JW Agat Rodział XII

- Dziękuję wam za pomoc. Jestem wam naprawdę wdzięczna. Bez waszego wsparcia, najpewniej by mnie zgwałcił, a wy zachowaliście się bardzo prawidłowo.
- Dobrze się pani czuje? – Paula wyglądała na bardzo podenerwowaną.
- Tak. Już jest dobrze… Idziemy? Jestem strasznie głodna… Chociaż… Może najpierw wezmę prysznic. Zajmijcie mi miejsce przy waszym stoliku, dobrze?
  
Trzydzieści minut później, czyściutka, pachnąca i z lekko mokrymi włosami weszła na stołówkę. Kilku żołnierzy obejrzało się za nią, gdy przechodziła między stolikami, co spowodowało tylko zaciśniecie pięści przez Dawida. Marta usiadła dwa miejsca od niego, by nie mógł wlepiać w nią wzroku, ani tym bardziej dwuznacznie dotykać pod stołem, choć nie była pewna, czy dopuściłby się tego drugiego czynu. Pierwsza ich wspólna kolacja przebiegła bardzo sympatycznie, chociaż kobieta miała leciutkie wrażenie, że jej to spoufalanie się z uczniami może zostać źle odebrane przez niektóre osoby. Postanowiła jednak, że lepsze kontakty z młodzieżą mogą jej pomóc w dalszej współpracy, więc zdecydowała olać ewentualne nieprzychylne zdania.
Godzinę później została wezwana do gabinetu Drumowicza, który poinformował ją, że za dwa dni Walker zostanie przetransportowany do Warszawy, gdzie oczekiwać będzie procesu i wizyty swoich dowódców. Pułkownik zlecił również Marcie wzięcie kilkudniowego urlopu, by mogła uspokoić zszargane nerwy. Gdy odmówiła, rozkazał jej dać uczniom z jej grupy tygodniowe wolne, co spowodowało, że ona sama musiała mieć je również. Tak więc, kolejne dni, aż do wolnej niedzieli toczyły się normalnym rytmem szkolenia. Marta wieczorami spotykała się z Dawidem. Odnajdywali w sobie coraz to nowe wspólne pasje, zainteresowania, czy cechy charakteru. Wreszcie dowódcy oznajmili swoim podopiecznym, że mają oni tydzień wolnego z możliwością wyjścia poza jednostkę, lecz bez wyjazdu z miasta. Nie zniechęciło to uczniów, którzy zaczęli zażywać swobody. Pomni jednakże tego, że pani kapitan Borkowicz potrafi być surowa, nie wszczynali żadnych awantur, zachowując się dość przyzwoicie. Zauważyła w końcu, że jej uczniowie darzą ją coraz większym szacunkiem i zaufaniem. Dzięki tym spostrzeżeniom doszła do wniosku, że zabierze tych, z którymi najlepiej się dogaduje, do jakiejś niedrogiej knajpki. Poinformowała odpowiednich uczniów o swoim zamiarze, wyznaczając godzinę dziewiętnastą w piątek, jako godzinę zero. Zebrała grupę dziesięciu uczniów spod głównego wejścia i ruszyła z nimi w miasto. Co prawda major Masters również był zaproszony na tą niezobowiązującą imprezkę, ale tylko prychnął, gdy go zaprosiła. Na szczęście pułkownik nie zgłaszał żadnych obiekcji co do wspólnego wyjścia, wiąc teraz jedenastka osób żwawym krokiem zmierzała w stronę oddalonej o dwa kilometry knajpki. Zaczynały się już upały, lecz mimo to wszystkie dziewczyny, w tym kapitan Borkowicz, założyły buty na obcasach. Uczniowie po raz pierwszy mieli możność zobaczyć ubraną całkowicie po cywilnemu panią kapitan, i to jeszcze w takim stroju. Krótkie jeansowe szorty opinały jej zgrabny tyłek. Długie nogi okryte miała delikatnymi beżowymi rajstopami, które sprawiały, że jej nogi wydawały się mocniej opalone, niż były w rzeczywistości. Obcisła krwistoczerwona bluzka, pięknie zarysowywała jej talię i pełne, nieduże piersi odsłonięte lekko przez dekolt. W ręce trzymała skórzaną kurteczkę i niewielki plecaczek. Nogi obuła w wysokie czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Zrobiła sobie również delikatny makijaż, który elegancko podkreślał jej wyjątkową urodę. Długie srebrne kolczyki, krzyżyk na łańcuszku i wysoko upięty koński ogon dodawały jej delikatnej drapieżności, ale przede wszystkim dziewczęcego uroku. Zaiste, teraz wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia lat. Dawid wprost pożerał ją wzrokiem. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Dotarłszy na miejsce, natychmiast otrzymali podłużny stolik, przy którym spokojnie usiedli. Już na samym początku wolnego, dowódcy zabronili im spożywania napoi alkoholowych, więc teraz zamówili głównie duże ilości coli, wody mineralnej i soków, oraz dwie duże pizze specjalność firmy, czyli wszystkiego po trochu. Oczekując na jedzenie, raczyli się co zabawniejszymi historyjkami z życia szkolnego. A raczej raczyli nimi panią kapitan.
Kiedy zaspokoili już głód, kiedy wesołe historyjki chwilowo się skończyły, przyszedł czas na nieco poważniejsze rozmowy. Uczniowie nabrawszy do Marty zaufania, zaczęli jej się niespodziewanie zwierzać z mniejszych, czy większych problemów emocjonalnych i uczuciowych. Marta słuchała uważnie, starając się udzielać całkowicie neutralnych rad. W końcu jakoś rozmowa zeszła na jej życie.
- Jak to się stało, że po ćwiczeniu gimnastyki zdecydowała się pani wstąpić do wojska? – zapytała ją Paula.
- Nie była to trudna decyzja, bowiem wszystko, co chciałam osiągnąć w gimnastyce, to akurat mi się udało, a wojsko zawsze było moim marzeniem. Po liceum zapisałam się do GROMu, gdzie udało mi się przejść szkolenie, ale będąc jedyną kobietą w jednostce, nie miałam łatwego życia. W końcu poprosiłam o możliwość wstąpienia do innej jednostki z zastrzeżeniem, że pozwolą mi wrócić do GROMu, jeśli tego będę chciała. Akurat generał mnie stosunkowo lubił, więc przystał na moją prośbę. Wyjechałam w wieku niecałych dwudziestu jeden lat do Stanów Zjednoczonych, gdzie zaciągnęłam się do Navy Seals. Przeszłam pełne szkolenie wojskowe i tylko pół na snajpera.
- Dlaczego tylko pół? – zainteresował się Filip.
- Nie przeszłam zajęć strzelania z zimnej lufy. W końcu zrezygnowałam i wystąpiłam o przyjęcie mnie w szeregi zwykłych żołnierzy. Moje bardzo dobre wyniki sprawiły, że zostałam przydzielona do pierwszego batalionu, którym dowodził pułkownik Kyle Walker.
- A jakim sposobem dostała się pani do wojska Stanów Zjednoczonych? Przecież trzeba mieć amerykańskie obywatelstwo, by móc tam służyć – zainteresował się Dawid.
- Mam amerykańskie obywatelstwo. A konkretnie podwójne… Mój dziadek wyemigrował do Stanów, kiedy miał jakieś szesnaście lat. Poznał tam moją babcię. Mój tata zdecydował, że będzie mieć jedynie amerykańskie obywatelstwo, a ja, że chcę mieć obydwa. Nie było więc większych problemów – wyjaśniła spokojnie.
- A dlaczego rozstała się pani z pułkownikiem Walkerem?
- Osobiste pytanie – mruknęła.
- No to inne… Myślała pani, aby mieć dzieci?
Marta zamarła ze szklanką napoju w ręce, ale w chwilę później opanowała się i odparła:
- Kiedyś myślałam. Teraz już dawno niestety nie.
- Dlaczego?
- I znów. Osobiste pytanie.
Reszta wieczoru minęła im wyjątkowo miło. Uczniowie wyczuli, że ich opiekunka nie ma zbytniej ochoty rozmawiać na temat swojego życia osobistego, więc zaniechali pytań tego typu, koncentrując się na rzeczach neutralnych.
Wróciwszy do jednostki, pod swoimi drzwiami zastała wściekłego Mastersa.
- Gdzie żeś była? – ryknął, gdy tylko ją zobaczył. Wzdrygnęła się lekko, ale pewnym krokiem podeszła do niego.
- Mówiłam ci przecież, że wychodzę z naszymi uczniami do knajpki. Zaprosiłam cię nawet, ale zbyłeś mnie byle prychnięciem. Co ci więc teraz do tego, gdzie chodzę? Jest wolny wieczór, a ty nie jesteś ani moim dowódcą, ani ojcem czy partnerem, więc przestań mnie na każdym kroku kontrolować! – syknęła, przekręcając klucz w zamku. – Poza tym, z tego, co pamiętam, to byłeś na mnie obrażony, więc spływaj stąd!
- Przestałem się gniewać – mruknął. – Poza tym, czemu się tak bardzo wściekasz? Dobrze mi się z tobą pracuje, więc nie chciałbym, aby coś ci się stało w czasie jakiegoś durnego wyjścia z naszymi uczniami.
- Jeśli uważasz, że są durni, to i ty taki jesteś, bo ich uczysz! – warknęła zła. Popsuł jej nastrój! A było tak miło…
- Uważaj co mówisz! – syknął, postępując w jej stronę.
- Nie przestraszysz mnie!
- Nie chcę cię straszyć, tylko się tobą opiekować, a ty uniemożliwiasz mi to! – zgłosił pretensję.
- Faceci! Wy chyba naprawdę nie rozumiecie co się do was mówi, prawda?... Po raz kolejny powtarzam ci, matole, że nic kompletnie do ciebie nie czuję i nie chcę być z tobą! Wbij to sobie wreszcie do głowy!
- Nie zrezygnuję z ciebie!
- Będziesz musiał – mruknęła, patrząc mu hardo w oczy. – Bo ja się już z kimś związałam!
Weszła szybko do pokoju, pozostawiając Michała w stanie lekkiego otępienia na korytarzu i zamknęła drzwi na klucz.
- Ale jak to? – szepnął zaskoczony. – Nie pozwolę ci odejść! – mruknął cicho i wszedł do swojego pokoju.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1559 słów i 8962 znaków, zaktualizowała 3 lut 2017.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto