We meet again 2 | 5

Justin powiedział coś do blondynki i zaczął kierować się w naszą stronę.

Stanął przede mną ze smutnym wyrazem twarzy i westchnął, gdy zobaczył splecione dłonie moje i Codiego.

- Alison, możemy porozmawiać? - zapytał niepewnie i przełknął ślinę. Nie widziałam w tym chłopaku ani jednej iskierki szczęścia, nie wyglądał na szczęśliwego. W ogóle nie wyglądał jak kiedyś. Włosy ostatni raz ścinał może z 4 miesiące temu, miał zarost i jakieś dziwne, pogniecione ubrania. Pewnie są razem z Kerr.

- Nie sądzę żebyśmy mieli o czym. - powiedziałam oschle i połowę mojego ciała schowałam za Cody'im.  

- Daj mi wytłumaczyć - nalegał.

- Tu nie ma co tłumaczyć. Nie chcę Cię więcej widzieć - wykrzyczałam mu w twarz i ciągnąc Codiego za dłoń, skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Pozwoliłam sobie dyskretnie odwrócić głowę żeby go zobaczyć, ten ostatni raz. Stał w tym samym miejscu cały czas, a Kaitlyn z dzieckiem na rękach szła w jego stronę, pchając wózek. Prychnęłam na ten widok.

- To był ten Twój były chłopak? - zapytał brunet.- Justin? - zmarszczył lekko brwi, jakby próbował sobie przypomnieć jego imię. Skinęłam szybko głową na 'tak'. Opowiedziałam mu o tym wszystkim wcześniej.  

- Nie rozmawiajmy o tym, proszę. - poprosiłam cicho i otworzyłam furtkę od mojego domu. Przeszliśmy przez ogród, pokazując go Cody'emu.

- Bardzo tu ładnie - rozejrzał się brunet. Uśmiechnęłam się do niego słabo i pociągnęłam za klamkę od drzwi, niestety były zamknięte więc zadzwoniłam dzwonkiem. Usłyszałam przekręcany w drzwiach zamek i drzwi się otworzyły.

- Alison! - krzyknęła mama i pojedyncze łzy szczęścia zaczęły spływać po jej policzkach po czym zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. Delikatnie pogłaskałam jej plecy. - A Ty za to musisz być Cody - uśmiechnęła się do mojego przyjaciela i jego też przytuliła. - Alison mi dużo o Tobie opowiadała - powiedziała zapraszając nas do środka i skierowała się do kuchni.  

- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy - zaśmiał się Cody i przepuścił mnie w drzwiach.  

- A żebyś wiedział! - usłyszeliśmy z kuchni.

Po zamknięciu drzwi frontowych i pozbyciu się butów, zostawiliśmy walizki w przedpokoju i weszliśmy do kuchni. Usiedliśmy przy wysepce obok siebie, a mama postawiła nam kubki z gorącą herbatą.

- Głodni? - uśmiechnęła się i odwróciła w stronę kuchenki. - Zrobiłam makron w kremowym sosie z kurczakiem i szpinakiem - uniosła brew z wielkim uśmiechem. Ciekawe kogo chce nam przestawić, ciekawe kto sprawił, że moja mama nie może przestać się uśmiechać.

- Brzmi smakowicie - uśmiechnął się Cody a ja mu przytaknęłam.

- Idźcie do salonu, zaraz wam przyniosę jedzonko. - po jej słowach razem z Cody'm udaliśmy się do salonu. Po chwili mama przyniosła trzy talerze i usiedliśmy przy stole.  

- Pyszne - skomentował Cody na co moja mama podziękowała.

- Moja mama jest najlepszą kucharką - stwierdziłam zgodnie z prawdą i upiłam łyka gorącej herbaty.

*

Po obiado-kolacji pomogliśmy mamie posprzątać, a że było późno, zabraliśmy walizki i poszliśmy na górę.  

- Niestety, chciałam już napompować materac dla Codiego przed waszym przyjazdem, ale jest dziurawy, powietrze z niego uchodziło. - powiedziała mama i wyszła z pokoju.  

- To ja się prześpię w salonie - uśmiechnęłam się do przyjaciela, gdy Jasmine zamknęła drzwi.

- Przez cały tydzień będziesz spała na kanapie? - uniósł zabawnie brwi i przekręcił głowę w bok.  

- No.. nie - stwierdziłam zakłopotana.

- Nie bój się, nie zgwałcę Cię, będę spał na drugim końcu łóżka. - zaśmiał się i uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej w geście obronnym.

- Na drugim końcu łóżka - pogroziłam mu palcem i się zaśmiałam, ale po chwili przypomniała mi się sytuacja z parku i mój uśmiech szybko zniknął. Usiadłam na rogu łóżka i westchnęłam. Po chwili poczułam uginające się łóżko obok mnie i dłoń Codiego na moim ramieniu.

- Chcesz o tym porozmawiać? - szepnął.

- Nie wiem. - powiedziałam cicho, po czym spojrzałam na bruneta. Mój wzrok zatrzymał się na jego pięknych brązowych oczach. Chłopak lekko się uśmiechnął, i to zdecydowanie był jeden z tych uśmiechów, na które leciały wszystkie dziewczyny. Nieświadomie przygryzłam wargę i teraz patrzyłam na jego usta. Chłopak cicho westchnął i zwilżył językiem dolną wargę. Z każdą sekundą zbliżały się do mnie coraz bardziej, aż w końcu poczułam je na swoich ustach. Moje oczy automatycznie się zamknęły a dłoń powędrowała na jego policzek. Poczułam jak oplata mnie rękoma w pasie i przyciąga bliżej siebie.

Chciałam aby ta chwila trwała jak najdłużej, jego usta były takie miękkie..

~~

Hej kochani :) Jak wam się podoba rozdział?

Jesteście Team Justin czy Team Cody? :D

Mentos

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 943 słów i 4974 znaków.

1 komentarz