We meet again 2 | 7

- Witaj, Alison. - Pattie podeszła bliżej i uścisnęła mnie, a Justin bacznie nam się przyglądał. Po co on tu w ogóle przylazł?  Nie kryłam swojego niezadowolenia.

- Dobry wieczór - uśmiechnęłam się na widok kobiety, nie widziałam jej odkąd pomagała mojej mamie po wypadku.  

- Cześć kochana - Justin uśmiechnął się triumfalnie w moją stronę, co totalnie olałam. W co on gra?

Nasza cała trójka weszła do salonu a ja posłałam mamie wrogie spojrzenie. Spojrzałam na Codiego, który zacisnął mocno szczękę na widok blondyna.  

Podeszłam do stołu, siadając obok mojego przyjaciela.  

- Napijecie się czegoś? - wskazałam na wodę, albo napoje w dzbankach.  

- Poproszę coli. - poprosił Justin, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Alis, cola jest w lodówce w kuchni, przynieś proszę. - mama uśmiechnęła się a ja westchnęłam. Zaczynałam się denerwować, no ale cóż, wstałam i podreptałam do kuchni i otwierając lodówkę złapałam za butelkę coli,  po czym ją zamknęłam.  

Wróciłam szybkim krokiem do salonu i usiadłam na swoim miejscu. Rozejrzałam się po stole i wciąż jedno miejsce było wolne.  

- Mamo, kiedy przyjdzie ten ważny gość? - zapytałam odkręcając butelkę, trzymając ją na kolanach.

- Jeszcze chwile wytrzymaj - zaśmiała się mama i nalała do wszystkich kieliszków czerwone wino.

Justin uniósł szklankę, trzymając ją przy sobie. Chcąc nie chcąc wstałam i zaczęłam nalewać napoju do szklanki.  Justin odsunął delikatnie szklankę w bok, chcąc zrobić mi na złość, no ale na (nie)szczęście cała cola zaczęła się kierować na jego białą koszulę.  

Szybko uniosłam butelkę i ją zakręciłam. Justin wydawał się oburzony, ale znam go za dobrze wiem, że udawał.

- Alison! Co Ty zrobiłaś! - wrzasnął jak mała dziewczynka.

- Uspokój się z cukru nie jesteś. - zakpiłam i usłyszałam chrząknięcie mojej mamy.

- Alison, idź poszukać jakiejś koszulki na przebranie dla niego - zdenerwowała się lekko, no ale cóż, nie tylko ona.  

- Da sobie radę.

- W tej chwili! - powiedziała stanowczo, patrząc na mnie ze złością. Westchnęłam i poszłam na górę szukając w mojej szafie jakichś jego starych rzeczy. Miałam jedną czarną koszulkę z napisem 'Chodzą pogłoski, że jestem boski'. Mimowolnie zaśmiałam się na to wspomnienie.  

Złapałam za koszulkę i zeszłam na dół do kuchni. Ku mojemu niezadowoleniu, blondyn stał tam i próbował sprać cole z koszuli. Prychnęłam na ten zabawny widok i rzuciłam koszulkę w jego stronę.

- Dziękuję kochana - uśmiechnął się i wysuszył dłonie o ścierkę po czym wziął koszulkę.  

- Możesz mi powiedzieć w co Ty grasz? - skrzyżowałam dłonie na piersi i przymrużyłam oczy.

Chłopak westchnął głośno i odłożył koszulkę na blat i podszedł bliżej mnie.

- Alison, ja.. ja po prostu nie chcę Cię stracić. - spojrzał mi w oczy.

- Przecież mnie już straciłeś. - starałam się nie okazywać żadnych uczuć, gdy to mówiłam.

- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. - oparł dłoń o blat i wciąż patrzył na mnie.

- W końcu Ci się uda. - odwróciłam się i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko podeszłam do drzwi, a to co zobaczyłam gdy je otworzyłam, zamurowało mnie bardziej niż widok Justina ze swoją mamą.  

- Dr. Wetter?  

~~

Jak wam się rozdział podoba?:3

Team Justin czy Team Cody? :D

Mentos

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 656 słów i 3442 znaków.

Dodaj komentarz