Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 12. Nieautoryzowany przyjazd.

28 października 93  

Czwartek. Pamiętam ten dzień, bo to jeden z nielicznych dni, gdy zadzwoniłem do Agaty,  
aby się dowiedzieć czy wszystko u niej w porządku, lecz telefon odebrała jej ciotka Jagoda.
-Dzień dobry pani, czy mógłbym rozmawiać z panną Agatą?- Zagaiłem myśląc, że rozpozna mnie po głosie w słuchawce.  
-Przepraszam, ale z kim mam przyjemność rozmawiać, jeśli mogę zapytać?  
-Szymon. Cześć Jagódko.  
-O Boże, Szymon! Ale mnie wystraszyłeś wariacie.  
-Ciociu z kim rozmawiasz?- Usłyszałem oddalony głos Agaty w słuchawce.
-Dam tobie Agatę. Z Szymonem.- Powiedziała do mnie i odpowiedziała Agacie Jagoda.
-Tak, na pewno.- Nie wierzyła w jej słowa moja dziewczynka.
-Widzisz nie wierzy mi, swojej cioci. Ale potwarz normalnie.  
-Powiedz jej, że dzwonię, aby dowiedzieć się, co mam ubrać na obiad u Piotrka.- Usłyszałem, jak przekazywała moje słowa. A po chwili… .
-Mina jej zrzedła, więc pewnie uwierzyła.  
-Mogę?- Zapytała niepewnie Agata, co usłyszałem już całkiem dobrze.  
-Proszę.- Jagódka podała Agacie słuchawkę.
-To naprawdę ty?- Padło pytanie.  
-Tak to ja, ale szybko, bo kończy mi się karta telefoniczna. Co mam założyć na siebie?
-Przyjedź ubrany tak, jak zawsze. Skąd dzwonisz?  
-Ze stacji.  
-Jedziesz do mnie?  
-A przyjechać dziś?  
-Ale zostaniesz już na weekend?  
-Nie bardzo mogę. Jutro muszę gdzieś jechać, ale później, gdy wrócę, to będę mógł już zostać.  
-Nie, to bezcelowe takie odwiedziny.  
-Jak chcesz. Prosta decyzja.
-Zgoda. Przyjedź.  
-Dobra, wyjdziesz po mnie na stację?  
-Nie wiem czy powinnam.  
-Prawda, zapomniałem, nie wychodź.  
-Za ile będziesz?  
-Będę tak za około 3 godziny.  
-Tak długo jedziesz tutaj?
-Oj tam, nie przesadzajmy, rzekł jeden niby ogrodnik.  
-Skąd ty bierzesz te porównania.  
-Skąd się da. Dobra, ostatni impuls, to widzimy się za 3 godziny. Pa.  
-Ja czekam. Pa.- Pobiegłem do domu po dokumenty i na najbliższy pociąg do Poznania. Na miejscu musiałem mieć mało czasu, gdyż z tego, co pamiętam, to biegłem na pociągu do Zielonej. 2:45 zajęła mi droga do Agaty, nawet nie zdążyłem zapukać, gdy to nagle drzwi się otworzyły, aż odskoczyłem z wrażenia.  
-Ale masz tempo, jesteś nawet przed czasem.  
-Widzisz, jak ja się dla ciebie poświęcam.  
-Wejdź.- Wszedłem.  
-Obejmij mnie.- Przytuliłem ją.  
-Coś się stało?- Zapytałem zaniepokojony.  
-Nic, tylko się stęskniłam.  
-Cześć Szymon.- Usłyszałem za plecami.  
-Cześć Jagódko. I co wymyśliłaś?- Zapytałem obracając się w jej kierunku.  
-Porozmawiamy sobie później, zgoda?  
-Jak najbardziej.  
-Nie ciesz się, bo nie masz z czego, ja wiem. I nawet się ciebie nie zapytam.  
-Znaczy się od razu dostanę liścia na twarz? Przecież bym nie skłamał. Obiecałem.- Dokończyłem wypowiedź.  
-O czym rozmawiacie?- Zaciekawiła się Agata.  
-O zaręczynach.- Odparłem.  
-Czyich?- Dorzuciła pytanie.  
-Naszych.  
-Kiedy?- Ciągnęła mnie dalej za język.  
-Za dużo chciałabyś wiedzieć.  
-Powiedziałam, że poczekam. Podałeś termin, ale to za 1,5 roku. Powiesz mi dlaczego?  
-Nie mogę. Dokładnie rzecz biorąc to 1,3 roku.  
-Dlaczego?  
-Agatko, każdy ma jakieś powody. Tobie powinno wystarczyć to, że poruszył ten temat.- Powiedziała Jagoda myśląc, że to uspokoi sytuację.
-Niby tak. Ale dlaczego ja mam tego nie wiedzieć?- Irytowała się ma luba.  
-Agata, jeśli wszystko chcesz wiedzieć, to nie będzie niespodzianek. A to będzie niespodzianka, oj tak. Tak samo, jak dla mnie. Ale byłam w szoku, kiedy uświadomiłam sobie, że ty naprawdę to mówiłeś, ale nikt chyba ciebie nie słuchał.  
-Teraz widzę, że wiesz wreszcie. I myślę, że to na co wpadłaś, to prawda. Jeśli faktycznie wpadłaś na to, o czym myślę.  
-Powie mi ktoś z was o co chodzi?  
-Agatko mówiliśmy tobie, a ty się złościsz.  
-Tak, ale mam wrażenie, że coś mi w tej waszej rozmowie umyka. Problem jest w tym, iż myślę, że to coś jest bardzo ważne.  
-Nie jest ważne, lecz bardzo istotne w tej sprawie.- Rzuciła Jagoda.  
-Kochanie. Wszystko, co dotyczy ciebie jest bardzo ważne.- Powiedziałem.
-Ja też tak uważam Agatko.  
-Za słodcy jesteście. Więc, albo mnie przed czymś chronicie, albo o czymś mam nie wiedzieć.  
-Powiem tobie, ale później. Zgoda?  
-Wreszcie jakiś konkret. Dziękuję.  
-Wiesz, że czas przyszły niedokonany, to może być kiedykolwiek?- Powiedziała Jagoda w celu sprostowania.  
-Zaczynacie mnie złościć.- Oznajmiła nam Agata.  
-Uśmiechnij się.- Stwierdziłem.  
-Po co?  
-Z uśmiechem na twarzy gorzej się złościć.- Dodałem, a Jagoda roześmiała się, a po chwili, gdy Agata spojrzała na nią, ale już tak poważnie, to nagle szybko spoważniała, po czym dodała.  
-Nic nie mówię.  
-Szymon, idziemy do mojego prywatnego zoo.  
-Znowu będziesz mordować słonia?- Zapytałem z ciekawości, czy to będzie to, o czym myślę.  
-Tak.  
-To idę.  
-Wpadnę was z kontrolować.- Oznajmiła nam Jagoda.
-O! To w takim razie, dziś rozbieramy się do rosołu.  
-Ale perwersja i to w waszym wieku.  
-Jagódko, powiedziała mi. Tylko nie rozumiem dlaczego złościła się, jak powiedzieliście z Andrzejem o tym zajściu. Wiem, może była zazdrosna.  
-Szymon, przestań bzdurzyć. I Chodź już.- Złościła się Agata, ciągnąc mnie za rękaw koszuli w stronę schodów na górę do pokoju.
-Dobrze idziemy. A właśnie Jagoda, nie zapomnij wpaść do nas.  
-Szymon! Zaczynasz mnie złościć.- Powiedziała mrużąc oczy, gdy wychodziliśmy z kuchni.
-Wspaniale!- Krzyknąłem, gdy byliśmy już na schodach. Kiedy znaleźliśmy się w jej pokoju, to Agata, jak zawsze w takiej chwili przewróciła słonia. Jeszcze się nie napatrzyłem, jak to robi, a wyglądało to według mnie komicznie, musząc szarpać się z dwu metrowym pluszakiem. Usiadła wreszcie na nim i spokojnie powiedziała.
-Lubi ciebie. Wiesz to, prawda?  
-Wiem, ja też lubię z nią rozmawiać. Zwłaszcza wtedy, gdy jest o czym. A jeśli nie ma, to tworzy się problem i o nim z nią rozmawia. Lubię to robić.  
-Jak to, tworzy się problem?  
-Mówi się o czymś, co dla ciebie nie jest problemem, a dla innych, to prawie tragedia życiowa.  
-Dziwny jesteś. I czasem nie rozumiem, co ty do mnie mówisz.  
-Agatko, to proste. Przedstawię to tobie na przykładzie. Jesteś biseksualna, sypiasz z kobietami. Dlaczego zerwałaś z Rafałem?  
-Złościł się na mnie. Myślałam, że to o Paulinę. A ten cymbał myślał, że mam kogoś, jakiegoś faceta oprócz niego.  
-Widzisz. Niedomówienia nie są problemem. Tylko, że ty pewnie po kłótniach bałaś się jego reakcji, zgadza się?  
-Tak. Jak na to wpadłeś?  
-Czyli zrobiłaś to z miłości, żeby go dalej nie ranić. Mylę się?  
-Znowu masz rację. Dlaczego ty widzisz to... w taki, zupełnie inny sposób?  
-Bo jestem nienormalny, nie zamieszany, inny, nie wiem, co jeszcze można byłoby powiedzieć o mnie.  
-Ja wiem. Kochany, spokojny, rozrywkowy, zabawny. Zakochany, ale nie wiem, czy tylko we mnie.- Przekrzywiłem głowę na bok i podnosząc brew oznajmiłem jej.  
-Dobre spostrzeżenie.  
-W kimże jeszcze?- Zapytała trzymając nerwy na wodzy.  
-Paulinie, Karolinie, w tym mieście.  
-Zręczne posunięcie z tym miastem.  
-Widzisz? Konkretne pytanie i dostajesz konkretną odpowiedź.  
-Więc o co chodzi cioci i tobie?- Wpadła w temat, którego nie chciałem z nią prowadzić.  
-Nie przeginaj.  
-No dobra, poczekam na odpowiedni moment z tym pytaniem.  
-Co będziemy robić?  
-Miałam nadzieję, że to, co zwykle tutaj się robi. Ale, może wymyślisz coś nowego.  
-Hm! Coś nowego, może coś nieinwazyjnego?
-Nie! Takie coś, to mogę robić z Paulą.  
-Więc dlaczego tego nie robisz?
-Czego?  
-Pokażę tobie. Poczekaj tutaj.- Zszedłem do kuchni i znalazłem zieloną cytrynę i miód. Wziąłem łyżkę miodu do ust i sokiem z zielonej cytryny wysmarowałem sobie górną część ust, a gdy wychodziłem z kuchni natknąłem się na Jagodę. Spojrzała na mnie z dziwnym niesmakiem na twarzy
-Co kombinujecie?- Zapytała, kiedy próbowałem ominąć ją bez słowa.  
-My? Nie, nic. A co?  
-Ja wasz wiek już przeżyłam. Więc wiem, że coś się święci.  
-Może to jajka?
-Szymon, nie bądź bezczelny.- Stwierdziła Jagoda. Popatrzyłem na nią i wydała mi się taka dziwnie przyjaźnie nastawiona do mnie.  
-Chcesz zobaczyć, co kombinuję?- Zapytałem mając plan pokazać jej coś, czego nie będzie mogła puścić mi płazem.  
-Chcę, pokaż mi.- Podszedłem i pocałowałem ją. Oniemiała. Patrzyła z niedowierzaniem, gdy to robiłem. Lecz po chwili chyba dotarło do niej coś, co miało być wyczuwalne natychmiast. Najpewniej spowodował to szok, który zatuszował moją inwencję po tym, czego nie spodziewała się po mnie.  
-Słodki jesteś, prawie cały.- Powiedziała mając dziwną minę, której nie umiałem na ten czas zinterpretować.  
-Nie próbowałaś jeszcze innych części mojego ciała.- Oznajmiłem jej, aby móc zobaczyć, co jeszcze ona może mi wybaczyć.
-Szymon!  
-Dobra dobra, już sobie idę.- I odwróciłem się, a ona została rozmyślając nad czymś. Ja wróciłem do kuchni wziąłem jeszcze jedną łyżkę miodu i kawałek (Teraz już wiem, co to.) limonki i udałem się do pokoju Agatki i powtórzyłem scenariusz. Pocałowałem ją tak, żeby poczuła smak limonki, po czym, gdy się skrzywiła, zamieszałem jej smakiem miodu w ustach. Zrobiła wielkie oczy.  
-Jak to zrobiłeś? Możesz to powtórzyć?  
-Mam jeszcze jeden pomysł, a i jeszcze muszę tobie jedno oznajmić. Pocałowałem Jagodę, bo chciała zobaczyć, co robimy.  
-No chyba sobie żartujesz!?  
-Nie. Dlaczego?  
-To moja ciocia.  
-A! To znaczy, ty możesz z nią spać, a mnie nie wolno nawet jej po prostu pocałować z sympatii?  
-To moja ciocia.  
-Wiem! Już to mówiłaś. Ale, co to ma do rzeczy?  
-Nie rozumiesz, prawda?  
-Nie widzę tego.  
-A co mogę powiedzieć tobie, żebyś zrozumiał? -Może tyle ile trzeba. Nie mniej, nie więcej.  
-Potrafię to zrozumieć, kocham ciebie i nie chcę się tobą dzielić. Nie rób tego więcej, mogę prosić?  
-Nie musisz przepraszać, czy prosić, wystarczy powiedzieć. A jeśli chodzi o takie rzeczy, to wystarczy tylko powiedzieć.  
-Dobrze. Więc, jak powiem tobie, to posłuchasz?  
-Nie. Ale zawsze możesz spróbować.  
-Wariat jesteś, a ja tobie uwierzyłam.- I mnie odepchnęła ze złością.  
-Więc mam pytanie w tym temacie?  
-Jakie?  
-Co z Paulinką?  
-Wszystko.  
-Co to znaczy?  
-Z Paulą możesz wszystko.  
-Nawet się z nią ożenić?  
-Oprócz tego, to możesz wszystko.  
-Wyjątek potwierdza regułę. A Jagoda?  
-Ciocia, to moja pięta Achillesowa, więc…, .  
-Wara od niej.- Wtrąciłem.
-Ciekawie prowadzi się z tobą rozmowę. Mogę coś tobie powiedzieć?- Z dziwną miną zaciekawiła mnie tym, co chciała mi uzmysłowić.  
-Słucham.  
-Nie zrób jej nadziei, bo wiesz, że będziesz musiał ją zawieść?- Przemyślałem pobieżnie sprawę i odparłem.  
-Wiem. I nie chcę tego.  
-A jednak rozumiesz, że robisz coś, co jest dobre, ale za chwilę zawiedziesz jej zaufanie. Jej, albo moje.  
-Nie chcę tego. Nie chcę zawieść ani jej zaufania, ani nie chcę zawieść twojego.- Pukanie do drzwi.  
-Wejdź ciociu.  
-Skąd wiedziałaś, że to ja?
-Powiedział mi.  
-Ty powiedziałaś to jemu.  
-A ja przyszłam, powiedzieć tobie. Zaczynamy się w tym wszyscy gubić.  
-Rozumiem i ja też tak właśnie myślę.  
-Szymon, ile masz do pociągu?  
- Godzinę i dwadzieścia minut, jest północ.  
-Poczekaj, Andrzej zaraz będzie, to ciebie zawiezie na stację.  
-Dobrze.  
-I Szymon... . Stanęła zastanawiając się nad czymś, ale widziałem już ten wyraz jej twarzy kilka razy.  
-Trzaskaj, nie zastanawiaj się.  
-Z jednej strony tak, zaś z drugiej. Bardzo mi to pochlebia. A poza tym, to pozwoliłam tobie na to, oraz jeszcze to, że bardzo ciebie lubię i było to ciekawe przeżycie. Agatko, on wiele ma takich pomysłów?- Zapytała, chyba tylko po to, by móc określić humor Rudej Złośnicy.  
-Czasem mam wrażenie, że proste rzeczy, to są dla innych. Nawet kiedy jesteśmy z Pauliną, to on zawsze wymyśli coś innego.  
-Znasz może kogoś takiego, jak ty?- Zaśmiałem się, bo od razu pomyślałem o Cześku. Wiem, jest tylko podobny, ale to mimowolne.  
-Jak dwie krople wody. Nawet mama się rzadko, ale czasem myli, kiedy stoimy gdzieś i mamy na sobie to, co nosi zazwyczaj drugi. To oczywiste, prawda Agatko?  
-To żart?  
-Nie. On mówi prawdę.  
-Poznamy go?- Zaciekawiło to Jagódkę.  
-Tak. Jak zmądrzeje.  
-Ej! Powiedziałeś, że go przywieziesz.  
-I co dodałem do tego?  
-Coś, że ty powiesz kiedy.  
-Z grubsza rzecz ujmując, to tak.  
-Powiesz mi dokładnie kiedy to nastąpi?
-Powiem tobie chwileczkę przed.- Zajechał samochód przed posesję.  
-O! Andrzej przyjechał. Idę mu zakomunikować, że odwozi ciebie na pociąg.  
-Podjadę z nimi, co?  
-Dobrze, ale się ubierzesz.  
-Nie w tym, dlaczego? To przecież jest ciepłe.  
-Jak chcesz... .  
-Dobrze już się ubieram w coś innego.  
-Szymon, chodź na dół.  
-Zostanę i popatrzę.  
-Złazisz ze mną i to migiem.  
-Dobra niech ci będzie.  
-Czekam, niech to nie trwa za długo.- Zeszliśmy na parter gdzie Andrzej zdejmował kurtkę.
-Cześć Szymon.  
-Witam.  
-Dziś już piątek?
-Nie, a dlaczego tak sądzisz?  
-Przyjechałeś w tygodniu?  
-Tak. Właśnie, jest sprawa do ciebie. Mógłbyś odwieźć mnie na stację.  
-Jak trzeba, to odwiozę ciebie, a po drodze porozmawiamy, zgoda?  
-Agata jedzie z nami.  
-To porozmawiamy kiedy indziej.  
-Jutro.  
-To po co jedziesz?  
-Muszę być w Trzciance. A stąd, to ciężko będzie tam dojechać na czas.  
-Rozumiem. Agata dawaj na dół, bo wychodzimy.  
Jak się spóźni, to śpi w pokoju gościnnym.  
-Idę, idę, ciocia kazała mi się przebrać.  
-Och ta ciocia. Wredna co?- Powiedział Andrzej.
-Wcale nie.  
-Tylko wrócisz, ja poczekam na ciebie.- Powiedziała Jagódka.
-Szkoda, że mnie tutaj nie będzie. Zaraz…,o tym chciałeś porozmawiać?- Zapytałem Andrzeja wpadając w temat.
-Szybki jesteś, nawet nie zdążyłem powiedzieć.  
-On już wie?  
-Ale gafę trzasnąłem.- Powiedział Andrzej. Jagoda stanęła przy moim uchu i powiedziała szeptem.  
-Ale w razie co, oberwałeś za to.  
-To niewiele da.  
-Nie mów mu tego, po co?  
-Trzeba być uczciwym oszustem matrymonialnym.  
-Jak uważasz, ale ja mu to powiem.  
-Dobrze, ale dziś.  
-Zgoda.  
-Co tam szepczecie?  
-Tajemnica. Zabiorę ją do grobu.  
-Tajemnice znaczy się?  
-Tak.  
-Idziemy?  
-Chodźmy. Cześć ciociu.- Powiedziałem do Jagody.
-Szymon! Pożałujesz.  
-Widzisz, musisz coś z tą ciocią zrobić, nawet pożegnać się nie umie, jak cywilizowany człowiek. Tylko, pożałujesz.  
-Słyszałam!  
-Nie złość kobiet w tej rodzinie!- Oznajmił mi Andrzej wychodząc za nami.
-Dobrze.  
-Dobra. Zajmować miejsca w samochodzie.- Wsiedliśmy i usłyszałem.  
-Szymon usiądź z przodu, dobrze?
-Zgoda.- I wysiadłem z samochodu, a Agata się zdenerwowała.  
-Tato! Jak możesz mi to robić?  
-Andrzej, a jak to załatwię dziś, to mogę jechać z Agatą na tylnym siedzeniu?
-Dobra. Ale ma nie być focha.  
-Ok. Spróbuję.- Odparłem.
-Przesiadaj się.  
-Dzięki.- Znów zmieniłem miejsce na tylną kanapę w samochodzie. Ruszyliśmy, a ja pocałowałem Agatkę i zadałem jej pytanie.  
-Kochanie, a gdyby tak ożenić twojego tatusia z Jagodą, to ona miałaby kogoś i on. I tak mieszkają razem, a wszyscy myślą, że są małżeństwem. Twoja babcia nie żyje, dziadek również, więc o co chodzi między nimi co?  
-Nie wiem. Czasem, to czuję się, jak w rodzinie. Żartują sobie i się ganiają po domu, ale to moja ciocia. Tyle czasu już są razem, więc po co to zmieniać?  
-Wiesz jak będzie się czuł twój ojciec, jeśli Jagoda nagle znajdzie sobie kogoś, albo odwrotna sytuacja. Jak ona będzie się czuła. I wtedy co? Będziesz między młotem, a kowadłem. W ten sposób zostanie po staremu.  
-Nigdy tak nie pomyślałam. Ale wiesz co? Jak możesz, to zrób coś w tym temacie.  
-Andrzej, mam pytanie. Podoba ci się Jagoda, to pewne. Może powinieneś przemyśleć pewne kwestie związane z dalszym życiem i zastanowić się nad kontraktem małżeńskim razem z nią. Co ty na to?  
-Lubie ją, może nawet kocham. Po takim czasie, jak jest się ze sobą, to człowiek docenia bratnią duszę. Powiem tobie, że to nie głupi pomysł.  
-Agatko porozmawiasz z Jagodą troszkę w tej sprawie?  
-Zwariowałeś? Ja!? I co mam jej powiedzieć, wyjdziesz za mojego tatę, bo jak nie, to się wyprowadzę.- Andrzej się zaśmiał.  
-Agatko, ja się postaram, ty pomożesz, a Szymon... .- I Agata mu przerwała.
-Da wam po buziaczku na wspólną drogę.  
-Wiesz co Agata, nie myślałem, że jesteś taka cyniczna.  
-Dobrze, pomogę, porozmawiam z ciocią. Ale ślub będzie cichy.  
-Co ty na to Andrzej?- Zapytałem.
-Niech Agata ustali to od razu z Jagodą.  
-Pszczółko. Takie rzeczy, to trzeba jednak przemyśleć. Może my też weźmiemy cichy ślub?- Podburzyłem ją, by zobaczyła swój pomysł z innego kąta spojrzenia.
-Zwariowałeś!- Zdenerwowała się.
-Widzisz. Zabierasz Jagodzie nie dość, że jakiekolwiek prawo do wypowiedzenia się w tym temacie, to jeszcze do tego planujesz jej ślub. Ona nie miała okazji wyglądać, jak księżniczka. Chyba, że na komunii. Przemyśl to?  
-Dojeżdżamy, żegnajcie się.- Pocałowałem Agatę na pożegnanie i wysiadając, dałem cześć Andrzejowi i poszedłem w kierunku dworca.  
Gdy nagle Andrzej wyskoczył z samochodu.  
-Szymon poczekaj, zostawiłeś dokumenty!  
-Chciałbyś, mam w kieszeni na łańcuszku i w dodatku zapięte.- Podbiegł do mnie.  
-Wiem. Chciałem tylko tobie podziękować. Dzięki, jakby nie ty, to pewnie któregoś dnia byłaby zadyma.  
-Nie spalcie tego. Niech myśli, że brała w tym udział.  
-Uprzedzę Jagodę.  
-I jeszcze jedno, teraz dasz mi w gębę. Pocałowałem Jagodę z sympatii i żeby jej coś pokazać, dostałem w pape.  
-Nie przejmuj się, może tobie wybaczy?  
-Nie jesteś zły, co? Nie wiedziałem, że ty i ona, no wiesz?  
-Nie jestem. A ona pewnie tobie odpuści. Polubiła ciebie.  
-Na razie, dzięki!- Pojechałem do domu i prosto do szkoły. Ale byłem zdechły tego dnia, a tu jeszcze miałem wrócić tego samego dnia.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 3312 słów i 18129 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz