Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 24. Bez żalu.

Oczy otworzyłem około godziny 10:00 i poczułem, że wszystkie kości mnie bolą. Szturchnąłem Agatę, nic. To Aniołka, przewróciła się na drugą stronę. Może Iza, ale lipa. Wszystkie śpią, ale zaraz, gdzie Robert? Pomyślałem chwilkę i stwierdziłem, że się obraził i sobie poszedł. Wstałem przeciągnąłem się i poszedłem w stronę łazienki, kiedy to zauważyłem, że Robert śpi przed łóżkiem. No debil, słowo daję, istny idiota. Zaraz, może on tak jak ja, zemściłby się na dziewczynach, za te głupią zabawę? Pytać go nie ma co, ale może pokazać mu o co chodzi, będzie łatwiej. Hm, co by tu zmalować? Zmalować, hi hi hi, zabawimy się w czarną rękę. No tak, ale czym napaćkać te plamy? Tusz do rzęs, odpada. Coś, co będzie się trzymało, ale będzie można to zmyć. Nie ma nic takiego, chyba. A może jest, ale..., człowiek nie wie, że coś takiego istnieje, hm. Nastała chwila zadumy, co tu zrobić, kogo zapytać? No tak, że też prędzej na to nie wpadłem, Paulina chciała mieć swój wkład w boski plan. Poszedłem do pokoju Pawła. Zapukałem i drzwi otworzyła mi Marta.
-Cześć Marta, wiesz może, czym można zrobić odcisk dłoni na ciele, ale tak, żeby można było to zmyć?
-Są takie kremy samoopalacze, ale tego się do końca nie zmywa, zostaje ślad jak opalenizna. Po co to tobie?
-Chcę odcisnąć swoją dłoń na ciele i zobaczyć, jak wysoko sięgam na plecach. Masz coś takiego?
-Dziwny jesteś.
-Wiem. To jak, dasz mi ten krem?
-Ja nie mam, ale widziałam taki u Pauliny, poczekaj zapytam ją. Poszła i za momencik wróciła do drzwi mając tubkę kremu w dłoni.
-Proszę i Paulina powiedziała, aby nie trzymać go dłużej, niż czterdzieści minut na skórze, a najlepiej zmyć go, po około 30 minutach.
-Zapamiętam, podziękuj jej ode mnie, pa. Udałem się do pokoju, gdzie Robert spał na kocach rozłożonych na podłodze, a w sumie na dywanie imitującym skórę. Zasłoniłem mu dłonią usta i powiedziałem.
-Cicho bądź.
-Co ty człowieku robisz, pogięło ciebie?
-No ooo, cicho bądź, to dowiesz się co zamierzam zrobić. Oparł się na łokciach i zaciekawiony wysłuchał tego, co mam zamiar zrobić.
-Przecież się wściekną.
-Wiem, bo taki jest tego zarys i jak wstaną, to jak to zwykle bywa, będą chciały się odgryźć i najpewniej dowalą nam poduszkami.
-To chciały zrobić u Izy w domu.
-Tak, ale u Izy miałem przerąbane, a tutaj jest nas dwóch.
-Nie, kolego, ty jesteś sam. Ja nie chcę zdenerwować Izy i tak już jest na mnie cięta.
-Wiesz, co zrobiłeś wczoraj?
-No, co takiego zrobiłem?
-Wreszcie dałeś jej troszkę zabawy i tego, to ona nie zapomni już nigdy. Nawet wtedy, gdy będzie na ciebie wściekła, będzie jej tego brakowało.
-Więc twierdzisz, że o to chodzi dziewczynom?
-A nie?
-To by było zbyt proste.
-To baw się z nią, jak masz jeszcze na to czas, bo przyjdzie taki dzień, że ciężko będzie tobie pogodzić jedno z drugim. O ile będziesz potrafił, to rozgraniczyć. Dobra, wystarczy. Daj dłonie, posmaruję je kremem i odciśniesz swój odcisk dłoni na dziewczynach.
-Ale gdzie?
-No nie wiem, może na piersiach? Wiesz co?! Na pośladkach, ty na jednym, ja na drugim.
-Dobrze, ale jak tego dokonamy?
-Trzeba podwinąć im piżamy, a Agacie zdjąć spodenki. Zajmę się tym i zrobimy tak, jak powiedziałem. Dobrze, ja podwinę piżamę Izy, a kto zajmie się tym samym u Karoliny?
-Dobrze, ja to zrobię. Przytuliłem się do Karoliny i podwinąłem jej piżamę do pasa i przewracając na brzuszek odkryłem kształtne połówki jej policzków. Przytuliłem Agatę i przerzuciłem ją po sobie na drugą stronę zdejmując przy okazji jej spodenki i zostawiając ją w stringach. Robert zrobił to troszkę inaczej. Przytulił się do Izy i obrócił ją na brzuch wchodząc na nią i dając jej buziaka. A ona powiedziała przez sen, żeby ją zostawił. Zmęczone kotki, widocznie poszły spać dopiero o świcie.
-Robert daj dłonie. Nałożyłem mu dość dużo kremu i to samo zrobiłem sobie i po rozsmarowaniu kremu na dłoniach, delikatnie dotknąłem pośladka Agaty i docisnąłem dłoń na jej jednym pośladku, a Robert na drugim. Aksamitna i ciepła skóra pokrywająca pośladek, była miła w dotyku i..., nie wiem jak to powiedzieć. Taka kojąca. Mógłbym zmiażdżyć sobie dłoń, a to uczucie delikatności, uleczyło by ją. Wiem,  
jestem nienormalny, ale tak to odebrałem. To jak przytknąć głowę do brzuszka, w którym jest dziecko. Ciepły, napięty i do tego, to niesamowite wrażenie, takiego błogiego stanu rozkoszy. Ten spokój oraz ta pewność swojej niemocy powala. To samo zrobiliśmy u Karoliny i Izy, a po 30 minutach obudziliśmy je i powiedzieliśmy, co zrobiliśmy.
-Ty gadzie, ty..., ty..., złamasie, to jak podpis na mnie. To tak, jak napisałbyś, tutaj byłem.
-Słyszysz Robert, my tam byliśmy.
-Słucham?! Zabiję was obu. Powiedziała Agata i złapała za poduszkę i pogoniła za mną do pokoju Pawła, gdzie była Paulina i Tomasz z Martą. Dobiegły do niej Karolina i Iza.
-Zginiesz tutaj dzisiaj. Oznajmiła mi ma Luba.  
-Nie. Ja wiem, że Poduszka mnie obroni. Ufam jej i wiem, że mnie nie zawiedzie.
-Nie wejdziesz tam.
-Wejdę, bo ona mnie obroni, jak zawsze.
-Tam jest Paweł.
-Wiem. Wszedłem i podszedłem do łóżka, obudziłem Paulinę, a przy okazji Pawła.
-Paulina, co on tutaj robi?! Zapytał wściekły Paweł.  
-Coś nabroił? Zapytała Paula. Do pokoju weszła Karolina z dziewczętami.
-Zobacz co zrobili. To jak podpis na naszym ciele.
-Po to był tobie samoopalacz? Dobry jesteś, bo mnie to ugryzłeś.
-Tak, ale ty jesteś smakowitym kąskiem. Pomożesz mi? Dopytałem dla pewności.  
-Nie. Ale pomogę im. Złapała poduszkę i we cztery dowaliły mi poduszkami, aż znów byłem skołowany. Wszedł Robert do pokoju.
-To on, ja nie miałem nic do gadania.
-Zdrajca, a ja miałem ciebie za przyjaciela. Iza podeszła do Roberta.
-Dobrze kochanie, że ty chociaż potrafisz się przyznać do błędu. Pocałowała go i machnęła na dziewczyny, żeby ustawiły się dookoła nich i jak już odczepili się od siebie, dowaliły mu tak, jak mi.
-Widzisz, było pomóc mi, to ja bym pomógł tobie.
-Ich jest więcej i tak byśmy dostali.
-Co ty gadasz, jak więcej? W pokoju były we trzy. Weszła Natalia.
-Dzień dobry wszystkim, bez dziwnych podtekstów. Widzę, że wszyscy wstali, to może wspólne śniadanie.
-Dobrze, już idziemy, tylko poubieramy się i już schodzimy. Odparł Paweł. Wszyscy opuścili pokój i udali się do swojego miejsca spania. Ja zaś wychodziłem ostatni z pokoju. Natalia zatarasowała mi swoją osobą wyjście.
-Coś znowu narobił?
-Ubrudziłem sobie ręce. Uniosłem dłonie i pomachałem paluszkami, a później dodałem.  
-I muszę iść je umyć. Przepraszam. Ominąłem Natalię i wyszedłem z pokoju udając się do Karoliny. Za plecami słyszałem rozmowę Natalii oraz Pauliny, która tłumaczyła jej, za co dostaliśmy poduszkami. Gdy doszedłem do pokoju....
-Kochanie, zła jesteś? Zapytałem.  
-Tak, to było chamskie i niepotrzebne.
-Chcieliśmy wam zrobić prezent, w związku z tym, że jeśli chcecie mieć nasze dłonie na sobie, to my wam je damy. I to dlatego, to zrobiliśmy. Prawda Robert?
-Tak. Ja byłem przeciwny temu, żeby to były moje dłonie, ale co was będę oszukiwał, jesteście fajne dziewczyny.
-Kochany jesteś. Powiedziała Agata i przytuliła się do mnie przewracając mnie na łóżko.
-Dziewczyny dawajcie na niego! I znów trzy dziełchy leżały na mnie do czasu, gdy do pokoju weszła Jagoda wraz Martą.
-Coś znów nabroił? Zaciekawiła się Marta.  
-Zobacz, co nam zrobił i to nie tylko mi. Pokazała jej Iza.  
-Przedtem was pogryzł, to chyba jest lepsze?
-Jak dla kogo. Bulwersowała się Agata.  
-Zejdźcie z niego, on ledwo żyje, zobaczcie. Zaintonowała Jagódka.  
-Dobra dziewczyny, schodzimy. Powiedziała Agata i wszystkie zeszły ze mnie, a ja prostując pytanie Marty, oświadczyłem im.  
-Nie pogryzł, tylko zostawił swój odcisk uzębienia na ich pośladkach. Spojrzały dziwnie na mnie.  
-No dobra, może nie tylko tam. Dodałem.  
-A gdzie? Dopytała Izka.  
-Ej, zostawcie to i powiedz lepiej, kto śpi u Piotrka. Zaciekawiła się Marta.
-Pchełka. Odparłem ot tak.  
-Ale kto to jest?
-Mariola. Odpowiedziała Agata.  
-Znasz ją? Zwróciła się do mnie.  
-Poznałem ją, jak jechałem autobusem.
-Koniec tego tematu. Powiedziała zdenerwowana Agata.
-Nie życzę sobie wypytywania Szymona o jego znajomych, bo później słyszę jakieś bzdury na mieście. Dodała.  
-Zaraz, jakie bzdury, chcę wiedzieć. Może, to mi się do czegoś przyda. Zaciekawiłem się.  
-Nie powiem, bo to głupie.
-Ja tobie powiem. Powiadają, że masz tutaj kilka dziewczyn. Agatę, Paulinę, Izę, mnie, Dagmarę i nie znaną nikomu Anię. Stwierdziła Karolina.  
-Nie znam tutaj żadnej Anny.
-No i to dowodzi temu, że ona podobno jest z Krzyża.
-W Krzyżu znam tylko cztery dziewczyny o tym imieniu. Z dwoma chodziłem do klasy, a jedna to moja kuzynka, ale ona ma, ze 14 lat. A czwarta ma z dziesięć lat więcej.
-Podobno przyjeżdża do Zielonej.
-Dowiem się kto, może będę miał z kim jeździć, kto wie.
-No i co zrobiłaś, mówiłam przecież, że to nie istotna wiadomość dla niego. Złościła się Agata.  
-Dlaczego tak mówisz?
-Jeszcze jakiejś baby nam tutaj potrzeba.
-O, aleś zła. Normalnie powiedziałbym, że zazdrość przez ciebie przemawia. A jak to ktoś z Krzyża, to może na dużo twoich pytań odpowiedzieć. Nadal twierdzisz, że to źle?
-Może nie tak bardzo.
-Widzisz, można bez złości? Można.
-Przestańcie już toczyć te dziwne spory o nic. Idziemy na śniadanie i koniec tego gadania o niczym. Zakończyła Ciocia przepychanki.  
-Jagoda, a ty z Andrzejem, ... wszystko w porządku?
-Tak, dlaczego pytasz?
-Z ciekawości. Nic nie zrobiłaś z tym, co tobie powiedziałem?
-Nie. Nie było awantury.
-To dobrze.
-Chodźcie wszyscy, no już! I wszyscy ruszyli się do jadalni. Śniadanie było typowo angielskie, jajka, tosty, do tego wędlina i dżemy. Różnie jadałem, ale to było dla mnie coś nowego. Tosty z masłem i dżemem były dobre, a wędlina tradycyjna, co dawało jej miano, bardzo dobrej. Pamiętam, że tego dnia piłem pierwszy raz czerwoną herbatę, co nie bardzo było angielskie. Po śniadaniu większość osób rozjechała się do domów, a ja pozostałem z moimi teściami i Agatą, oraz Izą, aż do obiadu. Dziewczynom przeszła złość i były bardzo miłe, a nawet próbowały być dość uległe w stosunku do nas obu?
-Robert, co robimy za tydzień?
-Nic.
-To może damy się wcisnąć do gry w klubie?
-Ruletka już mnie nudzi.
-A kto tutaj mówi o ruletce?
-A co jeszcze jest w klubie, bilard w którego nie gram?
-Nie. Jest jeszcze pokój luster, w którym dziewczyny, jak przegrają robią show.
-Nie, no do tej pory myślałyśmy, że my robimy to lepiej od was. Ale już przekonałyśmy się, że umiecie, więc przestaniemy przegrywać. I teraz wy będziecie robić striptiz dla nas.
-Wiesz, nie wiem czy mogę, bo dość często są tam nasi rodzice. Stwierdził Robert.  
-Szymon, wiesz co? Trzeba mi zmienić jednak chłopaka. Oznajmiła mi Iza.  
-Nie. Ten zostaje.
-Mógłbyś czasem stanąć po mojej stronie.
-Pewnie, że mogę. Ale skoro on pasuje twoim rodzicom, to po co go zmieniać?
-Bo on nie chce robić tego, co ja.
-A cha. Czyli nie chce nosić stringów, staników i innych takich rzeczy, czy tak?
-Nie o tym mówię.
-Może potrzebny tobie jakiś gej.
-Wiesz co, ja nie umiem się czasem z tobą dogadać. Agata spojrzała na mnie i zwróciła się do Izy.  
-On to robi specjalnie.
-Specjalnie mnie denerwuje?
-Tak. Nie zauważyłaś?
-Nie. Zaraz....
-Dziewczyno, nie pomogę zmienić tobie chłopaka, ten zostaje. Może i nudny, ale stoi zawsze po twojej stronie. Nie zauważyłaś tego, to popatrz. Robert! Iza przyjdzie do klubu pograć z nami, a ty?
-Dobra, też będę.
-Widzisz, masz złe podejście i tyle.
-Robert poprosisz moich rodziców o moją rękę. Teraz!
-Zwariowałaś. Ich tutaj nie ma. Ale chyba masz rację, trzeba coś wymyślić, że tak późno wracamy, a powinnaś być w domu nad ranem.
-Wiem. Co Szymon radzisz?
-Iść i szczerze porozmawiać, bo co innego pozostało. Zawsze możesz powiedzieć, że ze względów bezpieczeństwa, mama Karoliny zatrzymała was do śniadania. Prawda Natalio?!
-Przecież to prawda. Tyle się ostatnio słyszy o dziwnych zniknięciach, że nie chciałam ryzykować.
-Widzisz?
-Dlaczego wszystko tak łatwo tobie przychodzi, co?
-Nie wszystko. Możesz mi wierzyć, że to tylko tutaj.
-Szymon, powiesz mi wreszcie, co dla nas szykujesz?
-Spełnienie własnych marzeń. Jak ja to powiedziałem? A no tak. "Będziesz w niebo wzięta." I dosłownie i w przenośni.
-Natalio proszę ciebie, powiedz mi, co on szykuje.
-A o co go prosiłaś?
-Miał zrobić coś niesamowitego, tak jak robiłby to dla siebie, spełniając własne marzenie. Powiedziałam także, że ma nie liczyć się z kosztami.
-To dlatego chce to zrobić. Szymon, to było twoje marzenie?
-Tak, to jedno z wielu.
-Jakie masz jeszcze marzenia?
-Mam ich jeszcze dwanaście, a było ich osiemnaście. Sześć z nich spełniły dziewczyny.
-Które? Spojrzałem z pod byka.
-Czasem mogłabyś się Jagódko sama domyślić. Ale jak już pytasz, to jedna z nich, to ty. Bez urazy Andrzej.
-Wiem o czym mówisz, o tej grze, którą prowadziliście pomiędzy sobą.
-Właśnie. Ale każda z was spełniła jedno do dwóch moich marzeń.
-Ja nic takiego nie zrobiłam. Powiedziała Natalia.
-Chcesz wiedzieć? Kiwnęła głową na znak tego, że chce się dowiedzieć.
-Powiedziałaś, że źle robię zaczynając tą krucjatę, a nie zabroniłaś żadnemu ze swoich dzieci, spotykać się ze mną. Dlaczego, skoro uważasz to za niebezpieczne?
-Jest w tobie coś, co podziwiam, lecz widzę, że masz kłopoty i chciałabym tobie pomóc. Ale nie potrafię zrobić tego, jak nie wiem w czym. I to hamuje mnie w tym, co chciałbyś wiedzieć. Poza tym, to moje dzieci, no może nie licząc jednego, bardzo ciebie lubią. I częściej są w domu. Dziękuję tobie za to. Do tego wreszcie mogę porozmawiać ze swoją córką bez kłótni, a ten twój sposób bycia, jest dziwny. Do wszystkiego podchodzisz, jak do zadania. Mam wrażenie, że obliczasz, jak bardzo można jeszcze namieszać i to po prostu robisz.
-Bo tak jest. Zamęt i zamieszanie, to kwintesencja zabawy. Lubię patrzeć, jak coś się dzieje.
-Oby nie za bardzo. Stwierdziła Jagoda.  
-Właśnie. Wtórowała jej Agata.  
-Ale wiecie co, mam też inne marzenia.
-Jakie?
-Chciałbym skoczyć ze spadochronem i to marzenie spełni Natalia. Chcę nurkować w jeziorze Malawi. Wspiąć się na lodową ścianę. Spędzić tydzień na statku. Łowić ryby, które ważą więcej niż ja i nauczyć się panować nad sobą do tego stopnia, że nie da się wyprowadzić mnie z równowagi. Polecieć do Australii i wspiąć się na czerwoną skałę i ponurkować na wielkiej rafie koralowej. Przejść przez kowadło na Saharze i zjeść kilka potraw, które przyrządzają prymitywne plemiona. I do tego wszystkiego, mieć obok siebie, taką kochaną istotę, jak ty Agatko.
-Macie moje błogosławieństwo. Powiedział Andrzej.
-Moje także. Dodała Jagoda.
-Szymon, powiedz mi coś? Twoi rodzice na pewno nie mają żadnego majątku?
-Nic. Dlaczego pytasz?
-Ambitne te twoje marzenia. Do ich spełnienia potrzebne są bardzo duże pieniądze.
-Wiem, ale jakoś nie wiem, w czym to miałoby mi przeszkadzać.
-Troszkę tobie pomogę, pozwolisz?
-Jasne. Dobra, koniec tego gadania o mnie, porozmawiajmy o waszych marzeniach.
-O czym ty chcesz chłopaku rozmawiać. Zobacz chłopczyku ich miny, zdeklasowałeś wszystkich.
-Nie. Robert, a ty, jakie masz marzenia?
-Szczerze powiedziawszy, to nie wiem.
-A ty Mariola?
-Takie jak wszyscy. Zobaczyć piramidy i las tropikalny, ale nigdy nie myślałam o tym, w taki sposób, jak ty. Masz dziwny sposób myślenia. Ciebie nie interesuje miejsce, tylko to, co można tam robić, a nie zobaczyć. Patrzcie. Szymon, po co pojechałbyś do Francji?
-Zobaczyć winnice i popróbować różnego rodzaju win.
-Widzicie. A do Włoszech?
-Wejść na Etnę.
-A w Hiszpanii, co byś robił?
-Corrida i la tomatina, taka wojna na pomidory. Która odbywa się w ostatnią środę sierpnia w prowincji Walencja w mieście Bunol. Dlaczego pytacie, przecież to logiczne? Rozejrzałem się po twarzach będących tam osób. Ale mieli miny.
-Skąd ty to wiesz? Zapytała Natalia.  
-Magia telewizji satelitarnej.
-Mówiłeś, że nie jesteście majętni.
-Satelita jest zbiorcza, a moi rodzice uwielbiają oglądać programy przyrodnicze i podróżnicze, to pewnie dlatego mam tak szeroki wachlarz różnorodności z tego świata w swoim programie.  
-Jesteś niesamowity, jak ty to robisz, że zawsze mnie zaskakujesz?
-Ale ja nic takiego nie robię, to wy macie ograniczony świat mając do niego dostęp, a ja mam zamknięte drzwi i pewnie dlatego wziąłem i skatalogowałem to, co chciałbym zobaczyć. No tak, jeszcze zorze polarną i kosmos, ale to raczej nierealne. Bo na jedno trzeba trafić, a do drugiego, rzadko kto ma możliwości dolecieć.
-A może zrobić klub podróżnika i jak dasz jakiś pomysł, to my tam ciebie zabierzemy.
-Żartujecie sobie chyba, a ja poważnie mam zamiar, to wszystko zobaczyć i przeżyć.
-Wiem. Dlaczego myślisz, że ja nie mam pomysłów?
-Wiem, że masz. Ale pewnie nie takie, jak ja.
-Pewien jesteś?
-Dobrze. Więc, co masz zamiar robić na Riwierze?
-Pochodzić po sklepach, po plaży. Opalać się i pływać.
-I to wszystko? Jedziesz tam nic nie robić?
-A co tam można jeszcze robić?
-To francuska riwiera, to jak pojechać na tor samochodowy i popatrzeć, jak inni sobie jeżdżą samochodem, a nie przejechać się ani razu. To morze, tam są porty jachtowe, jakich chyba nigdzie w europie nie ma. Co z wami? Czy wy jedziecie tam tylko po to, aby zobaczyć, jak tam jest? Ludzie, wydajecie fortunę, żeby pojechać do pewnego miejsca, a nigdy nie zastanawiacie się, co można tam robić, czego nie można robić, gdzie indziej w takich warunkach?
-Powiedz mi coś Szymon. Czy ty naprawdę chcesz zrobić, to wszystko?
-Tak.
-Dobrze, to jak zamierzasz tego dokonać?
-Trzeba zwariować, żeby mieć taki punkt widzenia, prawda Paulinko?
-Co? Przepraszam, nie słuchałam.
-Trzeba zwariować, żeby mieć taki punkt widzenia, jak ja, prawda?
-Nie. Masz bardziej żywy punkt spojrzenia niż inni i w związku z tym, masz dużo przemyśleń, Prawda?
-Tak.
-Ma to pewnie związek z twoim upadkiem z trzepaka i amnezją, jakiej doznałeś. Nie potrafię tego jeszcze zrozumieć, choć może to mieć związek z dziurą, jaka powstała w twojej pamięci. Każda luka musi być czymś zapełniona, a twoja nie jest.
-Dużo tobie zostało do napisania?
-Szymon, ty zawsze szokujesz mnie czymś nowym, jak mam skończyć tą pracę. To co dzisiaj zrobiłeś, to następne 500 stron do napisania. Czy ty się czasem zastanawiasz nad tym, co robisz?Przecież twój profil psychologiczny był już gotowy, a ty masz zawsze coś do dodania. Jak ja mam to skończyć? Burzysz mi plan za każdym razem, gdy rozmawiamy o tobie. To ile masz lat, to już mnie zamurowało, to co mi powiedziałeś, drugi raz, a to co ugotowałeś, trzeci. Nie wiem, może już wystarczy.
-Szymon, o co chodzi?
-O prace doktorancką, jaką Paulina pisze na moim i Jagody przykładzie.
-Kochana, nie chwaliłaś się. Będę mogła to zobaczyć?
-Jeśli to, co tam zobaczysz Natalio, zachowasz dla siebie, to tak.
-A ja? Zapytał Paweł.
-Być może dojdziemy do tego, ale jeszcze nie teraz Pawełku.
-Co ty ukrywasz przede mną? Zbulwersował się Paweł.  
-Nic, tylko ty jesteś uprzedzony do Szymona. Chociaż wczoraj byłeś zły, że nie brałeś udziału w przedstawieniu, a on szukał kogoś kto zagra u Karoliny na osiemnastce.
-Skąd to wiesz?
-Powiedział mi wczoraj. Przepraszam ciebie Karolinko, że nie wzięłam udziału w tym przedstawieniu.
-Nie wiedziałam, że będzie jakieś przedstawienie, miał być tylko show. A on zrobił i teatrzyk. To Agata i Iza prosiły mnie o tą opcje, bo w klubie nie mogą wygrać z chłopakami i chciały, żeby zrobili Striptiz. Stwierdziła Karolina.  
-Przecież jak ostatnio przegrałyście, to po was, też zrobiliśmy przedstawienie. Zaraz, wrobiłyście nas. To było chamskie. Odkujemy się wam. Zobaczycie, nie żartuję.
-Oj, przestań. Przecież dobrze się bawiłeś. Odpuścisz nam? Płaszczyła się Agata.  
-Zastanowię się! Wycedziłem przez zęby.
-Zaraz, zrobiłeś to, bo Karolina prosiła? Dopytał Tomasz.  
-Tak. Myślałem, że to ona, ale to był plan Agaty i Izy, a za to, to im się odkuję.
-Złośliwy jesteś, a ja ciebie kocham, wiesz!?
-A ja myślisz, że ciebie nie kocham? Broniłem swojego stanowiska.  
-No wiem. Odpuść nam, proszę ciebie.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Wy nie będziecie złe na nas, za dłonie, a my odpuścimy wam tą złośliwość.
-Dobrze. Uśmiechnęła się.  
-Kochani, za chwilkę będzie obiad, więc jak można prosić, to pół godzinki dla każdego. Oznajmiła wszystkim Natalia.  
-Andrzej, odwieziecie mnie na stację po obiedzie?
-Jasne.
-Dzięki.
-Szymon zostań na słowo, ty Paulinko i Karolinko, też.
-Dobrze mamo.
-Idźcie, ja też zostanę. Powiedziała Agata.
-Dobrze, Agatko. Wszyscy poszli do pokoi przyszykować się do obiadu i zostaliśmy sami w salonie.
-Szymon, o co chodzi z tym balonem dla Jagody?
-To proste, Andrzej prosił mnie o coś dla Jagody, bo ma wrażenie, że ona na coś czeka z jego strony. A ona myśląc, że on nic w tej kwestii nie robi, poprosiła mnie, o zrobienie dla nich czegoś romantycznego, czego nigdy by się nie spodziewali i mam się nie liczyć z kosztami. Do tego wszystkiego, plan ich zaręczyn, był mój. Tylko to co powiedział, miało być od niego. W tym mu nie pomogłem. To samo tyczy się dnia kobiet, ale wyszło inaczej niż myślałem. Bo Jagoda czując się winna za to, że podejrzewa Andrzeja, iż to ja zrobiłem ich zaręczyny, wzięła całe przygotowanie tego przedsięwzięcia na siebie. I teraz jest nam głupio, gdyż to dzień kobiet. Jak tak może być, że ona zrobi to sama.
-A dla nas, co szykujesz?
-Właśnie to popsułyście. Na dzień kobiet, miał być ten teatrzyk.
-Przepraszam. Nie gniewasz się, prawda?
-Nie, tylko teraz zostaje mi tylko jedno.
-Co takiego?
-I właśnie to, dowiecie się, jak już będzie za późno.
-Szymon, to my debatowałyśmy razem z Dorotą, nad tymi zaręczynami i zawsze wychodziło nam, że to ty.
-To nie istotne Natalio. Załatwcie tylko sprawę z balonem, cateringiem i samochodem.
-Dobrze. Lubimy Andrzeja i Jagodę, zrobimy to dla nich.
-Dziękuję. Więc mogę się nie martwić o to?
-Tak. A nawet dorzucę coś od siebie, zresztą sam mi ten pomysł dałeś. Jestem jej coś winna, więc spłacę jej dług wdzięczności i to ja tobie dziękuję.
-Agatko, będziesz potrafiła się nie wygadać?
-Ale o co chodzi, bo nie rozumiem.
-Jagoda prosiła o coś, a ja mam zamiar zrobić dla nich jedno z moich marzeń. Chcę, aby Jagoda z Andrzejem zjedli śniadanie w chmurach, lecąc w balonie. Tak jak powiedziałem, będzie w niebo wzięta.
-A więc do tego dążysz, to dla tego nie powiedziałeś tego marzenia o balonie, jak odpowiadałeś na pytania. Żeby się nie domyśliła. Ukryłeś to, a miałeś nas nie okłamywać.
-Nie okłamałem was, tylko przesunąłem tą wiadomość do faktu oczywistego w danej chwili. Dowie się, ale w danym czasie. Tak jak o zaręczynach, możesz pomóc?
-Dobrze, ale chcę wiedzieć, co zamierzasz.
-Porozmawiaj z Karoliną, ona tobie wytłumaczy. A teraz, jak można prosić... pójdziemy na obiad. I nie poruszajcie tego tematu dziś, dobrze?
-Tak zrobimy.
-Dopisz Paulinko do księgi czarów następne 500 stron.
-Zabawne, kiedy ja to skończę, ty dostaniesz kopię tego wszystkiego do przeczytania.
-Daruj sobie przesyłanie tego, nawet nie spojrzę.
-Jak chcesz, ale i tak dostaniesz jej wynik.
-Dobrze. Widzę, że protest nie wiele da. Idziemy na obiad.
-Szymon ma rację, idziemy. Poszedłem na obiad z dziewczętami i resztą ludzi, jaka pozostała po imprezie. Obiad minął bez żadnego ekscesu, a po obiedzie Andrzej zawiózł mnie mając Agatę, Paulinę i Jagodę na stację kolejową. Jagoda nie pytała więcej, co chcę zrobić i nie wiem dlaczego. Czułem, że coś jest nie tak, więc sam zapytałem.
-Zła jesteś na mnie?
-Nie. Stwierdziłam, że dowiem się we właściwym czasie.
-Czyli jesteś zła.
-Nie jestem zła. Może troszkę, ale nie o to, co robisz, tylko na to, co ja robię.
-A, co ty takiego robisz? Próbowałem dowiedzieć się w jakim kontekście ona spogląda na to zdarzenie.  
-Ustawiam wszystko pod siebie, a nie pomyślałam o tym, że może ty chciałbyś zostawić sobie to marzenie dla siebie.
-Nie, to marzenie oddałem już tobie i mam nadzieję, że podzielisz mój zachwyt nad tym pomysłem.
-Zobaczymy. Nie powiesz mi tego, prawda?
-Będziesz wniebowzięta, tylko tyle.
-Co to znaczy.
-To nie ma żadnego znaczenia, to fakt.
-Dlaczego twierdzisz, że to fakt?
-Bo to nie jest żaden trick, to będzie prawda. Zresztą sama zobaczysz. Uśmiechnij się, proszę.
-Dobrze, ale obiecasz mi, że nie zrobisz nic, abyś później, nie musiał tego żałować.
-Obiecuję to tobie. Niczego w życiu nie będę żałować.
-I dobrze. Mam nadzieję, że mówisz szczerze.
-Cześć Jagódko, do następnego razu.
-Mogę? Zapytała Paulina Agatę.
-Możesz zawsze, bo zawsze mogłaś. Odpowiedziała Agata.
-Co jest z wami, przecież się nie lubicie.
-Przecież wiesz, że to nieprawda.
-Wiem, ale sprawdzam. Paulina pocałowała mnie na pożegnanie, a ja pocałowałem Agatę. Andrzej patrzył na nas w lusterku. Kiedy skończyliśmy zapytałem.
-A ty nie pozwolisz Jagodzie mnie pocałować na koniec?
-Nie. Przepraszam, ale nie. Agata trzasnęła mnie w ramię.
-Ty gadzie, oberwiesz za to.
-Nie! Nie. Nie rób takiej miny. Ona się nudzi, bo już nie muszą się chować przed tobą, a ja to popsułem. Andrzej, wyrwij ją czasem z rutyny i zabawcie się gdzieś, zgoda?
-Dobrze.
-Wypuść mnie Agatko. Wysiadłem z samochodu i pocałowałem jeszcze raz Agatę, po czym pomogłem jej wsiąść do samochodu i zatrzasnąłem drzwi blokując je od środka przyciskiem dla dzieci. Zapukałem do przednich drzwi. Jagoda otworzyła mi okno, a ja wsunąłem się do środka.
-Cześć Andrzej. Podałem mu rękę i powiedziałem.
-Zabaw ją czymś, bo jak nie, to... . Złapałem ją za głowę i pocałowałem w usta. Agata się wściekła, a Andrzej zdębiał.
-Bez urazy Andrzej, ale zajmij ją czymś, bo tobie ucieknie! Powiedziałem oddalając się od samochodu w stronę stacji PKP. Z samochodu dobiegał głos wściekłej Agaty.
-Zatłukę ciebie zobaczysz, tylko przyjedziesz! Zatrzymałem się, obróciłem i powiedziałam.
-To może lepiej, żebym się tutaj więcej nie pokazywał?! Ukłoniłem się, wyprostowałem i wszedłem na stację PKP. Tego dnia poleciałem, jak nigdy do tej pory, ale miałem już niczego nie żałować, obiecałem jej to, a gdybym tego nie zrobił, to z pewnością bym tego żałował.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 4959 słów i 27295 znaków, zaktualizował 2 lut 2019.

Dodaj komentarz