Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 37. Racjonalizacja.

Kiedy rankiem otworzyłem oczy, miałem dziwne wrażenie, że Agata przesadzała z tą swoją grą, ale ona miała swój własny plan. Wszystkie leżały i spoglądały na mnie, jak się budzę.
-Cześć.- Wykrztusiłem wreszcie z siebie widząc, że skupiony jest na mnie ich wzrok.
-Coś gdzieś mam?- Zapytałem nie mając żadnego pojęcia, dlaczego tak wytrzeszczają na mnie oczy i nic nie mówią.
-Nie.- Odparła po dłuższej chwili ciszy Paulina.
-To, co się dzieje?
-Masz niespokojny sen.- Powiedziała Karolina.
-Przesadziłam, co?- Zapytała Agata myśląc, że to przez nią, lecz ja wiedziałem, iż to za sprawą Marty i jej nielogicznego dla mnie sposobu bycia.  
-Może troszkę.- Ściągnęła piżamkę i położyła się na mnie.
-Rozmawiałeś przez sen z nami.- Oznajmiła mi.
-I co takiego mówiłem?
-Coś niezrozumiałego dla nas. Co takiego się tobie śniło?
-Seks z wami.  
-Ten kawałek akurat odszyfrowałyśmy.- Rzuciła Agata.  
-Co takiego robiła tam Marta?- Zapytała zdziwiona Paulina.
-To był sen, więc skąd ja mam to wiedzieć?
-Kłamczuch.- Stwierdziła Agata.
-Wcale nie. Przecież to podświadomość jest odpowiedzialna za sny i ukryte pragnienia.
-Mówi prawdę dziewczyny.- Potwierdziła moją wypowiedź Paulina, lecz Marta znalazła się w moim śnie za sprawą sytuacji z jej zachwianiem równowagi, gdy staliśmy na skraju dachu. Normalnie przykleiła się do mnie, a we śnie spadła. To dlatego pewnie jej imię wypowiedziałem.  
-Chcesz podświadomie przespać się z Martą?- Zapytała zdziwiona Agata. Po chwili namysłu uznałem, że nie będę jej tego tłumaczyć, bo i po co.  
-Na to wychodzi. Człowiek zawsze chce czegoś, czego nie powinien lub czegoś, czego nie może mieć. Standard urojeń. No, co tak patrzycie na mnie?
-Paulina powiedziała nam o sytuacji z Tomkiem.- Oznajmiła mi Karolina.
-Papla.- Stwierdziłem spoglądając w jej kierunku.
-Powiedz mi, że to nie dlatego?- Zapytała Paula.
-Pewnie tak. Już wtedy miałem dziwne wrażenie, że wbije mi się to w pamięć i będzie mnie prześladować.- Patrzyły na mnie nic nie mówiąc, więc zagadnąłem zmieniając temat.
-Znacie może dziewczę o imieniu Róża?
-Nie.- Odpowiedziała Paulina.
-A kto to Róża?- Zapytała Agata.
-Siostra przyrodnia Marty.- Odpowiedziała Karolina.
-Dlaczego ja jej nie znam?- Zdziwiła się ma Luba.
-Mieszkasz tutaj, to nie mam pojęcia. Powinnaś ją znać.- Stwierdziłem i dodałem.
-To taki młodszy odpowiednik Marty.
-Widziałam tą dziewczynę. Często przychodzi do Klubu, by porozmawiać z Martą.- Oznajmiła Karolcia.
-Kiedy ją poznałaś?- Zapytała Agata.
-Jeszcze w czasie, kiedy się z wami nie zaprzyjaźniłam.
-Ciekawa osoba. Przyszła do Marty i kiedy powiedziałem jej, że ona poszła na dach, to poleciała za nią, nawet się nie przedstawiła. Wiedziałyście, że Marta ma lęk przestrzeni?- Zapytałem, a wszystkie odpowiedziały przecząco, nawet Paulina, co było dla mnie dziwne. Szczerze mówiąc, to ja myślałem, iż ze względu na swoje upodobanie i znajomość z Martą, jest lepiej zaznajomienia z jej problemami psychologicznymi. A tutaj proszę, nawet ona nic o tym nie wiedziała.
-Szymon, Marta zawsze była taką szarą myszką i starała się nigdy nie wyróżniać wśród rówieśników.
-Przy takiej figurze, to powiem tobie, że nie miała lekkiego zadania.- Stwierdziłem fakt oczywisty dla mnie, a może i dla nich.
-Wiem. Zrobiła się taka bardziej otwarta dopiero wtedy, gdy ty pojawiłeś się u nas.  
-Czyli, to znów moja wina?- Zapytałem Paulinę.
-Chyba tak. Gdyż jakby na to nie spojrzeć, to twoja, albo całkiem możliwe jest jeszcze to, że może to być równie dobrze wina Tomka.
-Czyli całkiem prawdopodobne, iż ona go bardzo kocha i to przeze mnie ma takie zawirowania w swoim życiu.
-Jak każda z nas.- Powiedziała Karolina. Spojrzałem na Paulinę.
-Tylko, że my wszystkie uważamy to, za dobry sposób spędzania czasu, ponieważ ty zawsze dbasz o to, żebyśmy się nie nudziły.- Dodała Paula prostując mój sposób spojrzenia na problem, który to nagle okazał się pożądanym efektem ubocznym.
-Szymon, ty masz chyba taki sposób bycia, że nie bardzo potrafisz się w nim znaleźć. Prawda?- Zapytała grzecznie Karolina.
-Czasem, wszystko jest po twojej myśli Karolinko, a innym razem nie ważne, jak byś się starała, to zawsze jest coś nie tak. To pewnie dlatego odnosisz takie wrażenie.
-Bardzo prawdopodobne. Czyli jest coś, co tobie u nas nie wychodzi?
-Główny aspekt spraw u was, zawsze jest dopięty do ostatniego guziczka, ale te poboczne sprawy, są tutaj zupełnie nieprzewidywalne. Nie da się trzymać dziesięciu srok za ogon. Tego nie muszę wam chyba tłumaczyć, co?
-Szymon, a co będzie teraz z wami?- Zapytała Karolina spoglądając na Agatę.
-Wrócę do Agaty, ale to chwilkę jeszcze potrwa.
-Najpierw musimy otoczyć opieką Izabelę.- Powiedziała Agata.
-Pomóżcie jej dziewczyny.
-Iza też jest fajną dziewczyną, więc spokojnie, pomożemy jej.- Zgodziła się Paulina.
-Co trzeba zrobić?- Zapytała Karolina spoglądając na Agatę.
-Trzeba być blisko niej.
-I zerwać ze mną kontakt na jakiś czas.
-No przestań.- Zbulwersowała się Paula.
-Nie przestanę. Musicie dziewczęta mi to obiecać.
-Pewien jesteś?- Zapytała rozżalona Karolina.
-To dla waszego bezpieczeństwa. Karolinko, a co tam słychać u Leszka?- Zmieniłem na chwilkę tor rozmowy, by dać im to sobie troszkę poukładać.
-Jest miły i znajomość z nim uważam za coś dobrego. Tylko, że on, to nie ty.
-Oo o. Zaczyna się.- Stwierdziłem, żeby to zakończyć jeszcze przed rozpoczęciem.
-Kiedyś byłabym zachwycona z takiego chłopaka, jak on, ale... .
-Zagiąłem waszą rzeczywistość i teraz, to ktoś taki nie pasuje do tej waszej układanki. To chcesz mi powiedzieć. Prawda?
-Z grubsza, tak.
-Czyli to moja wina.
-Dziwisz się?- Zapytała grzecznie Paulina.
-Szczerze powiedziawszy, to nie. Ty też, co?- Rzuciłem Pauli w twarz.  
-Tak.- Odparła i położyła mi dłoń na policzku, po czym pocałowała Agatę, a później mnie.
-To chyba logiczne.- Powiedziała uśmiechając się po wszystkim. Karolina wbiła dłoń we włosy Agaty i przeczesała je palcami.
-Jak to jest Agata, że się nie złościsz na niego o pocałunki z innymi dziewczętami?
-Ja też się całuję z innymi dziewczynami, więc to byłaby hipokryzja z mojej strony.
-A ta mała?- Dopytywała się Karolina, myśląc, że robi coś przeciwko Agatce.
-Monika jest w porządku, a on robi takie szopki po to tylko, by próbując być uczciwy wobec mnie, narobić troszkę zamieszania wokół własnej osoby. Prawda?- Zwróciła się z tym pytaniem bezpośrednio do mnie.
-Nieprawda. Robię takie rzeczy, żeby mieć jakieś pole szachowania tym faktem. Czasem, żeby ciebie Agatko rozzłościć, a innym razem, by mieć za co ciebie przeprosić.- Spojrzała na mnie i nabrała powietrza w płuca, próbując mnie pocałować. Dałem jej tą satysfakcję i mnie dmuchnęła.
-Specjalnie dałeś mi się dmuchnąć?- Zapytała wiedząc, że wypuściłem całe powietrze z płuc.
-Aż tak było widać?- Zapytałem.
-Było.- Powiedziała z wyrzutem.
-Agatko, chcę tobie podziękować za wczorajszy pokaz złości. Tomek z Andrzejem powiedzieli, że przesadzasz, ale ja wiedziałem, iż coś takiego było nam potrzebne. Dziękuję.  
-Wiesz, że jesteś wariat?- Powiedziała Agata.  
-Wiem. Przesadzam, co?
-Tak. Myślę, że powinieneś dać sobie spokój z tym wszystkim.
-Ale wiesz, że to wszystko, to wy?
-No tak. To całkiem zmienia postać rzeczy.
-Więc wracając do tematu dziewczyny, mam do was prośbę. Pomóżcie Agacie chronić Izabelę.
-To nasza przyjaciółka.- Stwierdziła Paulina.
-Pomożemy.- Dodała Karolina.
-Jest jeszcze coś.
-Co takiego?- Zapytała Karolina spoglądając na Agatę.
-Przez jakiś czas musimy przestać się widywać z nim.- Powiedziała Agata.
-Nie.- Stwierdziła zażenowana tą wiadomością Paulina.
-Tak. Musimy.- Odparłem.
-Dla naszego bezpieczeństwa.- Wypowiedziała się Karolina, niby sama do siebie. Zmartwiło ją to.
-I znów będziemy się nudzić, jak wtedy, kiedy byłeś w szpitalu.- Stwierdziła Paulina.
-Myślę, że dłużej. Lecz, to akurat okaże się w praniu.
-Jesteśmy, aż takie nudne, że odsuwasz nas na boczny tor?
-Paulina, ja was nie odsuwam. Ja was chronię przed swoją głupotą. Zrozum to. Muszę mieć pewność, że nic się wam nie stanie.- Pomyślała chwilkę i wreszcie zmusiła się do wypowiedzenia tego słowa.
-Obiecuję tobie.
-Masz moje słowo.- Dodała Karolina.
-Dziękuję wam za zaufanie jakim mnie darzycie.
-Szymon, a gdzie dokładnie powiedział, że jedzie?
-Kto?- Odparłem Paulinie.  
-Tomasz.
-Martwisz się o niego. Głupio tobie, że tak z nim postąpiłaś?
-I tak i nie. Z jednej strony, to mu się należało. Zaś z drugiej, to myślę, że zbyt dużo wytłumaczyłyśmy mu tym zagraniem. Będzie z nim problem Szymonie, prędzej czy później, ale będzie, zobaczysz.
-Będę się martwił tym później, a teraz, to on musi się skupić na zadaniu, które mamy do wykonania.  
-Sam sobie nie poradzisz.- Stwierdziła Paulina.
-Cały problem w tym, że ja to wiem. I pewnie nadal będę liczył na waszą pomoc.
-Szymon, a co jest z Tomkiem?
-Nie wiem. Jeszcze nie dzwonił. Ma ktoś numer do Marty?
-Tylko do klubu. Ale ty powinieneś mieć.
-Tomek ma, ale raczej teraz mi go nie poda.
-Szymon, o co chodzi z tym numerem, który chcesz odstawić Jagodzie na panieńskie?- Zapytała Paula.
-Chcę sprawdzić, czy ona będzie w stanie rozzłościć się na Andrzeja.
-Nie rozumiem.- Stwierdziła Paulina.
-Jeśli obiecacie mi, że nikomu tego nie powiecie, to wam wyłuszczę z grubsza plan.
-Obiecuję tobie.- Powiedziała Karolina.
-Masz moje słowo.- Dodała Paula. Spojrzałem na Agatę, a ona tylko się na mnie patrzyła.
-Agatko?- Odezwałem się wreszcie.
-Ciocia będzie zła, że wiedziałam i nic jej nie powiedziałam.- Stwierdziła.
-No, Agata. Przestań być taka w porządku dla wszystkich, bo tak się nie da.- Stwierdziła oczywistą rzecz Paulina.
-Obiecuję tobie.- Powiedziała wreszcie bijąc się z myślami i krzywiąc się, Jak gdyby strasznie jej to nie pasowało.
-Co by było, gdybym władował do pokoju Andrzeja rozebraną dziewczynę i zobaczyłaby to Jagoda?- Powiedziałem wreszcie, przyglądając się skrzętnie ich reakcji.
-Zwariowałeś!- Krzyknęła na mnie Agata.
-Tak. I dlatego prawie w tym samym czasie, kochanie ty moje, w pokoju Jagody będzie rozbierający się chłopak, którego to, zobaczy Andrzej. A później zrobimy im małą konfrontację. Trzeba tylko zrobić to w taki sposób, żeby się w międzyczasie nie spotkali.
-Szymon, tylko wiesz, że ta dziewczyna w pokoju Andrzeja, to nie mogę być ja.- Powiedziała uśmiechając się do mnie Paulina.
-Ty jej też nie denerwujesz?
-Tak to bywa, jeśli się tyle o sobie wie.- Stwierdziła Paula.
-A zresztą i tak już znalazłem kogoś innego. Kogoś, kogo nie znają.- Uśmiechnąłem się do Agaty.
-Coś ty znów wymyślił?- Zapytała bardzo spokojnie, znając moje dziwne podejście do tego typu tematów i wiedząc, że nie obejdzie się bez dziwnych pomysłów.
-To proste. Chciała, żebyś nakryła nas podczas scesji w jej pokoju. A ja chcę zobaczyć, jak bardzo z jej strony będzie to przeszkodą w ich związku i dlatego osoby biorące udział w tym przedsięwzięciu muszą się znać.
-Co chcesz zrobić?
-Poznajcie Różę i jej chłopaka. Tylko tak, żeby Jagoda i Andrzej tego nie zarejestrowali.
-Pokłócą się.- Stwierdziła Agata.
-Biorę wszystko na siebie.
-Będą źli na ciebie.- Stwierdziła.
-Muszę to zrobić. Ona zrobiła mi to samo, tylko nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
-Ten pokaz body w jej pokoju, był troszkę na wyrost, prawda?
-Prawda Agatko. Ale ja, to już tobie przecież powiedziałem. A wiesz, że to właśnie ten dzień zmienił tutaj wszystko? To tego dnia Jagoda zrozumiała, że nie musi się mnie bać i twój tata zaczął inaczej na mnie patrzeć. A do tego nakryłem was obie w łóżku, Paulina mi się oświadczyła i jakoś tak wszystko zaczęło kręcić się wokół mnie.
-Nakryłeś je w łóżku?- Zapytała zdziwiona Karolina.
-Ychy. Na początku myślałem, że to przypadek i one tylko ze względu na przyjaźń śpią ze sobą, ale Paulina wszystko sprowadzała do seksu, a Agata prostowała jej wypowiedzi i hamowała ją. I wtedy wymyśliłem to pod prysznicem.
-Fajny jesteś.- Powiedziała Karolina.
-Karolinko. Odpowiesz mi na pewne pytanie?
-Pytaj.  
-Dlaczego podoba się wam ktoś taki, jak ja?- Karolina usiadła i zapytała Agatę.
-Agatko, możemy się zamienić miejscami?- Agata usunęła się ze mnie i powiedziała do Karoliny.
-Proszę.- Karolina zrobiła to samo, co Agata i zdjęła bluzkę, oraz spodenki w których spała, a później się na mnie położyła.
-Fajnie?- Zapytała, jak gdyby odpowiedź mogła być inna. Spojrzałem jej w oczy.
-Dziwisz się. Jesteś kwintesencją kobiecości, masz niesamowity charakter, a do tego traktujesz każdego na równi z sobą. Zresztą tak, jak Piotrek.- Karolina spojrzała na Agatę.
-Mogę?- Zapytała po krótkiej chwili ciszy.
-Przecież wiesz, że tak.
-Ale głupio jest mi tak wprost... .- Agata uśmiechnęła się do niej i ją pocałowała.
-Oddaj to jemu. Teraz lepiej?- Zapytała spoglądając jej w oczy.
-Teraz tak.- Karolina spojrzała na mnie, odgarnęła grzywkę z mojego czoła i szeptem powiedziała.  
-Jesteś dziwnie spięty i zawsze taki dziwnie spokojny, kiedy rozmawiasz ze mną. Dlaczego?
-Pokażę tobie. Połóż swoją dłoń na moim sercu, a drugą przejedź od mojego kolana paznokciami, jakbyś mnie drapała po nodze do góry.- Zrobiła to.
-I co zaobserwowałaś?
-Przyspieszyło. I to bardzo szybko.
-Agatko, połóż się na nas.- Agata położyła się na nas, a ja pocałowałem Karolinę.- Po wszystkim dałem Agatce całusa i zrobiłem trzy głębokie wdechy, pomalutku wypuszczając powietrze z płuc. Agata przyglądała się, co też jeszcze wymyślę dzisiejszego poranka.
-I co teraz powiesz?
-Serce bije tobie wolniej, ale uderzenia wydają się mocniejsze, ponieważ są bardziej wyczuwalne.
-A teraz zejdźcie ze mnie, położę się na Paulinę.- Zeszły. Zrobiłem około dziesięciu głębokich wdechów i położyłem się na Paulinę.
-Poczekaj, zdejmę z siebie piżamę.
-Ani się waż! Masz taki fajny biust, że niepojęcie.
-Ta mała ma fajniejszy.- Stwierdziła, myśląc o Monice, która żaląc się wybrała ją, by pokazać o co jej chodzi.
-Ona mówi, że ty masz fajniejszy. I wiesz co? Ma rację. Masz tak dziwnie nabity ten biust, że to aż niemożliwe. Monika ma fajny, bo duży i robi on niesamowite wrażenie, ale zasłania tym biustem całą swoją inteligencję.- Zobaczyłem, że Agata tym razem, dość dziwnie na mnie patrzy, więc szybko uciąłem temat.
-Nie ważne. Wracając do tematu.
-Poczekaj poczekaj, więc twierdzisz, że co się tobie we mnie podoba?
-To, jaka jesteś i twoje podejście do mnie. Włosy, piegi, nosek, oczy, usta masz bardzo piękne, a o krągłościach natury kobiecej, to nawet nie będę wspominał i trzeba byłoby dodać, że naprawdę jesteś wystrzałową babką. Wystarczy tobie czy dalej wymieniać?
-Dalej.
-Poczekaj. Dokończmy to, co zaczęliśmy. Karolinko, proszę ciebie o to, byś teraz zobaczyła, co jest innego w moim pulsie.- Położyłem się jeszcze raz na Paulinę i Karolina wsunęła dłoń na wysokość mojego serca, a Agata położyła się na mnie.
-Paulina, przejedź mi po kręgosłupie paznokciami.
-Agata jest na tobie.
-Agatko?- Zapytałem myśląc, że zejdzie. A ona przejęła inicjatywę i ... .
-Ja to zrobię.- Stwierdziła i usiadła na moich pośladkach, a później wbiła swoje szpony w mój kark i przeciągnęła nimi, aż do spodu na wysokość mojego krzyża. Zacisnąłem zęby z bólu.
-Ale rozruch.- Stwierdziła Karolina.
-Zdrapałaś mi skórę z pleców?- Zapytałem Agatę.
-Przepraszam.- Powiedziała, złapała swoją koszulę i wybiegła z pokoju. Dziewczyny spojrzały na mnie.
-Zazdrosna się robi.- Stwierdziłem.
-Widzę.- Powiedziała Karolina.
-Szymon wiesz, że to przez ciebie?
-A mówisz mi to Karolinko, bo... ?
-Powinieneś pobiec za nią.
-Dobrze, idę.- Ubrałem spodnie i chciałem ubrać zieloną koszulę, ale mnie dziewczyny uprzedziły mówiąc mi, że mam krew na plecach, więc ją odłożyłem. wziąłem i zarzuciłem na plecy tylko czarną podkoszulkę, a później udałem się do drzwi pokoju, by iść poszukać Agatkę.
-Poczekaj, idę z tobą.- Stwierdziła Paulina.
-Chodźmy wszyscy.- Rzuciła Karolcia. Ubrała na siebie z powrotem piżamę i poszliśmy.
-Wiecie może, gdzie Agata lubi przebywać w twoim domu?
-Tak. Bardzo jej się podoba ogród zimow.- Oznajmiła nam Karolina.
-Mówisz o oranżerii? Odparłem pytając.  
-Tak. Idziemy zobaczyć?
-Chodźmy.- I udaliśmy się do pokoju, z którego było widać wejście. Za pierwszą linią roślin, przy oczku tutaj, gdzie była ławeczka, siedziała Agata z nogami na ławce i mając twarz na kolanach skrywaną w dłoniach, płakała. A przynajmniej tak wnioskowałem na pierwszy rzut oka. Wszedłem z dziewczętami i przyklęknąłem przed nią, a dziewczyny usiadły po bokach. Położyłem dłonie na stopach Agaty, dziewczęta zaś, głaskały ją po włosach na głowie.
-Kochanie, popatrz na mnie.- Agata podniosła wzrok i rzeczywiście okazało się, że płakała.
-Wiesz, że wszyscy ciebie kochamy?
-Wiem.- Stwierdziła spoglądając kto jest oprócz mnie obok niej.
-Więc wiesz również, że nigdy ciebie nie opuścimy.
-Wiem.
-Powiedz mi, co się dzieje?
-Wybierasz moje przyjaciółki, a ja idę w odstawkę.- Położyłem swe dłonie na jej policzkach i powiedziałem wierszyk spoglądając jej w oczy.

Marzanno, Marzanno, ( Stuknąłem ją w nosek.) cóż ty uczyniła, że za twe czyny, taka cię kara spotyka? (Pocałowałem ją. ) Pewnie podła byłaś i zimę na nas sprowadziłaś. (Lekko i delikatnie położyłem ją na ławeczce, nogi na Karolinie, a głowę na Paulinie. Kucnąłem obok i przetarłem jej czoło, mówiąc dalej. ) Lecz czy twa ofiara nasz los odmienić może? Czy zimno odejdzie i zimę na wiosnę zmienić nam pomoże? (Położyłem głowę na jej biuście, by posłuchać muzyki jej serca, a ona przytuliła ją do siebie. ) Dni cieplejsze wtedy będą, a noce gorętsze, więc wszystko będzie dużo prostsze, milsze i piękniejsze. (Podniosłem swą głowę i spojrzałem w jej oczy. ) Masz wiarę pogańską do słońca, wypisaną na twarzy, ( Dałem jej całusa w policzek. ) dlatego nasz los o odmianie myśli i tylko o niej wciąż marzy. ( Podniosłem ją i obróciłem się z nią w wokół swej osi. ) Twa ofiara z płomieniem we włosach, nigdy na marne nie idzie, bo spalasz się z miłości do nas, nie wiedząc, czy nam to pomoże. ( Postawiłem ją na ławce i przytuliłem się do jej biustu. ) I to właśnie z tego powodu zimę na wiosnę natura zmienić się odważy, gdyż to miłość, która jest czystą, a czystej miłości sprzeciwić się ona nie waży. ( Spojrzałem jej w oczy. ) Widzisz więc, że wszystkim na tobie w tym kraju zależy, bo kochaną jesteś u nas, od pomorza ( Zjechałem niżej i pocałowałem ją na wysokości kości łonowych. Wzdrygnęła się, o mało nie upadając, lecz dłonie podały jej dziewczyny ratując ją przed upadkiem. ) po Beskidzie. ( Uniosłem się wyżej i pocałowałem ją w obie piersi. ) Więc, to dlatego w tym obrzędzie wiosennym płyniesz rzekami spalając się przez nasz kraj od gór, ( Przytuliłem się do niej i kładąc swe dłonie na jej pośladkach dokończyłem. ) aż po morze. ( Wjechałem wyżej zatrzymując swe dłonie na jej policzkach, spojrzałem jej w oczy dając jej całusa w usta. )

Patrzyła na mnie nic nie mówiąc. Aż wreszcie zeszła z ławki i bez słowa wyszła z oranżerii. Spojrzałem na dziewczyny.
-Nie wiem o co chodzi.- Powiedziała Paulina.
-Ja byłabym zachwycona, jeśli ktoś zrobiłby dla mnie coś takiego. Ale jej chyba nie o to chodziło.
-Więc o co?- Odwróciła się do mnie tyłem
Karolina i mówiąc dalej.
-Za bardzo to zagmatwałeś. Ale było fajne.- Powiedziała końcówkę obracając się w moją stronę i pokazując na mnie palcem.
-Nie miało być fajne. Miało być zrozumiałe.
-I było.- Powiedziała do mnie Karolina podnosząc brwi. Spojrzałem na Paulinę.
-Idź do niej, pewnie poszła do pokoju Karoliny. My przyjdziemy za chwilkę, zgoda?
-Tak.
-Zrób porządek z tym wszystkim Szymon.
-Idę.- I nie wiedząc o co chodzi, poszedłem do Agaty. Wszedłem do pokoju Karoliny i podszedłem do niej. Stała tyłem do drzwi i nawet nie odwróciła się, by zobaczyć, kto wszedł. Położyłem dłoń na jej ramieniu, przesuwając jej włosy na lewe ramię i całując ją w kark. Odpuściła troszkę, położyła mi swą prawą dłoń na policzku i obróciła się do mnie w taki sposób, że zatrzymała się razem ze mną twarzą w twarz.
-Powiedz mi kochana, o co chodzi, bo nie rozumiem tego twojego dziwnego zniesmaczenia.
-Kochasz mnie, czy tylko lubisz tutaj przyjeżdżać?- Zapytała z dziwnie obojętnym nastawieniem.
-Kocham ciebie i lubię tutaj przyjeżdżać.-
Wzięła głęboki oddech i pomalutku wypuściła powietrze.
-Dla mnie, czy dla nich?- Zadała mi drugie pytanie.
-Wiesz czego brakuje mi u siebie w Krzyżu?
-Czego?
-Zaufania, którym tutaj mnie darzycie.
-Czyli dla nas. Kim ty Szymon jesteś?
-Nikim.
-Więc, w jaki sposób potrafisz zawsze zmienić moją decyzję schodząc z tematu?
-Nie zszedłem z tematu. Tylko zmieniłem twój punkt spojrzenia na dany problem.
-Jak ty to robisz?
-Słuchasz mnie i dlatego tylko tyle mi wystarczy, żebyś miała szersze spojrzenie na dany problem. To wasze zaufanie zmienia tutaj u mnie wszystko, a i tak, zawsze zostaje niedosyt twojej myśli.- Znów dziwnie na mnie spoglądała.
-Po prostu Agatko nie potrafię ciebie rozgryźć.
-A jeśli chodzi o moje przyjaciółki?
-Kocham was, lecz to ty zawładnęłaś moim sercem.
-Więc dlaczego robisz takie rzeczy?
-Kocham ciebie, a ty kochasz mnie i je. Nie robię nic, na co ty byś mi nie pozwoliła. Tylko, że tutaj, Karolina zapytała się ciebie czy może?
-Zaczyna mi to doskwierać.  
-Więc, to o to chodzi? Zazdrość? Wolisz, żeby kochana przez ciebie osoba, była tylko twoja. A pomyślałaś może, co one na to?
-Kiedy ciebie poznałam, nie wiedziałam, że wszystko tutaj zacznie się nagle kręcić wokół twojej osoby. To było nie do przewidzenia.
-Czyli jednak potrafisz się na mnie złościć.
-Kocham ciebie. Tylko, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Ja..., ja po prostu nie potrafię już tak dalej żyć. Jesteś kwintesencją zabawy tutaj. Gdziekolwiek nie jestem, to zawsze rozmawiam o tobie. Nikt mnie już nie pyta, co tam u mnie, tylko co u ciebie. To jest chore Szymon. Rzygam już tym. Rozumiesz?!- Przytuliłem ją mocno i nie pozwoliłem powiedzieć już jej, ani jednego słowa. Stałem tak i trzymałem Agatę do czasu, aż się wreszcie uspokoiła. Kiedy wreszcie puściłem ją stała, jak przedtem, nie odzywając się do mnie i spoglądając na mnie bez wyrazu.
-Kiedy się to wszystko skończy, ustalimy pewne zasady i nie będzie możliwości ich łamania. Masz moje słowo.- Spojrzała na mnie i miałem dziwne wrażenie, że wie więcej niż ja i coś przeoczyłem w tej rozmowie z nią.
-Szymon, ile do tej pory złamałeś obietnic?
-Szczerze? To dwie.
-Pewien jesteś?
-Wiem do czego pijesz, ale wszystkie obietnice, które złamałem, dotyczą tylko jednej osoby. Twojej cioci Jagody.- Chciała coś powiedzieć, ale wstrzeliłem się jej w słowo.
-Rozumiesz przecież fenomen Jagody i sama widzisz jej otwartość i to coś, co posiadają kobiety w twojej rodzinie. Nawet Natalia mówi, że to jest coś niesamowitego, bo zawsze wokół was dzieje się coś dziwnego i zagmatwanego. Ja myślę jednak, że jesteś troszkę bardziej zależna od swojego temperamentu i to dlatego zależy tobie bardziej na nas.
-Nie zależy tobie?
-Miłość, to zależność symbiozy dwóch organizmów, wobec swoich oczekiwań.- Spojrzała na mnie i stwierdziła.
-Czyli jeśli dotrzymasz obietnice złożoną mi, to znaczy, że jestem gorsza od cioci?
-Raczej lepsza. Ponieważ potrafisz zrozumieć powód, dla którego się to robi i nie będziesz zmuszała mnie do łamania danego słowa. Oczywiście, jeśli ja będę szanował twoje oczekiwania, względem naszego związku.
-Zmuszała ciebie?
-Nie. Tylko, że zawsze, to jakoś tak wychodziło.
Ja rozumiem jej sposób myślenia, a ona twoje zainteresowanie mną.
-Logiczne te twoje wytłumaczenie.
-Nie rozumiem jednego.
-Czego?
-Dlaczego się tobie tłumaczę, przecież ja się nigdy nikomu nie spowiadam.
-Może wreszcie widzisz jakiś sens, by to zrobić?
-Problem w tym, że to chyba dla wszystkich jest logiczne. Ale dla ciebie, to raczej nie za bardzo.
-Dlaczego tak myślisz?  
-Ponieważ, zmusiłem ciebie do zrobienia czegoś, czego nie chciałaś, a przy tym zostałaś sama i uważasz, że to koniec. To z tego powodu jesteś taka rozdrażniona, prawda?- Usiadła na łóżku i pokazała, żebym usiadł obok niej. Zrobiłem to. Złapała mnie za głowę i pocałowała, a później przewróciła mnie na siebie. Spojrzałem jej w oczy.
-Wiesz, że jeśli puścisz mnie kantem, to ja już nigdy się nie pozbieram?
-Na to liczę.- Odparła.  
-Masz ciekawy tok myślenia. A ja jednak dałbym tobie odejść, jeśli uznałbym, że będziesz bardziej szczęśliwa z dala ode mnie.
-Chcesz mnie zostawić?
-Agatko, nie słuchasz, co się mówi. Tracisz kontekst całości rozmowy, to dlatego na proste stwierdzenia reagujesz złością.- Chwilkę się zastanowiła i wreszcie spoglądając mi w oczy, powiedziała.
-Pewnie masz rację.
-Teraz już wiem, że mam.
-Co się stało z dziewczętami?- Nagle bezstresowo zainteresowała się tym, gdzie są nasze przyjaciółki.
-Dały nam chwilkę na rozmowę, byśmy wyjaśnili sobie kilka problemów w tym wszystkim. Też nie rozumieją twojego zachowania, więc się boją, że coś jeszcze popsują.
-Nie mam pretensji do ciebie o Monikę, to był tylko taki pokaz.- Stwierdziła.
-Powiedziałaś jej o tym?
-Nie.- Odparła.
-A wiesz, że to ciekawe? Bo kiedy podeszła do mnie, to powiedziała, że powinna mnie strzelić za ten numer. Tak, jak gdyby wiedziała o tym.
-Może napomknęłam jej coś w tym temacie, ale to nie było jednoznaczne z tym, co się stało.- Zauważyłem jej dziwne zakłopotanie, jak gdyby zrobiła coś, czego nie powinna zrobić.
-Y chy. I co jeszcze?
-Chciała wiedzieć, czy to znaczy, że jesteś wolny.
-I?- Skrzywiła się zanim odpowiedziała mi na pytanie.
-I powiedziałam jej, że nie.
-Czyli załapała, że to ściema, albo wie, że to gra pozorów.
-Skąd wiesz?
-Jak już powiedziałem. Tym biustem, to ona zasłania swoją inteligencję. A ja, jeszcze niechcący jej to powiedziałem, wprost przyznając się do tego, że to ściema.- Uśmiechnęła się do mnie.
-Przyznaj się. Podoba się tobie, co?
-A ty reagujesz w ten sposób, gdyż to ja pierwszy ją poznałem. Bo gdybyś to ty pierwsza ją zobaczyła, to już byłaby naszą przyjaciółką.- Zaśmiała się.  
-Najgłupsze w tym wszystkim jest to, że masz rację.- Przytuliła się do mnie i łażąc palcami po mojej klatce piersiowej, mając spuszczony wzrok, nagle spojrzała mi w oczy.  
-Szymon długo musimy być pokłóceni?
-Nie wiem. Ale pewnie tak. Agatko, mam jeszcze  pytanie do ciebie. Pewna jesteś, że mogę wszystko? Zrób jakieś restrykcje w związku z tym, bo ja tak nie mogę. Zrobię coś głupiego i później będę tego żałować.
-Nie mogę. Po prostu tobie ufam. To, że pocałujesz czasem kogoś, nic dla mnie nie znaczy. Ja też czasem kogoś całuję, więc jesteśmy kwita.
-Tylko, że ty całujesz dziewczyny.
-Ty też.
-No właśnie.- Stwierdziłem.
-W sumie, to masz rację. Więc masz moje pozwolenie na całowanie się z dziewczynami. Tylko tyle. Może tak być?
-Może. A głupie sytuacje?
-Masz problem. Staraj się do nich nie dopuszczać.- Uśmiechnąłem się do niej.
-One zaraz wrócą.- Stwierdziła.
-Wiem.- Odparłem i dodałem.
-To jak?
-Nie namówisz mnie tym razem.
-Pewna jesteś?- Zapytałem. A ona pokiwała Głową, że tak.
-To popatrz.- Dałem jej całusa w usta i za uchem, później po szyi językiem zjechałem jej na dekolt, a z niego chciałem polizać jej sutki, ale uniemożliwiło mi to jej ubranie, więc zjechałem na drugą stronę i pocałowałem ją na koniec w usta tak, jak na początku.
-Jak ciebie zaraz kopnę, to zobaczysz, że tak się nie robi kobiecie!- Podniosłem się na rękach i spojrzałem jej w oczy.
-W takim razie może pokażesz mi, jak się robi.
-Najpierw dokończ, a później będziemy prowadzić inne debaty.- I zdjęła z siebie piżamę. Ja zrzuciłem z siebie podkoszulkę i spodnie. Do pokoju weszły dziewczęta i na wejściu Paulina zapytała.
-Przeszkadzamy?
-Wiesz co? Nie przeszkadzacie. Chodźcie tutaj.- I podeszły do nas. Agata zdjęła z Karoliny piżamkę i położyła ją na łóżko.
-Co się tak patrzysz? Bierz Paulinę i ćwicz.
-Mnie, to nie trzeba dwa razy powtarzać.- Powiedziała Paulina i rozebrała się w mgnieniu oka.
-Paulinko, to nie o to chodziło. Ja mam ćwiczyć, więc ubieraj się z powrotem.- Ubieranie się, już jej tak sprawnie nie poszło. Lecz w końcu się ubrała.
-I co teraz?- Zapytała. Wstałem i stanąłem za nią.
-Zamknij oczy. Powiedziałem do niej, a ona zrobiła to, bez jakiegokolwiek zawodzenia. Pocałowałem ją w uszko. Poddała się temu, więc wjechałem dłoniami pod jej piżamkę i zatrzymałem je na piersiach w taki sposób, by sutki mieć między palcami.
-I jak teraz?- Zapytałem Paulinę.
-Rób mi tak dalej.
-To jest chamskie.- Stwierdziła Agata.
-To ty coś pokaż. Agatka pocałowała Karolinę w usta, w uszko i lekko dmuchając po szyi zjechała na jej piersi i wiedząc, jak to działa złapała ją za dłonie i przytrzymała całując jej sutki. Karolina zajęczała niczym kotka podczas miziania.
-Teraz ty.- Powiedziała do mnie. Złapałem Paulinę za dłonie i rozciągnąłem na łóżku, a później zdjąłem z niej piżamkę, pocałowałem ją pod ramionami w miejscu, gdzie zaczynały się jej piersi. Po jej ciele przeszedł dreszcz.
-Ciekawe.- Stwierdziła Agata i w dalszym ciągu trzymając Karolinę za dłonie pocałowała ją w kości łonowe. Zamruczała z zachowaniem poddania się i aż usiadła z wrażenia.
-Zapamiętałaś swój prawie upadek. Miło z twojej strony. To teraz popatrz na to.- Oblizałem usta pocałowałem mój obiekt gry z Agatą w czoło, nosek, usta, szyję, dekolt między piersiami i ciągnąc językiem po jej brzuszku wjechałem Paulinie na wzgórek rozkoszy niby wgryzając się w niego, wypuściłem całe powietrze, jakie miałem w płucach. Paula złapała się pościeli i spięła się, aż do momentu, w którym przestałem ją lizać po kościach łonowych.
-Przegrałeś, bo zrobiłeś to samo, co ja.- Stwierdziła Agata.
-Nie możesz podejmować decyzji o mojej przegranej. Tutaj masz sędziny i to one mogą wydać werdykt.
-Pogrzało ciebie? Rzuciła Karolina.  
-No. Fajnie, co dziewczyny? Pokaż teraz Paulinie, to co zrobiłaś Karolinie, a ja pokażę Karolci, co zrobiłem Paulince. I one zdecydują.
-Zgoda.- I tak zrobiliśmy.
-Jaki werdykt?- Zapytałem dziewczęta po wszystkim.
-Twoje było delikatniejsze, a Agaty takie bardziej wyraziste. Ale nie da się powiedzieć, co jest lepsze.- Stwierdziła Karolina.
-Mam pomysł.- Powiedziała Agata.
-Jaki?- Zapytałem z ciekawości.
-Która pierwsza dojdzie na szczyt.
-Zgoda.- I zabraliśmy się do zabawy. Szczerze powiedziawszy, to nie wygrał nikt, gdyż w trakcie potyczki do pokoju Karoliny, zapukała Natalia.
-Dziewczynki, za chwilkę będzie śniadanie.- Ubraliśmy szybko to, co kto miał na sobie w nocy i Karolina powiedziała.
-Proszę!- Drzwi otworzyły się i do pokoju z dziwną miną weszła Natalia.
-Witam wszystkich. Szymon?- Spojrzała z miną zniesmaczenia na mnie.
-Godziłem się z Agatą.- Spojrzała na Agatkę.
-W nocy nic się nie działo.- Stwierdziła Agata.
-Śniadanie za dwadzieścia minut. Ruszajcie się.- Wiedziałem, że ze względu na odgłosy, jakie dobiegły zza drzwi, Natalia zorientowała się, co takiego robimy. Usłyszałem wreszcie od niej.
-Szymon, potrzebuję z tobą porozmawiać.
-Po śniadaniu, zgoda?- Zapytałem wiedząc, że to będzie ciężka rozmowa, a do tego czasu może troszkę ochłonie.
-Przyjdź do mojego biura, kiedy już skończysz jeść.  
-Nie będziesz jadła z nami śniadania?- Zdziwiłem się.
-Jadłam już śniadanie, więc nie będę wam towarzyszyć podczas posiłku. Ruszajcie się. A ty, przypadkiem nie zapomnij przyjść do mnie do biura.- Stwierdziła i wyszła.
-Pójdziemy razem z tobą, zgoda?- Powiedziała Karolina.
-Nie. Natalia nie bez powodu zaprosiła na rozmowę tylko mnie.
-Ale to nasza wina. Wszyscy braliśmy w tym udział.
-Już się przyzwyczaiłem, że zawsze, gdy coś się dzieje obok mnie, to jestem głównym winowajcą.- Poszliśmy pod prysznic i szybciutko ubraliśmy się, by zejść do jadalni. Śniadanie przebiegało w spokojnej atmosferze, gdyż Paweł przestał się mnie czepiać, ponieważ nie wiedział, że Paulina spała z nami. A szczerze mówiąc, to dopiero przyjechał do domu. Śniadaniowe menu było bardzo ciekawie zróżnicowane i do jedzenia było prawie wszystko od ryb zaczynając, przez jajka, sery i różnego rodzaju pomidory, ogórki, sałatki, ..., na szynce z koniny kończąc. W sumie bardzo lubiłem jeść śniadania u Natalii, ponieważ zawsze mieli coś, czego nigdy nie widziałem i nie próbowałem. Po zjedzeniu śniadania poszedłem sam do biura Natalii, a bardzo fajny miała ten gabinet. Dziewczyny były niepocieszone z tego powodu, ale Natalia powiedziała z tobą, a nie z wami. Wszedłem więc do biura i poproszono mnie o zajęcie miejsca przy biurku. Usiadłem i zaciekawiłem się tym, co Natalia robiła na planie technicznym jakiegoś projektu. Przyjrzałem się temu i miałem dziwne wrażenie, że to basen obok oranżerii. Więc wstałem i stanąłem za Natalką, ponieważ ona stała w centralnym miejscu, by dobrze widzieć ten plan.
-Nie stój tak za mną, nie lubię tego.
-Przepraszam.- Powiedziałem nie odrywając wzroku od planu.
-Interesujesz się architekturą. Karolina mi mówiła, że kiedy byliście na tej imprezie w Poznaniu, to zachwalałeś architekturę domku i ciekawe rozwiązanie zielonego ogródka na tarasie.
-To było takie ciekawe i... i inne zarazem. Ale ten basen, to zrobiłbym bardziej w stylu Wiktoriańskim, lub Greckim. Tak, taki styl Joński pasowałby do takiej ekspozycji w Greckim stylu, a na podłoże przy basenie wybrałbym takie placki kamienne, poukładane nieregularnie wokół i wyglądało by to, jak trakt kamienny. Do tego kamienne rzeźbione donice i ze dwie rzeźby z których leje się woda, najlepiej z dzbanków trzymanych przez kobiety.
-Jakie kobiety?  
-No takie rzeźby Greckie. Zazwyczaj jest to kobieta trzymająca dzbanek i z tego dzbanka leje się woda. Na pewno widziałaś już gdzieś coś takiego.- Zrobiła dziwną minę.
-To Rzymskie rzeźby, a nazywa się to styl Romański.  
-Tylko, że styl typowo Romański charakteryzuje się dość prostym stylem geometrycznym, bo składa się on z prostych brył, ostrosłupów, walców, prostopadłościanów, o surowym ciężkim i monumentalnym wzniesieniu. Musiały symbolizować obronność ze względu na wielkość, używano ich więc we większości przypadków do budowy obiektów sakralnych w czasach, kiedy były jeszcze wyprawy krzyżowe.
-Wiesz co? Przyjdź za godzinkę.
-Dobrze, to ja idę do dziewcząt.- I wyszedłem z biura. Poszedłem do jadalni, gdzie została Agata z dziewczętami.
-I jak było?
-Ciężko. Ale chyba jednak nam się udało, gdyż nie w tym celu, co myśleliśmy, Natalia prosiła mnie o przyjście do biura.
-Więc w jakim to celu, co?- Zapytała Agata.
-Natalia chce wyremontować basen obok oranżerii, więc się nam upiekło.
-To w jakim celu chciała, żebyś przyszedł?
-Ktoś jej opowiadał o moim zainteresowaniu się architekturą domku w Poznaniu.- Spojrzałem wymownie w kierunku Karoliny.
-To Jagoda zapytała się mnie, co robiliśmy, więc jej powiedziałam. Mama tylko słuchała.
-A ja jeśli chodzi o wasze pytanie, to mam dziwne wrażenie, że ona sama tego do końca nie wie. Próbuje porozmawiać ze mną w pewnym temacie, ale chyba jej to nie wychodzi.
-A więc znów się tobie upiekło.- Powiedziała Agata i dodała.
-Jak ty to robisz?
-Ja nic nie robię, to wy mnie tak traktujecie.
-Niby jak?
-Jak winnego wszystkim ciekawostkom, jakie się u was często zdarzają. A ma to związek z tym, że wrzucacie mnie we wszystko, co się tutaj dzieje.
-Ma rację.- Przytaknęła mi Paulina.
-Nigdy nie spojrzałam na to z tej strony, ale wiesz co? Masz rację. Więc pójdziemy teraz wszyscy do Natalii.- Uśmiechnąłem się do Agaty, kiedy to do jadalni weszła Natalia.
-Karolinko, gdzie jest książka o stylach w architekturze starej Grecji?
-U mnie na biurku.- Uśmiechnąłem się.
-A ty się nie ciesz. Wrócimy do tej rozmowy.- Stwierdziła pokazując na mnie palcem. Po czym pośpiesznie wyszła z jadalni.
-Mogę wiedzieć, o co znów chodzi?- Zapytała Karolina.
-Twoja mama, chce się chyba tym razem dobrze przygotować do rozmowy ze mną.
-Coś ty znów wymyślił i po grzyba jej ta książka?- Zaciekawiła się Paulina.
-Nic nowego. Ja tylko rozmawiałem z nią o architekturze Greckiej, a ona próbowała mi wcisnąć kit, że to Rzymski styl. Pewnie teraz szuka mojego potknięcia.
-W jakim temacie?- Zapytała Agata.
-Architektury starożytnej Grecji. Ja uważam, że to styl Joński. Ona zaś twierdzi, że to Romański. I tak sobie oboje stwierdzamy inne style tego samego pomysłu. Tylko, że to mój pomysł.
-Z basenem?
-Natalia robi szkic i rozplanowuje przebudowę basenu, by to, co jest w komponować w pejzaż otaczającej go przyrody. Próbuje nie naruszać zbyt bardzo tego, co jest zrobione wokół niego.
-Przecież to ruina.- Stwierdził Paweł.
-Wiem. Tylko, że można zrobić z niego coś ciekawszego i spróbować by wszelkie poprawki architektury terenu zostały nienaruszone. Basen jest zrobiony na podwyższeniu, więc jest na równym terenie wychodząc z oranżerii. Zrobić ścieżkę wokół niego z płaskich kamieni położonych na twardej powierzchni i dodać tylko kilka donic z kwiatkami, które będą opadać w dół, a będzie to świetnie wyglądać. Dobre położenie umożliwia wykonanie filtra grawitacyjnego dla wody z basenu i jej spust w razie czego. Tylko będzie jeszcze potrzebna pompa, by ją wpompować z powrotem i umożliwić cyrkulację wody. No wiecie, nie przypadkiem będzie to zasilać rzeźby, które z dzbanków będą lały wodę, na powrót wlewaną do basenu.
-Przerażają mnie twoje opisy tego, co chcesz zrobić. Są tak realistyczne, że to dla mnie, aż dziwne. Jakbyś opowiadał coś, co widzisz.
-Bo to moje wyobrażenie tego, co chcę zobaczyć tutaj.
-A moja mama, jest temu przeciwna?- Zapytała ze zdziwieniem Karolina.
-Nie. Jest tylko spór między nami o architekturę tego miejsca. Ja chcę Jońską, a twoja mama chce styl Romański. Może nie to, że chce. Chodzi bardziej o nazwę, niż o architekturę, w jakiej ma to być zrobione.
-Chwila! Czyli spór jest tylko o zasadę?
-Kto ma rację. W sumie, tylko tyle.
-Szymon, masz jakąkolwiek wiadomość od Tomasza?- Zapytała Paulina.
-Nie. Ale zadzwoń do Marty, to się dowiesz, co i jak. Ona będzie wiedzieć.
-Nie mam numeru. Przecież wiesz.
-Jest prawie jedenasta. Nawet jeśli się spóźni do pracy, to i tak, już w niej jest. Przecież Marta, to pracoholiczka. Ona nie potrafi żyć bez pracy. Zadzwoń do niej, a sama się przekonasz. Jeśli nie ma jej w pracy, to numer do domu Marty, powinna mieć Natalia.  
-Sprawdźmy.- Powiedziała Paulina, podziękowała za śniadanie i poszła zadzwonić.
-Coś zrobił?- Zapytała Agata widząc moją minę.
-Zasiałem w niej ziarenko winy i teraz patrzę, jak kiełkuje.
-Miałeś się nie wcinać.- Powiedział Paweł.
-Między was. A to sprawa Tomka. Paulina posłała go na deski.
-Za co?
-Za Monikę.
-A kto to Monika?
-Moja pielęgniarka.
-Co?
-Paweł, nie pytaj, bo nie chcesz wiedzieć.- Stwierdziła Karolina.
-Nie rozumiem tylko, o co w tym wszystkim chodzi.- Powiedział Paweł.
-W skrócie o Martę.- Stwierdziłem i dodałem.
-Takie wytłumaczenie tobie wystarczy? A zresztą, innego nie będzie.- Do jadalni weszła Paulina i tupiąc podeszła do mnie.
-Masz przerąbane. Pół nocy nie spałam przez te twoje zabawy. Gnojek jesteś i tyle. Marta mówi, że ukartowaliście to, żeby nam dopiec za to, że kopnęłam Tomka w krocze na koniec wieczoru. I kazała tobie podziękować, dzisiaj wyszła na balkon.
-Zaraz, zaraz. Sama?
-Tak.
-Czyli to jednak prawda.- Stwierdziłem i spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
-Co? Zdziwiła się Paulina.
-To, czego ciebie uczą.- Odparłem.
-Nie wierzyłeś mi? I po to było całe to zamieszanie z Martą? Traktujesz nas, jak pole walki i tylko żarty się ciebie trzymają. Co ty sobie myślisz, że kim jesteś? Bogiem!!! Mam złą wiadomość dla ciebie. Nie jesteś Bogiem. Przesadziłeś, wiesz?!- Wykrzyczała mi to i wyszła. Paweł spojrzał na mnie.
-A teraz mi powiesz?- Zapytał.
-Udobruchasz ją?
-Na mnie nie jest zła.- Stwierdził.
-Czyli muszę poradzić sobie sam. W takim razie tobie nie powiem, o co chodzi. No dobra, to idę. Karolina, zatrzymajcie go tutaj.- Powiedziałem i pokazałem palcem na Pawła.
-Poczekam. Nie znam Pauliny z tej strony. Nie będę się pchał pod topór. Sam przecież powiedziałeś, że posłała Tomka na deski.
-No tak. Dobra, idę.- I poszedłem. W sumie, to nie wiedziałem dokąd, więc błądziłem po domu w poszukiwaniu Pauliny. W pokoju Pawła jej nie było, u Karoliny też nie, Piotrek z Mariolą jej nie widzieli, a Natalia powiedziała mi, że znajdę ją w ogrodzie zimowym. I była tutaj, gdzie powiedziała mi Natalia. Podszedłem do niej i powiedziałem prawdę, że....
-Chciałem zobaczyć, czy sumienie będzie ciebie gryzło. Przepraszam. Głupie to było z mojej strony.
-Wiesz co? I tak mieliśmy mało snu, a ty jeszcze mi to skróciłeś. Czasem z chęcią bym tobie przywaliła.  
-Masz powód, wal.- Zrobiłem krok do tyłu i zamknąłem oczy. Myślałem, że po analizie tego wszystkiego mnie nie uderzy. Pocałowała mnie i szeptem powiedziała mi na ucho.
-To było na przeprosiny.- Otworzyłem oczy i zapytałem.
-A za co mnie przepraszasz?
-Za to.- I mi przylutowała z forhendu, aż mnie obróciło. Stanąłem prosto i powiedziałem.
-Należało mi się.- A muszę wam powiedzieć, że miała czyste uderzenie na korcie. A wiem to, bo nawet Paweł, który dobrze grał w tenisa miał problem, żeby odebrać jej serwis.
-Wiem. Dlatego mam jeszcze jeden strzał dla ciebie.- Myślałem, że zawali mi tak, jak Tomkowi w krocze, ale dostałem w drugi policzek z bekhendu. No to ryja będę miał czerwonego. Pomyślałem.
-Przepraszam.- Powiedziała Paulina, co mnie zdziwiło.  
-Przytul mnie.- Dodała.
-A za co teraz mnie przeprosiłaś?- Zapytałem będąc niespełna pewny tego, czy oby na pewno chcę z nią w to grać dalej.  
-Za wszystko. Podszedłem do niej i przytuliłem ją stając tak, by uniemożliwić jej kopnięcie mnie w krocze.
-Boisz się jednak.
-Mam o co, to się boję.
-Nadszarpnąłeś moje zaufanie.
-Wiem. Dlatego lepiej, że się wyładowałaś na mnie.- Chwilkę tak staliśmy, gdy znienacka do oranżerii weszła Natalia. Spojrzała na nas i powiedziała.
-Ja też lubię przytulać tutaj męża, ale wy dwoje, to chyba nie jesteście razem, prawda?- I kiedy się odwróciłem do niej, puszczając Paulinę, by jej odpowiedzieć, usłyszałem.
-Co się tobie stało? Idę z tym skończyć. Agata przesadza.- I skierowała się do wyjścia.
-To nie Agata! To nie ona. Powiedziała ze skruchą w głosie Paulina. Natalia zatrzymała się i spojrzała na nią.
-Nie? W takim razie kto?
-Ja. To ja natrzaskałam mu po twarzy, to nie była Agata.
-Za pięć minut widzę waszą dwójkę u mnie w biurze.
-Przyjdziemy.- Stwierdziła Paulina.
-Razem z Agatą.- Dodała Natalia.
-Dobrze.- Odparłem.
-A ty mógłbyś się czasem opanować i nie grabić sobie u dziewcząt.
-Ale to byłoby nudne, a tak zawsze coś się dzieje.
-I po co ja próbuję z tobą rozmawiać w takich chwilach. Czasem, to sama nie wiem. Przyjdźcie za momencik.- Stwierdziła i wyszła z oranżerii. Spojrzałem na Paulinę, miała dziwną zamyśloną minę. Jej wzrok wisiał w martwym punkcie.
-Chcesz mnie jeszcze pobić?- Zapytałem.
-Nie. Natalia ma rację i faktycznie źle to wygląda. Przepraszam, nie powinnam była ciebie uderzyć.
-Muszę wiedzieć kiedy przesadzam. I przeprosiłaś już, zanim mnie uderzyłaś.
-Ale to nie powinno się zdarzyć. Przepraszam ciebie.
-Nie musisz przepraszać. Sam jestem sobie winien. A Tomek zgodził się tylko dlatego, żeby zrobić wam choć troszkę na złość.
-Chodźmy po Agatę, a potem do biura Natalii.- Powiedziała Paulina, a później rozczochrała mi grzywkę. Lubiłem kiedy to robiła.
-Lubisz to robić, co?- Zapytałem.
-A co innego mi pozostało? Nic. Dałam ciała i naprawdę przepraszam. Poniosło mnie.
-Przestań wreszcie przepraszać, bo zaczynam się poważnie zastanawiać, co jeszcze masz zamiar mi zrobić.
-Przeprosić ciebie. Podeszła i mnie pocałowała.- Kiedy już się ogarnęła i spojrzała w moim kierunku, zapytała będąc dziwnie zakłopotana.
-Nie wróci to, co było, prawda?
-Masz chłopaka, więc..., to raczej niemożliwe.
-Szkoda. To prawda, że Agata dała tobie rachunek zaufania?
-Tak. Tylko, że ja poprosiłem ją o większe restrykcje i teraz mogę tylko się z wami całować.
-Dziwny jesteś.
-Wiem. O prawdziwą miłość nie trzeba się starać, a o fałszywą, nie warto walczyć.
-Kochasz ją, co?
-Zawsze zadajecie mi to samo pytanie. Może wytłumaczę to tobie z mojego punktu widzenia. Kochasz ją?
-Nie zadawaj głupich pytań.
-A wy jakie pytania zadajecie?
-Takie same. Dokładnie takie.- Powiedziała będąc zzamyślona.  
-Widzisz? A teraz popatrz z mojego punktu widzenia. Mam dziewczynę, która pozwala mi sypiać z innymi dziewczętami, a do tego ona też je kocha. Więc?
-Dla takiego łosia, jak ty, to musiał być szok, kiedy nakryłeś nas w łóżku, co?
-Raczej zrządzenie losu, a nie szok. Choć myślałem, że wy tylko tak. Wcale nie myślałem, że to będzie, aż tak poważne. A okazało się zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałem.- Uśmiechnąłem się, przygryzając sobie wargę z lewej strony. Zawstydziła się. Pierwszy raz widziałem, jak Paulina się zawstydziła. Normalnie niebywałe.
-Chodźmy do biura Natalii.- Powiedziała przerywając tą krótką ciszę, mając rumieniec na twarzy.
-Chodźmy.- Przytaknąłem jej, a później poszliśmy do pokoju Karoliny po Agatę. Po drodze natknąłem się na Pawła.
-Znów idziesz gdzieś z Pauliną, a mnie wszystko omija. Powiedział zaniepokojony tym, co widzi.
-To chodź z nami.- Odparłem, by nie robić żadnych stanów zapalnych prowadzących w prostej linii do bezsensownej kłótni.
-Szymon! Musimy iść porozmawiać z Natalią.
-Zapomniałem, przepraszam.- Powiedziałem do Pawła, żeby nie zabrzmiało zbyt obelżywie.
-Jeśli mama chce porozmawiać z waszą dwójką....
-Trójką.- Stwierdziłem.
-Jeszcze Agata.- Dodała Paulina widząc jego dziwne zakłopotanie całą tą sytuacją.
-To nie będę się do tego mieszał. Paulinko, przyjdź, kiedy już zakończycie tą grę z moją mamą, dobrze?
-Dobrze. Paweł, nie będziesz zły?
-A mam powody, by się złościć?
-Nie wiem, co znowu takiego ubzdurałeś sobie w tej głowie, więc pytam dla jasności.
-Nie. Nie jestem zły. A o co chodzi?- Zapytał Paweł.
-Dała mi w twarz. Natalia myśli, że to Agata, dlatego musimy iść i pewne rzeczy jej wyjaśnić.
-Idźcie do mamy, a ja przyślę do was Agatę.- I poszedł. Udaliśmy się do biura Natalii. Zapukałem, otworzyłem drzwi i weszliśmy oboje do środka.
-Nie będę się mieszała między wasze sprawy. Ale, dlaczego zawsze kiedy się zjawiam, mam wrażenie, że jest to najmniej spodziewane, bo widzę was w takich sytuacjach, które wam nie przystroją, dziwnych i dwuznacznych?
-Masz ten dar.- Skwitowałem jej pytanie.
-Szymon, bo tobie zaraz poprawię.- Powiedziała zdegustowana moim stwierdzeniem Natalia.
-A wiesz, że Tomasz powiedział, iż najlepiej całujesz?- Odwróciłem jej uwagę, dorzucając do ognia, by się wściekła.
-Zaraz oberwiesz.- Do biura weszła Agata.
-Co jest?- Zapytała widząc nasze zdziwienie.
-Natalia się złości na mnie, bo Tomek powiedział, że ona dobrze całuje.
-Szymon!!!- Puściły nerwy Natalii.
-Nie żartuję.- Ktoś zapukał do drzwi biura.  
-Proszę.- Powiedziała Natalia i drzwi otworzyły się w drzwiach stał Tomasz razem z Karoliną.
-Cześć. Coście tak pobladły?- Zapytał Tomek.
-Cześć.- Tomek, która z nas najlepiej całuje? Zapytała Paulina.
-Marta i ta mała.- Spojrzałem na Tomka.
-I Agata.- Dodał. Spojrzałem na Agatę, a ona stała uśmiechnięta spoglądając na sufit. Pewnie pokazała mu, żeby tak powiedział.
-Bujasz. Za bardzo ona dostosowuje się do tego, co mówisz.
-Mógłbyś być chociaż troszkę zazdrosny o mnie!- Powiedziała z wyrzutem.
-I jestem. Tylko, że nie o niego.
-Nie?
-Nie.
-Tak?! To zobacz.- I podeszła do Tomasza, a on wyciągnął dłoń i zatrzymał ją w bezpiecznej odległości od siebie.
-Spokojnie. Ja nie gram z wami w te gry. Wczorajszy dzień już mnie nauczył, żeby nie wcinać się pomiędzy dwie osoby.- Stwierdził.
-Nie podobam się tobie?- Zapytała Agata, żeby mieć jakikolwiek pretekst do kłótni z nim.
-Nie....
-Co?!
-To znaczy się tak. Tylko, że zbyt bardzo i to jest problem z tobą. Jesteś niesamowita, a ja nie rozumiem, jak on z tobą wytrzymuje.- I pokazał palcem na mnie.
-Więc, jak ze mną wytrzymujesz?- Zapytała mnie Agata.
-W standardzie normalnie. Nie pojmuję tego pytania. Jesteś zabawna i taka normalna. Nie złościsz się na mnie i lubisz zawsze spróbować troszkę mojej szajby, a do tego nie zniechęcasz się z byle powodu i to jest w tobie najciekawsze z mojego punktu widzenia.
-Nie wiem, co odpowiedzieć. Ale jeśli mnie obrażasz, to zaraz dostaniesz w twarz!  
-Agata!- Powiedziała podniesionym głosem Natalia.
-Przepraszam. Tylko, nie wiem czasem, jak przyjąć jego odpowiedź.
-Odpowiada na twoje pytanie, nie ironizuje. Więc, czego tutaj nie rozumieć?
-Tego, że on ma taki dziwny sposób spojrzenia na problem i jego opis zdarzeń, oraz sposób, w jaki myśli i wyraża swoje spostrzeżenia, jest dziwnie zagmatwany.- Natalia zrobiła zdziwioną minę.
-No, taki niewyraźny.- Sprostowała swoją wypowiedź.
-Zauważyłam, że nigdy nie używa określeń swojego odczucia do danego zawirowania.- Odparła Natalia.
-Moje zamieszanie, nazywasz zawirowaniem?
-To jest mój sposób spojrzenia na twój problem.- Oznajmiła Natalia i dodała.
-I ten basen, to najlepszy pomysł jaki słyszałam, jak do tej pory. Każdy mówi, że najlepiej położyć kafelki, a ty w pięć minut zaciekawiłeś mnie światem starożytnej Grecji.
-Sama myślałaś zrobić go jakoś tak średniowiecznie. No przyznaj się. Widziałem kombinacje stylu wiktoriańskiego i klasycznego. Ale dość dziwnie wychodziło to tobie, bo styl Wiktoriański jest strasznie zakręcony, a znowu styl Klasyczny jest prostolinijny, symetryczny i..., i nudny.
-Karolinko, wzięłam chyba nie tą książkę. Możesz mi przynieść Architekturę średniowieczną?- Karolina spojrzała na mnie, a ja siedziałem z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-Szymon, ty to robisz specjalnie, prawda?- Zapytała Natalia, jak gdyby wpadła na coś oczywistego.
-Oczywiście. W takim stylu było to wykonane.
Zresztą tak, jak cały ten dworek tutaj.
-Przepraszam wszystkich, ale opuśćcie na chwilkę moje biuro.
-Coś się stało?- Zapytałem.
-Tak. Właśnie coś przyszło mi do głowy.- Wszyscy zaczęli opuszczać pomieszczenie, a kiedy ja próbowałem wyjść, poczułem dłoń Natalii na ramieniu.
-Ty zostajesz.- Usłyszałem od niej, więc odwróciłem się i poszedłem usiąść przy biurku. Zobaczyła to Agata.
-Ja zostaję.- Stwierdziła. Natalia podeszła do niej i miłym głosem powiedziała.
-Agatko, z Szymonem najlepiej rozmawia się na osobności.- Agata spojrzała zza ramienia Natalii na mnie, a później powiedziała.
-Ale oddasz mi go w całości?
-Tak. Za chwilkę będzie dostępny dla ciebie. I Agatko, pilnuj go troszkę lepiej. Zgoda?
-A co takiego się stało?- Spojrzała na mnie jeszcze raz. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się głupkowato.
-Masz czerwoną twarz. Coś robił?- Dopytała.  
-Grabiłem sobie i za dobrze mi szło. Paulina dała mi w twarz i to nie raz. Jak widać na załączonym obrazku.- Stwierdziłem, pokazując na swojego obitego ryja. Znaczy twarz.
-Wiesz co?
-Wiem. Natalia już mi to powiedziała. Mam przestać was denerwować.- Agata spojrzała na Natalię i powiedziała.
-Dziękuję. Bo kiedy ja do niego mówię, to mnie nie słucha.
-Słucha Agatko. Tylko on ma inny sposób myślenia i mieści się w tych ramach, jakie się mu stawia. Zostaw nas samych, bo chcę z nim podyskutować, a on ma dziwne opory jeśli się nie jest z nim sam na sam.
-Mogę zostać?- Zapytała mnie Agata.
-Dobrze. Ale niepytana, nie zabierzesz głosu.-
Uśmiechnęła się, jak mała dziewczynka podskakując na palcach.
-Usiądź tam.- Powiedziała do niej Natalia pokazując na krzesło obok biurka. Agata usiadła i rozejrzała się dlaczego właściwie w tym miejscu kazano jej usiąść. Natalia podeszła do szafy i wyciągnęła z niej plan przebudowy basenu.
-Podejdź do biurka i powiedz mi, co ty byś zmienił w tym projekcie.
-Na pierwszy ogień poszłoby tutaj podłoże i zerwałbym te kafelki. Po drugie, to ten schodek. Po prostu zlikwidowałbym go, sam jest tutaj zbędny. A najlepszym rozwiązaniem jest zrobienie dwóch, lub trzech schodków, ale niższych i dłuższych. Na górze schodów ustawiłbym kamienne donice na podwyższeniu, by nikt nie chodził po trawie i ich nie omijał, tu zrobiłbym poręcze z obu stron, albo murek. Podłoże, jak już wspominałem z placków kamiennych na betonowej lekko pochyłej podłodze i przed spadem, dałbym rynnę, by kiedy pada, woda odprowadzana była do ziemi i nie robiła błota z trawnika. Aby zasilić basen w wodę, dobrym rozwiązaniem jest studnia głębinowa, pozwalałaby ona zaoszczędzić koszty utrzymania basenu, przy nalewaniu wody. No i pompa do obsługi filtra grawitacyjnego, oraz dwóch rzeźb by wlewały wodę na powrót powracającą do basenu. Jaką powierzchnię ma basen?
-Trzydzieści metrów kwadratowych.
-A głębokość?
-Od czterdziestu pięciu centymetrów, do dwóch metrów dwudziestu centymetrów, ponieważ chcę mieć takie leżanki w basenie w wodzie na trzy miejsca.
-Czyli dwa dwadzieścia opada, a ogólna głębokość basenu to?
-Średnia po spadku, to 190 centymetrów, jeśli obliczasz objętość. W teorii najwyższy punkt ma 160 centymetrów głębokości.
-Czyli 27, 75 razy 1, 90 to jakieś 52, 725 kubika wody.
-Mi wychodzi z leżankami w wodzie 53.737, 5 litra.
-Obliczając z powierzchni użytkowej tafli wody.
-Lubię z tobą deliberować na pewne tematy.
-Ja z tobą również. Zawsze, kiedy ciebie słucham, czegoś się o sobie dowiaduję.
-To nie tylko moje wnioski.- Powiedziała Natalia.
-Wiem. Ale tylko ty potrafisz mi je przedstawić w tak ciekawy i obrazowy sposób, bym zwrócił uwagę.- Spoglądała na mnie tak, jak gdyby chciała mnie pocałować, lecz nie tylko powstrzymywał ją jej wiek, ale także obecność Agaty w tym momencie blokowała jej chęć wykonania tego jednego ruchu. Ja nie miałem takich oporów. Podszedłem do niej, położyłem dłoń na jej policzku i dałem jej całusa w usta.  
-To nie wszystko, prawda? Chcesz coś jeszcze mi zaoferować, tak? To dlatego posłałaś wszystkich do salonu, byśmy zostali tutaj sami.
-Masz dziwne podejście do wszystkiego, więc chciałabym, abyś usiadł i na spokojnie zaprojektował dom. A ja postaram się, aby taki budynek zaprojektowany przez ciebie, stanął gdzieś tutaj.
-Dlaczego dajesz mi taką możliwość?
-Bo ciebie lubię i tacy wariaci, jak ty, zawsze mają pomysły wykraczające poza wszystkie normy. Jak Einstein. To dlatego chcę tobie pomóc.
-Więc chcesz poświęcić tyle pieniędzy, żebym mógł postawić dom?
-Tak.
-Który to, nie będzie moim domem?
-Zobaczymy. Ma być ekologiczny i dziwny, ale logiczny i oszczędny.
-Da się zrobić. Kiedy wrócimy do siebie... .- Powiedziałem to, pokazując na Agatę.
-To dostaniesz cały projekt. Ale mam jeden warunek.
-Słucham.  
-Postawisz go, bez względu na koszty wykonania projektu.  
-Zgoda.- Agata podniosła dłoń do góry.
-Słuchamy.- Powiedziała Natalia do niej.
-Zbudujesz dom, bo on da tobie projekt?
-Tak.
-Dlaczego?
-Podejdź tutaj i spójrz na plan. Jak ty zrobiłabyś ten projekt, spoglądając oczami wyobraźni na ten basen?
-Glazura, terakota i woda, tutaj trawa i byłoby bardzo dobrze według mnie.
-A ja chcę, żeby było idealnie. A on podaje mi takie rozwiązanie od ręki. Płytki, troszkę trawy, każdy tak mówi. Ja chcę coś ciekawszego.
-Chcecie trawę, żeby móc sobie na niej leżeć?
-No przecież. A ty, co myślałeś? Odpowiedziała na moje pytanie Agata.
-Nie wiem. Z tej strony można podwyższyć troszkę teren i zrobić pas trawy lekko pod górkę, ale tutaj musi być rynna, bo kiedy będzie padać, to woda z ziemi będzie się dostawać do basenu. Skoro chcą, to może warto zrobić coś dla innych?
-Może. Ale trzeba by było przywieźć troszkę piachu.- Uświadomiła mi Natalia.  
-Zrobić murek i tylko lekko nadsypać ziemi. Murek można zrobić lekko szerszy, by dało się na nim siedzieć, lub też możnaby jeszcze powbijać kołki i przytroczyć sieć z grubszych linek do nich i byłby taki hamak do siedzenia.  
-Debil jesteś. Po co siedzieć, kiedy można leżeć.-
Stwierdziła Agata.
-Dla lepszego zrozumienia swojego sposobu wypoczynku, należy mieć szereg udogodnień, by mieć w czym wybierać Agatko.
-Szymon, to nie jest głupi pomysł.- Oznajmiła mi Natalia, pokazując na jedną ze stron obok basenu.
-Wiem. Dlatego na niego przystałem. Tylko, że to znacznie zwiększy budżet.
-Nie przejmuj się, jest większy niż myślisz.
-Czyli mogę szaleć?
-Ogranicz się do prostych rozwiązań.
-Szkoda, bo gdyby....
-Nie chcę wiedzieć.- Zatrzymała mnie Natalia przystawiając mi dłoń przed twarz i odwracając głowę. Widząc, że mam zawsze milion pomysłów, a i tak wybiorę ten najmniej logiczny i nierealny.
-Bo tak jest dobrze. Nie ma za dużo kombinacji, a jest idealnie i nawet wygląda nieźle. Można będzie szybko zacząć pracę. Jeszcze na wiosnę powinno być gotowe.- Dodała.
-Prace powinny się zakończyć w ciągu dwóch, a maksymalnie trzech tygodni, bo trawa musi do lata wyrosnąć.
-Szymon, trawa to nie problem. Teraz można ją kupić, jak dywan i rozwinąć już gotową. Żyjesz w starych czasach. Spójrz w przyszłość. Trawę przywiozę z Niemiec, bo do Polski ta technologia jeszcze nie dotarła. Poza tym, to będę potrzebować tylko 18 metrów kwadratowych. Także spokojnie, to jest tylko dwa razy droższe od posadzenia i dbania o nią, ale jest dużo praktyczniejsze i bardziej miękkie od posadzonej trawy. Zobaczysz zresztą. Dwa tygodnie, po powrocie z festiwalu zaczniemy budowę. I Szymon, domek ekologiczny. Najlepiej samowystarczalny.
-Takie rzeczy nie istnieją.
-Więc się poddaj.
-Więc to wyzwanie z twojej strony. Przyjmę zakład ze zwykłej ciekawości. Ale, o co się założymy?
-Postawię twój domek, jeśli będzie innowacyjny.
-Wiesz, że innowacje, to koszty.
-Zdaje sobie sprawę.
-Zawsze mnie do czegoś zmuszasz. Dlaczego?- Podeszła do mnie i położyła dłoń na moim policzku. Dała mi buziaka i powiedziała.
-Bo zawsze podnosisz rękawicę. I lubię tobie stawiać wyzwania.- Spojrzała na Agatę.
-Agatko, zostawisz nas samych? Obiecuję, że nie będę robiła nic, o co musisz być zazdrosna. Chcę mu coś powiedzieć. Tylko, że to jest wyłącznie do jego wiadomości.
-Dobrze. I Natalio, ty chyba tak, jak i Paulina, nie jesteś w stanie zrobić nic, o co mogłabym być zazdrosna.- Podeszła do mnie i powiedziała.
-Nie rób niczego, czego ja bym nie zrobiła.- I na koniec zanim wyszła, pocałowała mnie. Opuszczając biuro, mrugnęła do mnie, po czym zamknęła za sobą drzwi. Natalia poprosiła, żebym usiadł.
-A teraz obiecaj mi, że to, co usłyszysz, zostawisz wyłącznie dla siebie. Wiem o tym tylko ja i mój mąż. Nikt poza tobą ma o tym nie wiedzieć.- Stwierdziła siadając na biurku i zakładając nogę na nogę.
-Masz moje słowo.- Powiedziałem nadzwyczaj zdziwiony jej spokojem. O co chodzi? Zadawałem sam sobie pytanie, na które nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Nagle mnie oświeciła i usłyszałem.
-Jestem chora. Ale spokojnie, to nie jest zaraźliwe. I zostały mi trzy, może cztery lata życia. To dlatego mąż pozwala mi na takie ekstrawaganckie podejście do wszystkiego. Mam swoje pieniądze, ale on chce, abym używała jego pieniędzy.
-Na co jesteś chora?
-To nie jest ważne. Nie musisz tego wiedzieć, bo jeśli tobie powiem zaczniesz szukać odpowiedzi na nurtujące ciebie pytania, a już mam sztab ludzi, którzy szukają rozwiązań za pieniądze. Są od tego specjaliści Szymonie i zrobią, co mogą. Więc proszę ciebie o dochowanie mojej tajemnicy.
-Ale, da się coś z tym zrobić?
-Najpewniej nie. Ale i tak szukają rozwiązania. Nie mów nikomu.- Zbliżyła się i stuknęła mnie w nosek, po czym wyszła. Siedziałem tak przez dłuższą chwilkę, rozumiejąc jej chęć zabawy w życiu. To dlatego udało się jej namówić pracoholika męża do wzięcia kilku dni wolnego na ten festiwal operowy. A ja zastanawiałem się, o co chodzi. Boże, cztery lata. Zaraz, muszę jej powiedzieć o zabawie z Jagodą. Wstałem i pobiegłem jej poszukać. Kiedy ją znalazłem, to właśnie rozmawiała z dziewczętami. Podszedłem i ją przytuliłem.
-Coś się stało?- Zapytała.
-Tak. Muszę tobie o czymś powiedzieć. Chodź.- I pociągnąłem ją do wyjścia z salonu. Wyrwała mi się i powiedziała.
-Chyba zwariowałam mówiąc o tym tobie!
-Ale ja chcę tobie coś powiedzieć!
-To mów tutaj.- Spojrzałem na to, kto jest w pokoju. W sumie, to mógłbym. Ale nie! Pomyślałem.
-Nie.- Oznajmiłem jej.
-Ja, nigdzie nie idę.- Stwierdziła Natalia.
-Tym lepiej. Przepraszam dziewczyny. Piotrek, sorry za to.- Piotrek zmarszczył czoło i usiadł.
-Niech tobie będzie.- Powiedział wreszcie.
-Paweł, nie chciałem tego.
-Czego?- Zdziwił się.  
-Tego.- Podszedłem i podniosłem Natalię i wyszedłem z nią, niosąc ją do biura na rękach. Nie protestowała, co było dziwne. Kiedy ją postawiłem, usłyszałem.
-Odniesiesz mnie tam, gdzie stałam.- Stwierdziła.
-Zgoda. Ale muszę ciebie o coś zapytać.
-Ale nie w związku z tym, co tobie powiedziałam.
-W związku z tym. Ale to szczegół, bo nie będę tego roztrząsać. Przynajmniej przy tobie. Spokojnie, nikt się ode mnie nie dowie. Chodzi mi o to, żebyś mi w czymś pomogła.
-W czym?- Zaciekawiła się.
-Może najpierw w roli sprostowania usiądziesz.- Usiadła i powiedziałem jej o wszystkim. Lecz najpierw usłyszała, dlaczego.
-Pamiętasz dzień, w którym Jagoda powiedziała tobie o tym, że ubierze się dla mnie wyzywająco?
-Tak. I co w związku z tym?
-Odwrócę rolę i teraz zobaczę, jak ona zareaguje na moją wersję tego samego idiotyzmu.- I wreszcie powiedziałem jej kiedy, oraz jak zamierzam to zrobić. A po wszystkim stwierdziła.
-Będzie zadyma.
-Wiem, ale tylko na ten jeden dzień.  
-Andrzej wie?
-Zgodził się.
-W takim razie wchodzę w to.
-Będziesz musiała wysłuchać dużo lamentów i obelg.
-Wiem. Ale obiecasz mi, że co kolwiek się nie stanie, naprawisz to.
-Wszystko załatwię. A jeśli będzie zadyma, to na drugi dzień, wezmę to na siebie i powiem jej prawdę. A jak będzie zła o to na ciebie, to powiedz jej, że zmusiłem ciebie. I masz moje słowo.
-W takim razie, idziemy z powrotem.- Powiedziała Natalia i udała się w stronę drzwi. Otworzyła je i.
-A ty dokąd?- Zapytałem z ciekawości.
-Do Salonu. Dlaczego pytasz?- Podszedłem i ją podniosłem.
-Więc chodźmy.- Stwierdziłem i zaniosłem Natalię na miejsce, z którego ją wziąłem.
-Dziękuję.- Powiedziała do mnie.
-Nie. To ja bardzo dziękuję.- I ukłoniłem się jej, po czym odszedłem. Wyszedłem na zewnątrz i stanąłem pod drzewem rozmyślając o tym, co usłyszałem od Natalii. Jak ona może być taka spokojna? Przecież to nielogiczne. Ale to wiedziałem, że umie się opanować. A nauczyłem się tego, kiedy miałem wypadek. Skoro ona może... . Pomyślałem i nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszałem głos Agaty. Odwróciłem się i spojrzałem na nią.
-Coś się stało? Masz łzy w oczach.
-To wiatr. Nie znoszę, kiedy wieje mi w oczy.
-Na pewno? Przytuliła się do mnie spoglądając mi w oczy.
-Jasne, jak niebo nocą.
-Masz ciekawe porównania.- Uśmiechnąłem się.
-Ciekawa, to ty jesteś.
-Przestań. Zawsze, kiedy coś ukrywasz, robisz coś takiego. Obracasz kota ogonem i liczysz na to, że się tobie upiecze.
-Jak zawsze dostrzegasz szczegóły.
-Chcę wiedzieć, o co chodzi. Masz mi to powiedzieć. Nie odpuszczę. Więc słucham.- Odszedłem i usiadłem na krawężniku.
-Nie mogę. Pokłócimy się o to?- Zapytałem, odwracając się w jej kierunku. Spojrzałem na nią, a ona podeszła do mnie i usiadła obok.
-Dałeś słowo?- Zapytała.
-Dałem słowo, więc nie mogę tobie tego powiedzieć. Rozumiesz, prawda?
-Nie. Musisz mi powiedzieć, o co chodzi.
-Więc chodzi o to, że teraz muszę zrobić to, o co prosiła mnie Natalia. Specjalnie to zrobiła i mi o tym powiedziała, żebym nie zrezygnował.
-O czym ty mówisz?
-Chciałaś wiedzieć, o co chodzi? Więc właśnie o to chodzi.
-Co ona tobie zrobiła?
-Obudziła we mnie, paranoję.
-Co?
-Zrobiła coś, czym przypięła mnie do tego zadania.
-Co takiego?
-Coś mi powiedziała. Coś, czego nie mogę tobie powiedzieć, to dlatego miałem łzy w oczach.- Spojrzała mi w oczy.
-Nie powiesz, bo nie możesz. Jak mogę się dowiedzieć?
-Natalia, lub jej mąż. Agatko?
-Słucham.
-Daj sobie spokój. Ja wcale nie chciałem o tym wiedzieć. I powiem tobie coś jeszcze. wcale o to nie pytaj, bo nie daj Boże się dowiesz.- Zrobiła dziwną minę. Powiem szczerze, że gdybym ja usłyszał coś takiego, to raczej bym nie odpuścił.
-Nie drążyć?- Zapytała spoglądając na mnie bez wyrazu.
-Nie chcesz wiedzieć. To moje zdanie.
-A po co ją porwałeś?- Zaatakowała z drugiej strony.
-Jest druhną Jagody, zresztą razem z tobą.
-Więc?
-Powiedziałem jej co i z jakiego powodu będzie się działo dzień przed panieńskim.
-Powie cioci.
-Nic nie powie.
-Czasem jesteś dziwnie pewny tego, co one zrobią.
-Lubię je. Wiedzą, że nie zrobię im krzywdy. Pewnie dlatego pozwalają mi robić takie głupoty w swojej przestrzeni życiowej.
-Powinny się na ciebie za coś obrazić i wtedy miałbyś czas na wszystko, a nie tylko na zabawę z nimi.
-Może one traktują to jako zabawę, ale dla mnie to nie jest jakiś tam głupi żart. Ja naprawdę je lubię. Wiem, że są dużo starsze ode mnie, ale mają niesamowite podejście do mnie.
-Zaraz. Ty je kochasz. Kochasz je prawda?
-Tak. I co z tego?
-W sumie to nic. Tak tylko się czasem zastanawiam, czy jest jakaś dziewczyna tutaj, której nie kochasz i myślę, że nie ma nikogo takiego.- Spoglądała na mnie i nic nie mówiła. Patrzyłem na nią nie wiedząc, co ona może chcieć. Aż wreszcie odezwała się do mnie.
-Odpowiesz, czy nie?
-Odpowiem.- I znów wlepiła swój wzrok we mnie.
-No słucham.- Oznajmiła mi.
-Ale czego? Co ty chcesz wiedzieć?
-Czy jest tutaj dziewczyna, której nie kochasz?
-Pewnie. Są takie, które bardzo lubię, ale do miłości z mojej strony, jeszcze troszkę im brakuje.
-Niby kto taki?
-Żona mecenasa, Dorota, Weronika, ....
-To same starsze panie.
-Żaneta jest młodsza.
-Jeden wyjątek potwierdza regułę.
-Leokadia.
-A kto to niby jest?
-Była dziewczyna Pawła.
-To są osoby, które rzadko spotykasz.
-To twoje zdanie. Luśkę spotkałem tylko raz, masz rację. Ale, to ona pierwsza się na mnie rzuciła.
-Ty to chyba masz wieczny problem z kobietami.
-Kobiety to nie problem. Ja!... To jestem problem. Wiesz, że czasem, to ja sam nie wiem czego chcę?
-Mieszam tobie w życiu, co?
-Kocham taki zamęt. Kocham ciebie. Tylko, ... sam czasem nie wiem.
-Czego?
-O co tak naprawdę tobie chodzi. Ja wiem, że powinienem być zazdrosny o ciebie, ale ty dajesz mi takie pole do popisu, że nie umiem się opanować.
-Czyli, jeśli tobie zabronię, to posłuchasz?
-Raczej nie. Ale będę miał jeszcze jeden powód więcej, by się zastanowić i może głupota nie przebłyśnie przez ten filtr, tylko ją to zatrzyma.
-Czyli ty wiesz, iż robisz tyle głupot, że niepojęcie?- Podszedłem, włożyłem swe dłonie pod jej ramiona i przytrzymując głowę, pocałowałem ją w czoło. Spojrzała mi w oczy.
-Na pewno nie da się tego zrobić inaczej?
-Może i się da. Ale ten sposób jest najbezpieczniejszy dla was i chroni on przed stresem Izabelę.
-Natalia ma rację, że najlepiej rozmawiać z tobą na osobności.
-A co? Chciałaś wyrzucić to na forum publiczne?
-Nie.- Przytuliła się mocno do mnie i powiedziała.
-Sprawa z Pauliną pozostaje bez zmian i dorzucam do tego Karolinkę, Monikę oraz Martę.
-Teraz to narobiłaś. Przecież Karolina to ideał. Nie robi się takich rzeczy.
-Będziesz musiał nad sobą panować, co?
-To było chamskie.- Uśmiechnęła się i powiedziała.
-Lubisz je. No przyznaj się. Powiedz mi coś?
-Dobrze. Co chcesz wiedzieć?
-Zdradziłeś mnie choć raz?
-Nie.
-Zrobiłeś coś, z czego powinieneś mi się wyspowiadać?
-Ciocia, ale to już wiesz. I wszystkie inne przypadki z dziewczętami. I jest jeszcze coś, o czym powinnaś wiedzieć.
-Mów, a co mi tam.
-Marta zakochała się we mnie. Nie zrobiłem tego specjalnie.- Powiedziałem do niej pośpiesznie, widząc jej reakcję na tą wiadomość.
-Czy ty możesz się czasem opanować?
-Zrobiłem to nieświadomie. Kocham Martę, za ten jej realny sposób spojrzenia na wszystko. Nie chciałem tego. Uwierz mi.
-Paulina kocha Martę. One znają się od dawna.- Z domu wyszła Paulina i skierowała się w naszą stronę.
-Zresztą możesz zapytać, jeśli mi nie wierzysz.- Powiedziałem do Agaty. Paulina podeszła do nas i powiedziała.
-Chodźcie do domu, bo zbiera się na deszcz.
-Marta zakochała się w Szymonie?- Zadała pytanie Agata.
-On o tym nie wiedział. Zorientował się dopiero tutaj wczoraj wieczorem i próbował naprawić wszystko. To dlatego zabrał mnie i Jagodę razem z Tomkiem do biura Natalii, gdzie próbowałyśmy rozwiązać problem.
-A po co poszła tam Monika z Natalią?
-To Monika wyprostowała sprawę. Wiem, jak to dziwnie zabrzmi, ale ona jest taka sama, jak on.
-To niemożliwe.
-Ale prawdziwe.
-Skąd wiesz?
-Widziałam, co zrobiła Tomkowi, więc możesz mi wierzyć, że jest.
-To dlaczego nie zatrzymaliście jej wczoraj, żeby została.
-Jest u Marcina i Dagmary. Przyjadą później.
-Zostaniesz jeszcze dzisiaj?- Zapytała mnie Agata.
-Tak. Tylko, że Tomasz nie przyjechał tutaj bez powodu. Muszę się gdzieś z nim pokazać.
-Uważajcie na siebie.- Powiedziała Paulina.
-Uważamy. Niewszystko można przewidzieć, lecz staramy się.- Dałem Agacie buziaka i powiedziałem.
-Dwa miesiące nie odzywamy się do siebie.
-Więc dzisiaj i jutro są ostatnie dwa dni?
-Tak. Tym razem to ona mnie pocałowała.
-Tak lepiej.- Stwierdziła po wszystkim i poszła w kierunku wejścia do domu. Poczułem dłoń Pauliny na sobie.
-Poczekaj chwilkę. Mam do ciebie prośbę. Paweł ma dziś urodziny.
-I co w związku z tym?
-No wiesz przecież, co chcę.
-A on wie, co ty chcesz?
-Zrób coś ciekawego. Proszę.
-Kto będzie i co już przygotowałaś dla niego. Muszę to wiedzieć.
-Zaproszeni są wszyscy nasi i część jego przyjaciół.
-Ile to ludzi. Muszę znać ilość.
-Ze czterdzieści osób, plus minus kilka.
-Lubisz tańczyć?
-A co to za pytanie. Przecież wiesz, że tak.
-Będzie Marta?
-Będzie Tomek, to jak myślisz?
-Myślę, że przyjdzie dla mnie. Paula, hamuj ją trochę.
-Boisz się jednak, prawda?
-Nie wiem, czy nie przesadziłem wczoraj. Bo jeśli to prawda, to nie wiem, co się dzisiaj stanie. A Agata dała jej taki rachunek zaufania, jaki masz ty. Więc nie mam pojęcia, w jaki sposób teraz postąpić.
-Postaram się trzymać ją z dala od ciebie.
-Nie uda się tobie. Jestem w stanie założyć się z tobą, że przybiegnie jako pierwsza przywitać mnie.
-Przyjmuję zakład.- Wyciągnęła do mnie dłoń.
-Jeszcze nie ustaliliśmy, o co gramy.
-Jeśli wygrasz, to robię coś dla Pawła. Jeśli natomiast ja wygram, to zrobisz, co zechcę.
-Stoi.
-Dlaczego się zgadzasz, bez pytania, co chcę tobie wymyślić?
-Bo to nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
-Ufasz mi. To bardzo niedobrze. Spróbujcie mi nie dawać takiego kredytu zaufania.- Złożyłem dłonie i poprosiłem ją.
-Proszę. Zwłaszcza teraz, kiedy potrzebuję troszkę więcej swobody.
-Przecież z Agaty jest układowa dziewczyna. Na pewno się dogadacie.
-To akurat wiem. problemem jest to, że ona daje mi pełne możliwości do waszej czwórki.
-A ty nie wiesz jak, do tego podejść?
-Właśnie.
-Czasem, kiedy już myślę, że ty nie masz problemu z tym wszystkim, nagle okazuje się, że jest inaczej. Ale zgoda. Pomogę tobie. Co mam zrobić?
-Trzymać Martę na dystans.
-Zgoda. A ta trójka, to kto?
-Aniołek i sprawiedliwość.- Paulina zrobiła wielkie oczy.
-Marta? Żartujesz sobie?
-Agata powiedziała, że znacie się od dawna, więc i ona wchodzi do tego grona.
-Tomek ciebie zabije, jak zrobisz coś w tym temacie.
-A ja kazałem mu przekazać, że też ją kocham. O, kurwa mać.
-Toś nabroił.
-Wiem. Tylko, że Agata powiedziała mi o tym chwilkę później.
-Dasz się wciągnąć w tą grę?
-Już w to wdepnąłem i jak to Tomasz mówi? Będziesz długo lizał buty, by były czyste.
Niesmaczna sprawa. I z lekka śmierdząca.  
-Tutaj miał rację. Nie powinieneś tego robić.
-Wiem. Nie wiedziałem, że ona ma lęk przestrzeni. Przecież miała jechać z nami na letni kurs działań specjalnych. Więc możesz mi powiedzieć, jak ona zamierzała przebrnąć przez skoki spadochronowe?
-Nie mam zielonego pojęcia.
-Cholera!- Coś sobie przypomniałem.  
-Co!?- Zdziwiła się moim wtrąceniem Paulina.
-Muszę z nią porozmawiać. A niech to. Fack! Myślałem, że uda mi się tego uniknąć.
-Dlaczego ty nie umiesz dać sobie z tym spokój?
-Bo to ja?
-No tak. Chodźmy do domu.- Stwierdziła mając na względzie moje dobro.
-Ano chodźmy.- I poszliśmy. W domu czekał na nas Paweł z dziwną miną.
-Co robiliście?- Zapytał ze złością.
-Spiskowaliśmy na twój temat, a co?
-Próbujesz mnie zdenerwować, ale dzisiaj się tobie nie uda.- Stwierdził.
-Szkoda.
-Szymon? Miałeś przestać.- Powiedziała Paulina.
-Wiem. Przepraszam. Czasem robię pewne rzeczy z przyzwyczajenia. Jest twoja.- Powiedziałem do Pawła i podałem mu dłoń Pauliny.
-Coś wymyślę.- Powiedziałem do niej i dodałem.
-Przyjdźcie z Agatą i Karoliną do pokoju Piotrka.- Uśmiechnąłem się do niej, puściłem jej oko i dodałem, że za mniej więcej 10-15 minut, byłoby najlepiej. I odszedłem udając się na piętro do Piotrka. Gdy wszedłem do pokoju, zastałem go w dziwnej, raczej dwuznacznej pozycji razem z Mariolką.
-Przyjdę później do was.- Obróciłem się na pięcie i....
-Poczekaj. Co jest?
-Paweł ma dziś urodziny.
-Wiem.- Odparł.
-Co jeszcze wiesz w tym temacie.
-Paulina ciebie o coś poprosiła. O co?
-Żebyśmy coś dla niego zrobili. Miałem się nie mieszać pomiedzy nich.
-Właśnie wiem.  
-I dochodzimy do sedna sprawy. W jakim celu, ja tutaj przyszedłem.
-No! Powiedz dlaczego.- Zapytała z ciekawości Mariolka.
-Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale mam zamiar zrobić mu coś, ... takiego zwykłego.
-Więc?- Zapytał Piotrek, widząc do czego zmierzam.
-Więc chciałbym, abyś to ty dzisiaj coś wymyślił.
-Żadnych głupot dzisiaj nie robimy.- Oznajmił mi.
-Spokojnie. Musisz tylko ustawić konkurs tańca.
-Z tym nie będzie problemu. Ale ty chcesz coś jeszcze.
-Od ciebie tylko tyle.  
-Więc od kogo coś jeszcze chcesz?- Uśmiechnąłem się do Marioli.  
-Nie, nie, nie. Nic nie będę robiła. Nie! Słyszysz?
-No przestań. Zgódź się. Proszę ciebie. Chodzi tylko o to, żebyś z tego konkursu zrobiła biały bal. Czyli, "Panie proszą Panów". No i może jeszcze o to, żebyś ty zatańczyła z Pawłem.
-W jakim celu?
-Żeby on miał choć cień szansy, by to wygrać.-
Pokazałem na Piotrka.
-Przecież Paulina dobrze tańczy.
-Właśnie wiem. Chodzi o to, żeby Pawłowi za łatwo nie poszło. Bo jeśli on zatańczy z Pauliną, to nikt nie będzie miał szans.
-Więc twierdzisz, że nie umiem tańczyć. A chcesz kopa!
-Nie chodzi o ciebie.- Powiedziałem pośpiesznie, by wyprostować sytuację.
-Więc o kogo?- Zdziwiła się. Spojrzałem na Piotrka.
-To jakiś żart, co?- Powiedziała do mnie z sarkazmem w głosie, a później spojrzała na Piotra.
-Nie, to nie żart. Nie umiem tańczyć kochanie.- Odpowiedział jej Piotrek.
-Nauczę ciebie.- Powiedziała Mariolka.
-Nie rozumiesz elementarnych zasad kierujących człowiekiem podczas nauki pewnych zachowań. Musi to być ktoś inny i do tego celu bardzo dobrą nauczycielką będzie Paulina, bo ona jest perfekcjonistką. Nauczy go zasad trzymania pionu, a na dodatek, poćwiczy z nim równowagę.
-Gdzie widziałeś, jak tańczę?
-Na imprezie Jacka w Poznaniu. Próbowała nauczyć ciebie tańczyć Monika. Widziałem jej minę zniesmaczenia.
-Cały czas deptałem jej po palcach i ją przepraszałem.
-A więc dlatego miała taką minę. Ciekawe.
-Piotrek, przecież mogłeś mi powiedzieć. Do tej pory już umiałbyś tańczyć.- Spojrzał na mnie.
-Ma dziewczyna rację.- Stwierdziłem.
-To może ja....
-Proszę. To musi być Paulina. Daj Pawłowi prezent i zatańcz z nim ten konkurs.- Widziałem, że nie jest przekonana.
-Zrobiłem coś dla ciebie. Więc teraz ty, zrób coś dla mnie.
-Zgoda. Ale tylko konkurs.- Powiedziała podchodząc do mnie i pokazując na mnie palcem wskazującym lewej dłoni, w końcu opierając go na mojej klatce piersiowej na wysokości serca.
-Tylko.- Odpowiedziałem spoglądając jej w oczy. A ona wjechała wyżej paluszkiem, zatrzymując swoją pięść na moim podbródku tak, jak gdyby chciała dać mi w mordę za ten pomysł. Aż w końcu pchnęła mi szczękę w lewą stronę, niby dając mi w zęby, mówiąc.
-Mam nadzieję, że nie masz tam ukrytych zawirowań w moim związku.- Zbliżyła swoją głowę do mnie, stanęła na palcach i powiedziała mi na ucho po cichutku.
-Bo oberwiesz, za to.- Odsunąłem powolutku głowę i spojrzałem jej w oczy. Pierwszy raz wiedziałem, że to nie jest żart. Ona mi nie groziła. Ona stwierdzała fakt oczywisty dla niej i nie obchodziło ją, czy jest to racjonalne z mojego punktu widzenia, czy też nie. Stanęła na całych stopach. Podniosłem jej podbródek do góry. Energicznie trzasnęła mnie w rękę, bym zabrał palec z jej podbródka.
-Nic nie kombinuję.- Do pokoju zapukały dziewczęta.
-Proszę!- Powiedział Piotrek i dziewczyny weszły do środka.
-Paulina, mam do ciebie prośbę. Zatańczysz z Piotrkiem. A ty Karolina zatańczysz ze mną.
-O co chodzi?- Zdziwiła się Paulina.
-Konkurs tańca. Ale chodzi o taką zabawę, żeby żadna z par nie tańczyła ze sobą. To dla wyrównania szans innym.
-A ja?- Zapytała Agata.
-Tomek, Marcin, nie wiem kto jeszcze mógłby sprostać twoim wymaganiom. Już wiem. Jacek, chłopak Moniki.
-Poczekaj Szymon.- Powiedziała Paulina i dodała mówiąc do Mariolki.
-Uczyłaś go tańczyć, prawda?
-Nie. Nigdy z nim nie tańczyłam.
-O Boże. Szymon, no wiesz co?
-Wiem, że dasz radę. Wierzę w ciebie.
-Ale ja widziałam, jak on tańczy.
-No właśnie. Wiesz, co poprawić. Więc?
-To, że wiem, co poprawić nie znaczy to, iż wiem, jak zacząć.
-Zastanówmy się.... Od podstaw.- Powiedziałem po chwili zastanowienia.
-Zaufam tobie i zrobię tak, jak chcesz. Ale jeśli to jest jakiś podstęp, to oberwiesz.- Powiedziała Paulina.
-Ciekawe, wiecie? Nie tylko ty mi dzisiaj obiecujesz, że mnie pobijesz. Jak na razie, to groziły mi dziewczyny chłopaków, których imiona zaczynają się na literę P.
-Oj, zamknij się!- Powiedziała podniesionym głosem Mariola i pchnęła mnie na ścianę. Przewróciłem się. Podparłem się na łokciach.
-Nie ufacie mi. Dobrze. Więc idę sobie.- I wyszedłem z pokoju Piotrka i poszedłem do gabinetu Natalii.
-Co jest? Zapytała widząc, że coś się zmieniło w moim zachowaniu. Powiedziałem jej, co takiego wymyśliłem, żeby dziewczyny przestały mi tutaj bezgranicznie ufać.
-Zwariowałeś?
-To żadna nowość.
-To nie zadziała. Będzie z tego chryja.
-Dopilnujesz, żeby zrobiły ten konkurs i to, aby dziewczęta brały udział z innymi chłopakami niż chodzą na codzień.
-Mogę spróbować.
-Idziesz teraz do nich?
-Nie. Daj mi dwie godziny i kilka kartek papieru milimetrowego. Potrzebuję cyrkiel dwie linijki i ołówki o różnej twardości, a do tego najzwyklejszy kątomierz.  
-Co zamierzasz?
-Nie mieszać się teraz do was, bo chcę zobaczyć, czy jeszcze mi ufają.
-W jaki sposób?
-Zrobią sami, to co chcę znaczy, że mi ufają. Jeśli natomiast będziesz musiała interweniować, to jestem spalony u nich.- Na koniec uśmiechnąłem się do niej.
-Umiesz grać ludziom na nerwach.
-Nie po to, to robię. Tylko dlatego, żeby one były bezpieczne. Muszą przestać mi ufać.- Położyła dłoń na moim ramieniu.  
-Rozumiem twój sposób spojrzenia na wszystko.- A później przytuliła mnie. Dała mi to, o co prosiłem i wyszła z biura. Rozłożyłem papier milimetrowy i usiadłem pomyśleć. Coś innowacyjnego. Coś innego. Coś ciekawszego. A właściwie, to obwód jakiej bryły, jest najmniejszy względem jej powierzchni? Koło. Najmniejsza utrata ciepła. Hm. Tylko, że nielogiczne jest ustawianie mebli w okrągłej powierzchni. Choć w sumie, to tylko budynek i można go pokroić, jak pizzę, więc tylko jedna i to zewnętrzna ściana, będzie miała półokrągły sznyt. Średnica dwanaście metrów, dwa po środku na schody i słup mediów. Na dole salon i pokój gościnny do tego wejście oraz zejście do piwnicy i garażu, a na górze sypialnie i garderoba. Dach najlepiej zrobić z czegoś ekologicznego. Trzcina się nada. Ostatnio oglądałem program o tym i ściany z betonu komórkowego w drugiej warstwie klinkier, a między nimi wata szklana, będzie termos z budynku. Przydomowa oczyszczalnia ścieków, a na dodatek wiatrak i dobra wentylacja budynku. Piwnica będzie potrzebna i garaż. Hi hi hi, jak domek smerfów. Śmiesznie wyszło. Kawałek piwnicy na kotłownię i zamykany kominek w salonie pod schodami. Szkic na sztukę. Projekt przydomowej oczyszczalni był prosty, więc zajęło mi to wszystko, ze trzy godziny. Do gabinetu weszła Natalia. Spojrzała na szkice.
-Nie za szybko to wszystko zrobiłeś?
-Ciekawe, prawda? Koło ma największą powierzchnię, przy najmniejszym obwodzie.
-Utrata ciepła.- Rzuciła wreszcie rozumiejąc moje spojrzenie na problem.  
-Tak, a do tego potrzebuję zrobić dwuwarstwowe mury i zabezpieczenie termiczne między nimi w postaci waty szklanej.
-Trzcina. Żartujesz sobie? Niepotrzebnie poszłam z tobą o ten zakład. Nawalisz tutaj nowinek technicznych, a ja się wykosztuję próbując to zrobić.
-Nowinek technicznych? Ma najlepszy współczynnik przepuszczalności ciepła i oddycha. Nie jest, jak papa i dachówka. Więc, to jest chyba najlepszy pomysł na dach. A trzcina była używana od wieków, więc to żadna nowość. Jeśli chodzi o nowinki, to tylko hydrofor i filtr wody, nic strasznie drogiego do kupienia, reszta to rzeczy standardowe i tanie do wykonania.
-A wiesz, że faktycznie jest inny, niż wszystkie domy jakie widziałam. Postawię go. Tylko te metalowe schody. Możesz to zmienić?
-Drewniane będą niebezpieczne, ale można zrobić to zgoła inaczej i nie będzie widać schodów.
-To znaczy?  
-Stracisz kawałek podłogi na górze.
-Nie dbam o to.
-I kawałek podłogi na dole, w którym będzie innowacyjny system opuszczanych schodów. Musisz wiedzieć, że nie potrafię określić, jak bardzo będzie to trwałe.
-To też mam gdzieś. Zawsze da się to skonsultować z kimś innym, kto obliczy wytrzymałość materiałów i wykona to, w jak najlepszy możliwy sposób.
-Narysuję tobie odręcznie, jak ma wyglądać zasada działania schodów razem z opuszczaniem i podnoszeniem ich do góry.- Zajęło mi to chwilkę i podałem projekt odręczny Natalii. Obejrzała to i stwierdziła, że bardzo jej się on podoba. Tylko ta piwnica ją przerażała.
-Chodź na obiad, bo dziewczęta kłócą się o to, że pojechałeś do domu. Zrobią same tak, jak chcesz by zrobiły. Już nawet się o to nie kłócą.
-Zanieść ciebie?- Zapytałem.
-Jeszcze, aż tak chora, to ja nie jestem.- Stwierdziła.
-Czyli będzie gorzej?- Uśmiechnęła się w dziwny sposób, taki mechaniczny, a później powiedziała do mnie, bym następnym razem, dobrze to przemyślał zanim zadam jej takie pytanie. Na koniec dodała.
-Nie rozmawiam z tobą w tym temacie. Ani dziś, ani kiedykolwiek. Rozumiesz?
-Nie. Ale to nie ma znaczenia. Chodźmy.- I poszliśmy. W jadalni zrobił się harmider, gdy wszedłem, bo myśleli, że wyjechałem.- Usiadłem obok Tomka.
-Wiesz, że musimy jechać do Romana.
-Wiem. Po obiedzie pojedziemy.
-Paulina, o której godzinie zaczynacie grę?
-O 20:00. Spojrzałem na Tomka.
-Zdążymy co?
-Pewnie.
-I dobrze. Na czym stanęło?- Zapytałem Mariolkę.
-Na twoim.
-Będzie po mojemu?- Zadałem pytanie Paulinie.
-Zrobię to.
-Spróbujmy zatem.
-Szymon, chcę zamienić słowo z tobą na osobności.- Zrobiłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze. Spojrzałem na Natalię.
-Natalio, ja wiem, że to będzie duży nietakt, ale musimy z Pauliną zamienić słowo na osobności.
-Dobrze. Macie trzy minuty. Czas, start.- Podałem dłoń Paulinie i wyszliśmy z jadalni do gabinetu Natalii.
-Szymon, o co chodzi z tą zabawą?
-Piotrek musi się nauczyć tańczyć.
-Ale dlaczego, mam to być ja?
-Ponieważ uważam, że ty bardziej będziesz pasować do tej roli. I widzisz, kwestia zabawy też jest rozwiązana.
-O co chodzi?
-Zrób to, o co proszę, a zobaczysz.
-Co chcesz, żebym zobaczyła?
-Sama na to wpadniesz.
-Ile spraw załatwisz tym ruchem?
-Trzy.
-Więc to zrobię.
-Dasz mi za to w twarz?
-Nie uderzę ciebie już dzisiaj.
-Sama zobaczysz, ile się zmieni do północy.
-Coś ty znowu wymyślił?
-Przytulić ciebie, dopóki dopóty mogę?
-Wiesz co? Spadaj. Czas nam się kończy.
-Wiem. Chodźmy do jadalni.- I poszliśmy. Obiad minął mi bez żadnych dziwnych rozmów. W sumie, to było cicho, tylko Natalia miała dziwne pytania względem mojego projektu budynku, gdyż domek niewielkiej, według niej wielkości, posiadał aż trzy sypialnie, łazienkę, dwie ubikacje, garderobę i salon, jako pokój dzienny połączony z jadalnią, oraz kuchnię. Promień 6 m do kwadratu to 36, razy liczbę PI daje 113 z groszem, razy dwa piętra to 226 m kwadratowych, minus ściany wewnętrzne, słup nośny w którym idą woda gaz i prąd, oraz przewody kominowe i wentylacyjne. Czyli spokojnie te sześć metrów kwadratowych można spuścić do kibla. Duży, patrząc na mieszkania w bloku, gdzie czteropokojowe mieszkanie takie, jak u nas ma 58 m bieżących powierzchni użytkowej.
-Wiesz, co w tym domku jest ciekawe?
-Brak kaloryferów, gdyż zaimplementowałem system ogrzewania podłogowego i wentylacji z cyrkulacją powietrza od podłogi po sufit?
-Do tego jeszcze nie doszłam. Jak to działa?
-Latem cieplejsze powietrze unosi się i ucieka przez wentylację, a od podłogi dostaje się powietrze chłodniejsze pobierane z piwnicy. Zimą znów chłodniejsze powietrze z niższej partii budynku będzie ogrzewane już częściowo w przewodzie wentylacyjnym i trafiając do górnej partii budynku będzie ogrzane jeszcze raz, gdyż każdy pokój ma dwa metry kwadratowe powierzchni grzewczej na podłodze zamiast kaloryferów. Do tego przewody odprowadzające powietrze na zewnątrz są usytuowane obok kominowych, by ciepło ścianki dzielącej je, poprawiało cyrkulację powietrza w budynku, a kominowymi przewodami będą szły przewody do ogrzewania podłogowego, dogrzewając się w ten sposób by zmniejszyć utratę ciepła. Wywiercisz sobie studnię i umieścisz w niej hydrofor, by nie płacić bezsensu za wodę. Do tego filtr by uzdatnić i wyeliminować zanieczyszczenia wody pitnej do kuchni. Za mało innowacyjne?- Zamarła i nie odzywała się. Reszta osób, jak gdyby wcale nie słuchała, a Natalia siedziała wpatrzona we mnie z rozdziawioną miną, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
-Coś nie tak?- Zapytałem mając jej brak odpowiedzi za afront.
-I zajęło to tobie trzy godziny?
-Dodaj do tego pół roku. Zrobiłem projekt tego domku mając dwanaście lat. Tylko, że tamten domek był kwadratowy. Ale ten miał być inny, więc jest.
-Ciekawe.- Stwierdziła, cały czas nad czymś myśląc.
-Wiesz, co Szymon? Do tej pory, nie potrafię ciebie rozgryźć, ale wciąż nurtuje mnie jedno pytanie. Kim ty jesteś?- Nagle zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli na Natalię. Co też ja jej wymyśliłem, że ona tak się zachowuje. Nagle obudziła się z letargu i stwierdziła.
-Może tą rozmowę odłożymy na później.- I jak gdyby nigdy nic, jadła dalej. Dłuższy czas było cicho. Lecz kiedy przeniesiono deser, Karolina nie wytrzymała i zapytała.
-Wiesz przecież, że Leszek przyjedzie do Pawła na urodziny. Więc dlaczego ustawiasz mnie do takiego zadania?
-Gdyż uważam, że tobie będzie najgorzej wywinąć się z tych objęć, ponieważ długo go nie widziałaś. Możesz zawalić zadanie, lecz jeśli Paweł zobaczy, że ty też się w to bawisz, nie będzie miał dziwnych obiekcji do mnie.
-Przecież, to oni mają powiedzieć, że to będzie konkurs tańca.
-I myślisz, że twój brat jest takim idiotą, żeby się wreszcie nie domyślić?
-Ale to tylko zabawa.
-Widzę, że umiesz wytłumaczyć sobie sama, dlaczego.
-Przejęłam to od ciebie.
-Widzę.- Oblizałem łyżeczkę z ciastem marmurkowym oblanym masą czekoladową.
-Ale, będę mogła tańczyć z Leszkiem?- Zapytała.
-Tak. Chodzi mi tylko o ten konkurs.
-W takim razie, zgadzam się.- Siedziałem obok Tomasza, który siedział naprzeciwko Natalii, a obok mnie była Karolina. Paweł natomiast, był na drugim końcu stołu z Pauliną, więc spokojnie mogliśmy prowadzić rozmowę w temacie jego urodzin. Karolina była strasznie zainteresowana tym, co zamierzam zrobić.
-Powiesz mi, o co chodzi?
-Musicie przestać wierzyć we mnie.
-Tak się nie stanie. Musiałbyś nas wszystkich zawieść. Ale ty taki nie jesteś.  
-A jaki jestem?
-Lubisz nas. Bawisz się z nami. Nie rozumiem tylko mojej mamy. Ona zawsze była na nie, jeśli chodzi o takich ludzi, jak ty.
-Karolinko, to dlatego, że Wiktor wcale nie był taki, jak Szymon. Wiktor był chciwy i liczył na nasze zainteresowanie się jego interesem. Czy Szymon, kiedykolwiek poprosił kogokolwiek tutaj, o pieniądze?
-Mnie.- Odparł Piotrek. Wszyscy spojrzeli na niego, tylko Natalia wlepiła swój wzrok we mnie.
-Nie wprost. Prosiłem Piotrka, żeby kupił bukiecik kwiatków, a on kupił bukiet.- Patrzyła na mnie, jak gdyby nie wiedziała o tym. Więc na miejscu próbowałem sprostować.
-To było tego dnia, gdy przyjechałem do was z szyną na nodze i Agata dostała kwiaty od Piotrka.
-A więc, o to chodziło.- Oświeciło Agatkę.
-Tak. A o pieniądze, to prosiłem tutaj tylko ciebie.
-Niby kiedy? Zdziwiła się Natalia.
-Pamiętasz dzień w szpitalu, gdy powiedziałem wam, że was okradłem?
-Nie. Oczywiście kłamała, choć w dobrej wierze.
-Wyszłaś wtedy trzaskając drzwiami.
-Nie przypominam sobie.
-Sprawa z Alicją.
-No tak. Tylko, że nie prosiłeś nas o pieniądze dla siebie.
-Natalio, odpowiesz mi na jedno pytanie? Dosłownie jedno, związane z tą sytuacją i z tym, co usłyszałem.
-Chcesz wiedzieć, czy już wtedy wiedziałam?- Pokiwałem głową, że tak.
-Wiedziałam.- Wstała od stołu, podziękowała za posiłek i towarzystwo, a później opuściła jadalnię. Zrobiło mi się głupio.
-To żem narobił.- Stwierdziłem.
-Iść z tobą porozmawiać z Natalią?- Zaoferowała swoje usługi Paulina.
-Nie. Nie wiem, czy ona będzie chciała porozmawiać z kimkolwiek. Ale to ja ruszyłem temat, więc ja pójdę dostać po uszach.- Wstałem i już miałem wyjść, odwróciłem się i powiedziałem do Aniołka.
-Karolinko?- Chciałem powiedzieć, żeby się nie ruszali w tym kierunku, a usłyszałem.
-Dopilnuję.- Więc poszedłem. Gabinet był pusty, w pokoju też jej nie było, w kuchni lipa, bo pani jej nie widziała. Więc gdzie..., i nagle mnie oświeciło. Oranżeria. To tutaj, gdzie chodziły wszystkie, oprócz Aniołka, kiedy się zdenerwowały. Poszedłem do rzekomego miejsca w którym, jak myślałem zastanę Natalię. Siedziała na tej samej ławce na której zastałem Agatę. Podszedłem i zasłoniłem jej widok.
-Usiądź, nie stój tak.- Usłyszałem. Usiadłem obok niej, nie odzywając się. Spojrzała na mnie i powiedziała.
-Pewnie myślisz, że to przez ciebie się zdenerwowałam, ale to niezupełnie tak. Zdałam sobie z czegoś sprawę i zrobiło mi się głupio.
-Natalio, jesteś wspaniała i nie waż mi się tutaj myśleć inaczej.- Zdziwiła się słysząc te słowa.
-Każdy ma jakieś uczucia, to normalna reakcja na pewne sytuacje. Ty zaufałaś mi bezwzględnie, a ja zachowałem się, jak burak i was okradłem. Zareagowałaś na zburzenie twojego wyobrażenia o sytuacji, w którą was wrobiłem. Chciałem pokazać wam, że mimo to, iż nie mogłaś zapłacić za mój powrót do zdrowia, to zawsze możesz komuś pomóc, komuś innemu, komuś kto zasługuje na uwagę. Zdaje sobie sprawę, że zmusiłem was do takiej decyzji.
-Szymon, to nie chodzi o ciebie. Dobrze zrobiłeś, że postawiłeś nas pod ścianą. Nigdy nie pozwoliłybyśmy sobie na rozrzucanie naszych pieniędzy. To nie my zmieniamy twój świat, to ty zmieniasz nasz sposób spojrzenia na niego. To dzięki tobie zobaczyłam, że warto pomagać, bo pieniądze nie dają satysfakcji, a tylko dobrze ulokowane intencje mają jakąś wartość. Dziękuję.- I mnie przytuliła. Zamieszałem im w życiu, zupełnie tego nie wiedząc. Liczyłem tego rzeczonego dnia na to, że będę się musiał z tego nieźle tłumaczyć, a wyszło właśnie tak. Nikt nie miał do mnie o to pretensji. Głównie z powodu małej istotki, która miała na imię Alicja. A ja zrobiłem to tylko dlatego, by pomóc jej mamie, żeby choć troszkę ktoś zwrócił uwagę na jej problem. Może i byłem egocentrykiem, ale z szerszym spojrzeniem na świat.
-Przyjedziecie na imprezę Pawła?
-Tak. My tylko musimy, gdzieś się pokazać.
-Szymon, tylko nie szalej za bardzo tym razem. Powiedziała i pokazała paluszkiem na mój nos.  
-Dobrze?- Dopytała dla jasności, by mieć pewność, że zrozumiałem i nie będę robił niczego głupiego.
-Jasne. Zrozumiałem aluzje.- Odparłem. A ona dała mi buziaka w policzek.
-Idź już, bo się spóźnicie.- Wyszedłem z oranżerii i udałem się poszukać Tomka. Nie szukałem długo, bo Tomek razem z innymi był w salonie, co zresztą było słychać, gdyż Paweł miał jakąś dziwną pretensję do Piotrka i tego nie ukrywał.
-To jak, jedziemy? Czy coś jeszcze musisz zrobić.- Zapytał się mnie Tomasz.  
-Muszę.- Podszedłem do Agaty i ją pocałowałem.  
-To na koniec. Na imprezie trzymaj dystans. Zgoda?
-Rozumiem. Tomek mi to wytłumaczył. A za Martę, to powinieneś dostać w twarz.
-Wiem, bo nie przewidziałem jej ruchu i nie wpadłem na to, że ona zrobi to z Tomkiem, by zobaczyć różnicę. To całkowicie moja wina.
-Jedźcie.- I po pożegnaniu się wyszliśmy z domu. Pojechaliśmy do domu Izy. I znów otworzyła jej matka. Miałem dziwne wrażenie, że mnie nie cierpi.
-O, to ty.- Usłyszałem. Zobaczyłem jej uśmiech i nagle trzasnęła mi drzwiami przed nosem, gdy próbowałem wejść do środka.  
-Roman, do ciebie!- Usłyszałem stojąc z Tomaszem na schodach przed drzwiami. Wredna wiedźma. Pomyślałem sobie.
-Dziwne to było, patrząc na ciebie. Chyba nadepnąłeś jej na odcisk.- Stwierdził Tomek.
-Ciekawe kiedy. Nie miałem przecież jeszcze nawet okazji, żeby móc to zrobić.
-To kobieta. Może zrobiłeś coś o czym nie wiesz.
-A może ktoś powiedział jej coś, o czym.... Iza.
-Co znowu Iza?- Zapytał Tomasz.
-Sprawa z Agatą na koniec wieczoru w klubie.- Otworzyły się drzwi i Roman zaprosił nas do środka.
-Chodźcie do gabinetu.- Oznajmił nam szorstkim głosem. Poszliśmy za nim, a na miejscu.
-Co zrobiliście, że wszyscy mówią, iż niewiele brakowało?
-Ktoś od was nas wsypał i jak go znajdę, to ten sukinsyn pożałuje, że żyje.
-Więc to nie ty?- Tomek roześmiał się.
-Zawsze prowadzisz dziwne rozmowy z policją i adwokatem. Może się dogadałeś.- Stwierdził Tomek.
-A czy kiedykolwiek mieliśmy problemy z policją?
-No nie.
-Interpol to nie policja, to siatka wywiadowcza mająca na celu udaremnienie przemytu substancji niebezpiecznych i handel technologią.
-Skąd wiesz?
-Nie znali mnie. Nie wiedzieli kim jestem.
-A przemyt samochodów?- Zapytał Tomek.
-Nie wiedzieli o tym. Nawet o sprawie pobicia nie mają żadnego pojęcia.
-Czyli to nie policja. Jakaś szuja od was nas wsypała.- Tomasz podszedł do Romana.
-Kto wiedział o przerzucie?
-My tutaj.- Wszedł Darek.
-A z nowych osób?
-Wy i jeden kolega Uszatka.- Powiedział Roman.
-Uszola. Cześć Tomek. Szymon cześć.- Przywitał się z nami i powiedział.
-Macie jakiś pomysł, kto to może być?
-Kto to Uszol?- Zapytałem.
-Kibol Lecha. Jeden z najlepszych sprzedawców.  
-Co wiesz o tym gościu, który jest od niego.- Zapytał Dariusza Tomasz.
-Znam imię i nazwisko, ale Uszol nic nie wie, że on tutaj przyjechał. Pytałem go.
-Ciekawe. Mów dalej.- Powiedział do mnie Roman.
-O mało nie wpadłem z narkotykami przez tego kutasa, a zagwarantowałem głową ten przejazd. Nie daruję mu tego.
-Ej!- Krzyknął Tomasz i dodał.
-Zostało nam trochę.
-Czym on jeździ? Zwróciłem się do Darka.
-Szymon, nie waż się wysadzić jego samochodu.
-Nie, to nie to. Teraz mam lepszy pomysł. Sam zgłosi jego kradzież.
-Coś ty znowu wymyślił? Zainteresował się Tomek.
-Ukradniemy mu samochód i spowodujemy kolizję.
-Po chuj.- Zdziwił się Darek.
-Masz rację.
-Wsadzimy mu kogoś do bagażnika i podłożymy kokainę. Skoro to porwanie policja przeszuka samochód i jeśli go zatrzymają, to będzie znaczyło, że to nie on. Ale jeśli wyjdzie, to jest na sto procent nasz kapuś. Co wy na to?
-Tomek, kto to jest?- Zapytał Roman.
-Dobry jest, co?- Odparł Tomek.
-Nie wymyśliłbym nic tak dobrego. Sami wystawią nam swojego szpiega. Niezłe.- Stwierdził Roman.
-Kiedy będzie następny transport?- Zapytałem.
-W standardzie jest, co miesiąc. Ale teraz, to będzie prędzej.
-Szymon, nie powinniśmy go brać. Jesteśmy napiętnowani.
-Tomek, wiesz co to jest dywersja?
-Nie zrobisz tego.
-Zrobię. A transport pojedzie sobie dalej.
-Przestań.
-A chuj im w dupę! Niech spierdalają! Co się martwisz. Poznasz nowe osoby siedząc w areszcie. Nic na nas nie znajdą. Kiedyś ciebie okłamałem?
-Jeszcze nic takiego nie znalazłem.
-Widzisz? To w czym problem?
-W sumie to w niczym. A ty, co o tym myślisz?Zwrócił się Tomasz do Darka.
-Już byśmy wtopili, jeśli jechalibyśmy zgodnie z planem. Ufam mu, wyciągnął nas z tarapatów. W sumie, to dlaczego nie zrobić tego jeszcze raz.  
-Darek, o czym ty mówisz?- Zapytał Roman.
-Mieliśmy utarczkę z Interpolem. Szymon wymyślił, jak ich zdyskredytować. Musieli nas puścić. Nic nam nie udowodnili, bo nic na nas nie znaleźli.
-Interpol. Interpol, to nie jakaś tam policja. Interpol, to jak FBI w Ameryce. Oni mają inne zasady i inne obiekcje wobec swoich podejrzanych.
-Adwokat Wujka nas wyciągnął. Dobry jest. Nie raz miał z nimi doczynienia.  
-Pewien jesteś, że to on?
-Miał znak wujka na przedramieniu. Sto procent pewności.
-Jaki znak?
-Oriona.
-A co to jest?
-Obrońca.
-Przecież wiem, że adwokat.
-Nie, nie, nie. Myśliwy z gwiazd. Orion.
-Nie rozumiem.
-I nie musisz Romanie. Wystarczy, że ja rozumiem.
-Pewien jesteś, że się uda?- Zapytał Darek.
-Jasne. Oni zawsze dają się robić w chuja.
-Z samochodami było to samo.- Powiedział Tomek.
-Samochody, to inna bajka. Choć w sumie, to ten jeden śledczy, był z jakiejś agencji.
-Ten, co tak patrzył na ciebie pokazując palcem w twoim kierunku.
-Dziwny był. Dobra, mniejsza o to. Co robimy?
-Podobno mamy jechać na jakieś urodziny.- Stwierdził Dariusz i dodał.
-Jakiegoś Pawła..., czy jakoś tak.
-Będziesz z Joanną?
-Tak. Karolina się uparła i teraz nie mam już jak odmówić. A Wy, co robicie?
-Zgadnij.
-Wy też?
-No przecież. Natalia prosiła. Baletnica frunie z przydupasem?- Zapytałem Romana. Zrobił wielkie oczy.
-Iza z Robertem.- Sprostowałem swoje pytanie.
-Tak.- Odparł i dodał.  
-Towar dotarł na miejsce. Wszyscy są zadowoleni, więc bawcie się. Do następnego spotkania.- Pożegnał się i wyszedł.
-Chodźcie, pojedziemy do klubu. Powiedział Tomasz i poszliśmy w kierunku wyjścia.- A po drodze trafiliśmy na Izę.
-Cześć. Jeszcze zła?- Zapytała.
-Jak osa. Nie przejdzie jej.
-I dobrze. Dupek jesteś, żeby tak przy wszystkich całować publicznie inną dziewczynę. Ty naprawdę masz niepokolei w głowie. Mam nadzieję, że jej nie przejdzie.- Wyrzuciła mi za mój wybryk.
-Nadzieja matką głupich.- Stwierdziłem, żeby jej dogryźć, a ona odpowiedziała.
-Ale każda matka kocha swoje dzieci. Nawet tak głupie, jak ty.- Rzuciła w moim kierunku. Do holu weszła mama Izy.
-Zwłaszcza cudza, prawda?- Powiedziałem do żony Romana.
-Jeśli prawdą jest to, co zrobiłeś, to nie odzywaj się do mnie. Nie waż się.- Powiedziała grożąc mi palcem.
-Prawda.- Powiedziałem.  
-Rozmawiasz z nim?- Zadała pytanie Izabeli.
-Nie rozumiem tylko, dlaczego wszyscy go jeszcze tolerują.- Stwierdziła Iza.
-Może ze względu na zamieszanie, jakie robi wokół siebie.- Stwierdził Tomasz.
-Lubią mnie. A ty, sama byś to zrobiła z miłą chęcią, jeśli miałabyś taką możliwość. Z tą różnicą, że ona umiała sama sobie stworzyć taką sytuację, a ty nie potrafisz tego zrobić.
-Nie przy wszystkich.
-Czyli jednak.
-Nie rozmawiam z tobą.- Odwróciła się i poszła sobie. Mama Izabeli spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Prawdziwy dupek z ciebie.- Oznajmiła mi.
-Czasem trzeba. I niech to zostanie między nami.- Odparłem, posłałem jej buziaka, a ona zrobiła obrażoną minę. Marszcząc czoło, mrużąc oczy i nadymając się. Wyglądała przy tym groteskowo. Staliśmy tak chwilkę bez słowa, a później mówiąc do widzenia, wyszedłem razem z Tomaszem oraz Darkiem z ich domu.
-Masz dar wkurwiania ludzi.- Stwierdził Dariusz.
-Każdy go ma, tylko nie każdy go używa w takich chwilach.
-Wsiadajcie jedziemy.- Powiedział Tomek.
-Ja pojadę za wami swoim samochodem, bo później jadę po Joannę.
-Jak chcesz.- Stwierdził Tomasz i pojechaliśmy ciągnąc za sobą Darka. W klubie, jak to zwykle bywa, nadziałem się na Martę. Podeszła do mnie.
-Cześć.- Przywitałem się, a ona dała mi buziaka.
-Dziękuję.- Dodała.
-Zabierz go i porozmawiaj z nim.- Powiedział Tomasz do Marty. Złapała mnie za dłoń i zaciągnęła do swojego biura. Na miejscu mnie przytuliła i powiedziała.
-Wiesz, za co tobie dziękuję.
-Jak powiem, że nie, zrobisz to ponownie.- Spojrzała dziwnie na mnie.
-Rozumiesz chyba, że powinnaś podziękować Tomkowi za tą chwilkę zwątpienia, bo dzięki temu zrozumiał, że to co ma, jest warte tego, żeby o to walczyć.
-Jestem coś tobie winna, więc muszę to tobie oddać.- W pierwszej chwili pomyślałem o Tomku leżącym na podłodze, później o sklepanej twarzy, a kiedy podeszła i delikatnie mnie pocałowała zrozumiałem, że chodzi jej o pocałunki, które Tomasz dostał od dziewcząt.
-Mogę coś zobaczyć?- Zapytałem nie w porę. Spojrzała zdziwiona.
-Obróć się tyłem do mnie, a ja się do ciebie przytulę.- Powiedziałem. Zrobiła to bez zadawania jakiegokolwiek pytania.
-Masz dar, w którym ludzie z ciekawości robią to, co chcesz. I co teraz?- Zapytała.
-A teraz się odpręż.- Przytuliłem ją, złapałem jedną dłonią za podbrzusze, zaś drugą zjechałem za kolano i przeciągnąłem paznokciami jej po nodze, omijając miejsca wrażliwe, a na koniec obiema dłoniami wjechałem na jej piersi, w taki sposób, by sutki mieć między palcami, ciągnąc opuszkami palców pod górę. Zatrzymałem swoje zapędy w tym miejscu. Marta wygięła się niczym paragraf i przylgnęła się do mnie z dużą siłą nacisku. Żeby nie biurko, które było za mną, to byśmy upadli na podłogę. Przeciągnęła po moich nogach paznokciami, zatrzymując dłonie na moim przyrodzeniu.
-Podniecam ciebie.- Powiedziała.
-To żadna nowość.- Stwierdziłem. A ona odwróciła się do mnie i mnie pocałowała.
-Agata byłaby zła.- Powiedziała.
-A Tomek będzie wściekły.- Dodałem.
-I tak to zrobię.- Oznajmiła mi wiedząc, jaki będzie finał.
-Masz kredyt zaufania od Agaty, więc mogę z tobą wszystko.- Powiedziałem pod wpływem chwili.
-A do tego Tomek powiedział, że nie będzie miał pretensji.- Dodałem w głupim momencie, by zachować jej sposób spojrzenia na koniec tej scesji, aby do niczego więcej nie doszło. Zobaczyłem jej uśmieszek na twarzy i zajebała mi z kolanka w krocze. Znalazłem się na podłodze, a ona po prostu wyszła. Po chwili przyszła Różyczka i widząc mnie na podłodze, położyła się obok, w taki sposób, aby widzieć moją twarz.
-Co robisz?- Zapytała.
-Pokutuje za swoje grzechy.- Odparłem.
-Dziwny jesteś. Choć ciekawy z ciebie osobnik, to nie wiem, czy chciałabym z tobą chodzić, jak robisz takie rzeczy.
-Jakie?- Zapytałem. A ona położyła swoją dłoń na moim policzku i przeciągnęła swoim kciukiem po moich ustach, a później spojrzała na mnie i dała mi całusa w usta. Spoglądałem na nią. Nie zamknęła swoich oczu, mając puszczony wzrok w moim kierunku, przeszywający mnie na wylot, niczym rentgenowskie fale, określające stan zachowania mojego organizmu poprzez monitoring pulsu, względem jej wyczynu.  
-Boisz się czegoś?- Zapytałem.
-Nie.- Odparła.
-To może jesteś niecałkiem pewna tego, po co przyszłaś tutaj do mnie?
-Nie.- Stwierdziła spokojnie. Zbliżyłem się do niej i oddałem jej całusa.
-Na pewno nie?
-Nie. Potwierdziła trzeci raz.- Rozpiąłem kilka guziczków w jej bluzeczce.
-Pewna jesteś w dalszym ciągu swojej odpowiedzi?
-Tak.- Odpowiedziała nie zamykając oczu i nie zdejmując wzroku ze mnie. Tym razem mnie pocałowała. Nie wiem, czy podczas pocałunku patrzyła na mnie. Po wszystkim zapytałem jeszcze raz.
-Na pewno?
-Tak.
-Ale wiesz, że za coś takiego, musi być jakaś kara dla ciebie.- Uśmiechnęła się, jak gdyby myślała, że żartuję. Złapałem ją i przewróciłem na siebie. Moje dłonie powędrowała na jej plecy i podczas pocałunku, wyciągnąłem zapinki ramiączek w jej staniku. Uniosła się na rękach i stwierdziła ponad wszelką wątpliwość, że nie rozpiąłem jej stanika.
-Nie rozumiem czegoś. Nie umiesz rozpiąć stanik?- Podniosłem się i pomogłem jej wstać.
-A dziewczyny całuje się w czasie, kiedy się tego najmniej spodziewają. Pokażę tobie.- I przyciągnęła mnie za pasek do siebie dając mi całusa, a później soczyście mnie całując. Podczas pocałunku włożyłem dłoń pod jej bluzeczkę i rozpiąłem jej stanik. Na koniec zrobiła krok do tyłu.
-Tak to się robi?- Zapytałem.
-Widzę, że się czegoś nauczyłeś.- Powiedziała.
-A teraz pokażę tobie czego.- Włożyłem swą dłoń między jej piersi i łapiąc za stanik ściągnąłem go z niej. Później pocałowałem ją. Włożyłem go sobie w tylną kieszeń. Odgarnąłem bluzeczkę z jej piersi i pocałowałem jedną, a później drugą pierś.
-Przepraszam was cycki, ale prześlę wam stanik z powrotem, przez kogoś, kogo znacie.- I cofnąłem się w stronę drzwi. Róża stała zdziwiona moim monologiem skierowanym do jej piersi. Odwróciłem się, puściłem jej oczko i wyszedłem z biura Marty. Poszedłem na salę, gdzie Tomek rozmawiał z Martą. Podszedłem do nich i powiedziałem.
-Dziękuję tobie za to, żeś przysłała do mnie siostrę.
-Co?!- Zdziwiła się Marta. Tomek wyjął mi z tylnej kieszeni stanik Różyczki. Podniósł go do góry i....
-Ładna bielizna. Czyja?- Zapytał.
-Moja.- Usłyszałem głos Róży za sobą. Odwróciłem się i dostałem w twarz. Spojrzałem na Martę.
-Wreszcie wszystko wraca do normy.- Oznajmiła mi Marta. Róża wyrwała swój stanik z dłoni Tomasza, a Marta złapała mnie za ucho i prowadząc do biura powiedziała do Tomasza.
-Za chwileczkę wracamy.- W biurze chwilkę na mnie krzyczała, aż wreszcie zapytała, widząc mój spokój.
-Zrobiłeś to specjalnie?
-Myślałem, że ty ją przysłałaś.
-Chciałeś się zemścić na mnie.- Zdjęła spodnie majtki i założyła spodnie znów na tyłek. Podeszła do mnie.
-Masz. Jak się bawić, to się bawić.- I wsunęła mi swoje majtki w tylną kieszeń, a później mnie pocałowała, spojrzała mi w oczy, machnęła brwiami i uśmiechnęła się do mnie.
-Idziemy!- Stwierdziła popychając mnie na salę, gdzie zostawiliśmy Tomasza i Różyczkę. Na miejscu zadała mi pytanie.
-Teraz lepiej? Bo skoro chciałeś się na mnie zemścić, to tak jest bardziej logicznie, prawda?
-Jak dla kogo.- Odparłem. Róża zaśmiała się i próbowała złapać majtki, które Marta zatknęła mi w kieszeni, ale Tomasz był szybszy.  
-To moja bielizna, bo to ja ją kupiłem.- Powiedział do Róży będąc szybszy.
-To może zaczniesz ją nosić!- Wykrzyczała mu Marta. Spojrzał na mnie i na te kilka osób będących na sali.
-To może pójdziemy porozmawiać do biura?
-A co?! Miejsce tobie nie pasuje?
-Jest ok. Tylko myślę, że państwo przyszli zjeść w spokoju, żeby nie dostać niestrawności.
-Przepraszamy państwa.- Powiedziała Marta.
-Przyjdź kochana powiedzieć, jak się kończy to przedstawienie.- Powiedziała starsza pani.
-Trzeba, było kupić bilety.- Stwierdziłem.
-A gdzie takie dostać?- Zapytał starszy pan.
-To i tak nic w porównaniu z tym, co się dzieje pod domem Agaty.- Powiedziała Marta.
-Tylko, że tam nikt nie chce kupować już biletów.- Oznajmiłem starszemu państwu.
-Kochanie, musimy się przeprowadzić tam, gdzie mówią, bo u nas nikt nie wystawia żadnych szopek i jest spokojnie, jak na cmentarzu. Już za życia człowiek czuje się, jak trup.
-Fajni jesteście, szkoda tylko, że tam są już wszystkie miejsca pozajmowane.
-Trudno.- Stwierdziła starsza pani.
-Tak. Wielka szkoda. Dodał jej mąż.- Róża stała śmiejąc się i zasłaniając usta, a Tomek miał głupkowatą minę trzymając w dłoni kolorowe, koronkowe majtki, zrobione w stylu jesieni, ponieważ nie było na nich kwiatów, a liście klonu i kasztanowca, oraz dębu z dużymi żołędziami. Takie inne, to dlatego je zapamiętałem. Podobały mi się, no co? Dobra, bo znów wcisnąłem tutaj coś, co jest nieistotne dla sprawy.
-Chodźmy.- Powiedziała spokojnie już, Marta.
-Ale mnie wkurzyłeś.- Dodała do mnie, klepiąc mnie w potylice. Cholera! Wszystkie teraz będą tak do mnie podchodzić? Przecież muszą się jakoś dać wyprowadzić z równowagi na dłużej niż pięć minut. Pomyślałem sobie. Co tu jeszcze można odwalić, tak głupiego, że się obrażą. I nagle przyszło mi do głowy coś tak podłego, że nie wiem, jak na to wpadłem. Znaczy się wiem. Ale..., zresztą nie ważne. I tak nie mogę tego zrobić. Choć chciałbym. Ona to naprawdę fajna babka. Wal się Szymon z takimi pomysłami. Stopowałem sam siebie, ale na każde "nie" przychodziło mi do głowy dziesięć powodów na "tak". Doszliśmy do biura.
-Co ty odwalasz?- Zapytała Marta.
-To co zwykle.- Odparłem.
-Kłamiesz. Zazwyczaj bawisz się z nami, a nie nami. Co się dzieje, powiesz nam?- Widziałem, że Marta wie co się dzieje. Potrzebuje tylko potwierdzenia.
-Musicie przestać mi ufać.
-Szymon nie dopniesz swego robiąc takie rzeczy. Musisz nam zaaplikować taką dawkę szoku i chamstwa, że żadna z nas, już nie będzie chciała ciebie znać.
-Tylko, że coś takiego będzie nieodwracalne.-
Oznajmiłem jej.
-Właśnie.- Powiedziała ze zwątpieniem w głosie Marta, osuwając się na fotel, który stał w jej biurze.
-Ty wiesz już, jak do tego doprowadzić.- Stwierdziła Róża.
-Tylko, że nie mogę tego zrobić tak, by nie rozbić jakiegoś związku i nie robiąc kłótni między przyjaciółmi.
-A co takiego chciałeś zrobić?- Zapytała Marta, myśląc pewnie, że mówię o niej.
-Nie wasz związek Marta, spokojnie.  
-A czyj?- Zapytała zaciekawiona tym Róża.
-Poznasz ich, kiedy przed panieńskim wskoczysz mu do łóżka.
-Co?  
-To taka gra. Ona musi ciebie zobaczyć w jego łóżku.- Róża pokazała mnie palcem i zapytała Martę.
-On, nie jest normalny, prawda?
-Jego brak logiki, zakrawa o głupotę, obija się o chaos, wpada na chamstwo, robi rundkę po szaleństwie, ale zawsze ląduje w dołku z miłością.  
-Dlaczego człowiek musi poznać ciebie z tej najlepszej strony, żeby później mógł stwierdzić, jaki z ciebie jest dupek?- Zwróciła się Róża bezpośrednio do mnie.
-Gdyż, nawet w chaosie jest pewna prawidłowość.  
-Niby jaka?
-Początek i koniec.
-Dlaczego zbliżasz się do końca?
-To dopiero początek.
-Możesz zrobić to inaczej.
-Wiem, ale musiałbym znaleźć kogoś, kto powie, że się ze mną przespał. A ja nie chcę stawiać nikogo w tak głupim położeniu.
-Mnie. Ja to zrobię.- Zgodziła się Róża.
-Muszą tutaj wszyscy ciebie polubić.
-To nie jest problem.- Powiedziała.
-Akurat.- Odparł podśmiechując się Tomasz.
-Zamknij się. Zrobię to. Tylko, że oni już wiedzą. Spojrzała na Tomka i Martę.
-Oni nikomu nie powiedzą. A ty, pewna jesteś, że tego właśnie chcesz?- Zapytałem ją, wiedząc jakie to niesie dla niej upokorzenie i konsekwencje. Chwilkę podumała, pomyślała i....
-Tak. Jestem tego pewna.- Oznajmiła mi.
-A tak prawdę powiedziawszy, dlaczego chcesz to zrobić?
-Bo ty tak tego nie zostawisz. Za bardzo lubisz zamęt i zamieszanie.- Stwierdziła.
-Długo się znamy?- Zapytałem, bo miałem dziwne wrażenie, że choć to nienormalne myślę, iż zna mnie, nie od dziś.
-Od wczoraj. Ale dużo o tobie słyszałam. Może to dlatego.
-Może. Tomek miał rację, co? Ty naprawdę jesteś harpia, prawda?
-Co to znaczy?- Zapytała Róża.
-Ty jej powiedz.- Powiedziałem do Tomka.
-Bujaj jajca. Sam jej to powiedz.- Odparł urażony.
-Harpia, to taka, która wie, czego chce i podąża w tym kierunku, bez względu na cenę.
-Lekko powiedziane. Stwierdził Tomasz.
-Czy oni myślą, że jestem wredną suką? Zapytała Różyczka Martę.
-Jeden to wie. A drugi pyta, bo w to nie wierzy. Chyba. Stwierdziła sama sobie nie wierząc, że to powiedziała do swojej przyrodniej siostry.
-Ale potwarz. Naprawdę tak o mnie myślisz? Zapytała Róża Tomka.
-Nie wiem. Zachowujesz się tak, jakbyś była czegoś strasznie pewna. I nigdy nie patrzysz na innych. Stwierdził pokazując na nią palcem.
-A inni patrzą na mnie? Nie! Bo każdy jest zajęty robieniem swojej kariery. Gdzieś ma, czy jesteś za, czy przeciwko wprowadzaniem zmian.
-Pieprzony wyścig szczurów. I niech mi ktoś powie, że to coś dobrego.- Zdenerwowała się Marta.
-Chcesz i masz, to coś dobrego.- Powiedziała Róża.
-Jeśli nikt na tym nie ucierpi, to może i tak.- Odparłem.
-Zawsze ktoś na tym cierpi, dlatego ja nie pracuję dla żadnej korporacji.- Stwierdziła Marta.
-Ale pracowałaś.
-Dlatego wiem, że to błąd. Rozumiem już ludzi, którzy twierdzą, że korporacje patrzą na zysk. Oni nawet jeśli komuś pomagają, to nie bezinteresownie.
-To oszczerstwo. Ostatnio pomogłam dziewczynce. Jej rodzice zbierali na operacje, bo nie było ich stać. I co ty na to?
-Zmiana wizerunku firmy w pewnym gronie ludzi, by nie było problemów z ludźmi, którzy są przeciwko budowy czegoś w miejscu, gdzie nie powinno to stać.
-Ludzie będą mieli pracę.
-A środowisko zanieczyszczenie wody i powietrza.- Wściekała się Marta. Pokazałem Tomkowi, by zabrał Martę, a ja zabiorę Różę, bo się zaraz pobiją.
Tomasz pokiwał Głową, że nie, więc sam to zrobiłem.
-Jaka ty Różyczko jesteś władcza. I wiesz co? Tak mnie to kręci, że chyba nie będziesz musiała kłamać, iż się z tobą przespałem.
-Co?- Zrobiła głupią minę Róża.
-Sorry Szymon, ale my dwie w tej kwestii zawsze będziemy się kłócić.- Powiedziała Marta.
-Jeśli mają gdzieś coś postawić, to i tak to tam postawią. Dobrze jeśli komuś pomogą.
-Ale nie jest to bezinteresowne. A ona śmie twierdzić, że tak właśnie jest.
-Czy to ważne, Marta? A ty, dlaczego pomagasz jej babci?
-Bo nie mam już jednej babci i wiem, jak to jest stracić kogoś z kim czasem warto porozmawiać.
-Ja straciłem dziadka, a lubiłem z nim rozmawiać. Zawsze mnie czymś zaskoczył. Zresztą tak, jak teraz Natalia. Normalnie oczy na wierzch mi wychodzą.- Zamyśliłem się na chwilkę.
-Ale wszystko dobrze?
-Nie wszystko. Natalia chciała, żebym zaprojektował dom, a ona go postawi.
-To dobrze.- Zrobiłem głupią minę. A Marta dodała.
-Chyba. Czy nie?
-Ciekawy byłem dlaczego. I wiesz co? Czasem lepiej jest żyć w nieświadomości i nie wiedzieć.
-Lubi ciebie. Zresztą, one wszystkie ciebie lubią. To dlatego pozwalają tobie na takie szaleństwo tutaj, bo co by się nie stało, to i tak tobie pomogą.
-Wiem.  
-Szymon, była tutaj dzisiaj ta dziewczyna, z którą wystawiłeś jeden z wierszy i wypytywała o ciebie.
-Blondynka z czarnymi oczami?
-Tak. Ta, co mówiłeś o kwiatkach.
-Ewelina. Coś konkretnego chciała wiedzieć?
-Gdzie można ciebie znaleźć.
-Była sama?
-Tak. Powiedziałam jej, że czasem tutaj. I Szymon, ten pan, co zawsze, znów przyniósł tobie pieniądze. Co mam z nimi zrobić?- Spojrzałem na Różę.
-Daj mi dwa tysiące, a resztę przekazuję na leczenie waszej babci.
-Już zapłaciłyśmy za leczenie.
-W takim razie są twoje, na dziecko.  
-Mam już wszystko dla dziecka.- Coś zaświtało mi w głowie.  
-Zrobisz coś dla mnie?- Zapytałem Martę.
-Co takiego wymyśliłeś.
-Skoro ona ma się ze mną przespać, to powinna chyba mieć jakąś seksi bieliznę. Poszłabyś z nią do sklepu Jagody i na miejscu kupiłybyście coś zniewalającego. Coś, co zapiera dech w piersiach.
-Ale potrzebny nam będzie facet, żeby określić, co jest seksi.- Powiedziała Róża. Podniosłem dłoń Tomka do góry.
-Zgłosił się na ochotnika, więc już ma kto z wami iść.- Róża zrobiła zniesmaczoną minę.
-Myślałam, że ty pójdziesz z nami.- Powiedziała.
-Musicie załatwić to w tygodniu. Tylko tak, by Jagody nie było w sklepie, więc raczej ja odpadam.
-Szymon, ostatnio widziałam tam... .
-Wystarczy wam pieniędzy. Kup i coś dla siebie, bo to są i jego pieniądze. Róża, kup takie jedno na specjalną okazję i nie używaj tego. Założysz to dla Andrzeja. Marta, niech Jagoda jej przypadkiem nie pozna.
-Zwariowałeś, jeśli ty naprawdę chcesz to zrobić.
-Ja to zrobię. I ty też mnie kopnęłaś. Nieładnie.
-Jesteśmy kwita. -Powiedział Tomek.
-Ja ciebie nie posłałem na deski, tylko Paulina.
-Paulina nie zrobiła tego bez powodu.- Stwierdziła Marta.
-Muszę ciebie zmartwić. To ty jesteś powodem jego dnia ziemi. Zresztą, u mnie też ty jesteś tego powodem. Prawda?
-Co ty pieprzysz?- Zapytał Tomasz.
-Zapytaj Paulinę.
-Szymon, mógłbyś czasem sobie darować.
-Mógłbym. A właśnie dziewczyny, Paweł ma dzisiaj urodziny. Trzeba mu coś dać.
-Właśnie wiem, tylko co?
-Szymon, Karolina powiedziała, że ma dla niego prezent od wszystkich. Każdy się dołożył.  
-Ja się nie dołożyłem.- Stwierdziłem.
-Dołożyłeś 500 złotych.- Powiedział Tomek.
-A, to w porządku.
-Nie pytasz co kupiły?
-Samochód, albo coś ekstra. Zegarek, garnitur, coś użytkowego.
-Trafił. Nudna jest z nim ta gra.  
-Róża też idzie?- Zapytałem.
-Jagoda będzie.- Powiedziała Marta.
-Ja i tak nie mogę. Już jesteśmy umówieni na dwudziestą. Nie wiem gdzie idziemy.- Stwierdziła Różyczka.
-Szkoda.  
-Szymon, a jeśli chodzi o....
-Nie było sprawy. Zwykła sprawiedliwość.
-Dzięki. Powiedziała Marta z dziwną miną na twarzy.- Spojrzała na zegarek Tomasza.
-Musimy się pomalutku zbierać.  
-Wiem, osiemnasta już mija, a do dwudziestej będzie mało czasu, żeby się przygotować.
-A ty, co ubierasz?- Zapytała mnie Róża.
-Niech pomyślę. Zieloną jeansową koszulę, czarny golf, czarne spodnie i białe sportowe obuwie.
-Bardzo zabawne. Nie lepiej powiedzieć, że się nie przebierasz?
-Problem w tym, że się przebieram. Więc, po co kłamać?
-On żartuje, prawda?- Zapytała Róża Tomka.
-On wszystkie rzeczy ma takie same. O przepraszam. Ma jedną koszulę w kolorze czarnym. Raz go w niej widziałem. Jeden jedyny raz na osiem miesięcy.
-Żartujesz?
-Wiem. Raz na osiem miesięcy taka zmiana, przesadzam co?- Zapytałem.
-To w kieszeni, to pióro. Tak?
-Tak.
-Mogę?
-Jasne. Wyciągnęła mi pióro z kieszeni i odkręciła z niego skuwkę. Po czym włożyła mi je z powrotem do kieszeni.
-Zwariowałaś?! To się nie spierze!- Położyła mi palec na podbródku i stwierdziła.
-Zobaczymy.- Po czym poklepała mnie po kieszeni na piersi i podała mi skuwkę.
-Proszę. Ja niestety też już muszę iść, więc do widzenia.- Pożegnała się z nami i wyszła. Wyciągnąłem z kieszeni pióro. Dwie kropeczki tuszu wsiąkły w materiał, robiąc plamkę w dolnym rogu kieszeni będącej po prawej stronie koszuli. Wiedźma z niej. Pomyślałem. Ale to dobrze, nie będę miał wyrzutów sumienia.
-Szymon, tylko nie przesadzaj.- Powiedziała błagalnym tonem Marta.
-Będzie dobrze. Dobra, jedziemy.- I po kilku chwilach znaleźliśmy się w samochodzie Tomka jadąc do Marty. Tomek nie odzywał się do mnie przez całą drogę. A na miejscu, kiedy Marta poszła się wykąpać, to zaczął ze mną rozmowę.
-Wiem, że tobie pozwoliłem na pewne twoje gierki z Martą, ale mógłbyś się troszkę hamować. To nie jest twoja dziewczyna.
-Twoją dziewczyną na dzień dzisiejszy z tego, co mi wiadomo, to ona też już nie jest.
-Tylko, że to jest moja pięść.
-A mnie osobiście podoba się ten but.
-To zaraz zobaczysz go z bliska!- Uniósł się Tomasz.
-A miało nie być żadnych pretensji.- Powiedziałem, odwróciłem się i usiadłem na fotelu. Po czym dodałem.
-Wiesz co? Marta jest dość racjonalna i nie zrobiła nic, z czego musiałaby się tobie tłumaczyć. To prawda, że musnęła moje usta swoimi, ale to była taka elektryzująca chwila. Otoczyłem ją ochroną i zrozumieniem, a ty tego nie robisz, więc pretensje możesz mieć tylko do siebie.
-Ale to tylko dach.
-Tomek, a to tylko dziewczyna. Nie! Co ja gadam. To, aż kobieta! Spróbuj czasem postawić się w jej pozycji, bez siły, oraz tego zaparcia, że morda nie szklanka i wtedy spójrz na wszystko jej oczami.- Tomek spojrzał na mnie, jak na idiotę.
-Wiesz co? Tobie się chyba za dużo estrogenu dostało do organizmu, kiedy zamieniłeś się na ubrania z tą ostatnio poznaną dziewczyną.
-Czego?
-Czegoś, czego facetom brakuje.- Teraz to ja patrzyłem na niego, jak na idiotę.
-Zaraz tobie przywalę.- Powiedział wreszcie.
-Wiesz, co widzi w tobie Marta? Zapytałem, by zmienić kierunek rozmowy.
-Sam się czasem zastanawiam. Przecież ona może mieć każdego. Jest niesamowita, wykształcona i ma strasznie prostolinijne spojrzenie na wszystko.  
-Bo Marta, to realistka. Ona powinna mieć tylko troszkę inne spojrzenie na moje głupie pomysły, a ma takie samo spojrzenie, jak inne dziewczyny.
-Nie. To nie możliwe. Teraz to kłamiesz.- Z łazienki wyszła Marta owinięta w ręcznik i weszła do pokoju, w którym siedzieliśmy. Spojrzałem na nią i....
-Marta?
-Słucham.
-Coś tobie pokażę.- Powiedziałem centralnie do Tomasza, a później zwróciłem się do Marty.  
-Puść ten ręcznik.- I bez żadnego zbędnego bzdurzenia, Marta puściła ręcznik, który zakrywał jej krągłości. Odwróciłem się do Tomka, mówiąc do Marty.
-Widzisz, a on w ciebie nie wierzy. Mówi, że masz kompleksy na temat swojej figury. A ktoś, kto ma kompleksy nie puściłby ręcznika.- Stwierdziłem.
-Tylko jeśli chodzi o wzrost. To nie jest tak, że jestem zakompleksiona, gdyż nogi mam proste, tyłek też prezentuje się dobrze, a biust jest okrągły i jędrny, z twarzy wyglądam dobrze. Na swoje włosy, to każda kobieta narzeka, co jakiś czas oczywiście, więc pretensje mam tylko do wzrostu. Metr dziewięćdziesiąt dwa i weź tu ubierz szpilki człowieku.- Stwierdziła Marta. Siedziałem tak i patrzyłem na nią, a ona użalała się nad swoim wzrostem. Coraz bardziej wkręcając się w swoje kompleksy. Coś co przed chwilą było okey, nagle okazywało się być do poprawki. Kiwnąłem do Tomasza, by przerwał jej ten monolog, ale on pokiwał głową, że nie. I skoro Tomek nie ważył się jej przerwać, więc ja się za to wziąłem i to zrobiłem. Podszedłem, przytuliłem ją bardzo mocno i przypomniałem sobie, że ominęła sesję, którą zrobiłem u Jacka na imprezie w Poznaniu, gdzie dziewczęta wypisywały ilość swoich kompleksów.
-Marta, wiesz co? Zróbmy sobie sesję z Pauliną na temat wyglądu. Dzisiaj, podczas urodzin. Wyjdziemy na chwilkę i zrobimy tobie mały pokaz, może być?  
-Ty na wszystko masz receptę, prawda?- Zapytała.
-Gdybym miał na wszystko receptę, to byłbym innym człowiekiem.  
-A mój problem z lękiem przestrzeni?
-Nie wiedziałem, że masz jakąś fobie. To był zwykły przypadek. Nawet Paulina będąc tak blisko ciebie, nie wiedziała o tym. To jak myślisz, skąd ja miałem o tym wiedzieć?
-Tomek wiedział.- Stwierdziła.
-Nie rozmawiamy na tematy kobiet, jeśli to nie jest niezbędne.- Powiedział jej Tomek.
-Akurat. Wam to tylko cycki w głowie.
-Co oznacza słowo "wam"?- Zapytałem z ciekawości.
-Facetom.
-Masz ciekawy pogląd na świat. Czyli wszyscy faceci, to zboczeńcy, lub frustraci?
-A tak nie jest?
-Nie wiem.- I Spojrzałem na Tomka.
-No nie gadaj, że tobie nie podobają się fajne cycki?
-No tak, ale to nie chodzi o wielkość biustu, a o temperament i zrozumienie, jakim kobieta potrafi otoczyć swojego wybranka, razem z miłością, którą ma dla niego. Marta spojrzała na Tomasza.  
-Widzisz?- Zapytała.
-Ale co?
-No właśnie, a on widzi.- I pokazała na mnie palcem.
-Ubierz się, a ja poczekam w samochodzie. Tomek, daj mi kluczyki.- Wstałem i już chciałem wyjść, kiedy to Marta spojrzała na mnie i powiedziała naciskając sobie na sutki.  
-A z nimi się nie pożegnasz?
-Pożegnam.- I pomachałem do nich. Po czym wyszedłem. Cholera jasna! A Agata mi jeszcze na to pozwoliła. Dlaczego ja!? Dlaczego nie mogę normalnie przejść do jakiegoś spokojniejszego zajęcia!? Ile jeszcze razy można się zakochać!? Ile!? Wykrzyczałem sam do siebie, będąc już dwa piętra niżej, Poszedłem do samochodu, co było zupełnie bezsensowne, gdyż było się z tym zmierzyć na miejscu. Nie wiem ile czasu siedziałem tam czekając na nich. Ponieważ miałem mętlik w głowie i wszystko według mnie działo się tak szybko, że nie nadążyłem rejestrować. W końcu doczekałem się. Przyszli razem i co dziwne, Tomek pozwolił usiąść jej obok mnie z tyłu. Ruszyliśmy.
-Dlaczego to zrobiłaś?- Zapytałem. Chwilkę pomyślała zanim mi odpowiedziała.  
-Jestem głupia. Przepraszam. Ty próbujesz mi pomóc, a ja przysparzam tobie więcej kłopotów. Ale dlaczego ty taki jesteś, a inni są takimi dupkami i egocentrykami?
-Realne podejście realistki. Nie umiem odpowiedzieć tobie na takie pytanie. Ja mam inny sposób postrzegania świata.
-Spróbuj chociaż.
-Wyzwanie. A nie masz przypadkiem zadania?- Nachyliła się nad moim uchem i szeptem powiedziała.
-Prześpij się ze mną.
-A Tomasz mnie zabije. Jednak wolę pytanie.
-Hm! I to podobno ja mam realne podejście do wszystkiego.
-To prawda. co? Wcale byś się ze mną nie przespała. Ty chcesz tylko usłyszeć odpowiedź. Ale wiesz, że ja nie znam odpowiedzi na tego typu pytania?
-Spróbuj, co tobie szkodzi?
-Tylko, że to gdybanie.
-Wiem.
-Troszkę jest w tym wina Natalii.
-Nie rozumiem.
-To dlatego, że potrafi ona, zawsze pokazać mi coś, czego sam o sobie nie wiem. A wymaga to szerszego spojrzenia i zrozumienia mojego otoczenia. Człowiek zawsze stara się pokazać, z jak najlepszej strony.
-To nie prawda.
-Kiedy jesteś w towarzystwie ludzi o innym spojrzeniu na świat, zawsze próbujesz spojrzeć ich oczami na wszystko i ocenić ich możliwości perswazji, kiedy próbują ciebie przekonać do swojego spojrzenia. A co jeśli umiesz szybko spojrzeć na to, co mówią?
-Wkładasz następne okulary i już?
-Tak. Każdy ma rację. Tylko, że każdy swoją. Aby poznać człowieka, nie wystarczy zobaczyć go w jednej sytuacji. Trzeba spojrzeć na wszystko, co robi. To chyba jest recepta na to, aby zrozumieć drugą osobę.- Patrzyła na mnie i miałem dziwne wrażenie, że ona chce coś powiedzieć. Otwierała usta i nagle zamykała, jak gdyby okazywało się, że odpowiedź była ukryta w tym, co powiedziałem i ona w jednej chwili sama na to wpadała. Aż wreszcie oparła się w przeciwległym kącie tylnej kanapy w samochodzie, a po chwili odwróciła się do mnie i usłyszałem.
-Ciekawy pogląd. Rozkojarzyłeś mnie specjalnie wtedy na dachu. A ja myślałam, że gwiazdy się tobie podobają.
-Bo tak jest. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że Indianie uważali, iż gwiazdy to dziury wydziobane przez kruki w niebie, a tak poważnie nocne niebo, to morze ognia i piekło reakcji jądrowych wypełnione wyładowaniami. Powiedział to chyba Albert Eistein, a może to był jego brat. Nieważne.
-Wszystko to chemia i fizyka, a ty podobno jesteś matematykiem.
-Ja lubię matmę. Może nie to, że lubię. Ja ją tylko rozumiem. Zresztą, jak większość nauk opartych na racjonalnym myśleniu.- Uśmiechnęła się do mnie.
-Dziwny jesteś.- Patrzyła na mnie i patrzyła, aż w pewnym momencie miałem dziwne wrażenie, że rzeźbi sobie w pamięci mój profil psychologiczny.
-Co robisz?
-Próbuję zapamiętać tą chwilę.  
-Jaką teraz masz bieliznę?- Postawiłem kropkę nad i.
-Szymon!- Krzyknął Tomek.
-Tylko pytam.- A ona odsłoniła kawałek sukienki, by mi pokazać. Jej stanik miał kolor raczej czerwony. No, może ciemno czerwony. Przy tym świetle, ciężko było mi to stwierdzić. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Tomek wysiadł i otworzył drzwi Marcie. Pierwszy raz zrobił to sam, czyli coś go jednak boli. Wysiadłem i poszliśmy do domu.
-Cześć Szymon. Co tam u ciebie słuchać?- Usłyszałem po wejściu głos, który słyszałem tylko raz w życiu, jak do tej pory. A był to głos pijawki zwanej Leokadia. Uśmiechnęła się do mnie.
-To zależy od smaczku, jaki pozostaje na ustach.- Odparłem.
-Dobre to było z twojej strony.- Powiedziała mróżąc oczy i w dalszym ciągu się uśmiechając.
-Co ty powiesz, a ja myślałem, że to nie będzie dobre rozwiązanie.
-I nie było. Spotkamy się jeszcze. Czekam na rewanż.- Odparła i poszła sobie do Piotrka z Mariolą.
-Szymon, kto to jest?- Zapytała mnie Agata.
-Więc, to jest moja nowa, niczym nie ograniczona, koleżanka Luśka, była laska Pawła. Z kim przyszła?
-Sama.
-Cholera.- Stwierdziłem, nie wiedząc, co w tym temacie myśleć.
-Nagrabiłeś sobie?
-Y chy.
-Szymon!
-To dawno było. I to ona zaczęła.
-A ty nie mogłeś sobie darować.
-Jakoś tak wyszło.- Skrzywiłem się.
-Jasne.
-Ja tylko wytarłem krew w jej usta.
-Zwariowałeś?
-Mam wszystkie badania.
-Nie o to chodzi! To potwarz. Nie robi się takich rzeczy.
-Ugryzła mnie krowa w ucho, aż do krwi. A co ty byś zrobiła w takim razie?- Nastała cisza. Uśmiechnąłem się do niej, a po chwili dodałem.
-Pewnikiem zaciągnęłabyś ją do łóżka, co?
-Ona mnie nie pociąga.
-Ej! Do łóżka.- Powiedziałem sam do siebie, wpadając na pewien pomysł. Chce rewanżu, to go dostanie.
-Szymon, za chwilkę jest impreza.
-Tak, wiem. Zrobię dla niej grę pozorów, z nią w roli głównej.
-Takie coś na niby. Tak?- Zapytała zdziwiona Agata.
-Y chy. Nie istotne, co zobaczysz. Istotne, co sobie o tym pomyślisz.
-Coś nieprawdziwego?
-Tak.- Potwierdziłem jej przypuszczenia.
-Co zrobisz?
-Zrobię jej obciach na całej linii. A ona da mi w twarz utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że to prawda.
-Jesteś nienormalny.- Wyskoczyła Agata.
-Fajnie, co nie?
-Tego właśnie nie jestem do końca pewna.
-Zaufaj mi. Przecież sama powiedziała, że czeka na rewanż.
-Bez rozbierania jej.
-Przecież powiedziałem, że to gra pozorów.
-Zgoda.- Podała mi dłoń, a ja ją uścisnąłem. Poszedłem się przebrać w inną koszulę. Przychodzili ludzie na imprezę i powiem szczerze, że wielu z nich znałem. Ale wiecie co? Na imprezie pokazała się Różyczka z chłopakiem. Poprosiłem dziewczęta, by omijały możliwości przedstawienia jej Jagodzie i one mi w tym pomogły. Choć nie ukrywam, że nie zupełnie tak, jak chciałem. Podczas konkursu tańca, Róża złapała Andrzeja, ja nie tańczyłem z Karoliną i w ogóle wszystko poszło jakoś nie tak. Pierwsza i za razem najbliżej stojąca obok mnie Luśka, poprosiła mnie do tańca. Widziałem rozczarowanie Karoliny, która nie zdążyła podejść do mnie. Miałem jeszcze wtedy problem z kolanem, a podczas tańca Luśka próbowała mną wywijać i jej nie szło, więc na koniec, by zrobić mi na złość nachyliła mnie nad podłogą i już myślałem, że chce mnie pocałować, a ona najzwyczajniej upuściła mnie na parkiet i ostentacyjnie odeszła. Narobiła mi obciachu, a do tego, przywaliłem głową w podłogę, co naprawdę bolało. Podszedł do mnie Paweł razem z Mariolą, kiedy zobaczył, że leżę i oświadczył mi.
-Mówiłem, żebyś z nią nie zaczynał.
-A ostrzegłeś ją, żeby nie zadzierała ze mną?
-Nie rozmawiam z nią.- Oświadczył mi i oddalili się.  Później było głosowanie. Cały konkurs tańca wygrał ojciec Agaty. Dziwne było dla mnie to, że do tańca zaprosiła go Róża. Może chciała poznać swojego rzekomego kochanka. Dziewczyny nakombinowały się, żeby Jagodzie nie przedstawić Różyczki, a powiem szczerze, że dziwnie to wyszło, ale koniec końców, udało się. Wreszcie zdecydowałem się dać nauczkę Leokadii.
-Dawaj krawat.- Powiedziałem do Pawła.
-Po co?
-Dawaj! Przydaj się do czegoś. Teraz przesadziła.-
Stwierdziłem. Widząc, że Paweł ściąga krawat, podeszła do nas wystraszona Paulina.
-Chłopaki, nie bijcie się tutaj, proszę.- Paweł spojrzał na nią zdziwiony.
-Spokojnie. Szymon chce mój krawat.  
-Przecież ty nie nosisz krawatów. Po co on tobie?
-Zrobię z niego szykowne obrączki.
-Szymon, powiedz mi, proszę.
-Luśka znów nadepnęła mi na odcisk.
-Gdybyś coś jeszcze potrzebował, to wołaj.
-Jest coś takiego.  
-Co takiego jest tobie potrzebne?
-Stanik i majtki.
-Ja mam większy biust niż ona.  
-Ja wiem kto ma taki.
-Kto?  
-Róża.
-Porozmawiać z nią?
-Nie, sam załatwię. Pilnuj tylko Luśkę i jeśli chcesz pomóc, to nakręć ją na mnie.  
-To będzie proste. Oznajmiła mi.- Poszedłem do Różyczki, która próbowała uniknąć przedstawienia się Jagodzie, a na umur chciała, abym poznał jej chłopaka.
-To jest właśnie Sławek.- Usłyszałem.
-Szymon. Podałem mu dłoń.- Uścisnął i zapytał.
-To dzięki tobie ją poznałem?
-Dzięki mnie, to dostałeś w mordę od Tomka.
-To ta sama chwila.
-Możesz się odkuć.
-W jaki sposób?
-Doprowadzę do sytuacji, w której dostanę w twarz.
-A mówisz mi to, bo... ?- Zapytał zaciekawiony.
-Bo potrzebna jest mi twoja kobieta. Dosłownie na pięć minut.
-Oddasz w stanie nienaruszonym?
-Oczywiście. A ty, co sobie myślałeś, że ją nadgryzę?
-Dziwne opowieści chodzą o tobie.
-Bujdy i bzdury. Zapytaj Różę. Zna mnie już troszkę czasu i nic się nie dzieje wokół mnie. Tylko czasem słychać jakieś bzdury na mój temat.- Spojrzał na Różę.
-Kłamie. Poznałam go wczoraj....
-Dobra. Masz pięć minut.- Powiedział do mnie.
-Dobrze.
-Czas start.- Podałem dłoń Róży i poszliśmy do gabinetu Natalii. Na miejscu wyjaśniłem jej po co mi te rzeczy i czekałem na jej odpowiedź.
-Zwariowałeś! Mam czarne mini na sobie. Wszystko będzie widać.
-No nic. Przepraszam, że zaczepiłem. Chodź odprowadzę ciebie.- I kiedy już miałem wyjść, usłyszałem.
-Poczekaj! Jeśli obiecasz mi, że dostanę te rzeczy z powrotem, to je tobie dam. Ale wyjdź na chwilkę.- I wyszedłem. A za momencik otrzymałem czarny stanik i czarne stringi.
-Znajdę ciebie, dobrze? Czy sama zgłosisz się po nie.
-Sama to nie, znajdź mnie.
-Mam pytanie do ciebie.
-Chcesz wiedzieć dlaczego to robię?- Pokiwałem głową, że tak.
-Tyle się o tobie nasłuchałam, że chciałabym wreszcie zrobić z tobą coś takiego, jak zrobiła reszta dziewcząt. Znam ciebie od wczoraj i już zrobiłeś na mnie niesamowite wrażenie.
-Dzisiaj będziemy robić sesję dla Marty. Przyjdź razem z nią. I jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć o mnie.- Zbliżyłem się do niej na odległość jej sutków, wystających pod sukienką. Nachyliłem się do ucha Róży i powiedziałem.
-Mam jeszcze szesnaście lat.- Spoważniała.
-To żart, prawda?
-Zapytaj Martę. Chodź idziemy.- I odprowadziłem Różę do Sławka.
-Nienaruszona?- Zapytał dla żartu.
-Tylko troszkę nadszarpnąłem jej opakowanie.- Puściłem jej oko i oddaliłem się z miejsca zbrodni. Udałem się poszukać Pauliny. Znalazłem Pawła z Piotrkiem i wziąłem jeszcze jeden krawat. I tak uzbrojony w dwa krawaty, stanik i stringi poszukiwałem dalej mojej przynęty. Nagle, ni stąd ni zowąd dopadły mnie obie, Paulina i Leokadia.  
-Paula mówi, że teraz jesteś wolnym strzelcem.
-Jestem.
-I twierdzi, że dobry jesteś w te gierki.
-To zdanie tylko kilku dziewczyn.
-Chciałabym sama ocenić twoje możliwości.
-Ale ja mam pewien fetysz.
-Jaki?
-Nie mogę powiedzieć. Ale jeśli wejdziesz w to, to spróbuję pokazać tobie coś nowego.
-Dobrze. Gdzie to zrobimy?
-Na drugim końcu salonu jest wejście do biblioteki. Może tam?
-Dobrze.- Nachyliłem się nad Pauliną i powiedziałem.
-Zwróć uwagę wszystkich, że tam wchodzimy.
-Zgoda, przypilnuję.- Powiedziała Paulina. Poszliśmy z Luśką do biblioteki, otworzyłem drzwi i.
-Szymon, ale tam nie wolno wchodzić. Powiedziała Natalia, której zwróciła na to uwagę Paulina.
-Wiem, ale muszę wyjaśnić pewne kwestie z Leokadią. Wiesz, żeby oczyścić atmosferę.
-Musimy zamienić kilka słów na osobności.- Powiedziała Luśka.
-Dobrze. Tylko tam nie rozrabiajcie.
-Dziękujemy.- Powiedziałem. Weszliśmy i zapaliłem światło.
-Nigdy tutaj nie byłam.- Stwierdziła Luśka.
-Widziałaś kiedyś taką leżankę?
-To się nazywa szeląg i to nie jest jakiś tam leżak. To specjalnie wyprofilowana płaszczyzna pod kręgosłup. To jest niesamowicie wygodne i... i drogie.
-Zobaczmy. Położysz się?  
-Jasne.- Położyła się, a ja złapałem ją za dłoń i założyłem jej krawat na nadgarstek, a chwilkę później przywiązałem go, unieruchamiając jej jedną dłoń.
-Co robisz?
-Unieruchamiam ciebie.
-Co jeszcze zrobisz?
-Zdejmę tobie bucik i zrobię to samo z nogą.- Zdjąłem jej szpilki i pocałowałem ją w stopę, później w jeden paluszek i drugi, aż wreszcie pocałowałem ją w kolanko i wyżej, wyżej....  
-Zbyt szybko, co?- Pokiwała głową, że tak. Więc założyłem jej drugi krawat na stopę i przywiązałem go do nogi w szelągu. Rozpiąłem jej bluzeczkę i powiedziałem na ucho.
-Rozebrałbym ciebie tutaj całą, a ty byś się wcale nie zorientowała, że to wszystko, to tylko głupi żart. Prawda?
-Słucham?- Powiedziała zdziwiona moim nagłym zwrotem zainteresowania.
-To kawałek zemsty. A teraz najlepsze. Po prostu wychodzę i zostawiam ciebie tutaj samą. To za ugryzienie mnie w ucho i za numer przy zabawie. Przez ciebie uderzyłem się w głowę.
-Ty gnojku. Zatłukę ciebie, jak się rozwiąże. Wiesz o tym?
-Będę czekał.- Uśmiechnąłem się i wychodząc z biblioteki zgasiłem światło, by utrudnić jej rozwiązanie supełków. Wyciągnąłem stanik i majtki z za koszuli, podniosłem do góry i pomaszerowałem w stronę Różyczki. Oczy wielu osób zwrócone były w moim kierunku.
-Pojebało ciebie? Zapytała mnie, kiedy już do niej doszedłem.
-To jeszcze nic. Idź jej pomóż.- Róża zabrała mi stanik i stringi, a później poszła pomóc Luśce oswobodzić się z więzów. Trwało to chwilkę, a w tym czasie podszedł do mnie Paweł z bratem.
-Przecież ona ciebie zatłucze.- Powiedział Paweł.
-Na to liczę.- Odparłem.
-To jej stanik niosłeś?- Zapytał Piotrek.
-Nie. Ale reszta ludzi myśli, że to jej. A jak mnie uderzy, to wszyscy będą, co do tego przekonani.- Z biblioteki wyszła Luśka. Rozejrzała się, namierzyła mnie, przymróżyła oczy, zacisnęła zęby i ruszyła w moim kierunku.
-Zatłukę ciebie.- Usłyszałem zanim podeszła do mnie i wymierzyła mi soczysty policzek. Chwilkę wyzywała mnie, a kiedy naprzeciw nas stanęła Natalia, ucichła. Natalia podeszła do nas i powiedziała pokazując na nas.
-Wasza trójka i ty. Do mojego gabinetu.- Luśka rzuciła we mnie krawatem Pawła.
-Żebyś zdechł.- Stwierdziła będąc wściekła. Oddałem krawat Pawłowi i kiedy doszliśmy do gabinetu, usłyszałem od Natalii tylko.
-Szymon, mógłbyś się czasem opanować.
-To niech Luśka przestanie robić mi krzywdę.- Natalia spojrzała na nią i pokazała palcem w jej kierunku.
-A ty dziewczyno, szanuj siebie, a nie dajesz się rozbierać małolatowi.
-Jak to rozbierać?
-Wyszedł stamtąd wymachując twoim stanikiem i majtkami.
-Nie ściągnął mi stanika.- Obie spojrzały na mnie.
-Nie ważne, co zrobiłem. Ważne, co wszyscy sobie o tym pomyśleli.- I uśmiechnąłem się.
-Gra pozorów. Hm, niezły show. A, co wasza dwójka robi w tym całym zamieszaniu? Zapytała swoich synów Naralia.
-O dziwo nie wiemy. Kazałaś nam przyjść mamo tutaj, to przyszliśmy.- Stwierdził Paweł.
-Więc, gdzie macie swoje krawaty?- Zapytała Luśka.
-Było duszno, a krawat jednak ogranicza przepływ powietrza, to go zdjąłem z siebie.- Powiedział Piotrek.
-A ty? Zwróciła się do Pawła.
-Mam w kieszeni.- Wyciągnął i pokazał.
-A ty Piotruś, gdzie masz krawat?
-Mój ma któraś z dziewcząt.
-Do niczego nie dojdziemy w ten sposób.- Stwierdziła Natalia i dodała.
-Możecie iść.- Wszyscy ruszyliśmy do wyjścia, ale jak zwykle usłyszałem.
-Ty Szymonie zostajesz.
-Znów moja wina?- Natalia spojrzała na mnie z pod byka, dając mi do zrozumienia, że to jednak moja wina. Wszyscy wyszli i zamknęli drzwi za sobą.
-Wiem, wiem. To ja. I co z tego!? Ona cały czas mnie kaleczy, więc dlaczego miałbym się jej nie zrewanżować i w jakiś sposób tego nie ograniczyć. A najlepiej jest to zrobić przez jakiś głupi kawał.
-Szymon, to jest mój dom i proszę ciebie, o chociaż odrobinę szacunku do tego miejsca.
-Dobrze. Przepraszam ciebie Natalio.
-To nie mnie masz przeprosić.
-Przepraszam ciebie domku. Głupio wyszło.
-Szymon!
-Leokadii nie przeproszę! Upuściła mnie na koniec tańca. Ugryzła mnie w ucho, aż mi krew leciała, a do tego jest wredna. Ale ma świetny uśmiech, taki szyderczy.- Powiedziałem. Ręce Natalii opadły.
-Szymonie, troszkę zrozumienia.  
-I po co? Żeby znowu mogła mnie skrzywdzić. Tak?
-Szymon, proszę. Może ona nie umie inaczej okazywać swojego zainteresowania. Może musi się droczyć. Niektórzy ludzie tak mają.- Może faktycznie ona tylko tak potrafi zwrócić na siebie uwagę. Pomyślałem. Zbadam sprawę. I powiedziałem.
-Dobrze. Ale jej nie przeproszę.
-Nie chodzi mi o to, żebyś ją przepraszał. Ja chcę tylko, żebyś nie robił jej krzywdy.
-A czy ja ją krzywdzę?- Choć w sumie, to i może tak. Zastanowiłem się nad problemem i doszedłem do wniosku, że mój żart może narobić niebagatelnych szkód. Chociaż ona, przecież nie ma chłopaka. Choć jeśli miałaby mieć, to po czymś takim, chłopak zastanowiłby się drugi raz. Cholera jasna, auto sugestia.
-Szymon, nad czym tak myślisz?
-W sumie, to nad sprawą. Natalio, a jeśli dzisiaj, jeszcze jeden raz zrobię tutaj jakąś szopkę, to bardzo bbędziesz zła?
-Mogę tobie zaufać?
-Chyba będziesz musiała.- Stwierdziłem.
-W takim razie, dlaczego pytasz?
-To twój dom, więc i twoje zasady.
-Twierdzisz, że mnie słuchasz, a mam dziwne wrażenie, iż masz na myśli coś zgoła innego.- Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co ona ma takiego na myśli, mówiąc " Coś zgoła innego ".
-Zrobię, co mogę. Ale nie ręczę za efekt.- Natalia zrobiła głęboki wdech i spokojnie wypuściła powietrze.
-Nie zrobisz niczego głupiego?- Zapytała.
-Jeśli ona mnie nie zdenerwuje, to nie.
-W takim razie idziemy z powrotem na salę.- I poszliśmy. Po drodze wpadłem na Monikę, a Natalia poszła dalej do salonu.
-Wiesz, co? Czasem to jesteś prawdziwym dupkiem.- Stwierdziła Monia.  
-A ty myślałaś, że zawsze i do każdego, mam takie podejście, jak do ciebie?
-Ale był byś hipokrytą.- Uśmiechnąłem się do niej.
-Jestem. Spójrz na to wszystko z mojego punktu widzenia. Nic nie posiadam, nic mnie nigdzie nie trzyma, a oni dają mi taki kredyt zaufania, że mogę wszystko. I jak myślisz. Powinienem z niego skorzystać?
-Z tego, co się nasłuchałam na twój temat i osobiście zobaczyłam, to masz inne podejście do wszystkiego.
-Dlaczego inne?
-Takie bardzo kolizyjne. Wytłumaczę tobie je, na przykładzie. Jeśli ktoś chce się z tobą bawić, zawsze podnosisz rękawicę. Ale jeśli ty chcesz się z kimś bawić, to nie umiesz przestać. Weźmy taką Jagodę.
-Dobra, wiem do czego zmierzasz. Masz rację, zbyt dobrze ją poznałem i teraz ciężko jest mi się do tego ustosunkować negatywnie. Ona jest na poważnie niesamowita. Kobieca, wrażliwa, czuła, namiętna, szczera, a ja jestem przy niej zwykłym tępym idiotą.
-Masz coś w sobie.
-Wołałbym, żeby to było w tobie.
-Ja też bym tego chciała.- Uśmiechnęła się do mnie.
-Nadal jesteś dziewicą?- Zapytałem z ciekawości.
-Tak. A ty nie siedzisz w szynie.  
-Nie mogę. Jesteś naprawdę niesamowita i taka postrzelona, w dobrym tego słowa znaczeniu, ale ja nie mogę tego zrobić. Zbyt bardzo ciebie szanuję.
-Więc o co chodzi?
-Z takim temperamentem, jaki ty masz, to pomyśl sobie, jak wyglądałyby nasze kłótnie. Pozabijalibyśmy się. Dobrze, jeśli tylko siebie.
-Częściowo masz rację. Dobrze tobie szło w tańcu.- Zmieniła temat, pewnie po to, bym się nie zagłębiał w temat, jaki prowadzi do celu.
-Ale tylko w tej części z własną choreografią. Ponieważ mogłem zwolnić i bardziej koordynować ruchy wykonywane przez Luśkę.  
-Nowa zdobycz?- Zapytała Monika.
-Raczej, nowy rodzaj znajomości tutaj.- Zaciekawiła się, więc mówiłem dalej.  
-Trzymaj swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
-Dureń jesteś, jeśli pozwolisz Agacie odejść.
-Masz już tyle wytycznych, a jeszcze tego nie poskładałaś?
-Poskładałam. Ale nie pojmuję celu. To, co robisz z waszym związkiem, jest niebezpieczne.
-Cel uświęca środki. A pewność, że im nic nie będzie, jeśli miałoby się coś stać, jest moim światłem przewodnim. Więc zmuszony jestem do wybrania mniejszego zła, w paranoi tego przedsięwzięcia.
-Chronisz je. Ja się nie boję.  
-One też. To ja się boję za nie. Przyjdź na sesję z Pauliną, Martą, Agatą i Karoliną. A i jeszcze jedno. Zrobisz coś dla mnie?
-Mów, co chcesz, a nie dajesz mi tutaj zagadki.
-Przyprowadź na sesje, Luśkę.
-Co to będzie?
-To, co zrobiłem u Jacka w Poznaniu.
-Jesteś niesamowitą osobą.- Mówiąc to podeszła i spojrzała mi w oczy, a po chwili, gdy tak na mnie spoglądała, pocałowała mnie.
-Dziękuję za Jacka.
-Myślisz, że po co przychodził do matki na dyżury, żeby sobie z nią porozmawiać?
-Powiedział mi, dlaczego tak często tam bywał.
-Jesteś szczęśliwa z nim?
-Będę. Jak tylko stracę dziewictwo. Przecież widzę, jak reagujesz na mnie.
-To tylko zachwyt tego fiuta na dole. Siad Pikuś. No i widzisz, ten kołek się wcale nie słucha.
-Może, to ty powinieneś posłuchać jego.
-Kochana. Właściciel nie słucha psa, to pies ma słuchać właściciela.
-No przecież jest zawsze przy nodze. Powinnam mu chyba podziękować za taką służalczość.- Położyła dłoń na moim przyrodzeniu, zjechała nią w dół i przeciągnęła w górę.
-Lubię go, za takie szczere wyznanie uwielbienia do mnie. Powinnam go pocałować, by mu podziękować.- Stałem tak i patrzyłem na nią. Kurwa mać. Dlaczego ja nie umiem być takim dupkiem, jak wszyscy. Tylko spoglądam na wszystko przez pryzmat jednostki, jej podejścia do wszystkiego i sposobu w jaki traktuje mnie i moje wariactwa. Nadawała się przecież na moją dziewczynę, ale dlaczego ja robię sobie taki problem. Coś przyszło mi do głowy. Szymon nie! Próbowałem zatrzymać sam siebie, ale to nie dawało żadnego efektu.  
-Dupek jesteś.- Powiedziałem sam do siebie.  
-Stań pod ścianą.- Wykonała polecenie nie pytając o nic, o żadne szczegóły. Podszedłem do niej i przyciskając ją do ściany, zniżony do jej wysokości, położyłem dłonie za jej kolanami i przeciągnąłem nimi do góry zatrzymując je na pośladkach. Zniżyłem się jeszcze bardziej i podniosłem ją do góry. Mój oddech lądował na jej brzuszku, a jej biust miałem na głowie. Pocałowałem ją w brzuszek i opuszczając niżej dałem jej całusy w oba cycusie. Kiedy stała już na podłodze położyłem głowę na jej biuście, by posłuchać bicia serca, przyspieszyło i w trakcie słuchania, także biło coraz szybciej. Pocałowałem ją i zrobiłem dwa kroki wstecz. Podniosła wzrok, otwierając oczy po pocałunku, oraz spoglądając na mnie próbowała do mnie podejść.
-O! Boże! Ty mnie kochasz i jesteś strasznie napalona na mnie.
-No tak.- Potwierdziła coś, co nie było pytaniem.
-Zrób to o co prosiłem.- I poszedłem do salonu, gdzie odbywał się cały spęd. Stanąłem przy barze i stwierdziłem, że głupie to było z mojej strony. Powinieneś chyba odpuścić. Pomyślałem. Ale kanał. Jak nikt się tobą nie interesuje, to nikt. Ale jeśli tylko zrobisz coś więcej niż powinieneś, to zaczyna się wszystko przez to pieprzyć w drugą stronę. Zbyt dużo osób, które kochasz, zbyt dużo osób, które mylą miłość z pożądaniem i zbyt dużo takich, którym możesz ulec w chwili zwątpienia. O! Kurwa! Mać! Podeszła do mnie Karolina widząc, że bije się z myślami i zapytała.
-Dylemat?- Uśmiechnąłem się do niej.
-Kiedy widzę ciebie, wszystkie problemy znikają.
-Kłamca.
-Masz rację. Nie wszystkie.- Oparłem się o bar, odwracając się tyłem do niej.  
-Doszedł tobie nowy problem, co?- Powiedziała stojąc już obok mnie przy barze.
-Nie jesteś problemem, tylko równoważnikiem pomiędzy nimi.
-Kocham ciebie.
-Wiem Karolinko. Ja to wszystko wiem. Zrobisz coś dla mnie?
-Mów.
-Zebrałabyś wszystkie dziewczyny w jednym miejscu, bez chłopaków?
-W celu?
-Zadam wam tylko kilka pytań.
-Da się zorganizować.  
-To zrób to.- Karolina ruszyła zrobić to, o co ją poprosiłem. Lecz uzmysłowiłem sobie, że nie odpowiedziałem jej na bardzo ważne pytanie. Uznałem, że źle zrobiłem.  
-Karolina!- Zawołałem, a ona zatrzymała się.
-Tak?
-Kocham ciebie.- Powiedziałem bezgłośnie, kładąc dłoń na sercu. Uśmiechnęła się i poszła. Za jakiś czas, powiedziała przez mikrofon, żeby wszystkie dziewczęta zebrały się na środku sali, a panów zapraszamy do baru. Za trzy minutki dziewczęta zaczną wracać. I poprowadziła je do gabinetu. Natalia podeszła do mnie i zapytała.
-Co ty znowu kombinujesz?- Zapytała mnie robiąc duże oczy.  
-Zobaczysz. Chodź.- I poszedłem z Natalią. Kiedy wszedłem zdziwiłem się ilością dziewcząt w gabinecie. Na sali, przy dużo większej powierzchni wyglądało to, na mniejszą rzeszę ludzi. Trzeba zrobić selekcję naturalną. Pomyślałem.
-Witam was wszystkie. Przepraszam, że się nie przedstawię, ale tego wymaga ten moment. Na początek, zadam wam dwa pytania i to nie jest gra. Tutaj nie ma dobrych, czy złych odpowiedzi. Są takie, które dzielą was na pewne osoby dalej pozostające w tym pokoju, albo odpowiedzi, dzięki którym wrócicie do chłopaków.
-Jeśli to przeze mnie robisz takie zamieszanie, to nie rób tego.- Powiedziała Marta.
-Marta kochanie. Nie Jesteś jedynym powodem. Także spokojnie. Na początek proste pytanie. Te, które mnie znają i wiedzą kim jestem, proszę o przejście na prawą stronę pokoju.- Przeszło dwie trzecie dziewcząt.
-Reszcie dziękuję.
-Mogę wiedzieć, po co to zamieszanie?- Zapytała jedna z dziewczyn, która opuszczała salę.
-Jestem Szymon.  
-A więc to ty. Mogę nie wychodzić? Ciekawi mnie koniec tej zabawy.
-Usiądź tam. I nie bierzesz już udziału w selekcji.
-Mówisz i masz. Mam na imię Dorota.- Dodała Podałem jej dłoń. Uścisnęła ją.
-Teraz te, które mogłyby się we mnie zakochać na lewo. A te które się we mnie kochają na prawo.- I znów odpadło kilka dziewcząt.
-Paniom po lewej dziękujemy.- I wyszły.
-A teraz dziewczęta musicie odróżnić miłość od pożądania. Pożądanie lewa, miłość prawa.
-A jedno i drugie?- Zapytała Monika.
-Środek.
-Prawej i lewej dziękuję.
-Słucham!- Nie pamiętam kto i z której strony się zbulwersował lecz dłuższy czas próbowałem nie mówić zbyt wiele.  
-Zostaje środek. Reszcie dziękuję.- Wyszły. Przyjrzałem się dziewczynom, które pozostały w pokoju. Luśka, Jagoda, Jola, Grażyna, Agata, Monika, Karolina, Róża, Żaneta, Marta, Natalia. Cztery dziewczęta, których nie znałem i kelnerka w uniformie z imprezy. Na plakietce znajdującej się na piersi widniało imię. Ale byłem zdziwiony, kiedy odkryłem, że to nie jest Magda.  
-Beata.
-Zawsze, kiedy coś o tobie słyszę, robi mi się ciepło. Masz głupie pomysły, ale takie ciekawe. Jak to jest znać go i widywać codziennie?
-Tylko jedna osoba, która tutaj jest widuje mnie od dnia poznania się codziennie.
-Niby kto?- Zapytała Agata.
-Różyczka. Zna mnie od wczoraj.  
-Masz rację.- Potwierdziła Marta.
-Cześć jestem Beata.
-Szymon. A to..., .- I przedstawiłem wszystkich, oprócz czterech dziewcząt, których nigdy nie widziałem na oczy. A może tylko tak myślałem.
-A wy jesteście?
-Ania.
-Bogusia.
-Gabrysia.
-Arleta.
-Ciekawe, jak można się w kimś zakochać, nigdy go nie widząc i nie rozmawiając z nim.
-Zwykła autosugestia. Jeśli wszyscy coś o tobie mówią, człowiek utożsamia się z tobą i to właśnie w ten sposób można się zakochać w kimś, nigdy go nie widząc.
-Beata, masz możliwość zadać pierwsza pytanie.- Beata zwróciła się do Róży.
-On jest taki, jak opowiadają?
-Lepszy.- Odparła Róża.
-Teraz wszystkie, które mają coś do powiedzenia.
-Ale tutaj nie ma, co dodawać.- Powiedziała Natalia.
-W czym?- Zapytała Ania.
-Kiedy kogoś poznajesz, ile czasu zajmuje tobie ściągnięcie bielizny dla niego?- Próbowała rozbić niedogodności pytania Róża, zadając kolejne.
-Zależy. Różnie. A do czego zmierzasz?
-Nie mówię, żeby się z nim przespać, tylko od tak, dla hecy. Ja na ten przykład, straciłam już dzisiaj dwa razy stanik.
-Czyli na drugi dzień. Ja zdjęłam swój, już po godzinie i czterdziestu minutach.- Stwierdziła Jola.
-Po trzeciej minucie.- Oznajmiła Monika.
-I jak było?- Zapytała Róża Jolę.
-Dziwnie w jego ubraniach, ale fajnie było się przejść w tych butach, bo ja takich nie noszę.
-Wiecie, że kiedy to się stało, to później strasznie się nudziłyśmy.- Stwierdziła Grażyna.
-Zmienił waszą rzeczywistość, co?- Zrozumiała wreszcie Karolina to, co do niej powiedziałem.
-Czyli to, co mówiłem.- Odparłem.
-Nawet jeśli jest dobrze, to wszystko wydaje się gówno warte, kiedy pozna się ciebie z tej lepszej strony.- Powiedziała Marta.
-Lubię się z wami bawić. Każda z was ma inne podejście do mnie, ale tylko Luśka mnie nie znosi.
-Nie prawda. Chciałam zrobić z tobą coś o czym opowiadają wszyscy, a wychodzi na to, że teraz ja będę takim obiektem drwin.
-To dlaczego ugryzłaś mnie w ucho?
-Żebyś zwrócił na mnie uwagę.
-Zwróciłem. Stanik, którym machałem, jest Róży.
-Dziękuję.- Powiedziała z sarkazmem w głosie Luśka do Różyczki, a ona uśmiechnęła się do niej.
-Sama jesteś sobie winna. Jeśli się go nie zaczepia w chamski sposób, to on ma fajne pomysły.
-Niby jakie?
-Pójdziesz z nami na sesję dla Marty, to zobaczysz.- Stwierdziła Monika.
-Niby gdzie?
-Nigdzie. Zrobimy to tutaj.- Powiedziałem.
-Szymon, tutaj nie ma lustra.
-Znajdzie się.- Odparła Natalia.
-Nie będzie potrzebne. Nie będziemy robić zamieszania wokół nas, skupimy się na Marcie.
-Zróbmy to teraz.- Powiedziała Agata.
-Zapraszamy ciebie na środek, Marta.- I kiedy stanęła pomiędzy nami, dodałem.
-Podaj liczbę twoich kompleksów.
-Jeden.- Spojrzałem na nią z politowaniem.
-No dobra. Trzy.
-A teraz każda z was ma powiedzieć Marcie po trzy komplementy. Dorota, ty też.
-Miałam nie brać udziału.
-W selekcji.- Dodałem.
-Zgoda.- I dziewczyny zarzuciły Martę komplementami. Wysoka, padło ze trzy razy. A Marta, uważała to za minus.
-A teraz te które uważają, że wzrost Marty, to nie minus powiedzą jej dlaczego.- I znów wymieniono kilka plusów. Chyba najbardziej przemawiały do Marty z tego, co zaobserwowałem tłumaczenia Karoliny. Szczupła, prostolinijna, wysoka. Dla kogoś kto jest modelką, te argumenty miały znaczenie. Karolina dość skrzętnie wytłumaczyła Marcie w profesjonalny sposób, dlaczego to jest tak duży plus. I to, dotarło do niej. Stała wyprostowana z tymi długimi nogami i łabędzią szyją. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i ruszyła w moim kierunku. Podeszła i skłoniła się, mówiąc.
-Dziękuję.- Wyprostowałem się i ukłoniłem. Po czym zapytałem.
-A za co? Jeśli można oczywiście wiedzieć.
-Za to wszystko tutaj.
-Ale to jeszcze nie wszystko.- Zrobiła zdziwioną minę.
-To tylko dziewczyny. Teraz ta brzydsza połowa ludzkości. Ty Dorotko na miejsce, jeśli chcesz jeszcze zobaczyć koniec tej maskarady. A wy dziewczęta ustalcie, która zostaje z Martą.
-To może ja zostanę.- Wyskoczyła Agata.
-Agata. Tylko bez przemocy.- Powiedziała Natalia.
-Nie musisz się bać o to. Zostaję tutaj dla Marty.
-Agatko, może pomóc?- Zapytała Jola.
-Dam sobie radę.
-A właśnie, bo nie zapytałem. Jeśli macie dziewczęta jakieś pytania, to teraz.
-Dlaczego to robisz?
-Przepraszam, ale zapomniałem, jak tobie na imię.
-Arleta.- Odpowiedziała brunetka, będąca w białej, krótkiej sukience.
-Znamy się z skądś?
-Z imprezy Joasi. To ty zrobiłeś im wtedy zaręczyny, prawda?
-Nie. Chciałem tylko zrobić na złość Agacie i Paulinie, za kłamstwo na urodzinach Karoliny.
-Okłamały ciebie?- Zdziwiła się Karolina.
-Ty ode mnie chciałaś, żebym tylko przyszedł, a waćpanny powiedziały, że chcesz, abym zrobił tobie striptiz po osiemnastych urodzinach. Tak wykorzystywać małolata. To normalnie woła o chłoste.
-Wychłoszczemy ciebie później.- Powiedziała Paulina.
-Bez zbędnej agresji.- Powiedziała Natalia.
-To tylko taki żart z ich strony.- Oznajmiłem jej.
-Zbyt dużo tych twoich żartów kończy się na twojej twarzy.  
-W sumie, to tylko kilka tych ostatnich zabaw.- Powiedziała Marta.
-Ciężko mi będzie się nie podkładać. Taka siła przyzwyczajenia. Morda nie szklanka, a ja muszę wiedzieć, kiedy przesadzam.
-Szymon, uspokój się już.
-Natalio, ty mnie nie bijesz. Jagoda mnie nie bije, a ostatnio, to jedna z was, będąca tutaj, często trzaska mnie po papie.- Natalia próbowała coś powiedzieć, ale zatrzymałem ją w pół zdania.
-Paulina, czasem mogłabyś, ....
-Natalio! Paulina już przecież mnie przeprosiła i powiedziała, że nie ma dobrych rozwiązań w całym tym zamieszaniu wokół nas, prawda?
-Specjalnie to robisz. A wiesz, że to dzięki tobie mam nadzieję?- Powiedziała mi Natalia.
-Jesteś w ciąży?- Zapytała Paulina.
-Dziewczyno, mam prawie pięćdziesiąt lat.
-Zdarza się każdemu.
-Mając niespełna czterdzieści sześć lat przeszłam menopauzę.
-I jak to jest?
-Dziwnie. Jak gdyby zegar biologiczny się popsuł. A najgorsza jest ta huśtawka nastrojów. Jakbym była w ciąży.
-Dziewczyny, ... ?
-Już idziemy.
-Karolina, przyprowadź chłopaków. Tylko tych, którzy nie znają Marty.
-A jak mam to zrobić?
-Tak jak ja, zrobiłem z wami. Ci co znają Martę na prawo, a co nie wiedzą kto to, na lewą i lewa kolumna maszeruje tutaj.
-Ja nie umiem tak jak ty, odstrzelić tyle osób.
-Kochanie, ja tobie pomogę.- Powiedziała Natalia i dodała na koniec pytanie skierowane do mnie.
-Długo to potrwa?
-Myślę, że nie dłużej niż piętnaście minut.
-Czyli znów będą ją komplementować.
-Mylisz się. Jeśli tak myślisz, to wcale mnie nie znasz. I Natalio, postarajcie się, żeby chłopaków nie było więcej niż 10.
-Szymon, Marta jest tutaj znaną osobą. Prawie każdy ma karte wstępu do klubu i jeśli choć raz tam był, to wie kim ona jest.
-To czekamy.- Dziewczyny poszły, Agata rozmawiała z Martą przy biurku, a ja miałem okazję zamienić słowo z Dorotą. Dziewczyną, która jest ciekawa końca tego zamieszania. Co ciekawe, ona niewiele o mnie słyszała. Widziała tylko dziwne zainteresowanie tym, co się działo wokół mnie. Sama chciała się spotkać i ocenić moje zaangażowanie w tym przedsięwzięciu. Przyszła Karolina z dziewiątką chłopaków. Porozstawiała ich pod ścianą i zapytała.
-Co teraz?
-A teraz, dziękujemy za przybycie.
-Już możemy iść?
-Nie tak szybko. Marta stań na środku pokoju.- I Marta wstała, a później wyszła na środek gabinetu.
-Chłopaki, mam pewien problem. Bo widzicie, ta dziewczyna mówi, ... przepraszam, twierdzi, że żaden chłopak nie znajdzie w jej wyglądzie wady. Więc prosimy was o pomoc i wyszukanie wad.- Przez chwilę było cicho, aż wreszcie ktoś się odezwał.
-Ma niesamowite nogi, a chodzi w płaskich butach.
-Następne wady.
-Nie jest moja.- Powiedział któryś z nich.- I zaczęli się śmiać.
-Możesz o nią powalczyć.- Stwierdziłem.
-Z kim trzeba stoczyć walkę, żeby mieć taki ideał?
-212 centymetrów wzrostu, 130 kilogramów wagi, rozciągnięty i wysportowany. Ćwiczy sztuki walki, numer buta 52, jeśli ktoś chce zobaczyć z bliska, to Tomek jest na dole.
-Nie, dziękuję, nieszczególnie chcę zobaczyć podeszwę w takim rozmiarze.
-W sumie, to nie wiem, o co może chodzić takiej ładnej dziewczynie. Może wyszukuje w sobie wady, żeby móc powiedzieć, że nie jest ideałem.
-To ma sens. Zakompleksiona.- Odparł inny.
-I widzisz Marta? Według nich, jesteś ideałem. Według mnie, też jesteś ideałem.- Stwierdziłem.
-Jestem za wysoka.
-A ja jestem za chudy.- Odparłem.
-Co fakt, to fakt.- Powiedziała Agata.
-Więc, jak widzisz, każdy ma inny pogląd na świat. Jednemu nie pasuje to, a drugiemu tamto. Może właśnie ty jesteś taką osobą, której nie pasuje to, że jest wysoka. Nie lubisz spoglądać na wszystkich z góry, bo uważasz, że się wywyższasz, a to tobie strasznie nie pasuje. Lubisz rozmawiać, jak równy z równym. Mało jest już takich ludzi, jak ty.- Próbowałem sprostować jej sposób spojrzenia na samą siebie.
-A ty Szymonie, dlaczego robisz takie zamieszania wokół siebie?
-Żeby dobrze kogoś poznać, trzeba go najpierw postawić w różnych głupich sytuacjach. Wtedy umiesz określić, co delikwent zrobi i czy możesz mu ufać.
-Ale ty rzadko bierzesz w czymś udział.
-Lubię stać i patrzeć, co się dzieje. Będąc oddalony od zamieszania, więcej widzisz. Prawda Dorotko.
-Obserwując sytuację z pewnej odległości, obejmujesz większy teren wzrokiem i zauważasz tylko ważniejsze i bardziej widoczne szczegóły wydarzenia. To dlatego umiesz powiedzieć więcej o wszystkim, co tam się działo.
-No nieźle. Mamy tutaj świadka....
-Nie jestem świadkiem Jehowa.
-Postronny. Świadek postronny. Nigdy nie słyszałaś tego określenia?
-Nie.- Zastanawiała się, więc próbowałem jej to wytłumaczyć.
-Ja rozumiem to w ten sposób, że świadek postronny, to ktoś, kto widział coś, ale ze względu na jego usytuowanie, nie mógł, lub nie chciał się mieszać. Czyli ktoś odcięty od sytuacji. Choć ostatnio przeczytałem w gazecie, że świadek postronny złapał złodzieja. Głupota jakaś.
-Jak zwykle masz ciekawe poglądy Szymonie.- Powiedziała Agata.
-Czyli postronny, to według ciebie, ktoś kto stroni od konfrontacji.- Powiedziała Dorota.
-No tak. Tak też można to ująć.
-Więc, jak to się mówi? Już wiem. Skończyłeś?
-Nie.- Odpowiedziałem Agacie.  
-Jeszcze masz Marta jakiś problem w związku ze swoim wyglądem?
-Nie Szymonie, już nie. Patrzyła na mnie wciąż się uśmiechając.
-Tak więc, drodzy, szanowni panowie, idziemy do baru i stawiam każdemu kolejkę, po czym wypijemy za piękno, które otacza nas w formie  tak pięknych kobiet, jak Marta. Chodźmy.- Powiedziałem.
-A wiesz, że to nie głupi pomysł.- Oznajmił mi jeden z nich.
-Chodźmy.- Dodał inny  i poszliśmy. Na miejscu barman zgodnie z wytycznymi postawił każdemu kieliszek i nalewał wybrany przez nas trunek. Przyszedł Tomasz.
-Dostaw jeden.- Powiedział do barmana. Ten dostawił jeszcze na koniec jeden więcej i go napełnił. Tomek podniósł go do góry i powiedział.
-Za piękno!- Wszyscy podnieśli i jakby chórem powtórzyli.
-Za piękno!- Podniosłem kieliszek i powtórnie dodałem, ale już sam.
-Za piękno. Za urodę. Za realne podejście do wszystkiego. Najlepszego.- I podniosłem kieliszek nad główę, po czym go wypiłem. Wszyscy opróżnili swoje kieliszki. Rum Jamajka był dość ostry w smaku, lecz łagodniejszy od bacardi, a słabszy od rumu z Jamajki, którym częstował mnie Andrzej.
-Powiem szczerze panowie, że dziękuję za informację dla mojej pani, bo nam, to ona nie wierzy, że jest piękną kobietą.
-Cała przyjemność po naszej stronie.- Powiedział ten, który się pytał z kim musiałby się bić o jej względy.
-Powiedziała mi.- Powiedział Tomasz pokazując na niego.
-To był tylko taki żart, żeby jej pokazać, że się podoba chłopakom.- Stwierdził i nadstawił dłoń, by Tomasz przebił mu piątkę na zgodę. Tomek uderzył go w dłoń, przybijając piątkę i powiedział.
-Bez urazy.
-Bez.- Dodał tamten. Wszyscy rozeszli się do swoich dziewczyn.
-Ty nie idziesz?- Zapytał Tomasz.
-Ja Tomeczku, nie mam dziewczyny. Oficjalnie. Dokończyłem szeptem.
-Chodzi rozbita między przyjaciółmi, zrób coś.- Spojrzałem w jej kierunku. Faktycznie snuła się pomiędzy znajomymi nam postaciami.
-Dobrze.- Podszedłem do Dj-a.
-Tomek, daj mi mikrofon.  
-Ale włączę go dopiero po piosence.
-Jasne.- Stałem tam i myślałem, jak to powiedzieć, żeby nie było za bardzo widać, że mi zależy. I wymyśliłem.
-Agatko! Gdzie Agata?  
-Tutaj!- Krzyknął ktoś i wszyscy zrobili kółko wokół niej. Stała tam tak, czekając na to, aż coś powiem.
-Ze względu na wyeksploatowanie naszego uczucia czuję, że jestem tobie winien jeden taniec na koniec. Czy ty też masz takie wrażenie?
-Tak.  
-Więc proszę ciebie o wyjście na parkiet i ten ostatni taniec, bez zobowiązań.
-Szymon!- Zawołała Natalia.
-Nic nie wywinę.
-Agata!  
-Też Natalio mam takie wrażenie, że coś przeoczyłam w tej sprawie i to pewnie będzie taniec.- Na parkiecie zrobiło się tłoczno, ale dziewczęta zrobiły nam kółko. Wszedłem do środka i poprosiłem Agatę o taniec. Zgodziła się z łaską na twarzy, ale się zgodziła. Podała mi dłoń i powiedziała.
-Ty prowadzisz.- Obróciłem ją dwa razy przyklejając się do jej boku i odepchnąłem, by zobaczyć, czy przypadkiem nie ma jakiegoś dziwnego odruchu zahamowania, a później złapałem Agatę lekko nachyloną, mówiąc do niej.
-Wykonuj proste polecenia, a będzie dobrze.
-Na koniec chcesz całusa, czy w ryja?- Zapytała.
-Chyba lepiej w mordę.
-Po całusie, czy przed?
-Chwilkę przed.
-Mówisz i masz.- Oznajmiła mi, podnosząc brwi i opuszczając.
-Dzięki.- Tomasz włączył coś wolnego, a ja rozpocząłem taniec z Agatą, a podczas niego prowadziliśmy rozmowę na tematy egzystencjonalne, do czasu, gdy dotarliśmy do miejsca, w którym moja kochana zaczęła wypominać mi brak złożoności tego, co robiliśmy w tej chwili.
-Ten taniec, jest nudny.
-Więc to urozmaićmy o komponenty z choreografii.
-Co robić?
-Słuchać, co mówię i jeśli czegoś nie zrozumiesz, to powiedz mi, zanim zacznę się motać. Bo będzie buba.
-Więc, co robić?
-Usztywnij całe ciało, zwłaszcza kark. Weź ręce wzdłuż ciała i trzymaj je przy ciele.- Powiedziałem, gdy nagle zatrzymała się i zrobiła to, o co prosiłem.
-Tak?- Zapytała. Odparłem swe czoło o jej i trzymając ją za kark, nachyliłem ją do tyłu i obróciłem ją w takiej pozycji, niby słupek przytwierdzony do podłoża, przechodząc nad nią. Na koniec odwróciłem ją w swoim kierunku.  
-A teraz oprzyj swoją stopę równolegle do mojej. I podaj mi dłoń.- W ten sposób machnąłem nią, ledwo utrzymując przeciwwagę. Na koniec stałem za Agatą mówiąc do niej.
-A teraz wielki finał.- Złapałem ją za dłoń i machnąłem, odpychając od siebie, chwilkę później zwinąłem ją na powrót ku sobie, a próbując pocałować Agatę, dostałem w twarz.
-Agata!- Krzyknęła Natalia.
-No co? Im szybciej się przyzwyczai, tym mniej oberwie.
-Agata!
-A co, źle mówię?- Zapytała dziewczyny będące w kółku.
-Raczej nie.- Powiedziała Paula.
-Od miłości do nienawiści jeden krok.- Stwierdziła Leokadia i pokazała w moim kierunku palcem wskazującym tak, jak gdyby do mnie strzeliła.
-To nie prawda.- Broniła się Agata.
-Ja po prostu lubię go bić.- Dodała.
-Nie rozumiem was Szymon. To przecież zaczyna zakrawać o znęcanie się.- Oznajmiła nam Natalia.
-Ale chyba psychiczne, prawda Paulinko?- Zapytałem, żeby wciągnąć, jak największą ilość osób do wyjścia z nami. Ale się nie udało.
-Czasem ból fizyczny, jest nieproporcjonalny do psychiczych objawów. Szymon, chciałabym zamienić z waszą dwójką kilka słów.- Powiedziała Paulina.
-Gabinet Natalii?- Zapytałem.
-Nie. Może być biblioteka. Natalio?- Zapytała Paula.
-Chcę być Szymonie, przy tej rozmowie.
-Nie widzę przeciwwskazań.- Odparłem.
-W takim razie, idziemy.- Zaintonowała Natalia czas zero do opuszczenia przez nas pomieszczenia. Kiedy wszedłem do biblioteki z dziewczętami, to pierwszy raz usłyszałem od Natalii tekst, że....
-Powinieneś się wstydzić Szymonie, wiesz? Robisz z siebie ofiarę losu. A ty Agato, mogłabyś się opanować i choć raz nie być w tym przedsięwzięciu na ustach wszystkich.
-Musimy stwarzać wrażenie ludzi, którzy się nienawidzą. Przepraszam, ale to konieczne do utrzymania wszystkich przy takim sposobie myślenia.
-Sama zaczynam w to wierzyć. Karolina wie?
-Oczywiście. Nawet Monika, świadoma jest tego bzdurnego zadania.
-A jest ktoś, kto nie wie o tym, że to kpina?
-Izabela. I tak ma zostać.
-Dlaczego?- Zapytała Natalia.
-Sama musi dojść do pewnych wniosków.
-Wiesz co? Ty masz jakieś strasznie zagmatwane podejście do wszystkiego. Przecież powiedziałeś, że ona musi zacząć sama sobie ufać i w jakiś sposób zrozumieć zachowanie swojego ojca.
-Jeśli jej to powiemy, odwróci się od nas.
-Przecież to logiczne dla każdego, więc z jakiego powodu miałabym jej nie powiedzieć prawdy?
-A co jeśli się mylisz? I jak wtedy będziemy mogli jej pomóc?- Zapytałem, żeby zasiać ziarnko goryczy.
-O tym nie pomyślałam. Tutaj masz rację.
-Szymon, opanujcie się czasem i powiedzcie mi, jeśli coś się bedzie działo nie po waszej myśli na koniec tego zamieszania, które robicie, bo wychodzi na to, że próbuje was za wszelką cenę pogodzić.
-Dlaczego Natalio tak myślisz?
-Co byś nie zrobił, to zawsze z tobą wychodzę porozmawiać.- Spojrzałem wstecz.
-Faktycznie.- Odparłem.
-Już nawet Dorota mnie pytała, czy przypadkiem czegoś z wami nie kombinuję.
-I powiedziałeś jej, że to ściema.
-Przyjaciółka. Więc co miałam zrobić?
-Jeśli zapytała, to powiedzieć prawdę.- Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł do biblioteki. Wszyscy, jak jeden zwróciliśmy się w tamtym kierunku. Osobą, która nie umiała powstrzymać swojego zainteresowania, była Monika.
-Chcę wiedzieć, co ty znowu kombinujesz.- Oznajmiła zwracając się bezpośrednio do mnie.
-Tak sobie kombinujemy, co takiego odwalić, żebyś straciła dziewictwo z Piotrkiem.
-Szymon!- Zdenerwowała się Natalia.
-Przecież zaraz tobie poprawię.- Stwierdziła Agata.
-Ja też sobie nie będę żałować.- Dorzuciła Monika.
-Wy sobie porozmawiajcie, a ja zabieram go do swojego gabinetu.- Powiedziała Natalia.
-Gabinet. Będziesz mnie badać z tyłu i z przodu?-
Zapytałem z głupkowatym uśmieszkiem.
-Wynocha!- Powiedziała popychając mnie do przodu.
-Czyli tylko z tyłu.- Odparłem, będąc zaniepokojony.
-Raz, raz, raz. Dorzuciła.- I wyszliśmy z biblioteki kierując się do gabinetu. Na miejscu Natalia stanęła przodem do mnie i się uśmiechnęła.
-Ty poważnie chcesz wyprowadzić je z równowagi?
-Tak.
-Powiem tobie, że nie dużo tobie brakuje.
-Nie dużo, to w dalszym ciągu zbyt mało.
-Szymon, w jakim celu ty to robisz?
-Muszą przestać myśleć, że ja im nic nie zrobię.
-Ja coś wymyślę, zgoda?- Zapytała mnie Natalia.
-Odpowiesz mi na kilka pytań?
-Słucham.
-Dlaczego chcesz zrobić coś takiego? Przecież to jest bardzo ryzykowne.
-Chcę mieć kontrolę nad tym, żebyś nie zrobił jakiegoś dużego głupstwa, bo mam pewien plan, co do ciebie. A w sumie, to już nie jest plan. Spoglądając na mnie Natalia zupełnie nie widziała zainteresowania z mojej strony tym, co właśnie powiedziała, więc zapytała.
-Nie chcesz się dowiedzieć o czym mowię?
-Powiesz mi, to mi powiesz. Nie powiesz mi, to nie. Dla mnie, to bez różnicy. Choć w sumie, to musi być coś, co spędza tobie sen z powiek. Czyli dużo włożyłaś w to wysiłku, bo pieniądze nie robią na tobie wrażenia, a.... Zaraz Andrzej mi coś wspominał. Że coś dla mnie zrobiłaś, razem z przyjaciółkami. Czyli to musi być kosztowne.
-Nie musi.
-Ale jest?
-Szymon, nie rozmawiamy o pieniądzach....
-W takim razie o czym?
-O twoich marzeniach.- I wtedy przypomniałem sobie rozmowę z przed kilku miesięcy. W której Natalia wymyśliła, że pomoże mi w spełnieniu marzeń.
-Sama powiedziałaś, że to kosztowne.
-Marzenia, tak. Lecz nie samo przedsięwzięcie.- Podszedłem do niej i ją przytuliłem.
-Ufam tobie, że cokolwiek nie robisz, zrobisz z myślą o mnie. By spojrzeć na mój świat.- Oderwałem się od niej i stojąc na przeciw niej, stuknąłem ją w nosek.
-Jesteś Aniołem.- Stwierdziłem fakt oczywisty, ukłoniłem się i wyszedłem z gabinetu. Poszedłem do oranżerii i zatrzymałem się w miejscu, gdzie znalazłem Agatę i Paulinę. Rozmyślałem na temat egzystencji. Dlaczego wszystkie one podchodzą do mnie w taki sposób? I jak ja się mam w tym wszystkim odnaleźć? Myślałem może z kilka minut, a przynajmniej tak mniemałem. Okazało się jednak, że dziewczęta już rozpoczęły poszukiwania. Przyszła do mnie Paulina z Karoliną.
-Karolina, powiedz dziewczętom, że jest tutaj. Tylko niech nikt nam nie przeszkadza.- Usłyszałem.
-Dlaczego?
-Bo nie wiem, co się dzieje. A coś jest z nim nie tak. Poproś, żeby nam nie przeszkadzano. Proszę.
-Zgoda. Później ja chcę z nim zamienić słowo.  
-Karolinko, podejdź tutaj. Paulina, zostaw nas na chwilkę.- Paula spojrzała na nas i już chciała o coś zapytać.
-Przyjdź za pięć minut.- Odparłem.
-Powiesz o co chodzi?- Oponowała swoje posłuszeństwo.
-Tak.- Co w cale nie znaczyło, że dosłownie dowie się dlaczego mnie tak to nurtuje.
-Za pięć minut, tak?
-Jak raz i nie inaczej.
-Dobrze.- Powiedziała i wyszła.
-Usiądź Karolinko.- Usiadłem obok niej.
-Umiesz mi odpowiedzieć na pewne pytanie.
-Do czasu, aż go nie poznam, to nie.
-No tak. Tak więc, czy umiesz powiedzieć, dlaczego wszystkie dziewczyny tutaj, mają mnie za ciekawego gościa?
-Bo taki jesteś.
-A twoja mama, dlaczego robi dla mnie coś, o czym wszyscy marzą?
-Mówisz o klubie podróżnika?
-Słucham?
-A więc ty o niczym nie wiesz?
-No, nie.- Powiedziałem będąc bardzo zdziwiony.
-A więc tak. Pamiętasz dzień, w który wysypałeś się ze swoimi pomysłami, jeśli chodzi o podróże u Doroty?
-Tak, ale....
-A u nas?
-Też pamiętam.
-To tego dnia pan Władek i Dorota wymyślili klub i opowiedzieli o tym innym. Moja mama podjęła się prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie klubu i jesteś prezesem.
-Nic nie podpisywałem.
-Jakoś to obeszli, bo nie jesteś pełnoletni.
-Nie da się w Polsce zrobić nic takiego. Musi być podpis.
-A kto tobie powiedział, że firma jest w Polsce?
-Karolina, kiedy twoja mama zaczęła być taka bardziej komunikatywna?
-Ty przyjeżdżasz tutaj od wakacji, tak?
-No, tak.
-To tak. Od lutego do czerwca mama miała strasznego doła. A później wyjechała na tydzień do jakiejś kliniki w Szwajcarii i po powrocie było już dobrze. Ojciec też się już z mamą nie kłóci. Jest lepiej niż było.
-Wiesz może, co to za klinika?
-Nie. Ale mogę sprawdzić. Dlaczego to ciebie tak bardzo interesuje?
-Twoja mama coś kombinuje z przyjaciółmi, więc chcę się dowiedzieć, co.- Do Oranżerii weszła Paulina z Martą.
-Szymon, co się dzieje? Zapytała Marta.
-Paulina chce mnie mieć tylko dla siebie... .- Paulina pchnęła mi głowę.
-Kłamiesz.- Odparła.
-Na chwilkę. I nie kłamię, tylko nie dajesz dokończyć wypowiedzi.
-A chciałeś ją dokończyć?
-Jak już mi przerwałaś to tak.- Spojrzała naburmuszona.
-Zaraz dostaniesz kopa.
-Nie wolno mnie bić. Marta powiedz jej.
-Wiesz co Paulina? Spodobało mi się bicie go.- Przymrużyłem oczy i powiedziałem.
-Wiedźma.
-Marta, przepraszam za Tomka.- Powiedziała Paulina.
-Nie potrzebnie to zrobiłaś.- Stwierdziła Marta.
-Wiem, ale zasłużył.
-Nie to. Przeprosiny. Teraz ja będę musiała przeprosić Agatę, że kopnęłam Szymona.
-Należało się Tomkowi, to dostał.- Oznajmiła Marta.
-No tak. Tylko, że ja kopnęłam Tomka w krocze.
-A ja Szymona, to myślisz, że gdzie?
-No dobra. Nie zapytam za co.
-Dziewczyny, idziemy do wszystkich.- Powiedziałem. I poszliśmy. Tego wieczoru jeszcze tylko zatańczyłem z Moniką, na przeprosiny z Luśką, dla zasady z Natalką, by utrzymać w tym wszystkim równowagę z Dorotą i by utworzyć więź między nami, a Jagodą. Paulina zrozumiała wreszcie o co mi chodziło z Piotrkiem, a Karolina podziękowała mi za rozmowę. Szczerze mówiąc, to bardzo ją kochałem i lubiłem patrzeć na jej szczęście, a wydawała się być szczęśliwa. Luśka przeprosiła mnie za ugryzienie w ucho, ale myślę, że zrobiła to za namową Natalii, ponieważ na moje pytanie, czy przypadkiem nie jest to sprawka Natalki, nabrała wody w usta. Ciekawą osobą tego dnia była poznana przeze mnie Dorota, która próbowała za wszelką cenę, podsłuchać każdą moją rozmowę. Wreszcie wpadając na nią podczas tańca z Jagódką, zrobiłem odbijany i zapytałem wprost, czy chce się ze mną przespać. Także nie otrzymałem odpowiedzi. Na szczęście Iza z Robertem uciekli, Tomasz zabrał Martę do domu, a ja utknąłem w dziwnej kłótni między dziewczętami.
-Paulina odpuść sobie. Przecież idziesz spać z Agatą i Natalią.
-Nie. To łóżko jest większe, więc spokojnie zmieści się u nas jeszcze jedna osoba.
-Karolinko, pójdziesz spać z Agatą do Pawła?
-Mam swój pokój i chcę dzisiaj spać w swoim łóżku.
-Powiedz, że z Leszkiem.
-Paula! Zdenerwowała się Natalia.
-Zrobimy tak. To jest twój dom Natalio, więc ty tutaj rozporządzasz miejscem.  
-Wiesz co Szymon? Tak się nie robi. Zdenerwowała się moimi wytycznymi Paulina.
-Trochę szacunku do tego miejsca. Odparłem.
-To może Szymon poustawia osoby w pokojach i nie będzie gadania, że ktoś kogoś pominął. Stwierdziła Natalia i narobiła mi kłopotów. Zupełnie nie miałem ochoty robić czegoś takiego. No, ale trudno. Trza, to trza. Więc pójdźmy najprostszą linią oporu.
-Kto się z kim spotyka?
-Nie rozumiem. Powiedziała Natalia.
-Pary na prawo, single na lewo. Poustawiali się.
-Po dwie pary na pokój. Paweł, Piotrek i Karolina, dobierzcie sobie po parze i do pokoju. Wykonano polecenie i się pożegnali przed snem. Poszli do pokoi.
-Teraz zajmę się resztą. Natalio, ile masz jeszcze pokoi?
-Pięć. Mój jest szósty.
-Na prawo dziewczyny, na lewo chłopaki. Osiem do dwunastu na korzyść dziewcząt. Po cztery na pokój. Same sobie ustalcie kto. I się przetasowały.
-Po czterech chłopaki. Macie do dyspozycji dwa pokoje.
-A ty? Zapytała Natalia.
-A my, musimy sobie porozmawiać.
-Nie będę prowadziła z tobą rozmowy na rzekomy temat.
-Ty mówisz o pierwszym, a ja myślę o drugim.
-W tym temacie możemy podyskutować. Agatko, potrzebny mi jest mur, mogłabyś....
-Zwłaszcza, jeśli trzeba by było go za coś strzelić. To ja jestem chętna.
-Nie! Trzeba go będzie za nic strzelać. Powiedziała Natalia kładąc dłoń na swojej twarzy.
-Chyba jestem już zmęczona. Chodźmy. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będzie po wszystkim. I Agata, z daleka z rękoma od jego twarzy.
-No dobra. Odpuściła Agata.
-Pan Adam kochani pokaże wam pokoje i w razie pytań, lub innych potrzeb, to proszę do niego. Dobranoc wszystkim.- Wszyscy powiedzieli dobranoc i poszli za Adamem. My natomiast, udaliśmy się do pokoju Natalii. Chwilkę porozmawiałem z nią i dowiedziałem się, że Karolina mówiła prawdę. Zastanawiało mnie, jak finansowane będzie to przedsięwzięcie, ale Natalia miała już wszystko ustalone. Co zresztą mi bardzo szybko wytłumaczyła. Powiem szczerze, że bardzo ciekawy według mnie był ten projekt. Ale jeśli chodzi im tylko o zabawę, to co mi szkodzi się z nimi bawić. Natalia poprosiła, żebyśmy położyli się do łóżka i tak też zrobiliśmy. Przytuliłem Agatę i zasnęliśmy w swoich objęciach.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 33916 słów i 183644 znaków, zaktualizował 26 kwi 2019.

Dodaj komentarz