Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 22. Stop klatka.

Po tygodniu udręki, w czwartek postanowiłem pojechać w piątek, ale w ten weekend miałem zamiar odwiedzić jeszcze dla pewności, czy wszystko gra Izę. Kiedy to w piątek po szkole wziąłem z półki następnego kaktusa zobaczyłem, jak jeden z nich kwitnie. Ciekawe, bo jeszcze żaden z kaktusów u mnie nie zakwitł. Pamiętam, co takiego wziąłem, ale nie wiem, jak on się nazywa. A wyglądał, jak zaorane pole równo ustawionych pajączków, które to, są ostre, jak igiełki. Chyba to był aylostera pectinata albo muscula, jakoś tak. Gdy zajechałem na miejsce wpadłem na chwilkę do klubu i dałem go Marcie. A w domu u Agaty drzwi otworzyła mi, jak zwykle Jagoda.
-Cześć Szymon, Andrzej ma do ciebie jakąś sprawę. Powiesz mi, co on chce?- Zapytała szeptem, zaciekawiona swoją przestrzenią życiową.  
-Pewnie..., że nie. A ty wiesz, co Andrzej może chcieć ode mnie?
-Nie, ale bardzo mnie to ciekawi. Jakoś tak nic się nie dzieje.  
-A gdzie on teraz jest?- Zapytałem myśląc, że go nie ma.  
-W gabinecie, podpisuje jakieś pozwolenia, czy inne głupoty.  
-Dobrze. To idę zobaczyć o co chodzi.- I poszedłem do gabinetu na półpiętro. Zapukałem i wszedłem.  
-Cześć Andrzej.
-Cześć! Poczekaj chwilkę.- Podszedł do drzwi zobaczył, czy nikt za mną nie idzie i powiedział:
-Mam do ciebie pewną sprawę.- Zaciekawiło mnie to, przez tą dziwnie wyglądającą konspirację.  
-Jaką sprawę?- Zapytałem pełen już ciekawości.  
-Musisz mi pomóc.- Trzymał mnie dalej w stanie niepewności.  
-W czym?- Dopytałem, będąc już lekko zniecierpliwiony.  
-Chcę zrobić coś dla Jagody, ale problem jest w tym, że nic nie przychodzi mi do głowy.- I łuna ciekawości opadła, pozostawiając lekką gorycz mych zawoluowanych niechęci.
-Prosiłeś, żebym tobie więcej nie pomagał.- Zauważyłem coś, przy czym sam ostatnim razem obstawał.
-Tak. Ale mógłbyś zrobić dla nas mały wyjątek jeszcze raz i przyszykować coś ciekawego?- Głęboko westchnąłem.  
-Andrzej, wytrącił byś ją czasem z monotonii dnia codziennego, nie daj jej poczuć, że jest sama, to właśnie o to chodzi w tym, żeby być razem. Zobacz czym zajmuje się ona w ciągu dnia i zrób z nią coś ciekawego i za razem zupełnie innego.
-To znaczy?- Spoglądał na mnie tak, jak gdyby miał pustkę w głowie. Tak bez wyrazu tego o czym teraz myśli.  
-Czy ty mnie słuchasz? Bo mam dziwne wrażenie, że chcesz dostać scenariusz na następne 50 lat.- Próbowałem zniechęcić go do mojej pomocy w tym temacie.  
-A masz taki?
-Nie! Człowieku poznaj jej plan dnia i raz na jakiś czas zrób coś, żeby wytrącić ją z monotonii dnia codziennego. Przecież nie potrzeba do tego nie wiadomo jakiego nakładu pracy, aby zrobić coś takiego, co jest inne. Trzeba tylko wiedzieć, co się dzieje wokół danej osoby. Ja już wiem, że to jest potrzebne, ponieważ sam tkwiłem w takim kręgu monotonii przez 16 lat i dopiero wy tutaj wytrąciliście mnie z takiego układu w życiu. Wiesz?- Spojrzałem na niego, a on patrzył na mnie tak, jak gdyby zobaczył UFO.  
-Mówię do ciebie i mam dziwne wrażenie, że ty nie wiesz o czym się mówi. I co głupsze, ty mnie chyba wcale nie słuchasz.- Miałem wrażenie, że nie wie, co począć. I moja odmowa i tak, zda się na nic.  
-To co, zrobisz to dla nas?- Zwrócił się po chwili do mnie.  
-Czasem to mnie irytujesz, ale wiesz co, zgoda. Niech tobie będzie. Tylko, że pokryjesz wszystkie koszty.
-Ile?
-Dużo, jak dla mnie. 500 nowych zł.
-A, co to będzie?
-Kolacja z dowozem i z ciekawą niespodzianką. Ale wiesz, że ona będzie wiedziała, iż to ja maczałem w tym palce?
-To spróbuj zrobić tak, żeby nam się za bardzo nie dostało.
-Nie zamierzam kłamać, ale coś wymyślę, żeby nie było dużego zamieszania z tego tytułu.
-Co takiego?- Zaciekawił się.  
-Najpierw muszę wybrnąć z tego, że chciałeś ze mną rozmawiać. A później… reszta.
-Dobrze. Zrób, co musisz.
-Czym się zajmujesz?
-Sprawami umów gruntowych. Nudne to, ale ktoś to musi robić.
-Ja tobie nie pomogę, bo nic o tym nie wiem.
-Szkoda, byłoby szybciej. Dobra idź, bo będzie ciężko się tobie wytłumaczyć, jak zostaniesz dłużej.- Udałem się do kuchni, gdzie Jagoda czekała z niecierpliwością.
-I co, o co zapytał?- Chciała jak najszybciej się dowiedzieć, gdy stanąłem naprzeciw niej.
-Co wiem na temat umów gruntowych.
-I co?
-Nic nie wiem i to tyle. Myślał, że mu pomogę. Dlaczego tobie tak bardzo zależy na tym, aby dowiedzieć się, co on chce ode mnie?
-Myślałam, że coś szykuje dla mnie. A on chciał tylko ułatwić sobie pracę.
-Weź sprawy w swoje ręce i sama coś zrób dla was.
-A ty?
-Co ja?
-Nie możesz zrobić czegoś ciekawego dla nas?- Zauważyłem szansę na to, by zrobić dla nich coś z mojego repertuaru niesamowitości.  
-Mogę, tylko co?- Uśmiechnęła się, bo nie odmówiłem.  
-Sam wybierzesz, ufam tobie.- Ciekawe, ufa mi.  
-Ale, nie znasz dnia, ani godziny.- Oznajmiłem jej. Mrugnęła oczętami na znak przyjęcia warunków i po chwili powiedziała.  
-Zgoda.
-I nie będziesz zła na mnie i na Andrzeja.- Drążyłem dalej, wprowadzając swoje warunki.  
-Dobrze, nie będę. Ale..., to będzie coś innego.- Już zaczęło się mnie to podobać.  
-Czyli, coś kosztownego. 500 nowych złotych będzie to ciebie kosztowało.- Rzuciłem, by oboje coś do tego dorzucili.  
-Powiesz mi, co to takiego?- Nie miałem zamiaru jej tego mówić, kłamać też nie chciałem, bo jeszcze nie wiedziałem, jak to załatwić.  
-Nie wiem, bo jeszcze nic konkretnego nie mam na myśli.
-Kłamiesz.
-No ja, taki uczciwy oszust matrymonialny. Nigdy waszej czwórki, bym nie oszukał. No coś ty. A właśnie. Gdzie jedziecie z Andrzejem na dzień kobiet?
-Do Włoszech, na Sycylię. Dlaczego pytasz?
-Pierwszy stopień do piekła. Zwykła ciekawość.
-Dziwnie prowadzi się z tobą rozmowy, wiesz?
-Wiem. Mam nawet już ostrzeżenie od Agaty i potwierdzenie od Izy, że tak jest.
-Kłamiesz?
-Waszą czwórkę nie będę oszukiwał, już to wam przecież powiedziałem.- Zszedł Andrzej do kuchni.
-A mnie, to możesz oszukiwać?- Oznajmił.  
-W którym miejscu ciebie oszukałem?
-Wziąłeś od Jagody pieniądze.
-Sam nie wiesz o czym mówisz i najpewniej nigdy na to nie wpadniesz.
-Takem czuł.- Dodał mrużąc oczy.  
-Bo, nie tobie sądzić.- Oznajmiłem mu, chcąc wciągnąć go w potyczkę słowną.  
-Zaczynasz mnie denerwować.- Stwierdził myśląc, że obejdzie się bez żadnej gierki. Pomylił się, gdyż musi być jakaś zawiłość, by Jagódka nie spoglądała na to wszystko przez pryzmat doszukiwania się z mojej strony czegoś więcej. I tak trzeba to jeszcze zagmatwać, dla zabawy.  
-A właśnie, gdzie złośnica?- Zapytałem, bo jej nie widziałem.  
-Przyszła po nią Karolina razem z Izą i pojechały robić zdjęcia do zimowego ogrodu.- Zdębiałem, gdy to usłyszałem. Lecz szybko się otrząsnąłem z tego.  
-Jaja sobie robisz? Dawno pojechały?- Rzuciłem, by się dowiedzieć, czy jest sens tam pojechać.  
-Jakąś godzinę temu, dwadzieścia minut przed tobą.
-Ubierajcie się, jedziemy.
-Poczekasz chwilkę?
-Przebieraj się, ale szybko.
-Ja nie jadę.- Stwierdził szorstko Andrzej. Aż zacząłem mieć chęć nadepnąć mu na odcisk.  
-Andrzej, wyjaśnię tobie jedną rzecz. Jagoda chce gdzieś pojechać, więc ty będąc jej narzeczonym masz gówno do gadania i pojedziesz z nami nawet, jak nie chcesz.
-Dlaczego tak myślisz?
-To proste. Będzie bardzo zawiedziona, jeśli odmówisz i może być tak, że na Sycylię pojedziesz sam.
-Tak, to bardzo wyczerpuje ten temat i tak prawie, zmusza mnie do pojechania z wami.
-Nikt ciebie nie zmusza, ale wiesz? Jagoda to naprawdę piękna kobieta.
-Szymon, nie denerwuj mnie.
-Ja tylko mówię, że ty naprawdę musisz jej pilnować, bo wiesz. Różnie bywa na tym świecie.
-Szymon, nie denerwuj Andrzeja. Jedziemy?- Zapytała wreszcie Jagoda.  
-Tak, ubierajmy się.- Pojechaliśmy do Natalii, która to otworzyła nam drzwi.
-Szymon, co za niespodzianka. Przywiozłeś ze sobą ciotkę Agaty oraz Andrzeja. Coś się stało?- Zapytała dziwnie zdezorientowana.  
-Nie, nic. Tylko dziewczyny robią zdjęcia i będzie im brakowało Jagody oraz Pauliny.
-Skąd to wiesz?
-Bo to moja wizualizacja.
-Paulina jest, bo Karolina jej coś powiedziała i nawet Paweł już tego nie zmienił. Choć bardzo chciał to zrobić. A o co właściwie chodzi?
-Mają tam stylistkę?
-Tak, a co ty masz znów na myśli?
-Zaraz tobie powiem. Wyciągnąłem notes i długopis. Napisałem: Zróbcie jej włosy tak, jak gdyby układała je granatem i proszę o takie jej zdjęcie razem z wami i Pauliną. Ładnie proszę.- Po czym wyrwałem karteczkę, złożyłem na pół i podałem ją Jagodzie.
-Idź do dziewczyn, daj im to i powiedz, że ja naprawdę ładnie o to proszę.
-Dobrze, ale po co ja jestem im tam potrzebna?
-Idź, zobaczysz. To będzie arcydzieło.
-Wariat jesteś, wiesz?
-Też mi nowość. To normalne, bo inni nie mają ciekawych pomysłów. To dlatego jestem nieszkodliwym wariatem.- Poszła razem z Natalią, a my czekaliśmy na ich powrót z Andrzejem w salonie, gdzie po około 10 minutach przyszedł jakiś facet, z którym Andrzej rozmawiał po Angielsku.
-Szymon, nie znasz angielskiego?- Zdziwił się, bo tylko się z nim przywitałem.  
-Nie. Ja jestem jeszcze z tego przedziału wiekowego, że nas uczono tylko rosyjskiego.
-Szkoda, może chcesz uczyć się czegoś nowego?
-Na przykład, angielskiego?
-Tak.
-Zobaczę czy będzie mi to wchodzić, ale sam nie wiem, czy warto.
-Po angielsku mówi się w większości krajów na świecie, a po rosyjsku tylko w ZSRR i państwach ościennych układu warszawskiego. Więc…, chyba warto.
-Zobaczę. A właśnie, gdzie jest Natalia?- Zapytałem, gdyż zniknęła mi z pola widzenia. Skinął w stronę drzwi, które wychodziły na wprost korytarza.  
-O! Idzie, zobacz.
-Coście tacy zdziwieni?- Powiedziała spoglądając na nasze zainteresowanie jej przyjściem.  
-Ciekawi byliśmy ile wam się tam zejdzie.
-A właściwie, to możesz mi coś powiedzieć?
-Jeśli będę znał odpowiedź, to tak.
-Dlaczego pięć roznegliżowanych dziewcząt chce mieć zdjęcie zrobione razem z tobą?
-Nie wiem, ale pójdę zapytać.- I ruszyłem w stronę drzwi, gdy nagle usłyszałem za sobą.
-Ej, kolego. A ty, gdzie się wybierasz?- Zatrzymałem się.  
-Zapytać je, o co chodzi. Przecież chciałaś coś wiedzieć.
-Ale one są tam w negliżu.
-Widziałem wszystkie już w bikini.
-Ale nie nago.
-Prawda, ale to jest problem dla nich, a nie dla mnie.- I na powrót ruszyłem w kierunku oranżerii. Natalia pobiegła za mną i na wejściu zasłoniła mi drzwi własnym ciałem. Spojrzałem na nią od stóp do głowy. Kobieta w wieku około 50 lat, mająca bardzo zadbane ciało… wręcz idealną linię tułowia, posiadająca coś takiego w swoim zachowaniu, czego nie znałem. Zwracała moją uwagę. Rzekłbym, że wręcz mnie przyciągała jej matczyna więź z dwojgiem jej dzieci. Pomyślałem i podszedłem do niej tak blisko, że przycisnąłem ją do drzwi. Zaskoczyło ją to, a wiem to, gdyż mimo szybkiego tętna, które podskoczyło, nie do końca wiem, czy ze zdenerwowania, czy też z zaskoczenia, lecz nic nie powiedziała. Stała tak rozpłaszczona, będąc przyciśnięta przeze mnie do drzwi. Stała i przyglądała mi się, patrząc w moją twarz. Spuściłem wzrok, będąc troszkę zdziwiony jej zachowaniem, ponieważ oczekiwałem czegoś innego po kobiecie mającej taki status społeczny, trójkę wszak dorosłych już dzieci, ale jednak dzieci i męża. Drugiego, lecz jednak człowieka, który wydawał mi się dość sztywnym gościem na ten czas, jednak on taki nie był. Dziewczyny zauważyły nas i podeszły do drzwi. Zrobiłem krok wstecz.  
-Mamo, on już wszystkie nas widział nago.- Powiedziała Karolina.
-Nie wszystkie.- Zanegowałem i natychmiast sprostowałem.  
-W sumie, to nie widziałem Jagody, ale jak na trzydziesto czterolatkę, to ona jest naprawdę niezłą laską.- Agata stanęła tak, aby zasłonić mi Jagodę i zrobiła burzową minę.
-Ups, i znów przetrzepią mi skórę, pierzem.- Stwierdziłem.  
-Słucham?- Dopytała nieobecna tutaj duchem Natalia robiąc duże oczy.  
-Nic. Tak tylko głośno myślę. Zapytajmy je, co chcą i będziemy mieli jasność.
-Ja wejdę i zapytam, a ty zostań tutaj.- Czekałem, czekałem, aż wreszcie się doczekałem.
-Nie wiem o co chodzi, ale wejdź.
-A co chcą?
-Chcą wszystkie zrobić sobie zdjęcie z tobą.
-To niech coś na siebie ubiorą.  
-Nie chcą.
-Ja do zdjęcia się nie rozbieram.
-Już mi to powiedziały.
-Kiedy widziałeś je wszystkie w negliżu.
-Są różne gry w klubie, bardzo różne. I są tam gry, o których nie słyszał nikt, kto nie ma odpowiedniego wieku.
-Kiedy w to gracie?
-Wczoraj, na ten przykład grali i tydzień temu.- Dziwnie zaczęła się nad czymś zastanawiać.  
-Dlaczego to ciebie tak interesuje?- Zapytałem  
-Nikt ciebie w klubie nie widział od trzech tygodni.
-W klubie jest pokój, do którego niewiele osób ma wstęp.- Oznajmiłem jej, lecz ona wydała się dziwnie czymś zaaferowana. Zauważyłem, że nie tylko dla mnie jest taką ciekawą i opanowaną osobą.  
-Dobra, pójdę pozować do zdjęcia i za chwilkę przyjdę.- Udałem się do oranżerii i dziewczyny zrobiły sobie zbiorowe zdjęcie z moją osobą. Prosiły, abym kucnął, Agata przytuliła się do moich pleców i położyła mi głowę na ramieniu. Brunetki, Karolina i Paulina położyły się przed nami, a reszta dziewcząt stała półkolem za nami. Widziałem to zdjęcie, ciekawie wyszło. Na drugim chciały, abym usiadł i Karolina z Pauliną położyły mi głowy na nogach, Agata uklęknęła za mną i podniosła ręce do góry w geście zwycięstwa, znaczy się litery V, a dziewczyny, które były za nami, pozowały jak Aniołki Charliego. Tego zdjęcia akurat nie widziałem, a szkoda, bo podobno było ciekawsze od pierwszego. Agata niestety go nie miała, a Jagoda powiedziała, że nigdy mi go nie pokaże. Nie wiem czego się wstydziła, przecież widziałem ją w stroju Ewy. Co gorsze, była z powodu tego zajścia złośliwa, choć krótko, ale to pewnie przez tą fryzurę "Włosy układane granatem.", ale wymyśliłem. Ciekawe, co? A Andrzej cieszył się, że ona ma to zdjęcie, ale... .
-Dlaczego mnie nie zawołałeś, też chciałem zrobić sobie zdjęcie z dziewczynami. No co!?  
-Gdyby Jagoda chciała, abyś zrobił sobie zdjęcie z dziewczętami, to by ciebie zawołała. Prawda?- Zwróciłem się do Jagódki.  
-Wiesz, gdzie to zdjęcie by wisiało?- Zapytała.  
-Za pancernym szkłem w gabinecie.- Odparłem.  
-Jagoda, złośliwi jesteście. Dlaczego, on mógł mieć zdjęcie z wami, a ja nie mogłem?
-Ile z nich widziałeś w negliżu?
-Trzy.- Stwierdził.  
-Łał, połowę.- Odparłem.  
-Zaraz. A właściwie, to kogo widziałeś?
-Ciebie Jagódko. Agatkę, kiedy była malutka. I nie wiem, może niechcący Paulinę, albo może kogoś innego. Nie, stawiam na Paulinę. Więc, kto to był?- Wydedukowałem.  
-Trafiłeś, jak kulą w płot. Ale to był przypadek. Wszedłem do domu i myślałem, iż Jagoda jest w kuchni, źle myślałem, a później było mi tak głupio, że aż tylko.
-Wlazłeś i się przyglądałeś?- Zbulwersowała się Jagódka.  
-Nie. No kochana, trochę taktu trzeba mieć.- Weszły dziewczyny do salonu.
-Ale kłamie.- Powiedziała Paulina słysząc o czym się mówi.
-Kiedy wszedł do kuchni, to go zamurowało i nic nie powiedział. A ja przeszłam obok niego, klepnęłam go w ramię i powiedziałam, że mnie też jest go miło widzieć. Ale miał głupią minę, aż mnie się to spodobało.- Wszystkie parsknęły śmiechem, tylko Jagoda stała, jak posąg.
-Jagoda, daj sobie spokój i nie denerwuj się o nic. Ja przecież też widziałem ciebie nago.
-Ale ty umiałeś się zachować, a to jest przecież różnica.
-Coś ty, bałem się reakcji Agaty, a ona podeszła do tego złośliwie i ciekaw jestem, dlaczego nic nie powiedziała. Agatko?- Zwróciłem się do mej lubej.  
-Zagroziłeś mi, że się do mnie nie odezwiesz i wyjdziesz, jak coś zrobię.
-A no tak, pamiętam. To tego dnia Jagoda robiła kolację i powiedziałaś, że jak nie będzie czuła swojej winy, to będzie coś normalnego, a jak będzie, to zrobi jakąś niespodziankę.
-I co zrobiła?- Zapytał Andrzej.
-Coś normalnego.- Stwierdziłem.
-Chyba dla Włochów.- Burknęła, wtrącając Agata.
-Oj, Agatko, Agatko. Ty chyba masz to cioci za złe?
-Nie, nie, na pewno nie!  
-To bardzo dobrze.
-A wiecie co? Ja to mógłbym pozować do zdjęć i niech tam stracę, mógłbym nawet brać za to pieniądze.
-Model, to musi wyglądać, a ty to nawet nie jesteś ogolony, wyglądasz jak Agrest.- Powiedziała Karolina.  
-Jak kaktus.- Dodała Paulina.  
-Kaktus. Tak to nawet lepiej brzmi. Kaktus, znam takie powiedzenie, "Polak nie kaktus, pić musi".- Powiedziała Jagoda.  
-A ja patrząc na ciebie ostatnio, dodałbym "Nie dotykaj, bo się ukłujesz". Ciekawe, ile jeszcze jest takich truizmów.
-Nie wiem. Ale ty za to, oberwiesz.- Zwróciła się do mnie Agata, złapała poduszkę i zaczęła ganiać mnie z nią dookoła kanapy. A nie mogąc mnie złapać, poprosiła dziewczęta o pomoc.
-No pomóżcie mi!
-Ja nic do Szymona nie mam.- Powiedziała Paulina.  
-Ja też, ale lubię go bić poduszką.- Stwierdziła Izabela, a Paulina stanęła w mojej obronie, mówiąc.
-Ej dziewczyny, odłóżcie te poduszki i przestańcie.
-Nie. Ja chcę go pobić. Spodobało mi się ostatnim razem.- Powiedziała Iza i razem z Agatą pogoniła za mną. A kiedy mnie dopadły, wszystkie oprócz, Pauliny dowaliły mi poduszkami.
-Dlaczego go bijecie?- Zapytała Natalia.
-On to lubi?- Powiedziała Agata.
-Mówi prawdę?- Zwróciła się do mnie.
-Lubię, jak mnie ganiają, a nie trzaskają poduszkami. Odgryzę się wam, daję słowo, zobaczysz.- Powiedziałem do Agaty, która stała zadowolona z siebie, że udało jej się zwrócić dziewczyny przeciwko mnie.
-Kłamie, tak jak ostatnio.- Powiedziała.
-Mało tobie Agatko było ostatnim razem? Prosiłaś, żebym zawiózł ciebie na stację. Nic się nie nauczyłaś?- Powiedział Andrzej.
-To był żart.- Stwierdziła Agata.
-Ale jego, żart. A tobie kolanka zmiękły, co?
-Tak. Ale to było ukartowane, przez ciocię i Szymona.
-Zaraz, zaraz, ja nic o tym nie wiedziałam, sama bałam się, że wyszedł.- Stwierdziła Jagoda.
-Kto twierdzi, że chciałem wyjść, ja chciałem dać jej do myślenia, a Andrzej w jednej chwili wszystko popsuł. Choć powiem wam szczerze, to i tak nieźle wyszło.
-Przepraszam, nie wiedziałem, o co chodziło.- Tłumaczył się Andrzej.  
-Przypięły mnie kajdankami do łóżka i chciały, abym coś zrobił.
-Przecież ciebie wystarczy poprosić. Tylko, że w odpowiedni sposób.- Powiedziała Paulina.
-A właśnie, kara też musi być podobna.- Właśnie, kara. Paulinę nie bolało to, że ten odcisk mojego uzębienia poczuła, tylko to, że było go widać, ciekawe. Obadajmy sprawę. Podszedłem do Jagody przytuliłem ją i pocałowałem w szyję robiąc malinkę.
-Przepraszam ciebie za to.- Później podszedłem do Agaty i tak po kolei, aż nie doszedłem do Karoliny omijając Paulinę, która mnie nie biła poduszkami. Karolinę przytuliłem i pocałowałem w czoło, co było dużym zaskoczeniem dla niej.
-Dlaczego mnie traktujesz inaczej?
-Bo ty jesteś aniołkiem. Poza tym, malinka na szyi nie będzie pasowała tobie do tych ciuszków.- Wszystkie spojrzały na siebie i rozpoczęło się oglądanie malinek.
-Zaraz! Za co nas przepraszałeś?- Zapytała Jagoda.
-Za malinki. Widziałaś, żebym przepraszał Karolinę.
-Nie.
-A jak myślisz, dlaczego?
-Nie zrobiłeś jej malinki.
-Widzisz, jak dobrze myślisz.
-A dlaczego Karolina ma nie mieć Malinki, jak też biła ciebie poduszką?
-Bo ANIOŁKOM się wszystko wybacza. Dosłownie wszystko.
-Dobrze wiedzieć. Czyli, jak następnym razem będziemy bić ciebie pejczem, to będzie to ona.
-Słucham!?- Zapytała Natalia. Po czym zwróciła się do mnie.  
-Jak to pejczem?
-Widzisz Natalio, w klubie są różne zabawy.
-To nie było w klubie.- Powiedziała Agata.  
-I całe szczęście, bo stać tam pod pręgierzem, to by dopiero była lipa.
-A co przegrałeś, że ciebie tam umieściły.
-Oświadczył się oszust matrymonialny jeden i jeszcze pocałował wybrankę swego serca.
-Oświadczyłeś się Agacie?
-Cały problem w tym, że..., jak by to tobie Paulinko powiedzieć? Hm! Nie Agacie.
-To komu?
-To mnie się oświadczył.- Powiedziała Iza.
-Co?! A mi powiedziałeś, że dopiero za 15 miesięcy będziesz się mógł oświadczyć.
-Tak, ale to inna sprawa.
-Jak to inna sprawa. Ona jest młodsza, ładniejsza, nie wiem! Kochasz ją?
-Paulina, uspokój się. Agata mnie prosiła.
-Co?! Agata?
-Dziwne, prawda?- Spojrzała na mnie bez wyrazu tego o czym teraz myśli, po czym nagle zwróciła się do Agaty.  
-Czy ty go już nie kochasz?
-Powiedz to jeszcze raz, a zobaczysz jak....
-Przestańcie!!!
-Przepraszam.- Powiedziała Paulina.  
-Agata!?
-Przepraszam ciebie.- Powiedziała do mnie.
-Nie mnie. Paulinę.
-Dlaczego zawsze to robisz i łagodzisz stosunki między mną, a Pauliną?
-Bo o przyjaźń się dba, a nie zmienia ją w koszmar.
-Dlaczego ty nie dbasz tak o miłość, możesz mi to powiedzieć?
-Mogę, ale o której miłości mówisz. Naszej, czy waszej do mnie?
-Naszej, bo o wszystkich dbasz, jak o rodzinę.- Podszedłem do niej, pocałowałem ją spychając do kąta i zapytałem o to, czy jest na mnie zła.  
-Tak, bo ty zawsze to robisz.
-Nigdy nie zadawałaś sobie pytania, dlaczego to robię?
-Nie.
-Bo jak jesteś na mnie zła, to seks jest zawsze ciekawszy.
-O czym rozmawiacie?- Zapytał Andrzej.
-O nas. Więc twierdzisz Agatko, że nie dbam o nas i o naszą miłość?
-Właśnie.
-To powiedz mi, czego jeszcze nie było? Tajemnicy, a może szaleństwa, zerwania, namiętności, porywu uczucia, flirtu, zazdrości, złośliwości, czułości, zrozumienia, intymności, dobrego układu, zabawy. Czego, powiedz mi czego? Co tobie brakuje w tym związku, co takiego?
-Przejrzystości. Klarowności, nie wiem, jak to nazwać inaczej.
-Uczciwości wobec twojej osoby, tak? To o to chodzi, prawda?
-Tak.
-Tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że większość tego, co przeżyłaś wraz ze mną nie miałoby miejsca, gdyby nie pewne okoliczności, które nie powstałyby, jeśliby nie ten drobny szczegół. Gdyby nie ta odrobina szaleństwa, tajemniczości, a nawet rzekłbym niewiedzy. Nigdy nie powstałoby to uczucie i wiele innych wartych zapamiętania sytuacji.
-Kim ty jesteś, kim?!- Dopytywała się Natalia patrząc na moje wywody wobec Agaty.  
-Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to moja kochana…, że nikim. Natalio, mam jeszcze pewną prośbę do ciebie.
-Słucham ciebie Szymonie. .
-Pamiętasz o czym chciałaś porozmawiać ze mną na samym początku naszej znajomości?
-Tak.
-To teraz weźmiesz dziewczyny i pójdziecie porozmawiać sobie na osobności w tym samym temacie. Jagódko, idź z nimi. Andrzej, tobie też się przyda.
-Zaraz, przecież to wszyscy, którzy tutaj są.- Złapałem Paulinę za rękę i udałem się do wyjścia z salonu.
-Nie wszyscy, do tego jeszcze zapytam jedną osobę, bo ona, także nie musi tam z wami być, ale może i powiem szczerze, iż to będzie jej wybór.- Wszyscy patrzyli na mnie o kogo może mi chodzić. A ja spojrzałem w pewnym kierunku i zapytałem.  
-To jak, opcja A, czy opcja B… Aniołku?- Zwróciłem się do Karoliny. Spojrzała na mamę, Paulinę, Agatę i w końcu znów na mnie.  
-W rozmowie z Pauliną będę pewnie tobie bardzo, ale to bardzo przeszkadzać, prawda?
-A jakie to może mieć znaczenie, Karolinko? Z jednej strony, jeśli puścisz nas samych, to Agata będzie myślała tylko o tym, co tam się dzieje. A jeśli pójdziesz, to ty też będziesz spokojniejsza o dziewczynę brata. Wybór należy do ciebie Aniołku.
-Idę z wami. Tą rozmowę prowadziłam z mamą już kilka razy.
-To pójdziemy do twojego pokoju.
-Szymon, tylko....
-Zazdrosna się robisz kochanie.
-Ufam tobie. Ale wiesz?
-Wiem pszczółko, to akurat wiem.- Poszedłem razem z Pauliną i Karoliną na piętro do pokoju Aniołka.
-Dobra kochane. Ogólnie, to muszę porozmawiać z Pauliną, więc jak można sobie zrobić jakieś problemy, to ja z chęcią skorzystam.
-Przestań Szymon. Ja mam do ciebie pytanie.- Powiedziała Paulina.  
-Słucham.
-Dlaczego oświadczyłeś się Izie?
-To wymyśliła Agata, ponieważ ona nie mogła spać z nami, gdyż obiecała ojcu, że dopiero po zaręczynach będzie spała z chłopakiem w jednym łóżku.
-Nie pojmuję tego.- I znów się tłumaczyć? Pomyślałem i spojrzałem na swojego Aniołka.  
-Ty jej to Karolinko wytłumacz.- Odbiłem piłeczkę. Choć troszkę z chęci zobaczenia, jak ona sobie z tym poradzi.  
-Agata dała mu pierścionek i kazała oświadczyć się Izabeli, a do tego jeszcze uparła się, żeby on ją pocałował. Rankiem przykuła go kajdankami do łóżka i chciała wymusić na nim zerwanie zaręczyn.- Krótko, zwięźle i na temat.  
-A więc, to o to chodziło, z tym głupim stwierdzeniem, że to musi być on?- Dziwiła się Paulina.  
-Niepotrzebnie powiedział, że może rano, to on nie będzie miał ochoty zerwać. I to właściwie zdenerwowało Agatę na tyle, żeby mu tego nie odpuścić.
-Dokładnie coś, co powiedziała chwilkę wcześniej zdenerwowało mnie i to dlatego chciałem jej dopiec. Tylko, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.- Stwierdziłem ze zdziwieniem. Paulina pokazała na nas palcem i stwierdziła.
-Oboje jesteście niesamowici. Pasujecie do siebie. Ona tobie nie odpuszcza i ty z nią też nie potrafisz egzystować bez spięć. Wy to się nigdy sobą nie znudzicie. No dobra, to co chcesz wiedzieć?
-Piszesz jeszcze tą pracę?
-Tak, napisałam już większość tego, co wiem o tobie i teraz chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej.
-Więc dopisz do tego to, co wie Karolina i Jagoda, a później zobaczymy co dalej. Możesz mi powiedzieć, jak układa się tobie i Pawłowi?
-Nie bardzo się nam uklada, aczkolwiek wszystko w sumie jest bardzo dobrze. Jakoś tak, brak jest mi tych twoich dziwactw.  
-Sama chciałaś. Miałem zrobić coś dla ciebie i to zrobiłem. Byłem tobie to winien.
-O boże, zrobiłeś to dla mnie, bo tego chciałam?
-Tak. Powiedziałem to tobie, jak ty zrobiłaś coś dla mnie. Powiedziałem, że zrobię to dla ciebie. Znaczy się coś, czego Agata nie będzie miała mi za złe i to było na mój nos, właśnie to.
-Boże, Szymon! Czy ty możesz mi powiedzieć, coś ty znowu wymyślił?
-Paulinko. Jesteś kimś, kto na poważnie zagościł w moim sercu. Ale ja nie mogę mówić tobie o wszystkich głupich pomysłach, jakie mogę zrobić do końca tego miesiąca. Dla waszego dobra powiem wam o co chodzi, a nie powinienem mówić wam tego, że to może bardzo zagrozić mojemu życiu i waszemu. Przez jakiś czas trzymajcie się z daleka ode mnie, to nie żart. Karolina słyszała?  
-Szymon o co chodzi?- Spojrzałem na Karolinę i odpowiedziałem jej na pytanie.
-Posadzę wszystkich Tanków i innych szefów do pudła, albo wyślę ich do piekieł wrót.
-Oszalałeś?!
-Zawsze byłem pierdolnięty i teraz dojdę do tego, jak bardzo może mi odbić. Trzymajcie się ode mnie daleko, bo nie bardzo wiem, w jakim stopniu zostanę sobą, proszę. Obiecajcie mi to.
-Obiecuję to tobie. Uważaj na siebie.- Zgodziła się Karolcia.  
-Nie umiem tego wytłumaczyć, ale nie wiem, co jeszcze może się stać i spróbuję tego wszystkiego uniknąć. Choć nie potrafię kontrolować wszystkich swoich wyborów. I dlatego proszę was o to, abyście nie zbliżały się do mnie w najbliższych wydarzeniach, proszę Paulina.
-A Agata?
-Mam z nią układ, na w razie gdyby co. I pamiętajcie. Cokolwiek by się nie stało, to zostańcie jej przyjaciółkami.
-Masz moje słowo Szymon.- Powiedziała Paulina i przytuliła się do mnie razem z Aniołkiem. Do pokoju weszła Agata.
-Co się dzieje?
-Przytul nas i obiecaj, że jak coś zacznie się dziać, to zrobisz to, co ustaliliśmy, dla swojego bezpieczeństwa. Obiecaj mi to.
-Nie mogę.- Zdziwiła mnie jej odpowiedź. Nie to ustaliliśmy.  
-To już nie jest gra, ani zabawa. Musisz mi to obiecać. Po prostu musisz.- Nie odpuszczałem jej.  
-Zrób to.- Powiedziała Karolina.
-Obiecuję tobie, że jeśli coś zacznie się dziać, to zerwę z tobą publicznie i odsunę się od ciebie na dużą odległość.- Pocałowałem Agatę i uklęknąłem.
-A ja daję tobie słowo, że jak wyjdę z tego wszystkiego cało, moje życie oddam w twoje ręce już na zawsze.- Podniosła mnie za policzki i pocałowała, a później przytuliła się do mnie.
-Wiesz co?- zapytała.  
-Co tam.
-Musimy już iść.
-Zeszło się, prawda?
-Tak. Już jest późno. Idziemy, ciocia na nas czeka.- Zeszliśmy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi.
-Iza jedziesz z nami?
-Agatko, muszę dzisiaj być w domu, więc pojadę taksówką.
-Dobrze, to do następnego razu.
-Cześć.- Pojechaliśmy do Agaty. A po drodze… .  
-Szymon, o czym rozmawialiście?
-O tej sytuacji, dla ich bezpieczeństwa.
-Ile wiedzą?
-Tyle co ty.
-Myślę, że nie powinieneś wszystkim tyle mówić.
-Jeszcze powiem tylko jednej osobie.
-Komu?
-Mariolce.
-Dlaczego zawsze u ciebie powtarzają się te same osoby.
-Tylko dziewczyny kochanie, tylko dziewczyny.
-No tak, teraz to mnie pocieszyłeś.
-Czyli uważasz, że powinienem się tobie wytłumaczyć z tego wszystkiego? Dobrze. Pamiętasz czas, kiedy powiedziałem tobie, że nie dam wam nic zrobić?
-I... ?- Spoglądała na mnie zaciekawiona.  
-I to jest właśnie taka sytuacja, w której możemy naprawdę dużo stracić.
-Wiem już to, zauważyłam sama.
-Dużo rozmawiałaś z Izą?
-Tak. Przyjeżdża do mnie wieczorem i dużo siedzimy i rozmawiamy. Wiesz, że ona jest nieszczęśliwa z tym Robertem.
-Robertem?
-Pamiętasz tego chłopaka, który był tutaj z Pauliną tego dnia, kiedy zrobiliśmy kawał pani Beacie?
-No nie gadaj, że to ten?
-Tak, to on jest taki drętwy w stosunku do Izy.
-Niemożliwe. Musi być jakieś inne wytłumaczenie tego incydentu. To nierealne, że taki chłopak, jak on, zachowuje się, jak palant. Przecież rozmawiałem z nim i wydawał mi się być rozrywkowym gościem.
-Przy tobie wszyscy tacy są.
-Nieprawda.
-Tak. Na ten przykład zobacz na naszą primadonnę.
-O kim mówisz?
-Ty naprawdę nie wiesz?
-Jak mówisz o Karolinie, to się obrażę i będziesz musiała mnie przeprosić.
-Nie. Nie mówię o tym twoim Aniołku, ale dobrze wiedzieć, że ona jest twoją piętą Achillesową, jak ciocia moją.
-Nie mogę pozwolić obrażać mojego ideału.
-Zrobisz dla niej wszystko?
-Nie.
-Ale kłamiesz, włosy się tobie dymią.
-Kochani dojechaliśmy, wysiadka.- Powiedziała Jagoda.
-Idziemy do domu.- Wysiadając kłóciliśmy się dalej.
-Zrobiłbym dla niej bardzo dużo, a nawet prawie wszystko, ale jest kilka takich rzeczy, które odpadły, kiedy zrobiła z siebie moją przyjaciółkę.
-Znaczy się nie zabijesz jej i nigdy nie obrazisz. Tak? O tym mówisz?
-Nie. Mówię o seksie i byciu razem z nią. A ty myślisz, że ideał można, ot tak zepsuć, prawda?
-Nie. I bardzo przepraszam ciebie za tą moją denną uwagę. Wiem, że tego się nie robi, bo w takim przypadku nie byłoby żadnych ideałów.
-Właśnie. Nie byłoby takich osób.
-Wiecie co? Przysłuchuję się tej waszej rozmowie i mam wrażenie, że wy do siebie pasujecie i nigdy tak poważnie się nie pokłócicie.
-Oby Jagódko, oby.
-Ciociu, czy dzisiaj możemy spać w pokoju gościnnym?
-Po co chcesz tam spać?
-Była u mnie na noc Iza i....
-I się posikałyście ze śmiechu?- Zażartowałem.
-Nie!- Krzyknęła i mnie odepchnęła od siebie w tym samym momencie.  
-To, co robiłyście?- Zaciekawiła się Jagoda.
-Rano oblewałyśmy się wodą.
-Co?!
-To taka gra, ona pyta i mnie oblewa, jak nie chcę odpowiedzieć, a później na odwrót.
-Widzisz Andrzej, a ty twierdzisz, że ja mam dziwne zabawy.- Stwierdziła Jagoda.
-Zapasy już mieliście?- Zapytałem.
-Nie. Ale Agata mi opowiadała, fajne to musi być.
-Fajne uczucie.
-Sprawdzi się, prawda Jagoda?- Powiedział Andrzej.
-Jak zasłużysz.- Roześmialiśmy się z Agatą.
-Szymon, czy wy macie dużo zabaw do łóżka, takie których używacie?
-Zawsze coś nowego. A w sumie, to dlaczego pytasz?
-Chciałabym wiedzieć czego jeszcze nie robiliście, a chcielibyście zrobić.
-Po co to tobie?
-No jak to po co? Powiem wam jutro czy będzie warto.
-Nie ma czegoś takiego.
-A ja mam coś takiego.
-Ej! To ja już wiem, co dzisiaj robimy.
-Co? Co takiego?
-Szymon, czy ty przypadkiem nie chcesz mnie zdenerwować.
-Nie. Ależ skąd, no coś ty. Ja? Taki uczciwy oszust matrymonialny? W życiu prawie, że nigdy.
-Wiesz co?- Zapytała Agata.
-Wiem. Kocham ciebie.
-To nie może tak być, że ja tobie odpuszczam za każdym razem i teraz tak nie będzie! O!
-Można zrobić w taki sposób, że zrobimy tak, jak chcesz, ale żebyś później tego nie żałowała.
-Na pewno nie będę.
-Dobrze, to w takim razie, dzisiaj przytulisz się do mnie i wiesz co? Najzwyczajniej pójdziemy spać.
-No chyba cię poje...o!
-Widzisz Andrzej, trzeba odwalić pańszczyznę. Chcesz, czy nie, musisz.
-No teraz to dostaniesz kopa.- I rozpoczęła się gonitwa dookoła domu.
-Nie daruję tobie, dorwę ciebie i będziesz świnio taplał się w tym błocie.
-Jak wieprz?
-Co?!- Zatrzymała się.
-Jak świniak.
-Dlaczego tobie robi to taką różnicę?
-Ale co?
-Ta świnia.
-A tobie nie?
-Nie.
-To całe szczęście chłopaku, że my pedały zawsze się jakoś dogadujemy.- Podszedłem do Agaty, położyłem swoją dłoń na jej ustach i pocałowałem siebie w rękę. Odepchnęła mnie.
-Spadaj wariacie. I dlaczego mówisz do mnie chłopaku?
-Z tego samego powodu, z którego ty mówisz do mnie świnia.
-Ale…, to takie powiedzenie.
-Jasne, że pewnie chłopczyku. To też tylko takie powiedzenie.
-Czy ty, nie możesz powiedzieć wprost, o co tobie chodzi?
-Wystarczy na koniec dopowiedzieć K i byłoby świniak, wieprz knur i inne tego rodzaju bydło.
-A bydło to nie kobieta?
-Nie, to rodzaj nijaki.
-Ale krowa, to ona.
-A byk to ja.
-Nie przesadzaj z tym dodawaniem sobie atutów.
-Czasem to dziwnie nam się dogadać. Chodzi o to, że od 21 kwietnia do 21 maja jesteśmy w znaku byka, a ja właśnie urodziłem się pod tym znakiem, zresztą w roku węża.
-Kim ty Szymon jesteś?
-Nikim szczególnym. A ty, co tak właściwie sobie pomyślałaś, kiedy mnie poznałaś?
-Nigdy nie odpowiesz na to pytanie? Mógłbyś choć raz odpowiedzieć.
-Ale Agatko, to najbardziej pełna i sprecyzowana odpowiedź, jaką mogłaś dostać.
-Mógłbyś chociaż nie kłamać.
-Przecież ja nie kłamię. A ty  to chyba jesteś uprzedzona do tego kim jestem.
-Dlaczego tak myślisz?
-Dzieciaki, chodźcie do domu i przestańcie już się kłócić o nic.- Stwierdził Andrzej.
-Przecież my tylko rozmawiamy i próbujemy się dotrzeć.
-Chodź Szymon, idziemy.
-Dobrze, ale spokojnie już będzie?  
-Nic z tego, ty chyba nie słuchałeś, co ja do ciebie mówiłam.
-Pewnie, że słuchałem. Tylko twierdzę, iż wchodzimy do domu i idziemy spać do pokoju gościnnego, więc trzeba się uspokoić, bo tam jest za dużo kryształów.
-Powiedzmy, że mnie przekonałeś.
-No, widzisz. Można? Można bez agresji.
-Ty to chyba podświadomie mnie denerwujesz.
-Właśnie, że nie. To ty raczej szukasz podświadomie jakiegoś stanu zapalnego.
-Podejdź do mnie, to pokażę tobie, czego ja szukam.- Włożyła mi ręce do kieszeni i złapała za....
-Właśnie takiej zabawki.
-Puść, bo takiej zabawki, to będziesz musiała sobie poszukać nowej.- Puściła i udaliśmy się do domu. Jagoda, jako wspaniała pani domu zapytała, czy chcemy jeszcze kolację.
-Jagódko, może jutro śniadanie, a teraz, co najwyżej coś do picia.
-Są soki i cola. I jeszcze coś, ale poczekaj. Zobaczę, czy Andrzej się kąpie.- Poszła i za momencik wróciła z butelką czegoś dziwnego, jak dla mnie w tym czasie. Niebieski dziwny alkohol nalała nam do szklanek.
-Spróbujcie, jeszcze czegoś takiego nie piliście. I jak?
-Smakowo ciekawy i do tego dziwnie drętwy i cierpki, ale wiesz co, fajny. Takie coś do naprawy smaku jest niezłe.- Zszedł do kuchni Andrzej.
-Co pijecie?- Spojrzałem na butelkę i przeczytałem na etykiecie.
-Absynt, próbowałeś już go?
-Tak, ale ten słabszy.- Zrobił dziwną minę i zaczął o czymś myśleć. Ups, chyba Jagoda chciała, aby tego nie widział.
-Nie jesteś zły, że go wziąłem?- Powiedziałem.
-Cholera. W sumie to nie, ale ta butelka miała już swoje przeznaczenie.
-A niech to, przepraszam. Muszę oduczyć się brać bez pytania twoje rzeczy z gabinetu.
-Co ty gadasz, to nie stało w gabinecie.
-Poczekaj.- Zszedłem do piwnicy i znalazłem na stojaku bardzo podobną butelkę, ale z innym kolorem etykiety, którą widziałem tam, gdy poprzednim razem byłem w piwnicy wybrać wino wraz z Tomaszem.
-Chyba coś jest ze mną nie tak, bo to jest na stojaku.- Powiedziałem mając butelkę z zieloną etykietą, kiedy wszedłem na górę do salonu.
-A niech to. Nie tą butelkę zaniosłem do piwnicy.
-Bardzo tego potrzebujesz?
-Coś innego, co ciężko dostać u nas.
-Mogę zadzwonić?
-Tak, proszę.- Poszedłem do biura i zadzwoniłem do klubu, poprosiłem Martę i gdy rozmawiałem z nią do biura weszła Jagoda.
-Wiedziałeś, że to ja. Powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś?
-Bo o kochane kobiety, się dba.
-Zapłacę, za te butelkę, gdzie ją kupisz?
-U Marty. Oni zamówią i dostanę dwie w cenie jednej. Poczekaj chwilkę.
-Dobrze Marta, tylko musimy się dogadać co do ceny i zapłaty.
-To da się zrobić. Wezmę to na siebie, gdyż ja mam w miarę normalną cenę.- Usłyszałem w słuchawce.  
-Dzięki Marta, jutro będę, to porozmawiamy.
-Dobrze, to do jutra.
-No to cześć.
-Wiesz z czym powinieneś tutaj przyjść?
-Z jakimś prezentem. Tylko dla kogo?  
-Dla Andrzeja.
-On i tak jest mi wdzięczny, Jagódko.
-Za co?
-Za ciebie. Choć to dziwnie brzmi, bo jakby ciebie przedtem nie miał, ale to prawda.
-Agata dużo się zmieniła odkąd ciebie zna.
-Z tego, co wiem i widzę, to tak.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.- Powiedziała Jagoda tak, jak gdyby ciśnienie z niej zeszło.  
-Oj przestańcie już robić ze mnie wredną sukę.
-Przedtem, to było wredne, że aż tylko. Czasem, to sama się zastanawiałam, co z tym zrobić. Nawet rozmawiałam o tym z Pauliną, jak dowiedziałam się, że studiuje psychologię i obiecała mi pomóc. To dlatego tak dobrze ciebie poznała.
-Zaraz. Powiedziałaś, że dużo od niej mogę się nauczyć, a ja głupia myślałam, że chodzi o miłość, ależ ja jestem tępa. A ty po prostu chciałaś, abym się nie rzucała o wszystko. No normalnie świetnie! Dziękuję za pchnięcie mnie w objęcia lekarza, który miał wyprostować tobie życie!- Wstała i pobiegła na górę. Jagoda patrzyła na mnie z niedowierzaniem, że to powiedziała.
-Co ja zrobiłam. Po co? Czasem myślę, że ona już dorosła do pewnych rzeczy, a później, to sama nie wiem. Chyba to prawda, że człowiek całe życie się uczy, a i tak głupi umiera.
-Tak. Coś w tym jest. Muszę iść, bo jutro da wam popalić.
-Przepraszam ciebie za to, że stawiam ciebie w takich sytuacjach.
-Lubię takie problemy, bo one nie dotyczą mnie. Idę.
-Powodzenia.- Poszedłem do pokoju Agaty, ale nie było jej tam. No przecież, że jest w gościnnym. ale też jej tam nie było. To gdzie jest? Schodząc wszedłem do gabinetu i tutaj, także jej nie było. Cofnąłem się na piętro i otworzyłem drzwi do sypialni Jagody. Agata leżała na łóżku z twarzą w poduszce.
-Nie chcę z tobą rozmawiać!
-Wiesz co? Ale ja chcę porozmawiać z tobą.
-Szymon? Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Przepraszam. Myślałam, że to ciocia.
-Niepotrzebnie się złościsz, bo przecież dobrze było tobie razem z Pauliną. A ona na sto procent pokochała ciebie. To nie zażyłość pomiędzy lekarzem i pacjentem była między wami, możesz mi wierzyć.
-Często łagodzisz pewne problemy i zawsze pomiędzy przyjaciółmi, dlaczego to robisz?
-Szkoda przyjaźni. Przyjaciół często się nie znajduje. A znajomych, to można mieć dużo, ale rzadko nadają się na przyjaciół.
-Potrafisz mnie uspokoić, bo innym, to nie wychodzi.
-Po prostu mnie słuchasz. Uśmiechnij się, bo głupio patrzeć, jak dziewczyna płacze. A i tak wreszcie będziesz musiała spotkać się z jedną i drugą. Więc może na początek zacznijmy od tej jednej, co?
-Najpierw Paulina.
-Nie. Najpierw ciocia. Przecież przyszłaś do jej sypialni, to chyba coś znaczy, prawda?
-Dziwny jesteś, ale wyprowadzę ciebie z równowagi, żeby zobaczyć, jak ty podchodzisz do stresowych sytuacji.
-Na chłodno i lepiej dla ciebie, żebyś tego nie robiła, wiesz?
-I tak zobaczę, możesz mnie nie straszyć.
-Po pierwsze, to ja ciebie nie straszę. Po drugie, to dobra rada. Po trzecie, lepiej dla ciebie, żebyś z niej skorzystała. Po czwarte, ja i tak ciebie kocham, ale mogę o tym zapomnieć. I wtedy, lepiej dla nas oboje, abyś pamiętała o tym, chociaż ty.
-Dziwny jesteś.
-To przez te lukę w pamięci.
-Duża?
-Jedenaście lat i ze trzy miesiące.
-Co! Przecież to dwie trzecie twojego życia?
-Umiem liczyć. Chodźmy do Jagody, porozmawiamy. Dobrze?
-Tak. Masz rację, prędzej czy później i tak będziemy musiały się do siebie odezwać.- Udaliśmy się do kuchni, gdzie Jagoda i Andrzej popijali jeszcze sobie absynt z jakimś dodatkiem. Nie wiem, co to było. Widziałem, ale nie pamiętam. Podszedłem do Jagody i uśmiechnąłem się.
-Łał, nowy rekord w ugłaskaniu złośnicy.
-Ona naprawdę się zmieniła, teraz to zobaczyłem.
-Agatko, podejdź tutaj.- Idąc zatrzymała się obok mnie. Pocałowałem ją i powiedziałem jej na uszko.
-Nie daj się sprowokować, to tylko próba sił.
-Obróć się.- Powiedziała Jagoda, a Agata obróciła się wokół własnej osi.
-Lepiej się ubiera, dba o włosy. No no, faktycznie zmiana.- Powiedział Andrzej.
-Agatko, a teraz pokaż swoje wnętrze.
-Co?- Agata spojrzała na mnie, po czym zwróciła się do nich.  
-W co wy gracie, dowiem się?
-Trzeba zdenerwować złośnice.- Odparła Jagoda.  
-Nie dziś, bo dziś, to my idziemy porobić sobie coś ciekawego do Agaty pokoju. A nie, mamy iść do gościnnego. Prawda kochanie?- Odparłem, aby nie było kłótni.  
-Szymon, denerwujesz mnie.
-Wiem kochana ciociu. I jak się to tobie podoba?
-Nie fajne.
-Widzisz? Chodź Agatko, idziemy na górę.
-A my porozmawiamy sobie jutro.- Powiedziała odchodząc Agata do Jagody, grożąc jej palcem.  
-Szymon, będziesz jutro?- Zatrzymałem się by odpowiedzieć.  
-Ale wychodził rano.
-Żartujesz sobie.- Oprzytomniała nagle.  
-Nie.- Potwierdziłem jej obawy.  
-Ups, ale sobie nagrabiłam.
-Właśnie. Jutro będziecie mogli zobaczyć sobie, komu uspokojenie mnie zajmuje najmniej czasu.
-Andrzej, powiedz mi coś. Dlaczego ja myślę, że jemu idzie to najlepiej?
-Bo to prawda, ona chyba bardzo go kocha. Czyli, to jawne oszustwo, więc my jutro nie gramy.- Stwierdziła luźno Andrzej.
-Właśnie i dlatego jutro nie gramy z wami w tą grę! Słyszałaś Agata?
-Tak, czyli jutro nie ma gry. Słyszysz?- Dorzucił Andrzej.
-Dobrze. Ale ja, to się z wami mogę zgodzić. Ciekawe tylko, co na to moja luba.
-Nic. Mam to gdzieś.
-Ej! To nie może tak być, musisz zareagować Agatko. Ciocia się prosi, to się nie odmawia.
-Szymon, przestań nakręcać burdę.
-To tylko taki żart. Dobrze, dobranoc. Idziemy Agatko.- I poszliśmy do pokoju gościnnego. Po chwili zachciało się mnie pić.  
-Zejdę do kuchni się napić czegoś normalnego.- Powiedziałem do Agaty.  
-Idź. Ja się przyszykuję do snu.- I poszedłem. Andrzej z Jagodą poszli już do sypialni, więc zapaliłem światło na schodach by bezpiecznie zejść do kuchni. Otworzyłem lodówkę i zawisłem w niej wzrokiem, szukając jakiegoś soku lub napoju. Był sok z czegoś w słoiczku z takim napisem. Wziąłem go i zamknąłem drzwi od lodówki, a za drzwiami stała Jagoda. Zlękłem się.  
-Jak się tutaj znalazłaś?- Zapytałem.
-Myślałam, że Andrzej nie zgasił światła.- Dziwnie spoglądała na mnie. Nie bardzo wiedziałem, jak to interpretować. Stała tak i patrzyła.  
-Coś się stało?- Zwróciłem się do niej.  
-Mam pytanie. Tylko, nie bardzo wiem, jak je zadać.  
-Normalnie. Najwyżej odpowiem "A skąd ja mam to niby wiedzieć?".  
-Nie zrobisz tego.  
-Nie. Masz rację. Nie zrobię tak. Jakie to pytanie?- Usiadłem biorąc szklankę.  
-Poczekaj, chwilkę.- Powiedziała i poszła na górę. Dziwne to było. Nalałem sok i dolałem do niego wodę. A Jagoda wróciła po chwili.  
-Mamy jakieś 10 minut zanim Andrzej się wykąpie i Agata doprowadzi siebie do stanu wieczornego rozgardiaszu. Więc tak. Wszyscy mówią, że czują się w twojej obecności, jak gdybyś był ich bratnią duszą. Ty też to czujesz?  
-Zabrzmi idiotycznie i infantylnie, ale nie ma czegoś takiego, jak bratnia dusza.  
-Słucham?  
-Moment! Jeszcze nie zakończyłem odpowiedzi. Chodzi o to, że jesteś jeszcze zauroczona czymś nowym i starasz się to rozumieć na swój sposób. Ludzie się poznają i patrzą na wszystko okiem lekko przymrużonym, a poznana osoba nie stara się robić głupich błędów, by nie zniechęcić drugiej strony. Jednak po dłuższym czasie widać, co kto sobą reprezentuje. Jeśli chcecie być razem, to powinniście budować razem swoją przyszłość patrząc na to, by po swojej stronie nie mieć znamion samolubności. Jeśli druga strona upiera się przy czymś, to trzeba dać jej tą chwilę do sprawdzenia, że to błąd, lub samemu przyjdzie nam przyznać się do błędnego toku rozumowania. Wynika to z podejście do drugiego człowieka.
-Nie o to pytałam.  
-Wiem. Też ciebie kocham i zrozumienie z twojej strony do moich wyczynów, czasem mnie przeraża. Odnoszę wrażenie, że zacząłem być tutaj kimś, kto kreuje tutaj wasz sposób postrzegania własnej przestrzeni życiowej.- Zamurowało na chwilkę ją to, co właśnie usłyszała.  
-Przytul mnie.- Oznajmiłem jej.  
-Po cóż?- Zapytała po chwili.  
-Bo chcę poczuć żar rozpalonej namiętności.- Wstała niepewnie, nie zastanawiając się nad tym, co powiedziałem. Nie wiedząc o tym, co było dla mnie oczywiste. Nie odzywając się, rzucając wzrokiem po kuchni tak, by nie spojrzeć na mnie, podeszła i przytuliła się. Ciepło jej ciała i bijące serce zdradzało jej zakłopotanie, lecz sposób w jaki przylgnęła do mnie pozwalał mi na określenie jej chęci do tego, aby mieć mnie przy sobie.  
-Nie możesz przestać myśleć o mnie?- Zapytałem.  
-Wydajesz się być bliższy niż każdy tutaj. Robisz rzeczy o których marzy każda kobieta. To dlatego wszyscy chcą wiedzieć, co jeszcze wymyśliłeś u nas, aby wziąć w tym udział. Wiem, że to chore Szymonie, lecz tak wygląda tutaj nasz świat. - Powiedziała spoglądając mi w oczy z bliska, a po krótkiej chwili dodając.  
-Idź już do Agaty, nie obracaj się.- Patrzyłem na nią biorąc  szklankę, aż w końcu odwróciłem się i poszedłem do pokoju gościnnego nie spoglądając za siebie, gdzie Agata, jak zwykle zrobiła wszystko, aby sprowadzić mnie do parteru, ale nie na łóżku. Czasem miałem wrażenie, że to ona mnie przelatuje, ale to pewnie dlatego, iż ja nie miałem ochoty na seks z nią w takiej chwili, lecz potrafiła mnie zmusić mentalnie do uległości. Opis zdarzenia sobie daruję.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 8848 słów i 47647 znaków, zaktualizował 28 cze 2020.

Dodaj komentarz