Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 39. Apogeum.

Nie wiedzieć dlaczego, tęskniłem za takim zamieszaniem i adrenaliną w moim życiu. Realnie rzecz ujmując, to stęskniłem się też za dziewczętami. Rozmyślałem nad problemem, jakim był nieznajomy osobnik, który podpieprzył nas i nasłał na nas interpol. Byłem wściekły do takiego stopnia, że nie zwracałem uwagi na to, iż robiąc z nim porządek złamie prawo, gdyż w tygodniu Darek posłał do Poznania dwóch swoich ludzi, którzy mieli załatwić tą sprawę, po uprzednim ustaleniu tego ze mną. Zresztą według mojego ciekawego planu. Zrobili to, lecz nie wiedząc dlaczego, oraz w jakich dokładnie okolicznościach wprowadzono w błąd organy ścigania, nie do końca wiedziałem, co zrobić, jeśliby nagle okazało się, że trzeba będzie to odkręcić. Ale…, to szczegół. Kiedy następny raz zawitałem do Agaty, wyleciało mi z głowy to, że Jagoda i Andrzej byli już na festiwalu operowym w Bydgoszczy razem z Natalią i rodzicami Marcina, więc stojąc przed drzwiami ich domostwa i dzwoniąc do drzwi, znów nadziałem się na ich gestapo. Starsza miła kobiecina z pieskiem. W sumie, co by nie powiedzieć, to ona jest miła, ale… wścibska, aż tylko.  
-Przepraszam, ale kogo pan szuka?- Zapytała ciekawska kobiecina.  
-Szukam Agatę.- Odparłem.  
-Jest u jakiejś Karoliny.- I przypomniałem sobie, że nie powinienem być tutaj.  
-No tak. Festiwal operowy. Niepotrzebnie się tutaj ciągnąłem, było od razu pojechać do Natalii.
-Coś przekazać?
-Nie. I tak zaraz pojadę do dziewczyn. Zapomniałem, że oni w ten weekend jadą do Bydgoszczy, więc niepotrzebnie po prostu przyjechałem tutaj. No trudno, więc chyba pójdę zobaczyć do Marcina i Dagmary.- Stwierdziłem i już chciałem się pożegnać, lecz usłyszałem… .  
-U nich też nikogo nie ma.
-A to niby dlaczego?
-Dorota powiedziała mi, że także jadą do Bydgoszczy.- Stwierdziła starsza pani.
-Bardzo lubię takie zagwozdki. Normalnie wcale one nie komplikują mi życia. Myślałem, że on chociaż będzie w domu.
-Władek powiedział, że mu nie ufa i na ten czas, Marcin zamieszka u dziewczyny.- Ooooo! Czyli wie, że czasem Marcinowi odbija.  
-Y chy. Czyli trzeba jechać do Dagmary. No dobra, to nic tutaj po mnie, dziękuję za informację i do widzenia Pani.
-Do widzenia.- Odparła i razem ze mną opuściła posesję. Odchodząc zastanawiałem się, kto jeszcze będzie w domu Natalii. Rano i tak miałem spotkać się z Marcinem i Tomaszem. Tylko, co ja powiem komendantowi. Wciąż zastanawiałem się nad prawie kłamstwem. Pojechałem do pracy Dagmary, ale jej dziś w pracy nie było. Był za to Leszek.
-Cześć Szymon.
-Część. Dagmara w pracy?  
-Ma wolne. Niańczy chłopaka.  
-No tak. Jak tam między tobą i Karoliną, jest już lepiej?
-Wygląda, jak gdyby miało być już dobrze.- Dziwnie spojrzał na mnie i zapytał.  
-Porozmawiamy chwilkę?- Zdziwiłem się, ale to logiczne pytanie po takim moim wtrąceniu w jego związek.  
-Jasne. Co jest?
-Usiądź.- Pokazał na stolik w odosobnieniu. Zająłem miejsce i poprosiłem o pepsi.
-Jest Coca Cola, chcesz?
-Nie. W takim razie fante.- Odwrócił się i powiedział do najbliższej dziewczyny, która była kelnerką.
-Kochanie, przynieś fante i dla mnie kawę do stolika numer siedem.
-Dobrze. Za chwileczkę będzie.- Odparła dziewczyna, a on usiadł i powiedział do mnie.
-Dziękuję tobie za pomoc ostatnim razem.- Dziękował mi Leszek, choć nie do końca wiedziałem, za co. Może sam czuł, że to nie wypali, a teraz widzi jakieś światełko w tunelu.  
-Nie rozmawialiście, więc trzeba było was do tego zmusić.- Oznajmiłem mu swoje powody.
-Ty, to jakiś dziwny jesteś. Dlaczego robisz takie rzeczy?
-Lubię je. A w sumie, to kocham je wszystkie.
-One strasznie tobie ufają.- Też to zauważył.  
-Wiem. Chciałbym tylko, by miały świadomość tego, że to błędne założenie, ale one tego nie zapamiętają w ten sposób i dalej będą mi ufać. Próbuję od jakiegoś tygodnia zasiać w nich ziarnko goryczy i to nic nie daje. Czegokolwiek byś im nie powiedział o mnie, to uważaj sobie na to, co mówisz, bo prędzej obrażą się na ciebie, niż na mnie.- Zacząłem widzieć sens tego, aby go ostrzec przed błędem.  
-Zauważyłem.- Przyszła kelnerka i podała nam zamówienie.
-Coś jeszcze?- Zapytała przytulając tace do biustu i będąc dziwnie zażenowana.
-Tak, usiądź Aniu z nami.- Powiedział Leszek, czym mnie poważnie zaskoczył.
-Szymon, to jest Ania. Anno, to Szymon.- Wstałem podałem jej dłoń i lekko ją uścisnąłem.
-Witam.- Powiedziałem.
-Wiesz, co takiego może ciebie zdenerwować?- Zapytał mnie.
-Niby, dlaczego miałoby mnie coś zdenerwować?
-To moja była dziewczyna i ona nie wierzy mi, iż moją nową dziewczyną, jest Karolina. Bo podobno jestem nudziarz, a taka dziewczyna, jak ona nie wytrzyma ze mną zbyt długo.
-To prawda, Karolina jest jego nową dziewczyną.- Odpowiedziałem jej na niezadane przez nią pytanie i powiedziałem do niego.
-Prawdą też jest, że Karolina nie umie opanować swojego uczucia do kogoś, kto ma takie pomysły, jak ja. Ale staram się to jakoś wypośrodkować, więc zrób coś ciekawego dla niej lub może być tak, że będzie to, dla wszystkich tam. I spokojnie, bez zawiści.
-Trzeba być pomysłowy. Chyba rozumiem.- Stwierdził. Spojrzałem na Anne, była wściekła. Lecz mimo to siedziała niewzruszona.  
-Świnia jesteś! Powiedziałeś, że mnie kochasz i będziesz na mnie czekał.- Stwierdziła wreszcie, mówiąc centralnie do Leszka.  
-To ty ze mną zerwałaś rok temu. Czekałem cierpliwie, ale rok czasu dużo zmienia w ludzkim życiu. Więc się zmieniło.- Powiedział bardzo spokojnie, by nie nakręcać głupich sytuacji.
-Obyś był szczęśliwy.- Powiedziała zażenowana, popłakała się, wstała i poszła pospiesznie na zaplecze. Spojrzałem na niego i nie mogłem uwierzyć w to, iż... .
-Puściła ciebie kantem i jeszcze ma czelność mieć jakieś pretensje do ciebie?  
-Powiedziałem, że będę na nią czekał. Ale w końcu wyszło inaczej. Zakochałem się i co ja niby mam z tym zrobić.  
-Czekałeś rok?- Byłem w szoku patrząc na niego w tym czasie. Jego oczekiwania na rozszarpaną miłość, musiały być przeogromne, że wytrzymał, aż rok.  
-Trzynaście miesięcy dwa dni i osiem godzin.- Kopara opadła mi na ziemię.
-Słucham?!
-Obiecałem jej. Tylko nie powiedziałem jej ile czasu to potrwa. Przecież to logiczne, że w końcu mi się znudzi.
-Wytłumacz, że czas leczy rany i wreszcie znalazłeś anioła, który uleczył ciebie z chorej miłości. I pamiętaj, że anioł, to stworzenie Boże, które bez miłości i pokory żyć nie może. Chroń ją, przed złem tego świata.
-Mówiłeś o tym na wieczorku poezji.
-A ty skąd o tym wiesz?- Zdziwiłem się.
-Opowiedziała mi. Powiesz mi coś?
-Pytaj.
-Dlaczego one wciąż rozmawiają o tobie?
-Bo robię tutaj dużo zamieszania. Kocham je, lecz to Agata jest moja miłością. Gdyby nie ona, to Paulina lub Karolina zostałaby moją muzą.
-Masz dziwne podejście do życia. Każdy wybrałby Karolinę.
-Tylko, że ja nie jestem każdy. I proszę nie mieszać mnie z tym motłochem.- Trochę mnie zdenerwował. Dopiłem do końca fante i dodałem.
-Obiecasz mi, że nie będziesz zły na dziewczęta?
-Nie będę zły na nie. Nie mam o co.- Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem mu.
-To nie przypadek, że wpadłeś w szpony miłości.
-Powinienem ukręcić głowę Dagmarze, ale… pytała mnie o to, czy może chciałbym się z kimś spotykać. A Karolina już mi powiedziała, że ta kłótnia tutaj, to był teatrzyk.
-Miałeś sam podjąć decyzję o tym, by ruszyć dalej. Ta bzdura z podpuszczaniem ciebie do seksu i zobaczenie, jak się zachowasz, gdy przerwie, to też ja.
-O tym mi jeszcze nie powiedziała. Ale szanuję jej sposób spojrzenia na świat, w którym jest taka osamotniona.  
-To złota dziewczyna, a ty według mnie jesteś w porządku.
-Czyli Tomek łba mi nie urwie.
-Póki co.- Zobaczyłem, że się zmieszał.
-Żartuję. Ale wszyscy lubią Karolinę, więc postaraj się nie zrobić jej krzywdy.
-Bo to się może zmienić?- Zapytał.
-Właśnie. Będziesz u nich?- Zmieniłem lekko temat.
-Tak. Prawie wszyscy tam są.
-Jak to?
-Agata, Marcin, Paulina, Mariola, Jacek z dziewczyną i ktoś jeszcze, ale nie znam ich. Nikt mi ich nie przedstawił.
-Jak wyglądają?
-Chłopak, uczesany na bok i do wyrzygania uprzejmy. A ona, ładna, wysoka, ciekawska, strasznie szybko mówi i nim dyryguje, jak chce.
-Są u Karoliny?
-No tak.- Odparł. Zdziwiłem się, bo nagle przypomniałem sobie kogoś tak skrzywionego, do kogo ten opis bardzo, ale to bardzo pasował.
-Chwila. Jola i Alojzy?  
-Całkiem możliwe, że to oni. Bo słyszałem, jak ktoś mówił takie imię.
-Ciekawe. No cóż. A właśnie, mogę zadzwonić?
-Dokąd?
-Do klubu.
-Oczywiście. Chodź do biura, bo tam jest telefon.- Poszliśmy i zadzwoniłem do klubu. Odebrał Jacek, barman i powiedział, że Marta jest na sali, bo znalazł się upierdliwy klient. Stwierdziłem, że przyjadę. I pojechałem. Na miejscu było dziwne zamieszanie. Ktoś kręcił zadymę, chyba bardziej dla zasady, niż z jakiegoś konkretnego powodu. Zjawił się też Tomasz, co zabawne razem z Dariuszem.
-Cześć.- Powiedział Darek i podał mi dłoń, by się przywitać.
-Cześć. Znasz gościa?- Zapytałem.
-Nie. Ale dziwnie pewny swego.
-Widzę. Jak jakiś szef mafii podwórkowej.
-Cześć.- Podszedł do mnie Tomek.
-Cześć.- Odparłem.
-Kręcimy zadymę?- Zapytał.
-Nie wiemy z kim mamy doczynienia.
-Nie pozwolisz mu chyba dalej obrażać Martę?
-Pewnie, że nie. Chodźcie ze mną.- I podszedłem do baru. Usiadłem i spokojnie powiedziałem do Marty.
-Panno Marto?
-Słucham.  
-Kochanie nasze nie jedyne na zlecenie, przynieś nam coś lepszego do picia, dobrze?
-Już podaję.- I poszła.
-Nie skończyliśmy rozmowy.- Rzucił się do niej facet kręcący zadymę. Spojrzałem na niego.
-Siad.- Powiedziałem odsuwając stołek barowy.
-Poproś.- Stwierdził.
-Tomciu, proszę.- Tomek podszedł do niego i prawie rzucił nim na blat baru. Facet usiadł, po czym spojrzał na mnie.
-Nie wiesz kim jestem.- Oznajmił mi będąc rozczochrany po upadku na bar.
-Trupem, ale jeszcze ciebie nie zabiłem.- Uśmiechnąłem się do niego. Rozejrzał się po sali. Nikogo nie było. Pokazał na mnie palcem i powiedział.
-Zapamiętam sobie ciebie.
-Darek, daj mi broń.- Darek wyciągnął CZ 82 i mi podał.
-Nie zabijesz mnie tutaj.- Pokazałem na stołek i powiedziałem.
-Tutaj nie. Ale tutaj, już tak.- Dokończyłem pokazując obok barowego stołka. Facet spojrzał na Tomka i na Darka.
-Bez nich byłbyś nikim.
-Z nimi też jestem nikim. Więc nie rozumiem w czym masz problem?
-Masz broń.
-Darek, trzymaj.- Darek wziął broń ode mnie i schował.
-Widzisz, już nie mam.- Facet spojrzał na Tomasza.
-Ja się ruszę, a ten mi urwie głowę.
-On nie urywa głowy.- Odezwał się Darek i dodał.
-On broni ludzi przed szaleństwem kaktusa.
-Dlaczego psujesz mi zabawę?- Zapytałem Dariusza.
-Nie lubię sprzątać po tobie.- Odparł.
-Poprzednia ekipa była lepsza. Oni mieli w dupie, co robię i komu, a wy się tym przejmujecie.
-Ktoś musi tutaj dbać o koloryt.
-Bardzo zabawne.
-Obiecałeś przecież Robertowi, że nie będziesz robił żadnych zadym w klubie.- Powiedział Tomek.
-Ale to nie ja robię tutaj zadymę, to on.
-A ty tylko nie możesz przejść obojętnie?
-Właśnie.- Do baru na powrót weszła Marta.
-Coś takiego może być?- Zapytała pokazując nam butelkę.
-Jasne.
-Na kogo rachunek?- Zapytała.
-Szanownego Pana.- Powiedziałem pokazując na gościa niedzielnego.
-Słucham!?- Oburzył się.
-Chcemy się z tobą napić, więc płacisz.
-Ile to?
- 369zł Prawie pół mojej pensji.- Odparła Marta.  
-Dużo zarabiasz.- Odpowiedziałem.
-Ale i dużo z siebie daję.
-To fakt. Zwłaszcza wysłuchując kogoś, kto chce się przyczepić do czegoś.
-Chciałem tylko przyjść, w spokoju się napić i coś zjeść.
-Chwila. To, co ciebie tak zdenerwowało?
-Co chwilkę ktoś coś chce.
-Panu przeszkadza to, że barman pyta go, na jaki rachunek to wpisać.
-Siedzisz przy barze. Było usiąść do stolika, tam miałbyś spokój. wpisują na stolik i na koniec ktoś pyta komu zdeponować to na rachunku.
-To dlaczego nikt mi tego nie powiedział?
-Drogi panie, ponieważ nikt tutaj nie jest jasnowidzem. Cały czas próbuje to panu wytłumaczyć.- Odparła Marta.
-No i się wyjaśniło.
-To co, pijemy?
-Ja pas.- Oznajmił nam Darek.
-Ja wypiję.- Powiedział Tomasz.
-Ja też.- Dodałem. Marta spojrzała na gościa.
-Dopisać?- Zapytała.
-A jeśli się nie zgodzę?
-To pójdzie w straty klubu, bo nie mogę mu tego wpisać.
-A co, nie stać go?
-On nie płaci tutaj rachunków.- Zdziwił się, spojrzał na mnie i oznajmił Marcie.
-Dopisz do mojej faktury. Jeśli oni zgodzą się na to, żebyśmy wypili tą butelczynę we trójkę.
-Jasne.- Odparłem bez zastanowienia.
-Pewny jesteś?- Zapytała Marta.
-Tak. Upodle się, ale wypiję.
-A ty?- Zapytał Tomka.
-1, 5 litra, to dużo. Co to jest?- Zapytał Martę.
-Koniak, podobno dobry. 37% alkoholu, butelka ma 1, 35 litra.
-Lubię Koniak. To pijemy.- I Marta nalała nam do szkła, po czym zapytała faceta.
-Mogę też spróbować?
-70 gram.
-Nie myślałam o większej ilości.- Postawiła sobie szkło i nalała z 60 gram. Nakręciła nakrętkę, odstawiła, po czym podniosła szklankę i powiedziała toast.
-Za spokojne rozwiązanie tego bezsensownego sporu.- Gościu głęboko westchnął, pomyślał chwilkę i powiedział.
-No dobra, niech wam będzie. Za rozwiązanie sporu.- I się z nami stuknął szkłem, po czym wypiliśmy. Chwilkę później wrócił barman Jacek i to on nalewał nam koniak w szkło. Gość okazał się normalny, lecz litr trzysta pięćdziesiąt koniaku na trzech dla mnie, gdy moja waga nie sięgała 75 kilogramów, to było zbyt dużo w organizmie. Urwał się mnie film. I to właśnie jest najlepszy dowód na to, że nie powinienem nigdy więcej pić w takich ilościach!

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 2588 słów i 14096 znaków, zaktualizował 30 sie 2021.

Dodaj komentarz