We meet again 2 | 4

- A co to za uśmiech? - usłyszałam podejrzliwy głos Candice. Głośno westchnęłam na co się zaśmiała.

- Fajny jest - powiedziałam pod nosem i usiadłam na łóżku. Po chwili zorientowałam się, że moja przyjaciółka tu jest. - Zaraz, zaraz! Możesz mi powiedzieć gdzie zniknęłaś? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Joe mnie odprowadził. - wzruszyła ramionami. - I ZAPROSIŁ MNIE NA RANDKĘ! - próbowałam zatkać sobie uszy kiedy to krzyczała, ale to na nic. Zaczęłyśmy się obie śmiać no i mi oczywiście mi wszystko opowiedziała, a ja jej.

2 miesiące później...

- Alison, jesteś już gotowa? - usłyszałam pukanie do drzwi.

- Wejdź. - krzyknęłam i po chwili ujrzałam bruneta z walizką. Cody podszedł do mnie i złożył na moim policzku wielkiego całusa. Zaśmiałam się i usiadłam na walizce a brunet zapinał ekspres.

Właśnie się wybieramy do mojej mamy, do Nowego Jorku. Zaprosiła nas, gdy się dowiedziała, że się spotykamy. W sumie to nie wiem czy można powiedzieć, że jesteśmy z Cody'im parą, po prostu zachowujemy się jak przyjaciele. Wracając do tematu mamy.. chce nam kogoś przedstawić, a ja nie mogę się doczekać.

- Uważajcie na siebie i dajcie mi znać jak dolecicie! - Candice od samego rana chodziła jak na szpilkach, denerwowała się.

- Shh, kochanie nie martw się. - Joe objął ją ramieniem i pocałował w skroń. - Uważajcie na siebie. - blondyn uśmiechnął się i powtórzył słowa Can.

Pożegnaliśmy się z naszymi przyjaciółmi, a teraz byliśmy w drodze na lotnisko. Nie mogę się doczekać. Tak długo mnie tam nie było.. a co jak spotkam Justina? Nie, na pewno nie. - potrząsnęłam głową próbując odgonić od siebie te myśli.

- Hej, wszystko okej słońce? - zapytał Cody obejmując mnie ramieniem, gdy kierowaliśmy się w stronę bramek.

- Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się i objęłam chłopaka w pasie jedną ręką, a drugą prowadziłam moją walizkę.

Wyjęliśmy telefony, portfele itd do kontroli. Przeszłam bez pikania, za to gdy Cody przechodził maszyna się uruchomiła.

Gdybyście tylko widzieli jego minę gdy celnik go obmacywał (przeszukiwał).

- Może jeszcze mi do majtek zajrzysz? - kilka osób się zaśmiało pod nosem a celnik zrobił się czerwony i pozwolił brunetowi założyć buty.

*

Lot minął nam spokojnie, właściwie to cały przespałam na ramieniu Codiego.

Wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki i powiedziałam taksówkarzowi mój adres. Gubił się strasznie, kto go w ogóle zatrudnił?

- Dobrze, wie pan co, niech pan nas tu wysadzi. - powiedziałam stanowczo, gdy po raz 3 krążył wokół parku.

- Jest pani pewna?

- Tak. - spojrzałam na mały ekranik na którym znajdowało się '24$'. Wyjęłam z portfela pieniądze i podałam mu odpowiednią kwotę wysiadając z pojazdu. Cody wysiadł razem za mną i wyjął nasze walizki z bagażnika. Złapaliśmy za rączki od naszych walizek i ruszyliśmy w stronę parku.

- Na pewno wiesz gdzie jesteśmy? - zaśmiał się Cody.

- Tak, po drugiej stronie tego parku mieszkałam - uśmiechnęłam się triumfalnie.

Zamiast iść prosto skrótem do domu, skręciliśmy w prawo i kierowaliśmy się w stronę wielkiej fontanny w środku parku.

Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, gdy zobaczyłam Justina z Kerr prowadzącą wózek z niemowlakiem.

- Haaloo Alison? - Cody machał mi dłonią przed twarzą.

- Tak? - potrząsnęłam głową i spojrzałam na bruneta.

- Stoisz tam przez parę minut i zaczęłaś płakać. - podszedł do mnie i otarł kciukiem moje łzy. - Co się stało? - zapytał z troską.

- Alison? - usłyszałam zaskoczony głos Justina, co spowodowało, że odruchowo splotłam Codiego i moje palce razem.

Mentos

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 712 słów i 3766 znaków.

Dodaj komentarz