Rankiem Agata położyła się na mnie i oparła głowę na dłoniach spoglądając mi w twarz. Otworzyłem oczy i tak sobie pod nią leżałem nie odzywając się przez jakiś czas.
-Dlaczego nic nie mówisz?- Zapytała wreszcie po dłuższej chwili ciszy.
-Lubię patrzeć na ciebie i lubię, jak mnie coś przygniata. A jeśli się odezwę, to zejdziesz ze mnie.- Oznajmiłem jej, a ona się rozzłościła.
-Nie jestem ciężka!
-Nie to powiedziałem. Ty nawet nie słuchasz, co mówię, tylko zawsze przyjmujesz ten populistyczny sposób myślenia. Dlaczego?- Dopytałem.
-Bo to afront.- Skwitowała swoim sposobem rozumowania moje subiektywne wpatrywanie się w głąb jej duszy.
-Co takiego…, że lubię, jak mnie coś przygniata? Czy gdzieś tutaj jest powiedziane, że jesteś za ciężka? Nie! Powiedziałem tylko, że lubię być pod tobą. Tylko tyle, a ty dośpiewałaś sobie resztę tej swojej bzdury.
-Przepraszam. Z tobą, to się zupełnie inaczej rozmawia.
-Dziwnie tępo, co?- Zakręciłem, by wyszło na moje.
-Czasem mam wrażenie, że jesteś dużo starszy, a ty jesteś prawie trzy lata młodszy ode mnie.- Dziwiła się mojemu światopoglądowi.
-Może dlatego w klubie dali mi wtedy 24 lata.
-Chciałabym pojechać z tobą do waszego domu.
-Obora. Zwykłe mieszkanie i do tego jeszcze nie szczególnie umeblowane, bo nieustawne.- Popatrzyłem jej w oczy i zauważyłem, że się zdenerwowała. Nie. Ona się nie zdenerwowała, ona się zawiodła słysząc moją odpowiedź.
-Nie pojedziemy do Krzyża, bo w pokoju jestem razem z Czesławem, więc o spaniu tam raczej nie na mowy. Ale…, mogę tobie pokazać, jak mieszkam. Lecz to nic szczególnego.
-Niby jak?
-Wybierz pięć miejsc, jakich zdjęcia mam tobie przywieźć.
-Wszystko jedno co?- Dopytała.
-Tak. Cokolwiek chcesz.
-Twój pokój.- Stwierdziła spokojnie.
-Nasz, bo mieszkam z Czechem w jednym pokoju.
-To jeszcze zdjęcie was obu.
-Ale jedno i od razu powiem, że będzie stare.
-To chcę takie na którym jesteście przebrani.
-Uła! To będzie bardzo stare. Hm, z przedszkola.
-Nie macie nowszych?
-Nie. Kiedyś Musia przebrała nas za dwie dziewczynki z warkoczykami, bo chciała mieć córeczkę. Choć tego nie pamiętam, to widziałem zdjęcia. A zgadnij jakie mieliśmy włosy?
-Zielone.
-Nie. Rude. Nasza Musia bardzo lubi ten kolor włosów, bo sama chciałaby takie mieć.
-Twoja mama lubi rude?
-Nie wiem, czy lubi. Podobają jej się takie włosy, jak ty masz. Może ja mam to po niej.- Zastanowiłem się troszkę, ale Agata bardzo szybko wytrąciła mnie ze stanu takiego zamyślenia.
-Chcę poznać twoją mamę!- Oznajmiła mi głośno po krótkiej chwili ciszy.
- Dobrze. Jak zakończę tą bajkę.
-Nie, bo ty będziesz to przeciągać.- Powiedziała poirytowana, myśląc pewnie, że będę to odwlekać w nieskończoność.
-Nic nie będę przeciągać. Jeszcze trzy zdjęcia.
-Twojej mamy i taty.
-To jedno.
-Masz jeszcze jednego brata i siostrę, prawda?
-Tak. To trzy.
-Nie. To już jest pięć.
-Nie ma zdjęć Maćka z Magdą.
-Dlaczego?
-Nie wiem.- Nagla dziwnie spojrzała na mnie.
-Nie boli ciebie brzuszek?
-Nie. Dlaczego pytasz?
-Bo tyle czasu oddychasz razem ze mną na sobie, a to dziwne uczucie tak na kimś leżeć. Mam wrażenie, że jest tobie ciężko.
-Złudzenie kotku. Nic złego się nie dzieje.
-Na pewno?- Uśmiechnąłem się do niej i pokiwałem głową na potwierdzenie.
-Wiesz ile ważę?
-Bo ja wiem. Tak z sześćdziesiąt kilka kilogramów.
-A ty?
-Siedemdziesiąt dwa, mając metr siedemdziesiąt cztery centymetry wysokości. Z lekka niedowaga.
-Przecież dużo zjadasz.
-A ty mało.
-Ciekawe, prawda?
-Organizm człowieka przyswaja tyle ile potrzebuje, a resztę składników odżywczych wydala lub magazynuje. Ty najpewniej dostarczasz mu zbilansowane pożywienie, a u mnie ma niepełne, dlatego ja nie tyje.
-Twierdzisz, że tyje?
-Z kobietami, to ciężko się rozmawia na pewne tematy związane z wami. Cokolwiek by nie powiedzieć, to zawsze będzie, że to afront. Populistyczny sposób myślenia. Skończ z nim, bo się zaraz pokłócimy.
-Ale ja nie chcę.
-Skończyć z takim sposobem myślenia?
-Pokłócić się.
-To w czym masz problem? Kocham ciebie tak, jak ty mnie i powiem tobie, że nie rozumiem pewnej kwestii związanej z twoją osobą. Nie rozumiem dlaczego nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie dojdziemy do miejsca, w którym można się będzie spodziewać po tobie czegoś więcej, niż tylko dziwnych pretensji.
-Słucham?!
-Masz dziwne pretensje do mnie w różnego rodzaju sprawach.
-To nie prawda!- Poczuła się zła. Lecz odniosłem wrażenie, iż raczej z jej punktu widzenia jest taka…, jakby to powiedzieć…, zdradzona?
-Prawda.
-Nie.
-W takim razie powiedz mi. W jakim celu wściekasz się na mnie o coś, co nie ma nic wspólnego z tym, czy ja chcę coś zrobić, czy też nie?
-Szymon, ja się nie wściekam na ciebie. Tylko jestem zażenowana.- I teraz to, co powiedziała trafiło mnie w serce.
-Nie rozumiesz mnie, prawda?
-Dlaczego pytasz, przecież ciebie kocham?
-Czy ja powiedziałem, że nie? Ja to wiem.- Przewróciłem się na nią.
-Co robisz, tak było fajnie.
-Wiem. Ale słońce doszło do twojego pokoju i musimy już wstać.- Ktoś zapukał.
-Dzień dobry. Co dzisiaj robicie?- Zapytała Jagódka.
-Rozmawiamy teraz sobie i dochodzimy do wniosku, że mogłybyście się czasem nie zachowywać, jak pępek świata.
-No wiesz co!?- Poirytowała się Agata.
-Wiem. Wieprz jestem. No..., co tak patrzycie? Wyprzedzić fakty, to też wam nie odpowiada?
-Kopnę go, mogę?
-Nie Agatko, przytulmy go.- I mnie obróciły i przytuliły się do mnie.
-Agata, mam do ciebie pytanie. On śpi bez majtek?
-Szymon!- Zezłościła się Agata.
-No co!? Przecież to fajna babka.
-Szymon?- Stwierdziła z dziwnym grymasem na twarzy Jagoda.
-To samoistne. Powiedzmy, że nie mam nad tym kontroli.
-Szymon!- Zdenarwowała się Agata, jeszcze bardziej.
-Ale to wy robicie. No! Agata zabierz tą rękę.
-Nie dzieciaki, ja wychodzę. Nie przeszkadzam wam.
-Jagoda, nie wychodź. Ona mnie zamęczy.
-Albo wiesz co, masz rację. Nie wyjdę.- Usiadła na fotelu.
-Ciociu!- Zezłościła się Agata.
-Widzisz, znów ciociu.- Naśmiewałem się z jej irytacji.
-Podnosimy się.- Stwierdziła Agata. I wstaliśmy z łóżka. Ja trzymałem poduszkę w dłoni zasłaniając, to małe, co nieco.
-Szymon, ta poszewka jest już do prania. Oznajmiła ciotka Agaty.
-Która?- Odwróciłem się tyłem do Jagody.
-Ja wychodzę. Widziałam już za dużo.
-Przestań.- Obróciłem się przodem do niej i rozłożyłem ręce…, mówiąc.
-Chodź przytulimy się.
-O Jezu!- I wyszła.
-Jagódko, nie Jezus, to ja Szymon!
-Jesteś niepoważny!- Krzyknęła zza drzwi.
-Fajnie, co nie?!
-Raczej nie!- Odpowiedziała podnosząc głos Jagoda. Agata stała i się nie odzywała. Spojrzałem na nią i po jej minie uzmysłowiłem sobie, że... .
-Wiem, mam teraz przechlapane.
-Nie myślałam, że to zrobisz.- Odparła bez wyrazu w głosie.
-Miałem takie samo podejście do tego, jak ty w danej chwili.
-Więc, dlaczego to zrobiłeś?
-Żeby udowodnić samemu sobie, że mogę.
-Czasem chciałabym wiedzieć, co siedzi tobie w tej głowie. Tylko zastanawiam się, czy oby na pewno chcę to wiedzieć. Natalia chyba miała rację, że szokujesz tym wszystkim sam siebie, prawda?
-Tak. Ty też szokujesz samą siebie.
-Ale nie tak, jak ty siebie.
-Kwestia gustu i spojrzenia na dany problem.
-Masz zbyt szerokie spojrzenie, jak dla mnie.
-Szerokość ogranicza odległość.
-Nie rozumiem.
-Krótkowzroczność. To spojrzenie na krótką metę.
-Chwila, ja jestem na chwilkę? Dostaniesz zaraz po uszach, zobaczysz.
-Zjedź z tego populistycznego sposobu myślenia.
-Co?
-To ja, powinienem zapytać się ciebie, co.
-Co?!
-Jeszcze raz powtórzysz, to pytanie i się wścieknę.
-A, to niby dlaczego?
-Następne co, tylko z lekka rozwinięte.
-Nieprawda.
-Prawda, pomyśl logicznie.- Zaśmiała się i dodała.
-Chyba masz rację.
-Powinniśmy przeprosić Jagodę, prawda?- Dopytałem, ale widząc jej minkę, chciałem jeszcze wyśrubować sytuację.
-Zobaczymy, kiedy się zdenerwuje?
-Nie dziś. Dzisiaj, to ja już nie chcę jej denerwować po wczorajszym.
-Wściekła się na ciebie?- Dopytałem.
-Nie, ale ma jakieś dziwne humorki.
-Nie chcemy rozregulować jej sposobu myślenia.
-Mam dziwne wrażenie, że ją bronisz?- Zapytała wreszcie.
-Bo tak jest.
-Lubisz ją?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. Gdyby była naście lat młodsza... .- I sobie westchnąłem.
-Ej! Nie zapędzaj się za daleko.- Dostałem pięścią w ramię od Agaty.
-Jednak coś ciebie rusza. No tak. Cioteczka, to twoja pięta Achillesowa.- Udałem zrozumienie.
-Wiesz, a to robisz. Kochasz ją, prawda?- Pokiwałem głową na znak potwierdzenia.
-Głupie, co?
-Nie. Gdybym nie była kobietą, to wiesz.
-Właśnie cały problem jest w tym, że wiem kochana.
-Ty, to jesteś jakiś dziwny... . Co ja gadam, oboje tacy jesteście... . Pasujecie do siebie..., dlaczego prędzej tego nie zauważyłam. Powiedz mi, że nie mam racji... . No, powiedz coś!
-Masz rację, powinienem coś powiedzieć, ale nic, co może ciebie uspokoić, nie przychodzi mi do głowy.
-Nie chcę, żebyś mnie uspokajał, chcę wiedzieć, co myślisz.
-Myślę, że dobrze zrobiłem mówiąc tobie o niej. Wiesz, że... .
-Poczekaj, powinnam być zła na ciebie.
-Tak, a nawet wściekła. Ale nie o tym rozmawiamy teraz.
-No tak.
-Więc wracając do tematu, to wiesz, że... .
-Zaraz, co ja gadam. Jakie, no tak!
-Przecież jesteś wściekła na mnie.
-Tak, a co!?
-Nic. Tylko czasem przytuliłbym się do Jagódki, ot tak, bez jakiegoś powodu. Ona ma coś takiego w sobie, że człowiek zawsze wie, co z nią jest.
-Jakimś cudem tylko ty, to zauważasz.
-Jak na tą chwilę. Więc zrobiłbym to dla niej, albo..., dla siebie.- Agata patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
-Cholera..., ja naprawdę ją kocham i to nie, jak mamę.
-Przestań, bo zaraz oberwiesz.
-Więc może masz rację i faktycznie do siebie pasujemy.
-Weź, bo cię zaraz kopnę.- Powiedziała mając gradową minę.
-Za to, że ciebie kocham, jeszcze nie dostałem. Chociaż nie. Był taki przypadek.
-Kiedy?
-Nie pamiętam dokładnie do kogo to powiedziałem, ale ona mnie tylko klepnęła, a ty mi przywaliłaś po tekście, żeby mnie uderzyła, jak mnie kocha. Już wiem..., to była Paulina. Po tym, gdy mnie uderzyłaś, powiedziałem do niej, że ty mnie kochasz, aż nadto.
-Szymon, kąpiemy się?- Zmieniła temat.
-Tak. Co dzisiaj będziemy robić?
-Jedziemy do klubu. Podobno jest coś innego, niż ty wymyśliłeś. Wiem, że powinieneś skontaktować się z Tomkiem, ale Marta, już mu to przekaże. Chodź, pościelimy łóżko.
-Dobrze.- Pościeliłem z Agatą łóżko, wrzuciłem poszewkę od poduszki do brudów i poszliśmy pod prysznic. A pod nim rozmawialiśmy miziając się gąbkami.
-Nie jesteś zły. Nic mi nie powiesz?
-Kocham ciebie.
-Tekst stulecia, żeby się ktoś odwalił.
-Częściowo tak.
-Dlaczego częściowo?
-Bo złość, nie ma nic do tego.
-Do czego?
-Do miłości.
-No tak. Od miłości do nienawiści jeden krok.
-Ale tylko, jeśli ktoś nie szczerze kocha.
-Nieprawda.
-Prawda kochanie. Popatrz na nas i powiedz mi, czy masz pewność, że u nas, byłoby to możliwe?
-Zawiść, to dziwny stan ducha. Może u mnie, bo u ciebie, to czasem odnoszę wrażenie, że nawet jakbym chciała, to nigdy się czegoś takiego nie doczekam z twojej strony.
-Pewna tego jesteś?
-Tak.
-Podam tobie trzy możliwości rozwoju sytuacji, posłuchaj. W naszym przypadku, brakuje z mojej strony zawiści i zazdrości. Wiesz z jakiego powodu?
-Kochasz mnie.
-Bardzo, ale to nie tak. Mam tutaj wiele opcji i miłość dla mnie, nie jest przywiązaniem.
-Czyli pozwoliłbyś mi odejść?
-Tak. Jeśli umiałabyś się zachować w stosunku do mnie normalnie, jak cywilizowany człowiek i jeśli uczciwie oraz szczerze byś ze mną porozmawiała, to dlaczego nie?
-Nie kochasz mnie?
-Kocham. I dlatego jeśli potrafiłabyś mnie przekonać, że lepiej dla ciebie będzie odejść ode mnie, to tak. Dałbym tobie odejść, bo ciebie kocham i ze względu na twoje szczęście, zrobiłbym to dla ciebie. (Patrzyła bez wyrazu.) Co tak patrzysz na mnie? (Zauważyłem zmartwienie u niej na twarzy.)
-Naprawdę nie walczyłbyś o naszą miłość?
-Jeśli przekonałabyś mnie do swojego sposobu spojrzenia na problem, to nie. Myślisz, że żartuję?
-A ja zawsze myślałam, że to miłość nie pozwala ludziom spokojnie się rozchodzić.
-Nie, to zawiść i zazdrość, oraz ich własna głupota. Człowiek jest, jak pies ogrodnika, sam nie weźmie i drugiemu nie da. To nie ma nic wspólnego z miłością. To tak, jak gdybyś powiedziała, że wojna jest po to, żeby ludzie wiedzieli, co to pokój. Przecież, to jakaś wierutna bzdura.
-Ale dzięki wojnie ludzie umieją docenić pokój.
-Bo człowiek zawsze docenia to, co stracił, bez względu na to, jak kruche to było, lub ile wyrzeczeń go to kosztowało. Ale nawet jeśli nie było w porządku, to i tak ma wyrzuty, że zawsze było, cokolwiek to jest. Zresztą sama na pewno wiesz, jak to jest, prawda?
-Do czego pijesz?
-Do Rafała i nie wylewam za kołnierz.
-Ha ha ha, ale jesteś zabawny.- Rzuciła mi pianą z gąbki w twarz.
-No wiesz co!?- Zbulwersowałem się.
-Przepraszam. Karolina mi powiedziała, że umiesz obracać wiadomościami. Jak ty to skomentujesz?
-Dopiero się uczę. Chodź wyjdziemy już i się ubierzemy.- Skończyliśmy kąpiel i wychodziliśmy już z pod prysznica, a ona ciągnęła temat dalej.
-Co ty gadasz. Te zaręczyny, to był majstersztyk. Przecież one razem rozmawiały codziennie i żadna się nie skapowała, że to jej.
-Jak to nie, a Iza?
-Skąd o tym wiesz?
-Poszła do Marty i powiedziała jej, że jadą z Robertem zobaczyć ich oświadczyny. Marta też się wysypała i już myślałem, że plan padł, ale uratował mnie głupi pomysł z wysłaniem Izy do domu po jakąś paczkę. Marcie wyprostowałem sposób myślenia i jeszcze raz wmówiłem jej, że jadą zobaczyć, jak Robert oświadczy się Izie, a księżniczkę złapałem w domu i nawinąłem jej kit, że jestem zły na nią, iż powiedziała Marcie o tym przedsięwzięciu. Jakoś się udało. Powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Co takiego podobało się tobie na pikniku, z całego tego zamieszania, jakie zrobiliśmy?
-Najfajniejszy motyw, był w chwili kiedy ci państwo się zdecydowali na odnowienie swojej przysięgi małżeńskiej. Pani Gertruda miała napisaną niesamowitą przysięgę małżeńską. Taką dedykowaną wszystkim zakochanym.
-Tak. Motyw z gwiazdami był świetny i taki dobitny. Miała kobiecina gadane. Poczekaj, szło to jakoś tak... .
Jesteś niczym gwiazda Polarna, wskazująca kierunek.
Jesteś niczym Krzyż Południa, pilnujący drogi nieznanej.
Jesteś niczym Orion, strzegący mego świata wizerunek.
Jesteś niczym innym, jak dla mnie rysunek mapy astralnej.
Tak pięknej drogi nierealnej, formalnej lecz nielegalnej.
Tak jasnej drogi życia, że niemożliwej do ominięcia.
Tak wspaniałej i prostej, że chciałoby się przejść ją wolniej.
Tak cudownej, że z chęcią zrobię to, bez oka mrugnięcia.
I właśnie dla takich chwil, warto celebrować dzień pójścia w życie. Więc ślubuję tobie kochany dozgonną miłość oraz pomoc i oddanie. Dotrzymywać będę, przysięgi sprzed lat, nie wiem czy mi wierzycie, ponieważ w życiu najważniejsza jest miłość, a w niej zrozumienie i oddanie. I może trudno wam zebranym dziś tutaj, spojrzeć na to, to na pewno zrozumiecie, że wykładnią wszystkiego w związku małżeńskim, jest życia celebrowanie. Niesienie pomocy tam, gdzie potrzeba. Dawanie z siebie tego, co chcesz znaleźć u innych, dla samego siebie. I wtedy cokolwiek się stanie, masz pewność, że znajdziesz się w niebie.
-Jak to zapamiętałeś?- Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-To tak, jak zobaczyć was piątkę i nie zapamiętać tego widoku. No dobra, zapisałem ile zdążyłem, a resztę dopisałem wijąc się pomiędzy słowami.
-Szymon, ty naprawdę kochasz mnie i ciocię?
-Zła jesteś?
-Nie. I sama nie rozumiem tego, dlaczego.
-Bo zrozumiałaś, że mogę być bardziej szczęśliwy z nią, ale to nie prawda.- Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
-No dobra, może niezupełnie nieprawda. Ale widzę, że mnie kochasz, bo dla mojego dobra dasz mi odejść.- Patrzyła na mnie tak, jak gdybym naprawdę chciał odejść.
-Ale nigdzie się nie wybieram od ciebie.- Powiedziałem wreszcie, by nie nakręcała dziwnych myśli.
-Dziękuję za to, że jesteś.- Przytuliła mnie. A po chwili takiej nieobecności spojrzała na mnie. Zauważyłem, że patrzy na mnie bez wyrazistości tego o czym teraz myśli. Patrzyła na mnie i nic nie robiła. Postanowiłem wybić ją z tego stanu.
-Po co mam odchodzić, skoro mam tutaj was obie.- Zezłościła się i próbowała sprzedać mi lepe, ale złapałem ją za nadgarstek i obróciłem tyłem do siebie, po czym przytuliłem się do niej.
-Kocham ciebie i nie odejdę, a Jagoda jest naprawdę niesamowitą kobietą. Zresztą sama to wiesz, prawda?
-Spadaj.
-Dobrze. To idę na dół do Jagódki.- I poszedłem, a przynajmniej, tak miała myśleć. Stałem za drzwiami czekając na to, aż otworzy drzwi. Długo nie czekałem. Zdziwiła się, gdy mnie zobaczyła.
-Kocham ciebie.- Powiedziała kiedy otworzyła już drzwi, po czym przytuliła mnie, a chwilę później mnie uderzyła.
-Nie komentuj. Należy mi się od rana, wiem.
-Czekałeś na to, aż dostaniesz?- Zapytała się mnie dla pewności, czy dobrze zrozumiała.
-Tak.
-Coś nabroił?
-Pocałowałem tą małą Francę.
-Wiem, przegrałam.
-Nie. Dużo później zrobiłem to jeszcze raz.
-Zawsze prosisz się o to, żeby dostać, bo coś zmalujesz?
-Nie. Ale czasem mi się należy. Tak, jak i tym razem.
-A mnie, jak karasz?
-A co?
-Ja też ją pocałowałam.
-Kara musi być adekwatna do zrobionego zamieszania w danym miejscu.- Podeszła do mnie jeszcze raz i wciągnęła mnie do środka. Trzasnęła drzwiami i pchnęła mnie na łóżko. Złapała mnie za pasek i pociągnęła go do siebie, ściągając mnie na skraj łóżka. Złapała mnie za kolana, zjeżdżając dłoniami w kierunku mojego krocza. Rozpięła pasek i guziczki w spodniach, gdy nagle ktoś zapukał.
-Ciociu, mogłabyś sobie czasem darować!- Drzwi otworzyły się na oścież.
-Kotku, to ja i prosimy, abyście przyszli do nas na śniadanie.- Stwierdził Andrzej, a po chwili... .
-Szymon, co zrobiliście Jagodzie?- Zapytał zaciekawiony.
-No przyznaj się teraz cwaniaczku.- Dolała oliwy do ognia Agata.
-Zobaczyła we mnie Jezusa.- Stwierdziłem.
-Co? A w sumie, kiedy ją zapytałem, to powiedziała. "Jezu i ty też".
-Widzisz, w każdym widzi istotę boską.
-Szymon, idziemy na śniadanie.- Powiedziała Agata i dodała.
-Zapnij sobie pasek i resztę, ty boska istoto.- Zeszliśmy do jadalni, gdzie Jagoda krzątała się bez ładu przestrzennego, dziwnie zakręcona.
-Jagódko, spokojnie. Andrzej pytał, co tobie zrobiliśmy, a myśmy nic nie zrobili, nic takiego.
-Szymon, dziwni jesteście, ale to dlatego, że się nie sprzeciwiamy waszemu związkowi.
-Dziękuję za to, że się nie sprzeciwiacie.
-A co, powinniśmy?- Zapytał Andrzej, który był nie w temacie.
-Nie. Jeszcze nie, ale trzeba będzie porozmawiać z nimi.
-Na jaki temat Jagódko?
-Na temat postu.- Powiedziała Jagoda.
-Jakiego postu?- Zapytała Agata.
-Mamy post, a podajesz mięso.- Dodała.
-Szymon, o co chodzi?- Dopytywał się Andrzej.
-O to, że uratowałeś sytuację.
-A coście robili?
-Jagódko, jeszcze nic. Po prostu się ubieraliśmy.- Spojrzała znacząco na Agatę.
-Czy oby na pewno?
-Tak. Porozpinałam mu właśnie guziki.
-Chyba zapinałam.
-Nie. Wiem, co robiłam. Rozpinałam.
-To w końcu, jak było?
-Andrzej, ubieraliśmy się po kąpieli i się pokłóciliśmy. Kiedy przyszedłeś, to się właśnie godziliśmy.- Oświadczyłem.
-Ale ubierałeś się właśnie?
-No właściwie nie, bo to jest ten moment, o którym ona mówiła.
-To znaczy?
-Przewróciła mnie na łóżko, rozpięła pasek i to właśnie ten moment, w którym rozpinała mi guziczki w spodniach.
-Agato, chyba porozmawiamy sobie na osobności.
-Ciociu, ja na osobności tej rozmowy z tobą nie będę prowadzić. Tutaj jest winny i jak coś, to rozmawiamy wszyscy.
-Dobrze. To zacznijmy od początku. Co było przyczyną kłótni?
-Ty?- Rzuciłem Jagodzie w twarz.
-Słucham?
-Przyszłaś, przytuliłaś nas i wyszłaś nazywając mnie Jezu.
-No tak..., to normalne zachowanie.
-Chwila! Bo ja tutaj czegoś nie rozumiem. Też zapytałeś Jagodę, co jej jest?- Zapytał zdezorientowany Andrzej.
-Wtedy powiedziała do ciebie, "Jezu i ty też"?- Dopytałem.
-Tak.
-U mnie, było raczej zgoła inaczej. Ja stanąłem do niej przodem, rozłożyłem ręce i powiedziałem, żeby przyszła mnie przytulić. A usłyszałem tylko. "Jezu ja wychodzę." Właśnie Jagódko, a poszewka od poduszki jest już w praniu.- Zwróciłem się do niej.
-W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego tak się odzywasz kochanie.- Zwrócił się do Jagody.
-Bo Szymon stał nago.- Oświadczyła mu robiąc wielkie oczy.
-No tak, to wiele tłumaczy z tym Jezusem.- Powiedział Andrzej do Jagody.
-Szymon, czy ty umiesz się normalnie zachowywać?- Zwrócił się w końcu do mnie.
-Tak. Na ten przykład wczoraj na mieście też stałem na go i nic się nie stało. Przepraszam, ale chyba widziała już dzieciaka na golasa.
-Jesteś nastolatkiem.
-Niby tak, ale także dzieckiem i na pewno widziałaś gołego chłopaka.
-Tak, ale trzeba wiedzieć, jak się zachować.- powiedziała.
-Właśnie, nie wolno będąc taką seksbombą, wchodzić rozebranemu nastolatkowi do łóżka!- Krzyknąłem.
-Ja zaraz zwariuje.- Stwierdził Andrzej.
-Tylko ich przytuliłam. I minęła chwilka zanim zorientowałam się, że coś jest nie tak. Andrzej spojrzał na mnie.
-No co, przecież jest wspaniałą kobietą.
-A ty, co na to?- zwrócił się Andrzej do Agaty.
-Że raz już dzisiaj lepe dostał, jak coś, to poprawię.
-Kochanie, stanęłaś po mojej stronie, dziękuję.
-Zwariowałaś cioteczko? Dostał za tą małą France. Sam chciał. Prosił się, prosił, to wreszcie dostał to, co chciał.
-Zaraz, zrobiłeś to, żeby dostać w twarz?- Zapytała Jagoda.
-Może troszkę.
-No widzicie i się wreszcie wyjaśniło.- Powiedział Andrzej.
-Nie jesteś zły?
-Jak chciałeś, żeby wyszła, było po prostu powiedzieć. Może by posłuchała.- Powiedział wreszcie, sam nie wierząc w to, co mówi.
-Chciałem, żeby została.
-Słucham?- Oprzytomniał.
-No tak. Agata ma lekko za duże wymagania, co do mnie. Może dorosnę do tego, ale jak na tą chwilę, to jestem za bardzo..., nie wiem, jak to mam ująć.
-Lekkoduch.
-Nie w tą stronę. Ja raczej bardziej przejmuję się tym wszystkim, niż ona. Jednak bardzo chcę być z nią. Agata teraz pewnie pójdzie na studia i tak czasem zastanawiam się, czy nasz związek przetrwa taką próbę czasu.
-Takie czasy. Szymon, przyjeżdżasz do nas już ponad pół roku i zobacz. Nadal się kochacie. Nic się nie zmieniło.- Próbował mnie uspokoić.
-Zmieniło się, tylko wy tego nie widzicie. Normalnie funkcjonować bez niej nie potrafię. Czasem siedzę gdzieś i czegoś mi brakuje.
-Tęsknisz za mną. Ojej, a ja myślałam, że nie.
-To źle myślałaś. Wczoraj siedziałem na ławce, patrzyłem w kałuże na swoje odbicie i dotarło do mnie, że muszę was odwiedzić.
-Nas!? Myślałam, że mnie.
-Nie tylko ciebie, was wszystkich. I dziewczyny. Dobrze, że was wszystkie spotkałem na mieście.
-Co one tam robiły?- Zapytała Jagoda.
-Spotkały się porozmawiać o swoich doświadczeniach z nocy poślubnej.- Jagoda spojrzała na mnie zaciekawiona. Patrzyłem chwilkę i stwierdziłem, że to za szybko po dzisiejszych wydarzeniach nawijać jej makaron na uszy, więc trzeba było spokojnie wycofać się z tej wkrętki.
-Żartuję, nie wiem.
-A właśnie Szymon, jeśli kiedykolwiek będziesz chciał, żebym tobie oddała marzenie, to powiedz mi o tym.
-Dobrze. Dziękuję za wyrozumiałość.
-Postaraj się nie robić więcej zamieszania z tym, niż to będzie potrzebne, zgoda?
-Tak, postaram się. Ale... .
-Wiem, czasem musisz.
-Otóż to. Dziękuję za śniadanie i przepraszam ciebie Jagódko, za moje naganne zachowanie dzisiejszego ranka.
-Wybaczam tobie. Chodź przytul mnie, dopóki jesteś jeszcze w ubraniu.- Podszedłem i przytuliłem Jagodę.
-No dobra, to my robiliśmy śniadanie, a wy posprzątacie.- Stwierdził Andrzej.
-Odezwał się ten, który robił.- Powiedziała Jagoda.
-To jak, idziemy dzisiaj do klubu?- Zapytała.
-Wy też?- Zdziwiłem się.
-To pojedziemy wszyscy, dobrze?
-Szymon, reszta znajomych będzie w klubie.- Oznajmiła mi Agata.
-No i co?
-Zrobimy obiad w klubie, zgoda?
-Dobrze, a później się pobawimy.
-Szymon, ale dzisiaj... .
-Tak, ja myślałem wczoraj, a dzisiaj wy dziewczęta wymyślacie jakąś ciekawą zabawę.
-Nie!- Stwierdziła Agata.
-Masz rację. Dzisiaj jest ich kolej, wymyślić mi jakąś grę. Wchodzicie w to?- Zapytałem ich oboje.
-Co to ma być?- Zainteresowała się Jagódka.
-Wszystko jedno, byleby można było zobaczyć kto przegrał.
-Da się zrobić.- Powiedziała.
-To zadzwoń do Natalii, Doroty i Weroniki.
-Właśnie, powiesz mi może, co to za przystojniak? No ten, który poderwał Weronikę.- Dodała, gdy zorientowała się, że nie wiem, o co mnie pyta.
-Nie widziałem jej.
-Podobno ich umówiłeś z sobą.- Doprecyzowała.
-A no tak.- Przypomniałem sobie.
-Miałeś ją umówić z ojcem Maksa?- Dziwiła się Agata myśląc, że wcisnąłem jej kogoś innego.
-To jest, jego ojciec.
-Przystojny facet. A nawet bardzo przystojny.
-Żartujesz? Szymon, widziałeś go?
-Tak, był w klubie w zeszły piątek.- Agata przyglądała się nam.
-No co? Ty też go widziałaś. Był w sportowym garniturze i jeansach.
-Ten przystojniak, to ojciec Maksa?- Dziwiła się jeszcze bardziej.
-Wcale niepodobni, co?
-Jak taki facet, może mieć takiego syna?
-Pewnie Maks stał za rozumem, a nie urodą.
-Bardzo zabawne.- Powiedziała z sarkazmem w głosie.
-Na pewno będzie miał fajne dziewczyny.- Wstrzeliłem głupotkę, by zerwać temat.
-Dlaczego tak sądzisz?- Zapytała Agata.
-Bo niejedna z nim pójdzie do ślubu ze względu na tak przystojnego teścia.
-Głupi jesteś.- Zbulwersowała się.
-Wiem. Dlatego mnie kochasz. No dobrze, to kto będzie dzisiaj w klubie, możecie mi powiedzieć?
-Raczej standardowa ekipa.
-A od was?- Zwróciłem się do Jagody.
-Natalia z mężem i Weronika z ojcem Maksa.
-A Dorota?
-Jadą gdzieś na ślub.
-Nieładnie. Miałyście być wszystkie.
-Szymon, chcesz być informowany o ewentualnych zmianach w klubie?
-Nie. Dlaczego pytasz mnie Agatko o coś takiego?
-Marta pytała, czy jak coś robią, to mają się ciebie pytać, bo podobno ten pokój masz na swoje potrzeby.
-Tak. Ale nie musicie się mnie pytać o wszystko. Jak macie jakiś pomysł, to wykładacie pieniądze i go realizujecie. Proste, jak dla mnie. Oczywiście musicie się liczyć z ewentualnymi kosztami posprzątania tego pokoju i naprawy szkód, jakie zostały poczynione w trakcie przygotowań i trwania waszego projektu.
-Co?
-No tak. Co pan na to, panie prawnik?- Zwróciłem się do Andrzeja.
-Racjonalne rozwiązanie i uczciwe wobec każdej ze stron. Cholera, zaczynam pieprzyć, jak prawnik na spotkaniu. Ej, a mam do ciebie jeszcze pytanie. Co byś zrobił, gdybyś podpisywał umowę, a nie chciałbyś w razie sporów biegać po sądach.
-Dlaczego?
-Bo to długo trwa. Czas to pieniądz. Rozumiesz, prawda?
-W Polsce się tego nie stosuje, ale słyszałem o pewnym rozwiązaniu. W krajach Arabskich stosuje się tzw. Arbitraż. Polega on na zapisie w umowie i ustanowieniu kogoś niezależnego, kto jest poza twoimi i konkurencji wpływami. Taki zamiast sądu rozwiązuje wasze spory. Zaoszczędza się w ten sposób pieniądze na adwokatach i szybciej podejmuje się decyzje.
-A jak któraś ze stron próbuje zerwać umowę?
-To proste. W umowę wpisuje się klauzurę, za straty, jakie poniesie strona pokrzywdzona i nikt rozsądny tego nie zrobi.
-Dlaczego?
-Bo pod ten tekst, można podciągnąć wszystko. Straty moralne, pracowników i nawet przyszłe przychody.
-Skąd ty to wiesz?
-Magia telewizji, już mówiłem.
-Widzisz kochany i po co nam szkoły.
-Szymon, możemy porozmawiać na osobności?
-Dobrze, ale po co?
-Ktoś mnie o coś pytał i chciałbym, żebyś mi doradził.
-Jeśli będę wiedział, to pomogę.
-Mogę, wam go zabrać?
-Na długo?
-Maksymalnie godzinę.
-Mówiłeś, że oni będą sprzątać po śniadaniu.
-To jak?
-Zgada. Ale Szymon, daj Andrzejowi jakiś pomysł dla mnie.
-Mówisz i masz Jagódko.
-Szymon proszę, nic drogiego.- Prosił Andrzej.
-Się zobaczy. Dobrze chodź. Im prędzej pójdziemy, tym prędzej wrócimy.- I poszliśmy do gabinetu.
-Szymon, mam znajomego którego, jak on podejrzewa, zdradza żona. Podobno spotykają się u nich w domu. A on nie wie, co zrobić. Co byś polecił.
-Rozwód.
-On nie chce.
-To niech komuś zapłaci za wyprostowanie gościa.
-To nielegalne.
-Mieszka w domku jednorodzinnym?
-Tak.
-Ma psy?
-Jednego, ale myśli o kupnie drugiego.
-To niech go kupi i da do wyszkolenia. Niech psiak reaguje na imię oponenta, jak na komendę zagryź. No pod warunkiem, że nie ma nikogo w rodzinie o tym imieniu, no i brak dzieci. Gdzie mieszka?
-Jest z twojego województwa.
-Piła?
-Nie.
-Trzcianka?
-Nie zgaduj, bo i tak nie zgadniesz.
-Ale ma pieniądze?
-Tak. To kolega ze starych lat.
-Tylko ostrzeż go przed tym posunięciem.
-Jasne.
-A dla Jagody, może powinieneś coś sam wreszcie wymyślić, co?
-To samo chciałem zaproponować.
-Zrób to z jajem. Daj słowo.
-Masz moje słowo. A skoro już je tobie dałem, to może coś mi podpowiesz.
-Nie mam tanich rzeczy, tylko takie na które warto iść, za każde pieniądze.
-Dawaj, coś wymyślę.
-Nie wiem, jak oni chcą to zrobić, ale podobno " Bydgoski Festiwal Operowy." Odbędzie się w dniach 17 do 30 kwietnia na scenie w pół surowego gmachu opery, który budowany jest od roku 73 Ponad dwadzieścia lat. Zastanów się, bo za parę lat, to będziesz mógł powiedzieć, że tam byłeś. Może być ciekawe widowisko, to jest, jak lekko zburzone Koloseum. Przemyśl to.
-Cholera, teraz to mnie zaciekawiłeś. Lubimy operę, ale u nas w Polsce, to ciężko jest trafić na coś ciekawego.
-Wiesz, może być klapą, ale ja stawiam na perełkę.
-Wymyślę coś.
-Powiedz, że jesteś spłukany, to wam pożyczę. Dziesięć tysięcy wystarczy?- Andrzej zdębiał.
-To dużo pieniędzy.
-Dam tobie dziewięćdziesiąt i mi je przechowasz. Nie mogę tak wozić tej kasy do domu.
-Komu ukradłeś?
-Nikomu, zapytaj Natalii. Znalazła trzy osoby, które zapłaciły za zrobienie porządku z tankami. Do tego mam jeszcze fundusz operacyjny i jeden właściciel firmy wpłaca mi po dwa tysiące miesięcznie.
-Kłamiesz?
-Możesz zapytać Natalii, ale omiń Jagodę.
-A Agata?
-Wie o tym.
-Nagle udało się tobie zrobić furorę.
-Wiem. Czasem mnie to martwi.
-Szymon, dziwny jesteś. Masz wiedzę o której niewiele osób wie. Po co to tobie?
-Dałem słowo. Nie mogę zrezygnować, a nie chcę zrobić klapy.
-Rozumiem.
-Idziemy, pomożemy im, ile się da.
-Albo ile zdążymy.
-Albo, albo. Się zobaczy.- I poszliśmy do kuchni. Dziewczyny poznosiły już wszystko z jadalni do zmywania i nawet część tego wszystkiego pozmywały.
-Pomożemy.
-Nie. Teraz, to idźcie sobie gdzieś.
-Możemy, naprawdę?
-Wynocha, już sio.- Wyrzuciła nas z kuchni Jagoda.
-Chodź Andrzej, idziemy.- I wyszliśmy z domu wiedząc, że nie o to im chodziło, ale niech precyzują swoje wypowiedzi. Poszliśmy do Doroty. Otworzył nam ojciec Marcina.
-Cześć. Co wy tutaj robicie o tej porze?
-Witamy, chcieliśmy zapytać, czy Marcin może dzisiaj iść z nami do klubu?
-Oczywiście. Przecież oni z Dagmarą idą. Umówiliście się, prawda?
-Chyba byłem z lekka nietomny.
-Najwyraźniej.- Powiedział Andrzej.
-A Państwo jadą na ślub?
-Tak wypadło. Dlaczego pytasz?
-Myślałem, że przyjdziecie grać z nami.
-Przyjdziemy, bo idziemy tylko na ślub i później jesteśmy wolni. Nie idziemy na wesele.
-I bardzo dobrze. To znaczy się... .
-Nie tłumacz się. Po prostu nie trawimy tam kilku osób i nie potrzeba nam znów dowiedzieć się jakiejś nowości o sobie od znajomych.
-Skoro tak, to ok.
-Mecenas W. będzie?- Zapytał Władek.
-Chyba tak. Marta miała go informować o wszystkim.
-A on mówił, że ma jakąś nową dziewczynę.
-Żaneta.
-Tak, to ta.
-Pozna pan dzisiaj, fajne dziewczę.
-Kto to?!- Dopytywała się Dorota.
-Szymon!
-Niech chwileczkę poczeka, dobrze?
-Wejdźcie, bo dostanę po uszach, jak się z wami nie zobaczy.
-Dorotko, my musimy iść!
-Pięć minut was nie zbawia!
-Masz dziesięć!
-Dziękuję!
-Gdzieś się śpieszcie?
-Nie. Zrobiłem to dla zabawy.- Rzuciłem, ot tak sobie.
-Wariat, słowo daję.- Powiedział Andrzej.
-Szymon, dlaczego one wszystkie wiecznie się chcą z tobą spotykać?
-Andrzej, odpowiesz? Bo mnie, to nie chce się już tego tłumaczyć.
-Jeśli chcesz. Na ten przykład dzisiaj stanął przed Jagodą nago.
-Szymon, mój syn znormalniał, a ty chyba zgłupłeś.- Do pomieszczenia, w którym byliśmy weszła Dorota.
-Jak chcecie, to stanę tutaj nago.- Oznajmiłem im.
-Dzień dobry. Zwariowałeś, przed facetami?- Stwierdziła Dorota na wejściu.
-Macie kartkę?
-A po grzyba tobie kartka?- Zapytał Andrzej.
-Żeby nie niszczyć podłogi.
-I tu ma chłopak rację.- Powiedział ojciec Marcina po czym przyniósł mi jedną kartkę formatu A-4
-Proszę. Podał mi ją do ręki.
-Dziękuję.- Wyciągnąłem długopis i napisałem na kartce dwie litery G O i położywszy ją na podłodze stanąłem na kartce.
-No i?- Zapytała Dorota.
-Przecież stoję na GO.
-Eee, a ja myślałam, że się napatrzę na twoje młode ciałko.
-Dorota!- Oponował ojciec Marcina swoją żonę.
-Nie dziś. Chyba, że wygracie z nami w grę.
-A w co gramy?
-Wasza gra, nasze zasady.
-Słucham?- Zbulwersował się Andrzej.
-To dla wyrównania szans.- Powiedziałem pokazując na siebie.
-Chociaż i tak jest mi wszystko jedno czy wygram, czy przegram. Ponieważ w tym wszystkim chodzi o zabawę.
-Widzicie i to jest podejście do gry, a nie tylko wygrywać i wygrywać.- Pochwaliła mnie Dorota.
-A ty wiesz kochanie, co zazwyczaj robią przegrani?
-Nie wiem. Ale Szymon wie.- Wszyscy spojrzeli na mnie.
-To proste. Robią to, co się ustali.
-Wczoraj podobno nie ustaliliście. Stwierdził Andrzej.
-A skąd ty o tym wiesz?
-Ciężko nie usłyszeć o tobie.- Powiedział.
-Może i tak. Nie wiem tylko, czy możemy sobie dzisiaj pozwolić, aż na taką ekstrawagancję.
-A co zrobiłeś?- Zaciekawiła się Dorota.
-Paradowałem w kiecce po Big starze.
-W tych sklepach nie ma spódniczek.- Stwierdziła.
-Ale Jola była ubrana w taką sukienkę, więc..., no wiesz. Co tu będziemy dużo mówić.
-Mam założyć dzisiaj sukienkę?- Zapytała zachęcająco.
-Nie. To było wczoraj, a dzisiaj, to dzisiaj.
-Ciekawe.- Powiedział ojciec Marcina.
-Wpadnijcie, to się rozerwiecie.
-Szymon, musimy już iść.- stwierdził Andrzej.
-Spokojnie, zawsze zdążymy się spóźnić.
-To na pewno. Ale dziewczynom, to ty się tłumaczysz.
-Ok. Może masz rację i powinniśmy być już w domu. Będą złe, co?
-Powiemy prawdę i będzie z głowy.
-Dobrze. Albo wiesz co? Nie powiemy im prawdy.
-Coś ty znowu wymyślił?
-Okłamiemy je, żeby się zdenerwowały. I zagramy w grę.
-Jaką?
-Poskromienie Złośnicy. Kto pierwszy ugłaska swoją kobietę, ten wygrywa.
-O co gramy?
-O wyjazd na Festiwal Operowy w Bydgoszczy.
-Ej, zaraz. A jak wygrasz, to co ja zrobię?
-Będzie obciach, że dałem go Jagodzie w prezencie.
-A jak przegrasz?
-To proste, dostaniesz go ode mnie, bez obciachu.
-Przecież to nienormalne. Gdyż tak, czy siak, go dostanę.
-No to co? Przecież chodzi o zabawę. Nic nie rozumieją Dorotko, ale materialiści.
-Jaki festiwal?- Zainteresował się Władek.
-Operowy.
-Ale nie ma nic takiego.
-Ale odbędzie się pierwszy raz w Bydgoszczy, w pół dokończonym gmachu opery. Fajnie, co?
-Żartujesz sobie?
-Nie. Jak Agatę kocham.
-Kiedy to będzie?- Dopytała Dorota.
-Od 17 do 30 kwietnia.
-Andrzej, jak będziesz jechał, to powiedz, też pojedziemy.
-Z chęcią.- Dodała Dorota.
-Szymon, jak będziesz miał jeszcze jakieś pomysły, to przyjdź, może pomożemy.
-Zapisać sobie, żeby nie zapomnieć.- Zapisałem w notesie.
-Ok już.
-Chyba zaczynam rozumieć twój fenomen.
-Co?
-Wiem dlaczego wszystkich tutaj fascynujesz.
-To proste, bo dobrze się bawię.
-Tak. To dobra odpowiedź.
-Szymon.
-Dobra, dobra, idziemy. To cześć. Potem, potem, dobrze?
-Potem, potem.
-Cześć.- Pożegnał się Andrzej.
-Szalony, co?- Spytała Dorota Andrzeja.
-Tak. Ale fajnie się z nim bawić. Wszystkim się podoba.
-Nie dziwię się. To potem, potem.
-Co za pożegnanie.- Stwierdził Władziu.
-To nie pożegnanie, tylko umowa.
-Ma rację.- Powiedział Andrzej pokazując na mnie palcem. Wyszliśmy i udaliśmy się do domu. Po drodze wymyśliliśmy jakąś głupotę, żeby dziewczyny od razu wiedziały, że łżemy i abyśmy mogli się zabawić i ustawiliśmy jeszcze dwie gry sytuacyjne, które szybko zaadoptowaliśmy ustalając zasady oraz reguły gry. Ot tak, dla zabawy. Co oczywiście miało miejsce, bo obie się zdenerwowały i obraziły na nas. Problemem w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy ich rozdzielić i trzeba było wymyślić coś innego.
-Co robimy?
-Trzeba zagrać z obydwoma. Najpierw ty idziesz i jak się tobie uda, to wygrałeś. A jak nie, to ja idę.
I tak, aż do skutku.
-Zgoda.- Pierwszy poszedł Andrzej i oszukał, bo powiedział prawdę, że byliśmy u Doroty. Ale nie mogły tego potwierdzić, bo oni wyszli już z domu na ślub. A kiedy wrócił....
-I co? Oszustwo nie popłaca. Mieliśmy im prawdy nie mówić.
-Myślałem, że będzie szybciej.
-No i nie dopuścisz do przegranej, co?
-Szczerze mówiąc, to tak.
-Obraziłem się i wychodzę.
-Co?- Wstałem ubierałem buty, a Andrzej stał, jęczał i przepraszał mnie, za złamanie reguł gry.
-Proszę nie wyjeżdżaj, przecież one się do mnie nie odezwą do końca życia.
-Oszukałeś mnie! Złamałeś wszystkie zasady! I jeszcze do tego one się obraziły! To powiedz mi. Po co ja mam tutaj siedzieć!? No odpowiedz mi!- Przyszły zaciakawione dziewczyny, słysząc naszą kłótnię.
-O co chodzi?- Zapytała Agata.
-Graliśmy, a on oszukał. Tak się nie robi! To chamskie i woła o pomstę do nieba. Wstyd, żeby dorosły facet oszukiwał małolata.
-Szymon, przestań.- Próbowała załagodzić sytuację Jagoda.
-Nie, nie przestanę One się obraziły, to ja jadę.
-Szymon, poczekaj. Może źle oceniłyśmy sytuację i wybaczamy wam. Ale pod jednym warunkiem. Chcemy wiedzieć, gdzie naprawdę byliście.
-W parku.
-Tutaj nie ma żadnego parku.- Oznajmiła mi Jagódka.
-W parku sztywnych.
-Cmentarz jest daleko.
-Nie wierzycie mi, to nie. Idę.
-Dobra, wierzymy tobie.
-Nie będziecie złe już?
-Nie. Nie będziemy.- Uśmiechnąłem się do Andrzeja.
-Cha! Wygrałem i nie musiałem powiedzieć prawdy, tak jak ty. Przegrałeś!
-Zaraz, to gdzie byliście?- Wtrąciła się Agata.
-U Doroty. Dowiedzieć się czy przyjdą do klubu.
-I co?- Zaciekawiła się Jagoda.
-I przyjdą.
-A co to za gra, mogę powiedzieć?- Zapytała Andrzeja.
-Nie.
-Szymon obiecałyśmy, że nie będziemy się złościć, to chyba należy nam się prawda.- Strofowała moją odpowiedź Jagoda.
-Poskromienie złośnicy.- Rzuciłem.
-Zatłukę ciebie!- Rozzłościła się Agata.
-Obiecałaś kochanie, że będzie już spokojnie. I co, mam sobie iść?
-A gdzie pójdziesz?- Zapytała z sarkazmem w głosie.
-Poznać nowe dziewczyny.
-Może faktycznie spuszczę z tonu.
-Widzisz Agatko. Można? Można. Trzeba tylko chcieć.- I pokazałem jej język.
-Szymon, a co wygrałeś z Andrzejem?
-Będziesz wściekła. Waszą ciekawą randkę i w dodatku powiem tobie, co to takiego jest.
-Co?- Zaciekawiła się Jagoda.
-Bilety na Festiwal Operowy w Bydgoszczy.
-No! Andrzej, wiesz co? Świnia jesteś, że o to grałeś.
-Ale ja nie wiedziałem, co to jest.
-I tak jesteś świnia.
-Miałaś się nie złościć.
-Ale on zachowuje się, jak jakiś..., ... !
-Wygrała.- Powiedziałem do Andrzeja.
-Widzę. Jesteś mistrzem gier.- Oboje siedzieliśmy i uśmiechaliśmy się do dziewczyn.
-Agata, masz jakiś wpływ na tego swojego chłopaka, bo mam dziwne wrażenie, że obie znajdujemy się w jego grze.
-Tak. Mnie też wygląda to na jego świat. Wiesz co? Usiądź i porozmawiamy z nimi, bo jak nie, to oni będą się nami szachować cały czas.
-Cholera, znów wygrałeś.- Powiedział Andrzej.
-Wiem. Trzy do zera. Koniec gry.
-Nie gram więcej z tobą.
-I dobrze, bo nie masz już nic do przegrania.
-Mam. Mój skarb. Zagrajmy o nią.
-Popieprzyło ciebie!? Ja nie jestem fantem do wygrania!
-Trzy jeden.
-Dobrze, że nie do zera.
-Agata, oni sobie jaja z nas robią.
-Jagódko. Z szacunku do ciebie i z powodu, że Andrzej okazał się być takim lekkoduchem. Chcę tobie oddać moją wygraną. Ale mam z tym problem.
-Jaki?.... No powiedz, na pewno da się coś z tym zrobić.
-Więc..., muszę wiedzieć, ile kosztują bilety na cały ten festiwal.
-Pewnie drogie.- Powiedział Andrzej.
-Gdzie to jest?
-W Bydgoszczy.
-Mam tam trzy przyjaciółki i one z chęcią mnie zobaczą, więc poczekajcie, zapytam je.
-Jagódko?
-Tak.
-Jak już będziesz wiedziała ile będą kosztowały te bilety, to powiedz Andrzejowi, żeby mógł za nie zapłacić. I wiesz co? Ze względu na pewne sprawy związane z nami.
-Jakie?
-Namiętność i te wieczne rozterki serc. Chcę, abyś uznała te swoje zmagania za grę, która pozwoliła tobie zdobyć upragnioną nagrodę.- Jagoda spojrzała na Andrzeja.
-Rób co musisz.- Powiedział.
-Nie będziesz zły?
-Nie. Ty będziesz.- Podeszła, pocałowała mnie w usta i powiedziała.
-Dziękuję.- Nie wytrzymałem i się roześmiałem.
-Cztery jeden.
-Szymon masz kopa za tą grę. Czy wy się czasem zastanawiacie, co robicie!? Zobaczcie, jak cioci jest teraz przykro.- Złościła się na mnie Agata.
-Pięć jeden. Wygrałeś całą grę.
-Andrzej. Myślałem, że nie będzie do jednego?
-Ile obstawiłeś. Wyciągnąłem notes i otworzyłem go na ostatniej stronie.
-Trzy do pięciu dla mnie.- Powiedziałem.
-Wysoko mnie oceniasz.
-A ty. Wyciągnął swoją kartkę.
-Zero do Pięciu dla ciebie. Łał, dziękuję za takie noty.
-Co jeszcze mieliście zrobić?- Zapytała Agata.
-Pokaż im wszystkie punkty.- Dałem jej karteczkę, którą wyrwałem z notesu.
-Przeczytaj na głos.
-Udobruchać. Zdenerwować. Skłócić je. Sprawić zawód. Zaskarbić zaufanie. Pożyczyć coś, co jest tobie zupełnie niepotrzebne. Sprawić, żeby się dogadały. I żeby jedna, broniła drugą. Pocałunek. Zmusić do pomocy.
-Ciociu, chodź im dowalimy.- Skwitowała naszą grę Agata.
-Dwóch na dwie. Nie..., mam lepszy pomysł.
-Odegramy się. Nie znasz dnia ani godziny.- Stałem tak z Andrzejem i się uśmiechaliśmy do siebie, jak idioci normalnie.
-Kochamy was. Jagódko, sprawdź ile kosztuje ten festiwal.
-Nie nabiorę się już.
-Dlaczego? Przecież ja naprawdę dałem tobie te bilety, to nie jest żart.
-On nie kłamie.- Powiedział Andrzej.
-To koniec gry?- Zapytała z niedowierzaniem.
-Tak. Już zakończyliśmy tą grę.
-Rozpoczęliście nową?- Dopytywała, wciąż jeszcze nam nie wierząc.
-Nie. Na dziś koniec.- Powiedziałem.
-Dobrze. Agata, co ty na to?
-Oboje nie kłamią.
-Poważnie, niech Jagoda sprawdzi ile kosztują bilety na koncerty i imprezy oraz hotele dla jednej pary. Powiedz jej, proszę.
-Ciociu, on nie żartuje.
-Kłamiesz?
-Na moją miłość do Agaty, nie kłamię. Teraz mi wierzysz?
-Nie ufam tobie.- Podszedłem do niej i wyszeptałem.
-Na moje rozterki związane z tobą. Teraz mi ufasz?
-Przepraszam. Nie powinnam mówić tobie, że ci nie ufam.
-Jagoda, sprawdź to i powiedz Andrzejowi, on zapłaci z moich pieniędzy.
-Szymon, ale to on ma zrobić coś dla mnie.
-I robi. Jest z tobą każdego dnia. Potrafi zrobić coś innego dla ciebie. Na ten przykład dzisiaj zagrał ze mną o wasz uroczy tydzień i wygrał.
-Przecież przegrał.
-Bo tak miało być. On ciebie kocha, ty kochasz jego, więc przestańcie jęczeć, że nic razem nie robicie.
-Ale z tobą jest inaczej.
-To złudzenie.
-Wiem, ale ty masz takie pomysły, że jesteśmy razem z dziewczynami w szoku. Wszystkim się to podoba, nawet ich faceci, są zaciekawieni.
-Władek się dzisiaj przekonał, jak Szymon stanął przed nami nago.- Jagodzie oczy wyszły na wierzch.
-Żartujesz sobie, prawda?
-Ciociu, ja też stanę tutaj nago.- Jagoda zdębiała. A Agata przyniosła kartkę napisała GO i stanęła na niej.
-Co ty robisz?- Zapytała Jagoda.
-Stoję na GO.
-Szymon, dlaczego przede mną tak nie zrobiłeś?
-Bo nie miałem długopisu w kieszeni i kartek.
-Zobaczyłabyś minę Doroty i Władka. Szok, normalnie szok.- Powiedział Andrzej.
-Dobrze chłopaki, jedziemy do klubu.- Ubraliśmy się i pojechaliśmy do klubu. Na miejscu była Marta.
-Cześć. Jak tam?- Zapytałem Martę, chcąc wiedzieć, jak tam jej z Tomkiem.
-Dobrze. Zapraszamy państwa do zapoznania się z naszymi nowymi daniami obiadowymi.- Szybko zmieniła temat, zbywając nas, ale... .
-Dobrze, pójdziemy zobaczyć.- Stwierdziła Jagódka.
-My dojdziemy później.- Oznajmiłem jej.
-To czekamy.- Poszli, a ja dostałem pytanie z odpowiedzią
-Po co to zrobiłeś? Można było sobie darować tą głupią zabawę i nie pogrywać z nami. Przecież oni teraz, będą zawsze się nas czepiać.
-Co ty gadasz? Zawsze gramy sami, im też się coś należy. Poza tym wszystkim, to teraz będą mieli okazję sobie porozmawiać o tym. Przecież o to nam chodziło. Prawda?
-Jeszcze raz, coś dla nich zrobisz, to będę zła.
-Przestań w końcu się przyzwyczają.
-I co? Tak wszystko będziesz robić dla nich, a ja?
-A ty jesteś kochaną kobietą i mi na to pozwolisz.
-Nie.
-Nie jesteś kochaną kobietą?- Zapytałem zdziwiony.
-Tak. To znaczy nie. Chwila!- Pomyślała troszkę i to rozsupłała.
-Więc, jestem kochana i nie pozwalam tobie robić im wody z mózgu.
-Proszę.
-Nie! I nie rozmawiamy więcej w tym temacie.- Obróciła się i odeszła w kierunku wejścia do klubu. Podeszła do mnie Marta.
-Szymon, co ją ugryzło?
-Najpewniej ja.
-Kłamiesz. Powiedz mi.
-Agata jest zła, bo pogrywam z jej ojcem mając je obie za pionki.
-Słucham?
-Zrobiłem sobie grę z ustawianiem ich po kątach. Wygrałem z Andrzejem, ale one są złe na mnie.
-To zrozumiałe. Traktujesz je przedmiotowo, a każda kobieta, chce być twoją królową.
-A wiesz co jest, kiedy będzie zbyt dużo rządzących osób?
-I Właśnie po to są takie błazny, jak ty.
-Dzięki. Na ciebie, zawsze można liczyć.- Skwitowałem jej wypowiedź.
-Ależ proszę. Na mnie to zawsze możesz liczyć. I Szymon, chciałabym tobie podziękować.
-Za co?
-Dobrze wiesz za co, piękne to było.
-Mówisz o waszych zaręczynach?
-Tak, a o czym innym miałabym mówić?
-Może o wczorajszej grze.
-Wariat jesteś.
-To tylko tutaj. U siebie czegoś takiego, to bym nie zrobił.
-I tak dziękuję, za ten twój sposób bycia, za to, co robisz dla nas i ogólnie za całokształt działalności twórczej, oraz to coś, co zrobiłeś dla mnie.
-Nie ma za co Marta. Poważnie, nie ma problemu.
-Jest. Ja wiem, że jest. Tomek mi powiedział, co zrobiłeś z nimi.
-To była nauka pływania. A tak szczerze powiedziawszy, to powinienem nauczyć ich latać za to, co tobie zrobili. Miałbym przechlapane, bo wśród nich, był podobno były agent Stasi. Ale..., poważnie mam to gdzieś.
-Szymon, nie zapędzacie się za daleko?
-Teraz, to już za daleko jesteśmy, żebyśmy mogli się cofnąć. Poza tym obiecałem już różnym osobom.
-Szymon, uważaj na siebie i na Tomka.
-Przecież tak jest. Wiesz o tym, prawda?
-Chciałam się upewnić.
-Nie rozmawiajmy już o tym.
-Dobrze. I jeśli chodzi o Agatę, to dam tobie dobrą radę. Idź ją przeprosić i pocałować, bo znając ją, to mogę tobie powiedzieć, że będzie tylko gorzej, jeśli tego nie zrobisz.
-Chyba masz rację. Dzięki za radę.
-Wiesz, co teraz jest zrobione w pokoju luster?
-Właśnie! Podobno coś zupełnie innego, niż my zrobiliśmy.
-Chodź, pokażę tobie.- Weszliśmy do klubu i udaliśmy się do pokoju przez salę główną. Po drodze zauważyłem kogoś ciekawego. Ku mojemu zdziwieniu w barze siedział Rafał i wyglądał na strasznie zmartwionego, ale nie miałem czasu teraz się tym zająć, gdyż szliśmy obejrzeć nowy wystrój pokoju luster. A w pokoju był raj.
-Łał, piękna inscenizacja. O cholera, rzeczka. Ale fachowo. Kto to wymyślił?
-Zgadnij.
-Natalia?
-Nie, ale blisko jesteś.
-No nie pierdol. Poważnie to on?
-To Paweł.
-Chce zaimponować Mamie. Ale łoś.- Wszedł do pokoju luster Piotrek i już na wejściu przytaknął mi.
-Zgadłeś, to łoś. Cześć.- Powiedział i się przywitał.
-O! Mój ulubiony brat Karoliny. Co tam?
-Co wy takiego dziś wymyślacie, że wszystkich zebraliście w klubie? Nawet mój ojczym będzie.
-Jak to co? Jeszcze nie wiemy.
-Żartujesz sobie. To po kiego grzyba robisz takie zamieszanie?
-Nie. Mówię, że nie wiem. Ale myślę, że coś ciekawego sobie wymyślimy do robienia.
-Szymon, a co robiliście wczoraj?
-Podrywaliśmy dziewczyny.
-I co, jak wyszło?
-I dobrze wyszło. Mamy dwie nowe przyjaciółki. Może przyjdą dzisiaj.
-Przyjdą.- Powiedziała Marta.
-Skąd wiesz?
-Bo już są.- I w tym momencie wpadłem na pomysł z Rafałem. Potrzebny mu Anioł miłosierdzia, tutaj Aniołki nawarstwiają się mnie parami.
-Wspaniale. Agata będzie wściekła.
-Masz rację Szymon, jak zwykle masz rację.
-Muszę iść do niej. Bo będzie zła.
-Idźcie razem chłopaki.- Oznajmiła nam Marta.
-Zgoda, a ty?
-Muszę iść do biura i jeszcze dopilnować kilku szczegółów w kuchni i na sali.- Widziałem, że ręce jej opadły, jak gdyby coś było nie tak.
-Marta? Już dobrze między wami?- Zapytałem pojednawczo, by w razie czego móc pomóc.
-Zostaw jak jest, bo jest dobrze Szymonie.
-Pewna jesteś?
-Tak.
-To idziemy Piotrek. Rozumiem Marta, że dołączysz dzisiej do nas i przyjdziesz?
-Nie odpuszczę zabawy z tobą.
-Takem czuł. W takim razie czekamy.- I poszedłem z Piotrkiem do sali głównej. Wszedłem, popatrzyłem i się zdziwiłem. Ale ludzi się zebrało. Za dużo, jak na standardową grę, więc trzeba będzie, coś więcej nawymyślać.
-Cześć Szymon.
-Cześć Jola. Poznaj Piotrka. Piotrek, to Jola.
-Cześć.- Podeszła do nas druga poznana wczoraj przez nas dziewczyna.
-Witam. A to, jest moja przyjaciółka Grażyna.
Miło mi ciebie poznać.- Przywitali się.
-Szymon, masz tutaj dużo przyjaciół.- Stwierdziła.
-Z tego, co widzę, to są wszyscy. Nie licząc Darka i Joasi.
-Dużo.
-To akurat wiem, ale brak tutaj jeszcze rodziców Marcina. Mecenas jest. Natalia z mężem są. Moment, a wy z kim przyszłyście?
-Same, a co?
-Chodź ze mną Jola do baru.
-Nie chcę pić.
-Wiem. To nawet lepiej.
-To... po co mam iść?
-Widziałem tutaj coś i potrzebna jest mi twoja opinia.
-On kłamie?- Zapytała Piotra.
-Jak się nie pomyli, to prawdy nie powie. Ale warto z nim iść.
-Ale z Grażyną.- Próbowała asekurować się koleżanką. Nie w smak mi to było.
-Nie. Sama musisz iść.
-To ja rezygnuję.- Odrzuciła moją pomoc.
-A ty Grażyna, idziesz?- Popatrzyła na Piotrka, później na Jolkę i powiedziała.
-Idę. Ale chcę wiedzieć, dlaczego nie możemy iść we dwie?
-Bo to musi być opinia jednej z was, a nie obu.
-Piotrek, znasz go dłużej niż ja. Co on kombinuje?
-Nie wiem, ale to coś pod publikę. Więc coś pod którąś z was.
-Idziemy, czy nie?
-Chodźmy.- Poszliśmy do baru, a w barze siedział Rafał, którego widziałem, gdy przechodziliśmy tamtędy w stronę pokoju luster.
-Cześć Łosiu.
-Szymon. Sorry za tamto.
-Nie żyj szokiem. To Rafałku jest Grażyna. I jak Grażynko?
-Dobrze.- Odpowiedziała uśmiechnięta.
-Cześć. Ty jesteś... ?
-Byłym chłopakiem Agaty.- Odpowiedziałem.
-Czyli spychologia.
-Jak się panience nie podoba, to..., zawsze się ktoś znajdzie. Albo trzeba przyprowadzać własnego Łosia.
-Nie, jest ok. Ten się nada.- Rafał siedział i patrzył z zaciekawieniem na to, co się dzieje.
-Przepraszam, ale do czego?- Zapytał wreszcie.
-Do łóżka. Grażyna szuka kogoś, kto ją pozbawi..., złudzeń.- Odpowiedziałem.
-Niby jakich?
-Rafał, nie słuchaj go.- Patrzył na mnie przez chwilkę, aż w końcu zapytał.
-Szymon, ale to nie ma nic wspólnego z tym ostatnim przypadkiem?
-Nie. Spokojnie, wszystko utajniłem.
-Wiesz, że po tym całym zamieszaniu przestałem brać prochy?
-Mądry jesteś, to zrozumiałeś. A Daniela, to gdzieś widziałeś?
-Zapadł się pod ziemię.
-Ciekawe. No dobra, to nie przeszkadzam. Grażyna, przyjdźcie zagrać z nami?
-Jasne. A teraz, co robicie?- Zaciekawił się Rafał.
-Za chwilkę będzie obiad i po obiedzie będziemy wymyślać sobie grę.
-Szymon, tutaj można zjeść obiad?
-Tak. Przecież na wejściu mówili, żeby spróbować nowe dania obiadowe, głuchy byłeś?
-Nie słuchałem.
-Uuuuu! Czyli coś poważnego.
-Tak, ale muszę przemyśleć kwestie odpowiedzi.
-Może dzisiaj zagrasz z Grażyną, a pomyślisz jutro. Zgoda? Może tak być?
-Tak. Tak chyba będzie najlepiej. Agata jest z tobą?
-Jest. Dlaczego pytasz?
-Chciałbym z nią zamienić słowo.
-Proszę, nie krępuj się.
-Dzięki.
-Zrób coś dla mnie?
-Co?
-Zaopiekuj się nią dzisiaj. A ty Grażyna, nie daj mu za dużo myśleć.
-Szymon, aż tak bardzo widać?
-Gorzej. Masz to wypisane na twarzy. Dobrze, że ona nie potrafi czytać.- Powiedziałem pokazując na Grażynę.
-Dzięki.- Powiedziała mentalnie zdradzona.
-Nie spapraj tego. Agata mówiła, że jesteś fajny chłopak. Tylko masz złe priorytety.
-Już z tym skończyłem. Zraniłem ją, co?
-Ja poznałem ją po tobie. Przeproś ją, jak uważasz, że zachowałeś się skandalicznie.
-Nie pomoże.
-Spróbuj. W sumie, to nie masz nic do stracenia.
-Co tobie powiedziała?
-Nie interesowało mnie to. Nie pytałem, bo to nie moja sprawa. Nie znałem jej wtedy, gdy byliście razem. Nie mnie sądzić i dlatego nic mi do tego. Poczekaj Rafał chwileczkę. Chodź.- Powiedziałem do Grażyny i poszliśmy na skraj baru.
-Zajmij się nim Grażyna. Sama zobaczysz, że warto. Mariola pomogła Piotrkowi, zapytaj ją, czy było warto, jeśli mi nie wierzysz.
-To naprawdę jest były chłopak Agaty?
-Rzuciła go, bo dowiedziała się, że on chce z nią zerwać. Więc, by temu zapobiec ona zrobiła to pierwsza. Tylko, że później stwierdziła, że źle zrobiła i miała wyrzuty sumienia. Jej ciotka zawołała przyjaciółki, by wyciągnęły Agatę z domu na zakupy i to właśnie tego dnia poznałem i zakochałem się w tej rudej dziewczynie. Zmieniłem jej świat na lepsze, to samo zrobiła Mariolka dla Piotrka. Zrób to samo dla niego i bądź jego aniołem. Zobaczysz, że warto. Idź do niego.
-Ale... ?
-Jeśli nie chcesz, to pójdę po Jolkę. Namówię ją.
-Ja chcę. Tylko skąd wiesz o tym, że nie ma dziewczyny?
-Widzę. Wystarczy obserwować. Spojrz na niego. Widać, że to rozterka sercowa, lub rodzinne niejasności. W każdym z nich człowiek boi się zrobić jakiś krok, by czegoś nie popsuć. Bądź jego opoką, czymś stałym na morzu zawiłości myśli i będzie dobrze. Jak pomożesz mu to przezwyciężyć, zostaniesz jego Aniołem, lub będzie miał dług u ciebie do spłacenia.- Chwilkę patrzyła na niego przez moje ramię, później spojrzała na mnie bez wyrazu tego, o czym teraz myśli.
-Jeśli będziesz niezadowolona z tej znajomości, to powiedz mi, co ode mnie chcesz?
-Przyjaźń, bez względu na to, co się będzie działo.
-Przecież po to są przyjaciele.
-Ja to wiem, ale oni szybko o tym zapominają.
-Czyli przyjaźń. Tylko, że już jesteś moją przyjaciółką.
-Wiem. I niech tak zostanie.
-Masz moje słowo. Idź do niego.- Poszła, a ja wróciłem do sali głównej.
-Szymon, gdzie jest Grażyna?
-Byliśmy na szybkim numerku i teraz szuka sobie ojca dla dziecka.
-Słucham!? Co zrobiłeś?- Złościła się Agata słysząc, iż znów mieszam komuś w życiu.
-Dałem jej gwarancję.- Stwierdziłem wiedząc, że pewnie chce właśnie się to wiedzieć.
-Szymon, miałeś przestać to robić.
-Tak, ale ona nie zażyczyła sobie tego, co one wszystkie.
-A niby co takiego chce?
-Przyjaźń.
-Kłamiesz?
-Właśnie problem w tym, że nie.
-Na kogo ją wepchnąłeś?- Zadała pytanie, krórego nie chciałem usłyszeć, a co dopiero na nie odpowiadać.
-Zgadniesz, jak nie wiesz?- Próbowałem nie odpowiedzieć Agacie na tak niezręczne pytanie.
-Powiedz, proszę.
-Rafał siedział w barze usilnie nad czymś myśląc. Więc..., rozumiesz mnie prawda?- Kajałem się.
-Ten Rafał!
-Twój były Agatko. Ale zostaw go, proszę.- Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszałem.
-Szymon, usiądź z nami. Powiedziała Natalia, przerywając nam rozmowę. Widocznie widziała coś, co ją w tej rozmowie zaniepokoiło.
-Agatko pójdziemy z Jolą, co?
-Trzeba będzie dostawić jedno krzesło więcej.
-Przy stole na dwanaście osób, to raczej nie będzie problemem, prawda?
-Będzie dobrze.- Stwierdziła Agata.
-I dobrze.
-Szymon, a gdzie jest Grażyna?- Dopytała Jolka.
-Znalazłem jej śmiertelnika, więc robi za anioła.
-Mogłeś powiedzieć, że masz wolnego znajomego.- Zezłościła się Jolka i dodała.
-Ona zawsze ma fajnych chłopaków.
-Przecież mogłaś iść. Mówiłem, że potrzebna jest mi twoja opinia, ciężko było ruszyć tyłek, to teraz żałuj. Tylko, że nie dostanie tego za nic.
-A co będzie musiała zrobić?
-Okazać mu serce. Ale myślę, że się jej opłaci.
-Rafał musi się zmienić, dopiero wtedy będzie można zobaczyć, czy się opłaca.- Gderała Agata.
-Przecież powiedziałem, że musi okazać mu serce.
-A jak nie?- Broniła suwerenności przyjaciółki.
-To na pewno sobie już zapamiętał, utarczki ze mną i dziewczętami.
-Zapraszamy, do stołu. Szymon, już przecież prosiłam.
-Tylko zapytałaś Natalio, czy usiądziemy razem przy stole. Ale spokojnie… już idziemy. Tylko Natalio, potrzebne nam jest jeszcze jedno nakrycie.
-Są cztery miejsca wolne nie licząc was, więc... spokojnie.
-Zatrzymajcie dziewczęta te dwa miejsca, to jeszcze kogoś nam wepchnę. Idźcie usiąść.- Pobiegłem do baru i zaprosiłem do stolika jeszcze Rafała i Grażynę. Po przyjściu z powrotem Agata miała, jak zwykle jakieś pretensje.
-Co ty znowu robisz? Mówiłam tobie przecież.
-Daję mu możliwość zrehabilitowania się.
-Ale ja nie chcę go widzieć!
-Agata, on zrozumiał swój błąd.
-Naprawę? Coś się mnie nie wydaje.
-Zobaczysz. Jagoda z Natalią stały i przyglądały się nam z pewnej odległości. Usiadłem do stołu i na pierwsze danie dostałem pytanie od Jagody.
-W co teraz gracie?
-Utrzymać złośnice w kajdanach.
-Słucham?!- Zezłościła się ma luba.
-Ale już wiem, że się nie uda.- Powiedziałem podnosząc się i obiegając stół na drugą stronę.
-Nie będę ciebie gonić.- Stwierdziła twardo.
-Dlaczego?
-Bo mnie dzisiaj zdenerwowałeś i zachowujesz się, jak świnia. Podszedłem do Agaty i usiadłem przodem do niej na jej kolanach.
-Ej, moglibyście przestać, jesteśmy przy stole.
-Właśnie, smacznego się mówi.- Zaripostowałem.
-Smacznego.- Powiedziała Natalia.
-Widzisz?- Powiedziałem do Jagody oraz odpowiedziałem Natalii.
-Dziękuję.- I pocałowałem Agatę.
-Natalio, mogłabyś tego nie robić?
-Przepraszam.- Powiedziałem Agacie i usiadłem obok.
-Słucham was i mam wrażenie, że to, co o was mówią, to prawda.- Odezwała się Natalia. A Agata wzięła łyżkę i przywaliła mi nią w głowę. Pocałowałem ją i powiedziałem.
-Dziękuję.
-Agata mogę wiedzieć, co to było? Zapytała Jagoda.
-Kontrola graniczna.- Odpowiedziała.
-Słucham?
-Granica złości. I możesz mi wierzyć, że lepiej będzie jej nie przekroczyć.- Stwierdziłem.
-Agata, Przeproś go.- Powiedział Andrzej.
-Nie mam za co.
-Słucham?
-Posłuchajcie, to ja powinienem ją przeprosić dzisiaj, a nie ona mnie.
-I tutaj masz absolutną rację.- Powiedziała Jagoda.
-I ty też powinieneś mnie przeprosić za dzisiaj.- Dodała spoglądając na Andrzeja.
-Przepraszam ciebie Jagódko i ciebie Agatko za moją dzisiejszą głupią grę, w jakiej pewnie poczułyście się, jak pionki, ale nie taki był tego zarys, więc przepraszam.- Powiedziałem będąc dziwnie zamyślony w to, co powiedziała mi Marta.
-To on ma mnie przeprosić, bo po tobie, to ostatnio można się wszystkiego spodziewać.
-Troszkę poleciałem, co?- Próbowałem z ciągnąć całą winę na siebie.
-Troszkę? To tak, jak powiedziałbyś, że stałeś na ziemi, a było trzęsienie ziemi.
-No tak. Z lekka poszybowałem.
-Cóż za spokojne określenie tej burzy.
-Szymon, Jagoda wie coś, czego ja nie wiem?
-Tak. Bo ona będzie moim sumieniem.
-Co to znaczy?
-Że jak coś, to będzie mi mówić kiedy przesadzam.
-Właśnie. Dzisiaj przesadziłeś.
-Dlatego was przeprosiłem.
-A ty? Zwróciła się do Andrzeja.
-Zaraz, zaraz! To moja gra, więc on nie ma za co was przepraszać.
-Grał razem z tobą.
-Tak, ale to wy mu nie uwierzyłyście, więc to wy powinnyście go przeprosić, a nie on was. Powiedział prawdę i dlatego byłem zły na niego i chciałem wyjść, a wy nawet słysząc największą bzdurę, jaką mogłem wymyślić, dałyście sobie spokój. Dlaczego? Bo to ja? Czasem myślę, że nie dorosłem do was, a czasem mam wrażenie, że jest zupełnie na odwrót. To jaki werdykt?- powiedziałem uśmiechając się.
-Przeprośmy go.- Zwróciła się Agata do Jagódki.
-Nie! Chciał o mnie zagrać, niech odpokutuje za swoje grzechy.
-Sorry Andrzej, próbowałem.
-Dzięki. Ale po festiwalu będzie dobrze, zobaczysz.
-Dokąd zabierasz Jagodę?- Zainteresowała się Natalia.
-To nie on, to ja go zabieram. Na festiwal operowy w Bydgoszczy, podobno w fajnej scenerii.- Natalia powiedziała coś do swego męża i stwierdziła.
-Jedziemy z wami. Ile to będzie trwać?
-Od 17-30 kwietnia.
-Słucham?
-Fajnie co?
-Tak, długi ten festiwal. Zazwyczaj to tydzień, a tutaj dwa, nieźle.
-Dorota też chyba jedzie.
-A skąd ona o tym wie?
-Ja im powiedziałem.- Stwierdziłem luźno.
-Musisz chyba częściej przyjeżdżać do mnie.
-Chwila Szymon, ale opera w Bydgoszczy jest chyba w trakcie budowy.
-Tak. Festiwal odbędzie się w pół dokończonym gmachu opery. Fajnie, co nie?- Powiedziałem dodając.
-Niezła sceneria.
-Tak. Tutaj masz rację.- Przytaknęła mi Natalia. Później rozmawiała z mężem po angielsku i na koniec stwierdziła, że jadą na cały festiwal. Mąż Natalii rozmawiał z Andrzejem i mecenasem W. a później jeszcze z Weroniką. Po chwili Mecenas powiedział.
-Szymon. On pyta, kim ty jesteś i skąd to wiesz.
-Nikim. A na drugie pytanie odpowiedzią jest magia telewizji. Przetłumaczcie.- Zaczęli tłumaczyć, ale on powiedział.
- I understood.- Powiedział coś jeszcze do mnie, czego nie zrozumiałem. Natalia przetłumaczyła.
-Mój mąż prosi, żebyś zawsze kiedy coś wymyślisz ciekawego, mówił nam o tym.
-To jesteście trzecią parą, która mnie o to prosi, ale nie widzę problemu. Przetłumaczyła mu i to.
-Dobrze, to w takim razie, co zamawiamy?
-Marta mówiła, że mają coś nowego, więc może trzeba to spróbować i powiedzieć im, co jest w tym nie tak.
-Masz rację. Niech wiedzą, co zmienić i może następny raz, jak to zamówimy, będzie lepsze.
-Może jest dobre?
-Zawsze może być lepsze.
-Rozumiesz, że trzeba zrobić sobie pole do popisu, bo tak na pierwszy raz, to się nie da zrobić nic idealnego. Prawda?- Zapytałem.
-To zależy, co się robi.- Odpowiedział jeden z kelnerów.
-No tak, ale nawet talent trzeba czasem ukształtować.
-Wiem, ale tego się nie zrobi w jeden dzień.
-To spróbujmy, tych nowych dań.- Powiedziałem.
-Dobrze.- Powiedziała Natalia i dodała, żeby zamówić wszystkie i jak komuś się nie dostanie, to zamówi sobie, co zechce. I tak zrobiliśmy. Po obiedzie rozmawialiśmy o grze, a niełatwo było wymyślić coś na tyle osób.
-Szymon, przecież nie ma takiej możliwości, żebyśmy grali razem w tyle osób.
-Jest pewna konkurencja, która wyłonić może mistrza.
-Niby jaka?
-Pięciobój.
-Szermierka, biegi, pływanie, parkur i strzelectwo. Niby jak zamierzasz tutaj to zrobić?
-Chodzi o zasadę Andrzeju, a nie dyscypliny. Ruletka, bilard, karty, powiedz prawdę i... cholera jesteś Rafał na przegranej pozycji. Co wiesz o swoim partnerze/partnerce. Jest pięć, czy wymyślać dalej.
-Jest.- Wszyscy na mnie patrzyli, jak gdybym powiedział coś dziwnego.
-No co!?
-Dyscypliny można zmienić?
-Przecież powiedziałem, że dyskusja jest otwarta. To już chyba samo świadczy o możliwości składania wniosków o zmianę dyscypliny.
-To może, co wiemy o sobie zamienimy na jeszcze jedną grę karcianą.- Powiedział Tomek.
-Kto za?- Ręce podnieśli prawie wszyscy faceci, ale żadna dziewczyna nie podniosła dłoni do góry.
-Pomysł upadł.- Powiedziałem.
-Chwila. Może będzie więcej, bo przecież mogą być osoby wstrzymujące się od głosowania.
-Marzenia.- Stwierdziłem Tomaszowi i dodałem.
-To akurat wymyśliłem pod dziewczyny, więc raczej nie dadzą nam tego zmienić. Ale dobrze głosujemy, kto przeciw.- I pokazał się las rąk dziewcząt.
-Widzisz Tomek, czasem dobrze jest znać swoje miejsce.
-Pod pantoflem.- Krzyknął Paweł.
-Ja wiem Pawełku, gdzie siedzisz, ale zostaw to następnym razem dla siebie, nie spraszaj tam moich przyjaciół. I jeszcze jedno..., nie wszyscy muszą wiedzieć. Dla twojego dobra oczywiście.- Powiedziałem, dodając z sarkazmem do niego. I chcąc wyprostować sprawę, stwierdziłem.
-Jak chcecie, to dorzućmy coś jeszcze do tych gier. Przecież może być ich więcej, to jak?
-Kto jest za?- Powiedziała Marta. I wszyscy podnieśli ręce.
-To, co robimy?- Zapytałem Martę.
-Projekt na najciekawszy opis waszej wersji w inscenizacji pokoju luster.
-Kto za.- Ręce podnieśli prawie wszyscy uczestnicy debaty.
-Przeszło.
-A mogę wiedzieć, co to jest? Przecież ja nie wiem.- Powiedziała Jola i dodała, żebym znalazł jej partnera do gry.
-Zna ktoś tutaj kogoś?!
-Ja znam i jest sam, więc raczej na pewno zagra.- Powiedział Robert.
-Ale kto to?
-Zobaczysz.
-Szymon kopnij go w tyłek, bo on chce zrobić coś głupiego.-Oznajmiła mi Joanna.
-Szymon, idź z nimi.- Powiedziała Agata, więc poszedłem. W Barze siedział starszy pan z chłopakiem, który był tak na oko w naszym wieku.
-Robert, ale to nie ten starszy pan?
-Nie spokojnie. Ale z drugiej strony, to on chyba bardziej nadawałby się do gry, niż ta... . Zresztą sami zobaczycie.
-Cześć.- przywitał się ze starszym Panem i z chłopakiem.
-Cześć.
-Musisz nam pomóc.- Powiedział Robert do
-W czymże?- Zapytał.
-Zobaczysz. To jest Alojzy, a to Jola i Szymon.
-Witam.- Powiedziałem podając rękę. Wstał i podał mi swoją.
-Cześć. Zaszczycony jestem mogąc was poznać. O, a panią jestem oczarowany.- Powiedział do Joli i podał jej dłoń i pocałował.
-Teraz rozumiesz?- Stwierdził Robert.
-Teraz tak. Kto go tak skrzywdził?
-Rodzice.
-No tak, zadaje głupie pytania. Zobacz. A Joli się to podoba.
-No co? Taki szarmancki.
-Jak tak. To tak.- Powiedziałem do Roberta.
-Szymon, on gra ze mną?
-No tak. Tylko go trochę poznaj, bo jak przegracie, to będzie lipa.
-Ale o co chodzi?- Odezwał się Alojzy.
-Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie moja gra.
-To ty jesteś Szymon.- Powiedział, nie zadając pytania.
-Jestem. Chodź zagrasz z nami.- I poszliśmy do sali głównej.
-Szymon, to może ustalimy jakieś zasady.
-Punktacja będzie taka, że przy każdym stole i grze będzie kartka na której znajdować się będą wszystkie imiona osób grających wraz ze zdobytymi punktami. Na końcu to sumujemy i wyciągamy przegranych i jednego zwycięzcę.
-Szymon, niejednego trzech.
-Też prawda.
-A co można wygrać?
-Nie wiem. Debatujcie.- Powiedziałem i usiadłem.
-Ej, to kto ma prowadzić debatę?
-Kto chce?- Podniósł się Tomasz.
-Ja poprowadzę!
-Proszę o przedstawienie propozycji przed rozpoczęciem gry, więc słucham.
-Show!
-Teatrzyk.
-Coś do zrobienia.
-Tak, Szymon mówi.- Padały odpowiedzi.
-Nic z tego, Szymon nic nie mówił. Są rodzice, to proszę o realne podejście do sprawy.
-Dobrze. Kto jest za show?- Ręce podniosło siedem osób.
-Za teatrzykiem.- Piętnaście osób.
-Coś do zrobienia.- Cztery osoby.
-To jak robimy? Przecież nie tylko my gramy, a jak przegrają rodzice.
-To niech dzieci zrobią coś za nich.
-Nie. Mam lepszy pomysł. Można się będzie wykupić na zasadzie licytacji.
-Szymon, ale wy będziecie licytować się do góry i w końcu dojdziecie do niebagatelnych sum.
-Nie. Zrobimy to w dół, tylko ustalimy jakiś pułap. Można się będzie dorobić na przegranych lub zagrać na własnym przedstawieniu. Kara i nagroda, a także pomysł i sztuka w jednym.
-Szymon, jak nie masz pieniędzy, to pożyczymy tobie.
-A skąd Natalio wiesz, że będę licytował.
-Sam powiedziałeś, że będzie się można dorobić na przegranych.
-Tak, ale ja nie przegram. Mam nadzieję. To jak, coś jeszcze mamy do ustalenia? No tak, pytania do gry, co wiemy o sobie. Dwadzieścia pytań.
-Co tak dużo?
-Cicho tam! Ale kto to napisze?- Rozejrzałem się po sali i nikt się nie nadawał, bo wszyscy grali.
-Szymon, mam pomysł.- Powiedziała Jagoda.
-Może ktoś z obsługi?- Uśmiechnąłem się do kelnera.
-Nic z tego, nawet o tym nie myśl.
-Spokojnie, nie ty. Kto jest dzisiaj w kuchni.
-Kobiety. Pani Wiesia i Ania.
-I dobrze. Marta możemy?
-Zaprowadź go, ale tylko na zmywak, do kuchni niech nie wchodzi.
-Mam książeczkę sanitarno epidemiologiczną.
-Kłamie?
-Nie.- Odpowiedziała Agata.
-No dobra, ale szybko.- Poszedłem i powiedziałem o co mi chodzi, szybko zrozumiały inwencję i po dziesięciu minutach dostałem zeszyt.
-Z jednej strony masz dla pań, a z drugiej dla panów.
-A dlaczego to nie jedno i to samo?- Przymrużyła oko i powiedziała zgryźliwym tonem.
-Bo nie!
-Jacek, weź ty ten zeszyt, żeby nie było.
-Rozumiem. Spoko.- Poszliśmy do sali głównej.
-I jak? Jakie są pytania?- Spytała Jagoda.
-Nie wiem, skąd mam wiedzieć.
-Byłeś tam.
-No tak, ale też gram. I wtedy mnie zaciekawiła ta sprawa.
-Szymon, one napisały prawie dziewięćdziesiąt pytań.
-To trzeba pociąć je na paski i wrzucić do czegoś, będziemy sobie sami losować, to nie będzie pretensji, że ktoś miał łatwiejsze.
-Ciekawy gość z ciebie.- Powiedział ojciec Maksa siedzący z Weroniką.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.- Oświadczyła mu.
-Weroniko, nie tylko z twojej strony patrząc.- Dodał.
-Zdaje sobie sprawę, że on nie umie usiedzieć w spokoju i to na pewno wszędzie.- Wchodził Darek z Joasią, więc się odezwał.
-I tutaj szanowna pani ma rację. Witamy wszystkich.
-Dzień dobry.- Powiedział pan Władysław wchodzący razem z Dorotą.
-Szymon, ktoś jeszcze będzie spóźniony?
-Nie wiem, ale to bez wątpienia wszyscy, których zapraszałem, choć nie widzę twoich rodziców Iza.
-Nie przyjdą.
-Mówiłaś im?
-Robert, powiedz mu, bo się nie odwali.
-Mówię tobie.- Spojrzała na niego krzywym wzrokiem, a później się odwróciła w moim kierunku.
-A ty masz kopa za tekst mojego podrywu.
-I tak tobie przeszedł. Za ładną dziewczyną jesteś, żeby tobie nie przeszło.
-Szymon, co za tekst dostała Iza?
-Chamski, nieetyczny i podobno nierealny do wykonania.
-Jaki!?- Powtórzyła Jagoda. Podszedłem i powiedziałem jej na ucho.
-Kłamiesz.
-Nie.
-I na to poderwała chłopaka.
-Tak.
-Świnia jesteś, jeśli kazałeś jej to powiedzieć.
-No co? przechodziły im takie głupie teksty, że to było tylko chamskie. A i tak przeszło.
-Karolina miała najprostsze zadanie.- Powiedziała Iza.
-Tak? To pokaż.- Stwierdziłem.
-A proszę bardzo.- Podeszła do Jacka i się uśmiechnęła. Jacek stał nieruchomo przez dłuższy czas, aż w końcu się odezwał.
-Przepraszam, coś gdzieś mam?- Zaśmiałem się.
-Widzisz Iza, nie wszystko jest takie, jakim się wydaje.- Podeszła jeszcze raz do niego i powiedziała mu coś na ucho. On spojrzał na nią głupio i powiedział.
-A skąd mam go zrzucić?- Jagoda nie wytrzymała i się roześmiała.
-Widzisz, jednak można to zrobić.- Zwróciła się do mnie.
-No tak, o tym nie pomyślałem. Dobrze, to reszta gier ma standardowe zasady?
-Tak. Normalna ruletka, normalny bilard i zwykłe kartki do pisania swoich pomysłów.
-No dobrze, ale za jakie pieniądze zrobimy ten projekt.
-No trudno, z licytacji. To nikt niczego nie wyniesie.
-Jestem za.- Powiedział Mecenas. Przyszedł Marcin z żoną.
-Cześć Szymon i wiesz?
-Tak wiem, mam przechlapane.
-Właśnie. I za prokuratora też.
-Przecież to jego wina. No dobra, to ja. Powiedzmy, że przepraszam.
-Tak więc, co tutaj się dzieje?
-Może mecenas wyjaśni. Poznaj wszystkich. Przedstawiać się, jak leci.
-Szymon, wiesz kto to?-Zapytał Darek.
-Komendant policji.
-Skąd się znacie.
-Z autopsji.
-Co?
-Ja zrobiłem coś dla niego, a on zatuszował moje potknięcie.
-Ręka rękę myje.
-Tak. Nie inaczej.
-Ok.
-To ustalamy resztę zasad.-
Zajęło nam to z pół godziny, ale w końcu udało się dojść do końca uzgodnień. Rozdzieliliśmy ludzi między gry i poszliśmy do swoich gier. Ja z Agatą trafiłem na początek do pokoju luster na "Co wiesz o swoim partnerze, partnerce?" i wiedziałem dużo. Bo na dwadzieścia pytań nie odpowiedziałem na jedno, a Agata na dwa. Choć nie mogła wiedzieć, jak miał mój ulubiony zwierzak z dzieciństwa. A ja wiedziałem, że nie miała zwierząt. Koniec końców nie przegrałem gry. Przegrali zwyczajowo starsi, a co dziwne, Natalia z mężem wygrała. Może nie takie dziwne, bo on był snookerzystą i bilard dla niego, to była zabawa. W karty grał, jak mało kto, ponieważ to Amerykanin, bogaty więc ruletka też nie stanowiła dla niego problemu. Podobno w pokera, to grali tak, jak u nas w oszusta, dla zabawy. Teatrzyk odbył się i brałem w nim udział, bo wylicytowałem Jagodę, a Agata Andrzeja. Ze starszych osób nie chciała licytować się Dorota. Normalnie oczy na wierzch mi wyszły, ale to jej wybór. Więc w przedstawieniu grała kucharkę mającą pod sobą kuchnię hotelową i stado podrostków, którzy tylko patrzyli, gdzie się zabunkrować, by pouprawiać seks. Marcin z Dagmarą polecieli równo, kiedy wymyślili seks w obieralni. No wiecie marchewki, pietruszki i inne materiały dostępne w kuchni. Ja z Agatą gnietliśmy ciasto na pierogi i podczas tego robiliśmy z niego różne formy, jak piersi, członki i inne bzdury. Zrobiliśmy też leżącą na brzuchu postać, choć bez twarzy. Agata nawet zrobiła dłoń która pokazała mi "fack you" na co się zgodziłem, ale wieczorem. Zabawa była fajna i tylko czas nam ją popsuł, ale to standardowy problem. Grażyna zniknęła gdzieś z Rafałem, a Jola na koniec, już całowała się z tym chłopakiem o imieniu Alojzy. Co za imię dla chłopca. Rodzice go chyba nie kochali, albo za bardzo kochali. Ale to jednak nie tak, bo dowiedziałem się, że to imię po pradziadku. I nadał mu je dziadek. Podobno u nich to było tradycją rodzinną, że pierworodnemu imię daje dziadek, a wnuczce babcia. Ciekawe prawda? Spać pojechaliśmy do Maksa i Żanety, a w sumie do Żanety, która w domu miała stroje balowe z poprzedniej epoki i dziewczyny się przebierały. Fajny był ubaw z tymi strojami i gorsetami, halkami i innymi dodatkami. W końcu poszliśmy spać, sami, nie z Maksem i Żanetą. Oni zajmowali się sobą. Tego, co tam robiliśmy, nie przepiszę. Bo nie daj Boże Weronika przeczyta, to mi łeb odstrzeli. Ma już broń, nie żartuję. Dobra, nie wybiegajmy tak dużo w przyszłość.
Dodaj komentarz