Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 23. Urodziny Karoliny, osiemnaste.

Rankiem, kiedy otworzyłem oczy poczułem, jak coś mnie przygniata.
-Nie puszczę ciebie nigdzie. Kocham ciebie, dobrze mi z tobą i nigdzie nie idziesz. Zostajemy tutaj. Oznajmiła mi Agata z wyrzutem leżąc na mnie.
-I znów bawisz się w złośnicę? Zapytałem spokojnie.
-Tak! Wiem, że musisz iść, ale dlaczego dziś? Przecież to wygląda tak, jak robiłbyś to, specjalnie mi na złość. Próbowała się tłumaczyć.
-Pszczółko, robaczku ty mój. Ja to robię dla ciebie, żebyś mogła poznęcać się na tej mniej wierzącej w ciebie reszcie domowników za wczorajszy wieczór.
-Tak mi dobrze z tobą, że prawie zapomniałam o tej grze. Ja im dam denerwować mnie. Wstała i ruszyła w strone drzwi.
-Kochanie gdzie idziesz, chodź jeszcze do mnie? Próbowałem uspokoić ją, rozumiejąc jej tok rozumowania i tą dziwną chęć pokazania im, że jest w dalszym ciągu nieobliczalna.
-Szymon, ty to zawsze mnie tonujesz. Wróciła do mnie i położyła się na mnie, ale tym razem na tyle wysoko, że opierając się łokciami na łóżku, miała twarz na wysokości mojej. Chwilkę popatrzyła na mnie i pocałowała mnie. Raz, drugi, trzeci, .... Co za jakaś mania wciągania mnie w tą grę, więc skończyło się pod prysznicem. Kiedy wyszliśmy z łazienki na fotelu w pokoju siedziała czekając na nas Jagoda.
-Dzień dobry. Ile można się kąpać?
-Witam. A kto powiedział, że się kąpaliśmy? Przywitałem się i lekko zmieniłem kierunek rozmowy.
-Co?
-Ciepła woda działa kojąco na nerwy, pobudza wyobraźnię i rozluźnia mięśnie. Jagoda chwilkę się zastanawiała, pokazała dziwnym skinieniem dłoni palcem na nas i nic nie powiedziała. Ale wbiliśmy ją w szok, musiała siedzieć tutaj dłuższą chwilę. I pewnie zastanawiała się, co my tam tyle czasu robimy?
-Przyszłaś mnie przeprosić. Dlaczego myślisz, że tobie na to pozwolę.
-Agatko, kwiatuszku ty mój, słonko, uśmiechnij się. Ładnie proszę, bardzo ładnie ciebie o to poproszę. To jak, odpuścisz cioci, tą wczorajszą złośliwość? Powiedziałem podchodząc do Agaty. Zatrzymałem się stojąc tyłem do łóżka i półobrotem przewróciłem delikatnie Agatę na łóżko i pocałowałem ją, Kiedy to usłyszałem za plecami.
-To ja przyjdę później.
-Jak tam sobie chcesz. Myślałem, że pomożesz mi ugłaskać złośnicę. Zobaczyłem pierwszy raz głupią minę Jagody. Roześmiałem się razem z Agatą, a ona wyszła.
-Obraziła się, prawda?
-Tak, ale nie bardzo wiem o co.
-Ja chyba wiem. Odpuść jej, proszę? Proszę? Proszę. Proszę!
-Co ty masz do mojej cioci, że zawsze ją bronisz.
-Kocham ją, jak mamę. To powiedz mi, dlaczego miałbym dać jej coś zrobić?
-Tej wersji będziesz się zawsze trzymał, czy powiesz mi wreszcie o co chodzi.
-Kocham..., z nią rozmawiać, z twoim tatą zresztą też. Przeszkadza to tobie?
-Nie, tylko czasem dziwnie to wygląda i powiem szczerze, że czasem sama nie wiem, czy ty przypadkiem nie zakochałeś się w niej.
-Podziwiam jej postawę wobec ciebie i tego, co zrobiła ze swoim życiem dla ciebie Agatko. Tak, właśnie dla ciebie. Agata zaciekawiła się tym, co mówię do niej, więc mówiłem dalej.
-Pomyśl sobie. Są małżeństwem i mają dziecko, nagle jednemu z nich coś się przydarza i powiedz mi, ale tak szczerze, czy potrafiłabyś zostawić mnie i pomóc wychować swoją przybraną siostrzenicę?
-Co ty pieprzysz!?
-Widzisz, ona zrobiła to dla ciebie i już tylko za to, należy jej się szacunek.
-Nie zostawiła chłopaka.
-Ale wiedziała, że tak to się skończy.
-Skąd wiesz?
-Powiedziała mi to, a dokładniej opowiedziała, jak to było i to mój wniosek.
-Nigdy nie słyszałam tej historii.
-Słyszałaś ją razem ze mną, nie zwróciłaś po prostu uwagi.
-Kiedy to było?
-Pamiętasz, jak zadałem pytanie, czy kiedykolwiek było coś między nimi?
-Tak.
-To przypomnij sobie, tą opowieść, jaką nas uraczyli.
-Nie pamiętam, możesz mi przypomnieć?
-Ty zapamiętałaś z niej tylko tyle, że próbowali stworzyć parę. A to, nie o to chodziło. Babcia chciała dobrze, mówiąc im, aby zrobili tobie normalny dom i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem ich determinacji, w twoim kierunku.
-Wiem, to było głupie z mojej strony.
-Właśnie. Gdybym nie wiedział, to co ja bym tutaj robił?
-Bawiłbyś się moimi uczuciami, ale wtedy, to bym ciebie zabiła.
-Obiecanki cacanki, a głupiemu radość.
-Czasem, to mam wrażenie, że chcesz się mnie pozbyć.
-Czasem, to ja mam to samo wrażenie, ale wiem, że to nieprawda.
-Wiesz co, olej to dzisiejsze wyjście.
-Agatko, nie mogę. Bo przyjedzie policja po mnie i dopiero będzie problem z przyjazdem do was.
-Wiem, ale czasem możesz zrobić coś dla nas i olać resztę.
-Skrócę to do minimum, może tak być? Pocałowała mnie i powiedziała.
-Dziękuję.
-Może uda mi się wrócić na obiad.
-To dzisiaj obiad będzie na dwunastą.
-Aż tak szybki, to ja nie jestem, ale 13:30?
-Masz czas do 14:00.
-Postaram się być, jak najszybciej.
-Wiem. Idź już, to szybciej wrócisz. Ubrałem się i na wyjście pocałowałem Agatę i zszedłem na dół do kuchni i..., już chciałem powiedzieć, że nie spodziewałem się tam nikogo, ale wiedziałem, że będzie tam Jagoda.
Podszedłem do niej i nie dałem jej przejść obok siebie. Spojrzałem jej w twarz i powiedziałem.
-Obraziłaś się, prawda?
-Nie chodzi o ciebie Szymon. Ty jesteś bardzo pomysłowy i w związku z tym, mam do ciebie prośbę. Chcę, abyś to, co masz zrobić dla nas, zrobił tak, jak ziściłbyś swoje marzenie. Nie licz się z kosztami.
-Co się stało, powiesz mi?
-Nie jest tak, jak się spodziewałam. Znaczy się, jest dobrze tylko, że on zachowuje się tak, jak bylibyśmy już starym małżeństwem.
-Rutyna zabija miłość, fajną zabawą dla was, było chowanie się przed Agatą, a teraz, to ja to popsułem.
-Troszkę masz z tym, co mówisz rację, zachowywaliśmy się, jak gówniarze chowający się przed rodzicami, głupie co?
-Nie, ta odrobina niepewności i szaleństwa dawała smaczek, temu co robiliście. A ja to popsułem, zresztą na waszą prośbę. Źle zrobiłem, ale i tak do tej pory, to uporalibyście się z tym problemem. W sumie na jedno by wyszło. Muszę tobie coś powiedzieć. Ale najpierw, daj mi w twarz. Podeszła i dała mi buziaczka w policzek.
-Może być, ale liczyłem na to, że zawalisz mi w pape.
-Nie uderzę ciebie, za to jaki jesteś.
-Jakoś to przeboleję, ale problem w tym, czy ty to przełkniesz. Posłuchaj, cały plan waszych zaręczyn, był mój. Tylko to, co powiedział tobie, musiało być od niego. Może mu ktoś pomógł, może nie, ale ja z tym co powiedział, nie miałem nic wspólnego.
-Znam ciebie już dość dobrze i wiedziałam to od razu.
-To dlaczego zawsze do tego pytania wracałaś?
-Lubię z tobą rozmawiać. Fajnie się motasz w zeznaniach.
-Andrzej zauważył, że czekasz na coś z jego strony i nie ma pomysłu, to dlatego chciał porozmawiać ze mną.
-Wiedziałam! Wy faceci jesteście tacy przewidywalni w pewnych sprawach.
-Tak, to teraz zobaczysz jacy jesteśmy przewidywalni. To do obiadu. Ubrałem się i wyszedłem z domu na komisariat, gdzie siedział już Tomek.
-Co tak późno.
-Miałem rozmowę z ciocią.
-Ciągnie ciebie do niej, co?
-No ooo! I to cały problem.
-Dobra, to idziemy porozmawiać, bo Władek, już jest i czeka na nas. Poszliśmy do pokoju przesłuchań.
-Cześć, to od czego zaczniemy?
-Może od pierwszej rzeczy, tutaj masz kasetę i kopię akt tej grupy i jej szefa. To grupa z Niemczech. Są tutaj Turcy i kilku Polaków. Na filmie widać jak on wchodzi do pokoju i jeszcze jeden, ale co dziwniejsze, to jeden z pracowników hotelu.
-Z ochrony?
-Nie z ochrony. To ktoś ze szczebla obsługi, mający dostęp do kluczy. Nie miałem czasu sprawdzić kto to.
-Jak jest na taśmie, to sam znajdę. Dziękuję.
-Szymon, o co chodzi?
-Potrzebuję bajkę dla tanków, a przy okazji, to zrobię coś ciekawego dla ciebie, dla siebie i dla Marty.
-Co?
-Zobaczysz. A właśnie. Władziu, możesz mi sprawdzić, czy na wiosnę gdzieś niedaleko są loty balonem?
-Tak jest impreza dwudziestego któregoś marca. Po co pytasz?
-Chcę kogoś wywindować i musi to lecieć do góry, więc zostaje tylko balon. W zeszłym roku lot kosztował 10.000.000zł za godzinę, w tym cena się raczej nie zmieniła.
-Znasz kogoś, kto ma balon?
-Jest taki układowy Francuz, mam gdzieś tutaj do niego numer. O! tutaj jest. Tylko, że on nie mówi po polsku.
-Porozmawiasz z nim, czy przypadkiem nie wynająłby balonu na godzinkę lub dwie?
-Człowieku szukaj kogoś, kto mówi po Francusku bardzo dobrze, to może się dogadacie na tym szczeblu, bo ja, to znam go tylko w stopniu podstawowym.
-Dobrze, daj mi ten numer, coś wymyślę.
-A, jak sprawa pana Mecenasa?
-Przedstawiłem mu sprawę i on się zastanowi, co dalej.
-A dałeś mu tą resztę akt?
-Tak, a on pokazał mi taką samą kopie ich, bez tych brakujących stron, więc też ich nie ma.
-Wiesz od kogo je ma?
-Niestety nie. Ale to musi być ktoś, kto ma jeszcze coś do zyskania i zostawił sobie asa w rękawie.
-Ciekawe.
-To mnie martwi. A właśnie, możesz włożyć moją osobę do tych akt, jak coś się stanie, to dobrze, żebym był zbirem.
-Komendant musi się zgodzić.
-I dobrze, więc go zapytaj.
-Dopiero w poniedziałek.
-Tomek, piszesz się?
-A mam jakiś wybór?
-Tak. Zawsze możesz odmówić.
-I co? Sam zbierzesz laury, nic z tego. Wpisz mnie też.
-Ok, jak tam sobie stryjenka życzy. Szymon, teraz spotkamy się w klubie około południa, za tydzień.
-Zgoda, ale pod warunkiem, że na nasze spotkanie dostaniemy jeszcze jeden możliwie najlepszy scenariusz tego, jak wsadzić ich wszystkich.
-Zrobi się. A i jeszcze jedno, potrzebuję fundusz operacyjny.
-Na co?
-Na prezent.
-Jeszcze prezenty tym draniom dawaj, to będziemy musieli otworzyć drugi bank na kasę, aby dawać łapówki.
-Jakoś muszę zaskarbić sobie ich przyjaźń. Jak inaczej mogę to zrobić, co? Mam ich zainteresować, czy nie?
-Tak, ale nie da się zrobić tego inaczej.
-To daje 99% zainteresowania ich moją osobą. Dawaj, jakoś się z tego rozliczę.
-W sumie masz rację. Dasz coś, co ciężko dostać, to będziesz ciekawym gościem dla nich.
-Trzymaj, stówa wystarczy.
-Co!?
-Sto marek.
-A nie ma w zetach?
-Nie. Masz dwie setki, tylko się rozlicz.
-Dobrze, co ty tyle jęczysz, co?
-Bo to nie żart, trzeba się rozliczyć.
-Faktura może być?
-Tak.
-To daj mi dane na fakturę.
-Tu masz kartkę. Nie zgub jej. A i co napisać w raporcie, że obiekt się zastanawia nad łyknięciem przynęty.
-A co chcesz napisać, że trzeba go spić, żeby łyknął. Zresztą, napisz co chcesz. Na razie nie wiele jest do pisania, bo nic nie wiemy, a oni sami teraz, to nic takiego też nie robią i kółko się zamyka.
-Dzięki.
-To ja dziękuję.
-Niby za co?
-Zawsze jest za co? Tylko nie właduj się im pod kulkę.
-Przecież już na tyle mnie znasz, że wiesz, iż nie mam chęci ginąć. Mam dla kogo żyć.
-Przecież ja nie o tym mówię.
-Wiem, przepraszam. Musi mi zaufać, to otworzy mi drzwi do prostych rzeczy, a z czasem zostanę jego prawą ręką. I wtedy się zabawimy i to tak, na poważnie.
-Jak się ciebie słucha, to ma się wrażenie, że ty na poważnie jesteś jednym z nich.
-Też się mnie tak wydaje. Gdzie oni ciebie znaleźli?
-W grze.
-Co, ... yyy. Gdzie?
-Graliśmy sobie w klubie w ruletkę i dosiadła się para, jakieś małżeństwo. I to ten gość właśnie był mecenas z małżonką.
-Faktycznie, a ja nawet nie skojarzyłem, że to on.
-Dał mi wizytówkę, jak wychodziliśmy i powiedział, że jeśli będzie nam kiedyś brakowało kogoś do gry, to żeby zadzwonić po niego.
-Kim wy kurwa jesteście?!
-Najzabawniejsze jest to, że nikim.
-Co to znaczy? To jakiś skrót.
-Tomek, czy ci ludzie tutaj rozumieją słowo" nikim", bo ja to chyba się zaraz wścieknę, wyjdę z siebie i stanę obok.
-A temu, to o co chodzi?
-O to, że tam gdzie mieszkamy, to niczym się nie wyróżniamy, a rodzice, nie są niewiadomo kim.
-Kim są twoi?
-Mama jest kierowniczką sklepu spożywczego, a ojciec pracuje na kolei. Nie wiem tylko, co on tam robi.
-A twoi, Tomek?
-Moja mama jest bezrobotna, a ojciec jest emerytowanym policjantem.
-Ciekawi jesteście.
-A twoi Władziu?
-N. Z. W skrócie, a normalnie, nie znani. Jestem z domu dziecka w Poznaniu.
-Sorry. Nie powinienem pytać.
-Spokojnie, ja zapytałem, to ty też mogłeś.
-Masz dziewczynę?
-Tak. Może kiedyś wam ją przedstawię, bo myślę o niej poważnie. A wy?
-Ja mam Agatę i bardzo ją kocham, a do tego jeszcze lubię tutaj przyjeżdżać.
-A ty Tomek?
-Ciężki temat. Szymon wie dlaczego.
-Powiesz? Spojrzałem na Tomka.
-Mów.
-Marta, to jego dziewczyna.
-Nie mów dalej. Kochasz ją?
-Tak.
-To w czym problem?
-Jest w ciąży.
-I?
-Nie wiem, czy to moje.
-To dziecko i niczemu nie jest winne.
-Wiem, ale ona ma do mnie jakieś halo.
-Porozmawiaj z nią.
-On ma rację, powiedziała, jak dorośnie. Pewnie myślała o tym, że musisz wziąć sprawy w swoje ręce i wreszcie zainteresować się nią.
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
-Może macie rację.
-Znasz to dziwne uczucie, kiedy wszystko, co chcesz osiągnąć, jest na wyciągnięcie ręki, a ty musisz tylko wybrać to, co chcesz. I problem w tym, że nie wiesz, co ty tak naprawdę byś chciał?
-Czasem miewałem takie wrażenie, ale ostatnio jakoś już go nie mam.
-Dobra chłopaki, ja muszę się ruszać, jak chcę coś załatwić. Tomek, jedziesz do klubu?
-Tak, tylko najpierw muszę pojechać do Maksa.
-Jadę z tobą. Pojechaliśmy, dzwonimy i otwiera Żaneta.
-Okłamałeś mnie! To nie Karolina!
-A kto?
-Ten wysoki razem z tym, no jak on ma?
-Kto przyszedł?
-No ten, no jak on ma ten, no wiesz?!
-Kto?
-Te bandziory, przyszły po haracz! Roześmialiśmy się i Tomek dodał od siebie.
-Tak i mam nadzieję, że masz pieniądze! Zszedł Maks z góry.
-Tomek, Szymon, wejdźcie. Cześć.
-Witam.
-Cześć Maksiu.
-Chamy, mogliście mi powiedzieć, jak się nazywacie.
-No, no, no, no, no! Bez takich lekkich słówek. Jak można prosić.
-Właśnie.
-Ty Żaneta, to naprawdę jesteś dziwna, grałaś z nami przez pół nocy i nie wiesz, jak mamy na imię?
-Jak poznaje się tyle osób, to nie zapamiętuje się imion. Ale ciebie, to powinnam zapamiętać, tu masz rację.
-Żaneta, to jest Tomek, a to Szymon.
-Powinnam was zapamiętać już za pierwszym razem.
-Co was do mnie sprowadza? Tomek spojrzał na mnie.
-Żaneta, chodź zrobimy herbatę, bo coś czuję, że to dłuższy temat.
-Tam jest kuchnia, chodź Tomek do salonu.
-Szymon, kawę.
-A ty Maks?
-Ja herbatę, Żaneta wie którą. Udałem się z Żanetą do kuchni.
-Czy wy czegoś przypadkiem nie kombinujecie.
-No coś ty, my? Za kogo ty nas masz?
-Przepraszam. Maksymilian powiedział mi, że uratowaliście go przed bandytami. Gdzie go napadli?
-Nigdzie. Ktoś uważał, że Maks jest mu coś winien, a to nie prawda. On tylko nagiął troszkę swoje możliwości i zabrał kontrahenta z byłej firmy.
-I to dlatego go napadli?
-To tak zwane wymuszenie.
-Co to jest?
-Pewnego rodzaju rozbój, ale spowodowany stratą kontrahenta. Odszedł razem z kontrahentem z firmy i pewnie właśnie to, tak zdenerwowało synka właściciela.
-Ciekawe.
-Żaneta, przepraszam, że zapytam, bo wydajesz się ciąć idiotkę. Co ty studiujesz, nie przypadkiem prawo?
-Tak, ale nie karne, tylko międzynarodowe.
-Dobra jesteś, a ja myślałem, że nie masz zielonego pojęcia o czym się mówi.
-Przepraszam. Wiesz, krążą ciekawe plotki na twój temat.
-Niby co teraz usłyszałaś?
-To tylko zasłyszane, ja tego nigdzie dalej nie podaję, tylko słyszałam.
-Wiesz? Możesz mi powiedzieć, co chcesz wiedzieć?
-Przecież wiesz, o co chcę zapytać.
-Ja mam czas, mogę poczekać lub dać tobie dobrą radę. Porozmawiaj z Agatą i Pauliną, albo jeszcze z Karoliną. To tyle jeśli chodzi o tą sprawę.
-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
-To proste, bo to pytanie nie do mnie, więc dlaczego mam odpowiedzieć na nie swoje pytanie. Mam skłamać, czy powiedzieć tobie prawdę? To nie moje roztrząsanie tych zagadnień, więc musisz zapytać kogoś, kto jest decyzyjny w tej sprawie i tutaj zostają wplątane te dziewczyny, które mogą coś wiedzieć.
-Ty poważnie to mówisz, czy tylko żartujesz?
-Niezainteresowanie moje tą sprawą, bo nie mnie sądzić. A tak poważnie, to skąd ja mam znać odpowiedź na to pytanie, też tylko słyszałem pogłoski.
-Jaja sobie robisz, tak? A ja chcę wiedzieć tylko, czy to prawda.
-Ale co, bo ja nie do końca wiem o co chcesz zapytać?
-O to, co Agata powiedziała w dniu chłopaka.
-Byłaś tam?
-Tak.
-To co takiego powiedziała?
-Pytanie zadała Maja, ile razy szczytuje podczas stosunku ze swoim chłopakiem. A, Agata odwróciła kota ogonem i przez jakieś zamieszanie, odpowiedziała sama zainteresowana. W odpowiedzi Agata dostała raz, czasem dwa, a nawet, że trzy. Zaśmiała się i opowiedziała, jak to jest z jej punktu widzenia. Nikt nie spodziewał się, że taki chłopak, jak ty, zatrzęsie całym zgromadzeniem. Ale było gadania przez ponad
miesiąc, a jeszcze zawsze ktoś donosił coś nowego. Ty to chyba nie umiesz żyć spokojnie?
-Umiem. Zawsze od poniedziałku do przyjazdu tutaj, jestem spokojny.
-Ciekawa osoba z ciebie, w sumie to chciałam z tobą porozmawiać. Jak już tobie powiedziałam, studiuję prawo międzynarodowe i w związku z tym mam do ciebie takie pytanie. Czy możesz pomóc mi zdobyć podkowy.
-Po czorta tobie podkowy?
-Nie rozumiesz, prawda?
-Do szczęścia, to tobie raczej nie potrzebne, bo to ty jesteś szczęście, więc?
-O! Boże, ja już wiem dlaczego ona ciebie kocha.
-Czy wy wszystkie możecie przestać to robić?
-Ale co? Zbliżyłem się do niej i zrobiłem, ten sam numer co zawsze. Nie zareagowała, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Dziwnie zimno podchodzi do takich spraw, nawet nie drgnęła. Więc trzeba było jakoś wyjść z twarzą. Obróciłem jej lekko głowę i powiedziałem na uszko.
-Patrzeć na mnie, jak gdybym miał coś, co ty byś chciała.
-Jest coś takiego. Masz fajną tą zieloną koszule. Zdębiałem.
-Jaja sobie robisz, bo mam dziwne wrażenie, że się napierdalasz z moich ulubionych koszul.
-Nie, naprawdę mi się podobają. Co to za firma?
-Big Star, nie widać. przecież jest na zatrzaskach wytłoczone.
-Fajna zieleń.
-Ty mówisz poważnie, prawda?
-Tak, dlaczego ciebie to dziwi?
-Nie wiem.
-Są inne kolory?
-Tak, ale dla ciebie, jak chcesz sobie kupić taką, to polecam z masą perłową na napach, fajnie to wygląda.
-Pojadę i sobie kupię.
-Ty naprawdę nie żartujesz. Zdjąłem z siebie koszulę i podałem ją Żanecie mówiąc.
-Zakładaj na siebie.
-Teraz to ty zwariowałeś.
-Nie, ja zawsze byłem nienormalny. A teraz, to mam powody, aby sprawdzić, jak bardzo. Ubieraj, bo zaraz sam ciebie ubiorę! O dziwo poskutkowało, każda dziewczyna wolała, jak dotąd szamotaninę ze mną, niż posłuchać nakazu. Ona faktycznie jest kimś z kim mógłbym być i zawsze dowiedzieć się czy chce coś robić, czy tylko zamierza być ze mną i nieważne gdzie. Kiedy się już ubrała, spojrzałem na nią. Musiała się sobie podobać w tej koszuli, bo stała i bujała się w niej przy lustrze na korytarzyku. Zresztą nie dziwne, bo taką urodziwą dziewczynę, jak ona i jeszcze z taką figurą, możnaby ubrać w cokolwiek i wyglądałaby dobrze. Zresztą, jak i Karolina, była modelką w domu mody księcia Sobieskiego w Paryżu.
-Ładna, taki pospolity krój, a dobrze się w tym czuję.
-Pospolity? Zabrzmiało, jak dla plebsu.
-Oj, przestań łapać mnie za słówka. Chodzi o to, że to taki prosty krój, ale bardzo wygodny i do tego dobrze się w nim czuję. Wiesz co? Nie oddam jej tobie.
-Zgoda! Ale pod jednym warunkiem.
-Jakim? Zapytała zaciekawiona.
-Zamienimy się całością ubrań. Wszystkim, majtkami, koszulkami, stanik mi oddasz, dosłownie wszystko. Ale w tej chwili.
-Zwariowałeś chyba. Pójdziesz w mojej sukience?
-Tak, a co mi tam.
-Chciałabym to zobaczyć, ale nie mogę, to nie moje ubrania. Mam taki sam kontrakt jak Karolina. Znasz Karolinę prawda, to siostra Piotrka. Uśmiechnąłem się.
-O Boże, po co ja to tobie mówię, przecież.... Zaraz, ty spałeś z Karoliną?
-Nie, ale ja w końcu nie wiem, o co ty chcesz zapytać, więc dla pewności podałem tobie trzy osoby, które mogą tobie odpowiedzieć na nurtujące ciebie zagadnienia.
-Asekurant jesteś, wiesz?
-Wiem i do tego jeszcze, bardzo mi się to podoba. Wszedł do kuchni Maksymilian.
-Szymon, przestań czarować Żanetę i.... Dlaczego masz jego koszulę na sobie?
-Przymierzałam, bo mi się podoba. Kochanie, pojedziemy dzisiaj do Poznania, bo muszę coś załatwić na Półwiejskiej, a jak już tam będziemy, to wstąpimy do Big Stara i kupisz mi koszulę jeansową.
-Nie możesz kupować sobie koszul męskich?
-Ja nie, ale ty możesz mi kupić i jak, to będzie prezent od ciebie, to mama się nie przyczepi i może będzie chciała wreszcie ciebie poznać.
-Widzisz? Same plusy.
-Gdzie ty tutaj widzisz plus?
-Mama. A co uważasz to za minus?
-Nie no przecież, że to plus, to moja przyszła teściowa. Prawda kochanie?
-Czasem, to ja sama nie jestem pewna, czy to plus, czy minus.
-Dlaczego myślicie, że to źle? Przecież lepiej dowiedzieć się prędzej, czy rodzice akceptują wasz związek, czy też nie, prawda?
-Może lepiej, żeby to było, jak najpóźniej.
-Boisz się swojej mamy, czy tylko ja mam takie dziwne wrażenie?
-Tyle czasu ciebie terroryzowała, że chyba czas pokazać jej, iż masz swoje zdanie i musi się z nim liczyć. Powiedział Maksymilian.
-Łatwo tobie mówić, bo jej nie znasz.
-Mam prośbę. Idź do mamy i powiedz jej, iż zostanie babcią. Ma się cieszyć, bo nie chcesz widzieć, że jest inaczej.
-Przecież ona mnie zabije, żeby nie musiała mówić znajomym, że będzie babcią.
-Olej to co zrobi i tak to będzie bardziej jej problem, niż twój, bo to przecież nie prawda.
-O przepraszam ciebie. Ale możesz mi powiedzieć, w jakim celu chcesz, abym to zrobiła?
-Pokaż matce, że ty już nie masz pięciu lat.
-A ile?
-Sześć! No przestań. Zawsze tak będziesz kulić ogon?
-Wy sobie porozmawiajcie, a ja nie mogę, bo muszę załatwić coś z Tomkiem.
-Weźmiesz kawę i herbatę.
-Tak.
-Dziękuję misiaczku.
-Proszę, nie przeszkadzajcie sobie.
-Na czym to skończyłem, a tak. Chodzi o to, że twoja mama jest w stosunku do ciebie nadopiekuńcza i, aby wreszcie zaczęła z tobą rozmawiać, a nie tylko wydawać tobie polecenia. Trzeba ją wbić w szok i wyciągnąć z tego. Ja wiem, że ty jej słuchasz, ale niech ona też słucha ciebie.
-Jak byś czytał w moich myślach. Możesz wyjść z mojej głowy?!
-Ja znam ten temat. Nie, nie patrz tak na mnie. To nie ja, to mój kolega.
-Też tak ma?
-Miał.
-Co zrobił, żeby to zmienić?
-Wyprowadziliśmy jego mamę z równowagi i pomogło.
-To co ja mam zrobić?
-Powiedz jej, że jesteś w ciąży, ale nie mów przypadkiem, że z nim. Bo dopiero byś mu przywitanie zgotowała.
-To z kim?
-Nie wiem, ze mną, z Tomkiem, albo z mężem jej najlepszej przyjaciółki.
-Przecież się wścieknie.
-I właśnie o to chodzi. Tylko pilnuj ją, aby nie miała okazji nigdzie zadzwonić. Bo jak powie to przyjaciółce, to narobisz komuś problemów.
-A jak zadzwoni?
-To sprostuj, że myślałaś, iż ktoś inny jest jej najlepszą przyjaciółką.
-Ale z zielenieje ze złości.
-Tylko pilnuj ją, jak dojdzie do granicy wytrzymałości i poproś ją, aby usiadła.
-W jakim celu?
-Żeby wiedziała, że chcesz z nią porozmawiać od serca.
-I co mam powiedzieć?
-Po pierwsze, wytłumacz jej swoje zachowanie. Powiedz jej, że jakby usiadła na początku i spokojnie z tobą porozmawiała, to dowiedziała by się, iż to zwykły żart. A ty naprawdę potrzebujesz jej zainteresowania. Chcesz żeby była twoją przyjaciółką, a nie tylko wiecznie niezadowoloną mamą. Po drugie. Powiedz, że ty też masz prawo do własnych błędów, ale chcesz wiedzieć, co ona na to i dodaj, że zawsze będziesz szanować jej rady, jakie by one nie były. Przytul ją i przeproś. Poczekaj na jej odpowiedź i przedstaw jej kawałek swojego światopoglądu. Co tobie zrobiła, zabraniając spotykać się z chłopakami i przyznaj się jej do tego, że masz chłopaka i nie chcesz tego spaprać, tak jak poprzednie tego typu związki.
-To ma sens, może się udać dotrzeć do niej.
-Warto spróbować. Prawda?
-Tak, dziękuję.
-Podziękujesz, jak cię matka z domu nie wyrzuci, jeśli przegniesz.
-Zaproszę was na obiad, bo ktoś musi pilnować, żeby Maksia mi matka nie zamęczyła, a ty chyba się do tego nadajesz.
-Tarcza, to przydatny przedmiot, prawda?
-Powiem tobie jedno, ostrogi zdobędę sobie sama.
-Łał, co za wyrzut sumienia. Powiesz mi wreszcie co to za sprawa z tymi ostrogami?
-Potrzebuję praktykę, a ty masz podobno znajomego, który ma kancelarię, więc pomyślałam sobie, że możesz mi troszkę pomóc w tym, aby przyjął mnie na staż.
-Mogę zapytać, jak chcesz, ale ja nie wiem czym on się zajmuje dokładnie.
-Dobrze, to zapytam go o ciebie.
-Dziękuję. Powiedziała Żaneta, przytuliła mnie i pocałowała w policzek. O cholera, musi jej zależeć na tym. Trzeba będzie się zainteresować jej sprawą.
-Dziękuję, naprawdę dziękuję.
-Przestań mi dziękować, bo nie ma jeszcze za co.
-Mimo wszystko dziękuję. Poszliśmy do salonu, gdzie Maks i Tomek kończyli rozmowę.
-Pewien tego jesteś, że chcesz?
-Tak. Mamy do niej duże zaufanie.
-Dospać, to załatwione. Podjadę i porozmawiam z nią.
-Tomek, musimy pojechać do klubu.
-Ojej, masz rację, już się troszkę późno zrobiło.
-Misiu, nam też już się spieszy.
-Szymon, dlaczego ona ma na sobie twoją koszulę?
-Widzisz, mówiłem, że szybki seks, to nic dobrego. Znów pomyliliśmy się na ubrania.
-Te majtki faktycznie mi jakoś nie pasowały. Podeszła i złapała mnie za pasek i wydobyła z za niego gumkę od majtek.
-Tak myślałam, zamieniamy się z powrotem, chodź do pokoju.
-No, a wy chłopaki zróbcie sobie bilans tego, co który chce, żeby zrobić, aby nie było głupich niedomówień. Poszedłem do pokoju Maksa z Żanetą.
-Ty to jednak jesteś wariat.
-To jak, zamieniamy się?
-Nie. Zaprosiłam ciebie tutaj, bo chciałam tobie dać dwie kopie mojego CV i życiorysu oraz podanie o praktykę. Zostawiłam już to w dwóch miejscach i nie dostałam odpowiedzi, a muszę załatwić to do końca marca.
-Nic nie obiecuję, ale dam to mecenasowi W. może on coś poradzi.
-Zaraz, znasz taką osobę? Chciałabym trafić do jego kancelarii najlepiej w Paryżu, ale może być w Berlinie, w Anglii, w Nowym Jorku, Neapolu, gdziekolwiek.
-On ma tyle biur?
-Tak, prowadzi sprawy międzynarodowe i karne na świecie, nie wiedziałeś.
-To dlatego szukają czegoś na... tutejszą zarazę, bo ciągnie się to, do końca europy. Hm, ciekawe. Jak bardzo zależy im na tym, aby wyleczyć tą chorobę.
-Chcesz im pomóc?
-W sumie nie, ale kto wie, co trzeba będzie zrobić. Dobra wystarczy tego gdybania. Idziemy, jak nie masz zamiaru się przebierać. Poszedłem do salonu razem z Żanetą i pożegnaliśmy się z nimi. Udaliśmy się do klubu, gdzie do godziny 15:00 urzędowała Marta.
-Cześć kochanie!
-Cześć. Co ciebie przygnało tak wcześnie do mnie?
-Nie co, a kto. I spojrzał na drzwi, w których znajdowała się moja osoba.
-Cześć!
-Cześć Szymon, mam już to, co zamawiałeś, ale tylko trzy butelki. Więc mogę tobie dać dwie, niestety w cenie trzech. To nie jest problem, prawda?
-Nie. Problemem będzie to, że potrzebuję fakturę.
-Zwariowałeś, ale faktury nie można wystawić na osobę fizyczną.
-Nie na mnie. Na fundację....
-Masz tutaj na tej kartce NIP i regon oraz inne dane, jakie potrzebujecie. Wypiszcie to, jak mogę prosić i daj ten papier Tomaszowi, on będzie wiedział, komu go dostarczyć.
-Poczekaj chwilkę i odbierz paczkę w barze u Dominika, a fakturę dam Tomkowi razem z tym papierkiem na którym są te dane.
-Masz te kasetę i obejrzyj ją sobie. Napisz mi, który z nich to zrobił, a ja zajmę się resztą. Napisz, bo nie chcę krzywdzić niewinnych, choć pewnie tam takich nie będzie. Ale chodzi mi o głównego winnego, bo dla niego będzie coś specjalnego.
-Nie chcę wiedzieć, co to jest.
-Wiem, dlatego proszę o sprawdzenie, żeby nie było pomyłek.
-Co ty kombinujesz Szymon, dowiem się?
-Tak, ale w swoim czasie.
-Czasem się ciebie boję.
-Ty nie masz czego. Dobra, muszę iść do baru i później do Izy.
-No tak, potrzebujesz troszkę czasu, żeby zrobić zamieszanie, prawda?
-Prawie że tak. Muszę najpierw się wkręcić, a później zrobię to, co uważam za słuszne. A ty porozmawiaj z Martą wreszcie tak, jak mówiłeś. Cześć Marta, trzymajcie się siebie. Poszedłem do baru, gdzie otrzymałem dwie butelki niebieskiego Absyntu. Zapłaciłem i po zawołaniu taksówki pojechałem do Izy.
-Dzień dobry pani, czy jest może Iza?
-Tak, a o co chodzi?
-Jak zwykle, o chłopaka.
-Proszę wejść i tutaj poczekać. Po jakimś czasie zeszła do mnie Iza.
-Co ty tutaj robisz?
-Powiedziałaś, że mogę wpadać.
-Tak powiedziałam?
-Nie, sam sobie tak wymyśliłem, jak już się tobie oświadczyłem.
-Słucham!? Powiedziała jej mama.
-Zaraz, oświadczyłeś się mojej córce?
-Oświadczyłem jej, że dzisiaj wpadnę. Jak już się podsłuchuje, to dobrze byłoby usłyszeć całość wypowiedzi.
-Słyszałam całość.
-Widzi pani, może ja źle to ująłem, sam nie wiem.
-Na pewno wszystko z tobą dobrze?
-Na pewno. Nie. Co ciekawsze, ja to dobrze wiem.
-Kochanie, ten chłopak, co był u nas na obiedzie przyszedł do naszej córki.
-Dobrze, że jesteś, bo już chciałem prosić córkę o jakiś kontakt z tobą.
-Nie ma takiego, więc byłoby ciężko, ale ja jestem dzisiaj tutaj. Bardzo rzadko w weekend jestem gdzieś indziej. O, jak tutaj jestem, to coś panu dam do spróbowania, proszę.
-Co to?
-Trucizna, w dodatku niebieska.
-O kurcze, już tego nie produkują, wiedziałeś.
-Tak, dlatego kupiłem dwie z trzech jakie mieli na stanie, bo trzech to nie chcieli mi sprzedać.
-Ile ty masz lat?
-Za mało żeby pić, za dużo żeby się tym przejmować i w sam raz, żeby mieć to wszystko w... głębokim poważaniu.
-Ciekawisz mnie, wiesz? Moja córka bardzo dużo o tobie mówi. Zresztą, jak wszyscy tutaj i nie wiem tylko, dlaczego każdy tak zachwyca się twoją osobą.
-Ale to tylko tutaj, bo gdzie indziej, to tylko pomagałem w różnych przedsięwzięciach, a tutaj chcę do czegoś dojść. Wy jesteście umiejscowieni blisko granicy z Niemcami, a do tego daleko od mojego domu. Czyli lokalizacja mi pasuje, bo Kielce, to są dość daleko, jak dla mnie.
-Rozumiem, a ten drugi?
-Ten drugi jest z Kielc, ale dogadaliśmy się, co do Gdańska i was tutaj. No, jeśli chodzi o lokalizację, a nie o was. Wy nawinęliście się przypadkiem, jak chcieliście, żebym przyćpał, ale pech chciał, że ja nie biorę. Mogę się napić i zrobić kilka innych głupich rzeczy, ale ściągać nadruku z jezdni, to ja nie będę.
-Spróbujesz ze mną, tą swoją butelkę?
-A dlaczego nie, w końcu to jest dobre, piłem to wczoraj i dlatego muszę to odkupić, więc załatwiłem sobie dwie butelki na dziś. Szkoda, że nie trzy.
-Coraz bardziej mi się podoba twoje podejście do kilku spraw. Wiesz co, dam tobie coś do zrobienia i jak wywiążesz się z zadania, to będziemy współpracować. Chodź ze mną do gabinetu, porozmawiamy i spróbujemy tej zawartości. Piłem już absynt, ale nie niebieski. To jak zielona whisky. Ruszyliśmy do gabinetu.
-Jest zielona whisky?
-Raz miałem okazję się napić, dobra, ale rzadkość.
-No cóż, fajnie jest spróbować czegoś innego w tym świecie paranoi. Codziennie to samo, aż do znudzenia. Czasem to mam wrażenie, że życie jest totalnie bezcelowe. Człowiek żyje tylko po to, żeby kopnąć na koniec w kalendarz, aż się kartki posypią. Głupie co?
-I tak i nie. Dla niektórych to bez różnicy. Zaćpać i zapomnieć o wszystkich problemach, jakie się ma. I właśnie po to są prochy. Chce brać, to niech bierze, srał go pies i jebały kozy z nosa. Ale dlaczego prawo tego zabrania, to ja nie wiem. A właśnie, co sądzisz o ochronie?
-Zależy czego, jeśli własnych interesów, to ok.
-I ja właśnie mam taki problem. Bo widzisz, jeden klient nie chce zapłacić za ochronę.
-Z jakiego powodu?
-Mówi, że nie ma.
-Usługa wykonana, to trzeba zapłacić.
-No właśnie, ja też tak sądzę. Widzisz, ja osobiście nic do niego nie mam, ale nie mogę sobie pozwolić na wyrzucanie moich starań do kosza. Przecież ktoś musi mi za to zapłacić, prawda?
-Jasne, nie ma sprawy, już masz to załatwione. Tylko adres klienta i imię. No dobra, może jeszcze nazwisko.
-A samo imię i nazwisko nie wystarczy?
-Wystarczy, ale wy mając wszystko nie musicie mnie męczyć ze wszystkim.
-Tak, to prawda. Ale możesz zrobić coś nie wiedząc wszystkiego.
-Jasne, daj to co możesz. A ile jest tobie winien?
-Stówę.
-Jaja się was trzymają? Co to ja chłopak na posyłki jestem.
-Nie zrozumiałeś. Nie sto tysięcy. Milionów.
-Przepraszam, głupie przyzwyczajenie, jak słyszy się pożycz stówę.
-Pożyczasz pieniądze?
-Zwariował pan, już z tego wyrosłem i wiem, że jak się pożycza, to trzeba z powrotem zabrać, choć dwa razy tyle.
-Widzę, że możesz szybko się czegoś nauczyć, załatw dla mnie tą sprawę, a zobaczysz, że się tobie opłaci.
-Dobrze, to da się zrobić.
-Napijmy się? Nalał do grubego szkła ze dwa centymetry płynu i podał je mnie.
-Na zdrowie. Łyknąłem go.
-Ciekawy smak, co?
-Wiem, podobno robione jest z piołunu, który jest niesamowicie gorzki.
-Nie wiedziałem. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę wejść!
-Cześć tato! Ooo! Czyli to prawda, że przyszedłeś z tatą do gabinetu?
-Oczywiście, a myślałaś, że mama kłamie?
-Ostatnio ma dziwne poczucie humoru i nie wiem, czy mnie nie wkręca.
-Fajnie.
-W cale nie. Ostatnio pozwoliła mi iść do Agaty na noc, a później powiedziała, że tylko żartowała.
-A coście robiły, że zalałyście cały materac u Agaty w łóżku?
-Grałyśmy w oszukaj mnie. Jadę z tobą.
-Dokąd?
-A gdzie jedziesz?
-Nie tam, gdzie możesz pojechać razem ze mną.
-Wrócisz po mnie?
-Przyjedź do Agaty po obiedzie.
-Przyjedź po mnie, proszę. Ja ładnie proszę. Proszę, proszę.
-U Agaty mam być na obiad, więc przywlecz ją tutaj, to się zjawię. Zgoda?
-Masz to jak w banku.
-Nie ma takiego banku, którego nie można okraść.
-I tutaj masz rację, dla tego nie trzymam pieniędzy w banku.
-Szymon, ale będziesz?
-Jeśli będzie Agata, to tak. Mogę skorzystać z telefonu?
-Tak, dzwoń. Wybrałem numer do klubu i odebrała Marta.
-Marta, jest może Tomasz?
-Tak.
-Porozmawialiście już?
-Tak.
-To powiedz mu, że potrzebuję pomocy i niech przyjedzie do Izy.
-Coś się stało?
-Nie, przecież nic się nie dzieje. Wyjaśniliście sobie wszystko?
-Tak, jest dobrze. Szymon, to ty mu poradziłeś, żeby porozmawiał ze mną?
-Nie, to Władek, a ja tylko przyklasnąłem mu i stwierdziłem, że najpewniej tobie o to chodziło. Obejrzyj sobie ten film i napisz mi, w jakim czasie jest on na filmie.
-Dobrze, a Tomek już jedzie do ciebie.
-Dziękuję. Najpewniej, do wieczora.
-Pewnie tak, cześć.
-I co?
-Nic, przyjedzie po mnie Tomek i weźmie mnie na przejażdżkę, a co?
-Powiedz, że jedziecie gdzieś konkretnie, a nie mydlisz mi oczy.
-Na rozmowę, ale nie wiem gdzie, więc nie zabiorę ciebie, zgoda?
-Gdybyś mógł kogoś wziąć, to była by z wami Agata.
-Widzisz jak dobrze rozumujesz. Puściłem do niej oko i powiedziałem.
-Potem, potem.
-Dobrze. I wyszła z gabinetu. Spojrzałem na jej ojca, miał dziwną minę.
-Nic między wami się nie szykuje, prawda?
-A skąd. Tylko tyle, że ostatnio oświadczyłem się jej, a ona przyjęła moje oświadczyny i rankiem je zerwaliśmy, bo moja Agatka stwierdziła, że nie może tak być. Szkoda, co? W życiu nie widziałem głupszej miny u faceta.
-Chwilka, moment, że co!?
-Przyjęła moje oświadczyny, ale na krótko.
-Mogę wiedzieć o czym ty do mnie mówisz?
-O pewnej grze i to już przegranej przeze mnie.
-Dobrze, powiedzmy, że to wszystko tłumaczy. Tutaj masz dane delikwenta, niech tobie da pieniądze i już.
-Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy, ja nie biorę żadnych pieniędzy. Ma zapłacić, proszę bardzo, ale musi sam przynieść pieniądze w zębach, jak mu jakieś zostaną i przeprosić za zwłokę.
-No jak tego dokonasz, to przyjmę was oboje.
-Jak była by jakaś inna opcja.
-Czyli cały czas grasz o dwóch?
-Tak. Poza tym, to jak myślisz, kto obronił moją dupę jak twoi ćpuni chcieli mi zaaplikować dawkę rozweselającą, co?
-To ten drugi.
-Bingo, wygrał pan jeszcze jedno pytanie.
-Zabawny jesteś.
-Wiem. Przyszła do gabinetu Iza.
-Szymon, Tomek już jest.
-Dziękuję, za wiadomość. Dobrze to widzimy się za dłuższą chwilkę. I wyszedłem do Tomasza. Razem odjechaliśmy z miejsca zlecenia.
-Co ustaliłeś?
-Trzeba troszkę popracować. Ustalmy kto to jest i co może zrobić dla nas ciekawego.
-Dobra, to trzeba zadzwonić do Władzia, tutaj jest budka. Idź, zadzwoń i wracaj. Poszedłem i zadzwoniłem do Władka, gdy zapytałem go o delikwenta powiedział, że to właściciel małego zakładu fryzjerskiego w centrum i, że wie, gdzie go znaleźć. Podał adres i inne dane potrzebne do znalezienia rzekomego dłużnika, więc namierzyliśmy go bardzo szybko.
-Teraz plan. Powiedział Tomek
-Wejdź za 15 minut i zapytaj mnie, czy jesteś potrzebny.
-Ale, po co?
-Nie wiem. Zobaczy się. Poszedłem, do salonu i na wejściu zapytałem o właściciela.
-Nie ma.
-O, czyli możemy zacząć robić remont tego miejsca.
-Chwila, jaki remont?
-Czyli właściciel jest. Czy nie? Bo jak niema, to będziecie musieli wyremontować lokal.
-To ja jestem właścicielem. Odezwał się człowiek, który do tej pory stał nie wzruszony.
-Jest pan winien panu Romanowi sto milionów złotych.
-Nie mam tych pieniędzy.
-Możemy porozmawiać bez osób postronnych?
-Tak, tutaj proszę. Wyszliśmy na zaplecze.
-Wie pan, że on panu nie odpuści?
-Nie mam tych pieniędzy, mam chorego syna, a oni zabierają mi cały zarobek.
-Wiem, już posterunkowy mi powiedział.
-Zaraz, jest pan od niego.
-Tak. A panu najlepiej będzie, jak będzie pan zeznawał przeciwko nim.
-Zabiją mnie.
-Posadzę ich wszystkich, co do jednego i w dodatku jednego dnia, ale musi mi ktoś pomóc.
-Dobrze, w zamian umorzenia mojego długu, tak.
-I tak i nie, ale pan nie zapłaci swoimi pieniędzmi.
-A kogo?
-Tak zaszli za skórę Europie, że nawet Francuzi pomagają. Pan będzie musiał tylko odegrać pewną rolę.
-To znaczy?
-Pan niech sobie zrobi jakąś krzywdę i zaniesie im te pieniądze.
-Zwariowałeś.
-Gips na rękę, lub jakiś bandaż i niech wymyśli pan jakąś bajkę, jak go nastraszyliśmy. Zgoda?
-Kto ty jesteś? Znaczy się, kim ty jesteś?
-Nikim, a jak by przyszło panu zmienić stronę, to.... Wszedł Tomek do salonu.
-To ten pan, wytłumaczy wam co i dlaczego, a jeśli on nie zdąży, to wujek się tym zajmie, rozumiemy się?
-A kto to wujek?
-Lepiej, żebyście się nigdy nie musieli przekonać.
-Dowcipny jesteś. A jak pójdę do nich dzisiaj i powiem, że zaoferowaliście mi pomoc za to, że będę zeznawał. Zabiją was.
-I was wszystkich, nie będzie wygranych. Ciekawe, co? Znam go i wielu im podobnych, zabiją wszystkich i podadzą was sobie na obiad.
-Na wszystko masz odpowiedź. Zgoda, ale chcę wiedzieć, ile to potrwa.
-Muszę na każdego coś mieć, a to zajmie chwilkę. Myślę, że dwa do trzech miesięcy.
-Szybko.
-Do wakacji będzie po sprawie.
-I to chciałem wiedzieć.
-Tylko nic pan nie wie i muszę mieć to na piśmie, że jak pana wezwie sąd, to będzie pan zeznawał.
-Dobrze, ale moja rodzina....
-Jak będzie jakikolwiek stan zagrożenie, to porwę tą kartkę, którą pan podpisze.
-Dziękuję.
-Niech pan nikomu nie mówi, nawet żonie. A teraz niech pan ponarzeka, żeby nie było. A za chwilkę przyjedziemy. Dobrze? Pojechaliśmy do Władka, który dał nam papiery do podpisania i gotówkę, ale już w polskiej walucie.
-Szymon, te dokumenty musi podpisać dwa razy, jeden muszę wysłać do prokuratury w Berlinie, a drugi zostaje u nas. Cholera, nie przewidziałem tego, że będą dwie kopie tych papierów.
-I jeszcze raz na miesiąc, musi napisać raport co wymyślają.
-Przekażę do rozpatrzenia. A jeśli nie zjawią się raz na miesiąc, to co ma zrobić, zełgać?
-Napisać prawdę, a my będziemy zastanawiać się, co ciekawszego wymyślili na zwijanie pieniędzy od ludzi.
-No dobra, zobaczymy. Cześć.
-Dzisiaj już nie przyjeżdżajcie do mnie.
-Ok.
-Wpadnie Tomek, w tygodniu. A do klubu, to za tydzień się zjawimy, zgoda?
-Dobrze, a Tomasz i tak musi być w poniedziałek, bo ma coś za pazurkami i mecenas razem z komendantem próbują go z tego wyciągnąć. Spojrzałem na Tomka.
-Coś narobił?
-Mam taki wygląd, że samo się zrobiło. No co tak patrzysz, przywalili się, to pozamiatałem.
-A dokładniej? Wtrącił się Władek.
-Rozróba w barze.
-Coś mnie się wydaje, że kartotekę, to ty masz za cienką, jak na to, co wyprawiałeś.
-Dobrze się tobie wydaje, ale skończ ten temat.
-Spokojnie, ja tylko tak, ej uspokój się.
-Ja jestem nad wyraz spokojny. To ty się spinasz.
-No, bo...!
-Chłopaki, musicie iść, bo ja kończę za godzinę i muszę wypisać raport ze służby.
-Dobra, jedziemy do salonu. Cześć.
-Cześć.
-Na razie. Pojechaliśmy do centrum i udaliśmy się do właściciela. Podpisał nam wszystko i powiedział co wymyślił. Miażdżenie dłoni, ciekawe. Ale dobrze powiedziane i przemyślane i dlatego robiło wrażenie. Podpisał nam papiery mimo, że uprzedziłem go o konsekwencjach i o tym, że musi podpisać dwa dokumenty. Zrobił to.
-Gdzieś już ciebie widziałem, czy ty przypadkiem nie bywasz w klubie?
-Jestem Szymon. W życiu nie widziałem, jak ktoś zrobiłby większe oczy niż on w tym momencie. Głupie było z mojej strony powiedzieć mu to w tej chwili. Nie wiedziałem, że będzie tak zaszokowany tym faktem, że to ja. Popełniłem błąd i przyszło mi za to odpokutować, jeszcze tego dnia.
-Tomek, zawieziesz je do Władka w poniedziałek.
-Jasne i tak muszę tam być. Co teraz robimy?
-Jedziesz do Marty?
-Tak, jedziesz zemną?
-Nie, muszę pojechać do Izy.
-Wiesz co można jeszcze zrobić dzisiaj?
-No, co takiego?
-Można posłużyć się nimi, aby dotrzeć do celu.
-Chodzi tobie o tych z hotelu?
-Jasne. Pomyśl, co musisz zrobić, żeby się zemścić?
-W sumie to nie dużo, ale to nie rozmowa na teraz. Wyszedłem z zakładu i udałem się do Izy.
-Witam. Jest moja nie doszła narzeczona?
-Pyta pan o...?
-O Pannę Izę.
-Ma gościa, więc pójdę spytać, czy życzy sobie pana widzieć.
-Poczekać, tak?
-Nie inaczej. Pani poszła zapytać, a ja pozostałem w holu do czasu, aż....
-Witam, co tam słychać? Zapytał pan Roman.
-Jak już powiedziałem, zjawi się sam. Lepiej dla niego, żeby to było dziś, szkoda tylko, że utalentowany fryzjer będzie miał przerwę, ale jakieś straty muszą być.
-Dobrze, to mam na co czekać.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale panienka chce pana widzieć. Powiedziała pani Honorata.
-Czy ty przypadkiem nie próbujesz umawiać się z moją córką?
-Nie, to ona próbuje spotkać się z moją Agatką. Za przyjaźniły się i jakoś dobrze im ze sobą się dogadywać.
-To dobrze, bo moja córka ma już chłopaka.
-Robert, prawda. To on jest jej chłopakiem, tak?
-Prawda. W co ty grasz?
-W nic, poznałem go dawno temu, jak pomógł nam zrobić jakąś szopkę w klubie.
-Ha ha ha, to co Beata mówiła, to był wasz żart?
-Tak, troszkę przesadziliśmy, ale sama się prosiła.
-Kto to wymyślił?
-Agata i Paulina, Iza jeszcze nie wie, ale kiedyś wciągną ją w taką grę.
-Niech się bawi, po to jest życie.
-Tak słyszałem. Żyj szybko, umrzyj młodo, pozostaw po sobie przystojnego trupa. Skrzywił się, ale po chwili odpowiedział.
-Jest w tym troszkę prawdy, może minąć całe życie i można nic nie zobaczyć i niczego nie przeżyć, a można w dwudziestu mieć wszystko.
-E tam, to też nie ciekawe. Gdzie Iza ma pokój?
-Jest na piętrze, drugi po prawej. Poszedłem do niej i zapukałem.
-Powiesz mi, co ty tutaj robisz?
-Cześć! Zakochałem się w Izie i muszę ją zobaczyć.
-Robert spojrzał na Izę.
-Za chwilkę będzie tutaj Agata. Ciekawe, czy jak wejdzie, powiesz to drugi raz?
-Pewnie. Przecież przyjęłaś moje zaręczyny.
-Co zrobiłaś?
-To nie tak jak myślisz. On kłamie, chociaż nie zupełnie.
-Co?
-No tak wyszło jakoś, bo chciałam przespać się z nimi, a obiecałam ojcu, że nie będę spała z chłopakiem, przed zaręczynami. Spojrzał na mnie.
-Spokojnie, spały między nami jeszcze dwie dziewczyny. Nie z nami, tylko między nami, widzisz różnicę?
-Tak, a kto to był?
-Agata i Karolina.
-A Paulina?
-Paulina już nie jest z nami, bo ma chłopaka.
-O, pani doktor się związała?
-Dziwne, prawda?
-Nawet bardzo.
-Ona ma zawsze coś w zanadrzu. Nie odpuszcza tak łatwo i zawsze jak dotąd dopinała swego.
-Więc jak się zakochała, to się zmieniło. Ciekawe, nawet takie sceptyczne osoby, zawsze jak się zakochają, tracą głowę. Hm, miłość potrafi zajść za skórę. (Zawsze jest coś takiego w osobie którą się kocha, co podziwia się ponad wszystko. Ale zawsze jest w takiej osobie coś, co ciebie denerwuje do tego stopnia, że robi się wszystko, aby tego nie zauważać. Prawda?)
-Kochałeś się w niej, prawda?
-Aż tak widać?
-A ona się wypięła na ciebie. Miała kogoś, czy po prostu puściła ciebie kantem?
-Też mnie to zastanawiało, ale dowiedziałem się, w dniu w którym zrobiłem razem z wami tą szopkę.
-Zaraz, znasz Szymona?
-Agatę i Paulinę też znam i co z tego?
-Iza się robi zazdrosna, Iza jest zazdrosna i to jak bardzo.
-Zamknij się. Powiedziała Iza uśmiechając się do mnie.
-Cicho bądź wariacie.
-Iza jest zazdrosna!
-Zamknij się bo...! Złapała za poduszkę.
-Sama, to nie powojujesz za bardzo. Weszła Agata do pokoju.
-Cześć!
-Witam Agatko.
-Zaraz, zaraz, nie możesz go bić, ... beze mnie rzecz jasna. Iza rzuciła Agacie poduszkę.
-Iza, dlaczego nie masz pluszaków?
-Ma, ale w pokoju obok. Powiedział Robert.
-Widzisz, nie jest taki drętwy jak mówiłaś. Wybiegłem do pokoju obok, a dziewczyny pobiegły za mną.
-Stój nie właź tam.
-A dlaczego? Masz tam więcej zabawek, co?
-Nie będziemy ciebie biły, ale nie wejdziesz tam.
-Dobrze, ale czemu mam tam nie wchodzić?
-Tam jest...bałagan.
-E tam, jeśli chodzi tylko o to, to niema problemu. Spojrzała ze złością.
-No dobra, to co tam jest?
-Pokój zabaw dla syna mojej siostry. Przedtem był jej, a teraz przerobili na coś takiego, ale nie patrz, bo według mnie, to wykonali to obciachowo.
-Było od razu powiedzieć, to bym się nie pchał.
-To rozejm.
-Zgoda.
-Szymon, miałeś iść coś załatwić, a cały czas byłeś tutaj?
-Nie, byłem tutaj rano. Później u fryzjera, pojechałem jeszcze do Maksa i Żanety, do Władka i wróciłem tutaj. Wszedłem jakoś tak 10 minut przed tobą, a co? Myślisz, że jestem kłamcą, że ustawiam sobie wszystkie dziewczyny pod siebie, że to wszystko, to moja wina? Otóż nie, tam jest twój wkład, taki sam jak mój.
-Wiem, to ja pchnęłam ciebie w objęcia, najpierw Pauliny, a później Karoliny i Izy, ale to było z miłości, z miłości do ciebie. Nie mogę tobie niczego zarzucić, nic zabronić i nic nakazać. Co się ze mną dzieje, możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?
-Kocham ciebie, tak samo jak ty mnie.
-Tak? A dlaczego jesteś tego taki pewien?
-Nie jestem, ale uparcie w to wierzę.
-Uparcie. Wiesz, że jak dotąd, to najciekawsza rzecz jaką usłyszałam od ciebie?
-Nie. ale mimo wszystko i tak ciebie kocham.
-Chwileczkę, pchnęłaś go w objęcia Izy?
-To była gra, on miał się jej oświadczyć, ona przyjąć oświadczyny, a ja sprawić, że rankiem zerwie.
-Co zrobiłaś? Robert spojrzał na Agatę. Spuściła wzrok, to na Izę. Zrobiło jej się głupio. Więc zadał to samo pytanie mnie.
-Dostało mi się w skórę, ale odgryzłem im się za to. I teraz twierdzę, że to była fajna gra. Wiesz kochanie, że zdziwiłem się wtedy obrotem sprawy i postanowiłem zadziwić ciebie w równym stopniu. Udało się mnie?
-Oj tak. To tobie wyszło jak mało co. Ja naprawdę myślałam, że wyszedłeś.
-Dobra dziewczyny, powiecie mi wreszcie, co robimy?
-Przecież wiesz, że idziemy na party u Karoliny i zostajemy tam na noc.
-Słyszysz Iza.
-Ja to wiem i potrzebuję jeszcze tylko aprobaty rodziców.
-Do którego mam iść?
-Ani się waż! Powiedziała Agata.
-Ale dlaczego mam jej nie pomóc, no dlaczego?
-Bo to rodzice, a ty masz dziwny dar, że oni zawsze ciebie lubią, albo nienawidzą. Jakoś nigdy nie widziałam pośredniego stanu.
-To chyba dobrze, co?
-Szymon, sama muszę iść do nich, bo jak pójdziecie wy to będzie gadanie. Zresztą już z nimi rozmawiałam i chyba mi pozwolą na tą imprezkę, muszę tylko usłyszeć werdykt.
-No dobrze, to my idziemy się ubierać i do taksówki, a wy dowiedzieć się, czy już to przegryźli.
-Ja mam samochód, więc spokojnie. Długa rozmowa ciebie czeka?
-Albo powiedzą, że tak, albo nie. Dwie minuty.
-Dobrze, iść razem z tobą?
-Tak, przecież idę razem z tobą.
-O! Widzę, następny powiadomiony i to w czasie.
-Zaraz ciebie kopnę.
-O! Złośnica z ciebie wychodzi.
-Zobaczysz, jak stanie obok ciebie i takiego kopa tobie zawali, że będzie siniak, aż tylko.
-No, no, no! Nie wolno mnie bić. Trzeba kochać i tulić, ale bić nie wolno.
-Nie daruję tobie tego, no normalnie przyczepimy ciebie do tarczy i będziemy rzucać lotkami.
-Już kiedyś bawiłem się lotkami razem z Krzyśkiem i dostałem w nogę, a później w polik i mogłem dmuchać przez dziurkę.
-Dostałeś w twarz?
-Y chy, graliśmy w taki sposób, że każdy ma tarczę i się zasłania, fajnie było.
-Ty naprawdę jesteś nie normalny, przecież mogłeś dostać w oko.
-Zrzędzisz jak jego mama, kiedy zabierała nam lotki. Zrobiliśmy sobie nowe ze szpilki, zapałek, nitki i papieru, były mniejsze lżejsze i łatwiejsze do schowania.
-Utłukła bym ciebie, jak zrobiłbyś mi taki numer, gdybym tobie zabroniła.
-Robert, co myślisz o nowej grze?
-Na mózg się tobie chyba rzuciło.
-Wiesz co Iza? Miałaś rację, że jest nudny jak tępy osioł. Nic ciekawości w nim nie ma. Co robisz, jak już bardzo się tobie nudzi?
-Biorę ciekawą książkę.
-I co z nią robisz?
-Czytam.
-Ciekawy jesteś, ale nudny. Wymyśl coś, co będziemy dzisiaj robić?
-Ale co?
-No, oczytany jesteś i ogólnie prymus, więc na pewno masz jakieś ciekawe pomysły z tych książek. Przecież musi być coś ciekawego w tych książkach, bo czymś ciebie przyciągają. Prawda, czy nie?
-Tak, ale takich rzeczy się nie robi w normalnym życiu.
-Więc twierdzisz, że mam nienormalne życie?
-Nie, ale....
-W tym pytaniu nie ma "ALE", więc?
-A ty uważasz, że to jest normalne?
-Nie.
-Sam widzisz. Jest jak jest.
-Zostaniesz dyplomatą. Iza, trzymaj się tego nudziarza. Warto! To nie jest afront.
-Dobrze, to co robimy drogie panie?
-Chwila, powiedziałeś mi, że można go zmienić, a ty rezygnujesz?
-Wstań.
-Po co?
-Proszę. Tak ładnie proszę. Bardzo ładnie proszę. Spojrzałem na Agatę.
-Ani się waż!
-Hmm ! To znaczy, jak się jej oświadczałem, to nie było przeciwwskazań. A jak chcę, aby była miła i zrobiła, to co chcę, to już jest problem. Tak?
-Tak. Przedtem to była konieczność podwyższonego ryzyka. A teraz chcesz to zrobić, aby móc Robertowi coś udowodnić.
-Łał! Prawie że prawda. Tylko wiesz, w tym ćwiczeniu chciałem mu pokazać, że jest dupkiem za którego uważa go Iza. A w następnym chciałem się dowiedzieć, co on sądzi o niej. Ale oczywiście wy wszystko popsujecie dla zasady. Czy raz kiedyś możecie współpracować razem ze mną?
-Ale o co tobie chodzi? Zapytała Agata.
-Pokazuję i objaśniam. Trzeba mu pokazać, że sfera marzeń jednej osoby, może być realna dla drugiej. Podszedłem do Izy. Pomogłem jej wstać i pocałowałem ją. Była zdziwiona i zaszokowana tym co zrobiłem. I zawaliła mi w twarz.
-Widzisz, nie ważne co zrobisz, tylko w jakich okolicznościach. To raz, a teraz dwa. Powiedz mi co widzisz patrząc na nią.
-Dziewczynę.
-Tylko tyle? Bo ja mam inne spojrzenie.
-Tak?
-Dla mnie jest piękną kobietą, piękną i mądrą, a do tego zabawną i dobrą osobą. Podszedłem jeszcze raz i pocałowałem ją drugi raz. Nie odwinęła mi się.
-Widzisz, można? Można. Trzeba tylko zmienić podejście. Nie na każdą górę wejdziesz ze wszystkich stron. Czasem lepiej wybrać dłuższą drogę, ale prowadzącą prosto do celu.
-Szymon, zmuszona jestem tobie oddać. Agata podeszła do Roberta i go pocałowała.
-Nie mogę tego tak zostawić. Podszedłem do Roberta i złapałem go za głowę, aby go cmoknąć. Odepchnął mnie i chyba się wściekł.
-Dobrze, że ty chociaż potrafisz pomóc człowiekowi, bo prawie to zrobiłem.
-Odwalcie się ode mnie. Co to ja manekin do ćwiczeń jestem?
-Nie, ale do zabawy się nadajesz. Powiedziała Agatka. Iza podeszła do mnie.
-Nie zrobiłbyś tego.
-Zapytaj Żanetę, czego dzisiaj bym nie zrobił. Bo ubranie by mi pasowało do tej roli. Agatka spojrzała z zaciekawieniem.
-Co zrobiłeś Żanecie?
-Nic. To ona nie chciała oddać mi mojej koszuli, jak już ją ubrała. Ja chciałem tylko zamienić się na wszystkie ubrania i bieliznę jakie mamy dziś na sobie.
-Szymon, bo więcej nigdzie ciebie nie puszczę. Mógłbyś się czasem zachowywać normalnie.
-A wiesz, że... nie, nie, nie. Na pewno nie mógłbym. Ja tutaj właśnie dlatego przyjechałem, żeby zobaczyć, czy ktoś polubi mnie takim jakim jestem.
-I co, jaki werdykt?
-Kobiety to, ... no wiecie. A chłopaki mnie lubią, zwłaszcza te odkurzacze twojego ojca.
-Oj tak, oni na pewno za tobą tęsknią. Dwa razy ich w konia zrobiłeś.
-Słucham! Dwa razy. Kiedy?
-Raz jak rozwaliłeś im tacę, a drugi raz jak, pomachałeś im z taksówki.
-Nie machałem im z taksówki i jeśli chodzi o tacę, to kichnąłem.
-I rozwalili całą tacę jedzenia?
-To zależy, o czym mówimy. Możemy przyjąć, że o jedzeniu.
-To co było na tacy, co?
-Iza, czy to ważne?
-Tak, skoro nie chcecie mi powiedzieć, widocznie jest to kluczowe. Robert spojrzał na mnie. Kiwnąłem żeby powiedział skoro chce wiedzieć.
-Ja to tobie powiem kochanie. Na tacy było dziesięć gram kokainy.
-Co ooo!!!?
-Iza, uspokój się. Twój ojciec mnie lubi, sam to załatwię.
-Nie zostawię tak tego, okłamali mnie.
-Idę do ojca.
-Iza stój! Zagrodziłem jej wyjście z pokoju.
-Zejdź mi z drogi!
-Nie pójdziesz. Zostaw to, proszę. Nie dotykaj się tego, proszę ciebie ładnie. Naprawdę ładnie ciebie proszę. Położyłem dłonie na jej ramieniu, po czym splotłem je na karku pod włosami. Przyciągnąłem ją do siebie i oparłem swoje czoło o jej. Wyszeptałem jej do ucha.
-Proszę ciebie, zostaw to.
-Agata, odmówiłaś mu kiedyś?
-Tak, tydzień temu, jak był przypięty do łóżka i prosił o to, aby go odpiąć. Nie zrobiłam tego z własnej woli, tylko ciocia kazała mi odpiąć go od łóżka. A on w odwecie przypiął mnie i powiedział, że wyjdzie jeśli nie zdążę go zatrzymać. To dlatego prosiłam ojca, żeby mnie zawiózł na stację kolejową. Co się tak cieszysz?
-Ugodziłem w czułe miejsce, co?
-Tak. To było chamskie z twojej strony.
-Wiem, ale tobie się przydało, prawda?
-Zawsze jesteś tak cholernie spokojny. Jak ty to robisz?
-Olewam nieistotne wiadomości.
-A jakie wiadomości są nieistotne dla szanownego pana?
-Takie, na które nie mam wpływu na dalszy rozwój zdarzeń. Jak nic się nie da zrobić, to po kiego czorta mi to wiedzieć.
-Czyli jak wiadomość nie daje żadnego dodatkowego wyjścia z sytuacji, to jest nieistotna.
-Tak. Zostawmy to. Co dzisiaj robimy dziewczyny?
-On nie wie?
-Oj tam, po co mu to, jak on i tak się nie przebiera, czyli nic z tym nie robi, więc to nie istotna wiadomość dla niego. Prawda kochanie?
-A o co chodzi?
-O to, że nie przebierzesz się na imprezkę do Piotrka i Pawła.
-Jak to nie. Mam ze sobą koszulę i bieliznę do tego spodnie. Po tym, jak ostatnio poleciałyście, to zabrałem sobie coś, na w razie co.
-To było niechcący.
-Jasne, niechcący. Wiesz jak otarłem sobie p...a w spodniach bez majtek?
-Przepraszamy. Powiedziała Iza.
-Nie ma za co, droczyłem się z wami, to sobie nagrabiłem.
-Ty poważnie robisz to dla zabawy?
-Y chy. Marcin dla zabawy dostaje w twarz, to dlaczego ja mam nie bawić się w ten sposób?
-Chwila, zrobiłeś to specjalnie?
-Tak. No dobrze, to my idziemy się ubierać i do taksówki, a wy dowiedzieć się, czy już to przegryźli.
-Ja mam samochód, więc spokojnie. Długa rozmowa ciebie czeka?
-Albo powiedzą, że tak. Albo nie. Dwie minuty.
-Dobrze, iść razem z tobą?
-Tak, przecież idę razem z tobą.
-O! Widzę, następny powiadomiony i to w czasie.
-Zaraz ciebie kopnę.
-O! Złośnica z ciebie wychodzi.
-Zobaczysz, jak stanie obok ciebie i takiego kopa tobie zawali, że będzie siniak, aż tylko.
-No, no, no! Nie wolno mnie bić. Trzeba kochać i tulić, ale bić nie wolno.
-Robert, ile ty masz lat?
-A ty?
-Za mało, żeby pić, za dużo, żeby się tym przejmować i w sam raz, żeby się dobrze bawić.
-Ja mam tyle ile ty, czyli 21.
-Dobrze, dziś gdzie jedziemy na Kempes.
-Co?
-Na zlot czarownic.
-Do Natalii, bo Karolina ma urodziny i na prezent chce ciebie.
-Co ooo!?
-Chce, abyś był. Mam ciebie nakłonić, do zrobienia jakiegoś show dla niej.
-Jak u Joasi?
-Tak, a co? Nie możesz zrobić czegoś takiego dla swojego Aniołka?
-Mogę. Pomożesz mi Agatko?
-Jak powiesz, co wymyśliłeś?
-Tak, fajny mają ten ogród zimowy i do dobrego efektu potrzebna będzie jeszcze jedna dziewczyna. Spojrzałem na Izę.
-Nie. Ja nie mogę, nic z tego. Nie!
-Może przemyślisz to jeszcze, co?
-Nie! Nie potrzebuję czasu do namysłu. Po prostu nie chcę i już.
-Pomyślisz, prawda?
-Dlaczego ty jesteś taki uparty? Podałem jej swoją dłoń i uniosłem ją tak, jak chciałbym ją pocałować, a tylko pomalutku i ostrożnie pchałem ją na ścianę. Gdy już oparła się o nią, wyszeptałem jej na uszko.
-Nie ma mocnych, nie ma twardych, seks jest tylko dla upartych. Pocałowałem ją w czoło, nosek, bródkę i wreszcie dłoń.
-Ale, ty nie myślisz się dobierać do mnie?
-Jak to nie i to razem z Agatą.
-Co?
-Bramy niebios piekieł wrót, to jest dzisiaj zakres cnót.
-Przestań rzucać te rymy z kosmosu! Zgoda, Karolina jest dobrą przyjaciółką, więc zrobię to dla niej.
-Dziękuję.
-O czym wy mówicie?
-Nie twoja sprawa Robert, to coś innego. Nie zrozumiesz, nawet nie próbuj.
-Mogę wiedzieć, o co tutaj chodzi?
-Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie jest... ? Spojrzałem na niego, zmieszał się i byłem prawie pewien, że wie o czym się mówi.
-Kasa. Co do tego, to oni mają pieniądze, przecież ona ma wystarczającą ilość pieniędzy.
-Miłość, ty tępy łosiu. Jak Iza mówiła, że jesteś dziwny, to pomyślałem, że to żart. Ale wiesz co? Ona miała rację.
-Po co mi to mówisz?
-Żebyś zdał sobie sprawę z własnej głupoty.
-Odwal się. Sam sobie zdaj sprawę z własnej głupoty.
-Ja jestem nienormalny, więc nie muszę.
-Kim ty jesteś?
-Nikim ważnym.
-Zawsze tak mówicie, a później się okazuje, że możecie nasrać na radiowóz.
-Skąd ty masz takie skojarzenia, naciąłeś się już kiedyś?
-Tak. Marcin to dopiero był debil.
-Marcin, ten co dostaje zazwyczaj w twarz od dziewczyn i chodzi z Dagmarą.
-Tak. Właśnie to ten nasrał na radiowóz. Miał skute ręce z tyłu z ciągnął spodnie dresowe i narobił im na maskę, a później na dach.
-No tak, ten to może sobie pozwolić na taką ekstrawagancję.
-I tutaj się mylisz, dostał sześć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata za ten pokaz nieobyczajności w swoim wykonaniu.
-A ja myślałem, że on jest tylko troszkę do przodu.
-Ten Marcin na pewno on? Szymon, to ten do którego chodzimy jak chcesz zobaczyć się z pchełką?
-Tak, syn Doroty.
-Znam go od urodzenia i powiem wam, że te wiadomości mnie szokują.
-A to co słyszysz o Szymonie, to nie?
-To co ludzie noszą, to nic w porównaniu z tym co wokół niego się dzieje.
-O wszystkim wiesz?
-Tego nie wiem. Kochanie, czy ty o wszystkim mi mówisz?
-Nie. Tylko to, o co możesz być zła i inne bzdury, które sama roznosisz.
-Przecież już ciebie przeprosiłam i to nie są bzdury.
-Dobra, koniec pogawędki idźcie do rodziców i spadamy. Poszli, a ja zostałem z Agatą w pokoju.
-Fajna dziewczyna ta Iza, co?
-Szkoda tylko, że ma ojca bandytę.
-Właśnie.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie związane z tym co robisz razem z Tomkiem?
-Ale na osobności i w domu. A dlaczego chcesz wiedzieć?
-Boję się o ciebie, nie wiedziałabym co zrobić, jak tobie by się coś stało.
-Rozmawiałem już w tej sprawie z kimś.
-Z ciocią?
-Nie. I tak.
-Powiesz mi z kim.
-Pauliną i Karoliną, jak przyszłaś do pokoju Aniołka.
-Jak robiłyśmy sobie zdjęcia w ogrodzie zimowym. To po to je zabrałeś?
-Tak, trzeba mieć jakiś plan awaryjny, na w razie gdyby co. Jak to jest, że zawsze myślisz o wszystkim?
-Akurat o tobie pszczółko. Myślę tylko o tobie, bo widziałem co Jagoda zrobiła dla ciebie jak zerwałaś z Rafałem.
-To on chciał zerwać ze mną, a ja to zrobiłam za niego, żebym mogła powiedzieć, że to ja zerwałam. Ale później czułam się tak źle, że sama walnęłabym sobie w twarz za to, co zrobiłam.
-Czasem trzeba podjąć ryzyko. Dobrze jak robi się to, zwalając całą winę na siebie. Całą winę i karę na własną osobę. Gorzej, jak to nie wychodzi w ten sposób, wiesz?
-Wiem, zauważyłam to ostatnim razem. Zawsze, jak robiłam coś z Pauliną, albo z tobą, to nic takiego nie miało miejsca. To w was jest cudowne, to w was kocham i to dlatego brakuje mi Pauliny.
-Myślałem, że jesteś zła na Paulinę za to co ciocia tobie powiedziała.
-Tak, ale jak byliśmy we trójkę wszystko było takie kolorowe. Zawsze czekałam jak zjawicie się u mnie i wymyślicie coś z kosmosu. Coś, na co z nikim innym bym się nie zgodziła. A z wami mogłabym niebo zaorać i nawieźć obornikiem. Zaśmiałem się.
-Ale masz skojarzenia dziewczyno, normalnie szokujesz mnie. Zaraz, to znaczy, że zanim nas poznałaś, nie byłaś tak szalona i pomysłowa jak Paulina?
-Byłam zwykłą szarą myszką. Dopiero jak zainteresowała mnie ciocia Pauliną, to troszkę zbzikowałam, a później poznałam ciebie. Wiesz, że jak prowadziłyśmy rozmowy o tobie, to Paulina pierwsza powiedziała, że chce ciebie bliżej poznać.
-To jest pewnie normalne u was, bo u chłopaków, to wygląda troszkę inaczej. Zawsze jest jeden tępy fiut, któremu wydaje się, że jest bogiem i zazwyczaj się to, nie sprawdza. Całe szczęście.
-Szymon, ale ja nie o tym chciałam porozmawiać?
-A o czym?
-Ona zanim ciebie poznała chciała z tobą iść do łóżka.
-Nie odniosłem na początku takiego wrażenia. Wręcz powiedziałbym, że była nastrojona na trzaśnięcie drzwiami, jak już mi je otworzyła. Wrócił Robert razem z Izą.
-To nie jest sprawiedliwe, dlaczego nie pozwalają mi iść do Karoliny na urodziny.
-Kto?
-Ojciec powiedział, że nie na całą noc.
-To w czym problem, wrócicie o szóstej. Albo złap go za słowo i napisz mu, że pojechałaś godzinę po zmroku, więc to nie cała noc i wrócisz rano. Będzie prze szczęśliwy, że córeczka ma własny pogląd na różne rzeczy.
-Tak, a później przez rok nie wyjdę z domu.
-Oj tam! Zobaczysz kara będzie żadna, a zabawa będzie jak nigdy. To jak?
-Dlaczego nie potrafię tobie odmówić.
-Nie wiem, może to jego wina, leni się w łóżku, co? Co? Co?!
-Mam dziwne wrażenie, że nie mogę nic zrobić, żebyś traktował mnie normalnie, prawda?
-Jest, coś takiego. Zaraz przyjdziemy dziewczyny. Zostańcie tutaj. Wyszedłem z Robertem na korytarz.
-Przestań robić z siebie taką cipę i zainteresuj się czymś ciekawym do robienia w łóżku. Patrzył na mnie, jak powiedziałbym coś dziwnego.
-Czego ty łosiu nie rozumiesz? Ona chce ciebie, ale musisz jej coś dać w zamian.
-O czym ty do mnie mówisz?
-Jak spotkałem ciebie pierwszy raz, to myślałem, że tylko trzeba z tobą porozmawiać. Ale właśnie cycki mi opadły i wiesz co? Trzeba jej znaleźć nowego chłopaka. Poszedłem do pokoju.
-Co uradziłyście.
-Mamy pozwolenie na dostęp do sklepu cioci.
-I dobrze.
-Co ona ma w tym sklepie, powie mi ktoś, czy nie?
-Będziesz zachwycona, zobaczysz. Wszedł Robert.
-Można ciebie jeszcze na chwilkę prosić?
-Przemyślałeś sprawę?
-Chyba rozumiem.
-To idę. Wyszedłem na korytarz.
-No słucham?
-Co macie zrobić dla tej dziewczyny?
-W czym ja mogę tam pomóc?
-Hm, to może być ciekawsze, jak zwykły striptiz. Zawieźmy je do sklepu do ciotki, a później się zobaczy. Weszliśmy do pokoju.
-Dobrze. Dziewczyny zawieziemy was do sklepu Jagody, a my pojedziemy sobie gdzieś na godzinkę.
-Szymon, można ciebie na słówko.
-Co chcesz?
-Coś ty znowu wymyślił?
-Najgłupsze, że to nie ja. Spojrzałem porozumiewawczo na Roberta.
-No teraz, to ciebie poniosło.
-Wiem, fajnie co?
-Zwariowałeś. Iza wie?
-Nie. I nic jej nie mów.
-Ciebie naprawdę pogrzało.
-Wiem, ale zmienić jego podejście do niej, można tylko wywracając mu cały świat do góry kołami.
-A próbowałeś z nim porozmawiać?
-Nie, bo po co. Agatko przecież wiesz, że tak i muszę tobie powiedzieć w tajemnicy coś niezwykłego. Jemu naprawdę zależy na Izie, ponieważ powiedziałem mu w końcu, że jednak trzeba będzie jej zmienić chłopaka i on przyszedł z propozycją sam.To nie ja go zmuszam, tylko on sam siebie.
-No teraz to ciebie poniosło za daleko, aż ciebie w końcu nie będzie widać.
-Ale będę malutki.
-Ciebie to bawi, prawda?
-I tak, i nie. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że zrobi dla niej wszystko.
-Ciebie naprawdę to bawi?
-No! Fajnie, co? Nie muszę świrować. Wrobię go w to i dalej się zobaczy.
-Czasem to mam wrażenie, że tobie to nie mogę zaufać.
-Sama mówiłaś, że ona się z nim nudzi. To dlaczego teraz masz dziwne hallo, o to, co zrobiłem.
-Wiesz, że nie mam. A ona tylko powiedziała, że się z nim nudzi.
-Jak ty byś się nudziła, to byś ze mną zerwała, bo miała byś dość wiecznej jazdy na własnych warunkach.
-Tak. Ale nie wrabiałabym ciebie w coś, czego nie chcesz zrobić.
-Tylko, że to on sam chce, a ja tylko mu pomagam. Dobra, koniec tematu. Idziemy się ubierać. Poszliśmy do samochodu. Mazda 323 F mały, ale ładny. Fioletowy z fajnymi bajerami, jak na te czasy. Pamiętam, że ten model w którymś roku zdobył nagrodę za stylistykę i wygląd, nie pamiętam gdzie, ale to na pewno on. I to chyba był ten rok 93 albo 94.
-Ładny kolor. Powiedziała Agata.
-Taki dziewczęcy. Miał być czarny, ale rodzice powiedzieli, że 1, 5 miesiąca trzeba będzie czekać i powiedziałem, że może być jakikolwiek, byle ciemny i wybrali właśnie taki.
-Dlaczego mówisz o tym, że to kolor dla kobiety?
-Nietypowy.
-Moja koszula jest nietypowa, czyli damska. Żaneta pojechała sobie taką kupić i poradziłem jej żeby poszukała taką z perłowymi napami.
-Po co jej taka koszula?
-Nie wiem, podoba się sobie w mojej koszuli.
-A dlaczego ona miała na sobie twoją koszulę.
-Ubrała po seksie razem ze mną i nie chciała mi oddać.
-Denerwujesz mnie prawda? Ty chcesz żebym się obraziła, tak? Odpowiedz mi?
-Zaborcza się robisz kochanie, wiesz o tym?
-Przepraszam, ale ty robisz to specjalnie. To twoja wina. Żądam przeprosin.
-Dobrze, ale później. Jeszcze muszę sobie nagrabić i wtedy już będę mógł się ukorzyć.
-Ale zaraz dostaniesz kopa, aż mnie nóżka zaboli i ciekawe tylko, czy przestanie mnie boleć.
-Pewnie nie. Bo to grzech kopać swojego chłopaka w nogę.
-Agata wsiadajcie wreszcie, bo musicie jeszcze wrócić do Domu i się przebrać.
-Słyszysz, wsiadaj!
-Bo jak zaraz.... Otworzyłem drzwi i.
-Proszę panno Agato, o to, aby panienka zaszczyciła mnie swoją obecnością na tylnym siedzeniu, tegoż to pojazdu.
-Walne ciebie za chwilkę.
-Gdzie piękna panienka życzy sobie mnie uderzyć, to się nastawię z dobrej strony. Iza zaśmiała się. I po krótkiej chwili wsiedliśmy do samochodu.
-Agata, on na pewno jest normalny?
-Na pewno, nie. To Szymon, jak byś nie wiedziała.
-Szymon, w co wrabiasz Roberta?
-W ciebie.
-Czasem to nie wiem, czy się bać, czy cieszyć z tych twoich pomysłów. Powiesz mi, jak jest tym razem?
-Coście jej nagadały? Zwróciłem się do Agaty.
-Nic takiego. Tylko to, co do tej pory robiliśmy.
-Znam twój sekret.
-Ja nie mam sekretów, bo w końcu i tak dowiadują się o tym osoby, które nie powinny o tym wiedzieć.
-A to ile masz lat.
-To fakt, a nie sekret. I w dodatku prawda, mam 16 lat i co z tego?
-To żart, prawda?
-Nie. Robert, a ty myślałeś, że ile mam?
-24 lata, tak jak słyszałem. Dobra dziewczyny, to tutaj jest ten sklep.
-Iść z wami?
-Nie. Powiedziała Iza.
-Zajmijcie się czymś konstruktywnym.
-Tak zrobimy. Weźcie sobie taksówkę na powrót. Pa aa.
-A buziaczka nie dostanę?
-Masz, dostaniesz nawet dwa. I ją pocałowałem, raz, drugi i trzeci. Gdy nagle ktoś stuknął mnie w ramię.
-Żegnamy się, poczekaj.
-Dobrze, więc czekam. Powiedziała Jagoda.
-Skąd się wzięłaś tutaj?
-Agata prosiła o dostęp do mojego sklepu, a że pani idzie za chwilkę do domu, to ja im pomogę wybrać.
-Co tobie powiedziały?
-Że coś robicie dla Karoliny.
-Chodź, chodź, chodź na chwilkę.
-Szymon, co chcesz?
-Masz na ścianie w sklepiku kilka par majtochów dla facetów, więc co powiesz, żeby je sprzedać temu jegomościowi.
-Dobrze, układ stoi.
-To zapakuj to i daj dziewczyną, niech przyniosą to do Karoliny.
-Co kombinujecie?
-Chciały zobaczyć jak chłopaki się rozbierają, więc..., jak się bawić, to się bawić, drzwi wywalić okno wstawić. A i jeszcze jedno, niech te wdzianka będą cztery.
-Ale które?
-Dwa ze słoniem, jedno z bananem i jeszcze to z żyrafą.
-Rachunek na Roberta?
-Robert, podejdź tutaj bez kobiet, jak można prosić.
-Zapłacisz za wszystko.
-Jak nie przekroczy to kwoty 1000 to tak.
-Tylko za wasze, więc kwota będzie dużo mniejsza, bo za dziewczyny, to zapłaci Iza, sama się zdeklarowała. Szymon, one chcą wybrać coś takiego Karolinie. Myślisz, że warto?
-Tak, ona ma rzeczy które pasują do wszystkiego, albo do większości tego co nosi. Niech ma coś, co nie pasuje do niczego, tylko ubrane samo. Robert, jest tutaj sklep Big Star-a?
-Tak, dlaczego pytasz?
-Potrzebuję się w nim znaleźć.
-To chodź, bo już późno. Pojechaliśmy do sklepu i kupiłem koszulę, w moim rozmiarze i kolorze, którą dałem Karolinie w prezencie.
-Jesteś nie poważny, co będziemy robić?
-Striptiz, ale tylko do gaci i później teatrzyk ze zwierzątkami w tle.
-Ty nie jesteś normalny?
-Dopiero teraz to zauważyłeś.
-Nie. Ale dopiero teraz to tobie mówię, żebyś wiedział, że ja wiem.
-Dobra, teraz jedziemy do Marcina, a później do klubu.
-Jakiego Marcina? No teraz, to ciebie chyba na poważnie słonko przegrzało.
-Dawaj jedziemy, chyba, że masz kogoś innego, kto się zgodzi bez zadawania głupich pytań?
-Nie. Niech będzie on. Pojechaliśmy po Marcina i do klubu gdzie był Tomek. Przy okazji, jak już tam byliśmy, to zrobiliśmy próbę teatrzyku i układ striptizu dla Karoliny. Pomogła nam Marta, choć na początku wcale nie chciała. Ale, jak powiedziałem jej, że może razem z Karoliną obejrzeć te szopkę, to poszła na to. Pojechaliśmy wreszcie do Karoliny, która witała gości na wejściu razem z Natalią i Piotrkiem.
-Witam. Gdzie Paweł z Pauliną?
-Są na górze, ale to nie jest najlepszy dzień dla nich, więc nie idź.
-Pójdę tylko zobaczyć, jak wygląda na imprezę urodzinową Karoliny.
-Uważaj, mają ciężkie dni.
-Dziękuję za ostrzeżenie, ale nosa, to raczej, już mi nie popsuje.
-Iść z tobą?
-Jeśli chcesz?
-Chcę.
-To chodź. Możemy Natalio?
-Tak, czuj się jak u siebie.
-O oo! Ściszyłem głos.
-Więc mogę pobiegać po domu w gatkach?
-Ani się waż. Odchodząc powiedziałem jej.
-Tylko, że ja mówię poważnie.
-Będę mogła to zobaczyć?
-Zapytaj córki, takie jest jej życzenie na prezent. Jak tobie pozwoli, to nie widzę problemu i tak oddałem już jedno miejsce za udział Tomka i pomoc Marty.
-Komu?
-Rzeczonej pani K.
-Marta, dziewczyna Tomka? Dlaczego K?
-To jego nazwisko.
-A o co chodzi z tymi kwiatkami?
-Jakimi kwiatkami?
-Podobno dałeś Marcie i Jagodzie kwiatka?
-Też chciałabym takiego.
-Dobrze. Ale innego i innym razem. Wiesz, że to, ten kwiatek, to kaktus? Położyła mi dłoń na policzku.
-Wiem, dlatego go chcę.
-Dam tobie taki, którego nie oddałbym nawet Agacie, ale tobie go dam. Ponieważ nigdy nic ode mnie nie chciałaś, nawet jak mi pomagałaś, dziękuję tobie za to.
-Wiesz, gdzie jest pokój Pawła?
-Wiem. Agata idziemy?
-Tak. Co miało znaczyć, że nie dałbyś go nawet mi?
-Dokładnie to co usłyszałaś.
-Dlaczego jesteś zły?
-Nie jestem zły na ciebie Agatko, tylko na siebie.
-Za co?
-Że kocham trzy kobiety w równym stopniu, a nie mogę wybrać ciebie, mimo tego, że chcę, bo ciebie pokochałem jako pierwszą.
-Powinnam być zła na ciebie, ale nie potrafię.
-Potrafisz, ale lepiej dla mnie, abyś tego nie robiła. Dobrze, ty stukasz, czy ja?
-Ja zapukam.
-Proszę. Zapukała do drzwi i co dziwne otworzył Paweł.
-Co znowu? Oł, cześć! Co wy tutaj robicie?
-Przyszliśmy do Pauliny, bo myśleliśmy, że potrzebuje pomocy.
-Dobrze, że jesteście. Cześć Agatko, pomożesz mi z tą sukienką.
-Jasne. Nie pozabijacie się, prawda?
-Pytaj jego, ja go nie mam, za co bić.
-Tak więc, co powiesz?
-Spokojnie, będzie spokój. Choć mam mu za co dołożyć, powiedziała mi.
-I tak dobrze się trzymasz, bądźcie grzeczni chłopcy i wyjdźcie do gości. Poszliśmy do gości, a po drodze.
-Ja wiem, gnojku. Powiedziała mi.
-Co takiego tobie powiedziała?
-Że się jej oświadczałeś i to nie raz.
-I co zdecydowała się wreszcie? Złapał mnie za koszulę i potrząsnął.
-Nie denerwuj mnie gnojku, za cienki jesteś, żeby podskakiwać. I jeszcze jedno....
-Paweł, już rozmawialiśmy o tym!
-Dziękuję Natalio. Co niektórzy, nie potrafią się opanować, jak widać.
-Spadaj!
-Paweł!
-To nie jego wina, to ja. Przystawiałem się do Pauliny i ona powiedziała o tym Pawłowi, a on teraz jest wściekły na mnie. Nie rozumiem dlaczego, ale dojdę i do tego.
-Szymon, nie rozumiem, on ciebie by nigdy nie zaatakował bez powodu.
-On ma powód, możesz mi wierzyć Natalio.
-Później opowiesz, a teraz chciałam tobie przedstawić....
-Szymon, skąd ty tutaj się wziąłeś.
-Znacie się?
-Tak. Poznaliśmy się dzisiaj.
-Jak już tobie powiedziałem, nie unikniesz swego losu, nawet jak mnie zdradzisz.
-Mogę wiedzieć, o co chodzi.
-Później. Chyba, że ty powiesz, a ja tylko przyklasnę. Nie zagłębiaj się w to za bardzo i pamiętaj co obiecałeś.
-Byłem już tam dzisiaj i załatwiłem sprawę z nimi. Jakby co, to prawa dłoń mnie boli.
-Obandażuj ją może, co?
-Powiedział, że chce wiedzieć, jak mnie przekonaliście.
-I co powiedziałeś?
-Że zademonstrowaliście mi miażdżącą przewagę i uległem.
-Szymon, o co tutaj chodzi?
-Porozmawiaj z Natalią i powiedz jej. A ty nie denerwuj się tak od razu i spokojnie. Nikomu o tym nie mów co usłyszysz i zachowaj zimną krew. Natalia poszła razem z panem... do gabinetu, a ja udałem się poznawać nowych ludzi. Dziwne to było, bo do kogo nie podszedłem to wszyscy wiedzieli kim jestem, nie licząc jednego łysego skina ubranego jak chciałby biegać nago po śniegu. Miał na sobie t-shirt i szalik, co wyglądało bardzo ciekawie.
-Co tam kolo! Widzę, że znasz tutaj dużo ludzi, ja tutaj jestem nowy. Poznasz mnie z kimś? O może z tą dziewczynką. Zaraz, ja ją znam. To Mariola? Obróciłem się i faktycznie, to dziewczyna Piotrka Mariola, ale skąd on ją zna?
-Tak to Mariola, gdzie ją poznałeś?
-Bywała często na koncertach i innych imprezach.
-A kiedy przestałeś ją widywać?
-Podobno poznała tego, no jak on ma? Tego co tyle o nim mówią, no?
-Szymon.
-No właśnie. Podobno spała z nim i postanowiła porzucić imprezowy stan dla niego.
-Brednie. Ona jest z Piotrkiem, bratem Karoliny.
-Kto to Karolina?
-A wiesz, gdzie jesteś?
-Na jakiejś imprezie, z Moniką. Hm, nie widzę jej, gdzieś poszła.
-Ciekawe dlaczego?
-Nie wiem. Powiedział z nutką alkoholu w głosie.
-Ja wiem, ale to nie istotne.
-Dobrze, że on nie wie, jak ona wyglądała zanim ją poznał.
-Wie i powiem szczerze, to ona wygląda teraz dużo lepiej.
-Tak. Teraz to by mnie zainteresowała.
-Widzisz? Znasz tutaj jednak kogoś. Lecę dalej.
-Ej, gościu. Jak się nazywasz.
-Jestem Szymon. I odszedłem widząc, jak jego ostatnia szara komórka próbuje poskładać wszystko w całość. Lubiłem patrzeć, jak ktoś kto nie wie, jak mam na imię, nagle dowiaduje się kim
jestem.
-Co tak obserwujesz? Zapytał Tomek.
-Widzisz tego gościa.
-Tak, dlaczego mi go pokazujesz?
-Bo on zna Mariolę i nie chcę, aby narobił jej problemów.
-Wyprowadzić go?
-Nie. Tylko dopilnować, żeby nie przeszkadzał Piotrkowi.
-Poczekaj, idę zobaczyć co to za dziewczyna z nim rozmawia.
-Cześć, ty jesteś... ?
-Monika. Ty to ten Szymon, o którym tyle się słyszy.
-Ja nie słyszę za wiele, zazwyczaj to tylko jakieś brednie i pogłoski. Nie wiem, kto to wymyśla, ale ma bujną wyobraźnie. Podeszła do nas Natalia.
-Szymon, mogę prosić ciebie na osobności.
-Chwileczkę.
-Teraz, natychmiast, już.
-Trzeba wyjaśnić następną bzdurkę jak widzisz. Przepraszam, potem, potem dobrze? Pokiwała głową na znak zrozumienia.
-Dokąd, teraz?
-Do zimowego ogrodu, muszę się uspokoić.
-Oo o, narozrabiałem?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Co ty sobie myślisz, zwariowałeś? Powiedz, że robisz to dla pieniędzy i dam je tobie, a ty się wycofasz.
-Nie.
-Co nie? Nie robisz tego dla pieniędzy, czy nie wycofasz się?
-Głupio to tobie powiedzieć, ale ani jedno, ani drugie. Dałem słowo.
-Że się zabijesz?
-Nie. Że zamknę ich wszystkich, bo mnie denerwują swoją działalnością.
-Nie rób tego, proszę. Szymon jesteś młody, po co to tobie. To problem i musisz wiedzieć, że i tak zrobisz komuś krzywdę.
-Kiedy stwierdzisz, że robię coś nie tak, to daj mi w twarz.
-Ja nie biję ludzi, wolę rozmawiać. Nie ma jak dialog, zawsze to mówię.
-Wiesz, że to dobrze.
-Nie mydli mi oczu i powiedz, że się zastanowisz jeszcze.
-Dobrze, ale zastanowię się jeszcze nad długością tego przedsięwzięcia.
-Szymon, nie o tym mówiłam. Chcę, abyś się z tego wycofał. I jak masz jakieś zobowiązania w związku z tym, pokryję wszystkie.
-Natalio, jesteś wspaniała i wiem, że z pewnymi rzeczami mogę liczyć na was, co by się nie działo.
-Dziękuję. Chociaż nie wiem za co, ale dziękuję.
-Zrobicie coś, nie dla mnie?
-Co takiego?
-Chcę zrobić coś dla Andrzeja i Jagody, ale potrzebuję waszych znajomości.
-Co chcesz dla nich zrobić?
-Posiłek w chmurach.
-To proste, jak będą lecieli do Grecji czy tam na Sycylię, to trzeba wykupić im biznes Klasę i zamówić katering.
-Nie rozumiesz. Na wiosnę jest pokaz balonów i chcę, aby zjedli śniadanie w chmurach. W balonie, a nie w samolocie.
-Romantycznie. Dobrze, co mamy zrobić?
-Załatwić catering i porozmawiać z kimś, kto ma balon.
-A ty nie możesz?
-Nie znam Francuskiego.
-Porozmawiaj z Karoliną, ona bardzo dobrze dogaduje się z mężczyznami, zwłaszcza Francuzami. Mają do niej słabość, więc będzie jej łatwiej. A wracając do mojej prośby, przemyślisz to o czym rozmawialiśmy?
Ktoś zastukał do drzwi oranżerii.
-Cześć Natalio.
-O dobry wieczór Jagódko, co tam u ciebie słychać?
-Wszystko dobrze kochana. Widzę, że bardzo lubisz rozmawiać z Szymonem, tak jak ja.
-Myślę, że to troszkę inna rozmowa. Jagoda spojrzała na mnie.
-Ona chce, żebym przestał zajmować się sprawą tanków.
-Ma rację, powinieneś to przemyśleć.
-Obiecałem.
-Dlaczego ty taki jesteś, że obiecasz coś i dla ciebie sprawa jest zamknięta?
-Obiecałem tobie coś niesamowitego i mam nie dotrzymać słowa?
-Dotrzymać. Masz dotrzymać obietnicę.
-Więc widzisz. Komuś obiecałem to, tobie tamto i jakby to wam powiedzieć. Tylko pech może to zniszczyć, bo innej możliwości nie ma.
-Uparciuch.
-I w dodatku nie słucha starszych.
-Słucha, ale i tak robi po swojemu.
-Natniesz się, zobaczysz. Będzie płacz i lament.
-Lubicie mnie obie, co?
-Karolina bardzo ciebie polubiła, podobno ty też ją lubisz.
-Po co pytasz, przecież wiesz.
-Wiem, ale czasem chciałbym to usłyszeć.
-Szymon, jeśli chodzi o to, o czym rozmawialiśmy, to porozmawiaj z Karolinką, ona tobie pomoże. Ja dołączę się do tego przedsięwzięcia i wynajmę to, na drugi dzień. Zrobię prezent mężowi, on nawet nie pomyślałby, że mogę zrobić coś takiego.
-Czyli pomysł się tobie podoba?
-Tak, jest bardzo ciekawy. Taki inny. Dobrze Jagoda, że masz kogoś kto potrafi zrobić dla ciebie coś takiego. Będziecie zadowoleni, jeśli dopnie swego i uda mu się to wykonać w takim stopniu, jak sobie to wymarzył.
-Co ty znów świrujesz, mogę wiedzieć?
-Zobaczysz, będziesz wniebowzięta.
-Nie powiecie mi co szykujecie dla mnie i Andrzeja?
-Właśnie to tobie powiedział, dosłownie wprost to wytłumaczył.
-Nie rozumiem, on poważnie jest dziwny, ale co to ma znaczyć, że powiedział mi to wprost Natalio? Spojrzała na mnie.
-Nie, nie pozwalam tobie jej tego powiedzieć. To ma być niespodzianka. I jak stwierdzę, że ktoś to jej powiedział, to zrezygnuję. Więc, albo będzie niespodzianką, albo nic nie będzie.
-Nie możesz, obiecałeś!
-Wiem i to jest moje "Ale".
-A jakie jest twoje "Ale" jeśli chodzi o nich?
-Nie istnieje taki program zaczepienia. Ponieważ stałoby się to tylko wtedy, kiedy zagrożona byłaby Iza. A tego nie chcecie, prawda?
-Kiedy ty się nauczysz, że wszyscy są w dobrym układzie, to są nie do ruszenia.
-Nie ma takiego układu. Nie ma i nigdy nie będzie. Bo to kwestia dźwigni, jaką trzeba się posłużyć, aby wysadzić ich z siodła. To tylko tyle, albo aż tyle.
-W tym przypadku, to na pewno ta druga ewentualność.
-Trudno. Idę do dziewczyn. Idziesz Jagoda?
-Tak.
-To chodźmy. A gdzie Andrzej jest?
-Jest w salonie. Niezadowolony, ale przyszedł razem ze mną.
-Czyli coś zrozumiał z ostatniej rozmowy. Dobrze, a gdzie dziewczyny? O są tam. Były przy stoliku gdzie kłębiło się ze dwadzieścia osób.
-Kiedy pootwierasz prezenty? Zapytała Żaneta Karolinę.
-Po przedstawieniu jakie zrobili dla mnie chłopcy. Zostaniesz z nami, bo będzie Agata, Paulina, Iza, Dagmara, Marta i chłopaki
-Wiem, że będzie striptiz i jeszcze jakieś inne atrakcje, ale mogę zostać tylko do rana.
-To dobrze, bo rano i tak wszyscy rozjadą się do domów. Reszta imprezy potoczyła się normalnie, tylko musiałem w przedstawieniu zrobić małą korektę, Marcin uchlał się do upadłego, ale zastąpił go Maks. Nie myślałem, że się zgodzi, a tu taki precedens. Striptiz był fajny, bardzo się podobał dziewczynom. A spektakl był o bananie wiszącym na drzewie i zwierzętach próbujących go zerwać, wtórowanych przez małpy. Które mogłyby to zrobić, ale nie byłoby farsy. W tej roli bezbłędne były dziewczyny i przydał się Marcin uwalony do granic możliwości bezwstydny i do tego chamski. Pasował do roli podjudzającej wszystkich małpy. Oczywiście przydały się rekwizyty w postaci majtek z bananem, słoniem i żyrafą, a do tego ptakiem tukanem, te były najlepsze i najfajniejsze, więc były moje. Dali je mi, bo jak stwierdzili nie pasują do scenariusza, ale się mylili.
-Uśmiałam się kiedy słoń próbował przewrócić drzewo na którym siedział tukan i jedna małpa. Jak na to wpadłeś? Moglibyście wystawić to w klubie, ale byście mieli sporą widownie.
-Nie da rady, to było dla Karoliny. Zresztą dziewczyny chciały zobaczyć, jak chłopaki robią striptiz i zbiegło się to w czasie, a teatrzyk był tylko dodatkiem. Wymyśliłem go,  
gdy zobaczyłem te majtki na ścianie w sklepie Jagody.
-Ten chłopak, co to dziewczyny przerobiły go na małpę, to Marcin?
-Tak, fajną miały zabawę kiedy powiedziałem, że trzeba zrobić z szympansa małpę, co?
-Sama się dobrze ubawiłam.
-To dobrze Natalio.
-Szymon, zostańcie na noc?
-Wszyscy?
-Ciężko będzie, ale jakoś się pomieścimy.
-A teraz pootwieramy prezenty. Powiedziała Karolina i poprosiła chłopaków o udanie się po pakunki, jakie upchane były w pokoju przy wejściu. Oranżeria była dość spora i do tego zadrzewiona, ale ilość pakunków, jakie goście przynieśli zakrawała o obłęd.
-Karolinko mam nadzieję, że nie potrzebna będzie szafa na nowe ciuchy.
-Uprzedzałam mamo, ale nie ręczę za efekt. Reasumując, Karolina została obdarowana głównie biżuterią do tego dostała futro i trzy walizki na kółkach. Bieliznę, no ja wiem od kogo. Parę torebek damskich i coś,  
czego nikt się nie spodziewał. W małym pudełeczku koloru złotego były kluczyki do srebrno-szarego mercedesa SL wraz z dokumentami OC AC i aktem własności.
-Dziękuję mamo za prezent, mam już dość tego golfa.
-Karolinko, ale to nie ja. Może to ojciec, zadzwonię.
-Piotrek, to wy.
-Nie. Wiedziałbym, jak byłby taki plan. Wróciła Natalia.
-Karolinko, to nie ojciec.
-Więc kto? Wszyscy rozejrzeli się po sobie, wszyscy prócz Izy. Podszedłem do Izy i zapytałem po cichutku wprost.
-To twoja sprawka?
-Nie wiem. Zażartowałam sobie ojcu, co ma być na prezent. Nie myślałam, że on potraktuje to poważnie. Może to nie on?
-Ta, rozejrzyj się. Ile widzisz osób, które stać na taki prezent?
-Nie wiem.
-To ja tobie powiem. Marcin, to raz. Piotrek i rodzina to dwa. Żaneta to trzy. Maks, to cztery. Ty, to pięć. Istnieje szósta możliwość, ale to mrzonka.
-Jaka?
-Że ktoś zakochany w Karolinie, zrobił jej taki prezent i nie ma odwagi przyznać się do tego. Nie możliwe, prawda?
-I tak i nie. Zadzwonię do taty i się dowiem. Mogę skorzystać z telefonu?
-Tak. Jest w holu.
-Pójdziesz ze mną?
-Tak. Sam jestem ciekawy kto to. Poszedłem do holu razem z Izą i przyszła do nas Agata. Iza zadzwoniła do ojca i dowiedziała się, że był taki plan, ale to nie oni.
-Zazdrosna jesteś o Izę?
-Widziałam jak się patrzysz na nią, podoba się tobie, co?
-Kochasz ją?
-Nie odpowiedziałeś.
-Ty też omijasz odpowiedź. Ale wiesz co? Widzę, że ona też ciebie bardzo lubi i może to dlatego pytasz mnie, czy możesz. Ja nie mam nic przeciwko.
-Zaraz, zaraz, ty myślisz, że ja i ona... nie, nie i... a właściwie dlaczego nie? Podoba mi się i dogadujemy się, lubimy się. Zaraz, dlaczego ja daję się tobie w to wrabiać?
-W nic ciebie nie wrabiam. Widzę, że się lubicie i to tyle. Ona też czuje coś do ciebie.
-Zwariowałeś.
-Iza, gdzie dzisiaj śpisz z Robertem?
-Z wami, albo z Karoliną.
-My śpimy u Karoliny. Weszliśmy do oranżerii.
-Karolina, czy zrobi tobie dużą różnicę, jak prześpimy się w pokoju z Izą i Robertem?
-Myślałam, że będziemy bawić się w trójkę. Ale może być do zabawy jeszcze jedna para.
-Robert na to nie pójdzie. Trzeba wymyślić coś, co nie będzie takie oczywiste. Ale co?
-Wymyśl coś.
-Skończyły mi się pomysły na te chwilę.
-To może ja. Powiedziała Iza i zabrała ze sobą Agatę. Jak raz się pocałują tak, żeby widział, pomyślałem.
-Karolinko i kto dał tobie ten samochodzik?
-Nie ustaliłyśmy nic, więc nadal nie wiadomo kto to mi podarował.
-Karolinko, dobrze znasz Francuski, więc mam do ciebie sprawę. Pomożesz?
-Oczywiście. Jak to jest coś ciekawego, to tak. Co potrzebujesz?
-Chcę zrobić coś dla Jagody i Andrzeja, bo oboje utknęli w martwym punkcie związku. Brak im jakiegoś bodźca do ruszenia do przodu i trzeba im pomóc. Mam taki pomysł na śniadanie w chmurach.
-Nie rozumiem.
-Nie kwestia tego co zjedzą, a gdzie.
-Nadal nie pojmuję.
-Trzeba przekonać tego gościa do tego, aby wynajął balon na dwie trzy godziny lotu i zabrał ze sobą dwie osoby. Ustawić samochód, żeby był na miejscu lądowania. Do tego jakieś śniadanie które zjedzą w chmurach. Ma być romantycznie i do tego spokojnie.
-Skąd ty masz takie pomysły?
-Z filmów, książek, nie wiem, ... może to moje ukryte pragnienia. Nie słuchaj mnie, zaczynam bredzić.
-Dasz mi ten numer do tego pana, to będzie proste. Francuzi uwielbiają takie romantyczne sprawy. Na pewno się zgodzi i do tego pomoże wszystko z organizować.
-Dziękuję.
-I tak bym to zrobiła dla was. Szkoda tylko, że to jest tak odległe czasowo. To półtora miesiąca, czyli jest czas. Szymon, a jak będzie padać, albo mocno wiać?
-To nie. W takim przypadku trzeba będzie odwołać, lub jak się da, to może przesunąć, a jak nie, to trudno.
-Zapytam, ale z tego co wiem, to tego rodzaju imprezy robią w nienaganną pogodę. Zresztą kwestia bezpieczeństwa.
-Trzymaj, tylko nie zgub tego numeru.
-Zadzwonię w poniedziałek i dam tobie odpowiedź, dobrze.
-Dziękuję. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Często latasz do Paryża?
-Raz w tygodniu tam i z powrotem. Czasem nie chce mi się przylatywać i zostaję, ale jakoś ostatnio jestem co tydzień.
-Uwielbiam na ciebie patrzeć, nigdy nie widziałem dziewczyny o takiej urodzie i sposobie bycia. Dużo was jest w domu mody?
-Dwanaście, a ty znasz dwie.
-Ciebie i... Żanetę.
-Tak. Jest jeszcze taka ruda Czeszka Ana i razem stanowimy całość i kontrast dla reszty dziewczyn.
-Szymon, Gdzie możemy się położyć?
-Tomek, zapytaj Piotrka, bo z tego co się orientuję, to chyba u niego. Ja z Agatą, Robertem i Izą u Karoliny, a Marcin z Dagmarą w pokoju gościnnym razem z Maksem i Żanetą. A reszta to nie wiem, jeszcze ktoś z Pauliną i Piotrkiem, ale nie znam ich i nie zapamiętałem.
-Dobrze, to idę zaprowadzić Martę do pokoju i....
-A już myślałam, że zrozumiałeś.
-Chyba chciał powiedzieć, że spotkamy się rano, ale ty nie dałaś mu dokończyć tej wypowiedzi.
-Tak?
-Tak. I widzisz, o tym właśnie mówię. Człowiek nie wiadomo jakby się nie starał, to zawsze jak coś mówisz, musi się wciąć w słowo i zdenerwować. Marta, musisz przestać mnie atakować za każdym razem kiedy istnieje możliwość, że powiem coś nie po twojej myśli. Może nawet tak jest, ale czasem niestety musi tak być.
-Wiem, przepraszam. Ale wiesz jak ja się czuję, kiedy zostawiasz mnie samą. Ja po prostu się boję.
-Podobno wyjaśniliście sobie tą sprawę?
-Może nie do końca.
-Porozmawiajcie sobie jeszcze raz. Przyślę do was Paulinę, dobrze?
-Tak będzie chyba najlepiej. Powiedziała Marta.
-Dzięki.
-Tomek, potem, potem.
-Rano, załapałem.
-Kochanie?
-Dobrze, idź. Załapałam. Poszedłem poprosić Paulinę, o zażegnanie tego głupiego sporu.
-Paulinko, mam do ciebie pewną sprawę. Możesz porozmawiać z Martą i Tomkiem?
-A coś się dzieje?
-Idź, to zobaczysz. Mają problem i pewnie ktoś powinien z nimi porozmawiać, ktoś taki jak ty.
-Pójdę. Gdzie są?
-W pokoju u Piotrka.
-Fajny pokaz daliście, ale mnie mogłeś dorzucić do tej wersji artystycznej.
-Powiedziałaś, że jak będzie Paweł, to żadnej perwersji ma z tobą nie być.
-Wiem, ale to było fajne i nigdy sobie nie daruję, że nie wzięłam w tym udziału.
-Było powiedzieć, ale mogłem farsę z tego zrobić jak wiedziałbym, że nie potrzebnie martwię się o aktorów, a przydałby się jeszcze lew i dwie lwice, do tego jakieś inne zwierzaki. Szkoda, że nie wiedziałem, bo ci co zagrali, to trzeba było ich namawiać. A teraz to każdy powiedział mi, że chce. Paulina zaśmiała się.
-Paweł ma tobie za złe, że jego nie zapytałeś.
-Przecież mnie nie lubi.
-To nie tak. On po prostu jest uprzedzony do twojej osoby.
-Niby dlaczego? No tak, głupie pytanie. Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego powiedziałaś mu, że się tobie oświadczyłem?
-Jest nowa pogłoska, że oświadczyłeś się przyjaciółce Agaty i Paweł od razu stwierdził, że to mi się oświadczyłeś. A ja nie wiedząc o którą sytuację pytają, to powiedziałam, że była odmowa, a dopiero później dowiedziałam się, że oni pytają o sytuację z Izą.
-Nie prostuj tego, bo dopiero będzie szopa.
-Też jestem zdania, żeby zostawić to, tak jak jest.
-Kiedy my znowu porozmawiamy tak jak kiedyś?
-Też tobie tego brakuje, co?
-No.
-Na pewno kiedy indziej. Co ty masz w sobie takiego, że nie można ciebie zapomnieć?
-Takie same wnętrzności jak każdy.
-Przestań, wiesz o co pytam?
-Wiem. Na pewno kiedy indziej?
-Dobrze, na pewno, obiecuję tobie. Co ciekawe, Natalia mówiła, że odkąd poznała ciebie, jej dzieci często są w domu.
-Piotrek ma nową dziewczynę, Paweł ma piękną dziewczynę, to i są w domu, bo tutaj mogą się z nimi spotkać.
-A Karolina?
-Ma nowych przyjaciół.
-Ale ty jesteś idealista. Nie zauważasz pewnych symptomów.
-Teraz to bredzisz. Wy wszyscy się dobrze ze mną bawicie i to jest motorem naszego przywiązania do siebie. Poza tym, to przez te głupotki bardzo dobrze się poznaliśmy i nie wiem, jakbym chciał o was zapomnieć, to się nie da. Może z głowy można sobie wybić wszystko, ale z serca już nie.
-Czasem mam dziwne przekonanie, że bardziej ty mnie uczysz pewnych zachowań, niż szkoła.
-Przytul się.
-Nie, bo będzie zadyma jak ktoś zobaczy.
-Czegoś jednak się nauczyłaś. Dobra, wędruj do Marty, bo to będzie ciężki temat do przyswojenia i wykonania. Sama zobaczysz.
-Dobrze, trzeba będzie pójść, jak tak mówisz. Ty to działasz, jak magnes na problemy.
-Ee tam, to tylko problemy. To, że je zauważam, to tylko przypadek i czasem chęć zatrzymania rozkładu tego, co się stworzyło.
-I za to ciebie kocham.
-Za co?
-Że bawisz się w boga.
-Ciekawe co będzie, jak on się zorientuje i postanowi dać mi nauczkę, a on ma możliwości.
-Ty i tak pewnie to zbagatelizujesz i zrobisz po swojemu. Wiesz co? Jak następnym razem będziesz robił coś dla kogoś, to daj znać, a najpewniej będziesz mógł mnie
dopisać do swojego boskiego planu.
-Dzięki.
-Do jutra Szymon.
-Tak, do następnego razu. Poszedłem spać do pokoju Karoliny, gdzie Robert razem z Karoliną debatowali, jak będziemy spać.
-Wy chłopaki na podłodze na materacu, a my dziewczyny na łóżku.
-Nie, my z Izą na materacach, a wy na łóżku.
-Szymon, ty masz decydujący głos.
-Nie chcecie, żebym ja rozwiązał wam ten spór.
-Chcemy.
-Jak wszyscy dogadacie się i nikt nie będzie przeciwny, to się zgadzam. Ktoś jest przeciwny mojemu rozwiązaniu.
-To znaczy.
-Albo zgadzacie się na ślepo, albo rezygnuję. Wszyscy zgodzili się na moje rozwiązanie w ciemno.
-Zróbmy wszystkim dobrze. Iza z kim chcesz spać?
-Z Agatą i Karoliną.
-Karolina?
-Z wami.
-Agata?
-Z tobą i dziewczynami.
-Dobra. Więc tak. Łóżko ma 2, 5 metra długości, 2 metry szerokości, tak?
-2, 6/2, 2 m duże, co?
-Wspaniale, to będziemy spali razem na łóżku i zrobimy tak. Robert, Iza, Karolina, Agata i ja. Śpimy w poprzek łóżka, to nikt nie spadnie i będzie więcej miejsca. Jakieś wnioski?
-Ja nie mam chłopaka.
-Agatko?
-Dobra, są jej urodziny.
-To będzie tak, że ja wejdę na miejsce Agaty, a ona na moje. Gra?
-Dziękuję. Poszliśmy pod prysznic i spać. W łóżku były drobne nieporozumienia, ale to ze względu na to, że dziewczyny nie chciały spać, a tylko się bawić. Ale na to wpadłem natychmiast. Skończyło się na macankach i to tak w większym skrócie. Robert dostawał po łapach, a tam gdzie dotknął kładły sobie moje dłonie. To było upokarzające dla mnie. Gdyż ja byłem taki zdechły, że spałem, a one ciągały mnie po łóżku jak trupa, nawet Iza, co wypomniał mi Robert. A one bawiły się dobrze, nad wyraz dobrze.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 17514 słów i 96421 znaków, zaktualizował 24 wrz 2016.

Dodaj komentarz