, skarbie – powiedziała Marta słabym ze zmęczenia głosem.
- Kochanie, ja jeszcze nawet nie zacząłem – lekko przygryzł jej ucho, po czym nalał szampana. – Za nas, Kotku.
- Za nas – powtórzyła cicho.
- Zamknij oczka, skarbie – powiedział cicho chwilę później, całując ją w kark. Znów ułożył ją delikatnie na dywanie. Marta nie wiedziała co się dzieje, lecz po chwili całym jej ciałem wstrząsnęły lekkie dreszcze, gdy coś zimnego wylądowało na jej łonie. Uczucie zimna szybko zniknęło, gdy zastąpiło je ciepło języka Dawida, który zlizał z niej śmietanę.
- Ej! Tak to się nie bawimy. – nie patrząc na jego protesty sprawnymi ruchami szybko go rozebrała, całując całe jego ciało. Gdy już był całkowicie nagi, popchnęła go na dywan i usiadła na jego brzuchu tak, by drażnić jego członka, który lekko muskał jej pupę.
– Teraz ja tu rządzę. – nałożyła na jego sutki bitą śmietanę i patrząc mu w oczy, zlizała ją drażniąc jego i nabrzmiałe pod wpływem chłodu brodawki. W końcu poczuła, jak drgnął jego penis. Teraz ona torturowała go z takim wyrachowaniem, że on sam, by się tego nie powstydził. Po kilku minutach tej słodkiej tortury, Marta nie wytrzymała i nabiła się na członka młodego mężczyzny. Całowała go zapamiętale i szybko się poruszała. Po kilku minutach oboje mieli dość, byli tak zmęczeni, że czuli, jak blisko jest orgazm. By go troszkę oddalić, chłopak wyszedł z niej i obrócił tak, że teraz był nad nią. Całował i przygryzał jej sutki. Tymi pieszczotami doprowadził ją niemal do szczytowania. Wtedy też wszedł w nią mocno i sam doszedł po kilku bardzo mocnych pchnięciach, opadając na żonę. Ostatkiem sił obrócił się tak, by ona leżała na nim i nie wychodząc z niej ani nie przenosząc się na łóżko, usnęli bosko zmęczeni, ale najszczęśliwsi na świecie.


JW Agat Rozdział XXVIII

- Dawid, uspokój się. Wszystko będzie dobrze... Przecież to tylko matura, a ty jesteś do niej cudownie przygotowany - powiedziała Marta, zawiązując mężowi krawat pod szyją.
- Taaa... ty już jesteś dawno po, więc nie masz się czym martwić. A ja muszę ją bardzo dobrze zdać, by dostać się do szkoły lotniczej - warknął zdenerwowany.
- Skarbie, zdasz to śpiewająco. Innego wyjścia nie widzę, bo przecież liceum zaliczyłeś na naprawdę wysokich ocenach. Pamiętaj, że nawet nauczyciele byli zaskoczeni - uśmiechnęła się blado. Pocałowała go lekko i wypchnęła do szkoły. Wróciła do pokoju, gdzie w kojcu leżała Nadia. Pogłaskała córeczkę czule po głowie i wzięła się za czytanie książki. Cieszyła się, że po wakacjach ma wrócić już do pracy. Z wielkim trudem przeczytała może ze dwie kartki. Była wyjątkowo podenerwowana, non-stop spoglądała na zegarek, a czas jak na złość dłużył jej się niemiłosiernie. Wyglądało to tak, jakby wskazówki uparły się stać w jednym miejscu. Nadia zmęczona próbami dosięgnięcia zawieszonej nad jej łebkiem zabawki, zasnęła błogo. Marta co jakiś czas spoglądała również na nią. W końcu sprawdziła córeczce pieluszkę i wróciła do szarpanego czytania. W końcu szczęknął zamek w drzwiach i do mieszkania wszedł Dawid. Był już bardziej opanowany, niż te kilka godzin wcześniej. Szybko podszedł do żony, po drodze rzucając marynarkę na fotel i wbił się w Marty usta. Zaskoczona tym kobieta, szybko oddała pocałunek.
- Co jest? - zapytała w końcu.
- Napisałem... Chyba wszystko. I wcale nie był ten polski taki trudny - powiedział, uśmiechając się do zaskoczonej ukochanej.
- No, to bardzo się cieszę. - objęła go mocno, z przyjemnością wyczuwając jego mocne perfumy.


Przez kolejnych kilka dni Dawid wracał do domu w różnym stopniu zdenerwowania, ale chyba najbardziej go siekło po ustnym angielskim, bowiem wrócił blady jak trup. Marta była tak przestraszona jego widokiem, że natychmiast usadziła go w fotelu.
- No i? - zapytała, patrząc mu w oczy. Gdy nic nie odpowiedział, powtórzyła pytanie, tylko w trochę innej formie: Co jest? Dawid, nie zdałeś?
Pokręcił przecząco głową.
- Dlaczego? Przecież byłeś doskonale przygotowany!
- Marta... Zdałem. - odblokowało go wreszcie.
- Co? - teraz ona zaniemówiła. - To dlaczego kręcisz głową, palancie? - trzepnęła go w tę jego ciemną czuprynę.
- Bo nie mogę w to uwierzyć. - jego głos drżał.
- Na ile?
- Co, na ile? - nie zrozumiał.
- No, na ile procent zdałeś, się pytam - zdenerwowała się lekko.
- Dziewięćdziesiąt pięć.
- Łał - szepnęła. - Gratuluję.
- A ty? Na ile zdałaś? - zapytał tak, jakby w ogóle nie dosłyszał jej wypowiedzi.
- To były trochę inne czasy.
- Taa... Jasne... No, na ile?
- Na setkę. Usatysfakcjonowany? - mruknęła, głaszcząc go delikatnie po jego bujnych włosach. Mruknął tylko coś niewyraźnie i przytulił się do niej.


Dwa lata później

Marta z dwuletnią Nadią na rękach ruszyła do drzwi, słysząc, że ktoś do nich puka. Otworzyła je i oniemiała. Na korytarzu stał jej były dowódca z GROMu i jakichś dwóch nieznanych jej oficerów z tej samej jednostki w stopniach kolejno podporucznika i majora.
- Dzień dobry. - pułkownik zasalutował jej, a następnie nonszalancko ucałował jej dłoń. - Czy moglibyśmy z panią porozmawiać?
- Dzień dobry... Tak, proszę. - wpuściła ich do środka i przeszli do salonu. Dawida nie było w domu. Szkolił się w bazie Lotnictwa Polskiego w Mińsku Mazowieckim. Miał wrócić dopiero za trzy dni.
- Coś się stało? - zapytała, umieszczając córkę w kojcu, dając jej zabawki i wskazując mężczyznom miejsca.
- Obawiam się, że niestety tak. Potrzebujemy pani pomocy.
- W czym? - zdziwiła się. - Od kilku lat nie jestem już żołnierzem.
- Wiem, lecz jesteśmy gotowi przywrócić panią do służby w razie pani zgody.
- Miałoby to być przywrócenie już na stałe czy tylko raczej takie jednorazowe?
- Myślę, że w tym względzie byśmy się już dogadali.
- Yhm... rozumiem. Więc, co się dzieje, co? Czemu tak nagle mnie potrzebujecie?
- Wie pani o tym porozumieniu wojskowym z Rumunią?
- Jasne... Czyżby chodziło o tych buntowników, którzy wprowadzją tam wielki zamęt?
- Dokładnie. Zagrażają tamtejszemu rządowi, szerzy się ogólnie pojęta anarchia. Rząd rumuński poprosił nas o wsparcie militarne, którego im udzieliliśmy. Wysłaliśmy tam już jeden nasz oddział, lecz niestety chłopcy dostali się do niewoli. Rząd rumuński robi co może, by ich wydostać, lecz bez wsparcia GROMu nie są w stanie zbyt wiele zdziałać - odezwał się jeden z dwóch pozostałych mężczyzn. Ten w stopniu majora.
- A z której jednostki wysłaliście chłopaków?
- Z dobrze pani znanego Agatu.
Marta lekko się zasępiła.
- I czego panowie wobec tego ode mnie oczekują? - zapytała po dłuższej chwili, podczas gdy panowie przyglądali jej się uważnie, a Nadia szalała w kojcu, rozrzucając zabawki wokół siebie i śmiejąc się z tego radośnie.
- Była już pani w tamtych okolicach. Zna je pani. Poza tym posiada pani pewne bardzo umiejętności, których nam bardzo aktualnie brakuje - odezwał się pułkownik.
- Czyli dokładnie jakie?
- Jako zwykły żołnierz, może pani również w razie potrzeby przedzierżgnąć się w snajpera.
- Nie ukończyłam przeież odpowiedniego szkolenia - zdziwiła się.
- Myślę, że te umiejętności, jakie pani posiada, w zupełności wystarczą.
- Rozumiem... Kto byłby moim dowódcą?
- Więc pani się zgadza? - wykrzyknął milczący dotąd trzeci z mężczyzn. Marta zmierzyła go przeciągłym spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
- Nie powiedziałam jeszcze, że się zgadzam. Narazie chcę uzyskać jak najwięcej informacji, by móc dokładnie przemyśleć tę propozycję. - chłodny ton głosu byłej pani kapitan sprawił, że wojskowy, który zadał to pytanie niemal wbił się w krzesło, na którym siedział. Pułkownik uśmiechnął się delikatnie, widząc konsternację swojego podwładnego. Tymczasem Marta spokojnie kontynuowała: Więc jak? Kto byłby moim dowódcą?
- Zna go pani. Kapitan Szymon Pawłowicz. Służyliście razem w GROMie tylko w różnych drużynach.
- A tak, pamiętam go. - Marta kiwnęła nieznacznie głową. - Z jakim stopniem bym miała służyć?
- Z takim, z jakim odeszła pani z GROMu. Jednocześnie byłaby pani zastępcą Pawłowicza w drużynie. - pułkownik udzielał odpowiedzi na wszystkie pytania z lekkim uśmiechem na twarzy, choć serce waliło mu mocno w piersi - tak bardzo był podenerwowany, chciał pozyskać Martę Borkowicz znów do swojej jednostki.
- Reszta chłopaków się na to zgodzi?
- Dostaną rozkaz - powiedział ostro nieznajomy jej major.
- Co zapewne sprawi, że mnie nie polubią, a przez to powstaną niesnaski w grupie.
- A więc co pani proponuje? - zapytał major z przekąsem w głosie.
- Rozmowę z nimi... Jeśli się zgodzą... Jeśli nie, to nawet nie mamy o czym mówić. Nie mam zamiaru wchodzić do zgranego zespołu, który mnie nie akceptuje.
- Rozumiem... Czy jest jeszcze coś o co chciałaby pani zapytać przed podjęciem decyzji?
- Oczywiście... Pozostaje nam do omówienia kwestia mojego wynagrodzenia. Ile dostanę za tę akcję?
- Dokładnie siedem tysięcy sześćset dziewięćdziesiąt dwa złote i siedemdziesiąt groszy. Jeśli będzie to pani tylko jednorazowa akcja. Jeśli nie, to wynagrodzenie za tę misję dostanie pani osobno, jak zawsze - odezwał się podporucznik.
- Pięknie to wyliczyliście. - podparła głowę na rękach. - Tyle, że ja wcale nie muszę zgadzać się na te warunki, a wy stracicie żołnierza, którego, jak sami powiedzieliście, bardzo potrzebujecie do tego zadania.
- Czy mam przez to rozumieć, że pani nas szantażuje w sprawie wynagrodzenia? - major wyprostował się w fotelu. Marta niezwłocznie uczyniła to samo. Od samego początku czuła, że ten mężczyzna jest jej przeciwny. Postanowiła zagrać z nim w częściowo odkryte karty.
- Bynajmniej, majorze, jednakże bym zgodziła się na powrót do GROMu powinniście zaproponować mi coś więcej, a nie tylko te pieniądze, które należą mi się jako żołnierzowi za wykonaną robotę. Ja w tym momencie jestem tutaj wolnym strzelcem i to od tego, jak wysokie wynagrodzenie mi zaproponujecie, zależeć będzie czy zgodzę się na dołączenie do drużyny na tę akcję - powiedziała swobodnie.
Zapadła głucha cisza. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Pułkownik zwiesił głowę, zastanawiając się ile może zaproponować Marcie bez narażania się na nieprzychylność ministra. Dopiero po naprawdę dłuższej chwili się odezwał:
- Jestem w stanie podnieść pani honorarium do ośmiu tysięcy.
- Mało... Piętnaście - odparła twardo.
- Dowództwo najwyższe nie zgodzi się na tyle pieniędzy. Jest pani tylko kapitanem.
- A i owszem. Tyle, że mnie na gwałt potrzebujecie. A ja sobie własnie tyle liczę za moje życie, które będę narażać, gdy tam polecę. A proszę pamiętać, że mam małe dziecko. - gestem wskazała na bawiącą się wciąż Nadię.
- Zaiste. Niestety cena ta jest zbyt wysoka, byśmy mogli ją tak swobodnie zaakceptować.... W takim wypadku obawiam się, że będziemy musieli znaleźć innego żołnierza o podobnych umiejętnościach, który panią zastąpi - powiedział szorstko major. Mężczyźni podnieśli się ze swoich siedzisk. - Przykro nam, że nie zdołaliśmy dojść do porozumienia... Życzymy szczęścia. - pożegnali się szybko i opuścili mieszkanie kobiety.


Nazajutrz rano Marta otrzymała telefon od Dawida.
- Cześć, skarbie. Jak się tam trzymacie? - zapytał, gdy tylko odebrała.
- Tęsknimy za tobą - odparła zgodnie z prawdą.
- Wiem. Za niedługo wrócę to pobędziemy kilka dni razem.
- Dlaczego tylko kilka?
- Wysyłają mnie z chłopakami na misję.
- Co? Już?
- Też jestem zdziwiony. Ale orzekli, że mam tak dobre wyniki i wyjątkowe zdolności do pilotowania maszyny, że mogą zrobić ten wyjątek i mnie tam posłać - wyjaśnił.
- Ale gdzie lecisz? - zapytała z jakimś dziwnym lękiem w sercu. Obawiała się tej odpowiedzi.
- Do Rumunii. Mamy wspomóc GROM w odbijaniu chłopaków z Agatu.
- Cholera... Musisz tam lecieć? - jęknęła.
- Kochanie, to dla mnie wyjątkowa okazja. Bedę mógł się wykazać... Być może uda mi się awansować. Wiesz co by to dla mnie, jeszcze w sumie studenta, kadeta czy jak to tam nazwać, znaczyło? Dla mojej kariery? - chłopak wyraźnie był podekscytowany.
- Wiem i ja to niestety rozumiem, ale, Dawid, ja się o ciebie boję... Co zrobię, gdy coś ci się stanie? Myślisz, że sama sobie poradzę? Poza tym... ja tu nie wysiedzę, wiedząc, że ty gdzieś tam walczysz. - jej głos zaczynał się powoli trząść i łamać.
- Marta... hej, co się dzieje? Czy ty tam płaczesz? - Dawid natychmiast się zreflektował.
- Jeszcze nie - warknęła zła.
- Skarbie, obiecuję, że nim mi nie będzie... Wrócę do was - powiedział cicho.
- Musisz wrócić. Proszę...
- Kotek, spokojnie. Póki co jestem jeszcze na szkoleniu i nic mi nie jest. Jak przyjadę, to spokojnie porozmawiamy... Teraz muszę już kończyć, bo zaraz wracam do dalszych zajęć, ale pamiętaj, że bardzo was kocham.
Młodzieniec rozłączył się, a Marta usiadła ciężko na kanapie. Spojrzała na śpiącą obok niej córeczkę, a następnie na zdjęcie stojące na komodzie, przedstawiające ją i Dawida tuż po ich ślubie. Uśmiechnęła się, wspominając tamten wyjątkowy dzień.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk kolejnego telefonu. Zerknęła na wyświetlacz - nieznany numer. Po chwili wahania odebrała jednak.
- Słucham? - zapytała niepewnie.
- Pani Borkowicz? - usłyszała. Westchnęła cicho i potwierdziła. - Witam, tu pułkownik Gąstała. Czy możemy porozmawiać?
- W cztery oczy oczy przez telefon?
- Narazie może być przez telefon... Dzwonię w sprawie tej propozycji, którą pani była uprzejma wczoraj odrzucić... Otóż rozmawiałem z ministrem. Zgodził się na te piętnaście tysięcy - powiedział szybko, jakby w obawie, że kobieta zechce mu przerwać.
- Rozumiem... Pułkowniku, przed chwilą rozmawiałam z moim mężem i dowiedziałam się, że on również weźmie udział w tej akcji, jako pilot jednego ze wspierających oddział GROMu myśliwców... Wobec tego, gdybym i ja zgodziła się w niej uczestniczyć, to ktoś musiałby zaopiekować się naszą córką, a ani ja, ani mąż niestety nie posiadamy nikogo, kto mógłby to zrobić - odparła.
- Hmmm... Myślę, że istaniałaby możliwość zatrudnienia jakiejś opiekunki, która zajmie się państwa dzieckiem na czas tej akcji. I wtedy mała byłaby rownież pod naszymi skrzydłami. Bezpieczna. - mężczyzna najwyraźniej pragnął za wszelką cenę pozyskać Martę.
- Dobrze... Ile mam czasu na zastanowienie się?
- Trzy dni. Za tydzień rozpoczynamy tę akcję.
- Dlaczego tak późno? Czyżby w tym momencie nie liczyła się każda sekunda? - zapytała zdziwiona.
- Oczywiście, lecz jak pani doskonale wie, liczy się także doskonały plan i logistyka tego całego przedsięwzięcia... A nie będzie to łatwe, zważywszy, że musimy przetransportować na teren Rumunii nasze myśliwce. Co prawca Rumuni użyczają nam swoich lotnisk, ale i tak musimy przecież się jakoś tam dostać - wyjaśnił spokojnie.
- Ile to może potrwać? - zapytała jeszcze.
- Obliczamy, że łącznie z drogą, to jakieś trzy dni. Nie więcej.
- I dostanę te piętnaście tysięcy?
- Tak.
- A mój mąż?
- Przykro mi, lecz tego niestety nie wiem.
- Rozumiem... Dobra... pierniczyć to... zgadzam się.
- Dziękuję, kapitanie. Otrzyma pani jeszcze dzisiaj odpowiednie dokumenty. Proszę się zgłosić do jednostki za trzy dni.
- Dobrze, będę napewno.
- W takim razie, do zobaczenia - wyłączył się, a kobieta zaczęła się zastanawiać, jak o tym wszystkim powie Dawidowi.

 
- Co zrobiłaś? - warknął Dawid, patrząc na swoją ubraną w mundur żonę. - Jak mogłaś?
- Raczysz się uspokoić czy masz zamiar dalej tak na mnie wrzeszczeć?
- Będę wrzeszczeć, bo zachowujesz się jak idiotka!
- Ty też, bo bierzesz udział w czymś, co nawet nie jest w zasięgu twoich możliwości. - Marta była coraz bardziej rozeźlona. Nie obchodziło jej, że te słowa mogą Dawida zaboleć. - Poza tym, mówisz do oficera, żołnierzu!
Tymczasem młody chłopak wytrzeszczył na nią najpierw oczy, a potem zwiesił głowę i powiedział smutno:
- Przykro mi, że we mnie nie wierzysz. Może i nie jestem tak doświadczonym żołnierzem jak ty, ale chciałbym ci w tym przynajmniej dorównać... Szkoda tylko, że zgadzając się na to wariactwo, nie pomyślałaś o Nadii. Jeśli tam oboje zginiemy, to mała zostanie zupełnie sama. - następnie wstał z fotela, na którym dotychczas siedział i wyszedł do kuchni.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 11142 słów i 61851 znaków, zaktualizowała 23 wrz 2018.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • igor

    Tak to jest to czego mi brakowało w tej historii :) Dziękuję Eleno za tak szybkie uzupełnienie tej opowieści. Zastanawia mnie tylko czy w oryginale również było tak wiele opisów  +18  :cool:  czy zastały dołożone pod wpływem chwili przy uzupełnianiu braków   :eek:

    18 kwi 2016

  • elenawest

    @igor było tyle scen, a dlaczego pytasz?

    19 kwi 2016

  • igor

    @elenawest z czystej ciekawości. Może z powodu kilku rozdziałów w jednym odniosłem takie wrażenie. Niemniej jednak opowiadanie jest bardzo wciągające i z przyjemnością je czytam, zwłaszcza że to bliski mi temat. :faja:

    19 kwi 2016

  • elenawest

    @igor ooo, no prosze :-) też lubisz wojsko?

    19 kwi 2016

  • igor

    @elenawest  ja nim żyję :jupi:

    19 kwi 2016

  • elenawest

    @igor yyy... Pasjonujesz się tym czy pracujesz tam?

    19 kwi 2016

  • igor

    @elenawest jedno nie wyklucza drugiego

    19 kwi 2016

  • elenawest

    @igor no fakt ;-)

    19 kwi 2016