Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 14e. Oko.

Rekonwalescencja po operacji szła dobrze. Jeździłem do szpitala, co drugi piątek, a przy okazji spotykałem się z Agatą i Jowitą. Często zdarzało się tak, że zostawałem w Poznaniu do następnego dnia razem ze swym Liskiem. Czasem widywałem Anetę z Moniką i tak płynął mi czas. Rodzice nie wiedzieli, że mam szynę na nodze, aż pewnego dnia do łazienki, w czasie kiedy się kąpałem, wszedł ojciec.
-Co ty masz na tej nodze?
-Lekarz mi zalecił na jakiś czas. Byłem i mi założyli.
-Mama wie?
-No przecież sam tam nie byłem.- Odparłem. Co oczywiście nie znaczyło, że była tam ze mną mama.
-Jak będziesz jechać ją zdjąć, to pojadę razem z tobą.
-Mówisz i masz. Jeśli chodzi tylko o takie rzeczy, oczywiście.
-Oczywiście.- Odparł z sarkazmem. Zrobił, co miał i wyszedł. Ciekawe czy powie mamie, pomyślałem. Ale byli na wojennej ścieżce, więc nic nie powiedział. Innego razu Agata zakomunikowała mi przez telefon, że przybędzie do mnie razem z Tomkiem i Piotrkiem, a do tego jeszcze Paulina chciałaby przyjechać. Nie widziałem problemu, ale w domu nie ma co robić i jest ciasno, kiedy są wszyscy i ogólnie jakoś tak, nic szczególnego. Pokoje są małe i nieustawne, jak to w bloku. Jest kilka barów w miasteczku i dyskoteka. Choć nie ma co robić, to się zgodziłem, bo dawno ich nie widziałem. W sobotę posprzątałem w domu i czekałem na ich przyjazd. Około godziny trzynastej przyszła sąsiadka i powiedziała, że ktoś prosi mnie do telefonu. Poszedłem razem z nią i w słuchawce usłyszałem głos Tomka.
-Szymon, gdzie ty mieszkasz?
-W Krzyżu. Dlaczego pytasz?
-Bo jesteśmy w Krzyżu i tutaj nie ma osiedla Parkowego.
-No jak to nie?
-No nie ma.
-To gdzie dokładnie jesteś?
-Przecież powiedziałem tobie, że w Krzyżu.
-Ulice mi podaj, a nie bzdurzysz.- Podał mi jakąś ulicę i numer budynku przy którym się znajdują.
-Tomasz, ale tutaj nie ma takiej ulicy.
-To główna ulica w miasteczku.
-U mnie w miasteczku główna, to jest ulica Wojska Polskiego, Poznańska, Marchlewskiego, a nie jakaś..., nawet już nie pamiętam, co za nazwę mi podałeś.
-Poczekaj, ktoś idzie. Zapytam go.- Poszedł i zapytał, a po minucie ponownie podniósł słuchawkę.
-Chyba się dzisiaj nie spotkamy.
-Co ty powiesz, naprawdę? Gdzieście wylądowali?
-Nie będę ciebie zanudzać, bo pewnie noga tobie już dokucza, co?
-Gdzie jesteście?- Powtórzyłem pytanie.
-No więc jesteśmy w Krzyżu. Tylko, że w miasteczku śląskim. To wina mapy. Nie myślałem, że to będzie taki problem. Sorry Szymon.
-Nie ma za co. Szkoda tylko że zmarnowaliście tyle czasu.
-Tak. Agata będzie zła, kiedy jej to powiem.
-Daj ją.- Po chwili rozmawiałem już z Agatą.
-To gdzie jesteś?
-W Krzyżu.
-My też.
-Wielkopolskim.
-Słucham?! Tomasz, zatłukę ciebie!!!
-Agata, niestety nie było nam dane, dzisiaj się spotkać. Jesteście na Śląsku.
-Powiedziałeś, że będziesz w Krzyżu, a Krzyż to Krzyż. Tak?
-Okazuje się jednak..., że nie do końca. Ja jestem w Krzyżu Wielkopolskim. Sto kilometrów za Poznaniem, sto trzydzieści przed Szczecinem, na skrzyżowaniu linii kolejowej Poznań, Szczecin i Piła, Gorzów Wielkopolski. Wiedziałaś przecież, gdzie jadę.
-Nie pomyślałam, przepraszam ciebie.
-Zdarza się każdemu kochanie.
-Wiem, ale ja naprawdę chciałam przyjechać do ciebie.
-Wiem kochanie, wiem. Wiesz, co? Spotkajmy się za tydzień u Moniki, co?
-Dziękuję. A dzisiaj, to nie mógłbyś znaleźć czasu i przyjechać do nas? Tomek ciebie odwiezie.
-Wszakże mogę chodzić, ale nie chcę, żebym na koniec tego czasu, jaki został mi do chodzenia w tym żelastwie, zrobił jakiś głupi ruch i zniweczył cały ten plan mojego leczenia. Głupie byłoby to z mojej strony.
-Rozumiem, przepraszam ciebie.
-To nie twoja wina, tylko moja Agatko.
-Poczekaj. To ile czasu zostało tobie jeszcze z tą szyną na nodze?
-Dwa tygodnie.
-To w następnym tygodniu przyjedziesz?
-W następnym tygodniu, to spotkamy się u lekarza i później porozmawiamy z Jowitą, a kiedy już będziemy mogli się urwać, to jeszcze wpadniemy do Moniki. Zgoda?
-No! Mieliśmy być sami.
-Agata, ona nas zapraszała już z milion razy.
-Podoba się tobie, prawda?
-Jest niesamowitą kobietą. Nie wiem, co to, ale ona ma coś dziwnego w sobie. Może, to ta pogoda ducha, może ten jej temperament, ale ma coś takiego, czego brakuje każdej dziewczynie.
-Niby, co ona ma takiego, czego brakuje innym?
-Cnotę, otwartość, lecz również taką niezależną empatię.
-Chcesz się z nią przespać?
-Nie. To znaczy się tak. Ale i tak odmówiłem. Tylko, że nie o to chodzi.
-A o co?
-Piotrek nie ma dziewczyny. Może..., no wiesz.
-Zwariowałeś.
-Wiem. Zawsze byłem nienormalny.- Skrzywiła się.  
-No co? Jest ładna, ciekawa, wesoła, może wszystko na umór załatwia w dziwny, taki apodyktyczny sposób, ale jest mądrą i logiczną osobą.
-Zakochałeś się?
-Ma tyle punktów, co Paulina.
-Co zamierzasz zrobić?
-Zobaczyć z kim ona się prowadza.
-Popsujesz jej związek?
-Jeśli uznam go za idiotę, to tak.
-Przepraszam, ale ja muszę wyjść.- Powiedziała sąsiadka do mnie.
-Już pani Jolu, tylko się pożegnam.
-Musimy kończyć. Kocham ciebie, pa.
-Porozmawiamy dzisiaj z budki?
-Dobrze. To do dziewiętnastej.
-Dziękuję. Kocham ciebie. Pa.- I odłożyła słuchawkę.
-Bardzo dziękuję pani Jolu.
-Nie ma za co. Pomylili miejsca?- Spojrzałem zdziwiony.
-Przepraszam. Mimowolnie podsłuchałam.
-Mieli być tutaj, a są gdzieś na Śląsku.
-Ciekawe, jak tak bardzo można było się pomylić?
-Nie wiem. Ale, jak widać, to można.
-Przepraszam, ale... .
-Musi pani wyjść, wiem. Jeszcze raz dziękuję i do widzenia.- Powiedziałem i wyszedłem. Do godziny dziewiętnastej, nie robiłem nic. No może prawie nic, ale… to nieważne. Poszedłem do budki i zadzwoniłem do Agaty, a w sumie, to do Karoliny.
-Cześć Szymon, jak idzie rekonwalescencja?
-Cześć. Dobrze, ale brakuje mi was. Dziwnie nudno się zrobiło w moim życiu bez ciebie Karolino i reszty ludzi.
-Nam też. Agata twierdzi, że za dwa tygodnie przyjedziesz już do nas.
-Postaram się. Choć istnieje możliwość, że po zdjęciu szyny, z kolanem będzie problem, ale trzeba być dobrej myśli.
-Wracaj do zdrowia.- Powiedziała Karolina, a po chwili dodała.
-Szymon, jak to może być coś nie tak?
-Ta szyna niweluje nacisk położony na staw kolanowy. Dlatego jest zbudowana z trzech części z dwoma zawiasami i ta szyna, jest przykręcona tylko w dwóch miejscach śrubami do mojej nogi, a nie w czterech, jak tamta.
-To nie jest taka szyna, jak miałeś przedtem?
-Nie. Ta jest ruchoma w stawie kolanowym. Dobrze. Wystarczy już o mnie, a teraz powiedzcie mi, co u was.
-Chodzimy do klubu. Czasem spotykamy się w domu u Agaty, albo u nas, ale nic szczególnego się nie dzieje. Przyjedź, bardzo ciebie o to proszę.- Powiedziała Karolina.
-Cześć. To kiedy będziesz?- Usłyszałem głos Pauliny.
-Już odpowiedziałem na to pytanie.
-Fajnie musisz mieć. Pewnie wszyscy obok ciebie skaczą?
-Mylisz się. Tutaj nikt nie wie, że miałem operację na kolano.
-Nie powiedziałeś rodzicom?
-Nie.
-Szymon!
-No co?
-Czasem mógłbyś się zachowywać, jak normalny człowiek.
-A wiesz, że... .Nie. Jednak nie mógłbym.
-Ty się kiedyś doigrasz, zobaczysz.- Powiedziała Paulina.
-Szymon, Piotrek poprosił mnie o to, abym tobie przekazała, żebyś się z nim skontaktował.
-Dźwięknę do niego, jak już skończymy rozmawiać.
-Szymon, a mogą przyjechać ze mną dziewczyny?
-Oczywiście. Zadzwonię i powiem Monice, żeby nie było problemu.- Całość rozmowy wyglądała właśnie w ten sposób. Stawiały mnie pod ścianą tak, jak chciały. Ale nie to było najgorsze. Ja naprawdę stęskniłem się już za nimi. Gdyby którakolwiek z nich odezwała się, żebym przyjechał i uparcie dążyła do tego, to ja naprawdę byłem w stanie wsiąść w następny pociąg i faktycznie do nich pojechać. Na szczęście po ostatniej propozycji dały sobie spokój. Po wszystkim, kiedy już wychodziłem z budki telefonicznej przypomniałem sobie, że obiecałem Karolinie zadzwonić do Piotrka. Cofnąłem się i w tym momencie zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę i powiedziałem.
-Słucham.
-Już myślałem, że wyszedłeś?
-Bo tak było, ale przypomniałem sobie, co obiecałem Karolinie, wszedłem z powrotem i wtedy zadzwoniłeś. Co jest?
-Kiedy przyjedziesz do Zielonej?
-Za dwa tygodnie, ale będę musiał uważać na kolano, więc się nie afiszujcie.
-W porządku?
-Tak. A jak tam Paweł, bardzo zły na mnie za motocykl?
-On nawet nie wie, co się stało. Mama zamówiła drugie takie kawasaki, jak roztrzaskałeś i przyjechał już miesiąc temu. Także spokojnie. Pawłowi powiedzieliśmy, że to prezent na święta Bożego Narodzenia i po sprawie.
-Na pewno?
-Tak. Powiesz mi dlaczego on ciebie tak bardzo nie lubi?
-To proste. Jest taki, jak ja.
-A..., co to ma do rzeczy?
-Pewne osobowości się gryzą, a przeciwności przyciągają. Ja mam taką właśnie osobowość, że nie lubię takich ludzi, jak ja. Tylko, że ja umiem się opanować, a on nie.
-A więc dlatego omijasz go, jak możesz?
-Właśnie. W porządku gość jesteś Piotrek. Umiesz normalnie rozmawiać z ludźmi. Mogę zadać tobie pytanie?
-Pytaj.
-Dlaczego jesteś sam?
-Nie jestem sam.
-Masz dziewczynę?
-A! Oto tobie chodzi. Hm! Mogę nie odpowiedzieć na twoje pytanie?
-Przecież zapytałem, czy mogę je tobie zadać, a nie czy mi odpowiesz.
-Lubię z tobą rozmawiać, bo jesteś taki dziwnie logiczny. To pewnie również z tego powodu dziewczyny lubią z tobą często i tak długo debatować.
-Być może.
-One się już modlą, żebyś przyjechał.
-Co?
-Naprawdę. Wczoraj siedziały w salonie i się modliły. Wszystkie, razem z mamą.
-Piotrek, chyba nie powinniśmy zawieźć Boga, co?
-Co tobie znów chodzi po głowie?
-Skoro dziewczyny modliły się o mój przyjazd, to powinienem się pojawić. Więc powiedz mi, co teraz będziesz robić?
-Nic.
-Możesz przyjechać po mnie do Poznania?
-Nienormalny jesteś.
-I nigdy nie było inaczej.
-To na razie, bo muszę iść do mamy po samochód.
-Ej!
-Co?
-Tylko im nie mów, po co tobie samochód.
-A co mam powiedzieć?
-Że musisz się z kimś spotkać, bo się umówiłeś, ale zagadałeś się ze mną i teraz jest już późno, a nie chcesz być spóźniony na pierwsze spotkanie z tą osobą, ponieważ niestosowanie jest się spóźnić na pierwszą randkę.
-Człowieku, jak tak powiem, to same mnie zawiozą.
-To sam coś wymyśl.
-Dobra, to za ile będziesz na stacji?
-Za dwie godziny.
-Gdzie ciebie znajdę?
-Przed dworcem głównym, tutaj gdzie zjeżdżają autobusy.
-To może kawałek dalej, pod mostem, tutaj jak zaczynają się parkingi.
-Ok.
-To cześć.
-To lecę, bo zapowiadali pociąg do Poznania.
-Za dwie godziny.
-Ja będę za godzinę i piętnaście minut.
-No dobrze, a ja za półtora godziny. Zgoda?
-Jasne. To hej.
-Cześć.- Pokuśtykałem do pociągu i pojechałem do Poznania. Piotrek przybył po około stu minutach, więc się troszkę spóźnił, ale to trochę moja wina. Wsiadłem i usłyszałem.
-Aleś mi doradził. Prawie wszystkie wsiadły mi do samochodu.
-Przepraszam, to moja wina, bo chyba podrzuciłem im temat do rozmowy.
-Olej to. Muszę zadzwonić do mamy, prosiła mnie żebym zadzwonił, gdy dojadę. Tylko, że nie mogę dzwonić z tej dzielnicy, bo się zorientują.
-Masz kartę telefoniczną?
-Jasne.
-Daj.
-Coś ty wymyślił?
-Zaraz zobaczysz.- I wyszedłem z samochodu udając się do budki telefonicznej. Zadzwoniłem do Moniki.
-Cześć! Jest Monia?
-A kto pyta?
-Pyta to brzydkie słowo. A chciał się dowiedzieć Szymon.
-Ma nockę.
-Z kim rozmawiam? Zapytałem, bo głos wydawał mi się znajomy.
-Ze mną.
-A to dobrze, bo już myślałem, że z kimś innym.
-To ja Aneta głuptasie.
-Pani doktor Aneta?
-Tak. Po co tobie Monika?
-Robimy kawalerskie i ktoś musi się rozebrać. Dobra kończę, bo muszę lecieć.- I poszedłem do samochodu.
-Jedziemy do szpitala. Powiedziałem do Piotrka i pojechaliśmy. Na miejscu troszkę nakłamałem, żeby spotkać Monikę.
-Dzwoniła Aneta.
-A co jej miałem powiedzieć? Przecież sama powiedziałaś, że koleżanki tobie zazdroszczą.
-Dobra zostawmy to, tylko najpierw obiecaj mi, że przyjedziesz za tydzień z Agatą.
-Obiecuję tobie. A dlaczego tobie tak na tym zależy?
-Bo będzie zabawa i im nas więcej, tym lepiej.
-A ty z kim idziesz, z chłopakiem?
-Nie mam nikogo.
-Właściwie to jest do ciebie prośba.
-Jaka.
-Zacznijmy od początku. To jest Piotrek Moniko. Piotruś to jest właśnie Monika.
-Cześć.
-Miło mi ciebie poznać.
-Długo znasz Szymona?
-Pół roku.
-I jak?
-Zobaczysz kiedy go poznasz. Warto. Wczoraj dziewczyny modliły się, żeby przyjechał i jedziemy do nich.
-Po co mi to mówicie?
-Ponieważ właściwie, to to, o co zamierzam ciebie poprosić, związane jest z tym, co tutaj usłyszałaś.
-Powiedz mi, co to takiego, ja to zrobię i będzie po sprawie.
-Piotrek zadzwoni stąd do domu. Poprzeszkadzaj mu troszkę.
-Żartujesz sobie, tylko tyle?
-Tak. I nie.
-To dawajcie.- Piotrek poszedł zadzwonić, a Monika zatrzymała się obok niego, kiedy rozmawiał z dziewczynami Monika przejechała mu po twarzy dłonią.
-Kochanie do kogo dzwonisz? Odłóż ten telefon, zajmij się wreszcie mną. Obiecałeś mi coś ciekawego pokazać. No Piotrek, proszę ciebie.
-Muszę kończyć, pa.- I Piotrek odłożył słuchawkę.
-Zwariowaliście? Żyć mi teraz nie dadzą.
-Nie myślałem, że to będzie, aż takie lubieżne. Monika, dziękuję tobie.
-Szymon, przywieziesz go za tydzień?
-Wpadniesz do Moniki z nami?- Zapytałem patrząc na Piotrka.
-To kiedy?
-Za tydzień.
-Dobrze przyjadę. A mogę tobie zaufać?
-Jasne.
-Szymon, o co właściwie chodziło?
-Żeby Agata z Pauliną nie wiedziały, że przyjechał tutaj po mnie. Ale po tej szopce, to nie wiem, czy przypadkiem już nie wiedzą.
-Dlaczego?
-Za bardzo w moim stylu.- Monika spojrzała na Piotrka.
-Właśnie. Choć w sumie, to one wcale nie podejrzewają, że przyjedziesz.
-Oby.- Skwitowałem jego wypowiedź.
-Szymon, ja jestem w pracy i nie mam już czasu na rozmowę, bo muszę iść. Przyjedźcie za tydzień, proszę.
-Zgoda.
-A ty?- Spojrzała na Piotra, a on na mnie.
-Będzie.- Odparłem.
-Pytałam jego.
-Wiem. Dlatego przyjedziemy razem.
-Ty będziesz z tą rudą.
-Tak.
-A ty?- Zapytała go, a on znów spojrzał na mnie.
-Skoro ty Moniczko nie masz nikogo, a on jest wolny, to może lepiej będziecie się czuć w towarzystwie innych, jeśli na ten jeden dzień będziecie razem.
-Zgadzasz się?- Zapytał Piotrek.
-Tak. To jesteśmy umówieni.- Ukłoniła się ładnie dla niego i powiedziała.
-Do zobaczenia.
-Cześć.
-Do następnego razu.- Stwierdziłem i wyszliśmy ze szpitala. Idąc do samochodu Piotrek zapytał.
-Skąd znasz tą dziewczynę?
-Leżałem w tym szpitalu, to jak myślisz?
-Tego właściwie nie wiem. Ty ją zaczepiłeś?
-Powiedziałem na głos coś, co musiało przykuć jej uwagę i weszła do mojej sali. A później od słowa do słowa i jakoś tak wyszło. Niesamowite wrażenie robi, co?
-Ma czym oddychać, to prawda.
-Nie o tym mówię. Ładna, otwarta na propozycję i wesoła dziewczyna. Dziewica.
-Nie nabierzesz mnie. Z takim potencjałem i podejściem, to ona musiałaby być, Marią Magdaleną.
-Tak prawie. Bo ma na imię Monika.
-Sprawdziłeś, czy… ?
-Ufam jej na słowo.
-Jeleń jesteś.
-Lepiej być jeleniem niż łosiem.
-A skąd ty możesz o tym wiedzieć?
-Bo byłem łosiem i awansowałem na jelenia.- Uśmiechnąłem się do niego.
-Z tobą, to się nawet nie da dobrze kłócić.
-Da się. Tylko, że wyjść z tego czysto, to już inna sprawa.
-Szymon, co z nią jest nie tak?
-Jest apodyktyczna. Ale mnie akurat, to się bardzo podoba w jej wykonaniu. Jest tak żywiołową osobą, że normalnie potrafiła wbić mnie w szok i to dwa razy podczas tej jednej nocy, gdy ją poznałem. Nie będziesz się z nią nudził.- Popatrzył na mnie i chwilkę podumał.
-Słowo?
-Słowo.
-Zastanowię się. Wsiadaj, jedziemy.- Pojechaliśmy do dziewcząt, a po drodze Piotrek wyciągał ze mnie informacje na temat Moniki. Szczerze mówiąc, to kiepsko mu szło. Ale napierał na mnie, ile weszło. Coraz bardziej go ta znajomość interesowała. Kiedy dojechaliśmy do niego, to była już północ, a dziewczyny spały w jednym pokoju. Po wejściu na pierwsze piętro natknąłem się na Natalię. Przechodząc obok niej powiedziałem.
-Dobry wieczór Natalio.
-Ano dobry.- Odparła przechodząc obok mnie. Chyba o czymś myślała, bo się nie zatrzymała. Trudno pomyślałem sobie i ruszyłem w kierunku pokoju Karoliny.
-Stój! Co ty tutaj robisz?- Usłyszałem za plecami, kiedy już doszło do niej, że coś tu nie gra.
-To wasza wina!- Powiedziałem pokazując palcem na nią. Zmarszczyła czoło.
-Słucham!?- Zdenerwowała się.
-Trzeba było nie mieszać do tego wszystkiego Boga.- Spojrzała zdziwiona moim zarzutem.
-Nie rozumiem.- Odpowiedziała, ale już spokojnie.
-Chyba nie myślałyście, że jeśli takie aniołki będą się modliły o mój rychły przyjazd, to on da mi spokój. Czy wy zdawałyście sobie sprawę z tego, co robicie?
-Tak. A skąd ty o tym wiesz?
-Przyśniło mi się.
-Ciekawe.
-Normalnie nie mogę funkcjonować przez was. Skupić się nie mogę. Moje myśli krążą wokół was niczym satelita wokół ziemi.
-To złudzenie. Ziemia się kręci, a księżyc obiega ziemię wokół jej osi. Więc, jak widać, nie tylko księżyc ma takie same problemy, jak ziemia.
-I właśnie za taką umiejętność posługiwania się zdrowym rozsądkiem i spojrzenia z tak dużego dystansu, podziwiam ciebie Natalio.
-Szymon, twoje spojrzenie na świat i samego siebie, wciąż się kształtuje, a i tak wiecznie mnie zaskakujesz.
-Wiesz czym się różnimy?- Zapytałem.
-Powiedz czym, no słucham.
-U mnie brakuje zdrowego rozsądku.- Roześmiała się, a kiedy skończyła się śmiać, powiedziała do mnie.
-I tutaj masz rację. Właśnie tego tobie brakuje, zdrowego rozsądku. Dlaczego idziesz do pokoju Karoliny?
-Przecież Aniołki też się modliły.
-Nie będziesz robił niczego głupiego?
-Masz moje słowo.
-Idź, tylko cicho.- Podziękowałem i poszedłem do nich. Kiedy wszedłem do pokoju, dziewczęta spały ułożone w taki sposób na łóżku, że Agata była pośrodku nich. Położyłem się obok Aniołka i powiedziałem do niej dając jej całusa w czółko.
-Trzeba było się modlić o to, trzeba?- Otworzyła oczy i przez chwilkę patrzyła na mnie, po czym nagle cofnęła głowę i zapytała.
-To naprawdę ty?
-Tak. To ja.- Odruchowo złapałem ją wiedząc, że ma odruch obudzić Agatę.
-Zostaw. Ja ją obudzę.- Wyszeptałem dodając.
-Przejdź nade mną, bym leżał obok Agaty.- Zrobiła o co prosiłem i przytuliła się do moich pleców. Teraz pocałowałem Agatę, a ona powiedziała przez sen.
-Paulina przestań, proszę.- Karolina zaśmiała się. Więc zrobiłem to jeszcze raz. Agata otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie i włożyła mi palec w oko.  
-Ałła! Zwariowałaś?
-O Boże, to naprawdę ty.
-Boga do tego nie mieszaj. On i tak dużo dziś dla was zrobił. Powiedz mi kochanie, że dlatego się modliłaś, bo chciałaś mi wsadzić palec w oko, to będę zły i więcej go nie posłucham.
-Nie dlatego chciałam, żebyś przyjechał. Przepraszam. Po prostu kiedy się boję i dzieje się coś nierealnego, to chciałam sprawdzić, czy to nie jest sen.
-Chyba trzeba zacząć obawiać się o siebie, sypiając obok ciebie.
-Przepraszam Szymon. Nie obrażaj się, proszę.
-Nie obraziłem się, tylko oko mnie boli!- Do pokoju weszła Natalia.
-Co się tutaj stało?
-Agata włożyła palec w oko Szymonowi.
-Słucham?
-Agata włożyła palec Szymonowi do oka.
-Przecież ona nie zrobiła tego specjalnie.
-Zrobiła.- Powiedziała Karolina i dodała tłumacząc się.
-Przepraszamy.        
-Przecież to nie jest twoja wina.- Zdziwiłem się.
-Troszkę jest, bo rozmawiałyśmy na temat koszmarów. To ja powiedziałam, że dobrze jest sprawdzić, czy to jest prawdą, czy snem i podałam taki właśnie przykład. Wiem głupi, ale na swoją obronę mam to, że działa.
-Przyjechałem dowiedzieć się, że nie jestem koszmarem? Naprawdę nieźle.- Obudziła się Paulina. Usiadła i nie obracając się powiedziała.
-Słyszałam Szymona.
-Jeszcze ty mi właduj palec w oko, żeby sprawdzić, że to prawda i będzie wspaniałe zakończenie niespodzianki.
-Co!? Zwariowałaś Agata. No kto tak robi? Przecież mogłaś zrobić mu krzywdę. Dlaczego to zrobiłaś?
-Chciałam sprawdzić, czy to nie jest przypadkiem sen.
-I co?
-I już wiem, że nie jest. Szymon, przepraszam ciebie. Powiedziałeś, że nie przyjedziesz, więc myślałam, że to tylko sen i chciałam sprawdzić jej tezę.
-Widzisz Natalio, człowiek jedzie do ukochanej, aby ona mogła go o mało nie oślepić. I to jest właśnie najpiękniejsze w miłości. Ten niezwykle rzadki przypadek w tym czasie, poświęcenie.
-Zaraz. A właściwie, to dlaczego przyjechałeś?- Zapytała Agata i już miałem jej odpowiedzieć, gdy nagle do rozmowy dołączyła Natalia.
-Pamiętasz, kiedy to w piątek wieczorem siedziałyśmy w salonie i słałyśmy modlitwy do Boga o jego rychły przyjazd?
-Tak. Ale, co to ma do rzeczy?
-On twierdzi, że to dlatego.
-A skąd on to wie? Zapytała Paulina.- Wszystkie spojrzały na mnie.
-Co? No co o?
-Odpowiedz nam na pytanie. Skąd o tym wiesz?
-Coś musiałyście zrobić, skoro nie mogę przestać o was myśleć. Chyba, że to Voo Doo.
-Za dużo telewizji.- Powiedziała Natalia.
-Chyba tak.- Odparłem.
-Chodźcie dziewczyny przytulimy go wszystkie na przeprosiny.- I mnie przytuliły. Ktoś zapukał do drzwi Karoliny sypialni, w której byliśmy.
-Proszę wejść.- W drzwiach stanął Piotrek i zapytał.
-Co się dzieje?- Wszystkie odeszły ode mnie.
-Co one tobie zrobiły?  
-Przyśniło się tobie.- Powiedziała Natalia i rzuciła wzrokiem na Piotrka.
-Ty gadzie! To Piotrek ciebie przywiózł, no przyznaj się, że specjalnie po ciebie pojechał.- Agata podeszła do mnie, oparła swoje czoło o moje i powiedziała.
-Przeprosiny byłyby na miejscu.
-Przepraszam za to, że nie było mnie prędzej. A teraz ty.- Pocałowała mnie i powiedziała.
-Kocham cię. Reszta nie ma żadnego znaczenia.
-Chyba się tobie uda, czarownico.
-Musisz mi się do czegoś przyznać.
-Do czego?
-Ja potwierdziłam swoją miłość do ciebie, teraz ty masz potwierdzić swoją miłość do mnie.
-Mój czyn mówi sam za siebie. A twój? Żeby włożyć palec wskazujący mi do oka, no nie! To przecież przechodzi wszelkie wyobrażenie.
-Przepraszam ciebie, ale już tobie to wytłumaczyłam.
-Przyjmijmy na tą obecną chwilę, że sytuacja jest wyjaśniona.
-A gdzie byłeś z Piotrkiem?- Zapytała Agata.
-Spotkałem go wychodząc ze stacji.
-I gdzie byliście?
-W samochodzie.
-A po drodze?- Zapytała Paula.
-A po drodze, to rozmawialiśmy.
-O czym?- Zainteresowała się Natalia.
-O kobietach.
-A więc stąd wiedziałeś, że się modliłyśmy.- Stwierdziła Natalia.
-Nie przyśniło się tobie.- Dodała.
-Podróż była niczym sen. Szybka i miałem zamknięte oczy.
-Przyznaj się.- Powiedziała Agata.
-Piotrek, czy w samochodzie rozmawialiśmy na temat będących tutaj osób?
-Nie.
-Widzisz?
-Piotruś, a ta dziewczyna, z którą byłeś umówiony, to kim jest dla ciebie?- Zapytała z ciekawości Natalia.
-Za tydzień idziemy razem na imprezę.
-Poznam ją?
-Być może już ją znasz.- Powiedział Piotrek.
-Wyjawisz jej imię?
-Monika.
-Nie znam żadnej Moniki.
-Piguła w szpitalu gdzie leżałem.- Dorzuciłem.
-To ta szalona dziewczyna?- Zapytała Paulina.
-Tak.
-Ma ciekawy temperament.- Dodała.
-Było słychać przez telefon.- Stwierdziła Natalia.
-To był tylko taki żart.- Wtrąciłem.
-Nie byliście nigdzie po drodze?- Zapytała Natalia z sarkazmem.
-Po drodze byliśmy w samochodzie. A czy gdzieś się zatrzymywaliśmy, to inne pytanie. Nie kłamałem.
-Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja to wiem, Szymon. Z tobą, to trzeba będzie się nauczyć rozmawiać. Trzeba zadać konkretne pytanie, żeby dostać konkretną odpowiedź.
-Brawo Natalio i… .
-I za to, właśnie mnie… . Wiem, zrozumiałam.
-Jesteś niesamowitą kobietą Natalio.
-Już to słyszałam. I zgadnij od kogo.
-Od jakiegoś nierozgarniętego gościa.
-Tak. Od kogoś z brakiem zdrowego rozsądku.
-Już gościa nie lubię. Jak on mógł powiedzieć tobie coś, co ja chciałem tobie powiedzieć.
-A ja tam go lubię. Choć wcale nie wiem dlaczego.- Uśmiechnęła się do mnie i już prawie wyszła, lecz zatrzymała się mówiąc.
-Dobranoc. Karolinko, nie siedźcie za długo, bo już późno.
-Dobrze mamo.
-Piotrek, zabierz go stąd. Skoro już tutaj jest, to....
-Żeby nie spał z dziewczynami. Zrozumiałem mamo.
-Ale... Natalio, proszę.- Prosiła Agata.
-Natalia ma rację. Mam szynę na nodze i trzeba uważać na mnie. Ja sam nie wiem, co robię w nocy kiedy śpię, więc tak będzie chyba najlepiej.
-Dlaczego ty zawsze to robisz i przyjmujesz wersję osób starszych?
-Może mają rację.
-Słucham?- Zdziwiła się Natalia, moim przyznaniem jej racji.
-Każdy ma rację, tylko każdy ma swoją. A dobrze jest, jeśli umiesz spojrzeć na to wszystko z takiej odległości, jak twoja mama, Karolinko.- Podszedłem do Natalii i zapytałem.
-Mam rację, prawda?
-Jak raz i nie inaczej.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie, zanim sobie pójdziesz?
-Pytaj.
-Co w was dziewczyny takiego jest w Zielonej Górze, że nie mogę znaleźć się myślami nigdzie indziej, tylko tutaj.
-Nie myślisz czasem o innych miejscach, o innych kobietach będąc w innych okolicznościach?
-Raz. I o mało nie zdradziłem Agaty.
-Słucham! Zatłukę ciebie.
-Agata!
-Przepraszam Natalio.
-Porozmawiamy rano?- Zwróciła się do mnie.
-Tak.
-Dziewczęta, pilnujcie Agatę, bo go zdolna jeszcze uszkodzić. A ja nie po to podłożyłam się pod jego operacją, aby teraz zastanawiać się, co dalej. Proszę.
-Dobrze Natalio.- Potwierdziła Paulina.
-A ja mogę spać z Szymonem?- Zapytała Agata. Natalia spojrzała na Piotrka.
-W pokoju gościnnym?- Powiedział pytając.
-Zgoda.- Odparła.
-Dziękuję za zaufanie.
-Zobaczymy, czy było warto. Dobrze, to ja idę. Paulina odpowiadasz za wszystko.
-Dopilnować. Zrozumiałam, zajmę się tym osobiście.
-Dobrze. To dobranoc wszystkim.
-Dobranoc Natalio.- I wyszła z pokoju Karoliny. Piotrek stał i patrzył, co się dzieje, a one znów mnie przytuliły.
-Dobrze, że już jesteś.- Powiedziała Agata.
-To prawda.- Dorzuciła Paulina.
-Ja też jestem tego zdania.- Stwierdziła Karolina.
-Co będziemy robić.
-Ja muszę iść zaraz spać dziewczyny, dałem słowo Ordynatorowi, że będę wykonywać zadania związane z moją rekonwalescencją.
-No proszę.
-Nie mogę, dałem słowo. Ale ty masz dopilnować nas, a Karolina chyba powinna tobie pomóc, bo ja z Agatą w łóżku, to się boję dzisiaj zostać sam.
-Dobra, nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Karolina, jak coś, to wie, gdzie jest pokój gościnny.
-Dzięki Piotrek.
-Wariactwo z tobą. Zawsze w poprzek. Jak ty to robisz?
-Samo się. U was jakoś tak, zawsze jest fajnie.
-My się nudzimy.
-Tak, jak ja u siebie.
-Mam pomysł. Zagramy sobie w pewną grę.
-W jaką? Zapytała zaciekawiona Paulina.
-Masz Karolinko kredki?
-Oczywiście.
-Tylko, że dużo nam będzie potrzebne.
-Mam trzy pudełka po 24 sztuki.
-Dwa w zupełności wystarczą. Znacie grę w bierki?
-A kto nie zna.- Powiedziała Paulina.
-To pogramy sobie w bierki.
-Przecież to nudne.
-Agatko, jak chcesz, to możesz nie grać.
-Zagram, bo z tobą, to nie robienie niczego, jest lepsze od robienia czegokolwiek samemu.
-Poczekaj przyniosę kredki.
-Poczekaj! I jakąś kartkę, a najlepiej kilka. I Karolina wyszła z pokoju.
-Dziewczyny, to kogo rysujemy najpierw? Obie spojrzały na siebie, a później na mnie.
-Mamy grać w bierki.
-I w czym to przeszkadza? O przepraszam. Nie ustaliłem żadnych zasad. Więc tak. Po pierwsze, to kredka, którą się ruszy, rysujesz daną postać. Rysujesz do czasu, aż ktoś następny nie będzie miał tego samego problemu i nie poruszy następnego koloru, wtedy ty wracasz i grasz z nami. Rysuje się zawsze tą kredką, którą ma się w dłoni, a nie kredkami, jakie się podniosło. Znaczy się tylko tym kolorem, który był ostatnio ruszony, oczywiście.
-Czy coś jest niejasne?
-Nie kredka, którą biorę, tylko kredka, którą się poruszyło. Tak?- Zapytała Paulina.
-Tak. To kogo rysujemy?
-Ciebie.- Weszła Karolina do pokoju.
-Nie! Kogoś innego.- Zaprotestowałem.
-Karolina, kogo rysujemy? Zapytała ją Paulina.
-Szymona.- Wcisnęła się z odpowiedzią Agata.
-Ale miałyśmy grać w bierki?- Stwierdziła.
-No przecież gramy.
-Nie rozumiem.
-Ja postaram się tobie to wszystko wytłumaczyć.- I Paulina wytłumaczyła Karolinie, jak będzie wyglądała gra.
-A jeśli będzie tak, że nikt niczego nie poruszy?
-Poruszy. Możesz mi wierzyć.- Ustawiłem kredki na sztorc i poruszyłem nimi w prawo zakręcając je w taki sposób, aby upadły na siebie, w jak największej ilości.
-Możesz być pierwsza.
-Dobrze.- I Karolina wyciągnęła niebieską kredkę ze stosu, jaki się usypał.
-Teraz ty.- Powiedziała do mnie. Złapałem żółtą i poruszyłem brązową kredkę. Więc musiałem rozpocząć rysowanie. Brąz, a co ja właściwie mam w takim kolorze. Pomyślałem sobie i nagle mnie oświeciło. Dziewczyny patrzył, co też ja robię, a ja rysowałem piwne oczy.
-Ej, ale macie grać.
-Agata, teraz ty.- Powiedziała Paulina.
-Dobrze. Powiedziała i podniosła coś, co leżało sobie samo.
-Wiedźma. Ja chciałam wziąć tą kredkę.
-Teraz ty.- Powiedziała spokojnie do Pauliny Agata.
-Dobrze, to ja wezmę tą. I podniosła fioletową, ruszając przy tym żółtą.
-Teraz Paulina rysuje. Chodź do nas.- Braliśmy kolejno kilka razy i nikt niczego nie ruszył, a Paulina rysowała. W pewnym momencie Karolina ruszyła czarną kredkę i poszła usiąść do biurka rysować.
-Paulina, ale ty masz talent. Dobrze, to co takiego Szymon ma czarnego? Już wiem. I zaczęła rysować, a my graliśmy sobie dalej.
-Powinnaś być malarką. Naprawdę ładnie tobie to wychodzi.- Powiedziała Karolina chwaląc część pracy wykonanej przez Paulinę. A ona ruszyła szarą kredkę i poszła rysować. Miałem dziwne wrażenie, że nie zrobiła tego nieświadomie.
-Zrobiła to specjalnie.- Stwierdziła Agata.
-Wiem, zauważyłem.
-Ona lubi szkicować, pewnie widziałeś nie raz.- Dodała Agata.
-Tak. Kilka razy zwróciłem uwagę.- Gra była raczej nudna, ale bardzo ciekawie się zakończyła, ponieważ narysowaliśmy siebie na czterech kartkach. Nie będę kłamał, ale większość tego, co na nich było narysowała Paulina. Niesamowite odwzorowanie tego, co się widzi w lustrze. Bardzo piękne oczy i ułożenie włosów. Po wszystkim poszliśmy pod prysznic i mnie umyły. Niczego nie kombinowały. No może nie licząc pewnej sytuacji pod prysznicem, ale szybko to skończyłem, bo szyna, to naprawdę upierdliwa rzecz. Później poszliśmy spać. Rankiem, Paulina i Karolina zmyły się z pokoju gościnnego, bo gdy wstałem, to obok mnie leżała tylko Agata. Czyli Paulina stara się nie podpaść Natalii. Pomyślałem sobie. Wstałem, ubrałem się i zszedłem do jadalni. Kilka osób jadło śniadanie, a wśród nich była Natalia. Spojrzała na mnie i zapytała.
-Agata nie dała tobie spać?- Bo wyglądasz strasznie.
-Dzień dobry Natalio. Grałem z dziewczynami w bierki i zrobiło się wcześnie.
-Raczej późno.- Stwierdziła Natalia.
-Nie, wcześnie. Wiem, co mówię.
-Zjesz z nami śniadanie?
-Jasne.
-To siadaj.- Usiadłem i zjadłem z nimi śniadanie, a po nim udałem się na chwilkę porozmawiać z Natalią. Chciała wiedzieć, co u mnie i jak sobie radzę. Nie wiem dlaczego, ale całość naszej rozmowy wydała mi się, jakoś tak ciepła. Martwiła się, doradzała mi i w ogóle starała się pomóc. Rozmawialiśmy z godzinkę, a na koniec rozmowy zapytała.
-Zostaniesz dzisiaj do końca dnia?
-Powinienem odwiedzić Jagodę i Andrzeja.
-Zostań na obiad, zapraszamy wszystkich zainteresowanych spotkaniem z tobą. Zgoda?
-Dobrze Natalio.
-To idę poinformować dziewczyny, aby zrobiły listę wszystkich gości. A ty niczym się nie martw.- Uśmiechnęła się i poszła. Trzeba iść obudzić Agatę. Pomyślałem i poszedłem do pokoju gościnnego, znajdującego się na piętrze. Wszedłem do środka i ku mojemu zdziwieniu nikogo tam nie zastałem. Lecz po chwili....
-Co ty tutaj robisz?
-Raczej w drugą stronę. Gdzie ty byłaś kiedy ja rozmawiałem z Natalią?
-O czym?
-Nie takie było pytanie.- Stwierdziłem.
-A jakie?- Zapytała.
-Czarownica.- Chyba ją to ruszyło, bo pokazała mi pięść i mówiąc do mnie, co słowo otwierała jeden paluszek.
-Odpowiedz... mi... na... pytanie..., proszę.- I po otwarciu ostatniego palca, trzasnęła mnie w papę. Spojrzałem zdziwiony, a po chwili odpowiedziałem.
-Zważywszy na fakt, iż jestem nie zainteresowanym obserwatorem, nie mającym żadnych osobistych inklinacji, nie sądzę, żebym chciał wchodzić z tobą w różnego typu koneksje i debatować z waćpanną na tematy związane z moim ego.- Kopara jej opadła razem z cyckami.
-Że Co oo!?- Nie odpowiedziałem, tylko wyszedłem z pokoju i udałem się do kuchni. Cholera. Przyjechałem po to, żeby mogła mi włożyć palec w oko i abym dostał w twarz? Nagle mnie oświeciło, bo zrozumiałem aluzje. To prowokacja, jak nic prowokacja. A może sobie polecieć z nią w kulki? Myślałem nad takim scenariuszem. I nagle, wpadłem na pomysł. Gdzie jest Piotrek? Pokój, jak nic w pokoju. Zmieniłem tor przeszkód, znów na schody. Gdy doszedłem do pokoju Piotrka, wszedłem nie pukając do środka.
-Piotrek, zrobisz coś dla mnie?
-Jasne. Co jest tobie potrzebne.
-Kierowca z samochodem.
-Mama będzie chciała wiedzieć, gdzie jedziemy.
-Do klubu. Piotrek, tylko zrób to w taki sposób, żeby dziewczyny nic nie wiedziały, zgoda?
-Coś wymyślił?
-Zobaczysz. Idę na wejście. I poczłapałem do holu. Na miejscu rozpocząłem się ubierać i zostałem zauważony przez dziewczyny.
-Dlaczego już jedziesz? - Zapytała Karolina.
-Ponieważ Agata, uderzyła mnie w twarz.- Przyszedł Piotrek Ubrał buty i powiedział.
-Jedziemy?
-Jasne. Cześć dziewczyny.- Realnie się pożegnałem, znaczy się dałem im po buziaczku, a później wyszedłem razem z Piotrkiem, wgramoliłem się do samochodu i ruszyliśmy.
-Co ty kombinujesz?
-Wiesz może, gdzie można dzisiaj kupić kwiaty?
-Jasne.
-To jedź. I weź jeszcze małą kopertę na liścik.- Pojechaliśmy do kwiaciarni i Piotrek poszedł kupić bukiecik kwiatów. Ale to, co przyniósł, wcale nie wyglądało na bukiecik. Kiedy ruszyliśmy zapytałem go ze zwykłej ciekawości.
-Dlaczego ty nie masz dziewczyny?- Skrzywił się.
-Nie odpowiadaj, przepraszam. Głupie to było z mojej strony.
-Wiem, zauważyłem. Jedziemy do klubu, a później ruszamy z powrotem. Będziemy tam tylko chwilkę, prawda?
-Muszę powiedzieć coś Marcie. To Szczegół, ale....
-Tomek razem z Martą będzie na obiedzie.
-Myślałem, że Marta ma dyżur w klubie.
-Miała, ale już wyszła.
-Skąd ty o tym wiesz?
-Dziewczyny poszukiwały Tomasza dzwoniąc do klubu, a ja dzwoniłem do Jagody i Doroty.
-Lipa. W takim razie wracamy.- Zawrócił i skierował się do domu.
-Przyznaj, że chcesz zrobić Agacie na złość.
-Zrobisz jeszcze jedną rzecz dla mnie?
-Mam dać jej kwiaty w twoim imieniu?
-Tak i nie. Dasz jej ten bukiet i nie powiesz od kogo. Pewnie uzna, że od ciebie, ale za to, to tylko tobie podziękuje. Co najwyżej dostaniesz całusa.
-Nie rozumiem genezy tego, co próbujesz zrobić, ale myślę, że to twoja sprawa. Tyle mogę tobie pomóc za tą sprawę z tym wypadkiem.
-Przestań, to moja wina. A w ogóle, to ile jeszcze razy muszę wam powiedzieć, że to jest i była moja wina, abyście to wszyscy wreszcie zrozumieli.
-Głupio się z tym czuje.
-Piotrek, nie musisz, bo to naprawdę jest moja wina.
-Dzięki, ale mi z tym źle.
-Daj jej kwiaty, zgoda?
-Nie dostanę nimi w twarz?
-Nie dostaniesz, bo ja już dostałem w twarz.
-To na przeprosiny? Zapytał mnie Piotrek.
-Niezupełnie. Raczej pokaz siły umysłu.
-Dziwny jesteś.
-Wiem. Kupiłeś kopertę na liścik?
-Tak.
-To daj.
-Jest przy kwiatach w bagażniku.
-Zatrzymaj się.
-Po kiego grzyba?
-Żeby coś narysować w liściku.
-W liścikach się nie rysuje.
-Wiem.
-To co jej napiszesz?
-Prawdę.
-Jak mam dać jej te kwiaty, to chcę wiedzieć na co mogę się narazić.
-Napiszę, że nieładnie jest przyjmować kwiaty od innych chłopaków. Zwłaszcza, że to mój przyjaciel i kupił te kwiaty na moją prośbę. Z podpisem Szymon.
-Przecież, to nic takiego.
-Semantycznie rzecz ujmując, to masz rację. Tylko, że to jest tak, jak mówiłem. Kwestia siły umysłu. Nie złośliwości, tylko siły.
-To znęcanie się.
-Nie taki jest zarys tej gry.
-A niby jaki?
-Kolorowy świat tęczy.
-Co to znaczy?
-Chcesz zobaczyć wszystkie kolory tęczy? Musisz pogodzić się z deszczem.
-Kwiaty, to tęcza. W takim razie potrzebny jest deszcz. Co jest deszczykiem?
-Karteczka. Dla ciebie, pewnie nie. Ale dla kogoś, kto takiego typu populistycznego zachowania pożąda i oczekuje, jest to dreszczykiem emocji. Złudnym, ale jest.
-Za co to?
-Dostałem z liścia, za nic. W sumie, to mnie tylko klepnęła i dlatego odgryzę się jej też nadzwyczaj delikatnie.
-Wprowadzasz mnie w zakłopotanie. Z jednej strony, to powinienem tobie pomóc. Zaś z drugiej, aby być w porządku do niej, powinienem jej o tym powiedzieć. Co tu wybrać?- Spojrzał na mnie.
-Twój wybór. Zrobisz to, czy tego nie zrobisz chcę, żebyś sam wybrał. Ale nie stronę moją, czy jej, a sprawiedliwości według ciebie. Nie mnie sądzić, a tobie, gdyż to ty w tej sprawie jesteś sędzią. Wystarczy, że dasz jej te kwiaty i powiesz to, co napisałem, a zniweczysz mój plan. Jak widzisz, to tylko kwestia smaku, zwyczajna gra pozorów. Coś, co zależy od szczegółów.
-To znaczy, że to mój wybór. Bez względu na decyzję, jaką podejmę, nie obrazisz się?
-Nie będę mieć pretensji. Zrobisz to po mojemu, będzie dobrze. Zrobisz to po swojemu, też będzie dobrze. Obiecałem jej, że nie dostanie ciętych kwiatów ode mnie, więc to bez różnicy, bo to ty jej kupiłeś i to ty jej dasz te kwiaty. Złamać danego słowa nie muszę, więc nie mogę mieć do ciebie pretensji. Co by się nie stało w tej sprawie, to nie będę miał do ciebie żadnego halo. Rozumiesz powagę sytuacji, czy nie?
-Najgorszy scenariusz, jaki wymyśliłeś z jej strony?
-Zagra tobą. Albo..., jeszcze może ze mną zerwać.- Pomyślałem chwilkę i odparłem.  
-Nie, to nie jest w jej stylu.
-Mogę się zastanowić nad tym i podać tobie później odpowiedź?  
-Nie masz mi odpowiadać. Po prostu zrób, jak uważasz.
-Czasem ciebie nie rozumiem, ale samą genezę tego przedsięwzięcia jestem w stanie zrozumieć.
-Piotrek, to wszystko robi się, żeby kobieta obok ciebie nie czuła się niezauważana. Nie wiem, jak to inaczej nazwać.
-Może olana.
-Można z grubsza i tak to nazwać.- Dojeżdżaliśmy właśnie do nich pod dom, kiedy to nagle z domu wybiegła Agata, a za nią dziewczęta.
-Piotrek uważaj!- Krzyknęła Karolina. Piotrek podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego kwiaty. Po czym zasłonił się nimi przed nią i w końcu podał je Agacie, która była wściekła. Chyba myślała, że wyjechałem, a on mnie odwiózł. Nigdy nie powiedział mi, jaką podjął decyzję w tej sprawie. Być może zrobił, to widząc wściekłość Agaty, a może sam tak naprawdę zdecydował, bez żadnych dodatkowych czynników zewnętrznych. Zresztą, jak już powiedziałem, to sprawa jego osądu sytuacji. A Agata zdębiała. Stała tak patrząc na niego, nie odzywając się i będąc dziwnie zaskoczona jego posunięciem. Piotrek ruszył w stronę domu, a Agata spojrzała na dziewczyny, które też zamarły w bezruchu.
-Zaraz!- Krzyknęła. Szedł dalej.
-Zatrzymaj się!- Powtórzyła. Olał jej rozkaz. Wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami i podszedłem do stojącej, jak zaczarowana nieopodal Agaty, Pauliny.
-Pomożesz mi?- Zapytałem patrząc jej w oczy.
-A Agata?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Ma zajęte ręce.- Wzięła mnie pod ramię i ruszyła ze mną w kierunku domu. Piotrek zatrzymał się przy wejściu i otworzył drzwi.
-Czyje to kwiaty!? Krzyknęła do Piotra.  
-Może się ruszysz wreszcie wstawić te róże do wody!- Padła odpowiedź nie w temacie.
-Czyj jest ten bukiet róż?
-Dałem go tobie?- Zapytał.  
-Tak.
-To wychodzi na to, że twój.- Ruszyła w kierunku wejścia. Gdy podeszła bliżej do Piotrka, złapała kwiaty w jedną rękę i oparła je o spodnie. Chwyciła go za koszulę i pocałowała w usta. Obróciła się do mnie i powiedziała.
-Widzisz, to jest prawdziwy mężczyzna, bo on umie kupić kobiecie kwiaty!- Piotrek roześmiał się, pokazał palcem na liścik i powiedział.
-Przeczytaj inskrypcję. Na pewno będzie się tobie podobać.- Paulina spojrzała na mnie.
-To ty?
-Kwiaty są od niego.
-A liścik?
-Logiczne, że mój.
-Dobrze się ukryj, bo będzie wściekła. Dobroć z czymś miłym i złośliwość w jednym zagraniu. Ty to masz pomysły. Chodźmy.- I weszliśmy do domu. Za jakiś czas przybiegła do nas ze złością Agata. Stanęła i tupiąc powiedziała.
-Chciałam dostać kwiaty od chłopaka!
-Dostałaś od Piotrka, a on jest chłopakiem, prawda?
-Ale od mojego chłopaka!
-Trzeba było wyrazić się jaśniej. Skąd ja miałem niby to wiedzieć. Wróżek, to ja nie jestem.  
-Trzeba było się domyślić.- Oparłem się o stół dwoma rękoma.
-Jakiż to ja jestem niedomyślny.
-Bastuj Szymon.- Powiedziała Paulina.
-Nie. Bo ona chlasnęła mnie w twarz.
-A więc, to o to masz do mnie żal.
-Przeproś.
-Agata nie! Wystarczy tego dobrego. Idziemy porozmawiać.- Powiedziała Natalia i zabrała ze sobą wszystkie dziewczyny. Zostałem sam z Piotrkiem.
-Ale zła.- Powiedział.
-Widzę.- Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Otworzę!- Powiedział Piotrek.
-O witajcie! Ale trafiliście.
-Cześć Szymon. Jak noga?- Zapytał Andrzej.
-Lepiej. Cześć słonko.
-Dlaczego nie przyjechałeś do nas?
-Cześć. Miałem zajechać, ale Natalia podała ciekawszy scenariusz i przystałem na to. W sumie, to dobrze zrobiła, ponieważ jeszcze mam szynę na nodze i strasznie mi ona przeszkadza.
-Ile jeszcze musisz ją nosić?- Zapytał Andrzej. Podniosłem nogawkę i pokazałem mu to żelastwo.
-Myślałem, że to żart. Ale chyba się pomyliłem.
-Bywa i tak. Jeszcze dwa tygodnie i po sprawie.
-Po dwóch tygodniach jeszcze musisz mieć rehabilitację.
-Wiem i tego się obawiam.
-Zabiorę go i porozmawiamy z nim, dobrze? A ty znajdź Agatę.
-Jagoda?
-Słucham.
-Piotrek, ty jej powiedz.
-O czym?- Zapytała zdziwiona moim ostrzeżeniem.
-Chodź Andrzej, Piotrek sam Jagodzie to powie.- Stwierdziłem i wyszliśmy przed dom naprzeciw nadjeżdżającym rodzicom Marcina.
-Dzień dobry. To takie miłe, że wychodzicie nas przywitać.
-Tak. Stęskniliśmy się za tobą Dorotko. Witam Pana.
-Cześć. Dużo osób jest?
-Jeszcze nie. Dorotko, idźcie do domu, a my za chwileczkę przyjdziemy.- Poszli, a ja zszedłem ze schodów i usiadłem z Andrzejem na krawężniku.
-Szymon, powiedz mi jedno. Co ty tak naprawdę czujesz do mojej córki?
-Kocham ją. Dlaczego pytasz?
-Dziwne dla mnie jest to, że nie przyjeżdżasz do nas.
-Piotrek przyjechał po mnie do Poznania. Chciałem zrobić jej niespodziankę, a ona włożyła mi palec w oko i dostałem w twarz.
-Słucham?
-Chciała sprawdzić, czy jestem koszmarem.
-Czym?
-Snem, marą senną, czy innym mirażem, albo wytworem wyobraźni.
-A cha.
-Jest świetna, a nawet wspaniała, sam nie wiem, co jeszcze można byłoby powiedzieć o niej. Może to, że jest szalona. Hm, ale mnie to kręci, powstrzymać się czasem nie mogę, a raczej jej. Wiesz ile czasu zajmuje mi uknucie czegoś, żeby ona nie myślała o seksie? Sam się sobie dziwię, że to robię. Przecież jest piękna, ma wszystko na swoim miejscu i jest ciekawska do tego zawsze chętna do sprawdzenia czegoś nowego i... i. I normalnie funkcjonować przez nie nie mogę.
-Jest takie powiedzenie o rudych dziewczynach. Dach spróchniały, zardzewiały, ściany nie trzymają pionu. A w piwnicy wilgoć i tylko fundamenty mimo, że dobre, to zawsze stoją tak, jak powinny. Kopara mi opadła.
-To twoja córka.
-Wiem. Jej mama była dobrą nauczycielką i z takimi rzeczami dałaby sobie radę, a ja sobie nie radzę. Nie można z nią wytrzymać po twoim wypadku. Zrób coś z tym, bo zabije własną córkę.
-Aż taka złośliwa?
-Pytanie.
-Kiedy ta ruda zaczyna świrować, to nakręca mnie ona do takiego poziomu, że szok. I wtedy, to ja wiem, że żyję. One są dla mnie normalnie nie z tej ziemi.
-I mówi to chłopak, o którym one wciąż rozmawiają. To ty tutaj jesteś dla wszystkich z marsa.
-Fajnie się z tobą gada. Ale chyba musimy iść, bo zimno mi się zrobiło. A i jeszcze jedno. Nadepnąłem jej na odcisk, więc będzie wściekła.
-Trudno. To będzie mniej problematyczne, niż twój spokojny pobyt u nas. Teraz od razu wykrzyczy nam o co chodzi.
-Jesteście niesamowici. Dlaczego bronicie mnie przed nią?
-Ona szaleje za tobą i nie daje nic złego o tobie powiedzieć. Chyba, że sama to robi.
-Żartujesz sobie?
-Nie. Najgłupsze jest to, że ona wcale tego nie robi ze złości na ciebie, tylko bardziej złoszcząc się na siebie. Zawsze najpierw ciebie obwinia, a później, to ona sama przed sobą ciebie tłumaczy. A w tym czasie nie wolno mieć nawet głupiej miny na twarzy. Nie mówiąc już o odzywaniu się i nie jest ważne, czy jej przyznajesz rację, czy nie.
-Co ty gadasz?
-Powinieneś coś z tym zrobić.
-I robię. Wejdź i zobacz.- Weszliśmy do domu i poszliśmy do salonu w którym siedział Piotrek z Karoliną, Dorota z mężem i Paulina.
-A gdzie reszta?
-Ale narobiłeś. Wściekła, jak osa.- Powiedziała Paulina.
-Idę zobaczyć.- I poszedłem do biura Natalii w którym siedziały wszystkie trzy.
-Narozrabiałem, prawda?- Powiedziałem po wejściu.
-Świnia jesteś.
-Prosiak. Świnia, to żeńska nazwa i możesz ją używać, jeśli mówisz do dziewczyn lub kobiet, lecz to niegrzeczne i niewłaściwe. Więc?
-Przestań! Proszę. Możesz przestać? Nie czepiaj się tego, co mówię i przestań.- Zaczęła płakać, więc podszedłem i ją przytuliłem.
-To twoja wina!- Powiedziała odpychając mnie i dwoma piąstkami uderzając mnie w piersi i znów kładąc głowę na nich. Tym razem przytuliłem ją mocno w taki sposób, aby nie miała możliwości mnie odepchnąć.
-Przepraszam ciebie kochanie. Zrobiłem to, bo mnie uderzyłaś bez powodu. Nie chciałem widzieć ciebie w takim stanie. Nie o to mi chodziło. Przepraszam. Zła jesteś?
-Nie. Raczej zniesmaczona. Myślałam, że przyjedziesz, to będzie już dobrze. A ty robisz coś takiego.
-Ale masz kwiatki i mój portret, a do tego będziesz miała o czym rozmyślać. A to wszystko tylko dla ciebie. Kocham cię, wiesz. Bo, jak można nie kochać, takiej wspaniałej istoty, jak ty? Ciebie trzeba kochać, bo nie ma innej możliwości. W dodatku, to kto tak subtelnie walnie mnie w papę, kto włoży mi palec w oko. No powiedz mi, jaka dziewczyna zrobi dla chłopaka coś takiego? Żadna, tylko ty.- Uśmiechnąłem się do niej, a ona uśmiechnęła się wreszcie i stwierdziła.
-To mogę włożyć tobie paluszek w drugie oko? Możesz wybrać który.
-Dobrze. To ja wybieram ten u lewej stopy znajdujący się obok małego palca, to jest czwarty palec.
-Nie. Ja nie sięgnę tak wysoko.
-A ja mam szynę na nodze, więc raczej nie kucnę i nie uklęknę. Szkoda co?
-Głupi jesteś.
-Wiem. Zawsze lubiłem mądrzejsze kobiety od siebie. Chodźcie, bo goście już są.- Agata z Jagodą wyszły, a kiedy ja chciałem opuścić pomieszczenie, to Natalia zatrzymała mnie mówiąc do Jagody.
-Idźcie, my za moment dołączymy do was, tylko zamienię dwa słowa z Szymonem.- Zamknęła drzwi.
-Jak ty to zrobiłeś? My próbujemy już jakieś pół godziny ją uspokoić.
-Trzeba zrobić z siebie idiotę, a później zawsze znajduje się jakiś sposób podejścia do danej osoby. To proste.
-Niby jak?
-Podchodzisz.- I podszedłem do Natalii opierając się o nią w taki sposób, żeby była przyparta do ściany.
-Później spoglądasz jej głęboko w oczy. Pokonujesz połowę odległości do jej ust i czekasz, aż ona pokona drugą część tej drogi.- Patrzyłem jej w oczy, a ona je zamknęła i podsunęła w moim kierunku, więc zrobiłem unik i zabrałem głowę w drugą stronę. A, gdy moje usta znalazły się obok jej ucha wyszeptałem.
-Właśnie na tym to polega.- Cofnąłem głowę i pocałowałem ją w czubek noska.
-To jest ten czar, Natalio.- Widziałem, że się zmieszała.
-Twoje opanowanie mnie czasem dobija.- Stwierdziła.
-To dobrze, że ciebie onieśmielam.
-Nie.- Powiedziała obchodząc mnie dookoła.
-Ale na zbyt wiele tobie pozwalam.- Stwierdziła mi do ucha stojąc z tyłu. Obróciłem się do niej, aby mieć ją od przodu i powiedziałem.
-Tak. Stanowczo powinnaś zawalić mi w twarz.
-Nie namówisz mnie.- Skrzywiłem się.
-Nawet o tym nie myśl.- Dodała.
-Takem czuł. A może jednak. Nie? Pewna jesteś?- Zapytałem spokojnie.
-Właśnie jestem pewna, więc z pewnością moja odpowiedź brzmi, nie.
-Szkoda. Bo już miałem nadzieje, że się wreszcie doigrałem.- I się uśmiechnąłem.
-Chodź idziemy do reszty.- I poszliśmy. Na obiedzie była jeszcze Mariolka i Marcin z Dagmarą, Tomek z Martą i Dorota z mężem. A później dołączył do nas jeszcze Mecenas z żoną. Najpierw rozmawiali o Agacie, o jej złośliwościach, a później weszli na mój temat. Była opowieść o tym, jak przyjechałem i powiedziałem do Natalii "Dobry wieczór". Było o czynnej napaści na moją nietykalność osobistą w wykonaniu Agaty, co bardzo szybko wytłumaczył jej mecenas. Była opowieść o grze i pokaz naszych rysunków. A później je zlicytowali, przeznaczając wpływy na polepszenie bytu małej Alicji. Po prostu pieniądze poszły na dostosowanie jej pokoju do potrzeb rehabilitacji. Była również opowieść o bukiecie kwiatów dla Agaty z chamskim liścikiem ode mnie. A to wszystko zrobiłem u nich w mniej, jak jedną dobę. No tak. W standardzie narobiłem zamieszania, więc mieli o czym rozmawiać. Po wszystkich debatach w moim temacie zapytałem o małą Alicję. Na odpowiedź zeszły im ze trzy godziny, a po wszystkim, Andrzej odwiózł mnie na pociąg z Agatą i Jagodą. Po drodze udało mi się urobić Agatę, żebyśmy za tydzień pojechali do Moniki. Pożegnaliśmy się i udałem się w drogę powrotną do domu. Tego dnia, co dziwne Agata odprowadziła mnie do pociągu, musiała być bardzo stęskniona. Nie była zła. Złość już jej przeszła. Płakała, gdy odjeżdżałem.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 9372 słów i 51157 znaków, zaktualizował 20 wrz 2019.

Dodaj komentarz