JW Agat Rozdział XXXV

Marta przez dłuższy czas wpatrywała się w drzwi pokoju, za którymi zniknął Dawid.
- Co ja ci takiego zrobiłam? - zapytała beznadziejnie. Z jej oczu spływały łzy, brudząc jej twarz na czarno. Mimowolnie zerknęła na Nadię bawiącą się beztrosko w swym kojcu, zupełnie nieświadomą tego, że jej świat może się diametralnie zmienić w najbliższym czasie. Wciąż płacząc, kobieta podeszła do córeczki i klęknęła przy niej. Po chwili wzięła ją w objęcia i mocno przytuliła.
- Mamusiu... Co se stało? Cemu płaces? - Nadia zauważyła natychmiast łzy mamy.
- To nic, kochanie. Jakoś sobie poradzimy, skarbeńku.
- Dobze.
Najbliższy tydzień minął kobiecie wyjątkowo parszywie. Nie wiedziała jak ma funkcjonować w pracy, bowiem oznaczało to spotykanie się z Pawłowiczem, a każde takie nawet najdrobniejsze spotkanie sprawiało, że żal po odejściu Dawida wzmagał się jeszcze bardziej. No i do tego dochodziły ciągłe pytania Nadii, gdzie jest tatuś, za którym bardzo tęskniła. Chociaż dzwoniła do niego codziennie, ani razu nie odebrał telefonu. Milczał konsekwentnie.
Tydzień po rozstaniu, na jej prywatny numer zadzwonił niespodziewanie Pawłowicz z prośbą o spotkanie. Zgodziła się niechętnie i już w trzy godziny później siedziała w jednej z warszawskich restauracji z Nadią na kolanach. Gdy ujrzała swego kolegę z jednostki, głos uwiązł jej w gardle, bowiem wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.
- Co ci się stało? - zapytała go zaskoczona. - Ktoś cię pobił?
Kiwnął tylko głową i opadł na krzesło obok niej.
- Ale jak to się stało?
- Twój mężulek mnie odwiedził - powiedział szorstko.
- Słucham? To Dawid cię tak załatwił.
- Taaa... Bardzo dobitnie powiedział mi co myśli o naszym romansie. - skrzywił się lekko, mówiąc te słowa.
- O naszym czym?
- No mówię przecież, że o romansie. Nie wiem co on sobie ubzdurał.
- Ta, ja też nie. Zupełnie nie wiem - odparła wyjątkowo smętnie, co natychmiast zwróciło uwagę żołnierza.
- Co jest? Poprztykaliście się?
- O ciebie konkretnie rzecz biorąc. Dawid twierdzi właśnie, że łączy mnie z tobą seks. Tydzień temu się od nas wyprowadził.
- Nie żartuj! - komandos był wyraźnie wstrząśnięty.
- A czy ja wyglądam na taką co żartuje z tak poważnego tematu? - zezłościła się. - A teraz mów! Co Dawid konkretnie chciał.
- Konkretnie to chciał żebym zdechł. To tak w skrócie. Mam opowiedzieć ze szczegółami?
- Nie denerwuj mnie! - prychnęła.
- Spokojnie, bo sobie jeszcze zaszkodzisz.
- Gadaj!!!
- No już, już. Przyszedł do naszej jednostki jakieś cztery godziny temu. Ewidentnie było widać, że jest wkurwiony, chociaż starał się trzymać fason. Poprosił mnie o rozmowę i się zgodziłem. Wtedy powiedział, cytuję "Przestań pieprzyć moją żonę." Stałem jak kołek, bo zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Odparłem, że jesteśmy tylko kolegami z pracy i nic więcej.
- Więcej to ty chciałeś - zauważyła cierpko.
- Zgadza się - przyświadczył - ale teraz już nie chcę. Przejrzałem na oczy.
- Ooo, patrz, to coś nowego.
Kapitan spojrzał na nią jakoś dziwnie i kontynuował:
- Wyśmiał mnie, mówiąc, że ma dowody. Kiedy spytałem go jakie, odpowiedział mi, że co prawda nie ma zdjęć, ale na pewno nas coś łączy, bo wielokrotnie widział jak wychodziłem z twej kwatery w Agacie. Swój jakże inteligentny monolog zakończył słowami "Zdechnij łajzo i przestań obracać Martę", po czym mi przyłożył. Nie pozostałem mu więc dłużny, przez co wywiązała się bijatyka i musiała nas rozdzielać żandarmeria.
- Jemu już całkowicie odpieprzyło - mruknęła strapiona. - Mówił coś jeszcze?
- Tak, chociaż przez rozbitą szczękę mówił dość niewyraźnie. Zrozumiałem jednak, że wyzywał się od półgłówków, przy czym on używał bardziej obrazowych określeń.
- Prawdziwy kretyn... Gdzie on teraz jest?
- W pierdlu - odparł Pawłowicz spokojnie. Marta natychmiast zesztywniała. - Ej, wyluzuj, nie grozi mu sąd wojskowy, co najwyżej grzywna, bo nie mam ochoty składać na niego skargi i toczyć z nim batalii sądowych. - uśmiechnął się krzywo, widząc jej niedowierzanie. - Teraz musisz wpłacić za niego kaucję i będzie po krzyku.
  
Godzinę później spojrzała krytycznie na męża, który w poszarpanym ubraniu wyszedł z bloku więziennego do holu, w którym czekała Marta z Nadią. Dziewczynka natychmiast podbiegła do ojca i rzuciła mu się na szyję.
- Co ty tu robisz? - Dawid wyglądał na zaskoczonego widokiem swojej żony w budynku więziennym żandarmerii.
- Czekam na ciebie, głąbie! Myślisz, że kto wpłacił za ciebie kaucję?... Chodź... Jedziemy do domu.
Ruszył za nią ze spuszczoną głową, czuł się winny tego, że naraził ją na takie stresy.
Gdy weszli do mieszkania stanął w progu salonu i spojrzał na ciężarną żonę.
- No? - zapytała go ostro, zakładając ręce na piersi. - Masz mi zamiar coś powiedzieć? Zachowałeś się jak kompletny idiota!
- Będziesz mi to teraz przez długi czas wypominać? - warknął zły.
- A ty będziesz walczyć ze mną czy o mnie? Bo jeszcze jeden taki wybryk, a stracisz mnie bezpowrotnie.
W oczach Dawida ujrzała coś jakby cień strachu. Przełknął ślinę i zrobił dwa kroki ku niej i znów przystanął, patrząc na nią uważnie.
- Marta - zaczął zdławionym głosem. - Byłem kretynem.
- Zgadza się. - spojrzała na niego krótko. Przekrzywił lekko głowę i skrzywił się.
- Naprawdę, nie wiem jak mogłem uwierzyć w to, że taka jesteś - rzekł chłodno.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1045 słów i 5654 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • igor

    Hi hi hi pomroczność Dawida ustąpiła

    25 kwi 2016

  • elenawest

    @igor przekonasz się w kolejnej części czy aby napewno ;-)

    25 kwi 2016