We meet again | część 11

- Z biologią. – odpowiedział szybko, śmiejąc się na mój ton i przyciągnął mnie za biodra, do siebie, moja pupa znajdowała się przy jego kroczu. – Kaitlyn się wciśnie ze swoimi książkami to będzie podwójna randka. – zachichotał.

Uwielbiałam ten dźwięk, było melodią dla moich uszu, którą mogłabym słyszeć codziennie i nigdy by mnie się nie znudziła.

Mama Justina przyjechała, ale została z moją mamą na dole, w sumie przyjaźniły się, a dawno ze sobą nie rozmawiały.

– Dobranoc kwiatuszku. – pocałował mnie w ramię a ja wydusiłam z siebie ciche 'Dobranoc, Justin' i nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Rano tak jak się umawiałam z Justinem pojechaliśmy do niego do domu, gdy już się oczywiście wyszykowałam. Czekałam na niego ze 30 minut, lecz opłacało się.

Wyszedł ubrany w czerwono-biało-czarną koszule w kratę i normalne czarne jeansy, nie rurki, ale takie idealne typu rurek dla faceta, tylko trochę szersze. Na włosach miał minimalną ilość żelu, gdy wsiadł do samochodu od razu poczułam jego cudowny zapach.

- Dłużej nie można było? – zaśmiałam się, a on wrzucił swój plecak na tylne siedzenie.

- Musiałem się jeszcze wykąpać. – zaśmiał się.

Mój makijaż się dzisiaj mi udał bardzo, nałożyłam korektor, fluid, puder, brzoskwiniowy cień do powiek i pomalowałam rzęsy tuszem. Ubrana byłam dokładnie w to samo tylko damskie ubrania i moje czarne spodnie były rurkami.

- Dlaczego powtórzyłaś mój strój? – spojrzał na mnie.

- To Ty powtórzyłeś mój – zaśmiałam się i wyjechałam spod jego domu kierując się do szkoły.

Podjeżdżaliśmy już pod szkołę, kiedy Justin przerwał ciszę.

- Może dzisiaj sobie odpuścimy szkołę? - uśmiechnął się cwaniacko.

- Em.. Ale, że nie iść do szkoły nie mówiąc rodzicom? – zapytałam zakłopotana.

- Tak Alisson, nie iść do szkoły nie mówiąc rodzicom. – powiedział jak do idiotki po czym się zaśmiał.

- Hahaha, bardzo zabawne – zakpiłam i już miałam skręcać na parking szkoły, gdy on złapał za kierownice i przekręcił lekko w prawo, co sprawiło, że zamiast wjechać na szkolny parking, pojechałam prosto. Myślałam, że moje serce zaraz mi wypadnie z piersi. – Justin! – krzyknęłam i próbowałam wyrównać oddech.

- Spokojnie. – zaśmiał się, na co dostał kuksańca w bok. Od razu pomasował obolałe miejsce. – Może kręgle? Dawno nie grałem.

- Nie grałam nigdy w kręgle.

- Ja Cię nauczę. – położył dłoń na moim udzie.

- Gdzie mam jechać? – zapytałam go po czym po wytłumaczeniu przez niego drogi, udałam się w tamto miejsce. Po ponad godzinie byliśmy na miejscu.

Wypożyczyliśmy buty, zapłaciliśmy itd. Justin podszedł do toru i wziął jedną kule, więc ja zrobiłam to samo. Zamachnął się i z przykucnięcia rzucił kule. Zbił 10 kręgli.

- No, teraz Twoja kolej – uśmiechnął się i poszedł usiąść na siedzenia przy naszym torze, ktoś nam przyniósł napoje i postawił na stoliku, dlatego Justin złapał za szklankę i upił połowę napoju. Stałam odwrócona do niego dlatego wszystko widziałam.

- Ale mojego nie pij!- krzyknęłam na co się zaśmiał. Prychnęłam i odwróciłam się z powrotem do naszego toru. Zrobiłam dokładnie to samo co on, tylko ze moja kula wpadła do rowu i poleciała do samego końca, tym samym nie zbijając ani jednego kręgla. Po chwili pojawiła się znowu w tym miejscu na którym są kule. – Justin! Nie potrafię – odparłam smutno i się odwróciłam z zamiarem pójścia na siedzenia do niego, ale on już stał za mną.

- Chodź, nauczę Cię. – uśmiechnął się i złapał za kule, którą mi podał. Wzięłam ją od niego i wsadziłam moje paluchy w te trzy dziurki. Justin odwrócił mnie w stronę toru, a sam stanął za mną. Zamachnęliśmy się i rzuciliśmy w stronę kręgli, zbiliśmy 7 kręgli.

Oczywiście zaczęłam się cieszyć jak małe dziecko, które dostało lizaka. Odwróciłam się i podeszłam do stolika i upiłam łyka soku pomarańczowego i wróciłam do Justina.

Wytłumaczył mi wszystkie zasady, a ja po kilku rzutach, załapałam o co chodzi.

- Alisson, musimy już iść, moja mama do mnie dzwoniła. – powiedział po 3 godzinach zajebistej zabawy.

- Coś się stało? – zapytałam.

- Kaitlyn już na mnie czeka u mnie w domu. – powiedział i dopił resztę coli, a ja zrobiłam to samo. Nie wiedziałam zupełnie co mam powiedzieć. Ona jest ważniejsza ode mnie? Tak po prostu mnie zostawi dla tej suki?

Alisson ogarnij się, on musi jechać, przecież muszą zrobić razem projekt na biologie, tak jak ja z Dean'em. Właśnie, Dean! Zadzwonię do Amandy, potrzebuję z kimś pogadać. Przy okazji kupie zaproszenia na moją 18, i razem je wypełnimy.

- Oh, no jasne, chodź. – westchnęłam i oddaliśmy buty, zakładając swoje, po czym opuściliśmy budynek. Przez tą godzinną jazdę nie odezwałam się ani słowem.

- Dziękuję Aliss – powiedział i pocałował mnie w policzek, kiedy byliśmy już pod jego domem, po czym wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami.

Od razu zadzwoniłam do Amandy, umówiłyśmy się, że przyjedzie do mnie za godzinę. Pojechałam do sklepu, kupiłam 50 zaproszeń i wróciłam do domu, rodzice byli w pracy, więc pobiegłam od razu na górę i ogarnęłam trochę w pokoju. Poszłam na dół do kuchni i zaczęłam robić spaghetti.

Akurat makaron się dogotował, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

- CHODŹ DO ŚRODKA, DRZWI SĄ OTWARTE! – krzyknęłam, bo byłam pewna, że to Amanda. Nałożyłam makaron na talerze i zalałam sosem mięsno-pomidorowym. Spojrzałam na drzwi i one wciąż się nie otwierały. Westchnęłam i podeszłam do nich.

- Co jest, Ama? Czemu nie wchodzisz? – uniosłam głowe i spojrzałam na buty, to nie buty Amy. To nawet nie były damskie buty. Podniosłam szybko głowę i spojrzałam na buzie mojego 'gościa'. Zamiast buzi, ujrzałam ryj, a mianowicie ryj Jamie'go.

- Czego tu chcesz? – wrzasnęłam i odsunęłam się lekko od drzwi. Co jak co, ale teraz się go bałam.

- Przyszedłem Cię przeprosić..

- Nie chcę twoich przeprosin, a tym bardziej nie chce widzieć twojej mordy! – krzyknęłam i trzasnęłam mu drzwiami przed nosem i szybko zamknęłam na zamek, bo mogło mu przyjść do głowy otworzenie ich czy coś. Wróciłam do kuchni i zaniosłam rzeczy na stół do jadalni. Usłyszałam pukanie po raz kolejny. Niemalże podbiegłam do tych drzwi.

- Powiedziałam Ci, że nie chce Cię widzieć, więc wypierdalaj, rozumiesz?! – krzyknęłam i po chwili tego pożałowałam. To była Amanda, nie ten dupek.

- Jezu Ama.. Strasznie Cię przepraszam, myślałam, że to ten dupek. – zaczerwieniłam się.

- Tak, widziałam go, mijałam się z nim, nic nie szkodzi. – zaśmiała się i podniosła ręce do góry, dopiero teraz zauważyłam ze ma 2 wina i torebkę foliową a w środku, paluszki, chipsy, jakieś dip'y, nachos'y itp. – ZDAŁAM PRAWO JAZDY! – krzyknęła uradowana i obie pisnęłyśmy z zachwytu.

Po 20 minutach zjadłyśmy spaghetti a połowa jednego wina zniknęła. Wzięłyśmy się za robienie zaproszeń.

- A Ty Ama? Masz z kim przyjść? – zapytałam, ponieważ robiłam zaproszenia z osobą towarzyszącą.

- Ja.. em.. – spojrzałam na nią, a w jej oczach było widać ból.



_______



Następny rozdział za nami!:) Miłego dnia kochani:)

Mentos

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1385 słów i 7477 znaków.

Dodaj komentarz