JW Agat Rozdział IV

- Dlaczego nie powiedziałaś mi kim jesteś? – zgłosił pretensję Dawid, gdy po skończonym treningu wracali do swoich kwater. Cały umorusany był od błota.
- A co by to dało? – zapytała z lekkim uśmiechem Marta, patrząc jak próbuje się pozbyć plam błota z munduru.
- Byłbym przygotowany na coś takiego, a tak to o mały włos nie padłem tam na zawał serca... Przecież ty jesteś postrachem tej jednostki!
- I to jest dziwne, bo nic nikomu nie zrobiłam, a wszyscy się mnie boją – zauważyła.
- Po dzisiejszym dniu może się to jeszcze wzmóc.
- Bo zarządziłam ten bieg?... Dobrze wam zrobił.
- Przypuszczam, że nie wszystkim. Większość dziewczyn dostała rozstroju nerwowego z powodu błota, po jakim nas przeczołgałaś.
- A ty?
- Co ja?
- Nie dostałeś takowego? – zapytała.
- A dlaczego miałbym? Jestem facetem, błoto na moim ubraniu czy we włosach nie robi na mnie wrażenia. Nie rozklejam się też przy każdej okazji.
- To dobrze, bo ja nie cierpię miękkich facetów – wyznała z głębi serca.
- Dlaczego?
- Bo są ciotowaci – odparła krótko.
- Więc jakich lubisz?
- Dobrze zbudowanych, kulturalnych, z poczuciem humoru.
- Ja się zaliczam do, któregoś z nich? – zapytał nieśmiało.
- Jesteś uroczy, to na pewno. I wytrwały, bo dzisiejszy trening do łatwych nie należał, i to mi w tobie imponuje, bo masz ducha prawdziwego żołnierza… Jeśli jutro nikt nie wyskoczy z czymś głupim, to damy wam trochę odpocząć.
- A jestem przystojny?
Zaśmiała się, słysząc to ciche pytanie.
- Jesteś przystojny, ale nie licz, że jeszcze ci to powiem, bo nie od tego tu jestem… Skup się na treningu, a nie na tym, co o tobie myślę.
- A co myślisz?
- Że mnie wkurzasz i jeśli nie przestaniesz się tak głupio pytać, to zafunduję ci kolejny, tym razem prywatny i dwudziestokilometrowy trening – warknęła zła. Dawid skrzywił się i mruknąwszy "dobranoc” pomaszerował ku pokojowi, który zajmował wraz z trójką kolegów.
  
- Jej! Szybko poszło. Udało ci się ją jakoś udobruchać, żeby nam jutro trochę odpuściła? – zapytał jeden z chłopaków, gdy tylko Dawid wszedł do środka.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą. – Sama do tego doszła.
- Niezła z niej laska. Chętnie bym ja poobracał.
- Mógłbyś się przymknąć? – warknął chłopak, ściągając swoje brudne rzeczy.
- Co ci się stało? Ty masz na nią chętkę? – zadrwił kolega.
- Stul dziób, dobra?
- Uaa, Dawid zrobił się czepliwy... Przyznaj się… zabujałeś się w niej?!
- Kazałem ci się zamknąć! – warknął tamten, coraz bardziej czerwieniejąc na twarzy.
- Daj spokój chłopie. Przecież każdy widzi, że robisz do niej maślane oczy. Przyznaję, niezła z niej sztuka, ale daruj sobie, bo pobawi się tobą i kopnie cię w dupę, jak rasowa suka.
Po tych słowach akcja gwałtownie się rozwinęła. Dawid niczym rozjuszony byk rzucił się na kolegę, zwalając go z łóżka na podłogę i przyłożył mu w szczękę. Dwóch pozostałych w pokoju chłopaków siedziało na swoich łóżkach i zaśmiewało się z bijatyki kolegów. Wkrótce do gapiów dołączyło kilkunastu innych uczniów, więc harmider jaki od tego wszystkiego powstał, ściągnął im na kark obydwu wychowawców. Ostry gwizdek i zdecydowany rozkaz, natychmiast ustawiły wszystkich do pionu. Z nosa Dawida ściekała krew i trzymał się za lewy bok, a jego kolega miał rozcięty łuk brwiowy i usta pełne krwi, bowiem brakowało mu wyłamanego zęba.
- Co się tutaj do cholery dzieje? – zapytała Marta, patrząc na nich surowym wzrokiem. – Każdy, kto nie uczestniczył w tej bójce i jak podejrzewam przyszedł tutaj w jej trakcie, ma opuścić natychmiast ten pokój.
Powstało małe zamieszanie, gdy uczniowie z ociąganiem wychodzili na korytarz.
- Przepraszam pani kapitan, to już się nie powtórzy – odparł Dawid, ciężko oddychając.
- Oczywiście, że nie, bo jedno z was zostanie stąd wydalone, jak tylko dowiemy się w jakich okolicznościach doszło do tej awantury… Tomek, idź natychmiast do pielęgniarki, niech to obejrzy, bo nie wiem czy nie trzeba będzie założyć szwów. I poproś jakiś środek przeciwbólowy na tego wybitego zęba – powiedział Michał. Chłopak szybko go wyminął i wyszedł na korytarz. Kobieta natychmiast zamknęła za nim drzwi, odgradzając ich od ciekawskich spojrzeń gapiów, którzy teraz kotłowali się na zewnątrz.
- Gadać! Jak do tego doszło?
  
Czterdzieści minut później, gdy wszystkie okoliczności zostały już wyjaśnione, dwójka dowódców wyszła z pokoju chłopaków i skierowała się w stronę pokoju Michała. Usiedli przy niskim stoliku.
- Co chciałabyś z nimi zrobić? – zapytał cicho mężczyzna.
- Wydaje mi się, że najlepszym sposobem będzie przenieść jednego z nich do innej grupy, a tym samym dać mu inny kwaterunek, by już nie doszło do podobnych scysji. Wiem, że wtedy Dawid może pokłócić się z kimś innym, ale chyba wole tak to rozwiązać. Myślę, że pułkownik zgodzi się na takie rozwiązanie.
- Być może tak. A kogo chcesz przenieść? Dawida?
- Nie, Tomka.
- Dlaczego akurat jego? Nie łatwiej będzie tego, który pierwszy rozpoczął bójkę?
- Teoretycznie tak, tyle że Tomek sprowokował Dawida. Poza tym widzę w chłopaku duży potencjał na dobrego żołnierza, i wspólnymi siłami możemy go odpowiednio ukierunkować.
- A w jego koledze tego nie widzisz?
- Wybacz mi, ale niestety nie.
- Zdajesz sobie sprawę, że faworyzujesz w tym momencie Dawida? Przyznaję, jest zdolny, ale obawiam się że przemawiają przez ciebie jakieś uczucia wyższe. Ten młodzik ci się podoba?
- Raczysz sobie ze mnie żartować? Oczywiście, że nie, ale tak, jak powiedziałam, widzę w nim potencjał i nie chciałabym go wydalać z grupy.
- Zaczynasz wchodzić w psychologię – mruknął niechętnie.
- Każdy dobry dowódca tak robi. Nauczyłam się tego w Fokach, gdy byłam zastępcą dowódcy pierwszego plutonu.
- Łał! Wysoko zaszłaś!
- Miałam dobrych nauczycieli – odparła wymijająco.
- Chyba żałuję, że tam nie służyłem. Może wtedy bym cię wcześniej poznał…
  
- Możemy porozmawiać? – zapytał Dawid nazajutrz rano, gdy tylko otworzyła mu drzwi.
- O czym? – odparła pytaniem, wpuszczając go do środka.
- O tej wczorajszej sytuacji. Naprawdę mi przykro, że cię tak nazwał.
- Nie powiedział mi tego prosto w oczy, więc mnie to praktycznie nie boli – powiedziała, wzruszając ramionami.
- Ale mnie tak!
- Dlaczego?
- Bo nie lubię, gdy ktoś w mojej obecności obraża kobietę. Zwłaszcza tak śliczną i wartościową… Poza tym, dlaczego to nie mnie przenosicie do innej grupy, tylko jego? Przecież to ja zacząłem tę bójkę.
- Fakt, ale ty wydajesz nam się bardziej wartościowym uczniem, który pod naszą opieką może stać się naprawdę dobrym kandydatem na żołnierza.
- Hmmm… tylko uczniem?
- Tak, Dawid, tylko uczniem, a czego się spodziewałeś?
- Nie mogłabyś spojrzeć na mnie, przede wszystkim jak na mężczyznę?
- A jak sądzisz, że kogo cały czas widzę, gdy na ciebie patrzę? – zdenerwowała się. – Krowę? Żyrafę? Wieloryba?... Cholera, Dawid! Jesteś wartościowym, choć lekko zagubionym w zwykłej rzeczywistości chłopakiem.
- Skąd takie stwierdzenie?
- Widzę to po twoich oczach… Ile ty właściwie masz lat?
- Siedemnaście. A co?
- Chłopcze, nie zakochuj się we mnie, bo zniszczę ci życie. Znajdź sobie kogoś, kto będzie ciebie wart. Przede wszystkim w swoim wieku, a nie starszą o osiem lat kobietę!
- Czekaj!... Serio? Masz dwadzieścia pięć lat?
- A coś taki zdziwiony? Jak ci o tym mówiłam, to nie chciałeś mnie słuchać!
- Nie zmienia to jednak faktu, że strasznie mi się podobasz.
- I na tym niech to wszystko poprzestanie! Nie pogłębiaj tego uczucia, bo będziesz tylko cierpiał.
- Dlaczego tak mówisz? Jestem ci aż tak obojętny?
- Znamy się zaledwie dwa dni, a ty już mówisz o głębokim uczuciu… Nie za szybko? Poza tym, jestem od ciebie starsza również stopniem wojskowym i na nasz związek w przypadku, gdybyś trafił do mojej jednostki, dowództwo się nie zgodzi.

Chłopak milczał chwilę, po czym skinął nieznacznie głową i wyszedł z pokoju. Marta została sama, tylko ze swoimi poplątanymi myślami. W końcu i ona zdecydowała się zejść na śniadanie.
Na stołówce panował już tłok i gwar, ale udało jej się znaleźć wolne miejsce koło majora Mastersa. Jej uczniowie, gdy tylko zauważyli, że wchodzi do pomieszczenia, natychmiast zerwali się na równe nogi. Początkowo sądziła, że zechcą wyjść, z czym się po cichu liczyła, ale oni stali w bezruchu dopóki nie zajęła miejsca. Usiedli dopiero, gdy machnęła im pozwalająco ręką.
- Wygląda na to, że zdobyłaś ich szacunek – mruknął major z ustami przy kubku kawy.
- Chyba tak – odparła zaskoczona.
- Przygotowałem śniadanie również dla ciebie – powiedział, podsuwając jej tacę.
- Dzięki – uśmiechnęła się lekko.
  
Dziesięć minut później wraz z całą swoją "drużyną” udała się na tor przeszkód. Tym razem zafundowali młodym trening, który miał na celu wytworzenie u nich ducha współpracy. Szybko okazało się, że klasy doskonale współgrają tylko w swoich granicach, bowiem kiedy przyszło im się pomieszać, ta współpraca nie była już taka owocna. W końcu po dwóch kolejnych godzinach morderczego treningu, Marta z Michałem zgodnie orzekli, że grupy osiągnęły dość przyzwoity poziom. Jednakże wszyscy byli tak zmęczeni i godni, że niemal w miejscu zatrzymali dostawczaka z kuchnia polową. Półtorej godziny poświęcili na posiłek i odpoczynek, zanim znów byli w stanie zrobić coś konstruktywnego.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1774 słów i 9814 znaków, zaktualizowała 3 lut 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Kuri

    Napiszę teraz coś szczerze... Ogólnie fajne opowiadanie, masz talent do dialogów, postaci dobrze zarysowane... Ale nie będę tego czytał ;/ Nie moje klimaty. Zostanę przy "Opowieściach z Caldarii" i "Mrocznym świecie nieludzi"

    3 lut 2016

  • elenawest

    @Kuri nie ma problemu, rozumiem :-)

    3 lut 2016