Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 28. Środa, dzień cudów.

Wiedziałem, że tego dnia muszę nagiąć wszystkie możliwe zasady, jakie mam i jakie ciążą na mnie, ale dla Agaty, zrobiłbym wszystko. Nie poszedłem do szkoły, co u mnie nie było niczym dziwnym. Pojechałem do klubu zobaczyć, czy Marta ustawiła wszystko tak, jak miało być.
-Cześć tobie dziewczyno.
-Witaj Szymonie.
-Marta, jak to wszystko wygląda?
-Jeszcze nie wygląda, mecenas jest z żoną i jedzą śniadanie. Później wpadną na piknik i to już będzie po sianokosach. Ale wiesz, że to nie będzie siano.
-A co niby.
-Snopki lnu i słomy, a także trzciny, której używa się do robienia dachów.
-Jak to?
-Mecenas przysłał do mnie człowieka, który ma zrobić u mnie w klubie, to co chcesz. I on wymyślił takie maty i powiem szczerze tobie, że to będzie niezłe. Lepiej wygląda niż rozwalone siano i jest milsze w dotyku. Piknik będzie na matach ze słomy i na derce. Nie wiem, co to za materiał, ale twardszy od koca, milszy w dotyku i cięższy, a mimo wszystko, przypomina dobrze wygarbowaną skórę. Więc myślę, że to będzie wyglądać lepiej.
-Ufam tobie. Dogadaliście się z Tomkiem?
-Wiesz co? Poczekam z osądem, tej naszej ostatniej rozmowy. A to dlatego, że mogę być zawiedziona. Bo zawsze, kiedy myślę, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to oboje robicie coś, co temu przeczy.
-Powiesz mi, co sobie obiecaliście.
-Nie. bo chcę, aby to on dotrzymał obietnicy, a nie ty.
-Ale, ja tylko chcę wiedzieć, w co go nie wpychać na siłę.
-Szymon, szanuję to co robisz. Ale, to on musi wiedzieć czego chce. Hamowała moją ciekawość.  
-Marta, on chce ciebie. I nawet Władziu mówi, że chce oczyścić miasto z tego badziewia, jakim są narkotyki. Wierz mi, każdy z nas chce mieć rodzinę, ale w miejscu, gdzie nie trzeba się martwić o to, czy dziecko nie zaćpa się na śmierć, bo narkotyki są ogólnie dostępne. Wszyscy chcemy tego dla was, dla nas i dla dzieci. To nie jest tak, że robimy to dla pieniędzy. Uwierz mi, robimy to z myślą o was.
-Szymon, co ty pieprzysz. Jak do tej pory, to ja nawet nie wiedziałam, że muszę coś robić w temacie tego, że w mieście są narkotyki. Myślisz, że uda się wam to powstrzymać, że za dziesięć lat nie znajdzie się następny taki mafiozo. Bądź realistą.
-Czyli, co? Mam to zostawić, bo za kilka lat zjawi się następny taki łoś. Nic z tego Marta, ja nie dam im takiej satysfakcji.
-Lubię ciebie Szymon, ale jesteś marzycielem i....
-To walka z wiatrakami. Wiem, że na miejsce jednej głowy, wyrosną jak Hydrze, dwie. Ale ona będzie słabsza i mniejsza, więc do zabicia łatwiejsza. Ta tutaj, sięga znacznie dalej swoimi łapkami. Zobacz, Hiszpania, Włochy, to już cała rozpiętość Europy. Mecenas ma przyjaciółkę, której dzieciak zawalił sobie złoty strzał. Też chcesz któregoś dnia, dowiedzieć się, że twój dzieciak zawalił sobie to badziewie w żyłę i nie żyje. Podobno dla rodziców, nie ma niczego gorszego, jak pochować własne dziecko. W Krzyżu, tutaj gdzie mieszkam, jest taka rodzinka, mieli dwójkę chłopaków. Jeden miał na imię Artur i zabił się na motocyklu po maturze, a drugi Waldek utonął w szpitalu.
-Jak można utonąć w szpitalu? Co ty za bzdury gadasz.
-Widzisz, a jednak okazuje się, że można. Waldek chodził z moim starszym bratem do szkoły. Podobno, dostała mu się do płuc słona woda. A organizm ludzki, ma swój system obronny ustawiony w taki sposób, że wypełnia wodą fizjologiczną płuca, aby pozbyć się z nich soli. I jak widzisz, można utonąć na szpitalnym łóżku.
-Co to ma wspólnego z waszymi zapędami do nich, powiesz mi?
-To, że chodzisz po piasku, nie znaczy, iż chcesz leżeć w ziemi.
-Co?
-To, że masz narkotyki obok siebie, nie znaczy, ....
-Że musisz pozwolić na to, abyś przez nie tracił znajomych.
-Albo życie. Dodałem.
-No dobrze. Powiedzmy, że rozumiem. Ktoś zapukał do biura.
-Proszę wejść!
-Dziękuję pani Marto, że powiedziała mi pani o tym pomyśle Szymona i jak go pani zobaczy, proszę mu podziękować, od mojej żony. Jest zachwycona śniadaniem w takim miejscu. Obróciłem krzesło i powiedziałem.
-Nie ma za co mecenasie. To był zaszczyt, mogąc zrobić to dla was i jeszcze dla kilku par. Poza tym, to za moment będzie tutaj jeszcze ktoś na śniadanie i pan na obiad, prawda?
-Tak, tylko my na obiad, to będziemy tutaj tak na dwunastą, a jutro na piknik. Skąd ty Szymon masz takie pomysły, co?
-Nie wiem. Jakoś same przychodzą mi do głowy. Po prostu, zakochałem się. Tak, to na pewno wina miłości.
-Waldek przyjdzie tutaj, tak o trzeciej i zrobi tobie pole ze snopkami lnu i słomy, dobrze?
-Dziękuję.
-Nie. To ja bardzo dziękuję tobie, że pomyślałeś o mnie. Dziękuję. Dobrze muszę już iść, bo moja pani czeka na mnie, a ona nie lubi czekać.
-Niech pan pozdrowi żonę.
-Dobrze, cześć.
-Zaraz, to oni zjedzą tutaj obiad o dwunastej. Piotrek, Paweł i dziewczyny o trzynastej. A Waldek ma być o piętnastej.
-Masz dobry pomysł. Ustaw sobie Agatę na czternastą.
-O tym samym pomyślałem. Muszę się spotkać z Jagodą. Marta, zadzwoń do niej, żeby Andrzej nie wiedział, że jestem. Dobrze?
-Ale ty mnie męczysz.
-A jak wasze śniadanie?
-Znam to miejsce, ale powiem tobie szczerze, że widok jest, niesamowity.
-Mogę?
-Jasne. A co powiedzieć Jagodzie?
-Żeby była w sklepie za godzinę. Poszedłem zobaczyć, jak to wygląda. Łał, szok. Marta miała rację, ogród róż, jak w kalejdoskopie. Miała dobry pomysł z tym niebem schodzącym, aż do połowy wysokości luster na ścianach. Ciekawy materiał, rozciągliwy i cienki. Ładnie barwiony na niebo z obłoczkami, hm piękne. Udałem się do Pauliny. Nie ma! Pewnie jest u Pawła. Pojechałem więc do Natalii.
-Mam nadzieje, że przeszkadzam?
-Chciałabym, ale nie ma w czym. Nudzę się, bo jestem prawie sama. Karolina jest w Paryżu, a Piotrek z Mariolą, pojechali do fryzjera. Paweł będzie tutaj dopiero w południe. Jest tylko....
-Paulina! Bardzo dobrze.
-Coś się stało?
-Właśnie nic, a ja chcę, żeby się coś działo.
-Coś ty znowu wymyślił?
-Nie powiedzieli tobie?
-Nie.
-Jagoda, też się nie pochwaliła?
-Kolacja.
-Kolacja, śniadanie, obiad i znów kolacja. Tylko, że za każdym razem, ktoś inny.
-A mojego męża nigdy nie ma, jak jest potrzebny.
-Właśnie. Podeszliśmy do Pauliny.  
-Paulinko, zobacz kto się u nas zjawił?
-Szymon. Myślałam, że będziesz dopiero wieczorem.
-Tak miało być, ale ustawiłem obiad po was i kolację po zmianie dekoracji na pole po sianokosach. Tylko musicie wyrobić się w czterdzieści pięć minut.
-Jasne, obiad będzie krótki, bo liczyłyśmy pół godziny do czterdziestu minut. Gdyż ma przyjść jakiś facet i zmienić dekorację.
-To dobrze. Ustaw sobie kolację na dwudziestą.
-Ja tam będę na siedemnastą do dwudziestej. Ale wyjdę prędzej, bo muszę dojechać do domu przed północą. Więc tak, od dwudziestej, będziecie mieli wolne pole ze snopkami.
-Dziękuję.
-A ty Natalio, wiesz kiedy mąż wraca?
-W piątek, chyba? Ale, pewna nie jestem.
-Myślę, że zostawimy to na weekend i pozwolimy na tą zabawę. Jak masz chęć, być tam jeszcze w ogrodzie różanym, to porozmawiaj z Martą i zróbcie jeszcze raz ogród różany. Chyba, że pomyślicie nad inną dekoracją i porozkładacie trawę i jakieś krzewy, można by zrobić park. Puścić odgłosy natury, ptaki i masz nastrój.
-Łał. Skąd ty masz takie pomysły Szymon? Ja to nawet połowy tego, co ty wymyślasz, nie mam w planach.
-I widzisz, dlatego macie mnie.
-No tak. Na to nie wpadłam. Jak zmienimy dekorację, to zajmę tobie miejsce, dobrze?
-Dziękuję Natalio.
-Szymon, dwa razy będziesz tam dzisiaj z Agatą?
-Taki jest plan, a jak będzie, to się zobaczy.
-Ale namieszasz w dzień kobiet.
-Wiem, przepraszam. Spojrzałem na zegar, który stał w salonie.
-O kurcze, to już ta godzina?
-Tak. A coś się stało?
-Za dziesięć minut muszę się znaleźć w sklepie Jagody.
-Zawiozę ciebie.
-Dziękuję. Natalia pojechała ze mną do sklepu Jagody.
-Witam pani Mario. Jest już Jagoda?
-Nie ma pani Natalio, a miała być?
-Tak miało być. Dzień dobry pani Mario.
-Witam ciebie Szymon. To ty się tutaj z nią umówiłeś?
-Tak.
-Dzwoniła, że się spóźni. Ale nie wiedziała, kto tutaj będzie, więc kazała przekazać, że będzie piętnaście minut później.
-Podała przyczynę.
-Nie. Wejdźcie na zaplecze i zróbcie sobie herbatę. Weszliśmy do drugiego pomieszczenia.
-W dobrym guście takie spóźnienie. Dodała Natalia.
-To dlatego, że się nie przedstawiłem. A tak prawdę powiedziawszy, to zadzwoniła Marta. Bo nie chciałem, aby Andrzej wiedział, że jestem w mieście. Muszę zmusić Jagodę, aby przyprowadziła Agatę do klubu na daną godzinę.
-Tak, to będzie ciężkie dla ciebie. Po wczorajszym dniu, zrobi dla ciebie wszystko.
-Co znaczy wszystko?
-Ty naprawdę nie wiesz?
-Wiem, ale nie może zrobić tego, co chce, bo mnie zabije. A nie chcecie tego, prawda?
-Prawda. Ale o czym ty mówisz?
-Nie pochwaliła się tobie. Na pewno powiedziała, prawda?
-Powiedziała mi o spacerze. Wspomniała też coś o twojej obietnicy i..., to prawda?
-To fakt i na pewno prawda.
-Nie zrobisz tego. Podszedłem do niej.
-A może chcesz sprawdzić? Spojrzałem jej w oczy, a ona popatrzyła mi w oczy i powiedziała.
-Nie chciałabym i to nie dla mnie.
-Widzisz, dobra odpowiedź.
-Lubię ciebie, ale czy ty oby na pewno wiesz, co chcesz zrobić?
-Poprosić Jagodę o pomoc. Dlaczego mnie o to pytasz?
-Ponieważ lubię ciebie i chcę wiedzieć, czy nic tobie nie grozi. Pozwól sobie pomóc, proszę?
-Dobrze, ale nie w sprawie tanków.
-Dlaczego ty taki jesteś, dlaczego. Pozwól mi sobie pomóc w tej jednej sprawie, proszę.
-Natalio, to nie twoja wojna. Nie mieszaj się do tego. Weszła Jagoda do sklepu.
-Pani Mario, kto to jest?
-Pani Natalia. Ale nie sama, jest z nią jeszcze jeden chłopak. Są na zapleczu.
-Witam kochana. Co ciebie sprowadza do mnie? Pokazała na mnie i powiedziała.
-Tu masz winowajcę.
-A co ty tutaj robisz? Zdziwiła się widząc mnie.  
-Cześć Jagódko. Mam do ciebie prośbę.
-Proś, o co chcesz. Za wczorajszy dzień, dam tobie wszystko.
-Ciekawe, co takiego oddasz mu za marzenie.
-Natalia! Zdenerwowałem się.
-O czym ty mówisz? Zwróciła się do Natalii.
-Dziewczyny, nie przyszedłem tutaj mówić o tym, co będzie dużo później, tylko dzisiaj. Pomożesz mi?
-Tak, tylko co takiego ty chcesz?
-O godzinie czternastej potrzebuję Agatę w klubie. Ale tak, żeby nie wiedziała, po co tam jedzie. Nie mów, że to ja.
-To co mam jej powiedzieć?
-Że Marta chce z wami porozmawiać, albo chcesz zjeść z nią obiad, tam gdzie jedliście wczoraj kolację, bo Andrzej nie może, a sama, to nie będziesz jadła. I takiego rodzaju bzdury.
-Powiem, że chcę zjeść z nią obiad. To najbardziej logiczne.
-Wiem. Dlatego, że to jest naturalny blef i najpewniej uwierzy. Posadź ją przy stoliku w pokoju luster i powiedz, żeby chwilkę poczekała, bo idziesz do Marty. A później wyjdź.
-Ale, będziesz tam?
-A gdzie niby miałbym być? Nie robiłbym takiego zamieszania, jak miałoby mnie nie być.
-Wiem, przepraszam. A właśnie, miałam tobie podziękować.
-Co ja powiedziałem tobie ostatnio?
-Że zjem posiłek w niebiańskich ogrodach.
-I..., że masz uznać to, za coś co kupiłaś.
-Przepraszam. A to, o czym powiedziała Natalia, to... co to jest?
-Daj mi w twarz, to się dowiesz.
-Nie, nie będę ciebie biła.
-To tobie nie powiem.
-Naprowadź mnie chociaż.
-Pierwsza odpowiedź, nie wyklucza drugiej możliwości.
-To nie prawda. To nie może pasować do obu możliwości.
-"Zjecie posiłek w niebiańskich ogrodach." Taka była pierwsza podpowiedź, prawda?
-Tak.
-Natalio, powiedz proszę przyjaciółce, jak to się ma do drugiej niespodzianki.
-Ale, to jest przecież druga niespodzianka.
-Widzisz. I jakby tobie to powiedzieć. Już wiem. Ten ogród był nierealny, bo to były tylko odbicia w lustrze. A w moim marzeniu, wszystko będzie realne. Może nienamacalne, ale realne. Spojrzała na Natalię, później na mnie i znów na Natalię.
-Jak może być realne, ale nienamacalne?
-Powietrze w okół nas jest realne, ale niewidoczne i nienamacalne. Miłość jest realna, ale niewidoczna i nienamacalna. A mimo to, potrafi namieszać człowiekowi w życiu, prawda?
-Aleś wyciągnął ciężkie działo. Tutaj masz rację.
-W głowie zamęt, w sercu zamieszanie, a w życiu, nic nie wybrane. Cholera, skąd ja to znam! Powiedziałem z zastanawiając się.
-Ha, ha, ha, ha. Zakochałeś się w Agacie i jej cioci Jagodzie? Roześmiała się Natalia.
-Zakochałem się w tym mieście i w dwóch dziewczynach i kobiecie.
-Powiedz mi, że to nie moja córeczka? Podszedłem do Natalii i spojrzałem jej głęboko w oczy, a potem uśmiechnąłem się do niej.
-To nieistotne kochana Natalio, bo tą kobietą jesteś właśnie ty. Tylko, że to ty musisz chcieć zagrać o tą miłość, razem ze mną. Zakochałem się w tobie, w czasie kiedy stanęłaś w mojej obronie. Byłaś taka opanowana i władcza, a mimo wszystko sprawiedliwa. Powiedz mi, jak ty to robisz? Proszę.
-Ty żartujesz, prawda? Podniosłem jej brodę palcem wskazującym i zbliżyłem się do jej ust. Tak, jak chciałbym ją pocałować, a tylko powiedziałem jej na uszko.
-Tak, to jest żart. Kocham was wszystkie, jak przyjaciółki. I przytuliłem ją. Odwzajemniła i też się do mnie przytuliła, a po chwili.
-Nie, bo prawie tobie uwierzyłam. I mnie odepchnęła.
-Fajne ma te gry, prawda? Zapytała Jagoda.
-Ale to był żart, tak?
-Nie, to był kawałek gry. Ciekawy, co?
-Szymon, po co ty robisz takie idiotyczne rzeczy?
-Lubię was obie i chcę, żebyście mnie zapamiętały na zawsze.
-Ciebie ciężko będzie zapomnieć.
-Nieprawda. Zapamiętuje się kogoś, kto zrobił coś głupiego, coś niesamowitego, albo coś, czego nigdy się nie zapomina. Czyli kogoś, kto zmienił cały twój światopogląd.
-Masz ciekawy tok myślenia. Ale ty już zrobiłeś dla nas tyle, że nigdy nie zostaniesz zapomniany.
-Szymon, wszystkie ciebie tutaj kochamy.
-Tak? Jak to wszystko się skończy, to zrobimy coś razem, ale nie dzisiaj. Dobrze?
-Trzymam ciebie za słowo.
-Ja też.
-Macie to jak w banku.
-Każdy bank da się okraść.
-I nawet zburzyć, ale do głównego skarbca można się, co najwyżej dokopać. Najlepiej dopiero, jak opadnie kurz.
-Żeby było widać, co się bierze?
-Powiedzmy. Choinka, musimy jechać. I ty też Jagódko powinnaś już iść.
-Dobrze. Załatwimy to tak, jak powinno być.
-Dobrze. Każdy wie, co ma zrobić, to do dzieła. Natalia zawiozła mnie do klubu, a Jagoda pojechała po Agatę. A, że troszkę się to przeciągało, siedziałem sobie w pokoju razem z Martą i rozmawialiśmy o niczym.
-A to ciekawe.
-Mogłabyś czasem powiedzieć mi, jak wam się układa?
-Nie, bo ty zawsze coś wymyślasz. Czasem masz rację, ale gorzej jest, jak jej nie masz. Wtedy, to jest dopiero tragedia.
-Co ja takiego złego tobie powiedziałem. To, że Tomek dał komuś w mordę?
-Nie o tym mówię.
-To o czym?
-Zawsze robisz wszystko, żebyśmy byli razem. A ja chciałabym, żeby to on zrobił coś sam w tym kierunku.
-Rozumiem. Drażni ciebie jego bezruch.
-Nawet, o tym nie myśl.
-Dlaczego?
-Jesteś gorszy od mojej babci.
-Co?
-Tomek jej nie trawi, a ona za nim pieje. Zawsze mnie pyta, kiedy znów będziemy razem u niej. Ale mnie tym denerwuje.
-Ona czeka na dobrą wiadomość. Kiedy przyjdziecie i zakomunikujecie jej, że wreszcie się pobieracie.
-Nie?
-Tak. Ile twoja babcia ma lat?
-Dużo. Nie wiem, ale ponad dziewięćdziesiąt.
-Więc na pewno, chce zobaczyć ciebie w białej sukni.
-Tylko, że ja nie powinnam już mieć białej sukni, bo jestem w ciąży.
-Nie wiedziałem.
-To, czym ty się interesujesz?
-Nie ślubami.
-To czym? Ktoś zapukał.
-Proszę!
-Prosiła pani, aby poinformować, jak przyjdzie pani Jagoda razem z Agatą.
-Dobrze, dziękuję.
-Idź, ja je chwilkę zatrzymam.
-Zapukaj do drzwi pokoju, jak Jagoda wyjdzie i przywitaj mnie po wejściu.
-Leć. Coś wymyślę. Poszedłem do pokoju luster i wgramoliłem się pod stolik. Kiedy Jagoda weszła z Agatą do pomieszczenia siedziałem pod stolikiem po turecku, oparty o krzesło. I w tym momencie pomyślałem sobie. O choinka, a jak usiądzie przodem do drzwi. Trudno, najwyżej pocałuję ją w kolanko i jakoś z tego wybrnę. Całe szczęście, że ciotka posadziła ją tyłem do wejścia.
-Poczekaj Agatko chwilkę. Kiedy wyszła, ktoś zapukał do drzwi.
-Dzień dobry państwu. Podać już zamówienie?
-Jeszcze nie, bo jestem sama, chyba powinnam poczekać na ciocię.
-A pan, co na to? Zwrócił się kelner do mnie.
-Podaj zamówienie. I wiesz co kochanie, chyba na pewno, ciocia już nie przyjdzie.
-Szymon, a ty.... Ale.... Odpuściła zadawanie pytań i się uśmiechnęła.
-Zadowolona?
-Taaak.
-Co się tak uśmiechasz? Zacięłaś się?
-Zrobiłeś to dla mnie, prawda?
-Tak, ale ty jeszcze nie wiesz co?
-Wiem. To wszystko zrobiłeś specjalnie dla mnie.
-Kto się wygadał?
-One wszystkie wiedziały?
-Nikt nie wiedział. Nawet ja, nie bardzo wiedziałem, jak to zrobić.
-Zostaniesz na noc?
-Nie mogę. Jak nie dojadę do północy na miejsce, to będzie lipa z weekendem.
-Grabisz sobie dla mnie?
-A mam inny wybór? Chcąc coś zrobić, to trzeba wyjść poza pewne normy i zburzyć plan dnia.
-Nie byłeś dzisiaj w szkole.
-Nie byłem. Zła jesteś na mnie?
-Byłabym, gdybyś zrobił to dla kogoś innego.
-Co w was takiego jest?
-W kim?
-W tobie, Jagodzie, Paulinie, Karolinie, Natalii że człowiek nawet, jak nie chce, to myśli o was, co?
-Wszystkie ciebie lubią, bo się z tobą nie nudzą. A poza tym wszystkim, to ty jesteś tak dziwnie spokojny, jak na to, co się dzieje obok ciebie.
-Jak mogę zgasić tobie ten uśmiech, który masz na twarzy?
-Dzisiaj, to się tobie nie uda.
-Kocham ciebie, wiesz?
-Wiem. Wszedł kelner i przyniósł zamówienie. Porozstawiał i zapytał, czy coś jeszcze.
-Lampkę wina.
-Jakiegoś konkretnego, czy tylko....
-Białe, półsłodkie, deserowe.
-A... ?
-Nie dziękuję. Odpowiedziałem przerywając mu pytanie.
-Za chwileczkę przyniosę. I poszedł. Ja wziąłem i nalałem zupę do talerzy.
-Co się tak wciąż jeszcze cieszysz?
-Sama nie wiem. Myślałam, że zobaczę ciebie dopiero w piątek, a ty jesteś dziś. Przyciągnęłam ciebie myślami.
-Jeśli myślałaś o mnie od ostatniego Focha, to tak. Lecz, jeśli tylko dziś, to lipa, bo ja powiedziałem Marcie, żeby zarezerwowała mi salę na dzisiejsze spotkanie w dniu twojego Focha. Jedzmy, smacznego. Wrócił kelner z winem. Postawił, przeprosił i wyszedł.
-Szymon, na ile czasu dzisiaj masz wynajętą sale luster?
-No tak za godzinę będzie tutaj ktoś jeszcze, więc mamy pięćdziesiąt minut.
-Więc, to tylko obiad?
-Nie, ale za godzinę musi nas tutaj już nie być.
-Przygotowałeś coś jeszcze?
-A co ty taka ciekawska jesteś, co?
-Mógłbyś mi powiedzieć.
-Przyjdziemy tutaj jeszcze wieczorem.
-Do której zostaniesz?
-Tak, do dwudziestej. Co ty się tak cieszysz?
-Ja się naprawdę cieszę, że ciebie widzę.
-To też, ale..., coś wymyśliła?
-To nie ja?
-A więc nie zaprzeczasz.
-Nie. Znaczy się, tak. Ale....
-Zawsze ta Ala. Dobrze, może zapytam wprost. Coście wymyśliły?
-Zgaduj.
-Teatrzyk? Nie, to byłoby zbyt proste, prawda?
-Prawda.
-Więc to będzie show.
-Nie bawię się z tobą.
-O, popsułem humorek.
-Nie popsułeś, ale dziewczyny przyjdą tutaj w sobotę.
-Mam pomysł. Zabawmy się dzisiaj.
-Zrobić to wszystko dziś? Przecież, to jest nierealne.
-Kochanie, realne jest zrobić w dwie godziny pole ze snopkami w zimę. To realnie myśląc, można zrobić pokaz. To też niepowinno mieć żadnego nieprzewidzianego odstępstwa od planu. To tylko kwestia czasu. To jak, podniesiesz rękawicę?
-Zgoda, jak ty zrobisz pole, to ja ustawię dziewczyny. Układ stoi. Podała mi dłoń bym ją uścisnął.  
-Co wygrywasz?
-To, że dzisiaj zostajesz na noc.
-Jeśli ja wygram, to idziesz razem ze mną na kurs.
-Nie, to poniżej pasa.
-Czy to moja wina, że co ciekawsze rzeczy, są poniżej jakiegoś poziomu?
-Dobra. Zresztą, ja też postawiłam ciebie pod ścianą. Uścisnąłem jej dłoń i kiedy kończyliśmy jeść Agata zapytała.
-Długo się tobie zejdzie?
-Nawet nie ruszę palcem, więc idę z tobą.
-Boże założyłam się z tobą, o coś, co i tak będzie zrobione?
-Zobaczymy.
-Ufasz temu, co będzie to robił?
-Nie znam go.
-To skąd on będzie wiedział, co to ma być?
-A po co tutaj jest kierowniczka zamieszania?
-Może, żeby dopilnować, abyś przegrał.
-Nie wydaje się mnie. Marta by tego nie zrobiła.
-Muszę z nią zamienić słówko.
-A proszę ciebie bardzo. Odparłem.  
-Wiesz, że nie przywitałeś się ze mną.
-Ups! Przepraszam ciebie robaczku. Już to naprawiam. Wstałem i podszedłem do róż i wybrałem najładniejsze jakie były w każdym z dwudziestu pęczków. Odłożyłem jedną na stół i zbliżyłem się do Agatki. Uklęknąłem przednią i powiedziałem.
-Jesteś doskonała i piękna, jak każda z tych róż, jakie wybrałem. Niepowtarzalna, jak jeden unikat. Mimo, że nienawidzisz swoich włosów i piegów, to ja uważam je za twój atut. Odróżniają ciebie od grona dziewczyn, które sądzą, że najlepiej być blondynką, kiedy poznaje się chłopaka. Rudą w czasie, jak się go już pozna.( To te chwile szaleństwa.) A brunetką kiedy miłość już zgaśnie i trzeba być prostolinijna i rozgarnięta. A ty, jak dotąd, zawsze jesteś dla mnie idealną dziewczyną. Wspaniałą partnerką do zabaw i najukochańszą osobą w moim życiu. To dla ciebie ześwirowałem, to dla ciebie zmieniłem swój światopogląd. Gdyż to ty jesteś najciekawszą i najlepszą rzeczą, jak mi się w życiu przytrafiła. Więc daję tobie te dziewiętnaście idealnych kwiatków, na znak swojej miłości do ciebie i proszę, żebyś nigdy się nie zmieniała. I abyś była tyle lat razem ze mną, ile te róże mają płatków. Wstała od stołu i pomogła mi się podnieść. Spojrzała mi w oczy i widziałem jej wzruszenie i jak łzy wielkości grochu, płyną jej po policzkach, powiększając i tak wielkie piegi.
-Nie płacz. Dlaczego płaczesz?
-Nie wiem. Bo ciebie kocham i lubię, jak mówisz do mnie coś takiego. Pocałunek trwał długo, a później był drugi i..., aż ktoś nie zapukał.
-Proszę!
-Agatko, musicie już kończyć. Przyszedł już pan Waldek.
-Szymon zabrał tobie kilka kwiatków, mogę je zatrzymać.
-Agata, ale to on zapłacił za te kwiaty. Są jego. Podniosłem róże ze stołu i podałem ją Marcie.
-Proszę. Ta jest dla ciebie, za to, jaka jesteś. Nie zmieniaj się. Ale odpuść troszkę Tomkowi na czas naszej krucjaty. Proszę?
-Jak on poprosi mnie o to, to zgoda.
-Tylko tyle. Coś za łatwo poszło.
-Jak poprosi mnie, tak jak ty.
-Takem czół, że to jest zbyt proste.
-Musimy zajechać do mnie, bo muszę wziąć jeszcze..., coś muszę zabrać.
-Dobrze. To chodźmy. Na wejściu spotkaliśmy Karolinę.
-Cześć, co ty tutaj robisz?
-Przyleciałam i mam prośbę Agatko. Czy pomożecie mi z tym chłopakiem w restauracji u Dagmary? Jest jeszcze w pracy przez godzinę.
-Szymon, ja pojadę ustawić dziewczyny, a ty pomożesz Karolinie. Zgoda?
-Dobrze. To za dwie godziny tutaj.
-Tak. Już przegrałeś.
-Się zobaczy. Wsadziłem Agatę do taksówki i pojechałem z Aniołkiem do restauracji, gdzie pracowała Dagmara. Usadowiliśmy się w rogu sali. Tutaj w miejscu, gdzie Marcin obraził Dagmarę.
-Dzień dobry. Proszę.... Cześć, dzisiaj przyszliście? A ty, co tutaj robisz?
-Jako przyzwoitka.
-Jako przyzwoitka, to mogę być tutaj ja.
-Czyli jestem zbędny, ok.
-Poczekaj, mam pomysł.
-Niby jaki?
-Pokłóćcie się i wyjdź, jak zobaczysz, że się zainteresował. Jest w firmowym garniturze, szare spodnie i zielonkawy gajer z plakietką zawierającą imię, nazwisko i funkcję.
-Przyjdzie ją bronić, czy poczeka na zranionego ptaszka, żeby go pocieszyć?
-Raczej to drugie. Ta ostatnia, złapała go na zranionego ptaszka, więc pewnie się uda. Posiedzieliśmy sobie jakieś pięć minut i dogadaliśmy się w temacie kłótni, znaczy się na jej temat. Powiedzieliśmy sobie podczas kłótni kilka niemiłych słówek, ale to była tylko gra. O której rozmawialiśmy chwilkę przed. I wyszedłem z restauracji. Wiem, że wystarczyłby tylko niewinny flirt. Ale..., jakby to powiedzieć? To on musiał zdecydować o pierwszym ruchu. Stałem i przyglądałem się z za szyby, jak łyknął przynętę. Ciekawy gość. Może da się polubić, hm! Zobaczy się. Dobra, teraz do Agatki. Pojechałem i dzwonię.
-Szymon? Co ty tutaj robisz?
-Gram z dziewczynami.
-Znów mieszasz Jagodzie w głowie?
-Nie Jagodzie, tylko Agacie i jej przyjaciółkom. Jak kolacja?
-Niezłe to było. Dlaczego ja nigdy nie wpadłem na kolację w takiej formie.
-Nie wiem. Macie możliwości i znajomości, a nigdy z nich nie korzystacie.
-Wiem. Nie mamy czasu na takie zabawy, ale z jakiegoś powodu, wszyscy tutaj bawią się po twoich ścieżkach. I głupio to zabrzmi, ale jesteś dziwny. Pewnie dlatego się to wszystkim podoba. Dorota opowiedziała dziewczynom o twoich marzeniach i mają pewien plan, nie wiem jaki. Nie chciały mi powiedzieć. Zeszła Jagoda do nas.
-I jak było?
-Ciekawie, ale to nie wszystko. Zróbcie sobie obiad jutro w klubie.
-Jak tam weszłam, to dostałam oczopląsów w tym pokoju.
-Nie przejmuj się, jutro znów będziesz miała okazję się wbić w szok.
-W czymś tobie pomóc?
-Nie. Szukam Agaty, jechała do domu po coś i miała jeszcze zebrać wszystkie potrzebne jej osoby.
-O nie! To dziś będą tańczyć?
-Słucham.
-To ty nie wiesz, że będą wykonywać dla was taniec hula.
-Zaraz, czyli te rekwizyty, to spódniczki z trawy.
-Wykonane z materiału. Fajne, sam zobaczysz.
-A kto będzie tańczyć?
-Mariola, Paulina, Agata i ta blondynka.
-Iza?
-Tak.
-Czyli spotkam je dopiero w klubie. Hm, dobra. To jak macie zamiar spędzić ten weekend?
-Razem z przyjaciółmi jedziemy na ten wyjazd.
-Pięknie.
-Jak przyjedziesz, to udaj się do Natalii, bo tam będzie Agatka.
-Okej.
-Zabierz ją Andrzej jeszcze raz do klubu przed wyjazdem.
-Jest coś nowego?
-Nie ubierajcie się, jak do ślubu.
-Co znów zrobiłeś?
-Tym razem, to nie ja, tylko Waldek.
-Znamy go?
-Ja go nie znam, więc wy pewnie też nie.
-Kim on jest?
-Nie mam pojęcia. Mecenas go wynajmuje do wykonania zamówienia na widok zapierający dech w piersiach.
-To jak Jagódko, idziemy?
-Tak. Możemy?
-Jasne. I tak będzie tam pewnie kilka osób więcej. Jak mają tańczyć dziewczyny, to każda będzie chciała mieć na miejscu chłopaka. A! I jeszcze jedno. Zostaję tutaj na noc.
-Rodzice wiedzą?
-Będą wściekli.
-Tam jest telefon. Już!
-Widzisz Andrzej, widzisz.
-Nie kombinuj, zadzwoń.
-Y chy.
-Szymon, bo ja zadzwonię.
-Co?
-Agata zapisała na tablicy dwa numery do twojej mamy.
-Szkoda, że mi nie ufa.
-To nie jest kwestia jej zaufania, tylko twojego.
-Chcesz mi powiedzieć, że to ja nie ufam tobie i reszcie przyjaciół?
-Tak.
-Chodź. I poszedłem zadzwonić do Mamy. W sklepie jej nie było, ale znalazłem ją u cioci Ireny.
-Musia, mam sprawę do ciebie.
-Słucham.
-Dzisiaj nie wrócę do domu.
-A gdzie będziesz?
-U Agaty.
-Daj mi któregoś z rodziców.
-Jagoda, broń mnie. Złapała za słuchawkę i oprócz zwyczajowego przywitania i przedstawienia się, usłyszałem.
-Jest tutaj jeszcze. Idź do Andrzeja.
-Słucham?
-Wynocha, już!
-Idę, idę. Wychodząc usłyszałem jeszcze tylko.
-Jak sobie to pani wyobraża.....Przecież to jest żywe srebro.....Wiem, ale nie da się go upilnować.....Sama pani wie, że to niemożliwe. Tyle usłyszałem.
-Co, podsłuchujemy?
-Może troszkę. Wiesz co? I tak postawię na swoim.
-Nie rób głupot. Wróciła Jagoda do salonu.
-Możesz zostać, ale mam ciebie pilnować, żebyś nie władował się w jakieś problemy. Mogę wiedzieć, dlaczego twojej mamie zależało na tym, abyś w nic nie wdepnął?
-Idę się ubierać. Wy też za długo nie rozmawiajcie, jak mamy wyjść. Powiedział Andrzej i się oddalił.
-Dobrze.
-Mam dar ładowania się w kłopoty. Nie zauważyłaś?
-Zauważyłam. Ty to robisz chyba specjalnie, co?
-Nie. Przypadek, wypadek. Różnie bywa.
-To znaczy?
-Najgłupsza rzecz, jaka się tobie przydarzyła?
-No nie wiem. Chyba ty na początku. Dlaczego pytasz?
-A ja zostałem wplątany w historie gwałtu na chłopaku z mojej klasy.
-I jak to się skończyło?
-Byłem na kilku przesłuchaniach i na rozmowie z dyrektorem zespołu szkół, do których chodziłem. I mu powiedziałem, że według mnie, to nic takiego się tam nie działo. Ale tak naprawdę, to ja nie wiem, co tam się stało. Myślę, że wymyślił to, aby uszło mu na sucho wagarowanie. Tylko nie wziął pod uwagę tego, że wsadzi do poprawczaka tych chłopaków.
-Co ty mówisz?
-Jak widzisz, lubię pchać się tam, gdzie są jakieś problemy.
-Nienormalny jesteś.
-Wiem. Powiedz mi coś, czego o sobie nie wiem.
-Obiecaj mi coś.
-Dobrze. Co takiego mam tobie obiecać?
-Nigdy nie wiem, co się dzieje. A chcę wiedzieć. Więc czy możesz dać mi coś, żebym się nie martwiła?
-Mogę powiedzieć tobie, jak zacznie się dziać coś niebezpiecznego. Ale... . I właśnie chodzi o to, ale. Teraz ty mi coś obiecasz, jak chcesz to wiedzieć.
-Dobrze, więc?
-Obiecaj mi, że cokolwiek, by się nie działo, to nigdy i pod żadnym pozorem nie będziesz próbowała mi pomóc w tej sprawie.
-Dlaczego?
-Bo robimy to w porozumieniu z policją. Nie rób nic, żebyś tego nie spieprzyła. Jak będę chciał, żebyś mi pomogła, to sam o to poproszę, zgoda?
-Dobrze.
-A teraz mi to obiecaj.
-No dobrze. Masz moje słowo.
-Jagoda! ja już się ubrałem. A wy?
-Przepraszam, zagadaliśmy się.
-Właśnie widzę. Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu udając się do klubu. Marta czekała na nas razem z Tomkiem.
-Cześć Tomuś. Przywitała się Jagoda.
-Witam panią.
-Dzień dobry. Andrzej wszedł do klubu, a Jagoda zamieniła słówko z Martą. A Tomasz przyczepił się do mnie.
-Cześć. Widzę, że nie możesz żyć bez Zielonej w zimę.
-Bez mojego liska w ciapki.
-A nie bez słońca? Bo mnie, to się wydaje, że częściej widzę ciebie w głupich sytuacjach ze słoneczkiem, niż z tą lisicą.
-Bo dla ciebie nie ma głupich sytuacji z lisicą, a do słoneczka jesteś uprzedzony.
-Chyba masz rację. przyzwyczaiłem się do głupich sytuacji z Agatą, a do Jagody jeszcze nie.
-Chłopaki mam prośbę. Muszę z wami porozmawiać na osobności przed wejściem do sali.
-Gdzie, bo tutaj jest opór ludzi?
-Poczekajcie. I wróciła porozmawiać z Martą.
-Chodźcie do biura kierowniczki. Kiedy weszliśmy do środka Jagoda zamknęła za nami drzwi.
-O! Widzę, że to tajne przez poufne. Zarzucił Tomasz.
-A teraz powiecie mi, o co chodzi z tą zabawą w policję.
-Pozbyć się zagrożenia ze strony grupy zwanej tanki i oczyszczenie miasta z narkotyków.
-Właśnie, a ty co myślałaś? Przytaknąłem Tomkowi.
-Boję się o was.
-A więc, to jednak prawda.
-Co takiego? Zapytała Jagoda.
-Zakochaliście się w sobie. Ale nie martwcie się, nikomu nie powiem.
-Szymon, o czym on mówi?
-Fakt oczywisty, w ustach pewnego kryminalisty.
-Bujaj się. Zdenerwował się Tomasz.
-On wie?
-To on mi to uzmysłowił.
-A więc, to tobie powinnam za to podziękować?
-Tak. Zaczęło się piekło na ziemi. Kłócili się. Rozsiadłem się i czekałem, aż im przejdzie. Trwało to jakieś dziesięć minut, aż w końcu interweniowałem, bo ile można czekać na zgodę.
-Zamknijcie się wreszcie! Przecież nie ma sensu kłócić się, o coś, co i tak już zakończyłem.
-Słucham?!
-Że co?
-Nie słyszeliście. Powiedziałem, że to zakończyłem i możesz mi nie wierzyć, ale to prawda. A ty Jagódko, nie wiem, jak byłbym zaślepiony inną, to i tak jestem pewien jednego. Zakochałbym się w tobie na zabój. A jeśli byłabyś troszkę młodsza, nie odpuściłbym ciebie.
-Więc, to prawda?
-Tak. Masz niesamowity sposób bycia i sam tego nie rozumiem, ale zawróciłaś mi w głowie do takiego stopnia, że nie mogę ciebie zapomnieć. Zresztą zrobiłaś to, tak samo, jak Agata, która gdy przyjechałem tutaj pierwszy raz, włożyła sobie moją dłoń w stanik.
-To akurat, powiedziała jej Paulina. Ja chciałam tylko, aby zapomniała o Rafale. A już następnego dnia, po rozmowie z Pauliną nie dało się rozmawiać z nią o niczym innym, jak o tobie. Teraz chociaż wiem dlaczego.
-Przestań. To nie jest śmieszne.
-Normalnie, jak rozmowa starego małżeństwa. Albo starej zakochanej pary, której nigdy nie wyszło.
-Tomeczku, lubię ciebie. Ale, zamknij się.
-Jagoda?
-Słucham ciebie.
-Za jakiś miesiąc, dostaniesz moje marzenie i chcę, abyś nigdy nie pomyślała sobie, że zrobiłem to, bo ciebie kocham. Rozumiesz mnie, prawda?
-Tak.
-Obiecasz mi jeszcze jedną rzecz?
-Słucham.
-Nigdy do tego nie wrócimy.
-Szymon, nie mogę tego zrobić.
-Ale ja mogę. Nie zmuszaj mnie. Pomyślała chwilkę, rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała wreszcie na mnie. Jej wzrok zawisł w jednym punkcie.
-Dlaczego to robisz?
-Tomek, możesz zostawić nas na chwilkę samych?
-Nawet na dłuższą. I wyszedł. Jagoda oparła się rękoma o biurko i uśmiechnęła się.
-Boże, nie rób tak.
-Podoba się tobie?
-Usiądź, proszę. Usiadła na miejscu Marty.
-Posłuchaj, ja nie chcę stać między wami.
-Andrzej zrozumie, rozmawialiśmy o takich sytuacjach.
-Nie mówię o nim.
-To o kim?
-O tobie i Agacie. Poza tym, ja ją kocham. Spojrzała podejrzliwie.
-No dobra, żaden argument jeśli chodzi o ciebie. Więc, co najwyżej możemy zostać przyjaciółmi.
-Ty mówisz poważnie?
-Albo znikam z waszego życia. Nie stanę pomiędzy wami.
-Nie możesz, Natalia utworzyła.... I złapała się za usta. Po chwili, jak gdyby nigdy nic, zgodziła się na przyjaźń bez żadnych ustaleń.
-Dobrze, niech będzie tak, jak mówisz, zostańmy przyjaciółmi.
-Zgoda? Podałem jej swoją dłoń.
-Zgoda. Uścisnęła ją. Ukłoniłem się.
-Okey. Położyłem jej, swe dłonie na barkach i zadałem pytanie.
-Powiesz mi, co Natalia ma z tym wspólnego?
-Dowiesz się w swoim czasie.
-Okey.
-Okey i już odpuszczasz?
-Tak. Dowiem się wreszcie. Więc, po co słuchać dziwnych zagadek.
-Chwila, moment! To twoje marzenie, to o czym mówiliście, to jest to, o czym mówiłeś, prawda?
-Prawda kłamie Jagódko. Ważne są tylko fakty i to gołe fakty. Spojrzałem jej w oczy, dziwnie wyglądały. Były takie zdziwione.
-No tak. Zaleciało troszkę pornografią. Ty, nie musisz być gołym faktem, to znaczy się ubrana. Co ja pieprze. Ty, we wszystkim dobrze wyglądasz, bardzo dobrze wyglądasz.
-Szymon, mieliśmy to zostawić.
-Wiem, przepraszam.
-Zapędziłeś się w kozi róg, co?
-Tak. I pewnie, jako moja przyjaciółka, to wybaczysz mi tą gafę.
-Oczywiście. Ale zawsze będziemy mogli porozmawiać?
-Tak. A nawet, jak będziesz potrzebowała się przytulić, to nie widzę przeciwwskazań.
-Pewien jesteś?
-Tak, ale jako przyjaciele.
-Czyli znalazłeś furtkę.
-Niczego nie szukałem. Zaraz, a ty uważasz, że szukałem?
-A nie?
-Uważaj, żebyś nie przesadziła.
-Czyli mam uważać na twoją obietnicę.
-Mądra dziewczynka. Rozmowę zostawiliśmy w tym punkcie i wyszliśmy do reszty ludzi będących na miejscu. Zjawił się Robert, Paweł, Andrzej z Jagodą i Tomek, z którym już rozmawiałem.
-Cześć! Co tam u was Pawełku?
-Tak myślałem, że tutaj będziesz. Kiedy mi powiedzieli, żeby się zjawić w klubie.
-Paulina też tańczy?
-Nie wiem jeszcze, po co kazali mi przyjść tutaj.
-Nie ty jeden. Ja dowiedziałem się pewnie przez przypadek, bo zapomniały zamknąć usta Jagodzie.
-Jakiej Jagodzie?
-Ciotce Agatki.
-Ma na imię Jagoda?
-Tak. To przyjaciółka twojej mamy, Natalii.
-To ciocia Agaty?
-No ooo! Przestań zadawać pytania na moje odpowiedzi. Irytujące to jest.
-Co ja robię, przecież jestem spokojny.
-Sorry. Przywalam się dla zasady.
-Sam mogę to robić. Wiesz co one zamierzają?
-Podobno mają wykonać taniec hula.
-Przecież jest zima?
-Te bagno nazywasz zimą? Ciekawy tok myślenia.
-Odwal się.
-No i wreszcie ciebie poznaję. Już myślałem, że zaczynasz mnie lubić.
-Niedoczekanie twoje. Nie ma takiej opcji. Zapamiętaj to sobie.
-Nie omieszkam zapisać, żebym nie zapomniał.
-Spierd.... Jakaś dziewczyna klepnęła go w ramię.
-Uspokój się Pawełku, bo złość piękności szkodzi. Choć myślę, że ty i tak, większym egocentrykiem nie możesz już być.
-Zwykły populista, prawda pszczółko?
-Ona tylko wygląda jak pszczółka, ale żądli, jak osa.
-O, więc może mnie przedstawisz?
-To jest Szymon, a to....
-Luśka. To zdrobnienie od Leokadii.
-Szymon, to nie jest żadne zdrobnienie.
-Tak? A ja myślałam, że to stwardnienie. Przytuliła mnie i poczułem jej dłoń na moim kroczu.  
-Widzisz, jak to można się pomylić. Oznajmiłem jej.  
-Zjeżdżaj.
-Pasujecie do siebie. Spierdalaj, zjeżdżaj, normalnie brzmi, jak norma jednej paczki. Powiedziałem do nich.  
-Wiesz co? Chyba ciebie polubiłam, ale nie wiem dlaczego? Powiesz mi, czy może.... Powiedziała zbliżając się do mnie i zaciskając zęby na moim uchu. Poczułem przenikliwy ból. Odepchnąłem się od niej. wgryzła się w moje ucho. Złapałem się za nie i stwierdziłem, że mam krew na dłoni. To krowa. Załatwię ją, ale nie dziś i nie tutaj. Ale mimo wszystko, podszedłem do niej i położyłem jej zakrwawioną dłoń na policzku.
-Ostra dziewczyna jesteś. Ale wiesz co? Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Jak bawisz się ostrymi narzędziami, to musisz liczyć się z tym, że pobrudzisz się krwią. Rozumiesz to, prawda? Stała i patrzyła mi w oczy, jak powiedziałbym coś dziwnego. Zjechałem dłonią po jej policzku w stronę buźki i przejechałem umazanymi palcami po jej cudnych ustach. Po czym oblizałem swoje mówiąc.
-Smacznego. Pokazując jej umazaną dłoń i oblizując swoje palce.
-Zmień swoją szminkę, bo dziewczyny uwielbiają poziomkową, która jest smaczna i dobrze wygląda. Żachnęła się, dała mi w twarz, obróciła się i odeszła.
-Masz dar wkurwiania ludzi. Ona tego tobie nie zapomni. Ostrzegał mnie Paweł.  
-To tylko riposta. Zemsta będzie słodsza. To twoja była?
-Tak. Byłem z nią jakieś dwa lata. Piękna, słodka, ale zęby przy niej, lepiej mieć wymienne.
-I tobie spodobała się nasza Paulinka. Hm, ciekawe dlaczego?
-Jest spokojna.
-Nie pogrywasz z nią, to dlatego.
-Chcesz mi powiedzieć, że też jest nieobliczalna.
-Szalona, ciekawska, a do tego ponad wszystko ładna i..., i wiesz, ma to coś.
-Ona szalona, ciekawska, ty chyba na głowę upadłeś.
-To akurat się zgadza.
-I widzę, że nic się nie poprawiło.
-Tego nie wiem, ale jedno jest pewne. Ciebie nie znałem przed upadkiem.
-To prawda. Dziwny jesteś.
-To już wiem. Powiedz mi coś, czego o sobie nie wiem.
-Obelgi słyszałeś już chyba wszystkie, co?
-To, także prawda.
-To niewiele ciekawego o tobie mogę powiedzieć.
-Szkoda, bo myślałem, że usłyszę coś innego. Podeszła do nas Jagoda.
-Chłopaki, dziewczyny proszą o wejście do pokoju luster. Szymon, masz krew na uchu.
-Wiem, coś mnie ugryzło.
-I musiałeś to rozdrapać?
-Zachowałem się jak dziecko, co?
-Paweł, dlaczego się śmiejesz? Powiesz mi, co się stało?
-Nie kłamie. Coś go ugryzło.
-Zostawmy to. Masz plasterek i naklej sobie, tylko umyj to najpierw. Poszliśmy do łazienki, umyłem ręce i twarz. Później udaliśmy się do pokoju luster, gdzie dziewczyny zatańczyły taniec hula na początku. A później przekształciło się to w balet i troszkę czegoś innego. Ale nie będę tego opisywał. Mi osobiście, bardzo się to podobało.
-Ciekawy układ. Prawda?
-Tradycja z nowoczesnością, niewinność ze striptizem, taka klasyka zmiksowana z teraźniejszością. Tak, dobrze im to wyszło. Ciekawe, kto to wyreżyserował?
-Paulina, a być może Agata. Powiedziała Jagoda.
-Wyglądało, jakby wszystkie zrobiły, to co chciały. Początek Agata, środek chyba Iza, koniec Paulina, a gdzieś po środku pchełka. Przyszła do nas Agata.
-I jak wyszło, co sądzisz?
-Wygrałaś.
-Nie. Zobacz, jak tutaj jest ładnie. Faktycznie zrobił to świetnie. To ty wygrałeś.
-Nic z tego, ty!
-Jak możesz mieć jakieś problemy, to wolę, żebyś to ty wygrał.
-Czekałaś dwa lata na te wakacje. Ty wygrywasz.
-Ej! Przecież, możecie wygrać we dwoje?
-Nie! Wykrzyknęliśmy oboje na Jagodę.
-Bo wtedy, to ona nie pojedzie na wakacje, a ty już załatwiłaś z moją mamą, że zostaję. Więc? Zwróciłem się do Agaty.
-Dobra wygrałam.
-Widzisz Jagódko, nie ma to, jak się kłócić o swoją przegraną.
-Oboje jesteście niemożliwi.
-A, kto to wszystko wyreżyserował?
-Paulina.
-Takem czuł.
-Ale wszystkie dodały coś od siebie. Wiedziałeś, że Iza jest po szkole baletowej?
-Żartujesz sobie? Poważnie?
-Poważnie. Zapytaj, jak mi nie wierzysz.
-Kochanie, a co z naszym piknikiem?
-Tego nie wiem. Zaprośmy wszystkich!
-Zmieści się co najwyżej dziesięć osób.
-Czyli dwie pary odpadają. Do klubu przyszła Karolina z nowym chłopakiem. Podszedłem do nich razem z Agatką.
-Przeszło tobie?
-Tak. Przepraszam ciebie, to moja wina.
-Nie Karolinko, to ja za ostro zareagowałem. Przepraszam. Wiem, że powinienem powiedzieć tobie o całej sprawie, ale jakoś tak wyszło. Nikt nie wiedział, że dzisiaj będziesz.
-Wiem, ale po co miałam mówić, że przyjadę, jak i tak wszyscy jesteście w mieście. Zaraz, ty i Tomasz nie jesteście z Zielonej. Skąd się wziąłeś?
-Przyjechał dla mnie, bo mnie kocha. Powiedziała Agata.
-O przepraszam, to Leszek. Szymon i Agata.
-Witam.
-Cześć.
-Miło mi.
-Karolina, chodź pokażę tobie pokój luster.
-Mogę?
-Tak, idź. Poszły.
-Szymon, tak?
-Leszek, jak długo znasz naszego aniołka? Spojrzał na zegarek i odpowiedział.
-Jakieś sto osiem minut. Dlaczego pytasz?
-Lubię ją, więc nie będę owijał w bawełnę. Pytanie ciebie, czy się tobie podoba, jest zbędne. Nie skrzywdź jej, to dobra rada.
-Grozisz mi?
-Nie ja. Obróć się. Za Leszkiem stał Tomek.
-Jak będzie płakała, to nawet nie zapytam, dlaczego. Rozumiemy się, prawda?
-Nie, no pewnie. Ale dlaczego miałaby płakać, przecież podoba mi się.
-Znasz Natalię, jej mamę?
-Nie. Ale podobno jest tutaj jej brat.
-To on? Zapytał mnie spoglądając na Tomka.
-Nie. Ale też łeb tobie urwie, jak ona będzie płakać. Wszyscy Karolinę lubią i moje kondolencje, jak coś jej zrobisz. Odwieź ją do domu.
-Co ty pieprzysz, przecież ona jest samochodem.
-No tak, Mercedes SLK. Zapomniałem o nim.
-Niesamowity samochód.
-Niesamowita, to jest właścicielka.
-To jej?
-Dostała na osiemnaste urodziny.
-Łał, ja też bym chciał dostać takie cudo.
-Samochód, czy właścicielkę? Bo się gubię.
-Ją w pakiecie z samochodem.
-A sama tobie nie pasuje?
-Nie. No oczywiście, że tak. Wróciły dziewczyny.
-Szymon, piękne to jest. Jak to zrobiłeś?
-To nie ja. Ile razy mam to mówić, że to nie ja!
-Więc kto?
-Waldek.
-Poznamy go?
-Nie wiem, bo go nie znam.
-Szkoda. Mam pomysł na następną metamorfozę tego pokoju.
-Porozmawiaj z Martą, bo ja tylko mogę używać tego pokoju do celów służbowych.
-Ale to ty zrobiłeś tutaj ten różany ogród i teraz to.
-Tak, ale za zgodą kierownictwa. Mam pomysł. Kochanie, oddamy Karolince piknik?
-Pod jednym warunkiem. Musi oddać tobie, to coś.
-Co to znaczy?
-No wiesz przecież.
-Sama się zgodziłaś.
-Wiem, ale jakoś źle mi z tym.
-Karolinko, ona chce, abyś oddała mi swoją wygraną.
-Agata! Obiecałaś mi. Proszę.
-Może zagracie o to.
-Dobrze. Ale ty wymyślasz grę.
-Zgoda, już wymyśliłem.
-Jaką?
-Chodź Karolinko, przedstawię tobie realia i się zobaczy. Kradnę tobie Karolinkę, ale za momencik oddam.
-Mogę iść?
-Tak, dlaczego pytasz? Bo jesteśmy tutaj razem i trzeba zapytać.
-Oczywiście, że możesz. Poszliśmy do biura Marty.
-Co wymyśliłeś?
-Masz czas do soboty, na to, aby stworzyć podbramkową sytuację z Leszkiem i wyjść z niej obronną ręką.
-Bez seksu.
-No.
-Przestań. Wymyśl coś innego.
-Nie. Jak nie podniesiesz rękawicy, to przegrałaś.
-Dlaczego to robisz?
-Chcę być pewien, że nie władowałem ciebie na jakiegoś chama, albo innego idiotę. Rozumiesz to, prawda?
-Chyba tak. Chcesz zobaczyć, jak się zachowa w stosunku do mnie.
-Widzisz. Ty, to jednak jesteś logiczna dziewczyna.
-Zgoda, ale będę musiała go jakoś zachęcić.
-Zrób show i zobacz, jak się zachowa.
-Z tobą wszystko jest takie proste.
-Nie masz robić tego ze mną, tylko z nim.
-Peszysz się?
-Aż tak widać?
-Tak.
-To źle?
-Słodki jesteś, wiesz o tym?
-Żadna nie powiedziała mi czegoś takiego. Obróciłem się do niej i staliśmy twarzą w twarz.
-Wiesz co? Taka dziewczyna jak ty, nie może mieć problemów ze znalezieniem chłopaka. Więc dlaczego prosisz mnie o pomoc?
-Jak dotąd, każdy którego połączyłeś, jest zadowolony ze związku. A ja zawsze trafiam na imbecyli i idiotów niewartych uwagi.
-Czyli znaleźć kogoś sobie umiesz, tylko nie celujesz we właściwe osoby. Może spróbujemy z tym Leszkiem? Nie wygląda na takiego, co to trzeba by go usunąć. Poza tym, Tomek już mu powiedział, że jak będziesz płakać, to nawet nie zapyta dlaczego.
-Że co? Już na wstępie go straszycie, świnie jesteście.
-Prosiaki, chamy, Wieprze i inne bydło. Dlaczego wy kobiety zawsze mówicie, że ktoś jest świnia. Przecież to rodzaj żeński. Nie uważacie, że obrażacie same siebie?
-Nie. To tylko takie powiedzenie.
-To dobrze kolego, że to tylko takie powiedzenie. Gdyż już mnie to, zaczęło martwić.
-Przestań się nabijać. I chodźmy już z powrotem do nich.
-Więc, przyjmujesz wyzwanie?
-Dobrze już, przyjmuję. Zadowolony jesteś?
-Nie. Ale i tak jesteś najnormalniejszą dziewczyną jaką znam.
-A Paulina?
-Nie znasz jej, tak jak ja. Jest szalona i nieprzewidywalna. Ale jak wy wszystkie, ma też to coś w sobie.
-Co to takiego?
-Taka iskierka, która nie pozwala mi zapomnieć o was. Z którą z was bym nie był, nie potrafię myśleć o innej. Powiesz mi dlaczego?
-Mama powiedziała mi, że jesteś marzycielem i do tego romantykiem.
-Słucham! Nie jestem romantyczny. Co za bzdury. Naprawdę tak myśli?
-Nie tylko ona.
-To kto jeszcze?
-Wszyscy. A ty myślałeś, że kolacje w pokoju róż, na polu ze snopkami i na niebie, to nie jest romantyczne?
-Wiesz, że to troszkę nie tak. Ja po prostu, robię to dla was. Macie niesamowite możliwości, a nic z tym nie robicie. Na co czekacie, na koniec. Bawcie się. Życie nie polega na nudzie, tylko na zabawie.
-Tak zrobię. Zabawie się z nim i zobaczymy, czy on będzie się nadawać na mojego męża. Uśmiechnąłem się i dodałem.
-Uwielbiam takie dziewczyny, jak ty w tej chwili. Mariolka taka była.
-Ty poważnie z nią nie spałeś ?
-Nie spałem. Bo gdy ją poznałem, miałem natychmiast pomysł, żeby wpakować ją na Piotrka.
-Wiem, on tego potrzebował i jej też się przydało.
-Sprawdzasz, czy przespałem się z nią? Piotrek mi nie wierzy? Mi jak mi, ale dlaczego nie wierzy Marioli? Przecież byś wiedziała o tym, gdybym się przespał z nią, powiedziałbym tobie. Porozmawiajcie sobie we dwie od serca, to zobaczysz.
-Coś ty. Piotrek jej nie opuszcza, nawet na chwilkę.
-Mądra jesteś, coś wymyślisz. Wierzę w ciebie. Dobra, idziemy do nich, bo za chwilkę się okaże, że zjedzą romantyczną kolację sami. A w tedy będziesz musiała zjeść taką, razem ze mną.
-To może poczekajmy jeszcze chwilkę.
-Przestań. Przyjechałem tutaj dla niej i tak zostanie. Chodź. I poszliśmy do Agaty i Leszka.
-Działaj Karolinko, jak chcesz zatrzymać swoją nagrodę. Zaczyna jej na poważnie zależeć na mnie.
-Zaborcza się robi.
-Bo mnie kocha..... I jak pszczółko rozmowa z nowym chłopakiem Karolinki?
-Nadaje się. Zjedzmy z nimi kolację w pokoju luster.
-Zgoda. To będzie piknik na dziesięć osób.
-Ej! A nas, to nikt nie zapyta?
-Ciężko będzie zrobić jeszcze dwa miejsca, ale jakoś się pomieścimy. Powiedziałem do Marty. Zaproszeni byli wszyscy którzy tańczyli i Piotrek z pchełką. Czyli cała rodzinka Aniołka. No może, prawie cała, bo bez Natalii. Wszyscy poznali Leszka i on też poznał wszystkich. Paweł go ostrzegł, żeby nie zrobił krzywdy jego siostrze, Piotrek powiedział, żeby się nie przejmował, a ja dodałem mu opowieść o swoim nosie. Chamskie to było z mojej strony. Zwłaszcza, że pominąłem kilka szczegółów, ale trzeba chronić ideały. Wieczór już się kończył i trzeba było podjąć decyzję, gdzie nocujemy.
-To jak pysiu, gdzie jedziemy spać?
-Karolina prosiła, żebyśmy spali u siebie, bo ona dołączy do nas. Nie chce, aby mama wiedziała, że przyjechała dzisiaj.
-Przecież chłopaki jej powiedzą.
-Już z nimi rozmawiała.
-A dziewczyny?
-Poinformowane.
-Dobrze, niech i tak będzie. Po wszystkim pojechaliśmy do Agatki.
-I jak było?
-Cudownie. Nigdy nie myślałam, że zrobi dla mnie coś takiego.
-Widzisz, widzisz, nie ufa mi. A ty zaprzeczałaś.
-Szymon, nie przeginaj.
-Pewnie, że tobie nie ufam, bo nikt tutaj nie zna twojej mamy.
-O wypraszam sobie. Powiedz jej. No, no powiedz.
-Ale, co? Zdziwiła się Jagoda.
-Rozmawiała z moją mamą.
-Kłamie?
-W sumie nie, ale tylko przez telefon.
-Ale rozmawiałaś.
-No tak, ale....
-Nie ma ale. Widzisz!
-Widzę. Co powiedziała?
-Żeby go pilnować, bo zawsze wplątuje się w jakieś dziwne sprawy.
-To na pewno jego mama.
-No co? Zawsze jakoś tak wychodzi.
-Nie da się zaprzeczyć. A właśnie, bo zapomniałam powiedzieć. Karolinka śpi z nami.
-Natalia mówiła, że będzie jutro.
-I niech tak zostanie.
-Dobrze, nie wnikam. Dzisiaj i tak już idziemy spać. A ty, o której jedziesz?
-Rankiem o szóstej siedemnaście.
-Andrzej ciebie zawiezie na stację.
-O przyjechała Karolinka. Ciekawe, czy odwiozła Leszka. Agata pobiegła zobaczyć. A Jagoda zrobiła wywiad.
-Kto to Leszek?
-Nowy chłopak Karolinki i szef Dagmary w restauracji.
-Nie za stary dla niej?
-Nie. Dwadzieścia jeden lat.
-Powiedział tobie?
-Dagmara powiedziała. Weszły do kuchni.
-Dobry wieczór.
-Cześć. Jak tam nowy chłopak?
-Dobrze, ale skąd pani wie?
-Ups! To ja wygadałem.
-Jak na razie, to spisuje się dobrze. To pierwszy dzień, więc nie może być inaczej. Ale chłopaki, już go nastraszyli.
-Szymon, coście zrobili?
-Nic, opowiedziałem mu tylko historię mojego nosa.
-Tak? Tomek powiedział mu, że urwie jego łeb, jak zobaczy, że płaczę. A Paweł kazał mu skatalogować swoje uzębienie, że niby będzie łatwiejsze do odtworzenia.
-Szymon zwariowaliście? Powiedziała zażenowana naszym zachowaniem Jagoda.  
-Przepraszam, ale ja nie mówiłem, że go będę bić.
-Chłopaki, chłopaki, chłopaki. Wieczny problem, co dziewczyny? Podśmiewała się Jagoda dolewając oliwy do ognia.  
-Dziewczyny, dziewczyny, dziewczyny, jak wy nie byłybyście problematyczne. Za piękne, by to było.
-Agatko, o czym on mówi? Zapytała Agatę Karolina.  
-Nie przejmuj się. On tylko chce dostać dziś łomot.
-O nie, ja się nie bawię. Wariatki, tylko by mnie trzaskały poduszkami. Nie wolno mnie bić.
-Chyba coś nas woła do salonu. Powiedziała Agata i razem z Karolinką wyszły z kuchni.
-Na twoim miejscu uciekałabym na górę. Powiedziała Jagoda. I poleciałem do pokoju Agaty. Wlazłem pod łóżko i czekając na nie zasnąłem. Nie kojarzę za ile czasu przyszły, ale było to dość długo. Ponad godzinę, ale nie dłużej, jak dwie. Musiały rozmawiać z Jagodą w kuchni. Niechcący obudziłem im się gdy mnie wyciągały z pod łóżka, za ręce.
-A niech to, zasnąłem?
-Tak, miałyśmy ciebie od razu wytaszczyć, gdy ciebie znalazłam. Ale stwierdziłyśmy, że chwilkę możesz pospać sobie pod łóżkiem. My i tak chciałyśmy porozmawiać sobie z Jagodą.
-Ooo! Pozwoliła mówić do siebie po imieniu. Łał! Szok, normalnie szok.
-Przestań się nabijać. To tobie pierwszemu, pozwoliła mówić do siebie po imieniu.
-Powiedziała tobie, dlaczego podjęła taką decyzję?
-Tak. Mówiła coś, że to bezosobowe, czy jakoś tak. A co?
-Powiedziałem, że nigdy ciebie nie okłamię, Pamiętasz?
-Co się stało tego dnia, ale tak naprawdę. Powiedz mi proszę.
-Obiecaj mi, że zachowasz zimną krew.
-Dlaczego?
-Bo tylko wtedy, powiem tobie prawdę.
-Obiecuję tobie, że zachowam zimną krew. A teraz słuchamy.
-Usiądź tutaj.
-W celu?
-To na wypadek, jakbyś zawrzała że złości.
-Czyli jednak, coś tam było na rzeczy.
-Pewnie. Pamiętasz jak w dzień chłopaka, opowiedziałaś wszystkim, jak to jest z twojego punktu widzenia? Karolina przyszła później mnie o to zapytać.
-Pamiętam. Ale, co to ma wspólnego z moją ciocią?
-Otóż okazuje się, że bardzo wiele. Świadomość czegoś ciekawszego i bardziej niesamowitego, jest czymś czego nigdy się nie zapomina. Drąży to w człowieku tak długo dziurę, że powstaje krater i nic nie potrafi się tej sile przeciwstawić. Ani zdrowy rozsądek, ani inna myśl. Zgadzasz się zemną?
-Chyba tak. Do czego zmierzasz?
-Chciała zobaczyć, jak to jest i próbowała mnie wtedy uwieść.
-To krowa wiedziałam, że coś odwaliła. Ale to? No przesadziła. Wiedźma jedna. Nie daruję jej tego. I próbowała wyjść z pokoju. Zatrzymaliśmy ją razem z Karoliną.
-Co ty wyprawiasz? Zwariowałaś! Obiecałaś mi. Nigdy niczego więcej tobie nie powiem, jak masz się tak zachowywać. Odpuściła.
-A co dokładnie się tam stało? Zapytała Karolina.
-Ubrała się seksownie i próbowała mnie uwieść. Niezłe co? Ona 34 lata, ja nie mam jeszcze 18-stu.
-Słucham? To ile ty masz lat, siedemnaście? Zrobiłem głupią minę.
-To żart, prawda? Powiedziała do Agaty.
-Nie. Ma szesnaście lat, a tego roku będzie mieć siedemnaście. Nie wiedziałaś?
-Ale jak to możliwe, jak?
-To proste. Urodziliśmy się drugiego maja tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku.
-Jak to my?
-Ma brata bliźniaka.
-To też żart? Wyciągnąłem legitymację kolejową na której było zdjęcie Czesia i nasza data urodzenia.
-Jesteś młodszy niż ja?
-Tak.
-Kto jeszcze wie?
-Twoja mama, Agata, Andrzej, Jagoda, ty i Paulina, do tego Marta i Tomek, Piotrek i Mariola, Mecenas i komendant, plus Władek, a być może Iza i Robert. Zaczęła się śmiać.
-A wszyscy myślą, że masz dwadzieścia kilka lat.
-W klubie, wpisali mi na papierach dwadzieścia cztery. Marta mi powiedziała.
-Jak przyjęła to, że nie masz osiemnastu?
-Szokiem i kazała mi obiecać, że nie będę pił w klubie alkoholu.
-Ale piłeś.
-Pozwoliła mi na lekkie wina i drinki bez mocnego alkoholu, ale z odrobiną wina na wierzchu.
-To dlatego twoje drinki są inne i pilnują, żebyś to ty je dostał.
-Ma się te względy.
-Czyli to prawda, co Agata mówiła. Że jak coś wymyślisz, to pozwolą tobie przebudować klub do twoich potrzeb.
-Przestań, oni tylko zmieniają dekorację.
-I świat, kręci się wokół ciebie.
-Wokół młodości. Spójrz na siebie, masz świat u stóp. A jak dorośniemy, to wszystko się zmieni.
-Zobaczysz, że nie u ciebie.
-Zobaczysz, że tak. Wszystko powszednieje i stanie się takie normalne, codzienne. Ble, aż myśleć mi się nie chce.
-Przestań. Przedłużą tobie dzieciństwo.
-Kto?
-Zobaczysz. Ruszyłeś ich tymi swoimi opowieściami.
-Niczego im nie opowiadałem. Z księżyca spadłyście.
-Może popatrz troszkę dalej.
-Mars. Nie dziewczyny są z Wenus. Chłopaki z Marsa. A tacy wariaci jak ja, z ziemi. To dlatego tutaj przylatujecie.
-Kim ty jesteś, panie Szymonie M.?
-Szesnastolatkiem, któremu trafiła się kobieta z Wenus. Słodsza od czekolady i bardziej wyrafinowana niż wino. Poza tym, porywająca, jak wezbrany potok. Jak dla mnie, wszystkie jesteście nieziemskie. A ty Karolinko, jesteś Aniołem. Nie tylko z nazwy, ale uroda i sposób bycia, to jaka jesteś, to cud. Istny Anioł. Po prostu, jesteś boską istotą.
-A Agata?
-To złodziejka.
-Słucham!!!
-To złodziejka! Skradła mi serce. I zobacz jak myśli. Mam pomysł przeszkodzę jej w myśleniu. Podszedłem do niej i chciałem pocałować, ale dostałem w twarz. Więc złapałem ją za dłoń i obróciłem, a później nachyliłem i pocałowałem. Kiedy skończyliśmy się całować, zapytała.
-Dlaczego mnie obrażasz?
-To prawda. Skradłaś mi serce moje, a ja ukradłem w odwecie twoje. Więc jesteśmy kwita.
-Co?
-Ja nie oddam ci twojego, ty nie oddasz mi mojego. Każdy będzie miał choć jedno. I równowaga w przyrodzie będzie zachowana.
-Co ty pieprzysz?
-Że się kochamy i nigdy tej miłości nie oddamy. Ty mnie kochasz, ja ciebie kocham i tak zostanie na zawsze.
-Stajesz się filozofem.
-Dziewczyny, to może się wykąpiemy i pójdziemy sobie spać.
-Co tobie jest?
-Pierwszy raz mnie uderzyłaś.
-Nie pierwszy raz tobie dołożyłam, więc o co chodzi?
-Pierwszy raz mnie uderzyłaś w twarz, bez powodu.
-Przepraszam nie chciałam.
-Nie. To nie o to chodzi.
-To o co?
-Coś się zmieniło, między nami. Przedtem, byś tego nie zrobiła.
-Wiem, przepraszam. Naprawdę ciebie przepraszam.
-Nie musisz mnie przepraszać. Zaborcza się robisz o mnie. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale robisz się samolubna. Chodź wykąpiemy się razem z Karolinką, zanim całkiem mnie zamkniesz w swoim świecie.
-Dobrze, chodźmy. Poszliśmy pod prysznic i umyliśmy się. Później wtarłem w dziewczyny krem i w końcu wylądowaliśmy w łóżku.
-Teraz zdejmuj wszystko i my ciebie nakremujemy.
-Po co?
-Bo tak. Co za różnica?
-Ale mieliśmy już nie eksperymentować.
-To ty miałeś nie eksperymentować, ja sobie nie zamierzam żałować. Spojrzałem na Agatę ze zdziwieniem.
-No dobra, to na przeprosiny. Powiedziała. Spojrzałem na Karolinę.
-Aniołek, za co ta śmiertelniczka chce ciebie przeprosić?
-Nie wiem, bo za to, że was kocham, to nie trzeba mnie przepraszać.
-Słucham? Zdziwiła się Agata.
-Pokażę coś tobie. Poprosiłem Aniołka o to, aby robiła, to co ja. I położyliśmy Agatę na plecach między nami. dotknąłem jej czoła i razem z Karoliną zjechaliśmy jej paluszkami po nosku do ust. Pocałowała nasze paluszki i sama została pocałowana. Najpierw przeze mnie, a później przez Karolinę, która po tej operacji, pocałowała mnie. Czym wbiła mnie w szok, co szybko zinterpretowała i na miejscu wytłumaczyła.
-To dla równowagi. Pocałowałam ją, to muszę być uczciwa wobec ciebie. Agata próbowała się podnieść, ale oboje zatrzymaliśmy ją, kładąc jej dłonie na piersi i dociskając ją do materaca na łóżku.
-Jeszcze nie. Powiedziała Karolina. I pocałowała ją w usta, a ja zacząłem całować jej ciało od obu piersi do muszelki. Kiedy tam dotarłem obcałowałem ją dookoła i liznąłem jeden płatek i drugi płatek, aż nie dobiła mnie do swojej muszelki łapiąc mnie za głowę. Szczytowała będąc całowana przez Karolinę po piersiach wijąc się jak wąż.
-Oberwiesz za to, zobaczysz. Złościła się Agata. Zaśmiałem się.
-Wiesz co? Chodź pokażemy naszemu gościowi, jak działa dotyk.
-Poczekaj, wyluzujemy ją. Scenariusz był podobny do początków naszej znajomości z Pauliną, więc nie będę tego opisywał. Bo to jak przepisywanie z początku na koniec. Choć Karolina była bardziej realistką i trwało to dłużej. Po wszystkim przytuliły się do mnie i pocałowały w sutki, po czym ugryzły w piersi.
-Ałła. To jest chamskie.
-Cicho bądź i leż.
-Co?
-Agata powiedziała, że masz leżeć. To leż! I docisnęła mnie do poduszki.
-Drapieżne jesteście, lubię takie.
-Widzisz. Mówiłam, że wstanie.
-Dobra, wygrałaś.
-Co wy znowu odwalacie?
-Teraz ty.
-Co?
-Masz dojść.
-Nie!
-Masz dojść i nie ma gadki. Powiedziała Karolina, a Agata wzięła do buzi. Na kombinowały się, ale wygrały. Powstrzymywanie się, na niewiele się zdało. Przy nich obu. O czym ja w ogóle mówię? Było zupełnie bezcelowe i idiotyczne. Więc doszedłem dość szybko.
-Krowy.
-To może odpowiesz nam, jak to jest, że krowy wydoiły byka?
-To proste. Po prostu jesteście wiedźmy.
-O ty chamie. I ugryzła mnie nie powiem gdzie.
-Ałła!
-Przestańcie już. Teraz trzeba go przeprosić. Powiedziała Karolina
-No chyba zwariowałaś?
-Nie. Ja go przytulę. Złapała mnie i przycisnęła do swoich piersi. Po czym pomalutku zjeżdżała w kierunku krocza.
-Właśnie, niech odpokutuje. Usłyszałem głos Agaty i pocałowałem Karolinę w muszelkę, a później spojrzałem na Agatę.
-Co tak patrzysz? Jedziesz, nie ma lekko. Więc jak sobie chcecie. Pomyślałem i doprowadziłem Karolinę do wrzenia. Oczywiście z pomocą Agaty, która sobie nie żałowała. Chwilkę się po chandryczyłem z Karoliną na szczycie, a później pozwoliłem jej dojść. Gdy było już po wszystkim, padła obok mnie. Agatka siedziała na słoniu i patrzyła na koniec. Przecież nie siedzi na nim bez powodu. Pomyślałem. Powiedzmy, że było po grze wstępnej, co było dużą przesadą. Podszedłem więc do Agaty i położyłem się na niej.
-Widzę, że to nie koniec.
-Bez powodu nie męczysz słonia.
-To słonica. Ma na imię Esmeralda. Po chwili powiedziałem.
-Niech Esmeralda pomizia mnie po jajkach. I wszedłem w nią. kochaliśmy się tak dłuższą chwilę, kiedy to Karolina postanowiła się dołączyć. Na początku masowała mi plecy, później piersi, a po nich zjechała dłoniami na moje pośladki.
-Chcesz się dołączyć?
-Pewnie, ale nie wejdziesz we mnie?
-Nie. Teraz Agata. Położyła się więc na słoniu, a Agata kucnęła na niej i zaczęły się całować i macać. Wszedłem więc od tyłu w Agatkę I w takiej pozycji Agata dobiła do końca. Doszedłem razem z nią i musiałem wyjść na koniec. Spuściłem się na jej plecy, ale wytrysk był taki mocny, że część tego, wylądowało na jej włosach.
-Musimy iść jeszcze raz się wykąpać.
-Po co?
-Bo masz masę perłową na włosach.
-Co?
-Przeczesz włosy, prawą ręką po lewej stronie.
-O fuj! Aleś narobił. Masz rację, musimy iść. Poszliśmy pod prysznic. Pod prysznicem Karolina zachowywała się, jak Paulina denerwująca Agatę. Ale o dziwo, Agata nie reagowała na nią tak, jak na Paulę. To chyba jakiś żart, pomyślałem. I namydliłem Agatkę oraz Karolinę wszędzie. A później poprosiłem, aby mi umyła plecy cyckami i Agatę o przód. Ciekawe uczucie.
-Oj!
-To, jest przód.
-Wiem. Ale może wystarczy już dzisiaj, co?
-Wcale nie.
-Agata!
-No co?
-Zostaw Pikusia, niech śpi.
-Ale wstaje, zobacz.
-To go trzaśnij, niech usiądzie.
-Siad. I trzasnęła mnie w czubek fiuta.
-Ałła!
-O przepraszam. Daj pocałuję.
-Złośliwa wiedźma. Złapała mnie za jajka.
-Przeproś.
-Przepraszam. Puściła i mnie pocałowała. Kiedy wychodziliśmy z łazienki Agata razem z Karoliną zatrzymały się. Oparłem się plecami o nie.
-Co jest?
-Nie obracaj się.
-Niby dlaczego?
-Bo ja tutaj jestem. Usłyszałem głos Jagody.
-Co wy w nocy robicie pod prysznicem?
-Myjemy perełki.
-Cicho tam. Powiedziała Agata i trzasnęła mnie łokciem w plecy.
-Co ty masz za jakąś manie bicia mnie dzisiaj.
-Agatko, jest noc. Andrzej chce spać, a wy tutaj lejecie wodę i kombinujecie.
-Przepraszamy, musiałyśmy wziąć kąpiel.
-Ale już braliście.
-Tak, ale to było cztery godziny temu.
-Myślałby ktoś, że jesteście takie czyścioszki.
-Pewne rzeczy też byś z siebie zmyła.
-To czym ciebie upaćkały?
-Odwrotnie.
-Czym siebie upaćkały?
-Jeszcze inaczej. Obróciłem się i przytuliłem się do pośladków Agaty.
-Dobra, nie chcę wiedzieć. Wstała i skierowała się do wyjścia.
-Ale dlaczego, przecież możemy tobie powiedzieć. Złapała za klamkę i stanęła w drzwiach.
-Sama się domyśliłam, więc nie musisz mi mówić. Ale idźcie już spać.
-Dobrze ciociu. Gdy zamknęła drzwi, dziewczyny zaśmiały się.
-Co się śmiejecie?
-Chyba faktycznie się domyśliła.
-Ej, a jak powie mojej mamie?
-Nie powie. Możesz mi wierzyć.
-Uspokoiłeś mnie.
-Musiałaby przyznać, że ukrywała ciebie przed przyjaciółką.
-Masz ciekawy tok myślenia.
-Dobra, faktycznie powinniśmy iść spać.
-To prawda.
-Szymon, jeśli chodzi o tą grę....
-Zrób to dla siebie Karolinko. Żebyś wiedziała na czym stoisz wybierając go. Bądź pewna jednego i sprawdź, jak on to potraktuje, oraz jak się zachowa w stosunku do ciebie.
-Mam go sprawdzić?
-Tak. Położyliśmy się i obie przytuliły się do mnie obejmując siebie. Szybko zasnąłem. Rankiem obudziła mnie Jagoda i pomogła zdjąć dziewczyny ze mnie, a Andrzej odwiózł mnie na stację. Tak zakończył się ten dzień, szalony, jak każdy u nich.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 11637 słów i 64842 znaków, zaktualizował 21 paź 2018.

Dodaj komentarz