Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 14a. Tragedia!

Jak to zwykle bywa pojechałem do Zielonej, bo musiałem. No dobra, nie musiałem, ale chciałem. Pojechałem najpierw do Piotrka powiedzieć mu, że dokumenty są już wysłane i nie musi ich przerzucać z prawej na lewą.  
-Szymon, chodź zobaczysz, co takiego dostałem.- I sprowadził mnie do garażu, w którym stały dwa nowiutkie motory KAWASAKI ZZR​ ​1100 czerwony i zielony.  
-Łał! 1100? Przecież to potwory.  
-Jadę samochodem wypróbować je na tor w Poznaniu, jedziesz ze mną?  
-Jasne.- Zapakowaliśmy je na przyczepkę i pojechaliśmy na tor do Poznania. Na wjeździe facet jęczał, bo nie chciał nas wpuścić, ale przyszedł kierownik i wszystko się wyjaśniło. Wjechaliśmy na tor. Przygotowanie motorów do jazdy zajęło nam ze dwadzieścia pięć minut razem z przebraniem się w kombinezony, lecz w końcu ruszyliśmy. Najpierw dwa kółka na spokojnie, a później mieliśmy się ścigać. Lecz drugie kółko, wcale nie było już takie wolne. Zaiwanialiśmy dość szybko. Przed startem Piotrek poprosił człowieka z obsługi toru o miotełkę, aby zamieść piasek na jednym z zakrętów i pojechał to zrobić. Ja natomiast kombinowałem, jak wykonać najlepiej start, żebym nie nakrył się kopytami. Kiedy wrócił ustawiliśmy się na starcie. Ruszyliśmy i na dwóch pierwszych zakrętach byłem pierwszy, lecz na długiej prostej mnie wyprzedził. Pierwsze okrążenie było dla niego. Ale na pierwszym zakręcie wyprzedziłem go i drugie okrążenie było moje. O wszystkim miało zdecydować trzecie okrążenie. Prowadziłem, więc nie mogłem dopuścić do wyprzedzenia mnie przez niego i na jednym z szybszych zakrętów, motor wpadł w poślizg. Uderzyłem manetką gazu o asfalt i to było początkiem mojego problemu. Udało mi się złapać kawałek czystego asfaltu i podczas jazdy postawić go bo pionu, by pojechać dalej, ale zbyt szybko dodałem gazu, motocykl zachwiał się i zrzucił mnie z siebie sam łapiąc pion i z dość dużą prędkością wpadł w opony. Pewnie uderzając o asfalt manetka gazu się zacięła. Motor przekoziołkował nad płotkiem z opon i uderzył w trybunę, zamiatając ją z dość dużej ilości miejsc. No dobra nie oszukujmy się, w tamtym czasie były ławki. Co i tak nie zmienia faktu, że z KAWASAKI niewiele zostało. Ja odbijałem się po asfalcie, jak piłka uderzając o niego, niczym kamyk puszczony po wodzie, jak kaczka. Nie straciłem przytomności, więc pamiętam hałas i całe to zamieszanie wokół siebie. Miałem na sobie kombinezon, który był pościerany i kask z zamykaną szczęką. Kask pękł na skroni i miałem problem ze zdjęciem go z głowy po wypadku, więc pomógł mi facet z obsługi toru przy pomocy jakiegoś klucza. Była policja i karetka, która po pewnych zdarzeniach, zabrała mnie na badania. I co ważne, nikt nie wiedział, co powiedzieć policji, oraz wytłumaczyć im kim jestem. Naprawdę mnie to bawiło. Gliniarze patrzyli na mnie tak, jak gdybym spadł z nieba. Siedziałem skołowany i głupkowato uśmiechnięty.  
-Co się tak cieszysz idioto, mogłeś się zabić!- Darł się na mnie jakiś podinspektor rozliczający i opisujący całe to zdarzenie. A ja miałem to w dupie, bo tylko jedno miałem w głowie. Ten motor musiał być wart tyle, ile lepszy samochód. Matka jak nic, ​głowę mi urwie. Ale jaja. To żem nabroił. Złapałem głęboki oddech, żeby się uspokoić.  
-Szymon cały jesteś?- Usłyszałem głos Natalii.  
-Nie wiem. Boli mnie kolano i żebra, a do tego wszystkiego jeszcze szczęka. Natalio przepraszam ciebie za motor. Nie da się go naprawić. Rozsypał się w drzazgi, prawda?  
-Szymon, motorem się nie przejmuj, odkupię go Pawłowi, tylko ani słowa ojcu. Słyszysz Piotrek?  
-Tak. Jak się dowie, to zabierze mi ten drugi motor, mimo tego, że to prezent od ciebie mamo.  
-Wiedziałeś?  
-Tak. Karolina niechcący się wygadała.​  
-Ach te kobiety, prawda Szymon?  
-Nie. Jakby nie one, to nie wiem, jak uchowałby się gatunek ludzki.  
-Masz niesamowicie dziwny sposób rozumowania.- Uśmiechnęła się do mnie.  
-Podejdź.- Powiedziała Natalia. Wstałem, zachwiełem się i natychmiast znalazłem się u jej stóp. Spojrzała na mnie wystraszona.  
-Powiedz mi, że to przypadek.- Pokiwałem głową, że nie. Popatrzyła na mnie chwilkę i zawołała lekarzy. Przyszły dwie osoby w kitlach. Jednym z  lekarzy była młoda kobieta. Zbadała mnie i powiedziała.  
-Jedziemy na pogotowie.- Chciałem się podnieść, ale powstrzymała mnie mówiąc.  
-Nie, nie, nie, kolego. Chłopaki dajcie nosze.- Dodała do pielęgniarza i kierowcy. Przynieśli i położyli mnie na nich. Pojedziesz z nami i będziesz miał zrobione zdjęcie rentgenowskie, a jeśli nic nie wyjdzie, to zrobimy USG.  
-Piotrek, ogarniesz tutaj ten bajzel?- Zapytała Natalia.  
-Dobrze mamo. A ty, gdzie jedziesz?  
-Z Szymonem do szpitala.- Popatrzyła na mnie i zapytała.  
-Mogę? Czy zawiadomić twoją mamę.
-Moja mama dostanie zawału serca, kiedy się dowie, co się stało.  
-To pojadę z tobą. Piotrek, proszę ciebie, abyś nie mówił nikomu, co się tutaj stało.- Powiedziała  Natalia.  
-Dobrze.  
-Szymon, a Agata?- Zapytał mnie Piotrek. Spojrzałem na jego mamę.  
-Nie może jej powiedzieć.- Stwierdziła.  
-Wiem. Potrzebujemy dowiedzieć się, gdzie mnie zabierają.  
-Za chwilkę będę wiedzieć.- Powiedziała Natalia i poszła do tej ładnej pani doktor.  
-Na pewno nic nie mówić?- Zapytał Piotrek.  
-Jak coś powiesz, to nie dadzą tobie spokoju. Opanuj się, to zaoszczędzisz mi i sobie problemów.  
-Jak chcesz, ale ja uważam, że powinieneś skontaktować się z ojcem, albo ciocią Agaty.  
-I właśnie dlatego potrzebne jest mi miejsce do którego chcą mnie zabrać.  
-No tak. Szymon, przepraszam ciebie za to.- Pokazał na roztrzaskane motorem miejsce.  
-Piotrek, to nie twoja wina. Przecież tamten zakręt posprzątałeś, a wywróciłem się na tym. Pech chciał i już. Niefortunny zbieg okoliczności.- Wróciła Natalia.  
-Szymon, zabierają ciebie do szpitala.- I powiedziała do którego.  
-Natalio zadzwoń do Jagody i powiedz, żeby przyjechała. Nie podawaj jej powodu, zgoda?  
-Będzie chciała wiedzieć.  
-Wiem. Nie odpowiadaj, tylko poproś jeszcze raz o przyjazd.  
-Ale jej zrobimy burzę mózgu.  
-Wiem i z góry za to przepraszam.  
-Pójdę zadzwonić.- I poszła.  
-Szymon, trzymaj się.- Chciał pożegnać się Piotr.  
-Chyba spódnicy twojej mamy?  
-A nie możesz swojej?  
-Moja dostanie zawału, kiedy się dowie.  
-I tak będziesz musiał jej powiedzieć.- Uśmiechnąłem się krzywo do niego.  
-Jesteś popieprzony.  
-Nie ja, tylko życie. A ja, tylko zamierzam dotrzymać mu kroku.  
-Jak zamierzasz tego dokonać?  
-Mam dwie ukochane kobiety obok siebie. Jeśli jedna jest ciocią, a najczęściej zadawane pytania dotyczące leczenia, będę kierował do tej drugiej, to wszyscy pomyślą, że ta druga to... ?  
-Twoja mama... . Szymon, ty poważnie chcesz zrobić to tak, żebyś nie musiał powiadamiać swoich rodziców?  
- Jeśli się uda, to tak. Mamcia nie będzie się tak stresować.  
-Twoja mama powinna wiedzieć.  
-I tak już nie sypia przeze mnie. Nie zrobię jej tego.  
-Ciężko macie, co?  
-Tak. Ojciec podżyrował komuś pożyczkę i teraz ma komornika na pensji. Ale paranoja. Jakby nie Musia, to w domu niczego by nie było.  
-Aż tak źle?  
-Tak. Tylko Piotrek, proszę ciebie o to, żebyś zostawił tą wiadomość dla siebie. Zgoda?  
-Nie mam chyba wyboru.  
-Nie masz.  
-O czym teraz rozmawiacie?- Zapytała Natalia wracając od telefonu.  
-O życiu.- Spojrzała na Piotrka.  
-Przecież mamo on nie kłamie.  
-Piotruś, jeśli nie chcecie, abym wiedziała, wystarczy mi to tylko powiedzieć.  
-Wiem, dlatego odpowiedzieliśmy na to pytanie ogólnikiem.- Stwierdziłem.  
-A nie łatwiej będzie odpowiadać szczerze?  
-Niby tak. Więc Natalio powiem tobie, że chodzi o was.  
-O kobiety?  
-Nie. O was obie. O ciebie i Jagodę, ale porozmawiamy sobie dopiero wtedy, kiedy przyjdzie na to czas.  
-Nie zmuszam ciebie do tego, abyś zrobił coś, czego nie chcesz. Powiesz, kiedy będziesz chciał.  
-I za to ciebie kocham Natalio. Właśnie za takie podejście do mnie.  
-Szymon, jesteś niesamowitym człowiekiem, ale czasem mógłbyś się wyrażać bardziej precyzyjnie.- Patrzyłem na nią i zrozumiałem jej sposób bycia. Jest kobietą, która tak, jak i Karolina uchyli tobie nieba. A co dziwne, zupełnie nie chcąc niczego w zamian. Następny anioł w moim życiu.  
-Jedziemy!- Powiedziała ładna pani doktor i ruszyliśmy do szpitala. Po drodze pani lekarka wypełniała dokumenty i zapytała mnie o imię i nazwisko. Podałem je, a później zadawała pytania, na które nie do końca znałem odpowiedzi. O choroby w rodzinie i taki tam typowy wywiad środowiskowy. Wiedziałem tylko, że w rodzinie jest reumatyzm, który ma ciotka mojej mamy i wylew u babci. No i podejrzenie choroby wieńcowej u mamy. No, ale żyjąc w takim tempie, nie masz możliwości zdrowego odżywiania się. Czego zresztą nie ułatwiałem mamie. I tak zawsze w życiu każdego, jest coś, czego się żałuje.  
-Szymon, masz dużą rodzinę?  
-Bardzo dużą. Jeśli chciałbym ich wszystkich odwiedzić, to by mi to zajęło z rok, albo i dłużej. Nie dość, że to cała Europa, to jeszcze Ameryka, Australia i jakieś dziwne wyspy. Zresztą nie znam tej strony rodziny, tylko o nich słyszałem od dziadka.  
-Jak na szesnastolatka dużo wiesz na różne tematy, niekoniecznie związane z twoimi zainteresowaniami.  
-Zwykła ludzka ciekawość.  
-Dużo wie ten pani syn.- Natalia spojrzała na mnie, a ja pokiwałem jej głową i pokazałem, żeby nie mówiła, że to nie ona.  
-Tak, ma pani rację. Fajny jest i taki komunikatywny, prawda?- Powiedziała do pani doktor patrząc na mnie przymrużonymi oczętami.  
-Tak. Dziwnie spokojny, jak na to, co się stało.- Obróciła się do nas.  
-Też to pani zauważyła?  
-Tak. Od dawna się tak zachowuje?  
-Odkąd go znam.  
-Czyli to nie jest dziwne u niego?  
-Nie. Szymon jest bardzo racjonalny. Odnoszę wrażenie, że zawsze taki był.  
-Czyli to nie jest jeden z objawów szoku po wypadku?  
-Nie.  
-To dobrze, bo już się zaczęłam martwić, że jest w szoku.- Natalia roześmiała się, po czym powiedziała.  
-Pani przyjdzie tutaj na tył samochodu do nas, to pani to wytłumaczę obrazowo.- Przeszła między przednimi siedzeniami i usiadła obok mnie.  
-Niech się pani postara mu dobrze przyjrzeć.- Zawisła nade mną tak, jak gdyby chciała zobaczyć jakiś szczegół, który przegapili badając mnie na miejscu.  
-Pani doktor?- Uśmiechnąłem się do niej.  
-Słucham?- Odpowiedziała mając twarz na wysokości moich oczu.  
-Proszę nie patrzeć na mnie tak, jak gdyby było pani mnie żal.- Widziałem, że się lekko speszyła.  
-Ale wie pani co? Ma pani niesamowite spojrzenie.- Rzuciła wzrokiem w stronę Natalii, po czym wróciła nim w moją stronę i w dalszym ciągu patrzyła na mnie.  
-Bije ono taką mądrością i spokojem. Mógłbym wpaść w ten lazurowy błękit pani oczu i spokojnie w nim utonąć na zawsze.- Odgarnąłem jej loczek z twarzyczki aniołka.  
-Ładnie pani pachnie, tak delikatnie, niczym łąka, ledwo co zrodzona wiosną i zroszona poranną rosą, z tak naturalną skórą, niby płatek róży.- Trzymając dłoń na jej policzku, lekko zniżyłem jej twarz.  
-Ale jest pani piękna.- Musnąłem jej usta kciukiem. Oddaliła się. Oparłem się na jednym łokciu i zbliżyłem się ponownie do jej twarzy.  
-Masz aksamitne usta, tylko dlaczego milczą.- Zamknęła oczy myśląc pewnie, że ją pocałuję. Zrobiłbym to, ale nie w tych warunkach, ponieważ oparło się to na moim zahamowaniu do zrobienia czegoś, czego ona mogłaby później żałować. Pocałowałem ją w czółko. Natalia położyła dłoń na ramieniu lekarki.  
-Jak masz na imię?- Zapytałem.  
-Aneta. Ale hipnotyzujesz ludzi, łał.  
-Robi tym niesamowite wrażenie, prawda?  
-Samo spojrzenie ma takie, że przechodzą ciarki po człowieku, ale ... . Ojej.- Wzdrygnęła  się dziwnie machając brwiami. Dreszczyk emocji przeszedł jej po całym ciele.  
-Jeszcze nie mam tytułu doktora. Dopiero się uczę.- Stwierdziła.  
-Ile masz lat?- Zapytałem.  
-Dwadzieścia cztery.- Odparła.  
-Szymon, kobiet nie pyta się o takie rzeczy.- Zwróciła moją uwagę na mój nietakt Natalia.  
-Wiem. Tylko, że najpewniej, więcej Anety nie spotkam, a ona ma tak niesamowitą urodę, jak Karolina.  
-Przyjdę ciebie odwiedzić z koleżanką, mogę?  
-W celu?  
-Jesteś moim pierwszym pacjentem w tej pracy.  
-Dziś pierwszy raz jeździsz karetką, więc dam tobie dobrą radę. Nie odbierz tego źle, ale nie upiększaj się dla pacjentów, bo kiedy już się obudzą, to pomyślą sobie, że są w niebie.- Zaczerwieniła się.  
-O widzisz, tak lepiej, czerwień nie pasuje do tego błękitu.- Uśmiechnęła się.  
-On we wszystkim znajduje plusy?- Zapytała Natalii.  
-Nie znam go, aż tak dobrze.  
-Chwileczkę. To nie jest pani jego mamą?  
-Nie mówiłam, że jestem jego mamą.- Powiedziała Natalia spoglądając na mnie i mówiąc końcówkę przez zaciśnięte zęby.  
-Nie podałem ciebie Natalio, jako swojej mamy. Nie zrobiłbym tego.  
-Szymon!  
-Przecież wiesz, że nie podadzą diagnozy komuś obcemu, a moja mama przyjedzie późno, więc może lepiej będzie jeśli nie skłamiemy, tylko zostawimy to tak, jak jest. Niech tak sobie myślą.  
-Szymon, to oszustwo.  
-Nikogo nie oszukujemy. To ich błąd, że nie pytają.  
-Przepraszam, że się wtrącam, ale chłopak ma rację. Nic nie zrobią, jeśli nie będzie nikogo z opiekunów, więc niech tak sobie myślą. On też ma rację w tym, że to ich błąd. W ten sposób dowiecie się, co się stało z twoim kolanem i prędzej coś zrobią. Jeśli coś pójdzie nie tak, to zadzwoń do mnie, przyjadę i pomogę. Dam wam numer.- Wyrwała kartkę z notesu i napisała numer, imię, a na końcu odbiła usta na karteczce.  
-Ej, zakochana! Dojeżdżamy do Szpitala.- Powiedział kierowca.  
-Emil! To przecież moja pierwsza interwencja. Chcę pomóc dziecku na ile potrafię.  
-Tak. Też to tak widzę, pełen profesjonalizm. Yhy, tak na pewno. Dbaj o niego i uważaj, żeby mu serduszko nie stanęło. Wiem, może od razu zrobisz mu sztuczne oddychanie, a on będzie dusić twoje piersi.- Poszła usiąść na swoje miejsce.  
-Nieczuły cham jesteś, wiesz? I Świnia!  
-Wiem. Ale kochana, szybko się nauczysz, że w  tej robocie trzeba trzymać nerwy i uczucia na wodzy, a najlepiej w klatce i w odosobnieniu.- Wstałem i podskoczyłem do jej fotela  
-Nauczysz się.- Powiedziałem do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu. Uśmiechnęła się i powiedziała do mnie widząc, jak stoję na jednej nodze.  
-Na miejsce, bo zaraz ciebie kopne w to zdrowe kolano.  
-Ok, już się kładę.- Zabrałem dłoń z jej ramienia i usiadłem. Natalia zbliżyła się do mnie.  
-Pomogę tobie, ale pod jednym warunkiem.  
-Jakim?  
-Nigdy się nie oddalisz.  
-Dlaczego tak tobie na tym zależy?  
-Bo dzięki tobie mam rodzinę. Przedtem każdy był sam sobie. A teraz jest inaczej.- Łza poleciała mi po policzku. Starła ją i mnie przytuliła.  
-Masz moje słowo.- Powiedziałem. Samochód zatrzymał się przed wejściem na SOR i pomogli mi wysiąść. Posadzili mnie na wózek inwalidzki. Zawieźli mnie na zdjęcie rentgenowskie, a później czekałem na opis. Przyjechała Jagoda i Aneta po pracy. Wszystkie trzy, siedziały razem ze mną czekając na diagnozę. Kolano coraz bardziej mnie bolało. Zrobili mi jeszcze USG podając jakieś dziwne kontrasty. A po wszystkim dalej czekaliśmy na diagnozę.  
-Ta niepewność jest nad wyraz dobijająca.- Powiedziała Natalia.  
-Tak, jak człowiek napatrzy się na ludzkie tragedie, to zawsze jakiś idiotyzm przychodzi mu do głowy.- Stwierdziła Aneta i dodała.  
-Trzeba mieć nadzieję, że to tylko sen i zaraz się skończy.  
-Wcale nie. Lepiej o tym pamiętać i zawsze wiedzieć, jak kruche jest ciało ludzkie.  
-Szymon przestań nas straszyć.  
-Ja was nie straszę, stwierdzam fakt oczywisty. Często mnie coś bolało, ale ten ból razem z tym dziwnie zimnym odrętwieniem jest inny, taki jakby lżejszy, ale za to bardziej precyzyjnie określa swoje położenie. Coś jest nie tak i ja to wiem.  
-Szymon, miałeś nas nie straszyć.- Aneta patrzyła z przerażeniem na mnie, a dziewczyny spoglądały na siebie.  
-Szymon, pewien jesteś, że to bardzo miejscowy ból?- Zapytała Aneta.  
-Dziwnie miejscowy.  
-Gdzie dokładnie?  
-Tutaj, jak jest kolano pod rzepką i kawałek nad kolanem.  
-Panewka i splot nerwowy nad kolanem. Dziwne połączenie dwóch miejsc w bólu.  
-Dlaczego?  
-Panewka przylega do ruchomej rzepki, a splot nerwowy nad kolanem to zwitek nerwów oraz połączeń odpowiadających za ustawienia stopy i położenie ciała razem z błędnikiem. dzięki temu człowiek łapie pion do ziemi.  
-Co?  
-Dzięki temu możemy stać i się poruszać.  
-Acha. Zaraz, czyli mogę przestać chodzić?  
-Nie. To wcale nie znaczy, że musisz przestać chodzić.  
-Ale mogę.- Spojrzały na siebie.  
-Dlaczego tak spoglądacie na siebie?  
-Szymon, wszystko zdarzyć się może, ale na pewno będzie dobrze.  
-Nie martw się na zapas. Co by się nie stało, to pamiętaj, że możesz na nas liczyć.  
-Dziękuję.  
-Ja też tobie pomogę, jeśli coś będzie nie tak.- Powiedziała Aneta.  
-Ja naprawdę jestem twoim pierwszym pacjentem?  
-Tak.  
-Ciekawy zbieg okoliczności. Nigdy nie trafiłem na lekarkę zaraz po studiach.  
-Nie jestem po studiach. Jeszcze nie. Ta praca w pogotowiu tak naprawdę, jest praktyką.  
-Dużo interwencji dzisiaj miałaś?  
-Podobno w pierwszy tydzień jestem pod ochroną i nie dają nam przypadków klinicznych, tylko złamania i jakieś dziwne rzeczy, gdzie nie powinien jechać ambulans.  
-A ja?  
-To było dziwne, bo przyjechały do ciebie dwie karetki.  
-Nie wiedzieli, czy dasz sobie radę?- Zapytałem Anetę.  
-Nie byli pewni dlaczego jedziemy, a raczej do czego. Wypadek na motorze, to sam wiesz.- Skrzywiłem się.  
-Przepraszam, zapomniałam.- Do pokoju wszedł lekarz.  
-Można państwa prosić na korytarz.  
-Tak.- Powiedziała Natalia.    
-Dlaczego nie porozmawiacie tutaj?  
-Młody człowieku, leż. A my za chwilkę przyjdziemy i wszystkiego się dowiesz, tylko coś ustalimy, zgoda?  
-Niech i tak będzie.- Wyszli z pokoju, a ja próbowałem podsłuchać o czym jest mowa. Lecz do moich uszu dobiegały tylko pojedyncze słowa. Dziwnie brzmiała ta rozmowa, bo Natalia się wściekła w pewnym momencie i komuś tam pojechała. Gdy z powrotem weszli do sali mieli głupie miny.  
-Więc drogi chłopcze, sprawa wygląda w ten sposób, że masz uszkodzone kolano i twój przypadek jest nieoperacyjny. Masz też naderwane wiązadło ... .- Nie pamiętam całej diagnozy i ten kawałek, jest nie zapisany w pamiętniku, ponieważ nie słuchałem, co do mnie mówi lekarz. Wiem tylko jeszcze, że było tam coś o nerwie idącym poniżej kolana. A nie interesowało mnie to, co mówił lekarz, ponieważ one wyglądały tak, jak powiedziałby im, że umieram.  
-Dziewczyny, dlaczego macie takie miny, jakby wam ktoś powiedział, że umieram.  
-Szymon przestań, ten żart nie jest na miejscu.- Powiedziała Natalia.  
-Jest niewielka możliwość, że będziesz się poruszał bez żadnych ograniczeń i problemów.- Dodała Jagoda.  
-Weźmiemy innego lekarza i może on postawi inną diagnozę. Może wystarczy zrobić bardziej szczegółowe badania. Musi być coś, co można zrobić!- Wykrzyczała Natalia złoszcząc się, jak gdyby to była jej wina. Może czasem nie warto we wszystkim wygrywać. Pomyślałem sobie. Może lepiej odpuszczać, dla zwykłej zabawy. I wtedy przypomniałem sobie chłopaka z równoległej klasy w szkole podstawowej. Miał wypadek na sankach i lekarze łamali mu nogę kilka razy, bo się źle zrastała w miejscu urazu.  
-Szymon, poprosimy o inną opinię.  
-Udostępnię paniom kopie badań i diagnozy.- Powiedział lekarz i dodał.  
-Trzy państwu wystarczą?  
-Tak. Myślę, że trzy to dobry pomysł. Dziękuję bardzo panu za pomoc.- Powiedziała Aneta. Lekarz wyszedł.  
-Pokażę mężowi.- Powiedziała Natalia.  
-A ja pojadę do znajomego.  
-Jagoda, przywieź jutro Agatę.  
-Przywiozę.- Powiedziała.  
-Tylko nie mów jej, co się stało.  
-Szymon, będzie dobrze.  
-Natalio, idźcie do tego lekarza i weźcie te kopie badań. Przyjedźcie jutro, bo jestem bardzo zmęczony. Idę spać.  
-Szymon, a twoja mama?  
-Zadzwonię, jak będę wiedział, co i jak. Nie chcę robić takiej burzy w głowie swojej mamie, ona i tak ma za dużo na głowie.  
-Szymon, ale... .  
-Proszę. Mogę prosić?  
-Twoja decyzja. Ja jednak uważam, że powinieneś skontaktować się z rodzicami.  
-Ojca to obleci. A mamie, to ja nie zafunduje takiego szoku bez powodu.  
-Masz powód.  
-Jeszcze nie.- Powiedziałem spoglądając na swoją nogę.  
-Zapytam w innych placówkach.- Powiedziała Aneta.  
-Dziękuję za wasz czas poświęcony na mnie.- Powiedziałem.  
-Szymon, nie dziękuj, bo to moja wina.  
-Natalio. To nie jest twoja wina, tylko moja.  
-Ale gdyby... .  
-Moja. Rozumiesz, że to moja wina.  
-Jesteś jeszcze dzieckiem Szymon. Ciekawym dzieckiem. Ciekawym świata i tyle. Dlatego trzeba ciebie pilnować i wspierać. A ja dałam wam dwie maszyny do zabijania się i to moja wina, bo pozwoliłam wam wziąć je na testy do Poznania na tor.  
-Nic tutaj nie jest twoją winą. To ja sam spowodowałem ten wypadek. Naprawdę.  
-Szymon, ja wiem, że mnie bronisz, ale to ja dałam wam taką możliwość.  
-Natalio, to nie jest twoja wina. Moja, moja i tylko moja, rozumiesz. Jesteście wspaniałe, wszystkie. Dziękuję i do widzenia.- Powiedziałem uznając, że zakończę to wkręcanie się Natalii w winę.  
-Do widzenia.- Natalia podeszła i mnie pocałowała w czoło. To samo zrobiła Jagoda i Aneta. Wyszły z pokoju, a ja szybko zasnąłem.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 3939 słów i 21748 znaków, zaktualizował 30 sie 2019.

Dodaj komentarz