Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 5. Marcin i Mariola.

10 wrzesień piątek  

W następny piątek nie poszedłem do szkoły i pojechałem do Agaty. Lecz, kiedy dojechałem na miejsce nikogo w domu nie było. Postanowiłem więc udać się w drogę powrotną, w tym celu poszedłem na przystanek autobusowy i wsiadłem do pierwszego autobusu jadącego w kierunku centrum. Wsiadłem, lecz kiedy wysiadałem z niego, ktoś zwrócił mi uwagę i usłyszałem za plecami:  
-Kobiety puszcza się przodem. Niewychowana świnia.- Odwróciłem się, by zobaczyć, kto to powiedział i zobaczyłem małą metalówę. Ładna, schludnie ubrana w czarne spodnie dziewczynka, mająca na sobie czarną koszulę, skórę i kilka innych drobiazgów. A do tego wszystkiego jeszcze będąca zbyt mocno pomalowana, jak na mój gust. Normalnie nie mogłem sobie darować, a raczej jej darować tego stwierdzenia. Mała wredna pchła.  
-Podam ciebie do sądu za obrazę.  
-Że co!?- Wyrwała się krzywiąc ze zdziwienia, jak gdyby nagle zobaczyła coś, czego się nie spodziewała spotkać na swojej drodze.
-Jak już chcesz kogoś krytykować, to miej chociaż rację dziewczynko. Chłopak schodzi pierwszy, aby w razie upadku nie podciął kobiety. A także, aby w razie upadku kobieta, miała dodatkowy punkt oparcia. Więc uraziłaś mnie, czuję się obrażony i podam ciebie do sądu.  
-Chyba całkiem się tobie na mózg rzuciło.- Stała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Podobała mi się, więc skoro i tak już tutaj jestem, to może by tak ją poznać i zobaczyć dokąd sięga podłoże tej jej frustracji. A co mi tam.  
-Też mi nowość powiedziałaś. Ale mogę z tego zrezygnować.- Zainteresowała się, wiedziałem po jej minie. Nagle, tak jakoś pojaśniała.  
-Pod warunkiem, że dasz się zaprosić na ciasto i kawę do kawiarni.- Zaimplementowałem wymianę zdań w innym kierunku. Ciśnienie z niej zeszło całkowicie.  
-O boże, to podryw. A już myślałam, że mówisz poważnie?  
-To jak? Ciasto, czy sprawdzasz na ile serio mówiłem.  
-Dobrze, pójdziemy na ciastko.  
-To, gdzie pójdziemy na to ciasto?- Zapytałem.  
-Już wiem, tutaj za rogiem jest mała kawiarenka.- Powiedziała dziwnie zadowolona z siebie.  
-Ładnie to brzmi w twoich ustach, tylko… .  
-Co się tobie nie podoba w moich ustach.  
-Nie, nic. Masz ładne usta. Więc jedyne, co mi się w nich nie podoba, to to, że masz troszkę zbyt ciemną szminkę, jak na mój gust. Troszkę, to jednak jest zbyt mało powiedziane.- Stwierdziłem fakt oczywisty dla mnie, podchodząc do niej.  
-Dobrze pójdziemy na to ciasto, ale ty płacisz.- Powiedziała mrużąc oczy, jak gdyby mi nie ufała. W sumie nie dziwne, sam sobie raczej nie ufam.  
-Nie. Ja ciebie zaprosiłem, ale to ty płacisz, bo... to ty mnie obraziłaś. Kara musi być.- Powiedziałem na poważnie zadowolony z siebie, że doprowadziłem do takiej sytuacji.  
-Nie zgadzam się!- Powiedziała uśmiechając się, zatem łapiąc, że to jakaś gra słowna.  
-No jak chcesz, to ja wołam policjanta, o tam idzie.- Zdezorientowała się, lecz szybko doszła do siebie.  
-Zaprosiłeś mnie. Więc, to nie jest przypadkiem jednoznaczne z tym, że to jednak ty płacisz?- Uśmiechnąłem się do niej i pokiwałem głową tak, jak gdybym to właśnie sobie pobieżnie przemyślał.  
-No dobra. Pod warunkiem, że nie weźmiesz dwóch tortów na wynos.- Uśmiechnęła się wreszcie na powrót dobrego humoru.  
-Mam lepszy pomysł. Może kupimy sobie jakieś ciasto i pójdziemy do mnie na kawę?- Przemyślałem propozycję i uznałem ją za zgodną z moim oczekiwaniem, co do tej sytuacji.  
-Zgoda.- Odparłem podając jej dłoń. Podała mi swoją, a ja przysunąłem się do niej i powiedziałem.  
-Tylko, że ja nie pijam kawy.- Spojrzała na mnie, ze zdziwieniem i odpowiedziała.
-Coś się wymyśli. Może lepsza będzie herbata?- Odparła pytając.  
-Może.-Kupiliśmy ciasto i ciastka, a po chwili ustaliliśmy, że jednak pójdziemy do niej do domu tak, jak chciała.  
-Nie jesteś stąd?- Zapytała wreszcie.  
-Nie. Przyjechałem do kogoś. A, że nie było nikogo w domu, to miałem wrócić i wtedy to właśnie rzuciłaś mi się w oczy. Masz ciekawą urodę i dziwny sposób bycia. To będzie pewnie strasznie dziwne pytanie dla ciebie. Ale… . Czy mogę ciebie poznać?  
-Słucham?!- Zapytała się mnie, robiąc przy tym duże oczy.  
-Chciałbym się tobie przyjrzeć, mogę?  
-Poczekaj, bo czegoś nie rozumiem. Pytasz, czy możesz mnie poznać?  
-Tak.  
-I to ja mam dziwny sposób bycia.  
-Tak. Więc jak, pozwolisz mi?  
-No cóż, zgoda. Możesz mnie poznać, pozwalam tobie.- Uśmiechnęła się i śmiała się przez prawie całą drogę. Podjechaliśmy cztery przystanki do niej do domu. Stare budownictwo, trzy pokoje, ale takie, że można się ganiać dookoła mieszkania.  
-Ładne mieszkanie.- Powiedziałem.  
-A mnie się nie podoba. Wszystkie pokoje są przechodnie, a ja chciałabym, żeby choć jeden był normalny.  
-To akurat żaden problem, bierzesz tą szafę i stawiasz ją tutaj. W ten sposób masz tylko jeden pokój przechodni.- Stwierdziłem.  
-Pomóż mi.- Powiedziała. Oczy wylazły mi na wierzch.  
-A co na to rodzice?  
-Mieszkam tutaj sama, bo to mieszkanie po babci. A co z tym łóżkiem?- Zapytała się mnie.  
-Dobra. To łóżko, stawiasz tutaj na tą ścianę i jak wchodzisz, to nie rzuca się ono w oczy i jakikolwiek bajzel na nim.- Poprzestawialiśmy tam troszeczkę i zrobiła kawę, a mi herbatę. Rozmawialiśmy o pierdołach w między czasie, aż w pewnym momencie zapytała.  
-Jak ty masz na imię, tak w ogóle?  
-Faktycznie nie przedstawiliśmy się sobie. Mam na imię Szymon.  
-Szymon, a ja jestem Mariola, bo chyba też się nie przedstawiłam.  
-Faktycznie tyle się nagadaliśmy, a żadne z nas się nie przedstawiło. Która to godzina?
-16:00 prawie.  
-Muszę iść.  
-Jakby ich nie było, to wróć jeszcze, proszę.- Zaprosiła mnie, bym powrócił w objęcia jej ciekawości.
-Nigdzie dzisiaj nie idziesz?- Zapytałem.
-Dziś nie. Po zeszłym tygodniu, sobie daruję. Posiedzę w domu.  
-Jakby coś, to wrócę.  
-Dzięki, że pomogłeś mi to poprzestawiać i za dobry pomysł.  
-Nie ma sprawy. Mariola, dobrze pamiętam?  
-Tak, dobrze pamiętasz.  
-Cześć!  
-Do widzenia.- Udałem się do Agaty. Ale o dziwo nawet po 16:00 nikogo jeszcze nie było w domu. Opuszczając ich posesję, natknąłem się na sąsiadkę.  
-Pan do kogo tutaj?  
-Do panny Agaty, ale ich nie ma. Nie wie pani przypadkiem, gdzie są?  
-Tak, wiem. Pojechali wczoraj do ciotki do Zakopanego.  
-Dziwne. Nic mi nie mówiła. Miała dać znać, jakby coś. Choć dziś dopiero piątek, więc może się jeszcze zjawią.  
-Na pewno nie. Zawsze wyjeżdżają na tydzień.  
-No trudno. Proszę przekazać, że był Szymon, jak ich pani zobaczy.  
-Dobrze.- Pożegnałem się zwyczajowym "Do widzenia." i udałem się do Marioli, która o dziwo na mnie czekała.  
-I co?- Zapytała widząc mnie w drzwiach.  
-Wyjechali i mnie nie powiadomili.  
-Co zrobisz?  
-Wrócę do domu. Ale, jak już tutaj jestem, to posiedzę u ciebie do 20:30.  Mogę?  
-Jasne, co ty normalnie robisz w piątek?  
-Odpowiedź zależy od tego, co masz na myśli.  
-Zabawę, a nie pracę, czy tam naukę.  
-W piątek, to zazwyczaj jeździmy na dyskotekę do Drawskiego Młyna. A ostatnio, to jestem tutaj i chodzimy do klubu.  
-Kłamiesz. Tutaj nie ma klubów.  
-Popsuję twój plan, mogę?  
-Zgadzam się. Chcesz jeszcze herbaty?  
-Tak, poproszę.- Poszła zrobić. Nagle rozległ się głośny dzwonek do drzwi.  
-Pewnie Marcin, mój znajomy!- Otworzyła mu drzwi i miłym "Wejdź proszę." zaprosiła go do środka.  
-Wejdź do pokoju. Czuj się jak u siebie.- Dodała. Wszedł, usiadł, nogi wywalił na stół i krzyknął.  
-Mariola! Mogłabyś przynieść piwo, to już naprawdę poczułbym się, jak u siebie w domu.- I w tym momencie mnie zobaczył.  
-Co tak siedzicie w piątek w domu? Chyba nie przeszkadzam w… .- Zamilkł na chwilkę, a po chwili zapytał.  
-Nie macie ochoty na kolację w restauracji?  
-W sumie, to dlaczego nie. Mariola, a ty, co o tym sądzisz?  
-Wy faceci, macie manię wyciągania mnie z domu.- Chyba wkurzyła tym Marcina, bo.
-Co ty powiesz? Jak nie chcesz, to odpowiedz chłopakowi, że nie chcesz iść, a nie zrzędzisz. Po co tyle gadać, jak nic z tego nie wynika. Wy kobiety to macie jakąś manię bezsensownego gadania. Dobrze mówię?- Zwrócił się do mnie, Marcin.  
-Jasne. Hitler i Stalin też dobrze mówili, a zobacz, jak skończyli.- Przyniosła herbatę.  
-Dowcipny ten twój nowy chłopak.  
-On... . A zresztą nieważne. Po co ja sobie język będę strzępić.  
-A od dawna się znacie? Spojrzałem na zegarek i odpowiedziałem.  
-Jakieś siedem i pół godziny. Jestem Szymon, a ty masz na imię Marcin, prawda?
-Tak, zgadza się. Jak się poznaliście?  
-Gdy wysiadałem z autobusu, byłem niewychowaną świnią, a teraz zobacz jakim jestem.- Wstałem, złapałem Mariolę za ramię i przytuliłem swój policzek do jej policzka i dokończyłem zdanie.  
-Potulnym barankiem.  
-Dobre, muszę sobie zapamiętać, może się kiedyś przydać. To jak, idziemy? Bo się mnie nudzi.  
-No dobra chłopaki idziemy, zbierajcie się.- Udaliśmy się do jakiejś restauracji i zajęliśmy miejsca przy stoliku w rogu. Rozsiadłem się, gdy nagle podeszła do nas kelnerka. Całkiem ładna dziewczyna. Na pierwszy rzut oka wydawała mi się nieśmiała.
-Czym mogę służyć?- Zapytała z uśmiechem.  
-Wskakuj mała na stół i zrób striptiz.- Powiedział stukając dłonią w stół, Marcin. Kopara mi opadła. A dziewczyna obróciła się i wyszła z sali, a po jakimś czasie przyszedł obsłużyć nas chłopak. Mariola skwitowała Marcina wyczyn.  
-Jak chcesz, to potrafisz załatwić jeszcze deser…, ale ciacho.  
-Myślałem, że tutaj są tylko kelnerki.  
-Źle myślałeś, więc może idź i ją przeproś.- Powiedziałem.  
-Mariola, a ty jak myślisz?- Zwrócił się bezpośrednio do niej.  
-Powinieneś iść. Najlepiej po kwiaty na początek, a później do niej po liścia w twarz.  
-Zaraz coś skombinuję.- Wyszedł na chwilkę. Mariola poszła do kelnera, który nas obsługiwał. Widziałem, że rozmawiała również z naszą kelnerką, po czym wróciła.  
-Co jej powiedziałaś?- Zapytałem zaciekawiony tokiem jej rozumowania o danej sytuacji.  
-Że on taki jest i trzeba przywyknąć.  
-Było dodać, że to nieuleczalne.- Stwierdziłem jednoznacznie.  
-Nie omieszkałam wspomnieć.- Pojawił się wreszcie Marcin z kwiatkami. Miał jakiś bukiecik, więc go podarował dziewczynie bez słowa. Nic nie powiedział, więc ja poszedłem z nią porozmawiać.  
-Przepraszam za kolegę. Ale on, jak podoba mu się dziewczyna, to dostaje małpiego rozumu i gada to, co mu ślina na język przyniesie. A, że patrząc na taką piękność, jak ty, mózg mu się gotował, to myślał tylko o rozbieraniu się, czyli striptiz.- Roześmiała się, więc się przedstawiłem.  
-Jestem Szymon, ten buc to Marcin, a koleżanka ma na imię Mariola. Ty jesteś?  
-Dagmara.  
-Poderwij tego złamasa, to zobaczysz, że nie będziesz się nudzić.  
-Obiecujesz?  
-Tak, to akurat mogę tobie obiecać.  
-Zastanowię się.  
-Ale nie za długo, bo on raczej nie poczeka.  
-A ty?  
-Jestem zajęty. Mam już dziewczynę i bardzo ją kocham, więc nie ma szans.  
-Warto było spróbować. A ten twój znajomy, jest wolny?  
-Widząc jego podejście do życia, to myślę, że tak.  
-Jak dobrze go znasz?  
-Tylko troszkę. Więc pasowalibyście do siebie z tego, co widzę. On jest żywiołowy, ale ty byś go temperowała. Miała byś dużo roboty, więc byś się nie nudziła. Tak to mniej więcej wygląda.  
-Chwila. Więc wpakowujesz mnie na niego, a tak naprawdę, to go nie znasz?  
-Poczekaj.- Poszedłem po Mariole.  
-Chodź na chwilę. Próbuję władować ją na niego, pomóż mi troszkę.  
-Swatasz ich?  
-Przyda mu się. Niech odpokutuje dziewczynie ten prymitywizm i to chamstwo. Nie uważasz, że przyda mu się troszkę ogłady?  
-Masz rację, mam dość prostowania go, niech to robi ktoś inny.  
-Zgoda?  
-Dobrze.- Udaliśmy się na zaplecze, a tam Mariola próbowała przekonać kelnerkę do tego posunięcia.  
-Dziewczyno nudzić się nie będziesz. Poza tym, to on ma zawsze jakieś pomysły, rozrywkowy gość. To jak będzie? Bo on jest teraz sam, więc?  
-Dobrze. Umówicie mnie z nim?  
-Mariola, może ty. Bo ja będę tutaj dopiero za tydzień i nie wiem czy wpadnę do ciebie.  
-Ale szanujesz swoją dziewczynę.- Powiedziała Dagmara.  
-Niestety, to nie jest mój chłopak, jesteśmy tylko znajomymi. Szymon idź do Marcina.  
-Dobrze idę. Na razie Dagmara.- Poszedłem do stolika i usiadłem.  
-Po co z nią rozmawiacie.  
-Podobasz się jej, ale zastanawia się nad tobą, bo masz niewyparzony pysk.  
-Taki już jestem. Dobra, to co mam zrobić?  
-Uspokoić się. Przynajmniej jeśli chodzi o nią.- Wróciła Mariola.  
-I co mówiła?- Próbowałem się dowiedzieć.  
-Sam zapytaj?- Wstałem i udałem się w kierunku miejsca, gdzie była Dagmara.  
-Ej! Gdzie idziesz?- Zapytała Mariola.  
-Miałem iść zapytać? To idę.- Podeszła do mnie próbując w jakiś sposób wpłynąć na moją decyzję.  
-Ona jest zainteresowana tobą. Ale umówiłyśmy się, co do niego. Nie idź, będzie wyglądało, że jesteś nią zaintetesowany. Nie psuj tego, co ustawiłam.  
-Nie daj mu tego spieprzyć. Obiecaj mi to. Chyba, że ty jesteś nim zainteresowana.  
-Nie jestem. Kiedyś byłam, ale już mi przeszło. Troszkę go znam.  
-Więc obiecaj mi.- Chciałem, by ktoś go pilnował i aby nie dał robić mu głupot.  
-Przecież go nie znasz.  
-To nieistotne. Obiecaj.- Obstawałem przy swoim.  
-Obiecuję.  
-To załatwione. Zjedliśmy i poprosiliśmy o rachunek. Który, jak się okazało przyniosła nam Dagmara.  
-Twój rachunek, Kozaku.- Marcin spojrzał na mnie.  
-Do ciebie to powiedziała, łosiu jeden.- Stwierdziłem patrząc na niego.  
-Dam tobie duży napiwek.  
-Jeśli chodzi o moją osobę, to przydałoby się powiedzieć mi chociaż najzwyczajniejsze przepraszam.- Oznajmiła mu Dagmara, chcąc pewnie sprawdzić, czy w ogóle da się coś z nim zrobić.  
-Przepraszam, ale ja tak mam. Najpierw coś powiem, a dopiero później myślę o tym, co zrobiłem.  
-Dobrze. Ja dostałam kwiaty, a napiwek jest chłopaka, który was obsługiwał, więc niech będzie duży, bo ten stolik, to nie jego rewir.- Rachunek opiewał w tamtym czasie na 1 170 000 zł, a dał 2 000 000 jeśli się nie pomyliłem. Kończyła za 30 minut, więc Marcin poczekał na nią, by zachować się, jak człowiek cywilizowany i odprowadzić ją do domu. My natomiast poszliśmy do klubu biznesu, gdzie pograliśmy troszkę w ruletkę, wypiliśmy po drinku i kiedy znudziła nas ruletka, potrzaskaliśmy w bilarda. Dobrze rozmawiało mi się z nią i nawet zabawy typu bilard z otwieraniem zakazanych zakamarków jaźni, było bardzo dziwnym i ciekawym odzwierciedleniem jej sposobu bycia. Odwiozłem ją taksówką do domu, w której to próbowała mnie pocałować i widząc, co się kroi odprowadziłem ją pod same drzwi mieszkania, pożegnałem się i resztę nocy spędziłem na stacji czekając na pociąg. Gdyż ja chciałem ją tylko poznać dla Piotrka, który powiedział mi, kiedy z nim piłem, że ma dość panienek z dobrych domów i woli dziewczyny bezinteresowne, mające jakiś cel w życiu. Kiedy dojechałem do domu, sąsiadka podała mi wiadomość od Agaty na której był numer telefonu do cioci w Zakopanem. Zadzwoniłem i dowiedziałem się, że będą tam ten i następny weekend. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że to złośliwość losu. Tak, tydzień temu ona mnie prawie zdradziła, a teraz ja mam jakieś dziwne koneksje w tym kierunku. Muszę to wszystko jej wyjaśnić, jej i sobie. Stwierdziłem sam sobie i z takim zamiarem wyruszę tam następny raz.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 2901 słów i 15715 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz