Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 35. Jak zrobić, by wyjść obronną ręką.

Bardzo dużo działo się w ostatnim czasie i szczerze mówiąc, to wszyscy myślą, że przesadzam. Nawet Tomek, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Przecież sam w to wszedł. W sumie, to on zagłębił się w to tylko dlatego, żeby mi pomóc. Nawet w pewnych sprawach Mecenas był bardzo zdziwiony moim tokiem rozumowania, lecz wiedząc na co mnie stać, spełnił moją nawet najgłupszą prośbę w tym czasie. Prośbę o dwadzieścia kilogramów kokainy. Dostałem dwa samochody i czterech chłopaków do tej akcji.
-Mecenasie, kim oni są?
-To ludzie z wojska, ale nie zawsze zgadzający się z tym, co chcą ich przełożeni, więc najczęściej współpracują z nami. Znają temat, to pewni ludzie, ręczę za nich.
-Cześć chłopaki. Jestem Szymon, to jest Tomek. dzisiaj będziemy mówić o grupie zwanej tanki. Mamy za zadanie przepchnąć dwa kontenery towaru, by zobaczyć, jak daleko sięgają macki tej ośmiornicy.
-Mecenasie, kto to jest, że się tak mądrzy?
-Radek, sami w pewnym momencie zobaczycie.
-A ten drugi?
-Tomka ojciec, jest emerytowanym policjantem.
-Ale kim oni są?
-Powiem tylko tyle, że Marcin strasznie polubił go za ostatnią akcje.
-Czyli te akta, które czytaliśmy u komendanta, są ich? Mecenas spojrzał na mnie.
-Powiesz im?
-Mają wykonywać polecenia i nie zadawać pytań. A jeśli uznam, że powinni o czymś wiedzieć, to im to powiem. Czy dla kogoś jeszcze jest to niezrozumiałe?
-Dla mnie. Powiedział Radek.
-Ktoś jeszcze? Zapytałem. Nikt więcej się nie podniósł.
-No teraz, to sobie jaja robicie. Michał, a ty, co o tym myślisz? Zapytał go Radek.
-Pamiętasz gościa, z którym pracowaliśmy ostatnio?
-Tak, Jurek. Ale co to ma do rzeczy?
-Poznał go i powiedział, że chłopak obronił jego syna przed jakimś mafiozom.
-To nie była mafia, raczej jakiś samozwańczy gang gospodarczy. Stwierdziłem.
-Wie o czym mówi. Ufam mu. Podobno jest dziwny i szalony, ale pomysłowy. Powiedział Wiesiek.
-Kto wam takich rzeczy nagadał? Zapytałem.
-Dużo o tobie słychać. Zawsze ktoś się o tobie czegoś nowego dowiaduje i wtedy przychodzi do nas i nas informuje w tym temacie. Ale nie rozumiem jednego. Ty takie rzeczy robisz, żeby zwrócić na siebie uwagę, czy to kwestia twoich możliwości? Zapytał Wiesiek.
-Zrozumienia sytuacji. Odparłem.
-Nie takie było pytanie. Powiedział Radek.
-Ale taka jest na nie odpowiedź. Rzuciłem bez zastanowienia.
-Ciekawe. Dodał Tomasz, który do tej pory tylko się przysłuchiwał całej debacie.
-Faktem jest to, że muszę przepchnąć dwa kontenery do Francji.
-Jak zamierzasz to zrobić?
-Podłożyć się.
-Przecież nie jesteśmy tobie potrzebni.
-Jesteście. Tylko jeszcze nie umiecie odpowiedzieć mi, czy się na to zgadzacie.
-I? Zapytał Radek.
-Tak więc, macie godzinę na podjęcie decyzji. Tutaj za godzinę. Chyba, że odpuszczacie.
-Ja wchodzę. Stwierdził Wiesiek bez zastanowienia.
-Mnie też możesz liczyć. Powiedział Tomek i zadał pytanie pokazując na Tomasza.
-On też ma na imię Tomek?
-Tak. Potwierdziłem.
-To mówcie do mnie Szary.
-Liczcie i mnie. Dodał Michał.
-Niech was wszystkich szlak trafi. Idę i ja. Zgodził się Radek.
-Czyli wszyscy. Powiedział Tomasz.
-Długo z nim pracujesz? Zapytał go Szary.
-Od samego początku. Poznałem go w czasie gdy już pracowałem, choć tego nie wiedziałem. A najgłupsze jest to, że nad tą sprawą.
-Nie rozumiem. Powiedział Radek.
-Siedziałem na imprezie, gdzie te barany wąchały kokainę, a on im zdmuchnął z dziesięć gram z tacy. Ale się wściekli.
-To jest ten sam Szymon? Zapytał Szary.
-To ten człowiek. Powiedział Mecenas.
-Zaraz. Ile ty masz lat?
-Szesnaście.
-On nie kłamie. Potwierdził Tomasz.
-Po ile kasy dostaniemy za ten numer? Zapytał Radek.
-Ode mnie macie po pięćset pln-ów za dzień.
-Nieźle. Stwierdził Michał.
-Marek.
-Zaraz, zaraz. Zapłacisz nam po Pięćset marek dziennie?
-Tak.
-Jakim cudem?
-Chcesz z góry?
-Dwa dni, tak?
-Trzy.
-Czwartek, piątek.
-Dzisiaj jest środa. To razem trzy dni.
-On kłamie? Zapytał Tomek Tomasza.
-Chcesz kasę z góry?
-Tak. Teraz. Wyciągnąłem gotówkę i policzyłem, że kurs marki jest na poziomie 1, 45 razy 500 to 725 razy 3 i wychodzi nam 2175.
-Masz 2200. Spojrzał dziwnie na mnie.
-Źle policzyłem?
-No tak, bo....
-To masz do 2500. Teraz gra?
-Przedtem też było dobrze. Ale teraz jest lepiej.
-Wy też chcecie z góry?
-A masz w markach? Zapytał zaciekawiony Radek.
-Jutro może być?
-Ale w markach.
-Tak. W bund-es walucie.
-To zaczekam.
-A wy? Zwróciłem się do jeszcze dwóch gości, którzy nie byli szczególnie zainteresowani gotówką za nic.
-Jak uważasz. Powiedział Michał
-Dla mnie też może być później. Stwierdził Wiechu.
-Daj im po trzy tysiące.
-Ty! Ja dostałem 2500. Powiedział z pretensją Szary.
-Masz zapłacone za trzy dni. Więc zrób to, za co masz zapłacone.
-Dlaczego on jest traktowany inaczej?
-Muszę ufać ludziom, z którymi współpracuję. A on mi nie ufa, ja mu ufam i wyrównam mu to, jeśli uznam, że warto. Ty dostaniesz jutro w markach.  
-Może być dzisiaj w zetach. Trzy tysiące, tak?
-Tomek daj mu. I Tomasz mu wypłacił. Wszyscy wyjęli po stówie z kieszeni i dali Szaremu.
-Tomek, wyrównaj to do trzech wszystkim. I rzucił im na stół jeszcze pięćset.
-Dlaczego to zrobiłeś? Zapytał Tomek.
-Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Po prostu sobie ufacie. Nie ma sensu tego rozbijać.
-Łepski gość z ciebie. Powiedział Radek.
-Możesz na nas liczyć. Dodał Szary.
-Teraz, to ja już o tym wiem.
-Dziwny jesteś. Powiedział Michał.
-Żeby to wszystko było takie proste.
-A nie jest? Zapytał Radek.
-Niestety, nie jest. I zwróciłem się do mecenasa.
-Mecenasie, jeszcze dwa samochody i towar.
-Chłopaki mają w samochodzie.
-To nie wasze samochody?
-Nie. To zatrzymane na granicy. Dostaliśmy od pograniczników.
-Czyli policja dogaduje się z policją. Dobra chłopaki, jedziemy. I pojechaliśmy do Romana. Na miejscu Roman zszedł na podwórze i dał nam kasę i ludzi. Przypomniał nam o obietnicy i wyruszyliśmy na skraj miasta, gdzie stały dwa kontenery z samochodami. Chłopaki odebrali je i obstawa pojechała w drogę powrotną, a my ruszyliśmy razem z ciężarówkami do hurtowni Romana. Na miejscu poprosiłem, aby przeładowali kontenery na dwie inne naczepy a na tych postawili inne kontenery i podrobili plomby. Zrobili to dosłownie w chwilkę rankiem wszystko było gotowe. Tomek przyszedł porozmawiać ze mną. Powiedziałem mu co i jak zamierzam zrobić, gdyż znalazłem powód, by nie ufać policji. Zresztą samochody, które dostaliśmy od pograniczników miały dużo zabezpieczeń i innych dziwnych numerów, więc na każdej granicy ich sprawdzanie równało się przekazaniu naszej trasy policji. To też powiedziałem Tomkowi, jak ma zrobić na każdej z granic i dałem mu dwóch ludzi z wojska Szarego i Radka, oraz dwóch od Romana, Darka i Marka. I pojechali. My natomiast wiedząc, że i tak wtopimy, pojechaliśmy do najbliższej granicy. Mając dziesięć kilogramów kokainy narobiliśmy zamieszania u Niemców na granicy i przejechaliśmy na teren Republiki Niemiec wschodnich. Marnując pięć kilogramów towaru od mecenasa.
Na postoju, ten który wyciągnął do mnie broń, powiedział.
-Ty kurwa, to normalny nie jesteś.
-Nigdy nie mówiłem, że jestem.
-Nie masz tyle towaru, żeby przejechać w ten sposób przez wszystkie granice.
-We Francji Interpol nas zwinie. Stwierdziłem.
-Skąd o tym wiesz?
-Bo pilnują tych samochodów po rejestracjach.
-Zawracamy.
-Musimy pojechać, by dać szansę przejechać właściwemu transportowi.
-Nie chcę dać się złapać.
-To rób co mówię.
-Niby dlaczego mam ciebie słuchać?
-Masz chronić przejazd. To raz. I ktoś u was kabluje. A problem jest w tym, że nie policji. To dwa. A najgłupsze, że dostałem cynk, iż to ty. To trzy.
-A to niby komu, kabluję?
-Nie wiem. Interpol. Na początku, kiedy się dowiedziałem myślałem, że to ty. Nawet miałem pomysł, by użyć twoich zwłok do przejazdu przez ostatnią granicę, ale teraz nie do końca jestem tego pewien. Przekonaj mnie, żebym tego nie robił.
-Pojebało ciebie?
-To już wiem. Jak na kogoś, kto jest poza podejrzeniem, strasznie dużo machasz bronią. I w dodatku robisz to w takich sytuacjach, kiedy użycie jej jest niewskazane. Stał i patrzył na mnie nie odzywając się.
-Czyli nie masz nic na swoją obronę. Powiedział Michał i wyciągnął nóż.
-Zaraz, zaraz koledzy. Nie musimy przypadkiem wymyślić czegoś nowego na ostatnią granicę?
-Już wymyśliliśmy. Rzucił w jego stronę Michał.
-Chłopaki, od pewnego czasu szukamy w swoich szeregach kogoś, kto przyjmuje swoim zachowaniem wszystko i myśleliśmy, przynajmniej na początku, że to ty. Powiedział do mnie jeden z tanków.
-Mógłbym. Nawet mam takie możliwości, ale problem jest w tym, że to nie ja. I cały kłopot ze mną jest taki, że muszę się dowiedzieć, kto to kurwa mać jest! A ty się wcale nie bronisz.
-Kaktus, filetować go?
-Poczekaj. Kiedy zorientowaliście się, że macie u siebie kreta?
-Jakieś dwa lata temu.
-Siadaj. Więc może inaczej. Kto przyszedł do was dwa lata temu? Może być dłużej, ale myślę, że nie więcej, jak dwa i pół.
-Dwa lata temu, to przyszedł Darek.
-Już go sprawdziłem. To musi być ktoś inny. Ktoś, kto jest blisko Romana i jest poza podejrzeniem. Prawnik, księgowy, człowiek od brudnej roboty..., no ktoś, kto ma za dużo swobody.
-Oni wszyscy mogą wydawać nam polecenia. Ale ostatni pojawił się jakieś trzy lata temu.
-Kto? Zapytałem.
-Człowiek od brudnej roboty.
-Znasz go?
-Nie. Widziałem go tylko raz.
-Zgładził już kogoś dla was?
-Nie. Zawsze załatwia problemy komunikatywnie.
-Zasrana glina, psiarski wypierdek. Powiedział Michał.
-Może faktycznie, to nie ty. Wstałem i odszedłem od nich. Przyszedł do mnie Michał z Wiechem.
-Co teraz?
-To nie on.
-W takim razie kto!? Krzyknął Wiechu.
-Ej, bo was słychać! Oznajmił nam z daleka drugi tank.
-Chodźcie do nich. Powiedziałem do chłopaków i poszliśmy. Na miejscu zapytałem.
-Ma ktoś pomysł co odjebać?
-Pamiętasz kawał z Ruskimi. Zapytał Michał.
-Nie mamy tyle broni.
-Ale mamy proszek.
-A wiesz, że to nie głupi pomysł.
-O co chodzi?
-Ty im Michał powiedz. I przedstawił nam plan, jak przejechać te dwie granice, bez szwanku. Powiem szczerze, że plan był ciekawy, ale oznaczenia samochodów, dawały wiele do życzenia. Pewnie na granicy już mieli nasze rysopisy i marki samochodów.
-Plan idealny, trzeba to tylko zabezpieczyć. Stwierdziłem do chłopaków.
-Idź załatw sprawę.
-Przygotować prawnika?
-Tak jak przedtem. Powiedział Wiesiek.
-To muszę iść zadzwonić. Stwierdziłem. I poszedłem na stację benzynową. Kupiłem kartę telekom i zadzwoniłem. Adwokat, który odebrał, poradził mi, żebyśmy mówili, że jechaliśmy na kawalerskie do Paryża, a on resztę załatwi i tak też przekazałem swoim kompanom.
-Ten adwokacina jest pewny?
-Wujek ręczny za niego. Stwierdziłem, kiedy nagle zrobiło się dziwnie.
-Sorry Kaktus, nie było pytania. Powiedział Wiechu.
-Jak wujek ręczy, to nie mam więcej pytań. Przytaknął Michał.
-Zaraz! kto to kurwa jest wujek? I Wiechu znokautował pytającego.
-Zadajesz nieodpowiednie pytanie. A obraź nam wuja, to będzie z ciebie filet. I Wiesio wyjął z za paska nóż.
-Rozumiemy się? Dodał dla jasności.
-Zrozumiałem.
-Ciesz się, że to nie Tomek, bo już miałbyś połamane żebra. Powiedziałem i dodałem.
-Nie właź wcale na temat chrzestnego. To dobra rada, skorzystaj z niej. Popatrzył na nas i stwierdził.
-Przyjąłem do wiadomości.
-I bardzo dobrze. Powiedział Michał podając mu dłoń. Podniósł się i dodał.
-To ruszamy na to kawalerskie. I zebraliśmy się do drogi. Ruszyliśmy, a po drodze spałem. Chłopaki wymieniali się jako kierowcy, ponieważ ja nie posiadałem jeszcze prawa jazdy. Jechaliśmy kolumną z dwoma kontenerami. O dziwo, bez problemu przejechaliśmy z Niemiec wschodnich do zachodnich i strasznie łatwo poszło nam przejście we Francji. Ciekawe. No cóż, ale kiedy już myśleliśmy, że wszystko się udało, zatrzymała nas Żandarmeria Nationale, która to przekazała nas Police Nationale, a oni władowali nas do jakiegoś dziwnego ośrodka zamkniętego. Jak się później okazało, było to biuro Interpolu. Przesłuchiwano nas i zatrzymano do wyjaśnienia. W kontenerach nic nie było, więc kierowców wypuszczono, bo powiedziałem, że jechaliśmy za nimi, gdyż nie znaliśmy drogi, a oni jechali pod Paryż. Numer z kawalerskim też przeszedł, więc adwokat nie miał za bardzo co robić. Punkt kontaktowy, też się sprawdził i wracałem już z Tomkiem. Wojacy podziękowali za szybką akcję i powiedzieli, że jak coś, to się piszą na wszystko co wymyślę. Ja prosiłem ich tylko o to, żeby zostawili to dla siebie i ustaliliśmy jeden wspólny bieg wydarzeń. W piątek rano ruszyliśmy do Polski. Na granicy, każdy pojechał w swoją stronę. Ciekawe było to, że w pewnym momencie całej tej sprawy, miałem chęć wyciągnąć tych dwóch idiotów z odsiadki. Ale, to nie istotne dla tej sprawy i tego opowiadania, chodzi o coś innego. Ci, którzy chcą się czegoś dowiedzieć wpadną na to, a reszta, jak to zwykle bywa powie, że to bzdura. Cholera, znów się rozpisałem nie w temacie. A zresztą, niech zostanie.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 2340 słów i 13469 znaków, zaktualizował 25 mar 2016.

Dodaj komentarz