Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 1. Poznanie.

Z pamiętnika niedoszłego samobójcy.
Część 1- Poznanie.  

  Był wtorek 03 sierpnia, zebrałem się rankiem na zakupy do Poznania. Szwendałem się po Półwiejskiej i starym mieście, a później wylądowałem w okrąglaku na zakupach. Mając, tak na oko 16 lat niewiele mogłem, lecz to wcale nie cofało mnie do miejsca na końcu kolejki. Obok mnie przeszły, trzy inaczej ubrane dziewczyny, blondynka, szatynka oraz ruda z wielkimi piegami. Nie wiem, co mną kierowało, ale byłem w stanie zrobić wszystko, by poznać tą jedną inną dziewczynę. Krótko mówiąc zakochałem się. Nie ma innego wytłumaczenia. Obiegłem więc sklep dookoła i wszedłem jej w drogę. Ta z wielkimi piegami zatrzymała się przede mną. Odezwałem się do niej pierwszy, co nie było proste pamiętając siebie samego z tamtych lat.  
  -Przepraszam, ale w Polsce mamy ruch prawostronny. Więc, jeśli miniemy się z prawej strony, to nie połamiemy podstawowych zasad ruchu drogowego.- Uśmiechnęła się, więc mówiłem dalej.  
-A to jest karalne.- Wciąż patrzyła dziwnie uśmiechnięta w moje oczy.  
-Tak?- Odparła wreszcie, wciąż jeszcze uśmiechając się do mnie.  
-Tak. A po co płacić jakieś kontrybucje. Nie lepiej wydać te pieniądze na coś miłego, ciekawszego? Na ten przykład na kawę, lody, ciastka, lub coś bardziej wzniosłego, kino, teatr, balet.  
-Zabawny jesteś.- Odparła, nie próbując mnie wyminąć.  
-Czy to źle?- Zapytałem, nie chcąc dać jej odejść od siebie.
-Nie wiem jeszcze, ale mam zamiar się dowiedzieć. Więc, może przyjedziesz do nas na kolację?- Przestała się uśmiechać, czemu wydało się mnie to zaproszenie, takie nad wyraz bardzo poważne. Przekrzywiłem głowę w lewo na bok i uniosłem brwi.  
-Czyżby zaproszenie?- Spoglądałem z niedowierzaniem na bieg wydarzeń tej rozmowy.  
-A tak. A co mi szkodzi.- Odparła dziwnie spokojnie, pewnie nie chcąc mnie wystraszyć. Czego raczej nie miała szansy zrobić, bo sam byłem w szoku, że jeszcze ze mną rozmawia.  
-Jestem Szymon.- Powiedziałem, wreszcie podając jej dłoń i przekrzywiając głowę na prawo oraz zamykając oczy. Nie czekałem długo na odpowiedź.
-Agata.- Usłyszałem i poczułem jej dłoń, tak chłodną, niczym letnia bryza w upalny dzień.  
-Miło mi ciebie poznać Agatko.  
-Mnie ciebie także, Szymonie.- Odparła, wciąż spoglądając mi w oczy. Ocknąłem się z letargu, by dowiedzieć się, gdzie muszę się stawić, by jeszcze raz ją zobaczyć.
-Więc, gdzie odbędzie się ta kolacja?- Zapytałem. Jej koleżanki stały przyglądając się całej sytuacji i nie reagując na to, co się działo.  
-W Zielonej Górze.- Nastała chwila konsternacji związana z moim zawahaniem, słysząc taką odpowiedź.  
-Więc, nie jesteś z Poznania?- Zdziwiłem się, ponieważ nigdy nie byłem w Zielonej Górze.  
-Zawiedziony?- Zapytała widząc moje zdezorientowanie.  
-Wręcz przeciwnie.- Odparłem, lubiąc poznawać nowe miejsca.
-Podaj dokładny adres, to postaram się przyjechać.  
-Zapiszę tobie adres.- Wyjęła karteczkę i wyciągnęła pióro z mojej lewej kieszeni w koszuli, czym wydała mi się taka bardzo zależna od tej rozmowy, a zapisując ten adres powiedziała.  
-Pamiętaj, następny piątek, godzina 18:30. Będę czekać.- Oznajmiła pokazując na mnie piórem.
-Tylko nie zawiedź mnie.- Dodała po chwili.
-Postaram się przyjechać. A i jeszcze jedno. Jak się ubrać?- Podniosła oczy znad karteczki I zmierzyła mnie wzrokiem. Pewnie zakończyła pisanie.  
-Normalnie.- Odparła, zakręciła skuwkę na piórze, którym pisała. Po chwili odłożyła je na miejsce w mojej koszuli, a do tego otwierając mi kieszeń i wsuwając złożoną karteczkę na miejsce blisko serca, dodała.  
-Rozumiem, że będziesz?- Poklepała mnie po piersi.  
-Więc w piątek, za tydzień o 18:30 pod tym adresem, normalnie ubrany. Czy tak?  
-Zgadza się. Będę na ciebie czekała. Do zobaczenia.- Powiedziała podnosząc lewą brew i przekrzywiając głowę na prawo, oraz zagarniając lewą dłonią włosy za ucho.  
-Do zobaczenia.- Odchodząc przedstawiła mi koleżanki mówiąc ich imiona, a idąc dalej z nimi obracała się jeszcze kilka razy, ale koleżanki ciągnęły ją dalej. Do tej pory nie mogę zapomnieć jej uśmiechu. Zaprosiła mnie na kolację do domu, więc poszedłem. I tak to się rozpoczęło. Co ciekawe, była prawie 3 lata starsza ode mnie. Ja wyglądałem przy niej, jak młodszy brat. Bynajmniej ja tak sądziłem w tym czasie. No cóż, bywa i tak.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 849 słów i 4508 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz