Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 17. Ferie zimowe.

I żeby nie było to powiem tylko tyle, że następnego weekendu nie spędziłem u Agaty. Ale wiedząc, że będzie foch, to musiałem zadzwonić. Co zresztą uczyniłem. Usłyszałem od niej, że jej nie kocham i jeszcze parę innych inwektyw w moim kierunku. To zrozumiałe, że była zła i rozmowa zatrzymała się na mojej osobie. Choć nie miałem pojęcia o tym, iż Agata jeszcze nie wiedziała ile mam lat. A ona była ostatnim ogniwem tego łańcuszka. Reszta osób, wcale nie musiała tego o mnie wiedzieć.
-Agatko możesz się uspokoić, choć na chwilkę?
-Nie wiem czy mogę, bo myślałam, że przyjedziesz.
-Ja też tak myślałem, aż do wczoraj wieczór.
-Coś się stało?
-Narobiłem sobie kłopotów i teraz muszę coś z tym zrobić i cały problem w tym, że to musi być teraz.
-To kiedy teraz będziesz?
-Myślę, że w tygodniu. Są ferie zimowe.
-Przyjedziesz we wtorek, co?
-Dobrze, ale rano i wyjadę tego samego dnia.
-Musisz?
-Będę musiał.
-Co ty tak naprawdę musisz zrobić, aby móc przyjechać do mnie na dłużej, co?
-Niezupełnie to wiem. Bo tutaj mnie masz. Jakbym to wiedział, to świat, byłby zapchany mną u ciebie, aż byś miała mnie dość.
-To nie możliwe. Jak na razie, to nie mam ciebie nawet wtedy, gdy chcę.
-Przepraszam.
-I przestań cały czas przepraszać.
-Proszę.
-Dziękuję. I spróbuj być dłużej, proszę ciebie?
-Zobaczę, co da się zrobić, ale nic nie obiecuję, dobrze?
-Może być.
-Musi, jak na razie.
-To do wtorku, tak?
-Dobrze.- Pojechałem we wtorek po dłuższej batalii z soboty na niedzielę. Zabronili mi, a mimo wszystko i tak pojechałem. Nad ranem wsiadłem do pociągu jadącego do Poznania, a stamtąd udałem się do Zielonej. Kiedy zaszedłem pod drzwi, nawet nie zdążyłem zapukać, otworzyły się automatycznie i ku mojemu zdziwieniu stanęła w nich Jagoda.
-Powiedziałeś jej?  
-Nie.
-Ale ktoś jej to powiedział.
-Wściekła?
-Nie, ależ skąd. Tak tylko troszkę!
-Cześć tak w ogóle.
-Cześć. Przepraszam za to powitanie.
-Nie twoja wina, raczej moja, powinienem jej powiedzieć już ostatnim razem, kiedy wyjeżdżałem.
-Powinieneś.
-Pójdę i wsadzę głowę pod topór.
-Czasem, to ja mam wrażenie, że ty bardzo lubisz to robić.
-Zaczynam to lubić.- Poszedłem do pokoju Agaty.
-Cześć pszczółko, znów złość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem?
-Dlaczego mi prędzej nie powiedziałeś, co?
-Ja tak naprawdę, to nie wiem, czy mogę jeszcze się z tobą spotykać z tego powodu.
-Mnie to tam, nie przeszkadza.
-I dobrze. O co byłaś zła na wszystkich tutaj?
-Zadzwoniłeś i znów nie przyjechałeś do mnie. A ja myślałam, że będę w ferie miała ciebie na dłużej. Nawet do cioci w góry nie pojechałam.
-Dobrze, że mamy Paulinkę, co?
-Tak. Tylko, gdy ciebie nie ma, to my zupełnie nie wiemy, co mamy robić.
-Dziwne jesteście. To co takiego wy obie robiłyście w czasie, kiedy mnie jeszcze tutaj nie było?
-Rozglądałyśmy się za tobą.
-A tak poważnie?
-Prowadzisz przesłuchanie?
-Nie e.
-Ej, to ja miałam ciebie przesłuchiwać. Ja się tak nie bawię.
-Ha ha ha, to znaczy, że ty nie masz pojęcia o czym się mówi.
-Powiedz mi, proszę?
-Dobrze, ale najpierw pytanie. Co by było, jeśli miałbym 15 lat?
-Nie mogłabym z tobą spać.
-A gdybym miał 16 lat?
-Niewiele by to zmieniło.
-Czyli nie możemy ze sobą sypiać.
-Masz 15 lat?
-Nie.
-To o co chodzi?
-Już to tobie powiedziałem.
-Masz 15 lat?
-Ile razy mam powtórzyć, że nie!
-To o co chodzi?
-Ale przecież, już tobie to powiedziałem!
-Ale co?
-Trzymajcie mnie, bo zaraz nie wytrzymam!....Dobrze, zrobimy tak. Ja tobie już to powiedziałem i nikogo nie obowiązuje dane mi słowo.
-Dobrze.
-To teraz idź i sobie to potwierdź.
-Teraz będzie szybko.- Stwierdziła i wyszła z pokoju.
-Oby było bezboleśnie, znaczy się dla mnie.
-Słyszałam!
-I bardzo dobrze!- Poszedłem do Andrzeja i powiedziałem mu, co zrobiłem.
-Co teraz zrobisz?
-Nic, poszedłem do Agaty i powiedziałem jej prawdę. A ona w dalszym ciągu nie wie o co chodzi. Potwierdź jej kiedy przyjdzie, ale dopiero wtedy, gdy wpadnie na to, że mam 16 lat, zgoda?
-To co ty jej powiedziałeś?
-Zapytałem, co by było, jak miałbym 15 lat, a później o 16 lat.
-I wybrała pierwszą ewentualność?  
-Jak widać.
-To znaczy, że ona jeszcze nie wie.
-Andrzej, potwierdź jej.
-Jak tam sobie życzysz.- Poszedłem do kuchni, ale tam też jej nie było. Dzwonek do drzwi.
-Otworzę!
-Cześć Paulinko.
-Cześć Szymon. Jak to jest, że zawsze gdy przychodzę, to ty już tutaj jesteś.
-Nie pytaj mnie, nie wiem.
-Agata, gdy ciebie nie ma, to czasem jest nieznośna.
-Widzę to, kiedy przychodzę i drzwi otwiera mi Jagoda. Ona bardzo często cieszy się, jak mnie widzi w drzwiach.
-Nie rozumiem ciebie. Twierdzisz, że ona ciebie kocha?  
-Nie. Twierdzę, że ona lubi, gdy jestem, bo wtedy może normalnie porozmawiać z Agatą.
-A! O tym mówisz. A ja myślałam, że ty masz się ku niej.
-Lubię ją i nie wiem, co wy wszyscy macie takiego do tego, że Jagoda jest tak cudowną kobietą. Zazdrościcie jej, prawda? Bo nie rozumiem tego waszego dziwnego sposobu rozumowania.
-Masz 17 lat, a ona ma drugie tyle, więc mogłaby być twoją matką.
-Miałbym ładną mamusie. Wszyscy koledzy w szkole, by mi zazdrościli.
-A co się stało w weekend?
-Nic. A o co pytasz?
-Co jej powiedziałeś?
-Że nie przyjadę, bo narobiłem sobie kłopotów i muszę to rozwiązać do poniedziałku.
-I o to była ta cała zadyma? Tylko tyle?
-Tak. Powiedziałem jeszcze, że będę we wtorek i tyle.
-Nie pojmuję tego. Jak można zrobić takie zamieszanie, w tak błahej sprawie.
-Dla ciebie sprawa jest błaha, a dla niej nie.
-Szymon powiedz mi coś. Kiedy będziesz miał 18 lat?
-Drugiego maja w przyszłym roku, a ty kiedy będziesz miała urodziny?
-24 Czerwca troszkę ponad półtora miesiąca po tobie.
-Dwudzieste piąte urodziny.
-Nie, dwudzieste czwarte.
-Zaraz, to mnie Paulinko okłamałaś. Mówiłaś, że masz 24 lata.
-Tyle teraz skończę.
-Rozpoczynam, to znaczy?
-Że rozpoczynam dwudziesty czwarty rok życia.
-Czyli ukończone to znaczy, że rozpoczynasz następny rok życia, czy tak?
-Tak, nie wiedziałeś tego?
-Nie, nigdy nie mogłem sobie tego ukończone zdefiniować, ale teraz dzięki tobie rozumiem.
-Jeśli chodzi o takie bzdurki, to zawsze możesz do mnie przychodzić. A w sumie, to ze wszystkim przychodź.
-Dobrze, ale pamiętaj, że ja często jestem nietuzinkowy i jak coś, to będziesz musiała się nagimnastykować przy mnie.
-Układ stoi.
-Dobrze, to pierwsze zadanie, Agata. Gdzie ona jest, co?
-Nie wiem, dopiero przyszłam.
-Ja tutaj jestem już jakieś 45 minut i tak naprawdę, to nie mam zielonego pojęcia, gdzie się podziała. Właśnie powiedziałem jej, ile mam lat i poszła to sobie potwierdzić.
-Dokąd poszła?
-Myślałem, że do Jagody. Ale nie wiem, bo byłyby tutaj w kuchni.
-A u taty?
-Już byłem.
-I co?
-Nie ma jej.
-To najpewniej wybrały się gdzieś porozmawiać.
-Paulina powiedz mi, czy ona naprawdę jest taka zadziorna, jak mnie nie ma?
-Tak. Wszyscy chodzą tak, jak ona chce. Dzięki tobie czasem normalnieje. Pewnie Jagoda dlatego tak bardzo ciebie lubi.
-Mam się czego bać?
-Nie rozumiem ciebie, jak to, czy masz się czego bać? Sprecyzuj inaczej to pytanie.- Powiedziała do mnie z dziwną miną zdezorientowania na twarzy.
-Czy powinienem martwić się tym, co teraz może nastąpić?
-Nie wydaje mi się, ale zawsze jest to, ale. Możesz mi coś doradzić?
-Pytaj, jak wiem, to odpowiem tobie na twoje pytanie.- Stwierdziłem.
-Próbowałam porozmawiać z Pawłem i nie wyszło. Co ja mam z tym zrobić?
-Chcesz z nim być?
-Gdybym nie chciała, to bym nie pytała. Logiczne chyba, że chcę, co?
-Muszę zapytać, dla pewności.- Stwierdziłem. Zrobiła dziwną minę.  
-Dobrze, odpowiem tobie. Tak, podoba mi się.
-A teraz powiedz mi, że mi ufasz i zrobisz dokładnie to, co tobie powiem.
-Zaufałam tobie i zrobię to, co mi powiesz, obiecuję tobie.
-Dobrze. Ale wiesz, że może się nie udać, bo ja go tak naprawdę nie znam?
-Wiem.
-Pogrywając można pogorszyć sprawę. Próbowałaś z nim porozmawiać, tak bez żadnej pomocy?
-Niezupełnie.
-Nie było okazji, czy raczej on uciekał od ciebie?
-Jeszcze coś innego. Nie wiem, jak to powiedzieć.
-Nie chcesz, nie mów. Potrzebna zatem będzie pomoc. Znasz Piotrka?
-Znam. Pewnie, że znam.  
-To trzymaj się go blisko, ale nie za blisko, rozumiemy się?
-Myślę, że tak.
-Poznaj Karolinę i zostań jej przyjaciółką.
-Nie rozumiem ciebie, w jakim celu mam to wszystko zrobić.
-Wykonaj zadanie, to zobaczysz. A ja zajmę się resztą i pamiętaj, zrobisz wszystko, co ci każe, w tej sprawie rzecz jasna. Nadal się zgadzasz?- Zapytałem, dla pewności.  
-Tak. Ale czego mogę się spodziewać?
-Niespodziewanego.
-Już mi się podoba.
-Przyjdzie czas, że przestanie. I pamiętaj, o cokolwiek nie poproszę. Przyrzeknij mi.
-Przysięgam to tobie.- Weszła Agata.
-Cześć, co Szymonowi przysięgałaś?
-Wieczną miłość.- Agata spojrzała na mnie.
-Kłamie, prawda?- Zapytała po chwili zastanowienia.
-Sprawdźmy.- Podszedłem do Pauliny i:
-Jeśli mnie kochasz, to trzaśnij mnie w twarz.- Paulina podniosła dłoń, ale tylko mnie klepnęła w policzek.
-Widzisz Agatko, słabo mnie kocha.
-To nie prawda, ja naprawdę ciebie kocham.
-Co przed chwilką mi przyrzekłaś?
-Ale tutaj go nie ma.
-A gdyby stał w oknie, to co wtedy, też byś się zastanowiła nad tą sytuacją?
-Nie.
-To rób to, co mówię, dobrze?
-Dobrze.
-Na pewno to rozumiesz?
-Rozumiem.
-Już się tobie nie podoba?
-Teraz przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać.
-Co wy znowu kombinujecie. Mogę się dowiedzieć?
-Zgadnij?
-Mam dość twoich zgadywanek i coś dla ciebie mam.- Podeszła i zawaliła mi w twarz.
-Ałła!
-Wiesz za co?- Zapytała.  
-Ty widzę, że kochasz mnie, aż nadto.
-Nie zmieniaj tematu!
-Należy mi się, ale ja też mam coś dla ciebie.- Wystraszyła się, bo zrobiła krok do tyłu, a ja wyjąłem łańcuszek, który to kupiłem u jubilera na ulicy przy osiedlu. Tutaj w miejscu, gdzie jest wjazd do restauracji Lubuska. Przyjrzała mu się i podniosła swoje włosy obracając się tyłem do mnie i poprosiła, abym go jej zapiął, co zresztą uczyniłem.
-Jak myślisz, że to coś zmieni, to się mylisz.
-To znaczy, że mam wyjść?
-Nie. Pocałować mnie.- O to nie musiała się prosić.
-Mogłeś mi powiedzieć prędzej.
-Że kupiłem tobie łańcuszek?
-Nie o tym mówię.
-A więc, co ustaliłaś?
-Że należy się tobie w twarz.
-Zaraz, nie dałaś mi jeszcze żadnej możliwości udowodnienia sobie tego, że wiedziałaś.
-Dobrze, słucham więc.
-Pamiętasz kiedy rozmawialiśmy o tym, gdzie studiuję? Inaczej, rozmawialiśmy o tym, dlaczego nie studiuję i pamiętasz, co powiedziałem? Choinka, nie tak. Pamiętasz przykład, jakim tobie wytłumaczyłem ten stan rzeczy?
-Tak. Zapytałeś się mnie, co studiuję, a ja powiedziałam, że idę na... i wtedy mi przerwałeś, że nie o to pytałeś.
-Co z tego wynika?
-Że nie dorosłeś do studiów.
-Inny temat, rozmawiałem z Jagodą i kiedy przyszłaś, zapytałaś o czym rozmawiamy. Powiedziałem, że zgadujemy ile mamy lat. Pamiętasz? Ja pomyliłem się o rok, a Jagoda o cztery, kiedy stwierdziła, że mam 20 lat. I to wtedy jej powiedziałem o ile się myli. Później usłyszałem, że 24, a w tym roku 25. Nie pomyślała, że nie w tą stronę. Ty też wcale się nad tym nie zastanowiłaś, prawda?
-Prawda.
-Czyli, co bym nie powiedział, to i tak stwierdzisz, że mi się należało.
-Zgadza się. Oznajmiła mi z uśmiechem na ustach.  
-Ona wiedziała więcej niż ja.
-Poważnie?
-Nie licząc tej ostatniej naszej rozmowy, to tak.
-Pamiętacie ostatnią naszą rozmowę na temat imienin. Nie pamiętam, kiedy to było, ale pamiętam fakt.
-Pamiętam. Jak wracaliśmy od Joasi, zdziwiłam się, gdy podałeś pełną datę. Teraz chociaż wiem, co to było.
-Pomyłka. Rzucałyście datami, a ja was nie słuchałem i trzasnąwszy swoją zorientowałem się, że nie o to chodziło. Rozmawiałyście o imieninach, a ja miałem tyle w sobie %, że zorientowałem się dopiero po fakcie.
-Wychodzi na to, że muszę ciebie przeprosić.- Podeszła do mnie i mnie pocałowała, a później znowu trzasnęła mnie w twarz.
-A to za to, że powinieneś mi to powiedzieć na początku.
-Tak. To mi się na pewno należało. Mimo tego, że mówiłem!- Zrobiłem krok do przodu, by ją wystraszyć. Cofnęła się.  
-Chodź Szymon, ja ciebie przytulę.
-Paulina!!! Nawet się nie waż tego zrobić!
-Ups, nadepnąłem chyba tobie na odcisk, co?
-Zachowałeś się, jak gówniarz!- Rzuciła w moim kierunku.  
-No z tego, to tłumaczyć się nie muszę, prawda?
-A niech ciebie szlak trafi.
-I teraz mam jedno pytanie związane z tym zajściem. Mam sobie iść, czy potrafisz z tym żyć? To w dalszym ciągu ja, tylko tyle, że młodszy.
-Przestań to robić.
-Ale co?
-Znajdować plusy w każdej swojej dziwnej sytuacji, bo w końcu zobaczysz, że przyjdzie taki dzień, w którym tego pożałujesz.
-Być może przyjdzie. Nawet na pewno, kiedyś się zdarzy taki dzień, że będę czegoś żałował. Ale jednego jestem pewien. Nie decyzji podejmowanych u ciebie i w twojej sprawie. Więc daję tobie podjąć tą decyzję. Tak więc, możemy być razem po tym, co już wiesz o mnie? Czy nie?
-Czego jeszcze nie wiem?
-W sumie, to już wszystko, więc? Dać tobie trochę czasu do namysłu?
-Tak, tydzień.
-To ja jadę, nie będę wpływał na twój osąd sytuacji, na razie dziewczyny.
-Agata, nie dasz mu wyjść chyba, co?- Nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie. Na dole wpadłem na Jagodę.
-Wychodzisz już, tak szybko? Zostań, proszę.
-Musi się zastanowić, nie chcę jej przeszkadzać.
-Nad czym?
-Nad nami.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Nie ty Jagódko, nie ty. Decyzję niestety, Agata musi podjąć sama.
-Rozumiem. Jeśli jeszcze będzie tego chciała, to twoje słowa.
-Właśnie. Jeśli będzie chciała.- Przekrzywiła głowę i powiedziała.  
-Nie wychodź, zostań na obiedzie, jako mój gość.- Odstawiłem buty na miejsce.
-Dobrze, zostanę dla ciebie. Powiedz mi coś. Robi to Andrzej jeszcze?
-Ale co?- Teraz ja przekrzywiłem głowę i spojrzałem na nią.
-A to, tak. Robi to jeszcze, ale maksymalnie 5-7 Razy. Dlaczego pytasz?
-Jestem ciekawy. Czego dowiedziałaś się wtedy od przyjaciółki?
-Zrobiła wielkie oczy, gdy zapytałam. I powiedziała mi, że chyba przyjmował jeden z tych nowych specyfików dostępnych na czarnym rynku, bo chciał jej zrobić prezent na imieniny.
Zaśmiałem się, a Jagoda dziwnie spojrzała na mnie i roześmiała się razem ze mną.
-To najtańszy prezent, jaki można było jej dać, ale najpewniej chyba, zapamięta go na dłużej.
-Nie powiedziałaś jej całej prawdy?
-Nie miałam sumienia psuć jej wyobrażenia o tym, co faceci mogą zrobić dla kobiety.
-Dostała chociaż kwiaty od niego?
-Nie.
-I nie wpadła na to, że zapomniał?
-I znowu odpowiedź brzmi, nie.
-Ciekawe. Musi być nad wyraz narcystyczna.- Spoważniała nagle.  
-Ej, nie pozwalaj sobie, to przecież jest moja przyjaciółka.
-Przepraszam.- Wszedł Andrzej.
-Z czego macie taki ubaw?- Zapytał.  
-Z kobiet.- Odezwała się Jagoda. A Andrzej zwrócił się do niej.
-Przecież, ty jesteś kobietą.- Pomyślała chwilkę.  
-Właśnie! Przestań mnie wciągać w takie rozmowy.- Powiedziała do mnie.  
-Dobrze, przepraszam.
-I żeby mi to było przedostatni raz!
-Dobrze. Zrozumiałem.- I zwróciłem się do Andrzeja.  
-Andrzej, co robicie za tydzień?
-Nie wiem. Dlaczego pytasz?
-Chcesz nam coś powiedzieć? Czy nas gdzieś zaprosić?
-Raczej coś wam zakomunikować.
-Co takiego?
-Tego właśnie jeszcze nawet ja nie wiem.- Z pokoju zeszła Agata z Pauliną i weszły do kuchni.
-Już się zastanowiłam i nie mogę pozwolić tobie odejść, ale mam jeden warunek. Zawsze, kiedy zadam tobie pytanie, to odpowiesz mi pełnym zdaniem, bez krętactw i niedopowiedzeń.
-Zgoda. Ale tego typu pytania zadasz mi na osobności. Układ stoi?
-Dobrze. Tylko, że to ja mam wiedzieć o tobie najwięcej.
-Ups!
-Co za ups?
-Wy tutaj wiecie o mnie najwięcej, więc zrobimy sobie obiad poświęcony mojej osobie.
-To ja sobie pójdę.
-A pani psycholog, to gdzie nawiewa?
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Ani się nawet nieważ wyjść.
-Ale będziecie rozmawiać o czymś, co będzie chyba niezupełnie dla moich uszu.
-Mylisz się. Jak masz zrobić doktorat na moim przykładzie, to masz zostać. Chyba, że rezygnujesz.
-Zostaję.
-To pięć osób na obiedzie.
-Pomóc tobie?
-Tak.
-Ale to ja dziś robię za pomoc kuchenną.
-Może być.
-To co szefowa robimy dziś na obiad?
-Kluski śląskie z sosem, a zupę jaką chcecie?
-Barszcz.- Powiedziała Paulina.
-Ukraiński.- Dodała Agata.
-Nie, po prostu barszcz.- Rzuciłem.
-Andrzej?- Próbowała wyjść z impasu, by nie było kłótni Jagódka.  
-Szymon ma rację. To, co ostatnio zrobił, to było właśnie to.
-Czyli, co robimy?- Zapytała Jagoda.
-Ja bym chciała coś z fasolą.- Powiedziała Agata.
-Fasolkę po bretońsku na kolację.
-Ale ty robisz.- Uśmiechnęła się Jagoda.
-Nie widzę przeciwwskazań, mogę grzebać to sam.
-Wszystko?
-Zwariowałyście, tylko fasolkę.
-Andrzej, ty lubisz fasolkę dużo tego robimy?
-Ten duży garnek.
-Zaraz, nie pisałem się na dwadzieścia litrów.
-Ten garnek ma pięć, nie przesadzaj.
-To jaki on tam duży.
-Co będzie tobie potrzebne i ile.
-To tak, kilogram fasoli, kilogram kiełbasy, pięćset gram boczku wędzonego, pięćset gram cebuli, marchew, pietruszka, seler, jakieś kostki, smalec, majeranek, mąka, sól, pieprz, słodka papryka i koncentrat pomidorowy.
-Aż tyle rzeczy potrzeba do fasolki po bretońsku?
-Jak ma być fasolka, a nie zupa fasolowa, to tak.
-Dobrze. To panny pójdą do sklepu, a ty pomożesz mi obrać ziemniaki i warzywa i nastawimy fasolkę niech się gotuje.- Dziewczyny poszły do sklepu, a ja razem z Jagodą robiłem obiad i powiedzmy, kolację. Obieraliśmy warzywa i ziemniaki oraz rozmawialiśmy.
-Szymon, mam im wszystko powiedzieć?
-Tak, nawet to, co obiecałaś mi, że zachowasz dla siebie.
-Nie. Ale powiedz, naprawdę wszystko?
-Nawet to, co usłyszałaś gdzieś przypadkiem. Powiem wam, co jest prawdą, a co kłamstwem.
-Pewien jesteś, że chcesz to usłyszeć?
-Ja to wiem. Bo żeby nie było, że ktoś wie więcej od was. Poza tym, to ona ma wiedzieć najwięcej, więc jej nie zapytam, co o mnie wie. Tak będzie chyba najuczciwiej, prawda?
-Plan jest najuczciwszy jaki słyszałam.- Powiedziała Paulina.  
-Dziękuję.- Dodała Agata.  
-Skąd masz takie pomysły?- Dopytywała się Jagódka.  
-Bo ja wiem. Wymyślam na poczekaniu.
-Dlaczego ty nie jesteś dwa razy starszy?
-Bo wtedy, to ja już będę, zrzędliwym, starszym, panem.
-Przestań. Życie zaczyna się podobno po czterdziestce.
-Jak ktoś do czterdziestki nie żył, to kiedyś musi zacząć.
-Rozumiem Agatę, bo ty naprawdę na wszystko masz gotową odpowiedź.
-Nie przesadzaj.
-Ja nie przesadzam, to prawda.
-Prawda kłamie, ważne są tylko fakty.
-Fakt, to ciekawe stwierdzenie. Skąd o tym wiesz?
-Byłem w Moskwie i na jednym murze, był właśnie taki napis.
-Dużo podróżujesz?
-Po kraju tak, bo mam legitymację kolejową, a na niej można jeździć tylko po kraju. To jedyny problem dla mnie, jak na tą chwilę. Co tak zamarłaś bezwiednie?
-Znałam kiedyś kogoś, kto powiedział mi to samo.
-I co się z nim stało?
-Sama chciałabym wiedzieć.
-Jak kiedyś go spotkam, to powiem mu, gdzie ciebie znaleźć, może tak być?
-Może.
-Dlaczego płaczesz?
-Przepraszam, to cebula.
-Kłamczucha.- Zaśmiała się przez łzy.
-Nie pytaj, proszę.
-Dobra, posłuchaj. Ja jestem naprawdę dziwakiem, ale mam dobre zamiary, co do Agaty, lecz ona musi tego chcieć. Chcę abyś to wiedziała. I jak nie będę czegoś pewien, to dam jej wybrać, abym nie miał sobie nic do zarzucenia w jej sprawie. I nie ważne, co takiego wybierze, zrobię tak, jak sobie zażyczy.
-Łał, dlaczego nie ja.- Powiedziała Jagoda i wyszła ze łzami w oczach z kuchni. Za chwilkę zjawił się Andrzej i zapytał.
-Dlaczego Jagoda znów płacze?
-Powiedziała, że cebula i musi chwilkę odsapnąć.
-Kłamiesz?
-Tak dobrze, jak ona.
-Rozumiem. Pójdziesz, czy ja mam iść?  
-Andrzej, to twoja narzeczona, więc chyba ty powinieneś pójść.
-No tak. Ale z drugiej strony, to ty lepiej rozumiesz pewne sprawy i możesz czasem pomóc.
-Miała ona jakiegoś chłopaka, który odszedł?
-Zaginął.
-To niechcący poruszyłem chyba ten temat.
-To idź ty.- Stwierdził będąc pewnym.  
-Dobra, ale bez urazy?- Chciałem się upewnić jeszcze.  
-Bez.- Odparł. Poszedłem więc do pokoju Jagody. Stała przy oknie i wpatrywała się w obrazek jakiegoś chłopaka w górach. Po tym obrazku mniemałem, że to alpinista na jakiejś wyprawie. Wyjąłem jej go z ręki, odłożyłem na komodę i kładąc dłoń na jej ramieniu, powiedziałem.
-Przepraszam, nie chciałem rozgrzebywać starych ran.
-Nie twoja wina. To on jest temu winien. Miał już nigdzie nie jechać, obiecał mi.
-Przepraszam nie wiedziałem.- Przytuliła się do mnie i wtedy zobaczyłem Agatę i Paulinę za oknem, patrzyły na mnie i Jagodę. Kiedy skończyła mnie przytulać upewniłem się, że nie będzie więcej takich szopek. Poprosiła o trzy minuty i poszła do łazienki, a ja wróciłem do kuchni.
-Paulina idź do Jagody, proszę.
-Znów to samo?
-Nie. Tym razem, to coś innego.
-Co?
-Nie pytaj tylko idź.
-Co się stało? Bo z zewnątrz wyglądało to dość niepokojąco.
-Jagodzie niechcący przypomniałem starą znajomość.
-Tego, który zaginął.- Powiedziała Agata.
-Chyba tak.
-Dobrze, pójdę.
-Dlaczego wszyscy wiedzą tutaj o takich sprawach, a ja nie?
-Wszyscy są stąd i uczestniczą w życiu tej rodziny.
-No tak, czasem zapominam, że jestem tutaj obcy.
-To chyba znaczy, że tobie u nas dobrze.
-Tak.
-Cieszę się, że ktoś potrafił to docenić.
-Dzięki Andrzej, żeś przypilnował garów.
-To ja dziękuję, że poszedłeś do Jagody.
-To moja wina.
-Skąd mogłeś wiedzieć.
-Właśnie, mogłem. Czasem to myślę, że lepiej się nie odzywać.- Resztę obiadu przyszykowałem sam z lekką pomocą Agaty. Dziwne było dla mnie to, że miała lepszy smak niż ja jeśli chodzi o sól. Fasolki się nie dotykała tylko zrzędziła. Ale kiedy skończyła, to już doprawiałem i pomogła mi troszkę na koniec.
-Ta breja jest dobra.
-Ale, wiesz ile to ma kalorii. Wiesz prawda?
-Jak tak gotuje się w wojsku, to ja chcę iść do wojska. Bo u nich nawet taka breja, jest lepsza od czegoś normalnego.
-Co wy się tak wszyscy zachwycacie fasolką po bretońsku? A przedtem to, jak to robiliście?
-Nie tak, jak ty.
-Przecież tak się to robi.
-Nie umiesz inaczej?
-Nie. Tego wszystkiego nauczył mnie dziadek, jego nauczył ojciec, a jeszcze jego nie wiem kto. Część tego nauczyło go wojsko, a inne przepisy, to ma z całej Polski i Ukrainy, a także Niemiec. Nie wiem, jak robi się te rzeczy inaczej.
-A kluski śląskie?
-To najstarszy przepis, a zarazem najprostszy.
-A ten sos z kapustą?
-Pani Marcysia taki robi i mi smakuje.
-Czyli tego wszystkiego ktoś ciebie nauczył?
-Tak.
-A co nauczyła ciebie Jagoda?
-Nie odzywać się, jak ktoś o to prosi.
-Nie rozumiem.
-Ja też nie, ale to nieistotne.- Weszła do kuchni Jagoda.
-To czego ciebie nauczyłam?
-Prawdziwej miłości.
-Jaja sobie robisz, przeginasz!- Powiedziała Agata.
-Zapytała, to odpowiedziałem.
-Przestańcie! On nie mówił o seksie.- Broniła mnie Jagoda.
-Nie, to o czym?
-O miłości. Dla was to żadna różnica?- Spojrzały na siebie, a później na mnie.
-A to jakaś różnica?- Zapytała Agata. Spojrzałem na Jagodę. I zwróciłem się do mojej kochanej połówki.
-Agata, kochasz swoją rodzinę?
-Tak.
-To przytul Ciocię i powiedz jej, jak bardzo ją kochasz.
-Po co mam coś takiego zrobić?
-Ja pierdole!- Wszystkim trzem kopary opadły i oczy wypadły z orbit.
-Przepraszam! Ale normalnie nie wytrzymałem. Czy ty mnie kochasz, czy tylko tak mówisz, bo tobie to bardzo pasuje?
-Przestań! Jak możesz tak mówić!
-A ty, jak mogłaś zrobić coś takiego cioci? Jak możesz rano wstać i twierdzić, że mnie kochasz? Jak możesz tak traktować swoją rodzinę? Ustawiać ich po kątach, bo ktoś nie zrobił tego, co chciałaś, jak?- Rzuciła we mnie talerzem i pobiegła na górę.
-Szymon, idź do niej.
-Co pani psycholog na to?
-Musi to przegryźć, albo będzie tak zawsze.
-Idę, bo w pokoju będzie demolka.
-Szymon, przytul ją, po prostu ją przytul i nie puszczaj, aż jej nie przejdzie.- Spojrzałem na Jagodę.
-Tak robiłaś, kiedy była jeszcze mała, a później nie potrafiłaś jej już utrzymać, prawda?
-Tak.
-Za 15 minut będzie obiad.
-Za dwadzieścia.
-Zgoda.
-Zagęśćcie ten sos i doprawcie i ugotujcie kluski śląskie. Dwadzieścia minut minimum.- Poszedłem do pokoju Agaty.
-Jesteś chamem i gnojkiem. Jak ja w ogóle mogłam się w tobie zakochać, jak?! Możesz mi to wytłumaczyć?-
Podszedłem i próbowałem ją przytulić, ale to nie było takie łatwe. Złapałem ją na siłę i przytuliłem do siebie. Próbowała się wyrwać i mnie urazić, ale nie dałem się. W końcu się popłakała i przestała. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki, zmieniła się w potulnego baranka, ale takiego bardzo zranionego.
-Siła miłości i podejście do drugiej osoby.
-Odejdziesz ode mnie, prawda?
-Nigdy.
-Teraz tak mówisz, a później zrobisz tak, jak oni wszyscy.
-Agata, nikt kto ciebie kocha, nie odejdzie. Zobacz, ciocia ciebie kocha i nadal jest. Pomyśl, jak ktoś ciebie by tak ustawiał po kątach, to byś odeszła, prawda?
-Chyba tak.- Zaciekawiła się.
-Widzisz, ja też ciebie kocham, bo już by mnie tutaj nie było.
-Wszyscy tak mówili i odchodzili!- Z powrotem się zaniosła płaczem.
-Ja nie jestem wszyscy i proszę nie mieszać mnie z tym motłochem.- Parsknęła śmiechem. Podałem jej chusteczki.
-Zostań ze mną dzisiaj, proszę. Patrzyła mi w oczy, tylko jedna osoba przed nią to zrobiła. Zmieszałem się, ale wiedziałem, że nie mogę skłamać.
-Zadzwonię do sąsiadki i poproszę mamę. Może się zgodzi, spróbuję.
-A jak nie?
-To i tak zostanę.
-Jak to?
-Nie jestem ideałem syna, zabronili mi tutaj przyjeżdżać, a ja jak widać, nie posłuchałem. I tak będę miał przerąbane.
-Porozmawiam z nią, dobrze?
-Zobaczę, bo to ja sobie nagrabiłem i nie mogę wciągać ciebie do tego bałaganu, do czasu, aż nie wyprostuje tego, co narobiłem.
-Nie dasz sobie pomóc?
-Nie. Nie chcę ciebie w to mieszać.
-Znowu mi nie ufasz.
-Kwestia semantyki.
-Co?
-Kwestia znaczenia słów. Ufam tobie, ale ty musisz też zaufać mi. Potrafisz zrobić to dla mnie?
-Dobrze.
-Chodźmy na obiad.
-Poczekaj, co mam zrobić?
-Może najpierw przeproś ciocię i przestań się tak zachowywać, zgoda?
-Dobrze, ale chcę coś w zamian.- Musiałem głupio wyglądać, bo zaskoczyła mnie tym.
-Chcę poznać twoją mamę.
-Jeśli podejdzie do telefonu, to tak. Ale to ty poprosisz, aby podeszła.
-Dobrze.
-Dobra, idziemy na dół na obiad.
-Chodźmy.- Poszliśmy do jadalni i zjedliśmy obiad podczas którego dużo zostało powiedziane na temat mojego pochodzenia, stanu majątkowego i różnych takich bzdur. Jedne potwierdzałem inne negowałem, a obiad przeciągnął się do kolacji. Zadzwoniliśmy do sąsiadki, ale mamy nie było w domu. Więc poprosiłem o przekazanie, że wrócę na następny dzień, bo jestem u Agaty. I tak też zrobiliśmy. Powiem tobie, że tego dnia przekonałem się o jednym. Seks na pogodzenie się jest zawsze najlepszy. Dlatego lubiłem, kiedy była na mnie zła o coś. Może to głupie, ale to zawsze było coś ciekawego. Nawet jeśli chodzi o kogoś tak pieprzniętego, jak ja. Kiedyś usłyszałem, że nikt nie lubi przepraszać. Ale mi jakoś to się bardzo podoba. Wiem, głupi jestem. Choć z drugiej strony, to nie kwestia tego, za co przepraszasz, a bardziej o to kogo przepraszasz.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 5145 słów i 28090 znaków, zaktualizował 28 cze 2020.

Dodaj komentarz