Jeszcze tych ferii, udało mi się pojechać do mojej dziewczyny. I jak tylko przekroczyłem próg posesji, to natychmiast otworzyły się drzwi od domu i wybiegła z nich Agata. Uwiesiła się na mnie i dawała mi całusa po każdym cześć.
-Cześć, cześć, cześć... cześć!
-Dasz mi w końcu odpowiedzieć, czy tak będziesz mnie całować?- Wisząc na mnie spojrzała mi w oczy. Była dziwnie zadowolona, jak gdybym zrobił coś takiego, co by jej bardzo, ale to bardzo pasowało.
-A zgadnij kto jest?- Odparła wreszcie po chwili z dziwnie szczerym uśmiechem na twarzy.
-Cześć. To tak na początek. A kto może być? Pewnie Paulina.
-Też. Kto jeszcze?- Nigdy jej takiej nie widziałem, więc rzucałem imionami, jak leci, nie wiedząc na kogo mogę tutaj dziś trafić.
-Karolina, Dagmara, Marcin, Marta, Tomek....
-Ej! Ty wymieniasz wszystkich, jak leci.
-Wiem. Więc, kto jeszcze jest z ludzi, których nie wymieniłem, lub takich, którzy na pewno są?
-Piotrek z....
-Żartujesz z Mariolą?!
-Właśnie nie żartuję.
-Długo już siedzą?
-Pytali o ciebie i wreszcie weszli razem z Pawłem, kiedy to ciocia już nie wytrzymała i wciągnęła prawie że siłą Mariolę do domu, a potem jeszcze ich namówiła, aby poczekali na ciebie.
-Jagódka jest taką obrotną dziewczyną? No, no, no, aż w szoku jestem. Gdzie siedzą?
-W salonie.- Dałem Agacie całusa na przywitanie i powiedziałem.
-Chodźmy.- Kiedy wszedłem i przywitałem się ze wszystkimi, poprosiłem Mariolę, aby wyszła ze mną na zewnątrz, przejść się kawałek. Agata patrzyła na to wszystko dość sceptycznie i podejrzliwie, ale nie wiedząc, co chcę zrobić, nie protestowała. Poszliśmy za dom na ławeczkę.
-O czym chcesz porozmawiać?
-Jak on do tego podszedł, kiedy rozmawialiście na imprezie?
-Normalnie. Był miły, szarmancki i dość uległy. Ale wiesz co? Chyba się w nim zakochałam.
-Chyba? A mnie się wydaje, że na pewno. Piotrek jest w porządku chłopakiem i naprawdę jestem pewny tego, że jesteście sobie przeznaczeni.- Uśmiechnęła się, jak gdyby wiedziała, że zrobiłem to specjalnie, lub też może być tak, iż Piotr mimo swojego problemu, bardzo się jej podobał.
-Zastanawiam się nad tą opcją i powiem tobie szczerze, że oni są fajni. Cała ta rodzinka i nawet ci twoi tutaj, przypasowali mi do gustu. Mama Agaty jest świetna i taka przekonująca, dobrze się z nią rozmawia i....
-I przerwę tobie w tym momencie, żebyś nie trzasnęła głupstwa i abyś później nie musiała tego żałować. To jest ciocia Agaty. Jej mama umarła, kiedy była jeszcze mała i zajmowała się nią ciotka. Siostra młodsza jej mamy.
-Ale ona jest z jej ojcem.
-Od niedawna. Zresztą to moja sprawka. Ale oni chcieli, a ja im tylko pomogłem. Zrozumiała?- W dziwny sposób trawiła tą wiadomość podaną jej przeze mnie.
-Tak. Chyba tak, tak się mnie wydaje.- Była dziwnie zszokowana tą wiadomością.
-To niech się tobie wydaje w dobrym tego słowa znaczeniu.
-Szymon, jak można sprawdzić, czy się kogoś kocha?- Zadziwiła mnie swoim tokiem rozumowania. Ale to nic szczególnie uciążliwego. Przynajmniej dla mnie i to zwłaszcza w tym tak zwanym miłosnym temacie.
-Zróbmy test. Podejdź do mnie.- Zagrałem z Mariolą w taki sposób, w jaki pogrywałem z Jagodą. Uniosłem jej bródkę lekko do góry, zbliżyłem się do jej ust i spojrzałem jej w oczy. Nie zauważyłem, aby poddała się temu, więc zrobiłem to, co zamierzałem. Zbliżyłem się do jej ucha i wyszeptałem.
-Raczej już go kochasz, zważywszy na tą okoliczność. Przedtem od razu pocałowałabyś mnie bez zastanawiania się nad tym. No powiedz mi, prawda?
-Chyba tak.- Odpowiedziała zrezygnowana, rozumiejąc mój światopogląd w tej sprawie.
-I to już znaczy, że jesteś zakochana w kimś innym, a nie we mnie. Czyli jesteś uleczona.- Powiedziałem zadowolony z siebie, gdy to nagle zauważyłem błysk w jej oku, nagle pchnęła mnie i powiedziała z nutką złości.
-Ej, nie mów tak! Ja naprawdę ciebie lubię.- Dokończyła, ale już spokojnie.
-Ha! Lubię!- Spuściła wzrok i przyznając mi rację powiedziała.
-No dobra, może faktycznie masz rację.- Spojrzała jeszcze raz na mnie.
-Ja wiem, że mam. Dobrze chodźmy, bo zaraz się będą zastanawiać, co my tyle czasu tutaj robimy.- Wróciliśmy do salonu i prawie natychmiast zawinęła mnie Jagoda.
-Ej, to niesprawiedliwe. Kiedy ja będę mogła wreszcie z nim pobyć?- Złościła się Agatka.
-Możesz przecież iść z nami.- Stwierdziłem.
-Mamy gości.- Powiedziała Jagódka powoli dość niskim głosem, broniąc swojego stanowiska.
-Agatko jeszcze tylko Jagoda, Piotrek i zapytam. Może ktoś jeszcze chce ze mną porozmawiać na osobności?
-Może jeszcze ja, przed Piotrkiem.- Wystrzeliła Karolina.
-Dobrze Karolinko, to żaden problem.
-A ja, to wiesz?- Podszedłem do Agatki i pocałowałem ją.
-Wiem, kochanie ty moje. To akurat, wiem.- Udałem się z Jagodą na piętro do biura Andrzeja.
-Powiedz mi Szymon, po co to zrobiłeś?- Rzuciła pytaniem w moim kierunku.
-Ale co?- Zapytałem, bo nie wiedziałem o którą rzecz mnie pyta.
-Agata mi powiedziała. Pomogło?
-Jak na razie są razem, więc warto było to zrobić.
-Dla mnie, też zrobiłbyś coś takiego?
-Jagódko, dla ciebie, to dałbym się zabić, a nawet więcej. Tak samo dla Agaty, Pauliny i Andrzeja. Macie naprawdę swoje miejsce w moim sercu, jak rodzina, czyli tutaj najbliższe mi osoby.
-Kim ty jesteś? Ciebie nie da się nie lubić. Dlaczego ty nie jesteś starszy?
-Przestań. Masz Andrzeja, a ja jestem nieletni i pozostańmy przy tym, zgoda?
-Zgoda, ale mogę ciebie przytulić?
-Ty? Zawsze, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała.- Przytuliła się, a w międzyczasie dziwnie głaskając mnie po głowie i rozwalając mój fryz, powiedziała.
-Dziękuję, za wszystko.
-Dobra. Idziemy do salonu, bo jeszcze dwie osoby.
-Przyślę ich tutaj pojedynczo.
-Nie. Bo to według mnie brak szacunku. Kiedy chce się z kimś rozmawiać, to trzeba się ruszyć i pofatygować.- Gdy dokończyłem już to zdanie, Jagoda wydała mi się taka bardzo smutna. Jak gdyby dowiedziała się w tej chwili, iż ktoś bardzo bliski jej sercu nie żyje.
-Dlaczego masz taką minę?- Miała taką minę, jak gdyby było jej mnie bardzo, ale to bardzo żal. Popatrzyłem chwilkę na nią i coś zrozumiałem.
-Przepraszam.- Powiedziała ze łzami w oczach.
-Jagoda nie płacz, proszę. Bo przestanę się do ciebie odzywać i nigdy nie porozmawiamy. Proszę ciebie. Zaraz Agata znów powie, że mnie kochasz i będzie zła.
-No dobrze, powstrzymam się.- Przytuliłem ją jeszcze raz, po czym udaliśmy się do salonu.
-Chodźmy Aniołku.- I poszedłem porozmawiać z Karoliną do gabinetu Andrzeja.
-Szymon, Piotrkowi pasuje ta twoja pchełka. Tylko, że on nie ma zielonego pojęcia w czym miał jej pomóc.- Wzruszyłem ramionami i wyłuszczyłem jej kropelkę prawdy w temacie.
-W niczym. To był blef. Ona miała go wyprostować i jej się udało. A poza tym, to się zaraz zakochają w sobie. Ona już zdaje sobie z tego sprawę.
-Co ona tobie takiego powiedziała? Oczywiście, jeśli możesz mi powiedzieć.
-Chciała się dowiedzieć, jak sprawdzić, czy się kogoś kocha.
-A niby, jak można sprawdzić coś takiego?
-Podchodzisz, patrzysz tej osobie w oczy i…. - I mnie pocałowała. Pocałunek był taki aksamitny i tak niesamowicie ciepły. Zdębiałem, zesztywniałem i byłem zaskoczony oraz w szoku, a do tego taki zdezorientowany. Taka dziewczyna! Przepraszam. Marzenie! Pocałowało mnie. Mnie! Zrobiłem duże oczy. A ona wcale się tym nie przejęła. Lecz kiedy na powrót spojrzała na mnie i zobaczyła moją minę.
-Ups! Przepraszam, nie powinnam była tego robić. Głupio wyszło, prawda?
-Tak. To znaczy się nie. To znaczy.... Nie wiem, co to się znaczy. Czy ty się zakochałaś?- Zadałem pytanie, gdyż odpowiedź sama nasuwała mi się na myśl, a lepiej byłoby wiedzieć, czy ona zdaje sobie z tego sprawę. Gdyż, ponieważ, że…, ten test nie kłamie.
-Szymon, to nie tak. Ja... !- Chciała się Karolina wytłumaczyć, lecz ja już w tym momencie wiedziałem, iż będzie to jakaś kombinacja Alpejska mająca na celu ochronę jej uczucia do mnie. Co prawda, to prawda. Mało tego, to jeszcze przed moją wiedzą o tym fakcie.
-Spokojnie. O boże, co ja pieprze, jakie spokojnie! Ja nie mogę. Nie powinienem!.... Zostawmy to, dobrze?
-Tak. Zapomnijmy o tym.- Uspokoiłem się przez chwilkę i pociągnąłem rozmowę dalej tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło.
-Tak więc?- Rozpocząłem wcześniejszy temat.
-Poważnie chcesz ich swatać?
-Sami do tego dojdą. Oni naprawdę do siebie pasują tak, jak ty do określenia ciebie Aniołem.
-Dlaczego porównujesz mnie do tych istot?- Zapytała, myśląc pewnie, że nie odpowiem.
-Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem na oczy. Masz niesamowity charakter. Jesteś ideałem. Nawet bogowie pewnie tobie zazdroszczą, nawet oni. Rozumiesz?
-Uważasz mnie za ideał?
-Po raz. Twoja uroda jest niepodważalna, a do tego ta aparycja i brak zmian humoru nawet, gdy uda się coś innym, a nie tobie. Taki brak zawiści. Umiesz cieszyć się ze zwykłego dobra i do tego jeszcze bije od ciebie taka szlachetność, spokój, dobro i miłość do życia.
Dwa. Pomogłaś mi z Agatą, a nawet mnie nie znałaś. No kto tak robi Karolina, kto?
Trzy. Kupiłaś kwiaty chłopakowi, żeby na przeprosiny dał swojej dziewczynie nie wiedząc do końca, co takiego zrobił. Więc powiedz kochana, co takiego mam sobie o tobie pomyśleć, skoro jesteś do rany przyłóż?
-Faktycznie tak to wygląda.- Powiedziała z pomarszczonym czołem.
-Nie zaprzeczasz, zakochałaś się.- Stwierdziłem przymrużając oczy fakt autentyczny dla mnie.
-To nie jest pytanie?
-To fakt. I znów nie zaprzeczasz.
-Masz coś takiego w sobie..., to dlatego.- Powiedziała dziwnie zrezygnowana.
-Jestem nudziarzem i patetykiem, a do tego mam kiepską pamięć. Gdzie ty tutaj widzisz plus?
-Nie mów tak o sobie.- Zdenerwowało ją to, że najechałem sam na siebie. Przez chwilę była głucha cisza. Spoglądałem na nią, a ona patrzyła na mnie.
-Dobrze więc. Wróćmy do poprzedniego tematu. Jesteś ich pewną, tak jak ja? Prosty konflikt interesów.- Zszedłem z tematyki rozmowy na poprzedni tor.
-Oni się dotrą zobaczysz.- Zeszła z tematu, a ja poprosiłem o pomoc dla Pauliny.
-Pilnuj Pauliny Aniołku, nie daj zrobić jej krzywdy. Proszę.
-Dlaczego tak o to zabiegasz?
-Obiecałem, że będę je chronić i to robię.
-Dobrze. Masz moje słowo.
-Dziękuję.
-Zrobię to z myślą o tobie. Może tak być?
-Zgoda. Niech i tak będzie. Dobrze. Idziemy z powrotem?
-Tak, chodźmy.- Poszliśmy do salonu.
-Piotrek, pogadamy kiedy indziej, zgoda?
-Jasne, tylko jedno pytanie, wyjdziemy z salonu do kuchni?
-Dobrze, chodź.- I poszliśmy.
-W czym miałem jej pomóc?- Był okej, więc nie widziałem sensu dalej go pchać w niewiedzę.
-W podejściu do siebie.
-Zrobiłeś to specjalnie, prawda?
-Tak. To twoja dobra duszyczka. Pilnuj jej, żebyś jej nie stracił. Poza tym, nie możesz cały czas pić na każdej zabawie.
-Dzięki za to.
-Nie ma za co. I, to ja dziękuję tobie. Dbaj o nią, zgoda?
-Zgoda. Masz moje słowo, bo dobrze mi się z nią rozmawia, jest miła i wyrozumiała.
-Wiem. Dlatego pomyślałem o tobie. Lubie ją, więc nie zawiedź jej zaufania.
-Skoro miałeś taki plan, to mogłeś mi o tym powiedzieć, byłoby prościej.
-Twoja mama i Karolina powiedziały, że się nie uda wepchnąć ciebie na inną dziewczę, bo masz dość takich, które się tobie podsuwa, więc sprawdziłem na miejscu, bo akurat przyszła z Marcinem do was na imprezę.
-Powiedzieli mi. Paulina, to też ty. Prawda?
-Sama chciała, no to ma.
-Podobno Paweł dał tobie w gębę?
-Też już to słyszałem.
-Ale ty jesteś aparat. A właśnie Szymon, co dzisiaj będziemy robić?
-Może Klub?
-O tym samym pomyślałem.- Wróciliśmy do salonu i już na wejściu otrzymałem pytanie od Agatki.
-Szymon, możemy dzisiaj pójść do klubu?
-Piotrek, odpowiedz jej na to pytanie.
-Ale masz wyczucie czasu, dopiero to z nim ustaliłem.
-Widzisz, jacy zgrani jesteśmy?- Stwierdziłem głupio się uśmiechając.
-Przecież dopiero powiedział, że musiał ciebie przekonywać.
-Nie. Zapytał, gdzie idziemy. Ja zapytałem, czy może być klub. A on o tym samym myślał.
-Fajnie.
-Wszyscy idą!?- Zadałem pytanie.
-Szymon mogę ciebie prosić na słowo?- Zapytała Paulina.
-Jeśli musisz, to chodźmy.- Poszliśmy do kuchni i za chwilkę przyszła do nas Agata.
-Szymon mam prośbę. Nie wymyślaj nic ze striptizem, ani innych takich rzeczy, proszę.
-Ale ja Paulinko, nie mam chęci do wymyślania, więc będziesz się dziś nudzić.
-Dziękuję.- Powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
-Ej, a może ja chcę w coś pograć?!
-Ustalcie to między sobą dziewczyny.- I wyszedłem z kuchni, jednakże nie zdążyłem jeszcze dojść do salonu, który był blisko i musiałem zawrócić.
-Przestańcie do jasnej cholery się kłócić, słyszycie!
-Przepraszam.
-Ja też.
-O co chodzi?
-Ja chcę coś nowego, a ona nie chce.
-Ona nie chce, aby to było rozwiązłe. Rozumiesz? I przestańcie się wreszcie wyzywać i ogólnie kłócić dziewczyny. Nie ładnie tak, nie przystoi wam robić taki hałas wokół tej sprawy, tym bardziej, że nawet nie słuchacie tego, co mówicie.
-To wszystko jest zawiłe.- Powiedziała Paulina.
-Ale wy przecież byłyście takie zgodne, co się dzieje z wami?
-Bo ona...!- Wyskoczyła Agata.
-Ej! Prosiłem przecież was i mówiłem już, abyście przestały się kłócić, prawda?
-Ale....
-Siadajcie obie. Proszę. Siadajcie, bo ja nigdzie z wami nie idę, jak sobie tego nie wyjaśnicie.
-Gdzie idziesz?
-Wychodzę, a co?
-Zostań. Tutaj musi być jakiś sędzia.
-Przyślę wam Piotrka.
-Szymon, ona ma rację, zostań.
-Wam niepotrzebny jest sędzia, tylko rozjemca, to taki mediator. Nie ktoś, kto przyzna tobie, albo jej rację. A ktoś, kto pomoże wam zrozumieć swój błąd, a nawet byłbym skłonny powiedzieć, że głupotę całej sytuacji do której doprowadzacie. Co się z wami dzieje? Kiedyś byłyście przyjaciółkami i nic wam nie przeszkadzało. A dziś kłócicie się o nic, naprawdę o nic. Zrozumiałbym przedtem, faktycznie miałaś powody, aby być zła Agatko. Ale teraz, nie masz żadnych.... Mam pomysł. Dzisiaj zostajecie tutaj na noc obie. Może być was więcej, ale wy obie, musicie tutaj być. Zrozumiała Paulina? Bo to ty, będziesz miała największy problem, aby to załatwić.
-To da się zrobić.
-Dobrze więc, idziemy.- Wróciliśmy do salonu.
-Co znowu knujecie? Zapytała Karolina.
-O właśnie. I ty też. Paulina powie tobie co. Załatw to.- Zwróciłem się do Pauliny. Widziałem, że jej to strasznie nie pasuje.
-Dobrze, ale chcę wam powiedzieć, że ja mam zamiar, spać w pokoju gościnnym.
-Zaraz, zaraz.... Tam, to ja śpię.- Rzuciłem.
-Ej, dlaczego!?
-Bo wy musicie sobie coś wytłumaczyć, ale ktoś musi tego dopilnować i dlatego będzie z wami Karolinka.- Która to, spojrzała na mnie mając duże oczy.
-Mam być sędzią? Ja nie chcę.
-Im nie jest potrzebny sędzia, tylko rozjemca. O to tutaj chodzi. Nie masz przyznawać racji żadnej z nich, tylko wytłumaczyć im, że to bezsensownie głupie i zmusić do przemyślenia tego. Powiedz, że się zgadzasz. Najlepiej od razu to zrób, bo jak zwykle zrobię coś idiotycznego.- Zagroziłem jej.
-Dobrze, zrobię to.
-Już wiem dlaczego ciebie nie lubię.- Powiedział Paweł.
-Ja ciebie nie znam i powiem tobie, że nie rozumiem jej wyboru, ale go szanuję.
-Powiesz mi coś?
-Jasne, dawaj.- Odparłem myśląc, że pytanie będzie tendencyjnie.
-Byliście parą?
-Człowieku, ja nie mogłem tak zrobić, bo wsadziłbym ją do więzienia. A ona napisze o mnie te swoją litanie i zostanie panią doktor psychologii, czy tam psychiatrii.
-Kto, Paulina?
-Tak. A myślałeś, że kto?
-Myślałem, że Agata.- Odparł Paweł.
-Agata, to nawet nie wiem jeszcze, gdzie idzie na studia, ale na pewno jeszcze nie studiuje.
-Chłopaki skończcie ten temat.- Uspokoiła sytuację Karolinka, która to pokazała nam zegar. Późno. Pomyślałem sobie i zwróciłem się do wszystkich.
-Dobrze, ale trzeba by się już zacząć zbierać do klubu, bo zaraz ciężko będzie, gdzieś się wpasować do zabawy.
-Z tobą, chyba sobie jaja robisz.- Powiedziała do mnie Agata.
-Zależy kto będzie?
-Tak, na pewno. Dadzą tobie tam nawet remont zrobić i dostosować klub do czegoś, co wymyślisz. Wiesz ile tam ostatnio jest ludzi?- Rzucił Piotr.
-Dużo?
-Takiego obłożenia, to nigdy nie mieli. Tak mówiła Marta, gdy ostatnio tam byłem.- Oznajmił mi Piotrek.
-A kiedy to było?
-Przedwczoraj.
-W środku tygodnia?
-Właśnie, w środę. Niebywałe, co?
-Dziwne, w środę nikt nie chodzi nawet do barów.
-Wiem.
-Dobra idziemy.- Wszyscy ubrali się i pojechaliśmy do klubu. Oczywiście na wejściu, jak zawsze spotkałem Martę.
-Cześć Marta.
-Muszę iść podzwonić.- Zbyła mnie.
-Cześć się mówi. Przepraszam, odpowiada się.- Poczułem się olany, a nawet częściowo obrażony.
-Przepraszam masz rację. Cześć! Możesz mówić, kiedy będziesz u nas?
-Zwariowałaś i psuć niespodziankę?
-No tak, masz rację. Te twoje imprezy mają takie wzięcie, że czasem nie ma miejsc dla pewnych osób.
-To róbcie je w innych lokalach, w czym to problem?
-Że też o tym nie pomyślałam. Widzisz, tylko przyjedziesz i już rozwiązujesz nam jakiś problem. Możesz mówić kiedy będziesz, proszę?
-Nie. Ale z drugiej strony, to mogę tobie powiedzieć kiedy mogę wpaść, ale potrzebuję numer telefonu do was. I muszę wiedzieć do kogo chcesz zadzwonić, że tutaj jestem.
-Właściciel chce z tobą porozmawiać. I Mecenas chciał zawsze wiedzieć, że jesteś.
-Sprawdzacie czy mogą wejść?- Zwróciłem się do Irka, który stał na wejściu.
-Mamy obowiązek.
-Pokazywać karty i na salę , a ja jeszcze troszkę porozmawiam z Martą. Agatko, zostajesz czy idziesz z nimi?
-Chcesz zostać sam z Martą?
-Nie. Po co? Wiem, zawsze jestem tak, jakby mnie nie było. O to chodzi, prawda?
-Przyjeżdżasz do mnie, a każdy coś chce i ja ciebie prawie nie widzę.
-Przepraszam kotku. Nie wiedziałem, że to tobie tak przeszkadza.
-A tobie nie?- Pokiwała głową na nie, spoglądając na mnie.
-Wiesz, ja jestem w środku zainteresowania, więc nie mam czasu o tym myśleć. Zmienię to, przepraszam.
-Nie o to chodzi. Ja chcę zrobić coś, abyś mógł normalnie funkcjonować i nie tracił tyle czasu przeznaczonego dla nas.
-Kochana jesteś, wiesz? Jesteś wspaniała, dziękuję.- I poszedłem za Martą, a Agata powędrowała za mną.
-Dobra. To, co takiego Marta chciałaś?
-Tomek chce, abyś go dziś znalazł, to jedno. I jeszcze coś. Możesz zrobić coś z tym, aby pili różny alkohol, a nie tylko wpasowywali się w ten jeden trunek?
-Większy wachlarz alkoholi, hm! Da się zrobić. Coś jeszcze?
-Na tą chwilkę, to nie. Tylko to.
-A jak tam między wami?- Zapytałem Martę.
-Wszystko dobrze, nie musisz nic robić.
-Na pewno?
-Tak.
-To dobrze. Znajdziesz nas? Przepraszam, głupie pytanie.
-Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?
-A no nie.
-Dobrze, idźcie. Bo znajomi się wam rozlezą.
-Znajdą się, w końcu są dorośli. A właśnie, dużo macie kieliszków?
-Jakich, to zamówię.
-50ml, 75ml i 100ml.
-Było po 150 sztuk, ale częściowo się wybiły.
-Dobra, powinno wystarczyć.
-Dzięki Marta. Idziemy na salę gier kochanie.- Poszliśmy.
-Witam wszystkich.
-Cześć Szymon!- Przywitał się Mecenas.
-Ty Jesteś Szymon?- Zapytał jeden z gości.
-Bo to mało Szymonów na tym świecie. Mogę być i Szymon.
-Nie przekomarzaj się, zobacz sobie, jak patrzą.- Uspokoiła sytuację Agata.
-No dobra, to ja. Ktoś będzie miał coś przeciwko, jeśli zmienię coś w tej grze?
-Na pewno nie.- Oznajmił mi Mecenas.
-Proszę nie głosować za wszystkich. Jak ktoś ma coś przeciw, niech się odezwie. Cisza, jak makiem zasiał.
-A nie mówiłem.- Stwierdził.
-No dobra, to kto gra dalej, niech podniesie rękę.
-A mogę wiedzieć, co takiego zmieniamy w tej grze?- Zapytał ktoś z tłumu gości.
-Zaraz do tego dojdziemy. Więc wszyscy grają?
-Przecież od razu powiedziałem.- Wtrącił się znów Mecenas.
-Dobrze. W takim razie, jeśli ktoś ma coś do wypicia, to proszę zrobić to w tej chwili.
-Na zdrowie.- Powiedział jeden z gości i wszyscy wypili.
-Marta pszczółko ty nasza, poproś o przyniesienie kieliszków.
-Ilu?
-Poczekaj, gramy?- Zapytałem moich kompanów.
-Szymon!- Wcisnęła się Marta.
-Wiem, dlatego pytam. To jak?
-Dobrze, pograjmy.
-Zrobimy tak, zagramy razem i nie będziesz już na mnie zła o to, że nie mam dla ciebie czasu.
-Kochany jesteś.
-Ta, podobno. Dobra, zasady gry. Za chwileczkę dostaniemy kieliszki. Poproszę kelnera o to, aby napełnił je na takiej zasadzie, by alkohol w kieliszkach, był najsłabszy w jasnym kolorze, a im mocniejszy tym ciemniejszy. Standardowo obstawia się kieliszkami i jak się przegra, to to, co się stawia, trzeba wypić, a kieliszki które się wypiło, zostaną na powrót napełnione. Wygrany nie pije. No chyba, że chce. A i jeszcze jedno. Jeden kieliszek zostanie napełniony wodą, dla równowagi. Jeśli wygrany postawił wszystko, może przegrać nie pijąc 6 razy. Jeśli chcecie nie pić, możemy zrobić jeszcze tak, aby alkohol wlewany był do szklanki lub jakiegoś naczynia i po napełnieniu przegrało się. Ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?
-A z tym tańcem, możemy dorzucić?
-Oczywiście, że tak. Jeszcze ktoś ma jakieś ciekawe pomysły?
-Ja chcę, abyś ty grał razem z nami.
-Nie mogę mecenasie.
-Dlaczego?
-Marta, ty powiedz.
-Złamie prawo. Choć..., jak nikt się nie wygada, to myślę, że możemy zrobić wyjątek i mu pozwolić pograć, ale najpierw przeproszę wszystkich i chcę poprosić ciebie na słowo.- Powiedziała pokazując na mnie. Podszedłem do Marty.
-Tylko lekkie wina.- Stwierdziła.
-Zgoda. Pewna tego jesteś?- Dopytałem dla pewności.
-Tak, pewna.
-Dziękuję.
-Przestań. Jakby nie ty, to najpewniej zamknęliby ten klub.
-Jak to?
-Mało ludzi, a dzięki tobie, to zobacz, co się dzieje.
-Jest troszkę ludzi, nawet dość dużo.
-Dobry jesteś. Właściciel chce otworzyć więcej takich klubów w Polsce.
-Jeszcze musi przekonać ludzi i biznesmenów z tych miast, aby tam przychodzili, a to będzie niełatwe.
-I tutaj dochodzimy do sedna sprawy.
-Nie.
-Nie zastanowisz się nawet?
-Nie. Ja przyjeżdżam tutaj do Agaty i tylko dlatego mnie widzicie. Przepraszam.- Wróciłem do stołu, gdzie czekały na mnie już naszykowane kieliszki z zawartością.
-Szymon, jak masz jakieś problemy z prawem, to powiedz, pomogę.
-Nie rozumie pan mecenasie. Wstałem i podszedłem do niego i powiedziałem mu na ucho:
-Mam16 lat.
-Kłamiesz.
-Nie. Może pan zapytać Martę.
-To prawda?
-Dowiedziałam się niedawno.
-Widzi pan mecenasie. Więc, jak na razie, to nie da się nic zrobić.
-Powiem tobie, że jestem naprawdę w szoku, ale i pełen podziwu. Jak się dowiedzieli?
-Sam im powiedziałem.
-Często was tak szokuje?- Zwrócił się do Agaty.
-Kiedy myślałam, że to już wszystko, to za moment postawił mój świat na głowie. Ale nie powiem panu, jak to zrobił.- Odpowiedziała Paulina.
-Ja panu powiem, ale na osobności.- Stwierdziła Agata.
-Dobrze, chodźmy.- Kiedy wrócili popatrzył na mnie i powiedział.
-To jakiś żart, tak?
-Nie wiem, co nagadała.
-Powiesz mi coś, ale tak szczerze?
-Tak, jeśli tylko będę znać odpowiedź i na osobności, to odpowiem. Dobrze ludzie, to gramy.- Obstawiłem znów swój numer 33 na czarnym polu i poczekałem do końca stawki. Gdy koło ruletki się zatrzymało:
-Cholera przegrałem! Ups, przepraszam. Postawiłem chyba najmniej, bo najjaśniejszy trunek, a wygrała Paulina. Wiem, nie powinna mnie zapraszać w ten sposób, ale wiedziałem, że zrobi to właśnie, tak. Uklęknęła i złożyła ręce, jak gdyby miała coś w dłoni np. pudełko z pierścionkiem.
-Kochany wyjdziesz ze mną na parkiet?- Podszedłem do niej i złapałem ją za dłoń.
-Zgadzam się, moja cudowna przyjaciółko.- Wziąłem ją na ręce i poszedłem na parkiet. Kiedy to nagle zorientowałem się, że nie ma muzyki. Więc udałem się do Marty i poprosiłem o Czerwone Gitary. Szybko zostało to włączone i zaczęliśmy zabawę, ale już w cztery pary. Następnie tańczyłem z Agatą i znów z Pauliną. Grało się ciekawie, lecz było zbyt mało osób do gry. Kiedy to do stołu doszedł jeden jegomość wraz z dwoma dziewczętami. Mecenas kiwnął mi, abym odszedł od stołu. Odszedłem i udałem się do baru, po chwili dołączył do mnie.
-Szymon, wiesz kto to jest?
-Nie, bo i niby skąd miałbym to wiedzieć.
-To podobno szef tych, którym nadepnąłeś na odcisk.
-A o których mówisz, jeśli można zapytać?
-Dużo ich było?
-To zależy gdzie. Tutaj dwóm grupom, ale znana sprawa jest tylko jedna.
-I właśnie o tej sprawie mówię.
-Tanki?
-Tak. Posłuchaj mnie. Przeciwko niemu prowadzone jest śledztwo i jak miałbyś chęć nam pomóc, to zgłoś się do mnie, dobrze?
-Tak. Więc słucham.
-Nie tutaj. Przyjedź jutro do mnie, tak o 12:00 na wizytówce jest adres.
-I to jest problem, gdyż zaginęła mi.
-Masz drugą i nie noś jej przy sobie, bo nie daj boże ją przy tobie znajdą. Rozumiesz?
-Tak. Jak ją znajdą będziecie mieli dobry dowód rzeczowy.
-Postaraj się, aby to nie były twoje zwłoki.
-Trzeba go czymś przekonać.
-Tylko czym?
-Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.- Podeszła do nas Agata.
-Co wymyślisz? Ty już lepiej po ostatnim razie nic nie wymyślaj, bo coś w końcu się tobie stanie, a ja tego nie chcę. .
-Co zrobiłeś?- Zapytał Mecenas.
-Złamałem sobie nos, to tak w skrócie.
-A o czym mówiłaś przedtem?
-On umie gotować.
-Tamta mi powiedziała jeszcze coś ciekawszego. A jeśli chodzi o to, to dużo facetów umie gotować, co w tym takiego dziwnego?
-Ale rzadko który, tak umie. I zna przepisy o których ciocia nie wie. A tata jadł takie zupy, kiedy jeszcze robiła mu to mama.
-Znam to od dziadka.
-Dobrze, idziemy do stołu grać dalej.
-Wy idźcie pierwsi, a ja zaraz dojdę do was.- Powiedział Mecenas.
-Powiesz mi coś?
-No dobra, pytaj.
-O co chodziło?
-Ten facet, który przyszedł z dwoma kobietami, to podobno szef tanków.
-Wychodzimy?
-Nie, on mnie i ciebie nie zna.
-To o co chodziło?
-Właśnie o to, kim jest. I w razie gdyby coś, to mam się zgłosić do mecenasa.- Udaliśmy się do stołu i graliśmy, jak gdyby nigdy nic. Aż przegrałem, a wygrała jedna z dziewcząt, która przyszła z szefem tanków. Poprosiła mnie, abym z nią zatańczył i poszedłem.
-Jestem Iza.- Przedstawiła się.
-A ja mam na imię Szymon.
-Szymon. Mój tata ma jakiś problem z kimś, kto ma tak na imię, jak ty.
-Zawsze ma się jakiś problem z kimś, kto ma jakoś na imię.
-Mogę wiedzieć, co zrobił ten, który was tak strasznie zdenerwował?
-Podobno chłopaki chcieli go czymś poczęstować, a on im to zrzucił z tacy.
-Chamstwo, widzisz jacy są ludzie. Czym zajmuje się twój tata?- Zapytałem chcąc zobaczyć jej świadomość tego, co robi jej ojciec.
-Jest hurtownikiem. Ale nie wiem, co sprzedaje. Ważne, że zarabia, prawda?
-Podobno najważniejsze. Ale o tym, co zrobił ten Szymon, wiesz tylko tyle?
-To mi wystarczy.
-Sprawdzam.
-Słucham?
-Bo widzisz. Ten chłopak, to ja i sprawa jest troszkę inna, niż się tobie wydaje. Chciano, abym wziął kokainę, a ja kichnąłem i zrobiła się chmurka.
-Kłamiesz!
-Zawołaj twojego tatę i powiedz mu, że jakiś Szymon czeka przy barze. I mam prośbę. Nie mów mu, że tobie powiedziałem prawdę, bo i tak już mają powód, aby mnie zabić, a ja nie potrzebuję dawać im drugiego powodu.
-Ale to wszystko da się wyjaśnić.
-Wy sobie to wyjaśnicie, a mnie zabiją.
-Nie mój tata.- Stanęła okoniem do tego, co mówię.
-Więc mi nie wierzysz?- Miałem chęć się w to zagłębić.
-Nie.
-Zróbmy test.
-Jaki?
-Zabezpieczysz mnie.
-Jak?
-Co robisz za tydzień?
-Nic takiego, a co?
-Zaproś mnie na obiad w sobotę do siebie do domu. Jeśli się nie zjawię, to znaczy, że mnie zabili. Jak przyjadę do ciebie, to przeproszę twojego tatę i dam wam spokój. W razie co, to powiedz, że gdy się nie zjawię, to nigdy więcej się do niego nie odezwiesz. Możesz?
-Dobrze. Ale to na pewno nie jest mój tata.
-Zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to z pocałowaniem ręki za niego.- Poszedłem do baru i usiadłem, nie musiałem długo czekać na tatusia.
-Więc to ty?- Usłyszałem głos za plecami.
-Zaiste ja. Tak więc, to pan jest temu winien, że wszyscy tutaj tyle o mnie mówią, a nikt nie zastanawia się, dlaczego miałbym to zrobić.
-Do czego zmierzasz?
-Do tego, że to przypadek.
-I co, zapomnijmy o sprawie i już?
-To byłoby zbyt łatwe, prawda? Ale zabezpieczyłem się i jeśli nie zjawię się u pana na obiedzie za tydzień, to córka będzie bardzo zła na pana.
-Wypadki chodzą po ludziach.
-To też jej wyjaśniłem i to teraz pana problem, abym się zjawił, bo córka zacznie kopać w pana sprawach. A jeśli się zjawię, to wszystko odwołam i nawet pana przeproszę za bezpodstawne podejrzenia.
-Kim ty gówniarzu jesteś?
-Nikim i to największy problem dla was, bo nawet jeśli coś mi się stanie, to na pewno się ze mnie nie wytłumaczycie. A zwłaszcza ty, panie tato.- Mówiąc to, stuknąłem go w pierś palcem wskazującym, Spojrzał na mnie i później na swoją córkę Izę, która uśmiechnęła się, pomachała i pokiwała głową, że tak.
-Nie wiem, jak to załatwiłeś, ale lepiej, żeby ona trzymała się od tego wszystkiego z daleka. Lecz zgoda, w sobotę mamy obiad o 13:30, zapraszam.
-Nie omieszkam przyjść i jak powiedziałem, przeprosić pana.- Zmienił minę na zastanawiającą się, lecz nie było to mniej groźne.
-Wracajmy do stołu, fajna ta gra. Podoba mi się tutaj, chłopaki dobrze mówili, że to ciekawe miejsce.- Powiedział kończąc temat. Zabawa była przednia i trwała krótko. Choć powiem szczerze, nie wiem dlaczego według mnie było to, bardzo krótko, a nawet zbyt krótko, jak dla mnie. Byliśmy tam dość późno i tak prawdę powiedziawszy, to właśnie chyba dlatego odnosiłem takie wrażenie. Gdy kończyłem grać, zostałem zaproszony do stolika przy którym siedzieli, mecenas i jakiś jegomość.
-Szymon chcę tobie przedstawić Roberta, który ma zamiar otwierać takie kluby w Polsce.
-Witam. Słyszałem już o tym pomyśle i powiem szczerze, że nie mogę zrobić tego, o co macie mnie zamiar poprosić.
-Sprytny jesteś, więc dlaczego odmawiasz?
-Mecenas dowiedział się dzisiaj dlaczego. Może kiedyś.
-Ile tobie brakuje?
-Piętnaście miesięcy, to sam początek maja w przyszłym roku. Podeszła do nas Agata.
-Dzień dobry panu.
-Witam Agatko, co tam u twojego taty?
-Dobrze, ale nie ma czasu ostatnio na nic.
-Do zobaczenia Szymonie w przyszłą sobotę. - Usłyszałem głos blondynki za plecami. Odwróciłem się mówiąc.
-Do zobaczenia Izabelo, do soboty.- Ukłoniłem się, a ona uśmiechnęła się do mnie i oddaliła razem z przyjaciółką.
-Do widzenia mecenasie.- Pożegnaliśmy się i poszliśmy do reszty przyjaciół. A po drodze me kochanie snuło zalążki zdrady.
-Chcesz mnie zdradzić?
-Tak i robię to tobie pod nosem. Zwariowałaś chyba! Ja ciebie kocham, a ty mi prawisz morały.
-Co? Wcale nie!
-Jak to nie, jeśli twierdzisz, że chcę ciebie zdradzić. Ja chcę, ale zakończyć tą farsę i to najlepiej mając głowę na karku. A ty mi robisz wyrzuty sumienia, że chcę dla ciebie przeżyć, tak?
-Przepraszam, wiem nie powinnam mieć pretensji do ciebie.
-Chodź do mnie i przytul mnie.- Zrobiła o co prosiłem.
-Kocham ciebie wiesz?
-Wiem, bo ja też ciebie kocham.
-Wiem.
-Wiesz. Ale mi nie ufasz.
-Bo to jest dziwne. Nikt tak nie robi, jak ty.
-Kotku, jeśli chciałbym pogłaskać innego kotka po myszce, to odkąd jestem z tobą, to miałem już jakieś siedem okazji, a nie skorzystałem z żadnej. Nie licząc okazji z twoją przyjaciółką i z twoją osobą, prawda?
-No tak. Ale ja nadal nie wiem, co robisz, kiedy mnie nie ma.
-Nudzę się.
-Okłamujesz mnie?
-A mam jakiś powód, aby ciebie oszukiwać?
-Nie wydaje mi się.
-Właśnie. Jesteście tutaj dla mnie, jak szkoła życia. Nie muszę szukać wrażeń gdzieś indziej. Po prostu głupie by to było z mojej strony i nieuczciwe wobec was, a zwłaszcza ciebie. Dobrze, zakończmy ten spór, bo do niczego on nie prowadzi i zajmijmy się powrotem do domu.
-A która jest to już godzina, że chcesz wracać.- Objąłem ją stając za nią i pokazałem jej zegarek.
-O boże, to już 2:00 nad ranem.
-Cholera!
-Co się stało.
-Widziałaś Tomka?
-Nie, a co?
-Marta, kiedy weszliśmy prosiła, aby go odszukać. Na śmierć zapomniałem.
-Nie denerwuj się, nie było go.
-A może był, tylko tak, żeby go nikt nie widział.
-Może.
-Poczekaj, za chwilkę przyjdę.- Poszedłem do wejścia i zapytałem stojącego tam gościa o imieniu Irek, czy nie widział przypadkiem dzisiaj Tomasza K. Ale nie widział go dzisiaj, był wczoraj i przedwczoraj, a dzisiaj go nie było.
-Ale widziałem..., no tego.- I pokazał na mnie palcem.
-Piotrka.- Odpowiedziałem na niezadane pytanie.
-O właśnie i był z tą małą, co to ty przedtem z nią przychodziłeś.
-Dobrze, dziękuję za informację.- Wróciłem do Agaty i zobaczyłem, jak rozmawia z Tomkiem. Przecież na wejściu gość go nie widział, ciekawe. Podszedłem do nich i się przywitałem.
-Cześć. Jak tutaj wszedłeś, że ten Irek na wejściu ciebie nie widział?
-Mam klucz do wejścia przez klatkę dla służby.
-Czyli pracownicy nie wchodzą tak, jak wszyscy?
-To chyba logiczne, prawda?
-Biorąc pod uwagę to, że to klub, to tak. I względy higieniczne i estetyczne, i jeszcze coś by się znalazło.
-Ale ty masz gadane w pewnych tematach.
-No tak, zdarza mi się zabłysnąć w pewnym temacie. A właśnie. Co chcesz, że Marta kazała mi ciebie znaleźć?
-Na osobności, jeśli można.- Uśmiechnąłem się krzywo do Agaty.
-No dobrze, idź.
-Dziękuję, wspaniała jesteś.
-Wiem i muszę to zmienić!- Powiedziała złoszcząc się na siebie. Poszliśmy do pokoju luster. Tomek, to chyba miał klucze do wszystkich pomieszczeń w klubie.
-O co chodzi?
-Pamiętasz tych dwóch osiołków, którzy czekali na tego Maksa u Piotrka?
-Pamiętam, a co?
-Dzwonił do mnie.
-Coś się stało?
-Grozili mu, ale okazuje się, że tym razem obaj zniszczyli mu samochód.
-Zapytaj Maksymiliana, gdzie jest firma, której zabrał kontrahentów i może wie, gdzie można spotkać synka tego właściciela firmy.
-O tym samym pomyślałem i już mam ten adres.
-A niech to!
-Co jest?
-Agata będzie wściekła.
-To jej nie mów.
-Zaufanie tak nie działa.
-Za bardzo moralny jesteś.
-Nie zupełnie. Tylko jeśli chodzi o Agatę i Paulinę.
-Jesteś poważnie ciężkim przypadkiem.
-Najcięższym.- Powiedziałem dumny z siebie i zachwycony z tego faktu.
-Pomożesz mi?
-Przecież wiesz, że tak.
-Jutro rano pojedziemy do Maksa i razem z nim udamy się wyjaśnić te sprawę.
-Zgoda. O której będziesz?
-Przyjadę po ciebie o 8:00 do Agaty, tak?
-Tak. Zaraz poczekaj. A gdzie będziesz w nocy, jedziesz do domu?
-Nie, ja jadę do Marty.
-No dobra. To na razie, cześć.
-Cześć!- Poszedłem do Agaty i rozpocząłem trudną rozmowę.
-Kochanie jutro rano pojadę z Tomkiem do Maksa, bo prosili, aby im w czymś pomóc. Postaram się wrócić na obiad. Będziesz miała coś przeciwko?
-Szymon, szanuję twoje pomysły, ale kiedy ja będę z tobą wreszcie choć jeden dzień, bez jakiejś waszej eskapady?
-Sam chciałbym wiedzieć.
-No dobrze, wspaniałomyślnie pozwolę tobie pojechać, ale chcę za to spać z tobą w pokoju gościnnym.
-Pod warunkiem, że potrafisz jeszcze przyjaźnić się z Karoliną i Pauliną, bez kłótni.
-Potrafię.
-Obadamy, czy oby na pewno.- Podeszła Paulina do nas.
-Szymon, to jak? Jedziemy do Agaty?
-Tak, a co macie już środek transportu?
-Mamy!
-A my jeszcze nie.
-Zajęłyśmy już się tym.
-Dobrze kochana, powinniśmy się zbierać.
-Masz rację.- Wyszliśmy przed klub i weszliśmy do taksówki. Pod domem Agaty dziewczyny zaczęły się kłócić na ostro.
-Szymon, może je rozdzielimy?- Zwróciła się do mnie Karolina.
-Nie. Mają szanse same dojść do tego, że to głupota.- Lecz ku moim oczekiwaniom, okazało się, iż bardziej zaogniła się ta kłótnia, aniżeli można było się tego spodziewać.
-Zaraz się pozabijają. Przerwijmy to. Proszę.
-Mam pomysł, zaufasz mi?
-Chyba nie powinnam, ale zrobię to ze względu na dzisiejszą wtopę z pocałunkiem.
-Pocałunek, właśnie. Pocałuj mnie tak, jak przedtem. Proszę!
-Zwariowałeś.
-Trzeba je wbić w szok, a to je wytrąci z równowagi.- Karolina złapała mnie za głowę i pocałowała mnie ostentacyjnie i widowiskowo, zakładając mi nogę na biodro. Zrobiło się tak cicho, jak powinno być o tej porze. Kiedy skończyła mnie całować, Agata i Paulina stały obok siebie z rozdziawionymi ustami.
-Zanim się o mnie pozabijacie mam wam coś do powiedzenia. To, co teraz zobaczyłyście, to także inscenizacja o którą poprosiłem Karolinkę, bo zaraz byście się zaczęły bić, a tutaj nie ma basenu z kisielem. Poza tym, jest za zimno na takie zabawy.
-Przeproś nas obie.- Powiedziała Agata.
-Tak, jak zawsze.- Dodała Paulina.
-Zaraz, dlaczego do mnie nie macie pretensji?- Dziwiła się Karolina.
-Szymon?
-To wasza decyzja, czy jej powiecie, czy też nie.- Stanęły tyłem do nas i zaczęły debatować, po chwili obróciła się do nas Paulina i zapytała Karolinę.
-Masz chłopaka?
-Nie.
-Dobrze.- Podebatowały jeszcze troszkę, po czym obróciły się do nas obie.
-Karolinko nic, co dowiesz się tutaj nie wyjdzie poza ten dom. I nikt się od ciebie nie dowie, co się stało, obiecaj to.- Spojrzała na mnie będąc troszkę w szoku, no taka zdezorientowana.
-Obiecuję to wam. Zważywszy, że ja chciałam go pocałować już ostatnim razem. Ale jakoś tak... mi nie wyszło.
-Nie szkodzi Karolinko, nie przejmuj się.
-Nie przerywajcie mi! Chcę powiedzieć, że pocałowałam go dziś.
-Widziałyśmy.
-Nie tym razem. Znaczy się teraz też, ale jeszcze, gdy byliśmy w domu.
-Co?!
-Aleś narobiła.- Stwierdziłem zakrywając twarz dłonią.
-Nie mówiłeś mi.
-Chciała wiedzieć, jak Mariola miała się dowiedzieć, czy kocha Piotrka.
-I!
-I go kocha.
-A co to do cholery ma wspólnego z pocałunkiem?- Podszedłem do Pauliny i zrobiłem, to samo zagranie myśląc, że mnie nie pocałuje, pomyliłem się. Po czym powiedziałem.
-To było właśnie tak.
-Zaraz, bo ja czegoś nie rozumiem. Całowałeś się z nami trzema i Mariolą?
-Otóż nie. Pchełka mnie nie pocałowała. Więc śmiem twierdzić, że ona naprawdę kocha Piotrka, bo przedtem to musiałem wiać, aby tego uniknąć.
-A więc, to o to chodziło.
-No ooo!
-Zaraz, czy ty go nie pocałowałaś przypadkiem?- Powiedziała Karolina do Pauliny.
-A ty, to niby co zrobiłaś?
-Ej!!! Normalnie trzecia wojna światowa z wami, możecie przestać?- Najgłupsze jest to, że udało mi się zażegnać kłótnie Agaty z Pauliną, a rozpocząłem ją niechcący z drugiej strony, pomiędzy Pauliną, a Karoliną. Jakie to życie jest czasem popieprzone.
-Posłuchaj, nieistotne jest, jak bardzo chcesz, aby było dobrze, za to istotne jest, co sądzą inni zamieszani w spór.
-Szymon, to nie było tak, jak sobie myślisz?
-Jasna sprawa. To pewnie dlatego, że mam coś w sobie, może można to wyciąć, co?- Powiedziałem do Pauliny.
-Jaki ty czasem jesteś ignorant.
-Nie denerwuj mnie Paulina.
-Nie słuchasz, co się mówi.
-Ależ słucham, tylko wy kłócicie się o to, że pocałowałyście mnie i to obie razem. Zdajecie sobie sprawę, że to paranoja? To tak, jak pokłóciłybyście się o to, że przespałyście się ze swoimi chłopakami i to obie na raz w tym samym czasie. Przecież to głupota głupoty!
-Masz ciekawe argumenty.- Stwierdziła Karolina.
-Paulina nie rób tego, proszę.- Próbowałem ustrzec ją od zrobienia czegoś głupszego.
-Powiedziałeś, obie.
-A co, może powiesz, że to jakiś komplement, albo może nieprawda?- Zobaczyłem dziwne zawirowanie myśli na twarzy Karoliny.
-Wiem Karolinko, tobie chodzi o to, że ona jest z twoim bratem. A jej pewnie o to, że robisz Agacie konkurencję, a być może i jej.
-Szymon, teraz to poleciałeś i to wysoko. Za wysoko nawet, jak na ciebie.- Złościła się Paulina.
-Przepraszam was kochane, ale czy to ja przypadkiem nie powinnam być wściekła na was obie?
-Chyba jedyny głos rozsądku Agatko.- Stwierdziłem pokazując na Agatę.
-Dziękuję.- Odparła uśmiechając się, jak mała dziewczynka.
-A mnie już przeszło.- Stwierdziła Karolina.
-Cieszę się.- Powiedziała Agata.
-Wykąpiemy się?- Spojrzałem na Karolinę.
-Ja z chęcią się wykąpię, bo ten dziad się do mnie kleił.
-Ble!- Wtrąciła Agatka.
-Dobra dziewuchy, jesteście znów takie, jakie powinnyście być cały czas.
-Ale ona ciebie pocałowała.- Powiedziała Paulina.
-Zazdrosna jesteś?- Rzuciła jej w twarz Karolina.
-Nie. Dlaczego pytasz?
-Zdefiniuj mi słowo, "dlaczego".
-Czemu, w jakim celu, z jakiego powodu, po co. Co się śmiejesz?- Zdenerwowała się, gdy zobaczyła, iż mnie to bawi.
-Badam ciebie, jak lekarz, a ty się rozbierasz.
-Dziwne to było.- Uśmiechnęła się wreszcie Karolina.
-Wiem. Czasem dobrze jest wytrącić kogoś z błędnego toku myślenia.- Odparłem podnosząc brew i uśmiechając się do niej.
-Zacznij się przyzwyczajać dziewczyno.- Dorzuciła Agata.
-On tak ma i do tej pory nie wpadłyśmy na to, dlaczego.- Oznajmiła nam Paulina.
-Może wreszcie wejdziemy, co?- Stwierdziłem.
-Ja już zmarzłam.- Dodała Agata.
-Wystarczy tej komedii dla sąsiadów!- Powiedziała Paulina.
-Tak. Niech wykupią bilety, jeśli chcą dalej oglądać! Jazda do domu!- Wygoniłem je wszystkie. Kiedy weszliśmy do domu, zadzwonił telefon.
-Ki czort o tej porze?- Stwierdziła Agata odbierając telefon.
-Hallo. Słucham!... Chyba pani zwariowała! - I trzasnęła słuchawką.
-Coś się stało?- Zapytałem.
-Zastanów ty się czasem, co mówisz!
-Dlaczego?
-Bo nasza kochana sąsiadka pyta, gdzie można dostać bilety na dalszy ciąg tej farsy.- Wszystkie się roześmiały.
-Masz ciekawe sąsiedztwo Agatko. I to poważnie.
-Rozmawiałeś z tą panią, kiedy mnie nie było. Taka starsza kobiecina z pieskiem.
-Pamiętam, pytała się mnie do kogo przyjechałem i czy coś przekazać.
-Tak. To tutejszy patrol sąsiedzki, wszystko wie.
-Poważnie? Mam pomysł.
-Nie. Nie zgadzam się, słyszysz? Ani się nawet nie waż!
-Ty, to bawić się nie umiesz.
-Właśnie.- Skwitowała Paulina.
-No dobra, bo późno już, prawda?
-Raczej wcześnie.
-Mieliśmy się iść wykąpać.
-Dobra to chodźmy.
-Wszyscy?- Dopytała Karolina.
-Nie, osobno. Pewnie, że wszyscy.
-One żartują?- Zapytała mnie Karolina.
-Chyba nie, a nawet na pewno.
-Powiecie mi, co tak naprawdę tutaj się dzieje?
-Sama zobaczysz.- Spojrzała na mnie.
-Nie patrz tak na mnie, ja nic tutaj nie zrobiłem.
-Pewnie, samo się.
-Powiedziano tobie, że masz zachować to dla siebie, to zachowaj.
-Dobrze, ale o co jest, aż tyle hałasu?
-Zobaczysz.- Poszliśmy wszyscy do pokoju Agaty i rozebraliśmy się. Weszliśmy pod prysznic, Karolina była naprawdę spięta i niedotykalska do czasu, kiedy zobaczyła, że nikt nie zwraca uwagi na pewne sprawy, więc dała się umyć, ale tylko Agacie. Do tej pory nie wiem, dlaczego właśnie jej, ale co mi tam, może wobec Pauliny i mnie czuła się nieswojo. Po kąpieli wyszła zaraz za mną z pod prysznica i weszła do pokoju Agatki.
-Strasznie spięta jesteś, wiesz?
-Dziwne dla mnie to było.
-Przecież nikt się ciebie nie czepia, prawda?
-Tak. Ale jestem nie przyzwyczajona do takiego tłoku pod prysznicem.
-Chodź, usiądź na pufie i się zrelaksuj. Wiesz, masz ładne włosy, jak z reklamy.
-Nie przypominaj mi o tej reklamie.
-Jakiej reklamie?
-Nie mów mi, że nie widziałeś?
-Właśnie nie.
-Leci w połowie europy.
-Na Francuskim kanale zobaczę?
-Masz satelitarną?
-Tak, u nas w blokach jest zbiorcza.
-Dogadali się?
-Tak.- Do pokoju weszła Agata z Pauliną.
-Szymon, o czym rozmawiacie?
-Karolina grała w reklamie.
-Czego?
-Szamponu Claer.
-Dobre te szampony, używam ich.
-Zaraz. A ja myślałam, że używasz innego.
-Nie. Właśnie takiego. I jeszcze takiego śmierdzącego, aż dusi.
-Nie ma takich.
-Oj są. Możesz mi wierzyć.
-Ej, miałam kiedyś taki. Ale cuchnął, był w czarnej buteleczce i po nim nie można było wychodzić na słońce. Pachniał dziegciem.
-Tak, to właśnie ten. Nie pamiętam nazwy, taka dziwna.
-Też wypadło mi z głowy. Dobra dziewczyny, idę spać.
-Ej, myślałam, że pokażesz nam coś nowego.
-Jest 3:30, a wam nie znudziło się to jeszcze?
-Nie.- Spojrzałem na Karolinę, była ciekawa, co takiego będzie się działo, lecz uznałem, iż jest dziwnie zmęczona całym tym zamieszaniem.
-Pokażcie jej to z dotykiem, a ja się położę, bo jutro muszę szybko wstać.
-O której Tomek po ciebie będzie?
-O 8:00. Złe będziecie?
-Przytul mnie.
-Dobrze, dajcie po buziaku i spadam. Karolina, posłuchaj ich, będziesz miała ubaw.
-Warto?
-O to musisz zapytać je.
-A ty?
-A ja, idę spać.- I poszedłem do pokoju gościnnego, szybko zasnąłem.
-Przesuńcie się.
-Już 8:00?- Zapytałem.
-Tak.- Wstałem i zacząłem się ubierać. A one chichotały.
-Co robisz?
-Chyba widać. Dlaczego się śmiejecie?
-Zobacz na zegarek.
-Pogięło was 4:20 nawet godziny nie przespałem.
-One mówią, że ty to robisz lepiej.
-Niby co?
-To, jak jeździsz opuszkami palców po ciele.
-Dobrze, ale musisz zamknąć oczy i stanąć w rozkroku.
-Już.
-Ale, zdejmij tą koszulę.
-Muszę?
-Nie, ale skoro nie chcesz, to zawsze mogę iść dalej spać. Dobranoc.
-Już zdejmuję, ale ty jesteś.
-Stań tak, jak poprzednio.
-Łał, ale ty piękna jesteś. Wręcz idealna, piersi, brzuszek oraz pośladki, nogi, a także twarz masz taką piękną i symetryczną.- Obszedłem ją dookoła i powiedziałem.
-Dobrze zamknij oczy. Dziewczyny, pozwólcie do mnie.
-Co mamy robić?
-Całujcie jej paluszki u ręki, ty lewej, a ty prawej. A później wyżej i bliżej, aż do piersi. Piersi dookoła, ale nie dotykajcie sutka, dobrze?
-Dobrze.
-Karolina, wstań i zamknij oczy i pilnuj, aby się nie przewrócić.- Pocałowałem ją w czółko, w oczko jedno i drugie, w nosek. Przeszedłem na tył i pocałowałem ją w kark. Położyłem jej dłonie na ramionach, przesunąłem je po wierzchu ramion i wróciłem pod spodem, przeciągnąłem dłońmi pod jej piersiami i po brzuszku na pępek, gdzie zrobiłem kółeczko. Przyklęknąłem i zjechałem dłoniami na nogi po zewnętrznej stronie i na stopy. Gdzie zamieniłem stronę zewnętrzną na wewnętrzną i pociągnąłem do góry, aż do muszelki i zjechałem na pośladki, gdzie oparłem sobie je na klatce piersiowej i oblizałem ją do góry po kręgosłupie, aż po szyję i wstając przykleiłem się do niej. Więc zjechałem z powrotem. Pocałowałem ją za kolanem, przewróciła się na słonia, który był za nami.
-Boże, jak ty to robisz?
-Podobno dobrze. A ty, co o tym myślisz?
-Skąd to znasz?
-Wpadłem na to w czasie, gdy pierwszy raz się z nimi kąpałem. A Paulina doszła, jak to pierwszy raz robiliśmy. Zresztą Agata również.
-Dlaczego chciałeś, aby omijały sutki?
-Żebyś się nie podnieciła za szybko.
-Ale ja jestem rozpalona.
-Połóż się.
-Co!
-Kładź się i zamknij oczy. Ty rób to samo z jej piersią co ja, a ty dmuchaj jej od stopy do pępka i za każdym razem omijaj jej myszkę.- Zabawa trwała krótko, bo około 3 minut i zakończyła się szczytowaniem. Gdzie Karolina nie wytrzymała i złapała za głowę Paulinę i zrobiła, co chciała. To tak w skrócie. Lecz powiedziała, że to nie cipka doprowadziła ją do orgazmu, a piersi. Ciekawe. Poszliśmy spać razem na jednym łóżku. Powiem wam, że każdej się to podobało, a zwłaszcza Justynie, bo jak mówiła, bez ingerencji w jej ciało. I to trwało dłużej niż standardowy orgazm ze stymulacji myszki, wolała to nawet od lizania, co było nawet dość ciekawe. Zwłaszcza, że zazwyczaj przy czternastym, a siedemnastym traciła przytomność.
Obudziłem się około 6:00 i założyłem Agatce pół serduszka ze srebra na łańcuszek, który jej podarowałem, bo zapomniałem zrobić to ostatnim razem i poszedłem spać dalej. Rankiem obudziła mnie Karolina.
-Szymon, za Piętnaście ósma, wstawaj. Masz o ósmej podobno wyjść. Szymon!- Tym obudziła chyba Agatę, bo usłyszałem.
-Ja tobie pokażę, jak to się robi.- Położyła się na mnie i pocałowała mnie w usta. Otworzyłem oczy.
-Miłe to było, ale to wszystko?
-Tak. Masz wyjść o ósmej, to się podnoś, bo Tomek będzie zły. Już!
-Dobra, dobra, już się podnoszę.
-Widzisz? Tak to się robi.- Powiedziała Agata do Karoliny.
-Tak. Było tak zrobić i poczekać na odzew z jej strony.
-Jakoś na Paulinkę się nie złościłam.
-Do czasu, aż zaczęła na poważnie próbować chodzić z Pawłem, bo do tego zdarzenia, mogłem z Pauliną robić wszystko, oprócz jednej rzeczy.
-Jakiej?- Zapytała zaciekawiona Karolina.
-Właśnie, to jest tak, że nie wolno mi było za nią wyjść.
-Nawet całować ją możesz?
-Tak. Ale ona tego nie nadużywała. To ja zrobiłem coś takiego u was na imprezie i to dlatego dostałem w gębę od twojego brata, Pawła.
-To było bezsensowne. W czym to miało im pomóc?
-A tobie to, co teraz wiesz, w czym może pomóc?
-W niczym. W sumie, to dla samej siebie.
-Właśnie, dla samej siebie. Widzisz, przedtem się przejmowałaś, a teraz wiesz i ciebie to nie denerwuje, prawda?
-Dla świętego spokoju.
-Otóż to. Aby coś zakończyć definitywnie, a coś rozpocząć. Takie pożegnanie, tego co było. To dlatego Agata nie jest zła na nas, prawda pszczółko?
-Nieprawda. Jestem wściekła na siebie, że wam pozwoliłam!
-Dobrze, że w tą stronę. Dobra dziołchy, to ja wychodzę, mam nadzieję, że wrócę na obiad.
-Nie, że mam nadzieję, tylko masz być.- Zbulwersowała się Agata.
-O której macie obiad?
-13:30, ale dla ciebie, jesteśmy w stanie zrobić go na 14:00.
-Dzięki, na pewno zdążę się spóźnić.
-Oby, bo będę zła.
-Wiem. Ale ja lubię ciebie przepraszać, więc....
-Tylko spróbuj.
-Dobrze, na razie dziewuchy.- Zszedłem na dół, kiedy to nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Pewnie to Tomek. Pomyślałem sobie rzucając, by nikt nie wstawał.
-Otworzę!- I się zdziwiłem. W drzwiach stała starsza pani z pieskiem.
-Dzień dobry pani.
-Dzień dobry. Mogę rozmawiać z Agatą?
-One jeszcze śpią, więc nie bardzo. Ale tak za..., powiedzmy sobie dwie godzinki, pewnie już będzie dostępna i można będzie z nią porozmawiać.
-Dobrze. W takim razie wpadnę za dwie godzinki.
-Do widzenia pani.
-Do widzenia.- Podjechał Tomasz.
-Jedziemy!?
-Ubiorę się i za moment będę. Pobiegłem na górę do Agaty.
-Dziewczyny, ta starsza pani była i wpadnie za dwie godziny. A ja spadam, bo już jest Tomek. Pa.
-I znów będzie się awanturować. Wracaj szybko.- Powiedziała Agata. Schodząc schodami wpadłem na Jagodę. Była już ubrana i dziwnie zafrasowana czymś.
-Cześć Szymon, co się działo, że tak krzyczeliście w nocy?
-Cześć Jagódko! Dziewczyny się pokłóciły i jakoś tak wyszło. A właśnie, za dwie godziny wpadnie wasze gestapo, przygotuj się.
-Znowu! Mam dość tej baby. Pewnie chodzi o was.
-Pewnie na pewno. Dobra muszę lecieć, bo Tomek czeka. Będę na obiad około 14:00, ale jakby co, to sobie podgrzeję, zgoda?
-Fajny jesteś, taki bezproblemowy. Dobra leć, bo Tomek czeka i chodzi dookoła samochodu. Cześć.
-Cześć.- Powiedziałem żegnając się.
-Cześć, już idę!- Powiedziałem do Tomasza, wychodząc za drzwi.
-Witam. Wyspałeś się?
-Zgłupiałeś chyba.
-Poważnie, bo ja to się wcale nie wyspałem, ponieważ mnie obudziły po 50 minutach snu i myślałem, że to już czas się podnieść, ale miały polewkę.- Zrobił głupią minę
-No co!?
-Marta zrobiła to samo. One wszystkie chyba tak mają.
-Lepiej, żeby nie.
-Marzyciel z ciebie.
-Dobra dawaj do Maksa, tylko zatrzymaj się gdzieś przy sklepie, zgoda?
-Mam ten sam pomysł. Też nic nie zjadłem.
-Fachowo.- Podjechaliśmy do sklepu, gdzieś po drodze i natknęliśmy się na synka szefa.
-Tomek. Zobacz, czy to przypadkiem nie jeden z nich?
-Ale trafiony, normalnie nie wierzę.
-Co robimy?
-Idź z nim pogadać.
-Dlaczego ja?
-Masz bardziej gadane i pamiętaj, wspomnij o kosztach naprawy.
-A czym jeździ?
-BMW serii 7
-No dobra. Poszedłem w jego kierunku i zatrzymałem się na jego linii przejścia.
-Cześć, masz ładny samochód.
-Słucham?
-Maks też taki miał, prawda?
-Nie. On nie ma BMW, on ma Mazdę.
-Naprawa będzie go dużo kosztować. Ciekawe ile będzie kosztować ciebie.
-Nie odważycie się. Wiesz kim jestem?
-Gdybyś był kimś, to nie bawiłbyś się w takie bzdurne sprawy.
-Pożałujesz gówniarzu.
-Cześć Szymon, kolega tobie grozi.
-Tak mu się tylko wymskło, prawda?- Spojrzałem na niego. Zmieszał się, lecz nie wiem dlaczego, ale się nie pohamował z bzdurzeniem i groźbami.
-Zobaczysz, że mi się nie grozi.
-Ja ciebie tylko informuję.
-Wiem o tobie dużo, nie podskakuj.
-Wiesz? Idę za tydzień na obiad do Izy. Jej ojciec mnie zaprosił. Pewnie będzie zadowolony, kiedy mu powiem, że mi grozisz.- Mina mu zrzedła i zaczął się bardzo, ale to bardzo zastanawiać.
-Przecież ty masz z nimi na pieńku.
-Widzisz, nawet oni się zastanawiają, co zrobić. Może wiedzą coś, czego ty nie wiesz.
-Idziemy?
-Poczekaj. Spróbuj jeszcze raz mi grozić, to zrobię tak i....- Rozległ się huk wybuchającego samochodu.
-I twoje auto zapuka razem z tobą do piekieł wrót. Rozumiemy się?
-Tak.
-Wspaniale. Bo ja lubię ludzi, którzy mnie rozumieją. Ile mniej kłopotów później z ich zwłokami.- Do sklepu wbiegł, jakiś człowiek krzycząc wniebogłosy.
-Czyjeś auto, chyba BMW wybuchło na parkingu!
-A właśnie. Mam jeszcze jedno pytanie. Twój ojciec jest w firmie, czy w domu?
-W firmie.
-I jak możesz, to zamów sobie taksówkę. Cześć.- Wyszliśmy i oddaliliśmy się z miejsca zamieszania.
-Aleś poleciał, jak to zrobiłeś.
-Miałem z nim porozmawiać, to tak zrobiłem. To ty wysadziłeś mu ten samochód.
-Ty, ale to nie ja.
-Zaraz, jak to nie ty, to kto?
-Może lepiej nie wiedzieć?
-Może lepiej wiedzieć, komu wchodzimy w paradę.
-Mówisz tak, jak miałbyś kogoś za plecami.
-Na te chwilkę, to mogę mieć tanków.
-Jak?
-Idę do nich na obiad, zawsze można spróbować. A ten drugi, który był u Maksa, to kto?
-Połażę za nim, to się dowiem, kim jest ten drugi.
-Do Maksa, czy do firmy jego ojca?
-A ty, co myślisz?
-Jak grać, to do końca. Ale najpierw pytanie. Mogę na ciebie liczyć?
-Nie rozumiem?
-Ktoś musi pilnować mojej dupy.
-Nawet, gdyby....
-Nawet, jeśli....
-Stoi?
-Jak tak, to gramy do końca. Jedziemy do ojca.- Pojechaliśmy do firmy jego ojca.
-Witam pana.
-Kim jesteście?
-Nikim. Ale wie pan co? Nadepnął pan na odcisk chyba niewłaściwym ludziom, nie tylko mi. Więc niech pan wraz ze swoim synkiem, da sobie spokój z Maksem, ładnie proszę.- Powiedziałem rozsiadając się na fotelu przed jego biurkiem.
-Posłuchaj chłopaczku, ....- Zadzwonił telefon, który przerwał nam tą słowną potyczkę.
-Słucham.... Co ty robisz na komisariacie?.... Czy ty nie potrafisz zrobić, ani jednej rzeczy, tak jak się powinno.... Dobrze.... Rozumiem.- Odłożył słuchawkę. Chwileczkę się uspokoił i pociągnął rozmowę dalej.
-Więc o czym to ja mówiłem?
-Nazwał mnie pan gówniarzem. O przepraszam, to nie pan, to pański synek.
-Przepraszam za niego. To na pewno jakaś pomyłka. Ja to wyjaśnię.
-Żadna pomyłka i posłuchaj pan. Naprawicie samochód Maksa i zapominam o sprawie. Może tak być?
-Tak, to da się zrobić.
-Niech pan zadzwoni i go przeprosi za syna.- Zadzwonił i przeprosił Maksymiliana, a później zapytał nas o pomoc w pewnym przedsięwzięciu.
-Widzę, że z wami nie ma przelewek, więc mam dla was propozycję. Jest ktoś, kto niszczy mój cały zarobek w firmie, taka miejscowa mafia.
-Tanki. I co w związku z tym?
-Chciałbym, abyście pomogli mi ich przytemperować. To jak?
-A co my, będziemy z tego mieli?
-Będziecie mieli trzy długi wdzięczności u mnie, a ja nie rzucam słów na wiatr.
-A koszty związane ze sprawą?
-Pokryje wszystkie.
-Wie pan, że koszty mogą przewyższyć zarobek.
-To nieistotne.
-Dobrze więc, wsadzimy szefa do..., a zresztą nie musi pan tego wszystkiego wiedzieć.
-Kim wy jesteście?
-Czy to ważne dla pana?
-Niechciałbym władować się we większe gówno.
-Niech się pan tym nie martwi. Zawsze znajdzie się ktoś gorszy niż oni.
-Tego się obawiam.- Wydało mi się, że zaczął rozmawiać z nami tak jakoś luźniej, jak gdyby wciągnął nas na swój grunt. Spojrzałem na to z jego strony. Przecież to właściciel i prezes firmy. Negocjacje i umowy to jego chleb powszedni, inaczej ruchaliby go na kase, a on musi umieć podejmować trudne decyzje i obliczać straty i zyski z inwestycjami, które są długoterminowe. Jego propozycja wydała się mnie ciekawa i będąca mi po drodze, więc wszedłem w nią, nie konsultując tego z Tomaszem. Lecz to nie wszystko, gdyż jeszcze zostaje sprawa z jego synkiem.
-Niech pański syn uspokoi się z oskarżeniami. Nie chciałbym, aby przy pańskim zleceniu mi ktoś przeszkadzał. Zwłaszcza policja. Zgoda?
-Zgoda. Podałem mu dłoń, a on ją uścisnął.
-To do zobaczenia panu.
-Do widzenia. Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się do samochodu, gdy nagle podjechała do nas policja.
-Panowie pozwolą z nami ma komisariat. I chciał nie chciał, trzeba było. Na komisariacie spisali nas, postraszyli i dopiero wtedy chcieli z nami porozmawiać. Sorry, że tak to powiem. Ale zachowali się, jak typowe cymbały.
-Posłuchaj gówniarzu, przyznasz się do winy i to tak najlepiej od razu, bo mam jeszcze spotkanie.- I wtedy sobie pomyślałem, że ja też. Mecenas W. Mam jego wizytówkę i powiedział, że jakby coś, to on to załatwi.
-Mam prawo do jednego telefonu do mojego adwokata.
-Masz. A ten twój adwokat, to właściwie kto?
-Mam jego wizytówkę w kurtce i muszę zadzwonić do niego Mecenas W. Czy jakoś tam tak.- Mina zrzedła temu, który prowadził przesłuchanie.
-Tak, już podaję telefon.- Usłyszałem. Sami zadzwonili, powiedzieli o co chodzi i dopiero potem poprosili mnie do telefonu.
-Witam mecenasie, zawinięto nas na komisariat razem z Tomkiem, a my nawet nie wiemy dlaczego.
-Posłuchaj Szymon, ktoś powiedział, że wysadziliście samochód.
-Chyba plasteliną.
-Teraz poważnie. Ten zarzut nie jest bzdurny i może wam namieszać w papierach, jeśli zostaniecie skazani.
-Nic z tych rzeczy. Ja wychodzę na wolność, albo pan mi to umożliwi, albo sam zaraz to wymuszę.
-I tak mieliśmy się spotkać, zaraz będę.- Był za jakieś pół godziny.
-O co dokładnie chodzi? Panowie zostawcie nas samych.- Zwrócił się do śledczych.
-Nie mecenasie. Ja chcę, żeby tutaj byli, niech notują.
-Co ty wiesz w tym temacie?
-Nasz nowy kolega Maks ma problem z tym, który jeździł tym BMW, co chyba odfrunęło. Ten osobnik zniszczył Maksowi samochód, a my tylko chcieliśmy, aby powiedział, gdzie znajdziemy jego ojca i poszliśmy z nim porozmawiać. Proszę zapytać jego ojca.
-Widzicie, a wy tutaj straszycie mi chłopaków i więzicie, gdzie komendant?
-W domu, jest sobota.
-Przyjechał!- Na komisariat wszedł komendant.
-Widzisz, jak się dobrze składa.- Powiedział Mecenas do jednego z nich.
-Witam Witek, co się stało?
-Cześć Marcin. Ta twoja mafia, znowu zatrzymuje nie tych ludzi, których potrzeba.
-Oficer do mnie!
-Tak panie Komendancie.
-Streścić mi o co chodzi.
-Dziś w godzinach porannych przy ulicy... miał miejsce wybuch. Eksplodował samochód pana..., który stwierdził, że sprawcy w tej chwili są u jago ojca w firmie. Wysłany patrol na miejsce złapał dwóch osobników i przywiózł ich na komisariat. Reszta jest w aktach sprawy.
-Panie komendancie rozmawiałem z ojcem poszkodowanego i potwierdza on wersje zatrzymanych.
-Tak?
-Tak. Powiedział, że pociągnie syna do odpowiedzialności i naprawi samochód Maksa.
-Kurwa! Ile tych samochodów w tej sprawie, gdzie to macie w papierach bałwany, co!?
-Spokojnie panie komendancie. Ja już mówię o co chodzi.
-Dobrze, słucham.- Powiedział dziwnie spokojnie.
-To było tak. W zeszłym tygodniu, gdy byliśmy na imprezie u pani Natalii, to miało miejsce dziwne zdarzenie. Dopiero co poznany przez nas Maks, poprosił nas, abyśmy zatrzymali dwóch gości, którzy chcą mu coś zrobić, bo już prędzej mu grozili. Zatrzymaliśmy ich i Maks spokojnie odjechał. Kilka dni temu widział się z Tomkiem i powiedział mu, że obaj zniszczyli mu mazdę 626 którą jeździł i czy moglibyśmy pojechać do jego ojca wyjaśnić to dziwne nieporozumienie. Zgodziliśmy się na to i ustaliliśmy adres do niego do domu. Wczoraj spotkaliśmy się w klubie i stwierdziliśmy, że dziś rano o 8:00 pojedziemy porozmawiać z jego ojcem. I tak zrobiliśmy. Rankiem obudziła mnie Agata i powiedziała, że już za 15 i w pośpiechu nic nie zjadłem. Więc Tomek powiedział, że może zatrzymamy się przy jakimś sklepie, tak też zrobiliśmy. W sklepie zauważyliśmy jednego z nich, więc podeszliśmy do niego, aby z nim porozmawiać. Podał nam adres firmy i powiedział, że znajdziemy tam jego ojca. Kiedy to sklepem wstrząsnął wybuch, a my nie mając tam więcej interesów pojechaliśmy do jego ojca poskarżyć się na poczynania synka. Resztę znacie.
-Oficer! Dawać tutaj tego drugiego.- Powiedział komendant.
-Teraz pańska wersja wydarzeń.- Wersja Tomka nie odbiegała za bardzo od mojej, więc komendant opierdolił śledczych i rozkazał nas wypuścić.
-Marcinie można ciebie prosić tutaj razem z nami, tylko na osobności, bez tej widowni?
-Wynocha wszyscy!
-Jasne, co jest?
-Znasz sprawę Pana R... ?
-Tak, a co?
-Mam kogoś, kto pomoże nam go wsadzić.
-Ty Władek zostań, prowadzisz tą sprawę. Wszyscy wyszli, komendant z mecenasem ustalali co i z czym. A po chwili zwrócili się do mnie.
-Jak chcesz do niego podejść?
-Wczoraj mecenas mnie zapytał czy chcę, a ja odpowiedziałem, że chcę i poszedłem w tany z jego córką, bo akurat tak wyszło. Powiedziałem jej, że przyjdę do nich na obiad, a ona się zgodziła. Jej ojciec był wściekły, ale musiał się zgodzić, ponieważ powiedziałem mu kim jestem.
-Zwariowałeś, zabiją ciebie.
-Nie. Jego córce też powiedziałem i dodałem, że to ja, ten chłopak i aby udowodnić jej, że ma ojca bandytę, ustawiłem ją po swojej stronie. Teraz, jak coś mi się stanie, albo jeśli się nie zjawię, to ona zacznie kopać w jego interesach, aż czegoś nie znajdzie. Więc, jakby coś mi się stało, to kontaktujcie się z nią.
-Kim ty kurwa jesteś? Mój człowiek próbował dostać się do nich dwa lata, a ty myślisz, że uda się tobie w tydzień?
-Dostał się?
-Nie.
-Więc wiedzą kim jest i robią go w chuja.
-Marcinie posłuchaj, on naprawdę jest inny. Byłeś w klubie ostatnio?
-Nie.
-To się przejdź.
-Po co?
-Zobaczysz.
-Jak pan tam będzie, nie zna mnie pan.
-A teraz dalszy kawałek planu. Ty jesteś moim przyjacielem i udostępniasz mi wiadomości z pierwszej ręki. Sprawdzą mnie i będą chcieli dowiedzieć się, co mogę, a czego nie, więc pierwsze wiadomości muszą być prawdziwe. Zrozumieliście? Bo jak chcesz mieć grubego zwierza, to trzeba mieć dużą przynętę. Pewni jesteście, że nikt od was tam nie gnije i nie robi kreciej roboty?
-Tak. Ale zapytam dla pewności tych u góry.
-Muszę to wiedzieć, bo nawinę im makaron na uszy, że mają szpiega. Lepiej, żeby tam nikogo od was nie było.
-Skąd wiesz, że to łykną?
-Może tak, może nie, ale na pewno można jednego z nich w to wrobić.
-Jakim cudem, jak mają kogoś tutaj.
-Wiecie, kto to jest?- Zapytałem.
-Nie.
-Znajdzie się. Czasem będę potrzebował adwokata.
-Przecież ja....
-Przepraszam, że przerwę, ale to nie może być pan.
-Dam tobie wizytówkę do kogoś innego.
-Dobrze, ale on musi wiedzieć, iż może być tak, że trzeba będzie wyciągnąć mnie razem z jakąś szują z aresztu, niekoniecznie niewinną.
-Załatwię to.
-Dobrze.
-Resztę wam powiem, jak się dostanę. Tomek wchodzisz w to?
-Nawet gdyby....
-Nawet jeśli.... Jakby coś, to spotkaliśmy się w grupie Szczecińskiej, samochody dla okupu i takie tam, ale nas to znudziło. Gra?
-I buczy.
-Ok.
-Skąd ty jesteś?- Zapytał Marcin.
-Jak Jezus.
-Z Betlejem?
-Nie. Z Krzyża.- Roześmiali się
-A tak poważnie?- Wyjąłem legitymację i pokazałem komendantowi.
-O tutaj jest napisane.
-Pokaż.- Powiedział mecenas.
-Ty nawet mówisz prawdę kłamiąc. Dobre.- Zaśmiał się.
-Dobrze, koniec spotkania.
-Ej! Zaraz przyjacielu, jak masz na imię?
-Co ja?
-Nie, Tomek? Pewnie kurwa, że ty!
-Władek.
-Władek mój przyjaciel. O i ok. To na razie Władziu, miło było się z tobą zaprzyjaźnić. A ja jestem Szymon. Zapamiętasz, czy tobie zapisać?
-Już mam zapisane.- Pokazał akta sprawy.
-Nikt ma tego nie widzieć, rozumiesz?- Stwierdził Komendant.
-Ale ja pracuję jeszcze z....
-Nikt, KPW... ?
-Odsunę od ciebie tego drugiego. Zapomnij, że z nim pracowałeś. I nic mu nie mów o sprawie. Powiedz, że koniec, dostałeś coś nowego i nie mów co. Zrozumiano!?
-Tak jest, panie komendancie!
-Dobre. Tak można wszystkich ustawiać?
-Wszystkich, ale nie każdy.- Skrzywiłem się.
-Szkoda.
-Szymon, gdzie teraz jedziemy?
-Do Maksa, dowiedzieć się, jak ustalił sprawę z ojcem tego mistrza zamieszania.
-Dobrze.
-Wpadnę do pana jeszcze za tydzień rankiem o....
-O 10:00.
-Tak, to właśnie miałem na myśli.
-Jak pozbędę się tego trutnia, to reszta to płotki.
-Nie rozumie pan rynku, na jego miejsce będzie następny. To potrwa chwile, a później znów następny i jeszcze jeden. To będzie nie do zakończenia dopóki jest choć jeden nabywca. Na miejsce jednego przyjdzie dwóch i tak w kółko. Trzeba być realistą.
-Więc, po co to robisz?
-Dla zabawy.
-Ile ty właściwie masz lat?
-16.
-Zwariowaliście, to śmierdzi kryminałem.
-Nawet oni mnie nie będą podejrzewać.- Zastanowił się chwilę, po czym rzekł.
-Coś w tym jest.
-Tego pan nie wiedział i pan mecenasie też. Rozumiecie?
-Tak. Ale dlaczego tak tobie na tym zależy?
-Obiecałem komuś zrobić porządek. A ja, dotrzymuję obietnic. Chyba, że powiem "Jeśli. " i warunki nie zostaną spełnione.
-Jakiś fundusz operacyjny, potrzebujesz?
-Już sobie załatwiłem, sam. Ale dobrze, że pan wspomniał o tym.
-Ze swoich wyłożysz?
-Niech was o to głowa nie boli. Mam swój cel. A i jeszcze jedno.
-Słucham.
-Jego rodzina na tym nie ucierpi, zwłaszcza córka.
-Zgoda.
-Dobrze, to do następnego razu Władek, ty mój przyjacielu.
-Co? A tak, cześć.- I wyszliśmy z komisariatu razem z Komendantem.
-Dokąd was podrzucić?- Zwrócił się do nas Witold.
-Z powrotem do firmy ojca, bo został tam samochód.
-Dobrze chodźmy. Na razie Marcinie.
-Do widzenia Panu.
-Cześć. Do soboty.
-O 10:00 Pamiętam.- Mecenas odwiózł nas do samochodu. Weszliśmy do firmy jego ojca jeszcze raz.
-Dzwoniła policja w waszej sprawie?
-Wiemy, po prostu dostaliśmy więcej czasu na zrobienie panu zlecenia i jednego psa do pomocy.
-Zaraz, jak to psa?
-Jak nie możesz ich pokonać, przyłącz się do ich wrogów, albo może niech tak myślą.
-Kim wy chłopaki jesteście?
-Pamiętam pana, był pan w klubie w czasie, kiedy graliśmy w stuningowaną wersję ruletki. To pan chciał czerwone gitary. To ja tam jestem mistrzem zamieszania.
-Zaraz, to ty jesteś ten Szymon?
-Właśnie.
-Dużo się o tobie słyszy. Wszędzie jest ciebie pełno.
-Niech pan we wszystko nie wierzy.
-Tak. Jakbyś nadepnął im na odcisk, tak jak mówią, to byśmy nie rozmawiali.
-Jest jeden problem, bo to akurat prawda. Próbowali mnie zmusić do zażycia kokainy, a ja im to zdmuchnąłem z tacy.
-Więc to prawda?
-Widzi pan, że też mam powód do wrobienia ich w coś.
-Ale jakim cudem jeszcze żyjesz?
-Nie mogli mnie namierzyć..., ale do czasu. Teraz trzeba zrobić z nimi porządek, bo to zaczyna być niebezpieczne. Zna pan Mecenasa W… ?
-Tak. Widziałem, że was przywiózł.
-Bronił nas na komendzie i odwiózł tutaj.
-Co? Dlaczego wzięty adwokat broni takiego chłopaka, jak ty?
-Nie wiem. Może pan mi odpowie?
-Sprytne posunięcie. Aczkolwiek, musisz mieć coś do zaoferowania. Nie robiłby tego bez powodu.
-Nie musi pan wiedzieć, co to takiego.
-To prawda, nie muszę. A nawet lepiej, że nie wiem.
-Dobrze. Pieniądze na koszty, jakie poniesiemy, będzie pan dawał Marcie w klubie i powiem jej zawsze ile, zgoda?
-A jeśli się nie zgodzę?
-I tak to zrobię, ale najpierw dobije pańską osobę do dna i nawet w dnie wykopie pan dziurę, a ja panu ją zasypię gruzem, razem z tą pańską firmą. Może tak być, jeśli tylko pan zrezygnuje. Mieliśmy umowę, a ja już rozpocząłem zadanie. Więc, co ma pan do zaoferowania?
-Powiem tobie, że to dobry pomysł z tą Martą. Mnie nic nie będzie łączyć z tobą i tak będzie chyba nawet bardziej bezpiecznie.
-Dziesięć tysięcy złotych na początek do piątku. Da jej to pan i nie powie dlaczego i dla kogo. Ja jej to powiem w swoim czasie.
-Zgoda, tak zrobimy.
-Do widzenia, a i jeszcze jedno. Nie zna mnie pan.
-Dla mnie jest to logiczne.
-Wolałem się upewnić. Żegnam na w razie gdyby co.
-Do widzenia.- Pojechaliśmy do Maksa.
-Cześć.
-Cześć, dzięki chłopaki. Jak to załatwiliście?
-Skończyło się na komisariacie.
-Żartujecie, prawda?
-Nie.
-Jak wam w czymś pomóc, to mówcie, dobrze?
-Nie omieszkam się zgłosić. Co ustaliliście z samochodem?
-Zapłaci za naprawę. Mam wstawić do serwisu w Niemczech.
-I bardzo dobrze. O kurcze, ten zegarek dobrze chodzi?
-Tak, dlaczego?
-Masz telefon?
-Tam jest.
-Dzięki.- Poszedłem zadzwonić.
-Kochanie, jak powiedziałem zdążę się spóźnić.
-No proszę ciebie, obiecałeś mi.
-Dobrze, zobaczę co da się zrobić.- I rozłączyłem się.
-Tomek muszę być za 35 minut u Agaty.
-Nierealne, bo muszę jechać do klubu.
-Ja ciebie zawiozę.- Stwierdził Maks.
-Gdzie?
-Do Agaty na ulicę....- I podałem jaką.
-Wezmę samochód ojca. Nie będzie zły.
-Dawaj szybko.
-Dzięki Tomek, na razie.
-Cześć.
-Maks dawaj, bo to rozgrywka na czas.
-Dobrze jedziemy.- Pojechaliśmy dość szybko i spóźniłem się tylko 3 minuty.
-Widzisz prawie się nie spóźniłem. I jeszcze przywiozłem gościa. To Maks, przyjaciel Karoliny.- Stały obie w drzwiach, patrząc na Maksymiliana. Chwilkę było cicho, nikt nic nie mówił. Aż wreszcie ciszę przerwała Jagoda, podając dłoń i mówiąc.
-Witam ciebie. Ja jestem Jagoda, a Agatę, to pewnie już znasz.
-Niezupełnie. Cześć. Jestem Maksymilian.- I podał dłoń dziewczynce, która bardzo mu się podobała.
-Agata. Dobrze trafiłeś, bo na obiad.- Przedstawiła się i oznajmiła mu.
-O przepraszam, nie wiedziałem. Szymon mi nie powiedział.
-Wiesz, że prawie dostałeś w twarz.- Powiedziała do mnie.
-Fajnie. A za co?
-Walentynki. Gdzie masz kwiaty?
-To nie dziś.
-Ale w poniedziałek, a ciebie nie będzie. Podejdź do mnie.
-Kotku, ale ty dostałaś prezent na walentynki.
-Nic od ciebie nie dostałam!
-Nie prawda. Ale jeszcze musisz wpaść na to, gdzie to jest.
-Dostałam od ciebie tylko łańcuszek.
-To prawda, więc chodź dostaniesz buziaczka jeszcze.
-Ja bym chciała coś jeszcze.
-Połowę serca już tobie dałem, co jeszcze mogę tobie dać?
-Nie wiem.
-To powiedz.
-Kwiaty.
-Dobrze wiesz, że nie lubię ciętych.
-Ale, nic od ciebie nie dostałam.
-Może dlatego, że walentynki są w poniedziałek.
-Mam czekać do poniedziałku? No dobra.
-Ale kwiatów nie dostaniesz.- Strzeliła foch i poszła do pokoju.
-Szymon, powinieneś jej coś dać, jak nie wiesz co, to ja coś kupię.
-Jagoda, kochana jesteś, ale ona już ma, pół mojego serca.
-Dlaczego nie całe?
-Dlatego.- Wyciągnąłem mój łańcuszek z za koszuli i widniała na nim połowa serduszka z napisem Agata +, Szymon miała już ona na łańcuszku, który jej dałem.
-A, to o tym mówiłeś. Przepraszam, źle ciebie oceniłam.
-Nie przejmuj się. Pójdziesz ty? Bo mnie nie chce się wiecznie ich uświadamiać. Nudne zaczyna się to robić.
-Pójdę. Idźcie, Andrzej jest przy stole.- Poszliśmy do jadalni.
-Cześć Andrzej, to jest Maks.
-Witam, siadaj.
-Co nabroiłeś?- Zwrócił się do mnie.
-A co, słyszałeś? Szybko się roznosi.
-Nie, ja w nocy spałem, sąsiadka była.
-A, o tym mówisz. To była tylko sprzeczka naszych kochanych dziewczyn, którym próbowałem wytłumaczyć ich głupotę.
-A ty, o czym myślałeś?- Wpadła Agata i usiadła mi na kolanach.
-Dziękuję tobie, a ja myślałam, że nic nie dostałam, przepraszam ciebie.- I mnie pocałowała. Andrzej powiedział do nas.
-Chłopcy i dziewczęta, to jest obiad, a nie seks przy stole, jak chcecie to pobawicie się później.
-Dobrze tato. Ciociu, możemy później po obiedzie iść do twojego sklepiku.
-Tak, ale dziś jest czynny tylko do 16:00.
-Jedzmy, bo zgłodniałem.- Powiedział Andrzej i nalał Jagodzie zupę, a później reszcie.
-Smacznego wszystkim.
-Smacznego.
-Szymon i co robiliście dzisiaj, że wam to tyle czasu zajęło?
-Byliśmy na spotkaniach z ludźmi od naprawy i na komisariacie, a później znów u dyrektora, który zapłaci za naprawę. Potem byliśmy u Maksymiliana, a w tym ferworze walki spotkaliśmy mecenasa i jakoś tak się zeszło.
-Czarujesz, co?- Zapytała mnie Agata.
-Trzeba było, bo była taka potrzeba.
-Jak załatwiliście, że zapłaci mi za zniszczenia. Przecież, to kładzie się cieniem na prawdomówności jego syna?
-Wymiana handlowa. On uzna syna za winnego, a my zrobimy coś dla niego.
-Jakbyście potrzebowali informacji, to jestem wam to winien.
-Wiem. Na pewno się zgłosimy po pomoc, któregoś dnia, jak będzie nam potrzebna.
-Zaraz. Czyli on zapłaci za mój samochód, a wy zrobicie dla niego robotę?
-Zapłaci za dużo więcej. Za sprawę mecenasa i jeszcze za coś. Tomkowi odda pieniądze, bo powiedział, że zrobi zwrot kosztów. Czyli dobrze wyszło, prawda?
-Przecież on jest spłukany?
-Powiedział, że to załatwi i to jego problem, co zresztą mu bardzo ładnie przedstawiłem na przykładzie.
-Jeśli tak, to ok.
-Szymon, dzisiaj zostaniesz z nami?
-Tak. Dlaczego pytasz kotku, dzwonił ktoś żebym wrócił?
-Nie.
-No to nie widzę przeciwwskazań.
-Twoja mama może zadzwonić?
-Być może.
-Co będziemy dzisiaj robić?
-Nie, nie, nie, dzisiaj ty myślisz, ja myślałem wczoraj.
-Pewien jesteś?
-Jak najbardziej.
-Dobrze, to dzisiaj spotkamy się z pchełką.
-U Marcina?
-Zaraz, zaraz. Do państwa... my dzisiaj idziemy.
-Dorota powiedziała, że mogę przychodzić, kiedy chcę.
-Dorota?
-Tak ma chyba na imię, prawda? Czy coś mi się popieprzyło.
-Ale ja mówiłam przez prawie rok do niej pani. A ty ile czasu mówiłeś, zanim pozwoliła mówić do siebie po imieniu.
-Mogę nie odpowiadać?
-Agata, ty byłaś tam z nim.
-Kiedy ja poszłam tam z nim, to już mówił do pani Doroty po imieniu.
-Szymon, powiedz nam, bo jestem ciekawa.
-Nie wiem, nie pamiętam. Pamiętam za to Natalie, a tej sprawy u Doroty, to nie pamiętam. Ale najpewniej w dniu, kiedy rozmawiałem z nią o tym, że nie lubię, gdy mówi się do mnie na pan. Choć samego zdarzenia nie pamiętam.
-Myślałam, że wiesz.
-No nie, nie wiem. Mam za dużo na głowie i szczerze mówiąc, to musiało być w toku rozmowy i mi się w pamięci rozmyło.- Nagle nie wiedzieć czemu, uśmiechnęła się.
-Fajnie się z tobą rozmawia. Zawsze logicznie próbujesz wytłumaczyć, to o czym mówisz.
-Muszę przestać, to robić, bo strasznie utrudnia mi to myślenie.- Po obiedzie Maksymilian musiał gdzieś pojechać i przy okazji podrzucił nas do sklepu.
-Który sklep?- Dopytywałem się, gdy już wyszliśmy z samochodu i pożegnaliśmy Maksymiliana, który odjechał w kierunku domu.
-Z ubraniami.
-Po co tobie, tyle nowych ubrań.
-Zobaczysz.
-Pytanie ciebie i mówienie tobie, że chcę wiedzieć, to jak grochem o ścianę, prawda?- Uśmiechnęła się, a później ruszyła w kierunku sklepu. Kiedy weszliśmy zrozumiałem głupotę swojego pytania, to był sklep z bardzo ładną oraz gustowną bielizną. To pewnie tutaj Jagoda kupiła sobie ten fajny komplecik, w którym mi się pokazała.
-Wybierz coś, ale coś takiego w czym chciałbyś mnie zobaczyć i to kupimy.
-Chcę zobaczyć ciebie w tym.
-Taki gładki, bez koronek. Pewien jesteś?
-Tak. Tego jestem pewien. Koronek masz już, aż nadto.
-Naprawdę? A Paulina twierdzi, że tego nigdy nie jest za dużo.
-Paulina ma pewnie szafę wielkości twojego salonu, a drobne szafki, jak twój pokój. Wiesz, że dopiero zdałem sobie sprawę z tego, iż ja tak prawdę powiedziawszy, to nie widziałem jej dwa razy w tej samej rzeczy.
-Wiem. Ona ma ogromne zasoby pieniężne i do tego dom wielkości bloku. Tylko jej mama jest złośliwa, bo każe jej robić dyplom z psychologii. Po co jej to? Ona przecież nigdy nie będzie musiała pracować.
-Dlaczego tak mówisz? Zazdrościsz jej?
-W sumie sama nie wiem.- Powiedziała zastanawiając się.
-Ona pójdzie do pracy z nudów i aby mieć jakieś zaznajomienie z tematem.- Stwierdziłem.
-Być może.
-Ale teraz chcę ciebie zobaczyć w tym.
-Ej! Nie teraz i nie tutaj.
-A kiedy?
-Wieczorem.- Długo byliśmy w sklepie i wyszliśmy dopiero wtedy, kiedy ekspedientka powiedziała, że to już ostatni kostium, jaki Agata przymierza. Poprosiła nas jeszcze, abyśmy zabrali paczkę dla Jagody. Agata kupiła ich, nie wiem, cztery może pięć. Ale zawsze miała, te swoją dziwną minę, jak gdyby robiła coś, czego by nie chciała. Normalnie, nie jak kobieta na zakupach.
-Dokąd teraz?
-Do domu.- I pojechaliśmy do Jagody. Kiedy weszliśmy do domu przyszła do nas.
-Coś dla mnie macie.- Oznajmiła nam.
-Tak. Podziękowania za udostępnienie nam swojego sklepu.- Odpowiedziałem chcąc się z nią podroczyć troszkę
-Nie mówcie, że nie odebraliście paczki dla mnie.- Uśmiechnąłem się.
-Kłamczuchu jeden powiedz, która to?
-Ta.
-Daj mi.
-Zaraz, zaraz. Jeszcze nie wynegocjowaliśmy warunków odbioru i dostarczenia do rąk własnych.
-Dobra. Mów, co chcesz i dawaj mi te paczkę.
-Pochwalisz się tak, jak ostatnim razem?
-Zwariowałeś!
-Nie. Ja zawsze byłem nienormalny.
-Agata, czy ty wiesz, co on chce, abym zrobiła?
-Weź go do pokoju i mu pokaż, tylko tak, żeby nikt nie widział.
-Słucham? Ty chyba nie wiesz o czym on mówi.
-Co to za problem, rozpakuj i mu pokaż.
-Ale, on chce to zobaczyć na mnie.
-Szymon!- Krzyknęła, kiedy to wreszcie do niej dotarło.
-Dobra, co wy takie złośliwe jesteście. Jak człowiek nie chce, to mu pokażecie, a jak chce, to nie. Złośliwe wiedźmy z was są.
-Ty ty ty, nie pozwalaj sobie chłopczyku.- Strofowała mnie Jagódka.
-No tak. Jak człowiek nie chce zobaczyć, to mu zawsze pokażecie po złości, a jeśli chce, to nie ma takiej opcji?
-Szymon, a kopnąć ciebie w kostkę? Poza tym powtarzasz się.
-Agata, a dać tobie kwiatka w doniczce?
-Spadaj.- Jagoda uśmiechnęła się po tych słowach.
-A ja chcę.- Powiedziała.
-Widzisz. Jednak jest ktoś, kto lubi kaktusy tak, jak ja.
-Ale miał być kwiatek.- Skrzywiła się Jagódka.
-W doniczce, prawda? A w doniczkach, to róż raczej się nie hoduje, więc ja mogę dać tobie ładnego kaktusa.
-Ale, ładnego.
-Pięknego. Tak, jak wy.
-Od kiedy kaktusy są ładne?
-Od zawsze.
-Pewnie.- Powiedziała z sarkazmem w głosie Agata.
-Ładny jestem?- Zapytałem
-Mnie się podobasz. Może powinieneś być troszkę bardziej wypasiony, ale dobrze jest, jak jest.
-Czyli sama przeczysz swoim słowom.
-Nie.
-Tak.
-A dlaczego kaktus?- Zaciekawiła się Jagoda.
-Na lekcji biologii, zabrałem kaktusa, którego chciał zawinąć Mariusz. A ten złamas w odwecie zakablował mnie do nauczycielki.
-Też go chciałeś?
-Po co mi, miałem już takiego.
-Po co to zrobiłeś?
-Lubiłem na niego patrzeć.
-Dziwny jesteś.
-To też już wiem. Miałaś mi powiedzieć coś, czego o sobie jeszcze nie słyszałem.
-Cham, świnia, łotr i oszust.
-Oszust matrymonialny. Ale taki uczciwy, co?
-Nie.- Powiedziałeś mi, że nie będziesz już męczył cioci.
-Męczę ciebie?
-Czasem tak.
-Widzisz!- Powiedziała Agata.
-Ale z drugiej strony..., to nawet dobrze.- Odkręciła swoją wypowiedź przeciwko mojej osobie.
-Widzisz.- Skwitowałem Agacie.
-Mogłabyś mu czasem nie wtórować w tych jego dziwnych zapędach.- Rzuciła do swej ciotki.
-Nienormalny jesteś, prawie się zgodziłam.- Stwierdziła w ostatniej chwili Jagoda.
-Ale mnie tylko ciekawi ta paczka. Chcę się dowiedzieć, co takiego jest w środku. Czy ja powiedziałem tobie, że to musi być na tobie? Nie! Dlaczego? To bardzo proste, chcę tylko to zobaczyć i wiedzieć jaki masz gust.
-Po co to tobie?
-Jak będziesz robić swoją osiemnastkę, to będę wiedzieć, co tobie kupić.
-Już wiem dlaczego go kochasz.- Powiedziała Jagódka do Agaty.
-Możesz mi przypomnieć, bo jakoś czasem zapominam.- Stwierdziła zdenerwowana Agata.
-Może to tobie przypomni.- Powiedziałem i pocałowałem Agatę.
-Tak, coś mi świta.- Więc powtórzyłem zabieg odnowy pamięci.
-Jakoś tak wiesz, to nie bardzo mogę to zapamiętać. I powiem tobie, że potrzebuję to utrwalić, ale musimy przetrenować ten układ z moim słoniem.
-Dobrze, ale paczka idzie z nami.
-Szymon! Zostaw tą paczkę, bo się na ciebie rozzłoszczę!
-Jagódko, proszę i dziękuję, że pozwoliłaś, abym przyniósł tobie tą paczkę. W zamian chcę tylko, aby Andrzej się dobrze bawił razem z tobą dzisiejszego wieczoru. Możesz mi to obiecać?
-Obiecuję to tobie.- Powiedziała, po czym dodała.
-Normalny, to ty nie jesteś.
-Szymon, możemy iść?
-Dobrze idziemy, bo słoniowi nóżki zdrętwieją i nie będzie chciał wykonywać poleceń.
-O czym on mówi?
-No oo, nie wiem. Ale zaraz się dowiem i przyjdę tobie powiedzieć. A teraz nie przeszkadzaj nam, dobrze?
-Agata, kalosze, jak zamierzacie łazić po błocie.
-Spokojnie, nie ma stresu. To jest zupełnie inna bajka.
-To co wy robicie?
-To jest nieinwazyjne.
-Ale co?- Agata uśmiechnęła się i powiedziała.
-Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze?
-Poczekaj. Przytul mnie.
-Jagoda, co tobie jest?
-Nie wiem, ale tego potrzebuję.
-Dobrze, obiecałem tobie. Proszę.- Agata przytuliła się do nas i powiedziała.
-Wiecie co? Kocham was oboje.
-Ja też was kocham, jesteście naprawdę fajną rodzinką.- Przytuliły mnie tak, że chciałem im powiedzieć, iż mnie duszą, ale powstrzymałem się. I po wszystkim Jagoda powiedziała.
-Chcesz to zobaczyć?
-Może najpierw Andrzej. A jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda Agata w tym, co kupiła, to przyjdź za momencik na górę.
-Ona tego nie kupiła.
-Co?
-Ty naprawdę nie wiedziałeś, że to mój sklep?
-Nie. Myślałem, że to twój..., znaczy się, ulubiony.
-Tak, bardzo go lubię. I dlatego go jeszcze nie zamknęłam, przynosi straty.
-Porozmawiamy, troszkę później?
-Z tobą zawsze.
-Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, idźcie.
-Na pewno?
-Tak. Tylko ty zawsze jesteś pod ręką, a Andrzej zawsze ma coś do zrobienia.
-Dziel z nim pasje.
-Co?
-Bądź przy nim nawet wtedy, kiedy tego nie chcesz. Z czasem zarazisz się może i jego bakcylem. Będziecie robić coś razem, to i jemu ciebie będzie brakować.
-Dlaczego tak myślisz?
-Ja to wiem. Człowiek do dobrego, zawsze się szybko przyzwyczaja, a w drugą stronę, to tak, jakby mu ręki brakowało.
-Skąd ty to wiesz?
-Podejdź do mnie i usiądź tutaj. Zrobimy małe ćwiczenie.
-W celu?
-Szymon, nie!
-Agatko, ja nie chcę sprawdzać, czy ona kocha Andrzeja. A raczej chcę zobaczyć, czy umie przeć do przodu w swoim postanowieniu. Mogę?
-Dobrze, ale później ja.
-Jeśli chcesz. Jagoda, podaj mi swoją dłoń.
-Po co?
-Zaraz tobie powiem, mogę prosić?
-Proszę.- Podała mi prawą dłoń.
-A teraz tak. Zamknij oczy i powiedz, co czujesz?
-Masz chłodne dłonie i delikatnie złapałeś mnie za dłoń obiema rękoma. Teraz wsunąłeś palce pomiędzy moje i wysunąłeś je również bardzo delikatnie.
-A teraz otwórz oczy i powiedz, co się w tobie zmieniło.
-Świnia, nie powiem.
-Dobrze, inaczej. Obiecuję, że się tobie nie uda.
-Ale co?
-Daj powiedzieć. Więc tak, dam tobie dwa zadania, jedno masz się nie ruszyć, a drugie musisz za wszelką cenę mnie pocałować.
-Zwariowałeś chyba.
-Muszę odpowiadać na to oczywiste pytanie?
-Nie. Nie musisz.
-Możemy zrobić drugi test?
-Dobrze, ale obiecujesz, że mi się nie uda?
-Tak. Obiecałem Andrzejowi, ale masz się postarać.
-Dobrze.
-Wstań oprę dłoń na twoim czole, a drugie ramię powyżej twoich piersi i zbliżę swoją twarz. Ty masz mnie tylko pocałować.
-Musisz wziąć tą rękę niżej.
-Nie, bo wtedy będzie możliwość, że się tobie uda.
-Więc, to nie możliwe?
-Znam osobę której się udało.
-To dlaczego jej się udało?
-Oszukała.
-Dobrze, to do dzieła.- Kombinowała wyginała się, aż w końcu wściekła ruszyła się z miejsca i cmok, pocałowała mnie.
-I co powiesz?
-Następna, uczciwa, oszustka, matrymonialna.
-Miałam zrobić wszystko, to zrobiłam.
-Gratuluję, przejdziesz samą siebie, jak tobie zależy.
-Szymon, a to pierwsze ćwiczenie nie było przypadkowe?
-Nie.
-Zrobiłeś to specjalnie. Złamałeś obietnicę daną Andrzejowi.
-Tak, a co ja takiego mu obiecałem?
-Że mnie więcej nie pocałujesz.
-I nie zrobiłem tego, ty to zrobiłaś.
-Świnia.
-Prosiak? Tak. Gdyż, to akurat nie podlega negocjacji.
-Idźcie sobie na górę.
-Uczciwa oszustka! Dobrze Agatko, idziemy.- Poszedłem z Agatą do jej pokoju.
-Szymon, powiesz mi dlaczego robisz takie dziwne rzeczy?
-Co w tym dziwnego?
-Czasem, to pozwalam tobie na różne rzeczy, bo chcę wiedzieć, coś ty takiego wykombinował. A później zawsze żałuję swojej decyzji.
-Przepraszam.
-Nie, to nie tak. Ja lubię kiedy masz jakieś pomysły, tylko mógłbyś mi powiedzieć jedno. Dlaczego Jagoda?
-Ona jest wspaniałą kobietą i wychowała wspaniałą, cudowną oraz piękną kobietę moich marzeń.
-Przestań to robić!
-Ale co?
-Chwalisz ją, zachwycając się mną. Jak mam się na ciebie złościć?
-Krótko.
-Miałeś przestać!
-Agata, zła jesteś?
-Nie. To znaczy się tak, ale ja nie umiem się na ciebie złościć.
-Daj swoją dłoń i usiądź.
-Szymon proszę ciebie, przestań.
-Daj, proszę i zamknij oczy.
-Co w tobie takiego jest, że ja nie mogę tobie odmówić?- Stwierdziła zrezygnowana.
-A w tobie, prócz tych pięknych, naturalnych, rudych, kręconych włosów i tych ciapek na twarzy oraz tych dwóch na ustach. I te oczy, ich głębia porywa, jak rzeka. Boże, po co ja to tobie kochana mówię, pewnie słyszałaś to setki razy od chłopaków.
-Właśnie, że nie. Chłopaki to świnie i chcą mnie mieć, jako trofeum na ścianie. Nie rozumiem ich, po co?
-Brunetki, blondynki ja wszystkie was.... A gdzie rude i szatynki?
-Po co to jest? Możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?
-Mogę. Facet od epoki kamienia łupanego zajmował się polowaniem i teraz tęskni za tym, co było.
-Zabawny jesteś.
-Podejdź do mnie niewiasto.
-W celu?
-Boisz się?
-A powinnam?
-Tak! Jeśli musisz zachować cnotę.
-Jaką cnotę. O czym ty mówisz?
-O Boże, to ja nie jestem pierwszy. To szok. Jak ja mogę ciebie kochać? Już wiem, szczerze.
-Jak ty to robisz, że potrafisz mnie rozbawić?
-Wystarczy, że ciebie kocham.- Podeszła i chyba wyczuła, a nawet wiedziała, że to musi być teraz.
-Szymon, powiesz mi coś?
-Pytaj.
-Dlaczego nie chcesz zabrać mnie do domu?
-Jesteś w domu.
-Ale do ciebie do domu.
-Lubię przyjeżdżać do ciebie. A u nas, to co byśmy robili? Nic, bo nudno i nie ma, co robić. A nawet gdzie, jakby człowiek coś wymyślił.
-A tutaj co?
-Spełniacie marzenia. To dzięki wam mogę wszystko. Tylko dzięki wam.
-U siebie, tak nie możesz?
-Cały problem w tym, że nie.
-Nie macie klubów, dyskotek ani nawet baru, gdzie się można spotkać?
-Nawet dwa. Ale u siebie, to ja jestem gówniarz. A wy traktujecie mnie, jak równego sobie.
-Ty naprawdę masz 16 lat?- Wyciągnąłem legitymację i pokazałem ją Agatce.
-Czyli to nie kłamstwo.
-Obiecałem, że ciebie nie okłamię i tego nie zrobię.
-Dobrze, to powiedz mi, o czym rozmawiałeś z Pchełką u Natalii, po tym, jak zostawiłeś mnie razem z Piotrkiem?
-Na pewno chcesz wiedzieć?
-Tak.
-A ufasz mi?
-Wiesz przecież, że tak.
-Więc najważniejsze i pierwsze, co powinnaś wiedzieć, to to, że zagwarantowałem Marioli swoją osobą ich szczęście.
-Jak?
-Pamiętasz to, co powiedziałaś w grze, a później jakieś wariatki na imprezie u Daniela próbowały mnie przelecieć i o mało im się nie udało? Pamiętasz tą sytuacje?
-A co to ma z tym wspólnego?
-Powiedziała, że chce abym pokazał jej, jak to jest, jeśli sobie nie przypadną do gustu.
-Zaraz. Ona chce abyś się z nią przespał, jak im nie wyjdzie?
-Tak.
-Zwariowałeś. Nienormalny jesteś. Jak mogłeś jej to obiecać. Przecież ona z nim zerwie i co, prześpisz się z nią?
-Ale tą decyzję, obwarowałem takimi warunkami, że jak ona z nim zerwie, to nie będzie takiej możliwości. Poza tym, to ona już jest w nim zadurzona, więc nie ma o czym mówić, bo oni naprawdę do siebie pasują, nie tak, jak Paulina z Pawłem.
-Mam nadzieję, że wiesz o czym mówisz, bo tego, to raczej tobie nie wybaczę.
-Czyli jeśli dojdzie do tego, o czym teraz tobie powiedziałem, to mam odejść?
-Bez pochopnych wniosków.
-Pomyślałem, że zrobimy to w razie czego razem. To dlatego zapytałem ciebie, czy ona się tobie podoba, kiedy byliśmy jeszcze na miejscu i mogłem coś z tym zrobić.
-Jak ty to robisz? Czasem potrafisz zrobić tak, abym się nie złościła.
-To nie jest tak. Ja po prostu naprawdę jestem tego zdania, że oni są sobie przeznaczeni.
-Mam tylko nadzieję, że się nie mylisz. A tak po prawdzie, to ona mi się podoba, ale to nie twoja sprawa, co ja chciałabym z nią robić.
-Czyli podoba się tobie?
-Szymon, a tobie nie?
-Tak, ale ja kocham ciebie.
-Ale jak dla mnie, to musi zacząć ubierać się jakoś tak bardziej zwiewnie. Ma naprawdę piękną figurę i jest jakoś tak, ponętna.
-Y chy, y chy, y chy.
-No co?- Powiedziała dziwnie uśmiechnięta, że może ze mną porozmawiać na takie tematy.
-Nie nic. A o co pytasz?
-Dziwny jesteś. Dlaczego?
-Każdy chłopak, chciałby mieć taką dziewczynę, jak ty.
-Dlaczego tak myślisz?
-Ja to wiem. Bo rzadko która dziewczyna, potrafiłaby przyznać się do tego, że podoba się jej pomysł ze zdradą w tle.
-Przespałbyś się z nią, gdybym nie chciała?
-Nie. A i tak nawet jeśli będę musiał, to nie wiem czy to zrobię ze względu na Piotrka i ciebie.
-Ej, to po co ta rozmowa?
-Subiektywizm.
-Co to znaczy?
-Że kieruję się własnym spojrzeniem i oceną faktów w danym temacie. I nie interesują mnie populistyczne teorie ludzi, którzy mają zawsze dużo do powiedzenia w temacie innych, a gówno im do tego.
-Czasem to mnie strasznie szokujesz, swoim sposobem myślenia.
-Mało ramowy, co?
-Jaki?
-Ciężko to do czegoś porównać, prawda?
-To też, ale faceci rzadko robią coś bez aprobaty innych.
-I tu jest inaczej. Wszyscy mogą mieć mi coś za złe, a ja wiedząc to i tak to zrobię.
-Dlatego ciebie kocham.
-Ja też ciebie kocham i dlatego biorę to pod uwagę.
-Przejdźmy się pospacerować troszkę.
-Dobrze, chodźmy.
-Jak będziemy szli spać, to zobaczę ciebie w moim gustownym wyborze?
-Dobrze. A co do cioci, to... ?
-Droczę się z nią, bo bardzo ją lubię.
-Czyli, nie chcesz tak naprawdę jej w tym zobaczyć?
-Pokaże się, to pokaże, nie to nie. A gust, to wiem jaki ma, bo widziałem jej komplecik i powiem tobie, że to, co jest w tej paczce, to może być dokładnie to, co tobie wybrałem. Wiesz o tym, prawda?
-Wiedziałeś?
-Nie. Wpadłem na to, kiedy powiedziała, że mamy paczkę dla niej. To wy razem ustalałyście, że kupicie nam ładną bieliznę dla siebie na Walentynki, prawda?
-Wiedziałeś.
-Fajna inicjatywa z waszej strony. Ale ona też mogłaby zrobić tak, jak ty i powiedzieć Andrzejowi, żeby wybrał to, w czym chciałby ją zobaczyć.
-Powiemy jej, bo to dobry pomysł.
-Chodźmy.- I poszliśmy do Jagódki, która krzątała się po kuchni.
-Nie idziecie do Doroty?- Zapytałem.
-Idziemy.
-To dlaczego robisz coś w kuchni?
-Dla was, bo przyjdzie do was Marcin z Dagmarą.
-A cha. Dobrze wiedzieć.
-Chcieliście iść do nich, więc pomyślałam, że oni mogą przyjść do nas i też się spotkacie. Co tak patrzysz?
-I jak tutaj ciebie nie kochać?- Powiedziałem, a ona się zdenerwowała.
-Znów zaczynasz!?
-Stwierdzam fakt. Prawda Agata?
-Tak. Kochana ciociu jesteś.
-Przestańcie, bo się znowu rozpłaczę.
-Chodź.- Przytuliłem ją razem z Agatą. Kiedy skończyliśmy, zaciekawiła się, gdzie się wybieramy.
-A wy, co zamierzacie teraz robić?
-Idziemy na spacer.
-Dobrze, to sio mi z kuchni.
-No wiesz?
-Ciociu, Szymon powiedział, że lepiej byłoby, aby tata sam wybrał tobie wdzianko, w którym chciałby ciebie zobaczyć.
-Fajny pomysł. Ale jest sobota, a jutro niedziela i dopiero w poniedziałek, można by było tak to zrobić.
-To zrób tak.- Oznajmiła jej Agata.
-Właśnie, przedstaw mu swoje propozycje i zobacz, co wybierze. Zróbcie coś wreszcie razem, a nie zawsze osobno, jak stare znudzone małżeństwo.
-Wiecie co? Macie rację, zrobię to.
-Brawo.
-Jak na to wpadłeś?
-Agata kazała mi wybrać i wybrałem taki gładki.
-Zastanawiałam się nad nim, masz ciekawy gust.
-Nie. Po prostu, nie widziałem jej w czymś takim.
-A jak się tobie nie spodoba?
-Jakie to ma znaczenie, przecież wszystko sprowadza się do jednego, do gołego ciała. Można coś podkreślić, albo ukryć, ale to drugie zawsze lepiej działa na wyobraźnię.
-Masz ciekawy punkt widzenia. Dobra, jazda mi stąd.- Wymiotła nas z kuchni.
-Już idziemy.- Wyszliśmy na spacer.
-Zrobią to?- Zapytała Agata.
-Tak. A Andrzej zabierze ją do sklepu i każe sobie wybrać pewnie jakieś futro.
-Ty coś wiesz?
-Nie. Ale to facet starej daty. Więc, albo futro, albo biżuteria.
-Wierzysz w to?
-Tak.
-Sprawdźmy. Jeśli zabierze ciocię do sklepu z futrami, albo biżuterią, to prześpię się z Mariolą i tobą, jeśli będziesz musiał. A jak nie zrobi tego, to zabierzesz mnie do tego swojego nudnego Krzyża, układ stoi?- Podała mi dłoń, a ja ją uścisnąłem.
-Stoi. Ale nie możemy w to ingerować. Ciężko będzie nam się dowiedzieć, gdzie byli.
-Coś ty, ona na pewno mi się pochwali.
-I wtedy będziesz mogła jej powiedzieć prawdę, ale tylko wtedy.
-Zgoda. Co jest, dlaczego się zatrzymałeś?
-Zawsze, gdy widzę księżyc, to nie wiem, jakoś tak....
-Co?- Przycisnąłem ją do płotu, a ona się wyrwała.
-Zawsze brakuje mi ciebie, nawet wtedy, kiedy jesteś blisko mnie. Podejdź do mnie.- Podeszła, pocałowałem ją raz, drugi, a ona pocałowała mnie trzeci raz i zaczęliśmy się obmacywać. Wtedy wpadła na nas starsza pani z pieskiem.
-Wy młodzi, to naprawdę powinniście się leczyć. Idź dziecko do kościoła się wyspowiadać.- Rzuciła do Agaty, którą pewnie znała.
-A co? Ksiądz chce posłuchać sprośnych kawałków z mojego życia?- Rzuciła się Agata.
-Nie bluźnij dziecko, bo pan Bóg może ciebie pokarać.
-A ty chłopcze, mógłbyś się tak z tym nie obnosić i nie robić pewnych rzeczy publicznie.- Stwierdziła do mnie.
-Ma pani rację, przepraszam i proszę o wybaczenie, że musiała pani na to patrzeć. A jeśli można zapytać szanowną panią. To do którego księdza najlepiej tutaj iść do spowiedzi?
-Z czymś takim chłopcze, to najlepiej do proboszcza, ponieważ on zawsze wysłucha do końca. Bo ci młodzi proszę pana, to tylko pokuta i następny. A, że tak z ciekawości zapytam. Skąd pan jest?
-Jak Jezus.
-Bluźnisz chłopcze.
-Z Krzyża, proszę pani. Z Krzyża.
-Co to znaczy?
-Sto kilometrów za Poznaniem, sto trzydzieści przed Szczecinem, sześćdziesiąt za Piłą, sześćdziesiąt przed Gorzowem Wielkopolskim, tam gdzie Drawa wpada do Noteci, jest miasteczko Krzyż i ja właśnie z tego miasteczka jestem.
-Sprawdzę sobie. Z Bogiem. I jak można, to prosiłabym, nie robić takich rzeczy publicznie.
-Dobrze. I jeszcze raz przepraszamy. Dobranoc.
-Dobranoc. Oj młodość, młodość, kolebka grzechu.- Mruczała odchodząc.
-Jak ty to robisz, że nawet z takimi ludźmi potrafisz rozmawiać.
-Przyznajesz im rację, ale... . I zawsze mówisz to, co chcesz. Poza tym, ona ma rację.
-Co! Trzymasz jej stronę?
-Tak. Gdyż jest zbyt zimno na seks na świeżym powietrzu.
-Ale jesteś dwulicowy.
-Nie obrażaj mnie. Powiedziałem tobie przecież, że trzeba mieć swoje ale.- Objęła mnie pod ramiona, dłonie położyła mi na głowie i pocałowała mnie.
-Przepraszam, to było niepotrzebne. Idziemy do domu?
-Dobrze, chodźmy.- Poszliśmy do domu. Jagoda z Andrzejem wychodzili właśnie do Doroty.
-Szymon, mogę ciebie prosić na osobności.
-Tak. Coś się stało?
-Nie, ale chcę się ciebie poradzić w pewnej sprawie, możesz?
-Agata, chodź z nami.- Poszliśmy do gabinetu.
-A ty się Paplo nie wygadaj Jagodzie.- Powiedział do Agaty.
-Dobrze. Ale jeszcze nie powiedziałeś nam, po co chciałeś, byśmy przyszli.
-Agata, więc pytanie brzmi biżuteria czy ubranie?
-Co dokładnie masz na myśli?
-Jakąś kolie, albo komplet naszyjnik z kolczykami lub futro.- Agata podeszła do mnie i trzasnęła mnie w ramię.
-Za to, że wiedziałeś!- Rzuciła do mnie.
-Nie myślałem, że będzie nas o to pytał.
-Ja wychodzę, jak będę wiedzieć, to na pewno powiem cioci. Ty mu odpowiedz.- I opuściła biuro.
-O co chodzi?- Zapytał dziwnie poirytowany zachowaniem swojej córki.
-A taki jeden głupi zakład. Zaraz tobie powiem. Ale najpierw ty odpowiedz mi na pytanie. Kiedy masz zamiar oświadczyć się Jagodzie, a może już to zrobiłeś?
-Nie, jeszcze nie. Jutro będzie do odebrania pierścionek.
-Co właściwie masz zamiar dla niej takiego zrobić na zaręczyny?
-Tego właśnie nie wiem.
-Jeśli dam tobie jakiś pomysł, zrobisz to w taki sposób, jaki tobie powiem?
-Spróbuję.
-Jagoda zabierze ciebie do sklepu, żebyś wybrał bieliznę, w jakiej chcesz ją zobaczyć. Zabierz ją do salonu z futrami niech sobie jakieś wybierze. Dokup jej, ale już sam do tego wszystkiego kolie z kolczykami i odbierz pierścionek.
-Po co to wszystko?
-Oświadczysz się, wszystkie jej koleżanki popadają, zobaczysz.
-Jak ja niby mam to zrobić?
-Wybierze futro, pewnie jakieś młodzieżowe, krótkie. I wieczorem, kiedy przyjdzie się tobie pokazać w tym, co dla niej wybierzesz, powiedz jej, żeby ubrała jeszcze na to wszystko futro. Może być tak, że sama na to wpadnie, ale nie to będzie najważniejsze. Jak wejdzie, to popatrz na nią i powiedz jej, że jeszcze coś tobie w tym wszystkim brakuje i wyciągnij....
-Pierścionek.
-Nie! Bo to będzie za oczywiste, kolie z kolczykami. I załóż jej kolie oraz poproś ją, aby założyła kolczyki. Nie rób tego sam i nieważne, że jakieś już będzie miała na sobie, mają być te, które kupisz, rozumiesz?
-Chyba tak. Co dalej.
-Jak już wszystko będzie miała na sobie, to popatrz na nią i powiedz, że jeszcze coś tobie w tym brakuje. Po czym dodaj, że już wiesz, co to takiego.
-Kupić jeszcze zegareczek?
-Nie! Szczęśliwi czasu nie mierzą.
-A no tak.
-Jak będziesz chciał na upartego, to może być bransoletka, ale nie upieraj się.
-Zobaczę, jak będzie w zestawie, to wezmę.
-Twoja sprawa. Wyciągnij pierścionek z kieszeni i poproś ją o rękę. Tylko powiedz coś sensownego i romantycznego, ale to będziesz musiał wymyślić sobie sam. Ja tobie dokładnie tego nie powiem. Może to być coś o tym, jak ją kochasz, albo przysięga wierności lub także, coś o tym, co się tobie w niej podoba, ale musi to być od ciebie. Napisz to sobie i naucz się tego. Nie waż się czytać z kartki.
-Teraz to mnie zażyłeś, ale dobra.
-Nigdy nikomu nie waż się powiedzieć, że to ja tobie powiedziałem, słyszysz?
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
-Przemyśl sprawę. Ja idę do Agaty.
-My się zbieramy i idziemy.- Wyszliśmy z gabinetu.
-Podejmij dobrą decyzję.- Powiedziałem już w kuchni.
-Tak zrobię.
-Co zrobisz?- Zapytała zaciekawiona Jagoda.
-Przemyślę sprawę. Dzięki za podanie mi plusów i minusów.
-Coś ty mu powiedział, że jest taki zaszokowany.
-Prawdę Agatko, a decyzję musi podjąć sam.- Andrzej poszedł ubrać buty.
-Szymon, o co pytał?
-O to, co lepiej tobie dać?
-I co powiedziałeś?
-Podałem mu plusy i minusy jego pytania, ale decyzja musi być jego.
-Nie powiecie mi tego?- Dopytywała się Jagódka.
-Nie wiem, co wybierze, to jego decyzja.
-No dobra, chociaż będę wiedziała, że to nie twoja sprawka, tylko wyszło to od niego.- Przełknąłem ślinę, bo myślałem, że mi wcale nie uwierzy. Agata chyba zauważyła, bo kiedy wyszli, zapytała.
-Coś wymyślił? Bo nie powiedziałeś prawdy.
-Na pewno chcesz wiedzieć i czy zrobisz to, co powiem bez pytania?
-Bez pytania.
-Zawiń się pojutrze z domu i zostaw ich samych.
-Będzie kolacja?
-Pewnie Jagoda zrobi, ale powiedz jej, że ciebie nie będzie. Zajmij się sobą na większość wieczoru.
-Nie przyjedziesz?
-Nie. Nie może mnie tutaj być.
-Ty coś wiesz?- Wiedziałem, że już wie.
-Powiedz mi.
-Nie chciałaś wiedzieć.
-Teraz chcę.
-Zachowasz to dla siebie?
-Obiecuję to tobie.
-Andrzej w poniedziałek odbiera pierścionek zaręczynowy.
-Nie gadaj?
-Usuń im się z chaty.
-Nie musisz mówić.
-No! Skoro, to już ustaliliśmy, to....- Dzwonek do drzwi.
-Pewnie Dagmara z Marcinem, otwórz.- Poszedłem do drzwi, otworzyłem je.
-Cześć! Co porabiasz?- Zapytał Marcin.
-Robię za oddźwiernego. He he. Dobre, cześć!
-Ale macie humor chłopaki.
-Cześć Dagmara.
-Witaj, co będziemy dzisiaj robić?
-Może nic?
-Prawie tobie wierzę.- Powiedziała przechodząc obok mnie i klepiąc mnie po ramieniu.
-Tylko wiesz, dla odmiany wy dziś myślicie.- Odparłem.
-Nie!
-Tak.
-Agata powiedz coś?- Złościła się.
-Zgodziłam się.
-To, co robimy?- Dopytywała się Dagmara.
-Powiemy jej?- Rzuciła Agata do mnie.
-Nie wiem, co masz zamiar robić.
-To co chcesz, byśmy robiły?
-Lepiej żebyś nie wiedziała.- Odparłem nie chcąc robić niczego dzisiaj dla zasady. Uśmiechnęła się.
-Za chwilkę przyjdzie reszta osób.
-Zaraz, jakich osób?- Zapytałem.
-Niespodzianka.- Ciekawy byłem kto jeszcze może dobić do nas i wreszcie się doczekałem.
-Ja otworzę!- Rzuciłem, gdy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Ale powiedz głośno, kto jest.
-Cześć wszystkim!
-Witam!
-Cześć!
-Pchełka z Piotrkiem, Paulina z Karoliną i Tomek z Martą oraz Żaneta z Maksem.
-Przyszli jednak?
-Tak! Laska, ale nie będzie żadnych kłótni?- Zapytałem Żanetę.
-My się nie kłócimy.
-Nie mówię o was, tylko o tobie i Piotrku.
-My się kochamy, a Piotrek, już mnie nie interesuje.
-Maksiu, mogę ciebie prosić na chwilkę? Na osobności.- Dorzuciłem.
-To mnie powinieneś się zapytać, czy mu pozwolę.- Powiedziała Żaneta.
-Łooo! A pozwolisz mu?
-Tak.
-To po co mam ciebie pytać, jak nie masz nic przeciwko?
-A gdybym miała coś przeciw?
-To twój problem, zaraz wracamy. Wyłaź, już!- I wypchnąłem Maksa z domu i zamknąłem za sobą drzwi.
-Nie zrozumiałeś? Czy lubisz problemy z kobietami, bo sam już nie wiem?
-Ona jest taka zagubiona i zakochana, nie mogę jej odmówić niczego.
-Tak. Masz rację, jest piękna, miła i słodka. A ty jesteś zapatrzonym, tępym, amatorem słodkości, ale popsujesz sobie zęby i będziesz później płakał. Co ja tobie powiedziałem, nie zrozumiałeś tego? Przecież to było proste.
-Zakochałem się.
-Kurwa mać! Ostrzegałem ciebie. Trudno. Jak zacznie tobie to uwierać, to zgłoś się do mnie, dobrze?
-Kim ty jesteś, na wszystko masz jakieś lekarstwo?
-Na to jeszcze nie i nie wiem czy kiedykolwiek będę je miał. Je, hm. Już wiem. Ja będę lekarzem, ale potrzebna będzie pielęgniarka, najlepiej zjawiskowa. Spróbuj chociaż nie być pantoflarzem, mogę chociaż tyle od ciebie wymagać?
-Mogę spróbować.
-Dzięki. Dobra idziemy, bo niepotrzebnie narażam ciebie na opierdziel i kłótnię.- Weszliśmy do domu Agata już po mnie szła.
-Szymon, co ty znowu kombinujesz?
-Złamię sobie nos, ale teraz z drugiej strony, może tak być?
-Przestań, proszę.
-Dobrze, porozmawiam tylko jeszcze z moim Aniołkiem i już. Będę mógł, porozmawiać z nią teraz?
-Dobrze, jak musisz.
-Cały problem w tym, że tak. A ona ostrzegała mnie przed tym.- Rzuciłem lekko.
-Dobra, nie chcę wiedzieć przed czym.
-Dziękuję.- Dałem jej całusa i poszedłem do salonu, gdzie ją namierzyłem, a później od razu udałem się do Karoliny, by z nią porozmawiać.
-Mogę?
-Ale co?
-No wiesz. Ty miałaś rację, a ja się myliłem. Przepraszam, ale będę potrzebował twojej pomocy.
-Powiesz o co chodzi?
-Dobrze, ale chodź do kuchni.- Podałem jej swoją dłoń i poszliśmy. W kuchni Karolina od razu przeszła do konkretów.
-W czym miałam rację?
-Maks.
-No nie mów, że się zakochał.
-No właśnie problem w tym, że tak.
-Co zamierzasz z tym zrobić? Co tak patrzysz? O nie, na pewno nie ja.
-Proszę, proszę, proszę.:-( Potrzebna mi pielęgniarka, proszę.
-Dobrze, ale jako przyjaciółka?
-No tak. A ty, co myślałaś? :-!
-Nic innego.
-Dziękuję.:-)
-Proszę.
-Ale jeszcze nie teraz.
-Domyśliłam się.
-Odpowiesz mi na pytanie, jakie tobie zadam?
-Nie lepiej je zadać i się przekonać?
-Nie. Ponieważ, to by było głupie biorąc pod uwagę to, o co chcę zapytać.- Stwierdziłem.
-Dobrze, odpowiem.
-Co jest nie tak z Maksem, że nie jesteś z nim?
-Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Co byś zrobił, gdybym dała tobie buziaka za nic?
-Najpewniej oddałbym. Do czego zmierzasz?
-Masz inny system wartości niż większość ludzi.
-Po co mi to mówisz?
-Widzisz, bo dla niego to zachęta do czegoś więcej, a ja tego nie trawię. Poza tym, to on ma inne podejście do wszystkiego. Jest miły i spokojny, ale ma ciężką osobowość ze względu na sposób myślenia. Jak komputer. Popychasz go do działania i on to robi i to dlatego powiedziałam tobie, żeby nie szedł do Żanety, ale oczywiście nie posłuchałeś i go zabrałeś.
-Mój błąd, przepraszam.
-Chociaż rozumiesz swoje błędy, ale czy będziesz potrafił odpowiedzieć za nie?
-Tak. Jeśli będzie trzeba, to tak.
-I to właśnie dlatego, jesteś kimś innym, niż oni wszyscy. Tylko zwalają winę na drugiego, a ty tego nie zrobiłeś ani razu, odkąd ciebie znam.
-Bo nic mi za to nie groziło. A jeśli zacznie mi coś grozić, to na pewno skłamię. Dla mnie to logiczne, choć pewien tego nie jestem.
-A teraz ty może odpowiesz mi na jedno pytanie?
-Dobrze.
-Co takiego ma Agata, czego brakuje innym dziewczętom?
-Uu u, aleś poleciała z tą poprzeczką, ale spróbuję doskoczyć. Więc tak. Ona mi się podoba, ponieważ jest inna niż wszystkie dziewczyny. Zupełnie tak, jak ty. Taka odpowiedź ciebie satysfakcjonuje? B-)
-Zaraz, chwila. Jak to inna?
-Bez tego ego i tej całej propagandy. Oraz to, że jesteś naprawdę najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem na oczy, aniołku ty mój.
-Dobrze, to ja mam jeszcze jedno pytanie. Jeśli zerwiesz z Agatą lub jeśli ona zerwie z tobą, to nadal będziesz tutaj przyjeżdżał?
-Tak. Polubiłem was wszystkich i nie odpuszcza się przyjaciół.
-Dziękuję, że odpowiedziałeś mi na pytania.
-Mam pomysł, zrobimy sobie taką grę, odpowiedzi muszą być prawdziwe, a jak udowodni się komuś, że nie, to gracz odpada.
Ciekawe co? Ups!
-Coś się stało?
-Nie. No dobra, idziemy do salonu.- Powiedziałem i poszliśmy.
-Dobra dziewczyny i co wymyśliłyście?
-Cały problem w tym, że nic.
-To zagramy w moją grę.
-Jaką?
-Pytania i odpowiedzi.
-Co to za bzdura?- Zaciekawiła się Agata.
-Posłuchajcie, zacznijmy ode mnie. Każdy zadaje mi pytanie i muszę odpowiedzieć na każde tak, aby nikt mi nie udowodnił, że kłamię. Jeśli mi udowodnicie, to odpadam, a jak już będę po wszystkich pytaniach, to jako pierwszy zadaje pytanie następnej osobie i tak w kółko. Nie można zadawać pytań osobie, która już odpowiadała, jeśli jeszcze jest choć jedna, która nie miała okazji popisać się swoją inteligencją. Może tak być? Kto za, kto przeciw. Dobra. Reszta skarg i wniosków na nie większym papierze, jak A-4, bo mi się sedes w kiblu zapycha.
-Gramy?
-Ja pierwsza. Ja! Mogę?
-Jak najbardziej.
-Powiedz mi, co takiego robisz, że ona ma tyle przyjemności?- Rzuciła Marta.
-Głęboki wdech.
-Nie rozumiem?
-Trzeba zadawać przemyślane pytania. Agatko czy skłamałem?
-Nie.
-Następny.
-Czy to prawda, że tanki chcą ciebie zabić?- Piotrek trzasnął od siebie.
-Zobaczymy za tydzień.
-Następny.
-Co zamierzasz zrobić z tym obiadem?- Rzucił Tomek.
-Iść na niego.
-Następna osoba.
-2+2*2-2:2=...?- Wymyślił Maksymilian.
-2.
-Następna.
-Twój najlepszy seks?- Zapytała Dagmara.
-Na urodzinach Daniela.
-Dlaczego pomagasz wszystkim z partnerkami?- Rzucił Marcin.
-Lubię was, a poza tym przyjaciół się nie olewa.
-Czy ty naprawdę zamierzasz dotrzymać danego mi słowa?- Zapytała Mariola.
-Tak. Wciąż jeszcze mam taki zamiar.
-Następny.
-Kiedy powiedziałeś, że Agata podoba się tobie, bo jest inna, to czy zawsze będzie obok ciebie ktoś, kto musi być inny?- Zagaiła coś Karolina.
-Nie. To raczej kwestia chwili obecnej w danym czasie.
-Kto jeszcze?- Paulina.
-Zrobiłeś to specjalnie?- Pomyślałem i odparłem.
-Tak.
-Agata.
-O czym rozmawiałeś z Karoliną?
-Będę potrzebował pielęgniarki.
-Nie mogłeś mnie poprosić?
-I to jest cały problem, że to już pytanie, które musi zostać na następną turę.
-Poczekam.
-Żaneta, jak myślisz. Kiedy stracisz następny obiekt zainteresowania?- Zapytałem.
-Nigdy.
-Jakie te marzenia są nierealne.- Skwitowałem jej wypowiedź.
-Przecież Maks w końcu będzie wreszcie miał ciebie dosyć. Wiesz dlaczego?- Zapytała Karolina.
-Nie będzie miał.
-Nie o to pytałam. Odpowiedz mi zgodnie z zadanym przeze mnie pytaniem.- Prostowała Karolina jej sposób spojrzenia na relacje z chłopakami.
-Wiem.
-Tak? A z jakiegoż to powodu?- Dorzuciła od siebie Agata.
-Jestem chorobliwie zazdrosna.
-I co zamierzasz z tym zrobić?- Dołączyła się Paulina.
-Powinnam dać mu więcej luzu.
-Powinnaś mu zaufać, to dlatego straciłaś Piotrka. Ty go w ogóle kochałaś?- Rzuciła Mariola.
-Tak.
-To dlaczego tak robisz?- Zapytała Marta.
-Rodzice zawsze zabraniali mi kontaktu z chłopakami i teraz za bardzo mi zależy.
-Powinnaś mu odpuścić, bo odejdzie. Wiesz o tym, Prawda?- Zaatakował Tomek.
-Nie odejdziesz, prawda? Powiedz, że tego nie zrobisz.
-Prawda. Nie odejdę. Ale wiesz, że stawiasz mnie w głupiej sytuacji?
-To było pytanie do ciebie.- Powiedziałem do Żanety.
-Zdaje sobie z tego sprawę.
-Kochasz go?- Dopytywała się Dagmara.
-Tak.
-Wiesz, że jeśli go kochasz, to takiego jak jest, bo kochanej osoby się nie zmienia, a ty go chcesz zmienić, prawda?
-Nie!
-Ale próbujesz wpłynąć na jego decyzje, zabraniasz mu podejmowania decyzji i robisz z niego kogoś bez jaj. Jeśli potrzebujesz drugiego pantofla, to jakiegoś znajdziesz przy twojej urodzie i aparycji. Zamierzasz dalej tak robić, czy mu odpuścisz i znormalniejesz choć troszkę?- Zapytał Marcin. Żaneta zagotowała się, ale odpowiedziała.
-Przecież to normalne, że człowiekowi zależy na drugiej osobie.
-Maks, zostałeś tylko ty.
-Dasz sobie pomóc?- Ups, nawet ja nie spodziewałem się takiego pytania. Ona wstała i wybiegła z domu.
-Zostań Maks, ja pójdę.- Pobiegłem za nią i złapałem ją dopiero na ulicy. Szarpała się, próbowała mnie uderzyć, ale zablokowałem ten cios i przytrzymałem ją.
-To ty nastawiłeś wszystkich przeciwko mnie! Nawet jego! A ja go kocham i co teraz mam zrobić!? Wszystko psujesz! Wszystko!
-Taka jest kolej rzeczy. Żeby coś wybudować, trzeba to najpierw zburzyć.
-Dlaczego?- Powiedziała uspokajając się. Puściłem ją, a ona usiadła na krawężniku, spocząłem obok niej.
-Muszą być dobre fundamenty, aby coś mogło stać wieki.- Spojrzała na mnie.
-I co ja mam teraz zrobić?
-Nawet pies kiedyś urwie się z łańcucha. Po prostu się uspokój. Nie trzymaj go tak krótko, bo odejdzie, prędzej czy później, ale odejdzie. Rozumiesz? On ciebie naprawdę pokochał, nie rób mu tego.
-Muszę wrócić, prawda?
-Tak i to najlepiej z podniesioną głową, mając doprowadzoną do dobrego stanu twarz. Chodź umyjesz ją i przyjdziesz. A odpowiedzią na jego pytanie będzie, "Tak". Rozumiesz?
-Rozumiem.
-Idziemy?- Podniosła się i poszliśmy, a po drodze prostowałem jej wstyd.
-Głupio zrobiłam wybiegając, prawda?
-Nie! Wyszło na to, że tobie zależy.- Próbowałem to zmienić w coś dobrego.
-Naprawdę?- Nie miałem zamiaru jej kłamać.
-Nie, ale dobrze zabrzmiało. Uśmiechnij się, głupio jest tak patrzeć, jak dziewczyna płacze.- Zastanowiła się chwilkę i stwierdziła.
-Dobrze, chodźmy dalej. Ale przestaniesz się mnie czepiać?- Zapytała po chwili ciszy.
-Polubiłem ciebie po tych pytaniach, wiesz? Zrozumiałem, że to nie jest twoja wina. Ale potrzebna będzie tobie pomóc i to zadanie przypadło Maksowi. Więc chyba nie będziesz zła, jeśli powiem tobie, że zgłosił się na ochotnika. Miał się w tobie nie zakochać. Nie bądź zła, to nie jego wina, tylko moja.
-Chcesz mi powiedzieć, że mi go dałeś?
-Nie. Chcę tobie powiedzieć, że sam się zgłosił, bo mu się podobasz. Nie wiem, gdzie ciebie widział i czy przypadkiem nie poznał ciebie już prędzej na jakiejś imprezie u Natalii, albo w klubie. Ale jedno jest pewne, gdzieś ciebie Żanetko, już na pewno widział.
-Wiesz gdzie?
-Nie. Odpowiesz mu na pytanie i możesz zadać je jemu. Jak skłamie, albo się wywinie, to ja go dobiję.
-Dlaczego mam wrażenie, że lubisz takie gry?
-Kwintesencją życia, jest zamęt i zamieszanie w grze, którą trzeba gdzieś prowadzić, więc dlaczego nie tutaj?
-Więc my, to gra?
-Nie. Dla mnie gra, zacznie się za tydzień.
-W co grasz?
-Powiem tobie kiedy indziej, a teraz wchodzimy, dość już się nagadaliśmy.- Weszliśmy i Żaneta poszła umyć twarz i poprawić makijaż, który się jej rozjechał.
-Co powiedziała?- Zapytał Maks.
-Że znałeś ją prędzej, od kiedy?
-Wiedziałeś?
-Domyśliłem się. Porozmawiaj z nią szczerze. Może faktycznie ona nie jest taka zła, jak myślałem. Tylko skrzywdzona troszkę przez matkę, która chroniła ją przed życiem.
-Dobrze.
-Poczekaj, Agata mogę wziąć jakieś wino?
-Tak, dziwna ta atmosfera. Weź jedno wino i jakąś butelkę dla was chłopaki.- Poszedłem razem z Tomkiem do spiżarni i znaleźliśmy jakieś wino i butelkę rumu. Tomek otworzył i ponalewał je do kieliszków oraz szklanek, jedną kolejkę wypiliśmy sami. Resztę zaniosłem do salonu i postawiłem na stole.
-Jakie wino wzięliście?
-Takie, jak lubisz. Białe, półsłodkie, deserowe.
-Gdzie było?- Zapytała po spróbowaniu.
-W spiżarni na stojaku.
-Nisko?
-Na dole w lewym rogu.
-Uff, to dobrze.
-Dlaczego?
-Po prawej stronie, są takie, których się nie rusza.
-Jak coś, to zwal na mnie.- I nagle sobie przypomniałem.
-Ups, ten rum był po prawej.
-Żartujesz sobie?- Pokiwałem głową, że nie.
-O cholera.
-Myślałem, że takie rzeczy ma w gabinecie.
-Jak widać nie.
-Trudno, jak trzeba będzie, to zamówię w klubie i odkupię.
-Oby to nie był jakiś unikat.
-Szymon pytanie.
-Spaliście ze sobą?- Zapytałem Maksa.
-No wiesz?- Zdenerwowała się Żaneta.
-Tak, ale nie uprawialiśmy seksu.- Odparł Maks.
-Jednak są faceci, którym można ufać.- Rzuciła Do mnie.
-A kto powiedział, że mi można ufać?
-Nie tobie, tylko Maksowi.- Wyprostowała moją wypowiedź.
-A no tak. Ostatni zadawałem pytanie?
-Tak.
-To ty zadajesz pytanie komuś, kto jeszcze nie odpowiadał.
-Już wiem. Dlaczego chciałeś być pierwszy?
-Odpowiem. Chciałem zdążyć zanim ktoś wpadnie na pomysł zadania mi głupiego pytania. Tak, jak ja sam zrobiłem teraz. Sorry za to.
-Nie ma sprawy, nawet dobrze wyszło.
-Dobrze niedobrze, ale zawsze jakoś.
-Szymon pytanie.
-Dla kogo?
-Tomek odpowiada.
-Co robiłeś w zeszłym tygodniu na Półwiejskiej w Poznaniu.
-Załatwiałem interesy.
-A dokładnie?- Zapytała Marta.
-Byłem na spotkaniu w sprawie pracy.
-Z ciekawymi osobami, czasem widziałem ich w programach detektywistycznych.- Oznajmiłem.
-Więc wiesz, co to za praca.
-A teraz, to co zrobiliśmy?
-No tak, przyjęliśmy to samo, co próbuję zrobić dla nich.
-Ej, chłopaki, byliście ostatni, więc teraz zadaj pytanie innej osobie.- Stwierdziła Agata.
-Ile razy doszłaś najwięcej kochając się z nim?- Zapytał Tomasz.
-Skłam.
-Nie muszę. Przy siedemnastu Przestałam liczyć.
-Jak to z nim jest?- Dorzuciła Marta.
-Zawsze inaczej. Ma dużo dziwnych pomysłów. Nie wiem, jak wam to powiedzieć.
-Po prostu kopalnia pomysłów.- Dodała Paulina.
-Tak.- Przychyliła się do odpowiednich słów Agata.
-A jakie ma ciekawe gry i jak potrafi denerwować sąsiadów Agaty.- Dorzuciła Karolina. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Kłamią, jak nic zmyślają.
-Dlaczego się bronisz?
-Bo na imprezie u Daniela jakieś wariatki próbowały mnie zgwałcić. Jeszcze coś chcecie wiedzieć?
-Ty to chyba masz codziennie inną, co?
-Nie. Kocham tylko Agatę i sypiam z nią.
-Zapomniałeś dodać, tylko.
-Nie zapomniałem.
-Czyli pominąłeś to, specjalnie?
-Zaraz, wydaje mi się, czy ja już na swoje pytania odpowiedziałem.
-Mam jeszcze jedno pytanie do ciebie. Odpowiesz mi?
-Ale Agata nie będzie już napastowana tymi idiotycznymi pytaniami?
-Niebędzie.
-Dobrze, to odpowiem.
-W ile osób spaliście ostatnio w łóżku?
-Spaliśmy w..., o cholera, yyy to znaczy się z wczoraj na dzisiaj?
-Tak, na przykład.
-Sam poszedłem spać.
-Ee tam, myślałem, że będzie coś ciekawego.
-Chcecie wiedzieć?- Zapytała Agata.
-Nie rób tego.
-To niech powie, z iloma osobami się obudził?- Znowu wszyscy spojrzeli na mnie.
-No gadaj!- Zaciekawiła się Mariola.
-Ciężko było policzyć.
-Co ty gadasz, byłyśmy tylko we trójkę.- Wyskoczyła Karolina.
-Przestańcie mnie we wszystko wkopywać.
-Zaraz. Masz szesnaście lat i sypiasz z trójką dziewczyn?
-Może chciały się przytulić i przyszły do mnie, gdy spałem.
-Boże, jeszcze wy dwie powiedzcie, że ze mną spałyście i już będzie komplet.
-Moment, nie spałeś tutaj tylko z dwoma dziewczynami, to z kim spałeś? Bo ze mną, nie chciałeś.- Powiedziała Mariola.
-Czy wy się słyszycie?
-Zaraz jeśli umiem liczyć, to jeśli nie spałeś z Mariolą i pewnie nie spałeś z Żanetą, to Marta?- Tomek spojrzał na mnie i.
-Spałeś z Martą?- Zrobiłem zdziwioną minę, ale ze względu na to, że źle policzyłem dziewczyny i od razu jest afera. Zastanawiałem się przez chwilę i nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy to pytanie trafiło do Marty.
-Spałaś z nim?
-Nie! Zrobiłam tylko mu striptiz. Ty też tam byłeś i to było dla ciebie. Zresztą zrobiłam to razem z Pauliną.
-To ja pójdę sobie spać i....
-Stój! Jaki striptiz? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Jakoś tak wyszło. Nie chciałem ciebie denerwować, poza tym zapomniałem o tym.
-Jak można zapomnieć o czymś takim?
-Normalnie. Tutaj zawsze coś się dzieje, więc człowiek nie przywiązuje wagi do takich drobiazgów. A poza tym, to mogę wszystko, prócz jednego. Wtedy jeszcze tak było, prawda?
-Tak. Jeszcze tego dnia tak było. Nie szkoda tobie takiego układu?
-Nie odpowiem na to pytanie. Cieszę się jej szczęściem.
-Zaraz. Czyim szczęściem, bo zgłupiałem?- Zapytał Tomek.
-Moim. Wyskoczyła Marta.
-Ale to szczęście, się zaraz skończy.
-Uspokójcie się. Z nikim nie uprawiałem tutaj seksu tylko z Agatą i przestańcie wygadywać bzdury. Poza tym, to co za różnica, jak się tylko kłócicie.- Nie wiem dlaczego, ale jak możemy zrobić coś dobrego, to zawsze wychodzi z tego dziwny pasztet. I wtedy jest zawsze pod górkę, jak na złość.
-Chcemy wiedzieć, co w tym dziwnego?
-A bo ja wiem?
-Ty nigdy nic nie wiesz, a jak przychodzi, co do czego, to potrafisz wykorzystać swoją wiedzę i później są tego efekty.
-Tomek, to wszystko nie jest takie proste. Powiedziano tobie dopiero teraz?
-Po zastanowieniu się stwierdzam, że jesteście niewinni.
-Zbytek łaski drogi panie.- Chciałem się upewnić, czy to będzie jeszcze ciągnięte przez niego, by ustrzec Martę przed dziwnymi pretensjami ze strony Tomasza.
-Wiecie co, może pojedziemy do klubu?- Wyskoczył ktoś z obecnych.
-Wczoraj byliśmy, więc może dziś, będziemy mogli sobie odpuścić. Poza tym, Marta tam pracuje i na pewno nie chce tam za długo przebywać w wolnym czasie, prawda?
-Mało powiedzieć, że tak. A ty mając wolny czas, chciałbyś być w szkole?
-Tak, często tam chodzimy, bo na boisku zawsze się coś dzieje. Na SKS-ach też jesteśmy w szkole i ogólnie zawsze dobrze to wypada na zdziwieniu takich ludzi, jak ty.- Pokazałem na Tomka.
-Ty próbujesz dostać w twarz, czy tak mi się tylko wydaje?
-Zaraz, zaraz. Czy ty przypadkiem nie wchodzisz na moje podwórko?- Powiedział Marcin.
-Nie przypadkiem. Wręcz specjalnie to robię, żeby tobie dopiec.
-Po co?
-Odpowiesz mi na pytania?- Wyszeptał Tomasz.
-A na ile?
-Na tyle, ile trzeba będzie.
-No dobrze, odpowiem.- Zgodził się Marcin.
-Po co to robisz? Tylko tym razem odpowiedz mi tak poważnie.
-Tak poważnie, to się mnie nudzi i to czasem jedyna fajna rozrywka jaką mam.
-Tak poważnie? Mówisz, że dostać w papę, to taka zabawa? Nieźle.- Skwitował Tomasz.
-Wiem głupie, prawda?
-W sumie nie. Czasem też chciałbym dostać w gębę, aby wiedzieć, co mogę, a czego nie.- Dodałem.
-Oj tak. Czasem, to by się tobie przydało.
-Co masz na myśli?- Zapytałem Tomasza.
-Zaczynasz się robić cwaniaczkowaty.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Nie liczysz się ze zdaniem ludzi na których powinno tobie zależeć.
-Więc twierdzisz, że mam je zapytać, co o tym sądzą, czy tak?
-Dobrze wiesz, że nie.
-To po co to mówisz?
-Ciekawi mnie, jak zamierzasz z tego wybrnąć?
-Mnie też.
-Nie gadaj. Myślałem, że wiesz.
-Nie wiem. Zobaczy się później.
-Fachowo. Niech się tobie tylko noga powinie.
-Od tego będę miał ciebie.
-A już się zastanawiałem, po co ja tobie jestem.
-Ja myślałem, że już o tym rozmawialiśmy i to ustaliliśmy, czy nie?
-Spokojnie, wiem już o co chcesz powalczyć.
-O co?
-O spokój dla ciebie i Agaty.
-A ty o co?
-Ona jest w ciąży.
-Kto, Marta?
-Tak.
-Odwołujemy.
-Szymon spokojnie, bez pośpiechu.
-Co ty w ogóle pieprzysz. Chcesz żeby dziecko nie miało ojca?
-To nie ja.
-A kto?
-Później porozmawiamy. Agata zobaczyła moją głupią minę.
-Szymon, o co chodzi?
-Nie wiem.
-Jak to?
-Dziwne, prawda?
-Ale coś poważnego?
-Tak. Coś dziwnego.
-Co takiego?
-Tego właśnie jeszcze nie ustaliłem.
-Ale się dowiesz?
-Postaram się. A co, chcesz wiedzieć?
-I tak mi nie powiesz.
-Jeśli to będzie do wiadomości wszystkich, to powiem.
-A jeśli nie?
-To zapytam czy mogę tobie to powiedzieć, może tak być?
-Dobrze.- Dobra. Powiedziałem, że zapytam, a to nie jest wiadomością dla każdego i trzeba będzie zapytać. Gra zrobiła się ciekawa, gdy wszyscy już pojęli jej sens i zagłębili się. To była dobra nauczka dla zazdrosnej Żanety i wiecznie kombinującego osobnika, w mojej osobie. Co zresztą większość tego, co się działo pominę, dla swojego dobra. Kiedy już gra zakończyła się i wszyscy się rozeszli, pozostał tylko Tomek i Marta. Agata zatrzymała Tomka, zaś Marta przyszła do mnie.
-Musimy porozmawiać z tobą, ale tak szczerze.
-Dlaczego ze mną?
-Ty to zacząłeś, więc jakby, to tobie powiedzieć? Potrzebuję ciebie.
-A kto to był?
-Powiedział tobie?
-Tylko troszkę, ale pominął to, co najważniejsze.
-To znaczy się?
-Nie powiedział kto to i co zamierza zrobić z tym dalej. Powiesz mi coś?
-Co takiego?
-Jesteś piękna i wspaniała, ale czy ty potrafisz mi powiedzieć, co zamierzasz dalej z tym zrobić?
-To zależy od Tomka.
-A kto to był, co o na to i jak to się stało?
-Byliśmy w klubie i bawiliśmy się, ja troszkę przesadziłam i ktoś to wykorzystał. To tyle w tym temacie.
-Nie chcesz powiedzieć, czy tylko mnie się tak wydaje?
-Dlaczego wam facetom zależy tylko na tym, aby dowiedzieć się, kto to jest?
-Kochasz go, że tak kamuflujesz jego tożsamość?
-Dlaczego wy wszystko sprowadzacie do jednego?
-Jeśli sobie panna życzy, to mogę sprowadzić to do drugiego.
-To znaczy?
-To ty jesteś drugą stroną tego zamieszania, więc może tak dla odmiany, odpowiedz mi na pytanie. Dlaczego to zrobiłaś?
-Nie ja, to oni. Może tobie powiem..., ale Tomek się nie dowie?
-Dokąd jest z tobą, to nie. Ale jeśli zerwiecie, to ta umowa już nie obowiązuje mnie do trzymania tajemnicy. Zgoda?- Podałem jej dłoń, a ona chwilkę zastanowiła się, po czym podała mi swoją, mówiąc.
-Dobrze, ale chcę wiedzieć, co on o tym sądzi.
-Umowa stoi.- Kiwnąłem głową, ściskając jej dłoń, mówiąc.
-Więc słucham.
-Napiłam się i ktoś dosypał mi narkotyku do drinka. Rankiem obudziłam się w hotelu. Dwa dni później powinnam mieć okres, a nie mam go już od trzech dni.
-Ale, zabezpieczałaś się z Tomkiem?
-Ostatnio nie.
-Są w tym hotelu kamery?
-Tak. Nawet pytałam i niemożliwe będzie dostać te nagrania bez zgłoszenia tego na policję.- Coś zaświtało mi w głowie.
-Załatwię to.- Powiedziałem.
-Jak?
-Pójdę na policję i oni mi to udostępnią.
-Teraz, to sobie robisz jaja?
-Nie. Mówię poważnie.
-Na pewno.
-Muszę tylko dowiedzieć się od ciebie kiedy to było i poznać twoje dane imię, nazwisko i takie tam.- Podała mi wszystko i powiedziała kiedy dokładnie to było. Gdy to wreszcie przyszedł do nas Tomek z Agatą. Tomek odszedł z Martą, a Agata podeszła do mnie.
-Tomek chce się tylko dowiedzieć, kto to był.
-Marta też, dosypali jej narkotyk do drinka i rano obudziła się w hotelu i nie wie, co się działo, ani kto to.
-Ups.
-Od kiedy to, moje kochanie jest adwokatem uciśnionych i zniewolonych, co?
-Zauważyłeś, że stoimy po obu stronach barykady?
-Tak, jakże mogłem to przeoczyć.
-Czyli wreszcie czegoś się uczę, prawda?
-Kocham ciebie.
-Zaraz, czy my tutaj nie powinniśmy skupić się w całości na naszym problemie?
-Nie. Ale trzeba rozważyć to, że możemy o tym porozmawiać.- Stwierdziła Agata. Tomek spojrzał na mnie.
-Zabezpieczaliście się ostatnio?- Zapytałem go o coś, co według mnie było nader istotne dla sprawy.
-Nie.
-Więc powiem, iż tak samo, jak jego, może również być i tak, że to twoje dziecko.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Chociaż to rozumiesz. A możesz powiedzieć mi, co ty zamierzasz?
-Nie wiem, Kocham ją, ale to wszystko zaczyna mnie przerastać.
-To niestety musi być twoja decyzja.
-Wiem.
-Chłopaki, może wy będziecie musieli sobie porozmawiać na osobności.
-Dobra idziemy do kuchni.- Poszliśmy do kuchni i wtedy weszła Jagoda z Andrzejem.
-Cześć.
-Cześć, co tam u was?
-Byliśmy na kolacji i powiem wam, że wszyscy jakoś tak się rozgadali, że szybko poszło. A tu taka godzina.
-To macie tak jakoś mało czasu.
-Szymon, nie przeginaj. A w sumie, to na co?
-Na sen.
-Wyganiasz nas?
-No wiesz? Jak mogę was wyganiać, przecież lubię z wami rozmawiać.
-To możemy porozmawiać z wami?
-Jasne, tylko tak za 10 minut.
-Gdzie Agata?
-Dziewczyny są w salonie.
-Ale, że tak powiem, lepiej nie przeszkadzać.
-Pokłócił się.
-Żeby to było takie proste.- Powiedział Tomasz.
-Właśnie.
-Powiesz mi?
-Zapytaj jego.- Zaciekawiła się Jagódka.
-To jak, może pomogę?
-Szymon to chyba panią lubi, co?- Zmienił temat Tomasz.
-O to musisz jego zapytać. A ja z chęcią wysłucham odpowiedzi.- Oparła się o barek dwoma rękoma i uśmiechnęła. Nie nawiedziłem, kiedy to robiła. Normalnie nie odmówiłbym jej, jak zrobiłaby to tego dnia, kiedy pokazywała mi ten fajny komplecik koronkowy. Nie kłamiąc Agata najpewniej nakryła by nas w niedwuznacznej sytuacji. Z tego, to już bym się nie wytłumaczył. Po co ja to tutaj wstrzeliłem, a zresztą bez różnicy, niech zostanie. Dobra, wracając do Kuchni.
-Nie odpowiem. I w dodatku, będę na tyle bezczelny, że dodam, iż masz tak więcej nie robić, jak coś ode mnie chcesz.
-Ale jak?
-Ja go rozumiem.
-Ale co rozumiesz?
-Szymon, czy to przypadkiem nie twoja gra?
-Tomek, pani chyba chce abyś z nią zagrał.
-Świnia.- Rzuciła Jagódka i wyszła.
-Powiesz mi o co chodzi?
-Sam się domyśl.
-Teraz, to sobie jaja robisz. Nie mów, że ty i ona....
-Nie. Po prostu, grałem z nią w te gry i ona je polubiła, a ja bardzo ją lubię. Jagoda wyskoczyła z za rogu.
-Ha, wiedziałam, że to usłyszę.
-Jagoda?
-Dobrze, już wiem. Zachowałam się, jak nieodpowiedzialna małolata.
-To znaczy?
-Tomek, nie nakręcaj dziwnych sytuacji, dobrze?
-Niech tobie będzie, panno Jagodo.
-Dobra, co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem, dlaczego ona to zrobiła?
-Byłeś w środę?
-Tak.
-Pokłóciliście się?
-Nie.
-To jak do tego doszło, że nie wracałeś z nią?
-Musiałem gdzieś pojechać.
-I zostawiłeś ją bez opieki? Fachowo.
-A co się stało?
-Jak ustalę kto to, to powiem tobie, co zrobimy, a do tego czasu ma być spokój.
-Dlaczego nie chce usunąć ciąży?
-Może to twoje, a poza tym dziecko nie jest niczemu winne.
-W sumie ma rację.- Powiedziała pokazując na mnie palcem Jagódka.
-Zaraz, bo nie rozumiem.- Dodała po chwili.
-I właśnie dlatego, to nie jest do wiadomości każdego.- Oznajmiłem jej, po czym dodałem.
-Chodźmy do dziewczyn. Jagoda idziesz z nami?
-Tak.- I poszliśmy do salonu, gdzie Agata, Marta i Andrzej rozmawiali o sytuacji.
-Wymyśliliście coś?
-Tak. Że nic, będzie najlepszym rozwiązaniem.
-Tomek, musimy już jechać.
-Dobrze, późno już. A dziś idziesz do pracy.
-Jutro.- Tomek popukał w zegarek, jaki miał na ręku.
-Dziś robaczku, dziś. Jest już trzecia godzina.
-Ano tak. Dziś, masz rację.
-Jak chcecie możecie zostać, jest przecież pokój gościnny.
-Co ty na to?
-Zostańmy.
-Mnie tam wszystko jedno.
-To zostajemy.
-A ty kiedy jedziesz?
-Około południa, a co?
-Nic, pojedziesz ze mną do Poznania?
-Jasne, nawet lepiej.
-Też tak myślę.
-Fajnie, pojadę z wami do Poznania. Powiedziała Agata.- Spojrzałem na Jagodę, a ona bardzo szybko załapała temat.
-Wiesz co Agatko, pomożesz mi z czymś, a później zawiozę ciebie tam, gdzie chcesz.
-No dobrze.
-Ja mam już dość, idziemy spać, dobranoc. Chodź Agatko.- próbowałem wyjść, lecz Jagoda nie dała mi tej satysfakcji.
-Szymon można ciebie na słowo?
-Jak trzeba.- Odeszliśmy kawałek na bok i zadała mi oczywiste pytanie.
-Dobrze zrobiłam?
-Ciociu, jesteś niezastąpiona. Dziękuję.- Złapała mnie i przytuliła się do mnie.
-Powiesz mi coś?
-Dobrze, słucham.
-Ty naprawdę mnie lubisz?
-Nawet kocham, jak drugą mamę. Rozumiem dlaczego Agata, tak dobrze się dogaduje z tobą, naprawdę.
-Dziękuję.
-Pamiętaj o zmianie koncepcji w Walentynki.
-Pamiętam. Mogę się przytulić do ciebie jeszcze raz na chwilkę?
-Jasne, coś się stało?
-Nie, po prostu, nie wiem. Lubię się do ciebie przytulać.
-Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, na pewno.- Poszedłem z Agatą do pokoju. Całkiem zapomniałem, że obiecała mi pokazać się w wybranym przeze mnie kompleciku i pokazała się. Ale, ten kawałek pominę. Dobrze jej było w czymś gładkim. Zwłaszcza tak dopasowanym. Rankiem, jakim rankiem, była 11:15. Agata obudziła mnie do telefonu.
-Szymon, ktoś dzwoni do ciebie!- Pobiegłem do telefonu myśląc, że to mama.
-Co się stało?
-Nic to ja, chciałam tylko porozmawiać.- Powiedziała Paulina.
-Aleś mi strachu narobiła, co jest?
-A co?
-Myślałem, że dzwoni mama i miałem być już w domu.
-Macie już telefon?
-Nie. To takie na w razie gdyby coś. A zresztą nieważne. O czym chcesz porozmawiać?
-Co można podarować chłopakowi na walentynki, ale takiemu, co to wszystko ma?
-To, co Agata podarowała mnie.
-Co dostałeś?
-Prosty wybór.
-Ej, powiesz mi, czy nie?
-Porozmawiaj z Agatą.
-Szymon, przecież wiesz?
-Oddaliłyście się od siebie, wiem. A jeśli tobie nie pomoże, to udaj się do Jagody i ona tobie powie. Może tak być?
-Chcesz, żebyśmy zaczęły ze sobą rozmawiać? Taki układ już nie wróci. A powiem tobie, że szkoda.
-Żałujesz tego? Ej, bo dałem sobie złamać nos dla ciebie.
-Nie. Tylko, że on jest inny niż myślałam i to pewnie dlatego.
-Mówiłem to tobie, że ty taka nie jesteś, jak on, więc to zwykła ponura rzeczywistość. A! I jeszcze jedno Paulina. Doprowadź sprawę z Agatą do porządku. Mogę ciebie o to prosić?
-Ona jest zła na mnie o to, że ciebie uderzyłam.
-Nie. Nie chciała abyś wiązała się z Pawłem, bo oddalisz się od nas.
-A ty?
-Kocham ciebie, jak siostrę, dlatego tobie pomogłem.
-Nie o to pytałam.
-Wiem, ale odpowiedzi nie usłyszysz panno studentko psychologii. Na pewno, nie ode mnie.
-Dobrze, porozmawiam z Agatą tak od serca.
-Do następnego razu Paulinko, cześć!
-Kto to i co chciał?
-Paulina, chciała się dowiedzieć coś, ale musi porozmawiać w tym temacie z tobą, ponieważ to twój pomysł.
-Nie rozumiem.
-Porozmawiaj z nią tak od serca, proszę ciebie?
-My się kochamy Szymon. Nie jestem zła na nią o Pawła, ale chcę być z wami, z wami obojgiem.
-Tęsknisz za tym?
-Bardzo.
-Przecież możecie ze sobą być. Ja nie odejdę.
-Możesz z Paulinką wszystko.
-To tak nie działa.
-Dlaczego?
-Ona już nie jest sama pszczółko, to jest problem.
-Ale....
-Specjalnie się pod to podłożyłem.
-No tak, ten twój nos.
-Agata ufasz mi?
-Tak, dlaczego pytasz?
-Muszę zrobić porządek z pewnymi sprawami tutaj i muszę tobie zakomunikować coś głupiego.
-Co takiego.
-Za tydzień przyjadę tutaj i pójdę do tego szefa tanków na obiad, jego córka mnie zaprosiła, abym miał okazję do wytłumaczenia się. To zaczyna być niebezpieczne. A ja nie chcę, aby się tobie coś stało. Rozumiesz to, prawda?
-Chcesz iść do nich sam?
-Muszę. Nie to, że chcę. Lecz nie o to chodzi.
-Powiedz mi, bo wiem, że ona jest całkiem ładna i raczej nie mam żadnych możliwości konkurowania z taką laską. Podoba się ona tobie?
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Idę z tobą.
-Nie Agata. Nie możesz iść.
-Powiesz mi prawdę?
-To była prawda.
-Nie kłamałeś, prawda?- Była dziwnie zdruzgotana tą wiadomością. A do tego tak spokojna.
-Nie. Mówiłem prawdę.
-Tak?
-Tak. To dlatego pytałem ciebie, czy mi ufasz. Ale ufasz mi, bo pozwoliłaś mi znowu na ekscesy z Pauliną, prawda?
-Dobra, masz mnie. Ale obiecasz mi coś.
-Dobrze, słucham.
-Nie dopuścisz do dwuznacznych sytuacji z tą dziewczyną.
-Tego akurat nie musisz ode mnie wymagać, mam już dość problemów z nimi i nie potrzebuję ich więcej. A ona to bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. Więc lepiej dla mnie, żeby ona nie zainteresowała się moją osobą.
-Jeśli zaufam tobie, to zrobisz coś dla mnie?
-Jasne.
-Chcę ją poznać.
-Niechętnie, ale zgoda.
-Możesz być za tydzień z rana?
-Muszę jeszcze iść na komisariat. Przepraszam.
-Więc nie zobaczę ciebie z rana, prawda?
-Tak. Muszę iść tam na 10:00, ale wiesz co? Przyjadę do ciebie w piątek.
-Dziękuję.- Przytuliła się do mnie.
-Czego mogę się spodziewać?
-To już jest nie do przewidzenia przez nas. Więc, jakby to tobie powiedzieć. Tutaj nie wszystkie karty są po mojej stronie i co gorsze, to my nawet nie wiem, w co gramy.
-Ale, coś wymyślisz?
-Jak na razie, to tylko tyle, że jak to zajdzie za daleko, to musisz mi coś obiecać.
-Co takiego?
-W razie gdyby zrobiło się gorąco, to zerwiesz ze mną, gdzieś widowiskowo, w publicznym miejscu.
-Po co robić taką szopkę?
-Dla twojego bezpieczeństwa.
-Ale, co zamierzasz zrobić?
-Pozbyć się problemu.
-Jak?
-Pomogę policji ich posadzić.
-Zwariowałeś! Nie zgadzam się.
-Agata, teraz nie mamy już żadnego wyboru. Trzeba to zrobić, bo nie mam ruchu. Poza tym, to nie tylko nam komplikują życie, ale też innym. Muszę ten temat zamknąć i to do wakacji. Później będzie lepiej.
-A wracając do Pauliny, spróbuj zrobić coś, aby wróciła, proszę?
-Nie zrobię jej tego. Ale bądź dla niej miła, to doczekasz się może jej powrotu.
-Ty coś wiesz, prawda?
-Ona nadal ciebie kocha.
-A ciebie?
-To już jest nieistotne.
-Dlaczego?
-Jeśli chodzi o mnie, to ona ma już chłopaka, ale nie ma dziewczyny jeśli chodzi o ciebie.
-Miałabym się dzielić nią z jakimś chłopakiem, zwariowałeś?
-Ze mną jakoś nie miałaś problemu, a z nim masz?
-Tak, bo on mi się nie podoba, jest taki drętwo dziwny.
-Co?
-Nie umiem tego jakoś inaczej wytłumaczyć.
-Cześć wam.- Wszedł Tomasz wraz z Martą.
-Cześć Tomek, witam ciebie Marta.
-Szymon, ty naprawdę pójdziesz z tym na policję?
-Tak, do samego komendanta.
-Szymon, on zna moich rodziców.
-Poproszę tylko o pozwolenie, nie powiem mu o co chodzi, to załatwię tylko z Władkiem.
-Tomek, kto to Władek?
-Nie pytaj, on naprawdę ustawia wszystko pod siebie i swoje sprawy. Czasem to sam nie wiem czy żartuje, czy mówi poważnie. Tak, jak na komisariacie ostatnio, to było niesamowite.
-Szymon o czym Tomek mówi?
-Mam przyjaciela na komisariacie.
-Tomek, on kłamie?
-Najgłupsze jest to, że mówi prawdę.
-Władziu jest chyba spoko gościem, co?
-Się okaże.
-Dobry test na sprawdzenie jaki on jest.
-A co chcesz zrobić?
-Dać mu zadanie, na sprawdzenie kto wchodził do pokoju hotelowego w którym była Marta.
-Obejrzysz go i co potem?
-Dam te taśmę tobie i to ty ją obejrzysz i powiesz mi czy chcesz dalej ciągnąć te sprawę, czy też nie.
-Dlaczego tak?
-Po pierwsze, to twoja bajka, nie moja. Po drugie, to musi być twoja decyzja. Po trzecie, to ja go zmieszam z błotem, ale to musi być twoja decyzja. Nie moja i nie Tomka, bo on i ja, to na pewno, to zrobimy, ale musisz być pewna, że tego chcesz. Więc się bardzo dobrze zastanów zanim mi odpowiesz. I nie sugeruj się nikim, niech to będzie twoja decyzja. Twoja, nikogo innego.
-Mam ją podjąć sama?
-Tak.
-Co zamierzasz mu zrobić?
-Najpierw muszę go poznać, a później będziesz mogła zapytać.
-Przemyślana decyzja.
-Właśnie to, co go na pewno zaboli i zapamięta to do końca życia. Cokolwiek by to nie było, odbiję mu się na nerkach i zaboli go wątroba. Lecz ja to muszę usłyszeć od ciebie.
-Zrób to, ja nie chcę wiedzieć kto to i co zrobiliście, zgoda?
-Pewna tego jesteś?
-Jak niczego innego.
-Okej.
-Ty coś masz na myśli, ja znam ten twój uśmieszek, to samo było, jak powiedziałeś Paulinie, że jej pomożesz. Co tym razem wymyśliłeś?
-Jeszcze nic.
-Co to znaczy?
-Już to przecież powiedziałem. Muszę go najpierw poznać, to tyle. Poza tym koniec tematu i teraz, to i tak zrobię, co zechcę. I nikt mi nie przeszkodzi, nikt.- Wszyscy spojrzeli na mnie i pierwszy odezwał się Tomek.
-Czasem to się ciebie boję. Prosiłem, abyś porozmawiał z tym gościem w sklepie i jego samochód pofrunął do nieba, a teraz to. Normalnie nie wiem, co o tym myśleć.
-Nic. Co ma być, to będzie. Tak głosi królewskie orędzie. Jak mawia Smoleń. A ten samochód, to myślałem, że to jest twoja sprawka.
-Nie. Mówiłem już tobie, że to nie ja.
-Wiesz, co to znaczy?
-Co?
-Ktoś chciał go zabić i niechcący uratowaliśmy mu życie.
-Zatrzymałeś go w sklepie i po około dwóch minutach jego samochód poleciał w niebyt. A w tym czasie on byłby już w samochodzie.
-Muszę powiedzieć to Marcinowi.
-Ja to powiem jutro, jak będę tutaj, podjadę do nich.
-Dużo masz czasu w tygodniu?
-A co?
-Popilnuj tego chłopaka.
-To nie głupi pomysł.
-Wiem. Jego ojciec płaci, to chyba należy mu się jakaś ochrona VIP-a.
-Jak będę to zapytam Marcina, czy może zrobić tak, aby pilnowała go policja.
-Podjedź do jego ojca i powiedz mu to. Może sam rozwiąże te sytuację.
-Nie głupi pomysł.
-Jak zapyta, co zrobić, to niech wyśle go gdzieś za granicę do znajomych, albo do rodziny. Tylko tak, żeby szybko nie wrócił. Najlepiej, jeśli zaproponowałby mu lukratywną posadę, gdzieś daleko.
-To może się udać, a przy okazji, to nie będzie nam przeszkadzał w pracy.
-Szymon, co wy robicie?
-Dbamy o zwykłych ludzi i przy okazji rozwiązujemy własne problemy.
-To znaczy?
-Jeszcze nie wiem, to wymaga wciągnięcia się w sytuację.
-Nie naróbcie sobie problemów.
-Wiem, tylko obiecaj mi to, o czym rozmawialiśmy, proszę. Ja tak ładnie proszę, naprawdę ładnie.
-Ale tylko, jak coś się zacznie dziać złego?
-No tak, o tym rozmawialiśmy.
-Obiecuję tobie.
-Powiesz mi, co chcesz zrobić?
-Posadzić szefa tanków do pudła, ale tak, aby nie ucierpiała na tym Iza.
-Zwariowałeś Szymonie!
-Zawsze byłem trzepnięty.
-Powiedz mi kiedy wreszcie zmądrzejesz.
-Dobrze, ale po co?
-Wymienię ciebie na nowszy model.
-To ja dla odmiany trzasnę sobie w łeb.
-Nie zrobisz tego?
-Nie, żartowałem.- O dziwo, tą rozmowę pamiętam bardzo dobrze. Nawet myślałem o niej, kiedy wysiadłem z samolotu. Głupie prawda?
-Tomek, zrób to samo z Martą.
-Coś wymyślę. Dobra zbierajmy się.
-Musicie?
-Tak, powinniśmy jak chcemy zdążyć przed
17:00.
-Dobrze, ale najpierw pójdziemy do mnie do pokoju.
-Szymon!
-Spokojnie, to tylko rozmowa. Zaraz wracam. Poszedłem razem z Agatą do pokoju i zaczęła się rozmowa.
-Szymon, co zamierzasz zrobić?
-Zamierzam posadzić jak największą liczbę tych cwaniaków do puszki i do tego zadbać o to, aby jego córce nie stała się krzywda. I to właśnie będzie najtrudniejsze, rozumiesz?
-Chcę ją poznać.
-Dlaczego?
-Jeśli ona pokocha ciebie, to nie da tobie nic zrobić. A jeśli pokocha i mnie, to może zapełni pustkę jaka powstała po naszej kochanej Paulince.
-Chcesz w to wejść? Nie mogę tobie zabronić, ale mogę się tutaj więcej nie pokazać.
-Nie zrobisz tego.
-Wiem, ale uważaj na to, co robisz i kto się kręci obok ciebie.
-Dobrze.
-Muszę iść.
-Wiem, kocham ciebie.
-Ja ciebie też.- Pocałowaliśmy się i poszedłem do Tomka i Marty, z którymi to, odjechałem. Odwieźliśmy Martę, a później do Poznania z Tomkiem i do domu. Po drodze Tomasz chciał koniecznie dowiedzieć się, co zamierzam zrobić i co dowiedziałem się od Marty.
-Nie powiesz mi?
-Powiem, jak przyjdzie na to czas.
-Kiedy?
-Jak poskładam to wszystko do kupy. A co zamierzasz zrobić z tą wiadomością?
-Tego nie wiem, ale to pomoże mi podjąć decyzję.
-Powiem tobie tylko tyle, że ona ciebie nie zdradziła.
-Nie rozumiem, jak to nie.
-I to jest właśnie cały problem, że nie.
-Dlaczego uważasz to za problem?
-Inaczej sprawa byłaby jasna, prawda?
-Sam nie wiem, a ty, co byś zrobił?
-Kochasz ją?
-Tak.
-To nic poza tym, nie miałoby znaczenia.
-Szymon.
-Co?
-Powiesz mi coś więcej?
-Jasne, chcesz wiedzieć co?
-No, dawaj.
-Ona chce wiedzieć, co ty o tym sądzisz i co zamierzasz. Więc powiesz mi, co zamierzasz, a ja powiem tobie coś więcej, jak obiecasz mi, że sam nie będziesz nic robił na własną rękę.
-Masz moje słowo. Ja chcę pomóc jej wychować to dziecko. Ale razem, a nie osobno, tak jak ona do tego podchodzi. Teraz ty, o co chodzi z tym zamieszaniem w sprawie tego, co się stało?
-Wiesz po jakim czasie test ciążowy pokazuje pozytywny i prawdziwy wynik ciąży?
-Jak jesteś w ciąży.
-Oględna odpowiedź.
-Do czego pijesz?
-Może inaczej, albo powiem tobie to tak, żebyś zrozumiał za pierwszym razem. Organizm ludzki, aby się dostosować do nowej sytuacji potrzebuje około tygodnia. Do tego czasu test, nie jest wiarygodny. A ona zrobiła dwa i każdy pokazał to samo. Na drugi i trzeci dzień.
-Czyli twierdzisz, że to jest niewiarygodne, więc ona może wcale nie być w ciąży?
-Dlaczego z tobą rozmawia się jak z każdym nastolatkiem.
-Mam 21 lat.
-Ona na 98 procent jest z tobą w ciąży i była już, jak to się stało, bo się nie zabezpieczaliście.
-Co ty pieprzysz, przecież.... O cholera!
-Gdzie lecisz?
-Wracam do niej.
-Nie! Obiecałeś mi.
-Niech to szlak. Dobra, ale jutro i tak tam będę.
-Ale jutro, już to przetrawisz.
-Zaczynasz mnie denerwować.
-Ja ciebie. Powiedziałbym, że ty sam siebie, ale może się mylę?
-Chyba masz rację, muszę przestać się nakręcać. Dobrze znam ciebie już chyba dość dobrze, powiesz mi jeszcze jedną rzecz?
-Pytaj.
-Co zamierzasz zrobić z tym gościem z hotelu?
-Odbije mu się na nerkach i do końca życia sobie zapamięta. Więcej tego nie zrobi, dopilnuję tego, pożałuje.
-A dokładnie?
-Jeśli to prawda, to posadzę go....
-Do pudła, przestań to słabe. Mam ciekawszy pomysł.
-Jakbyś nie przerwał, to byś wiedział, co chcę zrobić. A tak, to sobie po gdybaj. A że tak zapytam, co chcesz mu zrobić?
-Urwę mu jajca.
-Dzieciak jesteś. Mimo, że starszy, to zachowujesz się, jak dzieciuch.
-Co ty pieprzysz?
-Czasem, to mam dziwne wrażenie, że rozmawiam z ludźmi, którzy mają o pięć lat mniej niż ja.
-Teraz chociaż rozumiem, ten dziwny zachwyt twoją osobą przez Jagodę. To było naprawdę niesamowite. Kobieta, która mogłaby być twoją matką, zachowuje się, jak nastolatka przy tobie.
-Co?
-A znałeś ją przedtem?
-Tak, była normalną dziewczyną. Chociaż nie, ona nie była normalna.- Roześmiał się.
-A co, wskoczyła tobie do łóżka?
-Nie zupełnie.
-Znowu sobie jaja robisz?
-Tak. To ja wskoczyłem jej prawie do łóżka.
-Co ty pierdolisz?
-Kłamstwa, nie słuchaj.
-Zaraz, o co chodzi między wami?
-Sam się czasem zastanawiam.
-Co tak naprawdę jest między wami?- Ponowił pytanie z miną zainteresowania.
-Sam nie wiem. Bardzo ją lubię, ale to ciocia Agaty i zachowuje się w stosunku do mnie, jak matka, czasem jak najlepsza przyjaciółka. Za innym razem jest, jak zraniona dziewczynka, później jak ktoś komu można pomóc. I tak człowiek wciąga się w..., nie wiem co! Dobra! Być może to miłość, ale ja kocham Agatę, a Jagoda jest już z Andrzejem. Chociaż polubiłem te przepychanki z nią. Powiedz mi coś. Czy ty poważnie podchodzisz do sprawy Marty, czy tylko zraniona duma męska nie pozwala tobie zostawić tego w spokoju i przejść na tym do porządku dziennego i zapomnieć?
-Nie wiem. Jedno i drugie. Duma swoją drogą, a chamstwo tego, co zrobili, swoją.
-Czyli nie darujesz im?
-A no nie.
-Dobra, bo ja mam za chwilkę pociąg.
-Widzimy się w sobotę?
-Ja będę w piątek, tak myślę.
-No dobra, to do następnego razu.
-A no cześć.- I poszedłem wsiąść do pociągu. Po drodze dużo czasu myślałem nad moją relacją z Jagódką i nad problemem Dziewczyny Tomasza która, jak się okazało, była jednak mu wierna. I tak zajechałem do domu.
Dodaj komentarz